Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Flota w czasie przypływu. Ameryka w wojnie totalnej na Pacyfiku 1944-1945 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 kwietnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Flota w czasie przypływu. Ameryka w wojnie totalnej na Pacyfiku 1944-1945 - ebook

Laureat nagrody komandora Johna Barry’ego, Ligi Marynarki Stanów Zjednoczonych za rok 2017. Historyk, o którym mówi się, że „robi dla marynarki wojennej to, co Stephen Ambrose dla armii”, przedstawia bezprecedensowy opis nadzwyczajnej kampanii powietrznej, lądowej i morskiej, która doprowadziła Marynarkę Wojenną Stanów Zjednoczonych na szczyt potęgi i wyznaczyła powstanie USA jako globalnego supermocarstwa. „Hornfischer jest liderem w dziedzinie morskiej historii drugiej wojny światowej (…) pisana jego piórem rozgrywa się niczym intensywny thriller (…) narracja non-fiction w jej najlepszym wydaniu – po prostu książka, której nie wolno przegapić” – James M. Scott, gazeta „Charleston Post and Courier”, Potężnym uderzeniem na wyspy archipelagu Marianów w czerwcu 1944 roku Stany Zjednoczone przekroczyły barierę wojny totalnej. W swoim mistrzowskim popisie na polu dramatycznej opowieści, stanowiącej owoc szeroko prowadzonych badań nad niedawno udostępnionymi materiałami źródłowymi, James D. Hornfischer ożywia historię kampanii, która stanowiła punkt wyjścia do wymuszenia kapitulacji Japonii i na zawsze zmieniła współczesną sztukę wojny. Skupiając się na dowódcach, uczestnikach zmagań na linii frontu oraz zwykłych ludziach, Hornfischer opowiada historię kulminacji ostatniego etapu wojny na Pacyfiku w sposób odmienny niż dotychczas. Mamy tu potężne operacje desantowe na Saipanie, Tinianie i Guam; oszałamiające bitwy powietrzne słynnego „Wielkiego polowania na indyki na Marianach”; pierwsze użycie na szeroką skalę minerskich zespołów płetwonurków; największy samobójczy atak w czasie wojny; śmiałe operacje w małej i dużej skali, które umożliwiły przeprowadzenie strategicznej ofensywy bombowej, z kulminacją w postaci atomowych uderzeń na Hiroshimę i Nagasaki.

Od mórz środkowego Pacyfiku po wybrzeża Japonii, „Flota w czasie przypływu” to poruszający, autorytatywny i kinematograficzny obraz finału drugiej wojny światowej. „Imponująco przejrzysta opowieść (…) zachwycająca, fascynująca” – The Wall Street Journal

„Hornfischer jest liderem w dziedzinie morskiej historii drugiej wojny światowej (…) [i] stworzył imponującą i płynną narrację (…) pisana jego piórem historia rozgrywa się niczym intensywny thriller (…) mocna proza stworzona przez poetę (…) ‘Flota w czasie przypływu’ to po prostu książka, której nie wolno przegapić” – James M. Scott, gazeta Charleston Post and Courier

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8178-594-5
Rozmiar pliku: 15 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SŁOWNICZEK SKRÓTÓW UŻYWANYCH

W KSIĄŻCE:

Samoloty

Alianci:

B-17: Boeing Flying Fortress, ciężki bombowiec używany przez USAAF.

B-24: Consolidated Liberator, ciężki bombowiec używany przez USAAF oraz marynarkę wojenną (jako PB4Y).

B-25: Consolidated Mitchell, średni bombowiec używany przez USAAF.

B-29: Boeing Superfortress, ciężki bombowiec używany przez USAAF.

C-54: Douglas Skymaster, samolot transportowy używany przez USAAF oraz marynarkę wojenną (jako R5D).

F4U: Chance-Vought Corsair, myśliwiec bazujący na lotniskowcach oraz na lądzie, używany przez marynarkę wojenną i Korpus Piechoty Morskiej.

PBM: Consolidated Mariner, łódź latająca używana do rekonesansu dalekiego zasięgu.

SB2C: Curtiss Helldiver, bombowiec nurkujący bazujący na lotniskowcach.

SBD: Douglas Dauntless, bombowiec nurkujący bazujący na lotniskowcach.

F6F: Grumman Hellcat, myśliwiec bazujący na lotniskowcach.

FM-2: Grumman Wildcat, myśliwiec bazujący na lotniskowcach.

OY-1: Stinson Sentinel, „Grasshopper”, samolot łącznikowy/obserwacyjny.

P-47: Republic Thunderbolt, bazujący na lądzie samolot myśliwsko-bombowy używany przez USAAF.

P-51: North American Mustang, bazujący na lądzie myśliwiec używany przez USAAF.

TBM/TBF: Grumman Avenger, bombowiec torpedowy bazujący na lotniskowcach.

Japończycy:

Betty: Mitsubishi G4M Type 1, bombowiec bazujący na lądzie.

Emily: Kawanishi H8K Type 2, łódź latająca.

Frances: Yokosuka P1Y1 Ginga, bombowiec bazujący na lądzie.

Frank: Nakajima Ki-84 Hayate Type 4, myśliwiec.

Hamp: patrz Zeke.

Irving: Nakajima J1N Gekko Type 2, dwusilnikowy myśliwiec nocny i samolot rozpoznawczy.

Jill: Nakajima B6N Tenzan, bombowiec torpedowy bazujący na lotniskowcach.

Judy: Yokosuka D4Y Suisei, bombowiec nurkujący bazujący na lotniskowcach.

Kate: Nakajima B5N Type 97, bombowiec torpedowy bazujący na lotniskowcach.

Mavis: Kawanishi H6K Type 97, łódź latająca.

Nate: Nakajima Ki-27 Type 97, myśliwiec.

Oscar: Nakajima Ki-43 Hayabusa Type 1, myśliwiec.

Tony: Kawasaki Ki-61 Hien Type 3, myśliwiec.

Val: Aichi D3A Navy Type 99, bombowiec nurkujący bazujący na lotniskowcach.

Zeke: Mitsubishi A6M Zero-Sen Type 0, myśliwiec bazujący na lotniskowcach i na lądzie.

Zero: patrz Zeke.

Pojazdy i barki desantowe:

DUKW: sześciokołowa amfibia o ładowności 2,5 tony, używana do transportu ludzi i ładunków; skrót jest kodem w nomenklaturze producenta pojazdu, GMC: „D” oznaczało, że pojazd został zaprojektowany w 1942, „U” oznacza „wielozadaniowy, amfibijny”, „K” – „napęd na wszystkie koła”, a „W” – dwie osie z tyłu pojazdu

LCM: Landing Craft Medium; barka mogąca przewozić 30-tonowy czołg średni lub 27 ton ładunku.

LCI: Landing Craft Infantry; barka mogąca przewozić do 200 żołnierzy bezpośrednio na brzeg

LCPR: Landing Craft Personnel, Ramp. Po roku 1942 zastąpiona przez nieco większą i liczniejszą LCVP.

LCT: Landing Craft Tank; większa barka mogąca przewozić czołgi, ciężarówki oraz większe ilości sprzętu i ładunków.

LCVP: Landing Craft Vehicle Personnel; niewielka barka desantowa używana do transportu wojsk, mogąca pomieścić 36 żołnierzy lub 4,5 tony ładunku.

LSD: Landing Ship Dock; duża jednostka pływająca używana do transportu oceanicznego wojsk, pojazdów i ładunków, mogąca pomieścić 240 żołnierzy lub 18 LCM.

LST: Landing Ship Tank; używany do transportu wojsk, pojazdów i sprzętu.

LVT: Landing Vehicle Tracked (nazwany skrótowo „amphibian tractor” lub „amtrak”); lekko opancerzony pojazd mogący przewozić żołnierzy i sprzęt na plaże, zdolny do pokonywania przeszkód w postaci raf.

LVT(A): Landing Vehicle Tracked (Armored) („amtank”); amtrak wyposażony w działo kalibru 75 mm lub 37 mm.

Różne:

CINCPAC: Commander in Chief, Pacific Fleet, Głównodowodzący Floty Pacyfiku.

CNO: Chief of Naval Operations, Szef Operacji Morskich.

COMFIFTHFLT: Commander, Fifth Fleet, Dowódca 5. Floty.

COMFIFTHPHIB: Commander, Fifth Amphibious Force, Dowódca 5. Grupy Desantowej.

COMGEN: Commanding General, Generał Dowodzący.

COMINCH: Commander in Chief, U.S. Fleet, Głównodowodzący Floty Stanów Zjednoczonych.

COMPHIBPAC: Commander, Amphibious Forces, Pacific, Dowódca Sił Desantowych na Pacyfiku.

COMSUBPAC: Commander, Submarines, Pacific, Dowódca Okrętów Podwodnych na Pacyfiku.

CTF: Commander, Task Force, Dowódca Grupy Zadaniowej.

CTG: Commander, Task Group, Dowódca Sił Zadaniowych.

G-1: oddział administracyjny (sztab).

G-2: wywiad wojskowy (sztab).

G-3: oddział operacyjny (sztab).

G-4: oddział zaopatrzenia (sztab).

G-5: oddział szkoleniowy (sztab).

LSO: Landing Signal Officer, oficer sygnalizacji lądowania.

OBB: old battleship, pancernik budowany w okresie przedwojennym, wyporność 27 000-33 000 ton.

SFC: shore fire-control party, nabrzeżna grupa kontroli ognia, inaczej „Charlie”.

UDT: Underwater Demolition Team, podwodny zespół minerski.

USAAF: United States Army Air Forces, Siły Powietrzne Armii Stanów Zjednoczonych, skrót używany zamiennie z AAF (Army Air Forces).

VB: naval dive-bomber squadron, morski dywizjon bombowców nurkujących.

VF: naval fighter squadron, morski dywizjon myśliwców.

VMF: Marine Corps fighter squadron, dywizjon myśliwców Korpusu Piechoty Morskiej.

VT: naval torpedo bomber squadron, morski dywizjon bombowców torpedowych.PRZEDMOWA
WOJNA TOTALNA

Rankiem 15 czerwca 1944 roku, kiedy pojazdy pływające przewożące cztery pułki marines wdrapywały się na krawędź rafy, a następnie przez lagunę dotarły do zachodniego brzegu Saipanu, rozpoczął się ostatni okres wojny na Pacyfiku. Prologiem owej największej jak dotychczas operacji desantowej było trzydzieści miesięcy zażartych walk. Midway stanowiło kres defensywy, z kolei Guadalcanal i Bougainville – pierwsze kroki zaczepne. Na początku 1944 roku niewielkie garnizony japońskie na wyspach Gilberta i Marshalla walczyły zaciekle na pasmach i wyżłobieniach koralowców. Lądujące na Saipanie dywizje amerykańskie były początkowo słabsze liczebnie od obrońców. Groza i odrzucenie wszelkich norm w trakcie kolejnych czterech tygodni doprowadziły do rozrachunku na znacznie większą skalę.

Bitwa o Mariany stanowiła pierwszy poważny test amerykańskiej Floty Pacyfiku, jako zintegrowanej grupy uderzeniowej. Jej pojawienie się wywołało reakcję japońskiej floty lotniskowców, czego efektem stała się największa bitwa powietrzno-morska całej wojny, zwana bitwą na Morzu Filipińskim, jak również poważne kampanie podwodne i powietrzne. Na Saipanie, po raz pierwszy na środkowym Pacyfiku, wojska amerykańskie napotkały dużą liczbę ludności cywilnej, zarówno japońskiej, jak i lokalnej. To, co wynikło z tego bezprecedensowego zderzenia kultur, zmieniło charakter wysiłku wojennego i stało się uzasadnieniem bezlitosnej kampanii powietrznej, którą rozpoczęły z Marianów Stany Zjednoczone.

Żołnierze japońscy już od 1942 roku pokazywali, że wolą umierać, zamiast iść do niewoli. Jednakże na Saipanie doszło do ujawnienia głębszego szaleństwa, gdzie Amerykanie poznali horror skaczącej do morza z wysokich klifów ludności cywilnej: kobiet, dzieci, całych rodzin. Armia japońska sterroryzowała ich tak skutecznie, że oni również wybrali samobójstwo zamiast niewoli. Rozrywali się granatami ręcznymi i zabijali własne dzieci. Kiedy tragedia powtórzyła się na Tinian i Guam, stało się jasne, że nie był to odosobniony przypadek.

Amerykańscy dowódcy szybko zorientowali się w skutkach tej okrutnej perfidii. Postrzegali ją jako zapowiedź tego, co czekało na nich dalej na zachód. W odpowiedzi, za dyskretnym przyzwoleniem ich naczelnego dowódcy, przekroczyli próg wojny totalnej. Aby wymusić poddanie się ludzi, którzy stawiali opór do samego końca, konieczne stało się także przekroczenie bariery moralnej. Deliryczna pogoń Japończyków za śmiercią na Marianach wywarła tak wielkie wrażenie na Franklinie D. Roosevelcie, że zgodził się na wydanie oświadczenia po wielkiej konferencji Aliantów we wrześniu 1944 roku, która sankcjonowała, a być może także nawoływała do absolutnie bezlitosnego podejścia do prowadzenia wojny. Na Marianach siły powietrzne USA użyły po raz pierwszy na wielką skalę zrzucanego z powietrza napalmu. Czołgi oraz drużyny piechoty wyposażone w miotacze ognia spowodowały, że Operacja Forager, który to kryptonim oznaczał lądowanie na Marianach, stała się piekłem dla pokonanych. Kiedy 20. Armia Powietrzna zakończyła przekształcanie Marianów w bazy dla swoich „Superfortec” B-29, wyspy japońskie zostały zmienione w kupę popiołów.

Mimo iż marynarka wojenna od dziesięcioleci prowadziła ofensywne gry wojenne na środkowym Pacyfiku, to właśnie globalna aspiracja sił powietrznych USA sprawiła, że flota pojawiła się na Marianach. Mając przeciwko sobie Henry „Hap” Arnolda, Curtisa LeMaya oraz Paula Tibbetsa i innych, którzy chcieli uderzyć w serce Japonii, Douglas MacArthur wreszcie przestał protestować przeciwko obraniu drogi trans-pacyficznej przez marynarkę wojenną. Uderzenie przez środkowy Pacyfik nabrało nieodwracalnego tempa, kiedy lotniskowce Raymonda A. Spruance’a, skupione w 5. Flocie Marca A. Mitschera, oraz siły desantowe Richmonda Kelly Turnera dokonały inwazji. Potężna triada sił morskich, desantowych oraz lotnictwa strategicznego otworzyła korytarz do Japonii, a kulminacją jej działań było pierwsze w historii użycie broni atomowej. Wojna nie zakończyłaby się w 1945 roku, gdyby nie zajęto Saipanu, Tinianu i Guam.

Narracja tej książki skupia się głównie na działaniach batalionów piechoty, grup zadaniowych okrętów, dywizjonów lotniczych i innych uczestników zmagań w górę i w dół łańcucha dowodzenia, aby pokazać, jak ich wspólne działania na Marianach dały zwycięstwo w wojnie totalnej na tej półkuli. Jednakże równolegle mamy tu do czynienia z fabułą pozostającą w cieniu – to historia łamanych na każdym kroku granic. Kwestia moralności w działaniach wojennych jest drażliwa. Czy istnieje moralność w zabijaniu kogoś? Czy kula jest lepsza od śmierci z głodu, głód lepszy od spopielenia? Jakie prawo czy normy legitymizują cel w wojnie, w której jedna ze stron nie chce się poddać? Niewinni zasługują, by stanąć na pierwszym planie tego obrazu. Kiedy ludność cywilna znajduje się na polu bitwy, jaka linia oddziela tych, którzy mogą zginąć, od pozostałych? Jakie ograniczenia w zachowaniu powinny być nakładane na dowódców uwikłanych w walkę do śmierci? Czy zachowanie jednego narodu winno stanowić o strategii i taktyce drugiej strony? Po wszystkim, czego może domagać się zwycięzca? Odpowiedź na kwestie moralne należy pozostawić czytelnikowi, trzeba jednak wyraźnie je postawić, gdyż wynikają one z intensywności podjętych na Marianach działań, środków jakich użyto do ich atakowania i obrony, a na koniec do jakiego celu użyto zajętych wysp.

Pomimo iż książka ta opisuje wnikliwie losy japońskiej ludności cywilnej, która musiała cierpieć wskutek działań militarnych, moja opowieść koncentruje się wokół trzech oficerów amerykańskich, których działania nadały kształt końcówce wojny na Pacyfiku: Raymonda Spruance’a, dowódcy 5. Floty; Kelly’ego Turnera, dowódcy sił desantowych 5. Floty oraz Paula Tibbetsa, dowódcy pierwszej na świecie atomowej grupy uderzeniowej. Niektórzy czytelnicy mogą oburzać się, że to generał major Curtis LeMay powinien zająć miejsce Tibbetsa, jednak mając na uwadze fakt, że część opowiadanej przeze mnie historii dotyczy zadziwiającej rewolucji w technologii uzbrojenia, która narodziła się w Los Alamos i miała swój początek na Marianach, dowódca, który decydował o jej rozwoju a następnie użyciu, wypełniając w ten sposób strategiczne przeznaczenie Marianów, w naturalny sposób stanowi trzeci element układanki.

W otoczeniu tych ludzi znajdowała się cała masa innych, którzy odegrali istotne role drugoplanowe: Holland Smith, dowódca korpusu w siłach Turnera na Saipanie i kilku kolejnych kampaniach; Marc Mitscher, dowódca TF 58, sił szybkich lotniskowców; Draper Kauffman, twórca UDT; David McCampbell, czołowy as sił lotniczych marynarki wojennej i kluczowy dowódca grupy lotniczej; LeMay, drugi dowódca 20. Armii Powietrznej bazującej na Marianach wraz ze zgrupowaniem XXI Dowództwa Lotnictwa Bombowego. Ich działania doprowadziły do zdobycia supremacji przez amerykańskie lotnictwo morskie, dojrzałości korpusu marines (piechoty morskiej), debiutu podwodnych zespołów minerskich (pierwowzoru dzisiejszych Navy SEAL) i narodzin ery atomowej, broni ostatecznie użytej przez kapitana marynarki, który poleciał wraz z Tibbetsem nad Hiroshimę. Douglas MacArthur, którego mesjanizm cały czas drażnił marynarkę wojenną, dowodził na ostatnim etapie. Jego zręczne poradzenie sobie z kapitulacją i okupacją Japonii, przy współpracy z pokonanym cesarzem, wskazuje MacArthura jako tego, który ukształtował spuściznę wojny po jej zakończeniu.

Raymond Spruance miał jedynie niewielki wpływ na planowanie na poziomie strategicznym. Głównodowodzący połączonymi siłami na obszarze Pacyfiku, Chester Nimitz, był głównym architektem kreowanej w Waszyngtonie strategii wojennej. Jednakże Spruance objawił się jako niezastąpiony człowiek w historii zmagań na zachodnim Pacyfiku. Zarówno jako planista, jak i dowódca floty Spruance postrzegał wojnę jako sprawdzian intelektu, lecz z drugiej strony zawsze był blisko wydarzeń, które pozwalały mu uchwycić czynnik ludzki w jego intymnej odsłonie. Bez względu na punkt widzenia, jego postawę cechowała metodycznie stosowana chłodna racjonalność, stojąc w kontraście do gorączkowego i desperackiego kultu śmierci, powszechnego w imperium japońskim. Emocjonalna surowość i analityczny umysł Spruance’a odzwierciedlały tę samą mentalność umysłów, które ożywiały Projekt Manhattan i działania planistów sił powietrznych armii USA, zawdzięczających mu zwycięstwo. Spruance pomógł dostarczyć nad Japonię broń atomowej zagłady, ale jego ludzie byli pierwszymi, którzy łagodzili skutki jej użycia, organizując ewakuację amerykańskich jeńców wojennych, podczas gdy zespoły medyczne zajmowały się ofiarami choroby popromiennej w Nagasaki. Ich działania stanowiły zapowiedź zmiany podejścia Ameryki do pokonanego wroga.

Entuzjaści historii wojskowości, a nawet wielu historyków, są święcie przekonani o prawości i rzetelności decyzji prezydenta Harry’ego S. Trumana o zrzuceniu dwóch bomb atomowych. Chciałbym uniknąć przybierania pozy osoby mądrzejszej niż wszyscy, ponieważ rozważanie całkowitej stawki wojny i podejmowanych w jej trakcie decyzji powinno od wszystkich wymagać pokory. Ani triumfalizm, ani potępienie, ani przeprosiny nie oddają sprawiedliwości, czy to umysłowej, czy emocjonalnej w kontekście brutalnego realizmu tej okrutnej wojny, której wyniku nie można było znać w danej chwili. Dla historyka celem jest odtworzenie tych chwil. Chciałbym, aby czytelnicy docenili jak zwykli, omylni ludzie zachowali się w ich trakcie. Od czasu kampanii na Marianach Stany Zjednoczone Ameryki opanowały szerokie połacie geopolityczne Pacyfiku, lecz cała historia pozostaje historią człowieka.

Od zajęcia Marianów minęło dziesięć tygodni, a na Filipinach nadal toczyły się walki, kiedy szef departamentu stanu USA ds. Dalekiego Wschodu, Joseph L. Grew, wygłosił przemówienie radiowe do narodu w Dniu Marynarki Wojennej w roku 1944, składając hołd flocie. „Żaden zamek marzeń nie przewyższa budowy w czasie tych trzech lat największej, najsilniejszej i z całą pewnością najskuteczniejszej floty, jaką kiedykolwiek oglądał świat”, powiedział. Decyzją Grewa, choć nie wszyscy ją aprobowali, była walka z Japonią do samego końca, aby upewnić się, że jej agresywny militaryzm nie odrodzi się na nowo. Kiedy 5. Flota, wymarzona Wielka Flota, dotarła na Mariany, oznaczało to początek końca.PROLOG
ZDEGRADOWANY W ALGIERZE

Syn cukiernika uwielbiał latanie i chciał wiedzieć o nim wszystko: „Czy kiedykolwiek zrobiłeś pętlę? Czy masz zawroty głowy przy korkociągu?”

Odpowiedzi nie miały znaczenia. Dwunastolatek niemal zemdlał na widok weterana pierwszej wojny światowej, kiedy ten przekroczył próg gabinetu ojca. Lotnicza kurtka, bryczesy, skórzana pilotka i gogle: Paul Tibbets pomyślał: „Oto boski bohater we własnej osobie”. Pomyśleć, że wkrótce będzie jego partnerem!

Ojciec dzieciaka był sprzedawcą w Curtiss Candy Company. Zatrudnił Douga Davisa do pracy przy promocjach. Pilot miał polecieć w Waco Model 9 i wylądować na torze wyścigowym w Hialeah, a następnie w Miami Beach, gdzie zbierały się tłumy, aby wziąć udział w promocji nowego batonika czekoladowego Curtissa. Świat miał zostać zalany batonikami Baby Ruth.

W latach trzydziestych, w czasie boomu na Florydzie, lotnictwo cywilne weszło w swój złoty wiek, podobnie jak ojciec Paula Tibbetsa. Przed trzema laty, po otrzymaniu pracy u Curtissa, przeniósł się wraz z rodziną z Quincy w stanie Illinois. Trafił na idealny moment. W latach dwudziestych deweloperzy niemal wyczarowali Miami Beach z wydm piaskowych. Po huraganach z roku 1926 odbudowano posiadłości, a nowi mieszkańcy i wielbiciele wakacji powrócili na parowce Clyde Line, lub przyjeżdżali tu w swoich Packardach, czy Pierce-Arrowach. Interes szedł dobrze. Hurtownia słodyczy Tibbets&Smith była największym dystrybutorem cukierków w całym stanie¹.

Davis i ojciec Tibbetsa zdecydowali, że do lotu nad Hialeah konieczny będzie asystent. Paul miał pomagać przy wyładunku. Pokazali mu, jak umocować niewielki papierowy spadochron do każdego batonika. Następnie Davis miał zabrać kogoś ze sobą w powietrze, żeby wyrzucał batoniki w czasie lotu. „Mogę to zrobić”, powiedział momentalnie Paul i po chwili wystartowali z lotniska przy Trzydziestej Szóstej.

Waco Model 9 był najpiękniejszą rzeczą, jaką Paul Tibbets kiedykolwiek oglądał. Dwupłatowiec z czerwonymi skrzydłami, kadłubem w kolorze białym, wykończeniami w królewskim błękicie – kolorach batonika Baby Ruth. Paul spędził noc montując setki spadochronów, będąc tak podekscytowany, że nie mógł zasnąć. Następnego dnia, kiedy Davis otworzył przepustnicę, potoczył się po pasie startowym i rozpoczął wznoszenie, Paul Tibbets spojrzał w dół na Miami, swoje rodzinne miasto, i stwierdził, że jest najszczęśliwszym dzieciakiem w całej okolicy.

Tego dnia rozpoczęła się jego kariera lotnika. Szesnaście lat później, w Algierze w Afryce Północnej, major Paul Tibbets stanął na rozdrożu, rozważając koniec kariery².

Był luty 1943 roku. Kilka miesięcy temu Tibbets zaliczał się do klubu lotniczych nadludzi, którzy myśleli, że ich umiejętności latania pozwolą im na powrót do domu bez względu na wszystko. Poprowadził pierwszy nalot ciężkich bombowców z Anglii nad Europę Hitlera. W sierpniu 1942 roku Tibbets leciał na czele klucza B-17, których celem był Rotterdam, kiedy zaatakowały ich myśliwce i artyleria przeciwlotnicza. Obserwował jak jeden z jego bombowców zostaje trafiony, staje w płomieniach i zostawia za sobą dymiący ślad aż do ziemi. Na niebie nie wykwitł żaden spadochron, a John Lipsky wraz z dziesięcioosobową załogą zginął na ziemi.

W czasie następnej misji, nalocie na niemieckie instalacje na granicy między Francją a Belgią, Tibbets omal nie podzielił losu Lipsky’ego. Wracającą do Anglii formację Tibbetsa obskoczyły Messerschmitty. Żółtonose myśliwce nadleciały z trzech kierunków, lecz tym, co przykuło jego uwagę, była niewielka pozioma kreska zbliżająca się z naprzeciwka. Tibbets szarpnął sterami, by uniknąć serii pocisków smugowych, które przemknęły obok. Następnie przednia szyba pokryła się pajęczynami, kokpitem zatrzęsło, a Tibbets poczuł uderzenie w prawy bok, kiedy odłamki podziurawiły mu nogi i stopy.

Siedzący po prawej drugi pilot oberwał bardziej. Lewa ręka porucznika Gene Lockharta została urwana, a tryskająca z kikuta krew zalała to, co pozostało z tablicy rozdzielczej. Kiedy Tibbets walczył, by utrzymać „Latającą Fortecę” na kursie, kadłubem maszyny wstrząsały trafienia. Kiedy Lockhart zemdlał, Tibbets poczuł jak czyjeś ręce walczą z nim o stery. Był to pułkownik z innej grupy bombowej, znajomy na pokładzie samolotu. Spanikowany pułkownik pociągnął za drążek, chwytając też za gałki i przełączniki.

Ryzykując utratę kontroli nad uszkodzonym samolotem – delikatnego balansu mocy czterech silników i hydrauliki, Tibbets starał się odeprzeć intruza. Jedną ręką utrzymywał poziom lotu, drugą uciskał ranę Lockharta. Kiedy w kokpicie zawył zimny wiatr, krzyknął do pułkownika, by zwolnił uścisk. Tamten nie zareagował. Ów lubiany i szanowany oficer nie był obecnie zdolny do racjonalnego myślenia. Zwalniając uścisk na nadgarstku Lockharta, Tibbets postawił lewą stopę na podłodze i prawym łokciem uderzył szybkim ciosem w podbródek mężczyznę, który oszołomiony zatoczył się na podłogę.

Wtedy to strzelec górnej wieżyczki, znajdującej się powyżej, nieco za kabiną pilotów, dostał w głowę. Ześlizgnął się nieprzytomny ze swojej wieżyczki, lądując na pułkowniku. Niemiecki pilot, który ich dopadł, musiał mieć paliwa tylko na jeden przelot. Więcej pocisków nie nadleciało. Tibbets utrzymał miejsce w formacji, oddychając z ulgą, kiedy zobaczył kanał La Manche.

Stan Lockharta ustabilizował się, a pułkownik powrócił do zmysłów, spędzając następne pół godziny na pomocy rannym członkom załogi. W czasie finalnego podejścia do Polebrook pułkownik zajął miejsce na prawym fotelu i wystrzelił flary, wzywając ambulanse, podczas gdy strzelec i drugi pilot balansowali na krawędzi życia. Później, po wypuszczeniu ze szpitala w bazie, pułkownik wyznał Tibbetsowi: „Nawaliłem wtedy jak cholera. Paul, dobrze zrobiłeś. Jeśli kiedykolwiek zrobię to ponownie, mam nadzieję, że spotka mnie to samo”. Pozostali przyjaciółmi, jednak Tibbets nie zapomniał, że nawet fachowcy mogą zawahać się pod ogniem.

Owa dobrze zaplanowana i przeprowadzona seria nalotów pokazała, że Paul Tibbets jest jednym z najlepszych pilotów bombowców i dowódców eskadr w Siłach Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych. Krótko potem dostał awans na podpułkownika, a kiedy jego 97. Grupa Bombowa pod koniec 1942 roku przeniosła się do Afryki Północnej, wybrano go do pracy w sztabie w kwaterze głównej 12. Grupy Lotniczej, gdzie służył pod dowództwem generała majora Jimmy’ego Doolittle’a, szanowanego dowódcy rajdu na Tokio, który miał po wieczne czasy nosić jego nazwę. To właśnie tam, w Algierze, wybuchowa ambicja Tibbetsa doprowadziła jego karierę na rozdroże.

Moment prawdy nastąpił, kiedy Tibbets siedział w jasno urządzonej sali konferencyjnej. Oficer operacyjny 12. Grupy Lotniczej, pułkownik Lauris Norstad, przewodniczył dyskusji dotyczącej kolejnych misji. Prowadzenie działań bojowych z lotnisk rozproszonych na obrzeżach Sahary, zaopatrywanych pojedynczą nitką górskiej linii kolejowej, stale sprawdzało ich umiejętności planistyczne. Była to domena Norstada. Tego dnia jednak, kiedy ogłosił plany zbombardowania tunezyjskiego portu w Bizercie, stanowiącego bazę zaopatrzeniową wojsk Osi, nadepnął lotnikom na odcisk. Norstad zadeklarował, że nalot ma być przeprowadzony na niskim pułapie dwóch tysięcy metrów. „Miał w zwyczaju ogłaszać plany oczekując, że inni oficerowie zatwierdzą je i ograniczą swoje sugestie do nieistotnych szczegółów”, pisał Tibbets. Norstad spodziewał się zwyczajowego potwierdzenia. Zamiast tego trafił na sprzeciw wynikający z brutalnego doświadczenia, którego nie dało się taktownie przezwyciężyć.

Ile bombowców było w stanie tańczyć na muszce niemieckich „osiemdziesiątek ósemek”? Człowiek, znany jako najostrzejszy pilot B-17, obawiał się, że wie. Mając świadomość, że port był osłaniany przez działa przeciwlotnicze, które były szczególnie zabójcze na proponowanej wysokości nalotu, Tibbets zareagował natychmiast. „Po prostu nie możemy tak tego zrobić”, powiedział. Kiedy Norstad zapytał go, dlaczego nie, Tibbets warknął: „Byłem tam. Jestem pewien, że jeśli wyślemy ich tam na tej wysokości, wszyscy zostaną strąceni!”

Norstad spojrzał na impertynenckiego lotnika chłodno, a następnie powiedział: „Wygląda na to, że pułkownik Tibbets za dużo latał. Może cierpieć na wyczerpanie walką”. Jeśli „wyczerpanie” oznaczało pracę przy misjach ze stratami na poziomie dwudziestu procent lub brak serca do kolejnych lotów po utracie bliskich przyjaciół każdego tygodnia, Tibbets mógłby się do czegoś takiego przyznać. Sugerowanie czegoś więcej przelało czarę goryczy. „Ten przystojny gryzipiórek z orłami na pagonach nazwał mnie tchórzem”, pisał Tibbets.

Odpowiedział odruchowo tak szybko, jak robił to, gdy ratował swoją załogę nad północno-zachodnią Francją. Wstał z krzesła i powiedział, zaciskając pięści: „Powiem panu, co mam zamiar zrobić, panie pułkowniku. Poprowadzę ten nalot osobiście, jeśli poleci pan ze mną jako drugi pilot”. Oceniał Norstada jako sprytnego i zdolnego planistę, ale kiepskiego lotnika. W jego ocenie Norstad miał więcej talentu do przywiązywania się do znanych postaci, zamiast bycia jedną z nich – „inteligentny oportunista” – takiej etykiety użył Tibbets w stosunku do „jednego z najbardziej próżnych i egoistycznych oficerów, jakiego kiedykolwiek spotkałem”. Tibbets miał również te cechy, lecz mógł jednocześnie precyzyjnie wyjaśnić, jak doszedł do swojej pozycji. Nie mógł tolerować, by jakiś gryzipiórek mówił jego ludziom, jak mieli latać.

Tibbets był w pełni przekonany, że Norstad odmówi i kiedy pułkownik go nie zawiódł, zadowolony Tibbets przypieczętował los propozycji Norstada, spokojnie przedstawiając szczegóły rozległej obrony przeciwlotniczej przeciwnika i śmiertelne skutki ostrzału maszyn lecących na dwóch tysiącach metrów. Argumenty wynikające z doświadczenia i wiedzy przeważyły szalę i odprawa została przełożona.

Plotki o starciu krążyły w kwaterze głównej i pojawiły się pogłoski, że Tibbetsa może spotkać kara. Krótko potem Tibbets został wezwany przed oblicze generała Doolittle’a. Legendarny pilot miał do zrzucenia bombę.

„Larry Norstad chce postawić cię przed sądem wojennym. Nie powstrzymam go”.

Doolittle był mistrzem wszystkich płatowców, ich czarodziejem, lecz polityka nie stanowiła jego gry. Norstad z kolei czuł się w niej jak ryba w wodzie. Jedną z kultywowanych przez niego gwiazd był Hoyt Vandenberg, generał brygady, który sprawował dwie kluczowe funkcje: siostrzeńca senatora oraz szefa sztabu u Doolittle’a. Norstad i Vandenberg trzymali się blisko. W obliczu Vandenberga utrzymującego wpływy polityczne w Waszyngtonie oraz Norstada starającego się wykorzystać je jak najlepiej, Doolittle był bezsilny i nie mógł powstrzymać ambitnego duetu przed zemstą na Tibbetsie.

Jednakże to architekt rajdu na Tokio trzymał asa w rękawie, używając go jeszcze zanim Tibbets pojawił się w jego gabinecie. Podczas gdy ten ostatni przyjmował wieść o czekającym go sądzie wojennym, Doolittle powiedział: „Otrzymałem właśnie wiadomość od ‘Hapa’ Arnolda. Chce, by doświadczony oficer bombowy wrócił do Stanów i pomógł mu w opracowywaniu projektu nowego, potężnego bombowca. Poleciłem ciebie”. Transfer szybko zatwierdzono i Doolittle kazał mu szybko się pakować; jego samochód czekał na zewnątrz. I tak po prostu Paul Tibbets wracał do domu.

Siedem dni później, po przemierzeniu kontynentów i oceanów na pokładzie ociężałych samolotów transportowych, Tibbets wylądował na lotnisku wojskowym Homestead w Miami. Przystanek zaaranżował sam Tibbets, chcąc odpocząć przed zameldowaniem się w Waszyngtonie. Chciał zobaczyć się z matką. Enola Gay Tibbets martwiła się o niego bezustannie, odkąd zajął się niebezpiecznym lataniem. Jego ojciec myślał, że Tibbets oszalał, porzucając wcześniejszą ambicję zostania lekarzem. Będąc z dala od wojny, zrozumiał jej troski. Jego nerwy były napięte, zrywał się na każdy odgłos syren. Pocieszał się słowami otuchy matki, które z pewnością brzmiały niczym modlitwa: „Wiem, że wszystko będzie dobrze synu”. Kiedy matka starała się przywrócić mu siedemnaście kilo wagi utraconej z dala od domu, Tibbets wrócił myślami do czasów dzieciństwa, kiedy leciał jako batonikowy bombardier nad Hialeah, dzięki czemu mógł wznieść się ponad chmury. Jak każdy pilot bombowca rozumiał przypadkową naturę umożliwiającą przetrwanie danego człowieka i kaprysy wojskowego trybu życia pod innymi względami. Patrząc wstecz na swój kontakt z polityką dostrzegł, że porażka stanowi w pewnym sensie okazję. Nie mógł się doczekać spotkania z generałem Henry „Hap” Arnoldem, głównodowodzącym Sił Powietrznych Armii Stanów Zjednoczonych. Mając na uwadze tę perspektywę, loty wokół Miami wkrótce odeszły w niepamięć.

Bombowcem, o którym wspominał Doolittle, był B-29 Superfortress. W porównaniu do testowanej maszyny, samolot, którym do tej pory latał Tibbets, był karłem, zarówno jeśli chodzi rozmiar, jak i możliwości techniczne. Była to maszyna w owym czasie tak rewolucyjna, że Arnold czuł, iż powinna stanowić klucz do strategii Aliantów. Ten bombowiec dalekiego zasięgu miał potencjał do zwyciężenia w tej wojnie. Potrzeba posiadania B-29 była tak wielka, że armia niemal biegła przez proces oceny maszyny. Paul Tibbets, z biletem do Waszyngtonu w kieszeni, miał stać się szefem owego programu szkoleniowego i jego sięgającą za ocean misją na Pacyfiku.

Kiedy w lutym 1943 roku zameldował się w Waszyngtonie, Tibbets odkrył, że program budowy największego na świecie bombowca był w powijakach³. 18 lutego szef pilotów-oblatywaczy Boeinga i dyrektor badań lotów, Edmund T. Allen, wystartował z Seattle na pokładzie eksperymentalnego modelu XB-29 i w czasie lotu doszło do zapłonu silnika. Mimo użycia całej swojej wiedzy, inżynierowi nie udało się ugasić pożaru. Płomienie szybko dotarły do zbiorników paliwa w skrzydle. To był koniec. Allen utracił kontrolę nad płonącym samolotem, który uderzył o ziemię w rejonie zakładów mięsnych w produkcyjnej części Seattle. Allen, jego drugi pilot, dziewięciu członków załogi oraz dwadzieścia osób na ziemi poniosło śmierć w wyniku zbyt ambitnego harmonogramu armii. „Nie wiem nawet, czy w ogóle będziemy mieć B-29”, rozpaczał w towarzystwie Tibbetsa generał major Eugene Eubank.

Samolot nie był nawet w pełni przetestowany, kiedy w maju 1941 roku armia złożyła na niego zamówienie. Boeing, Bell Aircraft i Glen L. Martin Company współpracowały ze sobą i poruszały niebo i ziemię, lecz nieuniknione wady pozostały. Kobiety i mężczyźni na linii montażowej byli niedoświadczeni. Drzwi komory bombowej i przednie koła nie chciały się chować. Generatory miały wadliwe okablowanie. Przełączniki świateł wewnętrznych uruchamiały syreny ostrzegawcze. Przekaźniki paliwa ulegały awarii, włączniki zapłonu uruchamiały niewłaściwe silniki, a spięcia w elektryce paliły przewody i izolację. Silnik Chryslera Wrighta 3350 miał tendencję do przegrzewania się i zapłonu. Każdego dnia pojawiały się problemy, które wymagały metodycznego, żmudnego rozwiązania. Dwunastogodzinne zmiany nie wystarczały do uporania się z problemami, których rozwiązanie zajmowało cały dzień i noc.

Podczas gdy prace rozwojowe Boeinga stanęły praktycznie w miejscu, Tibbets otrzymał rozkaz udania się do Orlando z przydziałem do obsługi naziemnej dla zabicia czasu, lecz potem wrócił do latania, rozpoczynając zaawansowane szkolenie w zakresie latania według przyrządów w 19. Grupie Transportowej w Milwaukee. Latając z dala od wojny ociężałymi samolotami transportowymi, co przypominało przewożenie skrzynek z batonami Baby Ruth zamiast bomb, życie Tibbetsa stało się zdecydowanie prozaiczne. Tibbets, od zawsze pilot wojskowy, zastanawiał się, czy kiedykolwiek znów zobaczy wojnę. Jednakże bycie specjalistą w lotach na maszynach wielosilnikowych okazało się większą okazją, niż początkowo sądził. Loty w towarzystwie pilotów grupy transportowej stanowiły etap edukacji, który osiągało niewielu pilotów bombowców. Tibbets uważał się za eksperta w lataniu precyzyjnym, lecz rygorystyczny trening, który odebrał w lataniu według przyrządów i niekończące się próby w sytuacjach awaryjnych, poszerzyły jego wiedzę w zakresie możliwości większych maszyn. Na koniec Tibbets otrzymał certyfikat stwierdzający, że spełnia wszystkie wymagania i jest upoważniony do latania samolotem „w każdych warunkach na własną odpowiedzialność”.

„Wyszedłem z tego biura czując się jak Bóg”, pisał. „Żaden inny pilot poza Dziewiętnastką nie dysponował takim certyfikatem. Mogłem latać, kiedy zechcę, w dowolnych warunkach i żaden oficer operacyjny w bazie nie mógł mnie zatrzymać”.

Mimo zmiennych losów fortuny w końcu stawał się pilotem pokroju Douga Davisa. Tibbets wyobrażał sobie, że w pewnym momencie piloci tacy jak on będą potrzebni na wojnie.ROZDZIAŁ III
W POCIĄGU TURNERA

Wojowników wojsk desantowych szkolono na plantacji na wyspie Maui, dokąd prowadziła przebiegająca przez pola trzciny cukrowej i ananasów droga, mająca swój początek w porcie Kahului. W Camp Maui, na tysiącu sześciuset akrach powierzchni obozu treningowego, wydzierżawionego od prywatnych właścicieli, żołnierze 4. Dywizji Piechoty Morskiej wyciągali wnioski z ich najświeższej lekcji na Kwajalein. Setki mil na południowy wschód od nich, na Wielkiej Wyspie Hawaii, w siodle pomiędzy ośnieżonym szczytami wulkanów Mauna Kea i Mauna Loa, wojska 2. Dywizji Piechoty Morskiej robiły to samo w Camp Tarawa, nazwanym na cześć kosztownej operacji zdobycia jednej z wysp Gilberta w listopadzie 1943 roku – pierwszego kroku na wojennej ścieżce Floty Środkowego Pacyfiku.

Żołnierze obu dywizji piechoty morskiej wyznaczeni do inwazji na Saipan mocno skupiali się na historii. Pierwszy jej szkic napisano ich własną krwią, a oni ślęczeli nad resztą, gdyż byli osobiście zainteresowani jej konsekwencjami. To, czego doświadczyli pod ostrzałem, wstrząsnęło nimi, dało niezłą lekcję i zmieniło. Na tle reszty wojsk wyróżniał ich swoisty kunszt w zakresie prowadzenia ataków desantowych. Umiejętność przebycia obszaru, gdzie ziemia spotyka się z morzem, była sztuką, którą ciągle należało doskonalić. W trakcie kolejnych sześćdziesięciu dni mieli udowodnić po raz kolejny swoje mistrzostwo w tej dziedzinie.

27. Dywizja Armii Stanów Zjednoczonych również stanowiła część V Korpusu Desantowego generała majora Hollanda M. Smitha. Po raz pierwszy generał marines miał dowodzić dywizją armii, co, według niego samego, stanowiło punkt zwrotny jego służby w piechocie morskiej. „Nie potrafię opisać radości, jaka ogarnęła szeregi marines, kiedy okazało się, że po raz pierwszy będziemy działać w polu jako jednostki organiczne, a nie połączone”, napisał⁷². „Stanowiliśmy armię polową marines, dowodzoną przez generała marines, wchodzącą niezależnie do akcji przeciwko Japończykom, a okazja do zwiększenia prestiżu Korpusu Piechoty Morskiej była tak wielka, że poruszała każdego żołnierza w jednostce. Koniec z tą ohydną ‘siłą drugorzutową’, jak mawiano w Naval War College”.

Ani generał major Thomas E. Watson, ani żaden z jego dowódców w 2. Dywizji Piechoty Morskiej nie zapomniał Tarawy. Tamto lądowanie omal nie skończyło się katastrofą w następstwie fatalnego błędu w planowaniu. Przewidując poziom półtora metra wody nad rafą planiści nie uwzględnili lokalnego odpływu. Kiedy barki desantowe dotarły do rafy, okazało się, że ich kadłuby zostały zatrzymane przez krawędź rafy koralowej. Żołnierze zostali zmuszeni do opuszczenia barek w tym miejscu, ponad czterysta metrów od brzegu. Po ugrzęźnięciu na rafie musieli czekać na możliwość zabrania ich stamtąd, nie mając miejsca do ukrycia się. Wielu z nich bezradnie brodziło w głębokiej lagunie pod ciężkim ogniem, w pełnym wyposażeniu. Do chwili, kiedy fale szturmujących wojsk dotarły na brzeg w morderczym ogniu krzyżowym, tylko świetne dowodzenie na poziomie kompanii i plutonu umożliwiło dalsze prowadzenie operacji. Kiedy kapitan zginął, porucznik wiedział, co ma robić; to samo miało miejsce w przypadku sierżantów i kaprali. Pułkownicy również dostali szkołę. Jak stwierdził ówczesny szef sztabu Turnera, Robert E. Hogaboom: „Ci, którzy dowodzili 2. Dywizją byli przekonani, że wyspa zostanie szybko zajęta⁷³”. Optymizm zabijał ludzi. Najlepszym antidotum był twardy realizm.

Realizm był głównym produktem poligonu. Zróżnicowany teren Hawajów, od gór, wysuszonych pustynnych wzgórz, do wielkich rejonów przybrzeżnych, od najeżonej kolcami lawy bazaltowej, po pokryte pyłem drogi plantacji rancza Parkera, oferował sporo miejsca na ćwiczenia z ostrą amunicją, szkolenie artylerii i moździerzy, manewry czołgów, szkołę maskowania, nocne ataki, działania w dżungli, zajęcia z materiałami wybuchowymi, dżudo, czy ćwiczenia w korzystaniu z miotaczy ognia⁷⁴. Wszystkim tym świetnym elementom szkolenia brakowało jednego szczegółu. „Póki nie poznasz swojego przeciwnika, nie wiesz jak stawić mu czoła. Musisz znać jego zwyczaje”, stwierdził żołnierz 4. Dywizji. „Na treningach uczyli nas, że Japończycy są wytrwali. Innymi słowy, nie dbają o własne życie, lecz my tak. Dlatego musieliśmy to zrozumieć, aby nie dawać przeciwnikowi okazji”⁷⁵. Nie było możliwości odtworzenia walki z żywym przeciwnikiem. Wszyscy rozumieli, że hawajskie ćwiczenia stanowią tylko grę.

Musieli być gotowi na wszystko. Wywiad nie był w stanie powiedzieć im, czego dokładnie mają się spodziewać na Saipanie. Zdjęcia lotnicze nie przyniosły tego, na co liczył Turner. Nisko wiszące chmury i brak doświadczenia u pilotów, którym instynkt kazał unikać ognia nieprzyjaciela, zamiast ułatwiać zrobienie zdjęć przez pasażera na tylnym siedzeniu samolotu, spowodowały że jedynie część Saipanu i Tinianu znalazła się na fotografiach. Przez szereg tygodni nie było możliwości ich uzupełnienia. „Kiedy znaleźliśmy się w Pearl Harbor, by omówić nasz problem, stało się jasne, że mamy przed sobą trudne zadanie” powiedział zastępca Turnera, kontradmirał Harry Hill⁷⁶. Wywiad oceniał, że siły japońskie zwiększyły się z dziewięciu do dziesięciu tysięcy żołnierzy. Jednakże zmysły wyczuwały, że góry, jaskinie i koralowe urwiska kryją jeszcze wiele niespodzianek.

Kelly Turner wiedział, że w dalszym ciągu musi doskonalić panowanie nad znajdującymi się w jego zasięgu zmiennymi. Siły ekspedycyjne miały za sobą kampanię na Wyspach Marshalla, a teraz szykowały się na więcej. Pięćdziesiąt sześć transportowców oraz dwadzieścia frachtowców dysponowało ładownością zdolną przerzucić za jednym razem cztery dywizje. Była to ładowność, o którą admirał King prosił Kolegium Połączonych Szefów Sztabów. Nie mniej jednak potęga sił ekspedycyjnych wynikała w równym stopniu z precyzji i zgrania w czasie, jak z pojemności kadłubów oraz wielkości i prędkości wylotowej wspierających atak dział.

Ćwiczenia desantowe stały się spektaklem obejmującym Hawaje i wybrzeże Kaliforni⁷⁷. Motocykliści jadący autostradą z Sam Clemente do Oceanside od czasu do czasu byli świadkami ćwiczeń. Dziwaczne pojazdy wyjeżdżały na brzeg, wypluwając żołnierzy i sprzęt, pod czujnym okiem obserwatorów stojących na klifach powyżej, przyglądających się wszystkiemu i notujących wyniki. Większe jednostki pracowały w godzinach nadliczbowych, aby wyszkolić kadrę morskich wojowników Turnera. Gniazdem ćwiczeń desantowych było Coronado, mieszczące szkołę pojazdów desantowych, szkołę łączności artylerii morskiej i szkołę łączności sił powietrznych. Kwatermistrze odpowiedzialni za transport i załadunek uczyli się swojego fachu w Camp Elliot, na północ od San Diego. Załogi LST trenowały w Camp Bradford w Wirginii pod okiem weteranów lądowania w Afryce Północnej. Niedaleko, w Little Creek, w bazie szkoleniowej wojsk desantowych, znajdowała się szkółka załóg wszelkiego rodzaju pojazdów desantowych, które przewoziły piechotę, czołgi, pojazdy i obsługę. „Płazy” Turnera wywodziły się z marynarki wojennej, straży przybrzeżnej, marines i armii. Łączył je unikalny sposób działania. Armia, która nazywała operatorów niewielkich barek desantowych „inżyniero-płazami”, postrzegała ocean jako dość burzliwe przedłużenie lądu. Jak określał to jeden z podręczników szkoleniowych: „Żołnierze należący do formacji ‘inżyniero-płazów’ muszą stać się ‘wodoświadomi’, tak jak żołnierze liniowi świadomi są terenu, w którym działają. Muszą bardzo dokładnie nauczyć się używać obszarów wodnych jako dróg transportu wojsk, sprzętu i zaopatrzenia w kierunku linii wroga. Waszym obowiązkiem będzie dotrzeć do sił lądowych, zaopatrywać je i ewakuować stamtąd wszystkich rannych oraz jeńców i sprzęt, który można następnie naprawić. Nasza praca musi trwać do chwili, kiedy większe jednostki dotrą i będą mogły tam zacumować. Może to zająć sporo czasu (…) będziecie poruszać się w tunelu, osłanianym z obu stron przez marynarkę wojenną, a jego dach chronić będzie lotnictwo. Na pokładzie będziecie mieć własną broń, wasze pojazdy chronią także płyty pancerne. Będziecie próbować zaskoczyć nieprzyjaciela. Wszystko to opiera się o zdrowy rozsądek. Waszym zadaniem jest umożliwić przeżycie znajdującym się tam ludziom – nie wyładowywanie trupów”.

Doświadczenia Tarawy doskwierały Turnerowi. Prowadzenie operacji desantowej było wystarczająco trudne nawet bez uwzględniania takich faktów jak pływy. Jak stwierdzał to w raporcie po lądowaniu na Tarawie Turner: „Nie przeprowadzimy kolejnej operacji bez dokładnych informacji o głębokości wody, jak również nie dysponując możliwościami usunięcia przeszkód przed lądowaniem”⁷⁸. Mając to na uwadze, czołowy uczeń w działaniach desantowych miał doprowadzić do rewolucji w sztuce wojennej.

Nieco później Turner zainteresował się nowym zagadnieniem militarnym, które mogło pomóc jego „płazom” w realizacji ich zadań: podwodnym niszczeniem. Nazywani przez marynarkę wojenną „ludźmi-żabami” byli specjalistami w rozpoznaniu z wody oraz używaniu materiałów wybuchowych do usuwania przeszkód na płyciznach i plażach. Ich unikatową misją specjalną stanie się rekonesans hydrograficzny: pomiar głębokości wody nad rafami i lagunami, aby przekonać się, gdzie żołnierze mogliby swobodnie się przemieszczać bez ryzyka utonięcia pod ciężarem ekwipunku oraz w którym miejscu czołgi mogłyby podpłynąć do brzegu bez zatopienia czy zalania. Turner był przekonany, że gdyby tych ludzi użyto pod Tarawą, kilkuset marines oszczędzono by utonięcia lub śmierci w trakcie zmagań z laguną. Marynarka szkoliła na Florydzie jednostki NCDU (Naval Combat Demolition Unit) od końca 1943 roku, lecz Waszyngton wysłał większość z nich do Europy⁷⁹. Trzydzieści dwie jednostki tego typu wysłano do Anglii w ramach przygotowań do inwazji w Normandii. Jednakże przykład Tarawy wymagał użycia ich na drugiej półkuli. W Fort Pierce na Florydzie utworzono specjalny obóz szkoleniowy dla ochotników do tej wymagającej pracy. Turner miał zamiar utworzyć własny oddział „ludzi-żab” na Pacyfiku.

W godzinach popołudniowych 20 kwietnia 1944 roku, po przejściu napraw na Zachodnim Wybrzeżu USA, na redę w Pearl Harbor zawinął lotniskowiec Essex. Z pokładu hangarowego lotniskowca wynurzyła się grupka trzystu specjalnych pasażerów. Byli to wezwani przez Turnera członkowie zespołów 5., 6. oraz 7. UDT. Ich dowódcą był żylasty, podręcznikowy przykład porucznika – Draper Kauffman. Wkrótce po przybyciu Kauffman został zabrany samochodem do kwatery głównej Turnera.

Turner przywitał Kauffmana dużo życzliwiej niż należało, gdyż ten drugi był dla admirała kimś więcej, innowatorem, którego osiągnięcia gwarantowały nowy wymiar sił inwazyjnych. Ojciec Kauffmana, kontradmirał James L. „Reggie” Kauffman, służył w sztabie CINCPAC i był sąsiadem Turnera na Oahu. Z racji stanowiska zajmowanego przez jego ojca młody Kauffman miał wstęp gdzie tylko chciał. Jednakże, jak stwierdzali z naciskiem obaj Kauffmanowie, nepotyzm nigdy nie wchodził w grę. W rzeczywistości Draper nie byłby w stanie utworzyć i dowodzić pierwszymi w marynarce wojennej UDT, gdyby nie podjął decyzji wyraźnie sprzecznej z wolą swojego ojca. Absolwent rocznika 1933 z Annapolis został odrzucony przez komisję Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych ze względu na słaby wzrok, więc Draper przywdział mundur i ruszył na poszukiwanie wojny. Znalazł ją w służbie korony brytyjskiej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: