Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dziewczyny, którymi byłam - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
8 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
40,00

Dziewczyny, którymi byłam - ebook

Nora, znana również jako Rebecca, Samantha, Haley, Katie i Ashley – dziewczyny, którymi była – jako córka zawodowej oszustki i naciągaczki zawsze wychodzi z opresji obronną ręką. Kiedy wraz z Wesem (byłym chłopakiem) i Iris (nową dziewczyną) trafia w sam środek napadu na bank i wszyscy troje zostają zakładnikami, Nora będzie musiała wykorzystać wszystko, czego nauczyło ją życie.

Przestępcy nie mają pojęcia, z kim będą musieli się zmierzyć…

Prawa do adaptacji powieści zapewnił sobie Netflix. Producentką i odtwórczynią roli głównej jest gwiazda Stranger Things Millie Bobby Brown.

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8265-508-7
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

– 1 –

8 sierp­nia, 9.09

Dwa­dzie­ścia mi­nut, nie wię­cej.

Po­wta­rza­łam to so­bie od sa­mego rana. Tylko dwa­dzie­ścia mi­nut. Spo­tkamy się na par­kingu, wej­dziemy, wpła­cimy pie­nią­dze i bę­dzie nie­zręcz­nie, bę­dzie na­wet bar­dzo nie­zręcz­nie, ale to tylko dwa­dzie­ścia mi­nut, nie wię­cej.

Wy­trzy­mam dwa­dzie­ścia mi­nut w to­wa­rzy­stwie by­łego chło­paka i no­wej dziew­czyny. Bę­dzie nie­zręcz­nie, ale po­ra­dzę so­bie. Je­stem prze­cież mi­strzy­nią.

Zor­ga­ni­zo­wa­łam na­wet pączki, ma­jąc na­dzieję, że po­mogą uspo­koić sy­tu­ację po wczo­raj­szym tête-à-tête – prze­rwa­nym – co oczy­wi­ście spłyca to, co się stało. Okej, wiem, że słod­kie cia­sto z głę­bo­kiego tłusz­czu nie jest le­kiem na całe zło, ale he­loł. Wszy­scy lu­bią pączki. Szcze­gól­nie te z po­sypką. Albo ze skwar­kami. A naj­le­piej z po­sypką i skwar­kami na­raz. Dla­tego ku­puję pączki – i kawę, bo do Iris le­piej nie pod­cho­dzić bez broni, do­póki nie przyj­mie po­ran­nej dawki ko­fe­iny. No i oczy­wi­ście spóź­niam się przez to wszystko. Cze­kają już, kiedy pod­jeż­dżam pod bank.

Wes wy­siadł z pick-upa. Wy­soki blon­dyn opiera się o otwartą klapę po­obi­ja­nej paki, a obok leży ko­perta z go­tówką z wczo­raj­szego wie­czoru. Iris sie­dzi na ma­sce swo­jego vo­lvo. Ma na so­bie pa­ste­lową su­kienkę, a wiatr po­ru­sza jej lo­kami, kiedy bawi się za­pal­niczką, którą zna­la­zła przy to­rach. Kie­dyś pod­pali so­bie włosy, słowo ho­noru, że tak to się skoń­czy.

– Spóź­ni­łaś się – wita mnie Wes, le­d­wie wy­sia­dam z sa­mo­chodu.

– By­łam po pączki. – Po­daję Iris kawę, a ona ze­ska­kuje z ma­ski vo­lvo.

– Dzięki.

– Do­bra, mo­żemy mieć to już za sobą? – pyta Wes. Na­wet nie spoj­rzał na pączki. Czuję ucisk w żo­łądku. Znowu? Se­rio? Jak mo­żemy do tego wra­cać? Po tym wszyst­kim?

Za­ci­skam usta, ale sta­ram się nie oka­zy­wać iry­ta­cji.

– Jak chcesz. – Od­kła­dam kar­to­nik z cu­kierni do sa­mo­chodu. – Idziemy. – Biorę ko­pertę z tyl­nej klapy pick-upa.

Do­piero co otwo­rzyli, więc w banku przed nami są tylko dwie osoby. Iris wy­peł­nia for­mu­larz wpłaty, ja zaj­muję miej­sce, a Wes staje za mną.

Ko­lejka prze­suwa się do przodu, kiedy Iris wraca z go­to­wym blan­kie­tem, bie­rze ode mnie ko­pertę i chowa do to­rebki. Pa­trzy zmę­czo­nym wzro­kiem na Wesa, po­tem na mnie.

Przy­gry­zam usta. Jesz­cze tylko kilka mi­nut.

Iris wzdy­cha.

– Słu­chaj – zwraca się do Wesa, opie­ra­jąc dło­nie na bio­drach. – Nie­faj­nie, że tak się do­wie­dzia­łeś. Ła­pię. Ale...

Iris nie może do­koń­czyć zda­nia.

Ale nie przez Wesa.

Prze­rywa jej fa­cet sto­jący przed nami. Nie tyle prze­rywa, co unie­moż­li­wia jej do­koń­cze­nie zda­nia. Bo uznaje, że to naj­lep­szy mo­ment, żeby wy­cią­gnąć spluwę i za­cząć na­pad na bank.

O cho­lera, to pierw­sza myśl, jaka przy­cho­dzi mi do głowy. Druga to na zie­mię! A trze­cia to wszy­scy zgi­niemy, bo za­chciało mi się pącz­ków z be­ko­nem!– 2 –

9.12 (15 se­kunda na­padu)

Po­ry­wacz – biały męż­czy­zna, ja­kieś sto osiem­dzie­siąt cen­ty­me­trów wzro­stu, może tro­chę po­nad, brą­zowa kurtka, czarny T-shirt, czer­wona czapka z dasz­kiem, ja­sne oczy i brwi – krzy­czy: „WSZY­SCY NA ZIE­MIĘ!” – jak każdy sza­nu­jący się prze­stępca na­pa­da­jący na banki. Na co my oczy­wi­ście rzu­camy się na pod­łogę. Zu­peł­nie tak, jak­by­śmy wszy­scy byli ku­kieł­kami i ktoś w jed­nej chwili prze­ciął nam sznurki.

Nie mogę zła­pać tchu. Przez se­kundę czuję po­tężną klu­chę stra­chu w gar­dle, piersi i żo­łądku. Wręcz pali mnie od środka i uci­ska, i chcę wy­kasz­leć ją z sie­bie, ale boję się, że przy­cią­gnę­ła­bym jego uwagę.

A nie wolno przy­cią­gać uwagi. Znam za­sady, bo nie pierw­szy raz tu je­stem. To zna­czy nie tu, bo ni­gdy wcze­śniej nie by­łam za­kład­niczką w cza­sie na­padu na bank, ale cza­sem mam wra­że­nie, że wy­cho­wa­łam się na li­nii frontu.

Kiedy ktoś ce­luje do cie­bie z broni, to wy­gląda to zu­peł­nie ina­czej niż na fil­mach. W tych pierw­szych se­kun­dach nie ma żad­nego bo­ha­ter­stwa. Tylko drgawki z prze­ra­że­nia i strach tak silny, że można się zsi­kać w spodnie. Do­ty­kam ra­mie­nia Iris i czuję, że cała się trzę­sie. Chcę prze­su­nąć rękę i chwy­cić jej dłoń, ale się po­wstrzy­muję. A je­śli ten gość uzna, że się­gam po broń? W Clear Creek każdy ma broń. Każdy. Więc nie mogę ry­zy­ko­wać.

Po mo­jej dru­giej stro­nie leży Wes. Jest spięty, a mnie wy­star­czy se­kunda, żeby po­ła­pać się, dla­czego: bo przy­go­to­wuje się, żeby rzu­cić się na go­ścia w czer­wo­nej czapce. Mój były – cały on, je­śli ktoś chce wie­dzieć. Wes działa in­stynk­tow­nie i jest pe­łen po­świę­ce­nia, a przy oka­zji ab­so­lut­nie nie ma wy­czu­cia chwili, gdy cho­dzi o nie­bez­pieczne sy­tu­acje.

Tym ra­zem się nie wa­ham. Mu­szę dzia­łać – bo ina­czej Wes za­li­czy kulkę. Do­ty­kam jego uda, tuż po­ni­żej szor­tów, i wbi­jam mu pa­znok­cie w skórę. Od­wraca się gwał­tow­nie w moją stronę, więc pa­trzę na niego i prze­ka­zuję mu spoj­rze­niem: ani mi się waż! Kręcę głową i znów prze­sy­łam mu to spoj­rze­nie. W jego unie­sio­nych brwiach nie­mal do­słow­nie wi­dzę jego ale Nora... Mimo to w końcu pod­daje się i roz­luź­nia.

Do­brze. Bar­dzo do­brze. Od­dy­chaj. Skon­cen­truj się.

Na­past­nik. Krzy­czy na ko­bietę za biur­kiem. Ko­bieta za biur­kiem – jest sama? Dla­czego jest tylko ona? – Ma blond włosy, czter­dzie­ści kilka lat, a na no­sie oku­lary na srebr­nym łań­cuszku. Mój mózg pra­cuje na pod­wyż­szo­nych ob­ro­tach i za­pa­mię­tuje wszystko, na wy­pa­dek, gdy­bym mo­gła tego po­trze­bo­wać.

Gość krzy­czy coś o dy­rek­to­rze banku. Trudno usły­szeć, o co mu cho­dzi, bo ko­bieta ry­czy hi­ste­rycz­nie. Cała się trzę­sie, ma czer­wone po­liczki i je­śli przy­pad­kowo nie uru­cho­miła ci­chego alarmu, to na sto pro­cent nie zro­biła tego w ogóle. Na broń przy twa­rzy re­aguje to­talną pa­niką.

Nie dzi­wię się jej. Nikt nie wie, jak za­re­aguje, do­póki nie spoj­rzy pro­sto w lufę.

Żadne z na­szej trójki nie ze­mdlało, więc chyba jest okej. Jak na ra­zie. A to dużo.

Ale je­śli ktoś ma nas z tego wy­cią­gnąć, nie mo­żemy li­czyć na pra­cow­niczkę banku. Na sze­ryfa też nie, bo bez alarmu nie bę­dzie wie­dzieć, że ma przy­je­chać. Spo­glą­dam w lewo, naj­bar­dziej jak się da bez po­ru­sza­nia głową. Czy ta ko­bieta za biur­kiem na­prawdę jest tu sama? Może druga osoba się gdzieś ukrywa? I co z ochro­nia­rzem? Czy w tym od­dziale w ogóle mają ochro­nia­rza?

Kroki, gdzieś za mną. Spi­nam się, a Iris wzdy­cha krótko. Przy­ci­skam ra­mię do jej ra­mie­nia, jak­bym mo­gła do­ty­kiem prze­ka­zać jej tro­chę otu­chy. Choć gdy po­ja­wia się broń, otu­cha prze­staje się li­czyć.

Spo­koj­nie. Kroki – szyb­kie. Kiedy mnie mi­jają, w moim polu wi­dze­nia po­ja­wia się shot­gun z ob­ciętą lufą. Gość, który go trzyma, idzie w stronę biurka. Czuję ucisk w piersi, prze­ra­że­nie i mdło­ści. Pierw­szy fa­cet nie jest sam. Jest ich dwóch.

Dwóch na­past­ni­ków. Obaj biali. Czy­ste dżinsy, cięż­kie bu­ciory. Czarne T-shirty, bez na­pi­sów.

Prze­ły­kam gło­śno, choć w ustach mam Sa­harę, a moje serce po­dry­guje w rytm słów pio­senki wszy­scy tu zgi­niemy, niech to cho­lera, wszy­scy zgi­niemy.

Pocą mi się dło­nie. Za­ci­skam je – Boże, ile czasu już mi­nęło? Dwie mi­nuty? Pięć? Czas pły­nie za­baw­nie po­woli, kiedy przy­wie­rasz do pod­łogi z bro­nią w oko­li­cach twa­rzy – po raz pierw­szy my­ślę o Lee.

O, nie! Lee.

Sio­stra mnie za­bije, je­śli dam się po­strze­lić. Ale naj­pierw do­pad­nie tego, kto mi to zro­bił. Z ze­msty uczyni mi­sję swo­jego ży­cia. A Lee jest prze­ra­ża­jąca, kiedy trak­tuje coś jak mi­sję. Mó­wię to na pod­sta­wie do­świad­cze­nia, bo kiedy mia­łam dwa­na­ście lat, Lee uwol­niła mnie od matki tak wy­ra­fi­no­waną in­trygą, że na­wet Kró­lowa Wszyst­kich In­tryg nie za­uwa­żyła, co się święci. Te­raz sie­dzi w wię­zie­niu... nie Lee. Mama.

I to ja po­mo­głam ją tam wpa­ko­wać.

Nie mogę po­zwo­lić, żeby strach prze­jął nade mną kon­trolę. Mu­szę za­cho­wać spo­kój i zna­leźć ja­kieś wyj­ście. To pro­blem. Pro­blem trzeba roz­pra­co­wać, żeby go roz­wią­zać.

Kto był w banku, kiedy we­szli­śmy do środka, oczy­wi­ście poza pra­cow­niczką zza biurka? Pró­buję so­bie przy­po­mnieć. Ja­kaś ko­bieta na po­czątku ko­lejki. Czer­wony Da­szek od­su­nął ją, za­nim za­czął wrzesz­czeć. Te­raz klientka banku leży na pod­ło­dze po mo­jej le­wej stro­nie, a nieco da­lej jej to­rebka. Szary Da­szek za­szedł nas od tyłu. To zna­czy, że mu­siał sie­dzieć w po­cze­kalni.

Żo­łą­dek zwija mi się w cia­sny su­peł, kiedy przy­po­mi­nam so­bie, kogo jesz­cze tam za­uwa­ży­łam: dziew­czynkę. Nie mogę od­wró­cić głowy na tyle, żeby spraw­dzić, gdzie jest te­raz, ale pa­mię­tam, że zwró­ci­łam na nią uwagę, kiedy wcho­dzi­łam.

Ile może mieć lat? Je­de­na­ście, naj­wy­żej dwa­na­ście. Czy to córka ko­biety z po­czątku ko­lejki? Pew­nie tak.

Ale ją mam w polu wi­dze­nia i do­sko­nale wi­dzę, jak się za­cho­wuje: ani razu nie spoj­rzała w stronę krze­seł, gdzie sie­dział ten dzie­ciak.

Czyli okej. Pię­cioro do­ro­słych, albo pra­wie do­ro­słych. Jedno dziecko. Dwóch ra­bu­siów. I dwie sztuki broni. Przy­naj­mniej dwie. Moż­liwe, że wię­cej.

To nie są do­bre pro­por­cje.

– Mu­simy zejść do piw­nicy. – Czer­wony Da­szek dźga ka­sjerkę lufą w twarz. To nie po­maga. Ko­bieta jest jesz­cze bar­dziej prze­ra­żona, a je­śli da­lej tak bę­dzie ro­bił...

– Prze­stań krzy­czeć.

Po raz pierw­szy sły­szę Sza­rego Daszka. Ma szorstki, mru­kliwy głos, ale nie dla­tego, że nie chce, że­by­śmy go po nim po­znali, tylko tak po pro­stu mówi. Jakby do­tych­cza­sowe ży­cie wy­rwało mu wnętrz­no­ści i zo­sta­wiło tylko ślad wcze­śniej­szego głosu. Czer­wony Da­szek mo­men­tal­nie się cofa.

– Zaj­mij się ka­me­rami – po­leca Szary Da­szek. Gość w czer­wo­nej czapce z dasz­kiem bie­giem omija biurko ka­sjerki, prze­cina prze­wody ka­mer i wraca do Sza­rego Daszka.

Iris na­piera na mnie ra­mie­niem. Ob­ser­wuje po­ry­wa­czy rów­nie uważ­nie jak ja. Też się na­pi­nam, żeby wie­działa, że wszystko wi­dzę.

Gość w czer­wo­nej czapce z dasz­kiem wy­ko­nał pierw­szy ruch, ale to nie on jest sze­fem.

– Gdzie jest Frayn? – pyta Szary Da­szek.

– Jesz­cze nie przy­je­chał – od­po­wiada ka­sjerka.

– Kła­mie – pry­cha Czer­wony Da­szek. Ale ner­wowo ob­li­zuje usta. Prze­stra­szył się sa­mej ewen­tu­al­no­ści.

Kim jest ten cały Frayn?

– Sprawdź – roz­ka­zuje Szary Da­szek.

Wi­dzę buty go­ścia w czer­wo­nej czapce z dasz­kiem. Mija mnie i idzie da­lej, do lobby.

Wy­ko­rzy­stuję mo­ment. Kiedy je­stem pewna, że Czer­wony Da­szek jest poza za­się­giem wzroku, a Szary sku­pia się na ka­sjerce, od­wra­cam głowę w prawo. Dziew­czynka leży sku­lona pod sto­li­kiem na środku po­cze­kalni i na­wet z tej od­le­gło­ści wi­dzę, że cała drży.

– Dziecko! – szep­cze Wes. On też na nią pa­trzy.

Wiem! Od­po­wia­dam, bez­gło­śnie po­ru­sza­jąc ustami. Bar­dzo bym chciała, żeby mała spoj­rzała w moją stronę, bo mo­gła­bym przy­naj­mniej prze­słać jej uspo­ka­ja­jące spoj­rze­nie, jed­nak dziew­czynka leży z twa­rzą wci­śniętą w brzydki brą­zowy dy­wan.

Kroki. Po­now­nie czuję ucisk stra­chu w klatce pier­sio­wej, bo wraca Czer­wony Da­szek.

– Biuro dy­rek­tora jest za­mknięte.

W jego gło­sie sły­chać ślad pa­niki.

– Gdzie jest Frayn? – war­czy Szary Da­szek po­now­nie.

– Spóź­nia się! – pisz­czy ko­bieta. – Po­je­chał po Judy, drugą ka­sjerkę. Sa­mo­chód jej nie od­pa­lił. Już po­wi­nien wró­cić.

Coś jest nie tak. Nie wiem, jaki był plan, ale już sam po­czą­tek się po­sy­pał. A z do­świad­cze­nia wiem, że kiedy lu­dzie coś schrza­nią, mają dwa wyj­ścia: ucie­kają albo po­gar­szają sprawę.

Przez chwilę mam wra­że­nie, że wy­biorą pierw­szą al­ter­na­tywę. Wyj­dziemy z tego z ner­wicą i hi­sto­rią, która za­pewni nam dar­mowe ko­lejki na każ­dej im­pre­zie do końca ży­cia. Chwilę póź­niej moja na­dzieja sy­pie się jak do­mek z kart.

Zu­peł­nie jak­bym oglą­dała świat w zwol­nio­nym tem­pie. Otwie­rają się drzwi i do banku wcho­dzi ochro­niarz, któ­rego nie­obec­ność tak bar­dzo mnie zdzi­wiła. W ręku trzyma tackę z kub­kami kawy.

Nie ma szans. Czer­wony Da­szek – im­pul­sywny, ner­wowy i zde­cy­do­wa­nie zbyt prze­ra­żony – po­ciąga za spust, za­nim ochro­niarz ma szansę rzu­cić przy­nie­sione cap­puc­cino i się­gnąć po pa­ra­li­za­tor.

Tacka upada na pod­łogę. Ochro­niarz uła­mek se­kundy póź­niej. Na jego barku wy­kwita czer­wona plama, z po­czątku nie­duża, lecz z każdą chwilą co­raz więk­sza i więk­sza.

Wszystko dzieje się bar­dzo szybko, jakby ktoś bły­ska­wicz­nie prze­rzu­cał kartki książki. W tej chwili skoń­czyły się żarty: przed po­cią­gnię­ciem za spust ist­nieje mi­zerna szansa, że ja­koś to bę­dzie.

Po pierw­szym strzale? Nic z tego.

Kiedy straż­nik pada na pod­łogę, ktoś – ka­sjerka – za­czyna krzy­czeć.

Wes rzuca się w na­szą stronę, żeby nas osło­nić, a my zwi­jamy się i przy­wie­ramy do sie­bie, aż sta­jemy sie bez­ładną plą­ta­niną rąk i nóg, i stra­chu, i po­krę­co­nych uczuć, któ­rych nie po­win­ni­śmy lek­ce­wa­żyć, wszyst­kiego, co się dzieje i... mnie?

Ści­skam w dłoni te­le­fon. Nie wiem, czy będę miała jesz­cze jedną szansę. Wy­ję­łam go z kie­szeni, kiedy Szary Da­szek, prze­kli­na­jąc gło­śno, mi­nął na­szą plą­ta­ninę, by roz­broić straż­nika i zblu­zgać ko­legę. Wes się na mnie opiera, więc le­d­wie je­stem w sta­nie ru­szać ręką, ale udaje mi się wy­słać wia­do­mość do Lee.

Oliwka. Sześć li­ter. Nie prze­pa­dam za oliw­kami. For­mal­nie rzecz bio­rąc, to owoc, tak samo jak po­mi­dor.

Moż­liwe, że to klucz do na­szej wol­no­ści. Od kiedy tylko znam moją sio­strę, to na­sze słowo bez­pie­czeń­stwa. Bo je­ste­śmy dziew­czy­nami go­to­wymi na za­wie­ru­chę.

Lee przy­je­dzie. Moja sio­stra ni­gdy nie za­wo­dzi.

I nie przy­je­dzie sama.– 3 –

Za­pis tek­stowy roz­mowy te­le­fo­nicz­nej mię­dzy
Lee Ann O’Mal­ley i za­stęp­czy­nią sze­ryfa
Jes­sicą Rey­nolds

8 sierp­nia, 9.18

Za­stęp­czyni Rey­nolds: Rey­nolds, słu­cham.

O’Mal­ley: Jess, Lee z tej strony. Mo­żesz spraw­dzić, czy ktoś w banku uru­cho­mił ci­chy alarm? Cho­dzi kon­kret­nie o od­dział przy Mil­ler Street, obok tej pącz­karni za­mknię­tej w ze­szłym roku.

Za­stęp­czyni Rey­nolds: Mamy ro­botę? Co się dzieje?

O’Mal­ley: Nie, nic ta­kiego. Nora prze­słała mi słowo bez­pie­czeń­stwa.

Za­stęp­czyni Rey­nolds: Ma­cie słowo bez­pie­czeń­stwa?

O’Mal­ley: To prze­cież na­sto­latka. Oczy­wi­ście, że mamy słowo bez­pie­czeń­stwa! Przed przyj­ściem do biura miała po­je­chać wpła­cić pie­nią­dze z wczo­raj­szej zbiórki. Spraw­dzi­łam lo­ka­li­za­cję jej ko­mórki i cały czas jest w banku.

Za­stęp­czyni Rey­nolds: Pa­mię­tam, że pa­dła dzi­siaj na­zwa tego banku przez ra­dio, ale alar­mów żad­nych nie mam. Cze­kaj, spraw­dzę... o, już wiem. Dy­rek­tor banku miał wy­pa­dek sa­mo­cho­dowy w dro­dze do pracy. Wzięli go do szpi­tala. Może Nora się wy­głu­pia?

O’Mal­ley: Na pewno nie. Do­bra, jadę spraw­dzić, co tam się dzieje.

Za­stęp­czyni Rey­nolds: Spo­tkamy się na miej­scu. Nie wchodź beze mnie, okej?

Za­stęp­czyni Rey­nolds: Lee?

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: