FC Mezzi 3 - Nożyce - ebook
FC Mezzi 3 - Nożyce - ebook
Janek, Mikołaj, Emil i reszta zawodników FC Mezzi grają teraz w pierwszej lidze. Tempo gry jest szybsze, a faule brutalniejsze. Wszyscy odczuwają, że poziom spotkań jest wyższy, niż ten do którego byli przyzwyczajeni. Do tego wszystkiego Mikołaj ze Zlatanem siępokłócili. A jeśli nie gra sięcałą drużyną, to przecieżnic nie wychodzi. Czy Jankowi, który jest kapitanem uda się załagodzić ten konflikt? No i czy Ula i Zlatan zaczęli ze sobą chodzić?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-118-5810-3 |
Rozmiar pliku: | 214 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
EMIL: Doskonały bramkarz. Jego interwencje przeważnie są skuteczne. Wie wszystko
o piłce nożnej, zna każdą drużynę i jej taktykę. Jego jedynym problemem jest to,
że nienawidzi biegać i szybko dostaje zadyszki.
MIKOŁAJ: Często trenuje z piłką w swoim ogrodzie. Potrafi bardzo mocno strzelać lewą nogą. To optymista, którego towarzystwo gwarantuje dobrą zabawę. Jest silny jak byk, rozpiera go energia. Ma starszego brata − słynnego piłkarza Kingo.ROZDZIAŁ 1
Piłka toczyła się w moją stronę. Zagrałem prostym podbiciem. Mocno. Kierunek był idealny, ale nie wystarczająco się pochyliłem, więc mocno przestrzeliłem.
̶ Dawaj Janek! – krzyknął Kingo.
A może krzyczał mój tata? Stali zaraz obok siebie. Żeby tylko tacie nie przyszło do głowy dawać mu dobre rady. Wróciłem sprintem, żeby pomóc obronie.
W pierwszym meczu w najlepszej lidze graliśmy na wyjeździe z Holeby. To był ostatni weekend przed wakacjami. Zlatan nie grał w tym meczu, bo był już z rodziną na wakacjach w Chorwacji. Na szczęście dalej grał w naszej drużynie. Jego tata uważa, że dobrze mu szło i że był w stanie panować nad swoim temperamentem. Ula była na Majorce. Przydaliby się nam dzisiaj obydwoje. Beznadziejnie, że musieliśmy grać mecz przed rozpoczęciem szkoły.
Przegrywaliśmy jednym golem. Zostało dziesięć minut do końca.
Emil obronił mocne uderzenie i wykopał mocno do przodu. Mikołaj przyjął, udało mu się przebić z piłką do przodu, ale w końcu został sfaulowany, gdy oddał strzał na bramkę.
Zostało tylko pięć minut. No nie… Nienawidziłem przegrywać. Musieliśmy zaryzykować.
Kingo też tak uważał. Krzyknął, żebym stanął bardziej z przodu.
Emil znowu nas uratował, broniąc kolejny rzut. Przesunąłem się odrobinę do tyłu. Wiedziałem dokładnie, gdzie wyrzuci piłkę.
Tak! Piłka leciała łukiem w moją stronę. Przyjąłem na klatę. Trochę ode mnie odskoczyła, ale ją opanowałem. Drogę próbował zastawić mi rosły przeciwnik, ale udało mi się go ograć. Po nim na mojej drodze pojawiło się dwóch kolejnych. Udałem, że znowu będę chciał dryblować, ale podałem Mikołajowi tak, żeby piłka się od niego odbiła i wróciła do mnie. Niestety, po jego podaniu piłka leciała dokładnie między dwóch obrońców. Sprintem dobiegłem do pola karnego, mając piłkę zaraz pod nogami.
Bramkarz wyszedł do przodu. Przerzuciłem piłkę nad nim, przeszedłem na jego prawą stronę i strzeliłem. W jakiś cudowny sposób dosięgnął piłki, która jednak wysunęła mu się z rękawiczki, odbiła od słupka i powędrowała do Mikołaja. Bramka była pusta, bramkarz leżał na ziemi i wtedy mój dobry kumpel Mikołaj strzelił… Albo i nie! Przestrzelił! Mikołaj przeklinał pod nosem.
̶ Dawaj!
Ale nie udało mu się już nic wskórać. Holeby wróciło na naszą połowę i w kontrze strzeliło nam gola. Emil nie miał żadnych szans. Było ich dwóch na jednego.
Sędzia odgwizdał koniec spotkania. Kurczę! Przegraliśmy nasz pierwszy mecz w najlepszej lidze 0:2.
Kingo się nie przejmował. Kupił nam napoje i pochwalił nas. Siedzieliśmy na trawie w półkolu przed nim.
̶ Graliście naprawdę dobrze – powiedział Kingo.
̶ Ale przegraliśmy – rzucił Jens.
̶ Gdyby tylko Mikołaj zdobył tego gola… – zaczął Albert.
̶ Wiem, wiem – westchnął Mikołaj. – Nie rozumiem… – zaczął, ale Kingo mu przerwał.
̶ To nie wina Mikołaja, że przegraliśmy. W piłce wina nigdy nie leży po stronie jednego gracza. Tu chodzi o całą drużynę. Wygrywamy jako drużyna i przegrywamy też jako drużyna. Dzisiaj przegraliśmy z zespołem, który był od nas lepszy. I to jest naturalne. Musimy przyzwyczaić się do tempa, które panuje w pierwszej lidze.
Po meczu Emil dostał zasłużonego Tygrysa Wyczynowca. Bez jego pomocy przegralibyśmy chyba z 6:0. Po drodze do domu siedziałem na tylnym siedzeniu między Emilem a Mikołajem. Mikołaj dalej nie mógł się pogodzić z niewykorzystaną szansą.
̶ Mogłem po prostu strzelić za pierwszym razem – powiedziałem. – Powinienem był.
̶ Dajcie spokój. To było super zagranie – rzucił Emil.
̶ Dokładnie – dodał mój tata zza kierownicy. – Zrobiłeś wszystko tak, jak powinieneś, a podanie od Mikołaja było perfekcyjne.
̶ Za długo czekałem z oddaniem strzału, ale chciałem być pewny, że strzelę – wymamrotałem. – Gdybym tylko strzelił z pierwszej piłki, bramkarz nawet by jej nie dotknął.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.