Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Fombo, małpka i ja - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2020
Ebook
7,99 zł
Audiobook
7,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Fombo, małpka i ja - ebook

Narratorka powieści, Marysia, wraz z matką przyjeżdża do Mandżurii. Ojciec dziewczynki, który jest inżynierem, jako pierwszy z pracowników sprowadza na teren wioski swoją rodzinę. Jest tu jeszcze bardzo niewielu Europejczyków. Marysia zaprzyjaźnia się z Fombo, dwunastoletnim miejscowym chłopcem, który pozostaje pod opieką jej ojca. Dziewczynka i Fombo wspólnie doglądają małpki, którą Marysia dostała w prezencie. Będą także musieli zaopiekować się niedźwiadkiem. Książkę zamykają dwie bajki chińskie: „Gałązka nieśmiertelnego drzewa brzoskwini” i „O smoku i dwóch braciach”.

Książka przybliża młodym czytelnikom egzotyczny, odległy świat z bogactwem jego obyczajów i odmiennością kulturową. Równocześnie jednak obecne są tu nawiązania do trudnej historii Polski – Marysia wie, że jej dziadkowie walczyli w powstaniu w 1863 roku, a następnie zostali zesłani na Syberię. W książce pojawia się także informacja, że ojciec bohaterki nie doczekał czasów, gdy Polska odzyskała niepodległość.

Język, postacie i poglądy zawarte w tej publikacji nie odzwierciedlają poglądów ani opinii wydawcy. Utwór ma charakter publikacji historycznej, ukazującej postawy i tendencje charakterystyczne dla czasów z których pochodzi. W niniejszej publikacji zachowano oryginalną pisownię. Maria Juszkiewiczowa (1894-?) – autorka książek dla dzieci i młodzieży: zbiorów opowiadań i podań dalekowschodnich oraz wspomnień. Przez kilkanaście lat mieszkała w Japonii i w Mandżurii. Miejsca, w których żyła, stały się inspiracją w jej pracy pisarskiej – akcja książek Juszkiewiczowej dzieje się w Azji Wschodniej. W dorobku autorki znalazły się także artykuły dotyczące kultury Japonii, tekst piosenki dla Mieczysława Fogga oraz audycja radiowa.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-26-43256-5
Rozmiar pliku: 200 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

FOMBO, MAŁPKA I JA.

(Wspomnienia z Mandżurji).

Przyjazd nasz do Szuan-miao-dzy (co znaczy: mała świątynia pokryta szronem) został powitany bardzo serdecznie przez zamieszkałych tam nielicznie europejczyków, a to tembardziej, że dotąd żaden ze współpracowników ojca, który był inżynierem komunikacji na kolei Wschodnio-Chińskiej, nie sprowadził jeszcze do siebie rodziny. Byłyśmy więc, moja matka i ja, pierwszemi jaskółkami w zapadłej wiosce mandżurskiej 1 .

Wkrótce po przyjeździe zaprzyjaźniłam się z Fombo (właściwe imię było Fom-Pao, lecz dla skrócenia przezwaliśmy go Fombo), dwunastoletnim Mandżurem, wychowankiem mego ojca. Co nas najbardziej do siebie zbliżyło, to wspólne zamiłowanie do zwierząt. W domu było kilka psów i piękna syberyjska kotka Ma-dżong.

Ale największą nam sprawiło uciechę, kiedy otrzymałam w prezencie małpkę. Przysłał mi ją z Mukdenu (stolica Mandżurji) pewien „dao-taj” (generał), znajomy ojca. Była to przemiła małpeczka, jeszcze bardzo młoda i niezwykle wesoła. Pochodziła ona z rodziny „tcheli”, tak zwanych małp chińskich (makaki — grupa małp) bezogonowych, zbliżonych do małp człekokształtnych. Spoglądała na mnie i Fombo tak przyjaźnie, że polubiliśmy ją odrazu.

— Jak myślisz, Fombo, czy zgodzą się rodzice na trzymanie w domu małpki? — pytałam mego przyjaciela.

Ale, zanim Fombo zdążył mi odpowiedzieć, zawołano nas do pokoju matki, gdzie znajdował się i ojciec.

— Słuchajcie, dzieci — zaczęła mama — zostawiamy małpkę, ale pod warunkiem, że sami będziecie się nią opiekowali.

— Macie dbać o jej pożywienie i kąpać ją przynajmniej raz na tydzień — powiedział tatuś.

— Inaczej nie zniosłabym widoku zwierzątka zaniedbanego i źle traktowanego — rzekła mateczka, całując nas pokolei, kiedy uroczyście obiecywaliśmy dbać o nową wychowankę.

Pobiegliśmy do kuchni.

— Wan-li! — wołałam na kucharza — wydostań, proszę, zaraz ze śpiżarni kosz od owoców.

— A to panience na co? — pytał żółty jak cytryna Chińczyk.

Palił ulubioną fajkę i wcale mu się nie śpieszyło.

— To będzie łóżko dla małpki — tłumaczył Fombo, ciągnąc Chińczyka za rękaw.

— Psy... koty... teraz małpa... coraz to więcej roboty... — mamrotał „syn nieba” 2 , nie porzucając fajki ani wygodnego miejsca przy oknie.

Wieczorem małpka miała już jednak swoje posłanie, zakryte moją starą flanelową kołderką, którą wyprosiłam od matki, gdyż bałam się, by małpka w nocy nie marzła, choć działo się to na początku lata.

Otulona po sam czubek nosa, małpka spała zwykle tak mocno, że ledwie można ją było dobudzić na śniadanie. Jadała zawsze z nami przy stole. Miała swoje krzesełko, wysokie specjalnie dla niej zrobione. Z podwiązaną pod brodą serwetką siedziała grzecznie i cierpliwie czekała na swe dania. Najchętniej piła kawę z sucharkami. Z początku maczała palec i ssała go, później nauczyła się pić z filiżanki. Za owocami przepadała. W czasie jedzenia nigdy się nie naprzykrzała, jak to bywało z Ma-dżong.

Ponieważ małpka często w swoim języku wołała:

— „Hua!” — przezwaliśmy ją „Hua”.

To nawet brzmiało po chińsku.

Hua bardzo prędko przyzwyczaiła się do nas, Nie przywiązywano jej, ani też nie trzymano w klatce, była ciągle na swobodzie. Najczęściej spędzała czas w towarzystwie nas, dzieci. Lubiła się bawić w chowanego. Właziła pod krzesła, pod stół, w ogrodzie skakała po drzewach.

Razu jednego, uciekając przede mną, przesadziła mur i wpadła do kurnika.

— Fombo!.. Prędzej!.. Na ratunek! — wołałam rozpaczliwie.

— Co takiego?! — pytał zatrwożony mój przyjaciel, ukazując się jak cień z za krzaka róż.

— Ratuj Hua!..

— Gdzie ona?

— Wpadła do kurnika. Słyszysz, jaki tam harmider!

Chłopiec ze zręcznością lamparta wdrapał się na mur. Ja pobiegłam dookoła.

— Moja kochana małpeczko! — tuliłam po chwili wystraszoną Hua, którą podał mi Fombo.

— Bardzo cię gęsi poszczypały?

— Całe szczęście, że w zagrodzie nie było gąsiora! Ten stary złośnik z pewnością nie darowałby Hua — mówił Fombo, kiedy wracaliśmy do domu.

A Hua, obejmując mnie łapkami za szyję, coś po swojemu mruczała. Była bardzo podniecona.

— Zapewne opowiada o swoich wrażeniach w kurniku — śmiał się chłopiec.

Wtem małpka z moich objęć wskoczyła na ramię mego przyjaciela. Mrucząc znów coś po swojemu, lecz już innym głosem, gładziła chłopca po policzku i zaglądała mu w oczy.

— Dziękuje ci, żeś ją uratował — żartowałam.

— I ja tak myślę — odpowiedział mały Mandżur. — Małpa, a jaki ma rozum! — dodał po chwili.

* * *

Małpka niezmiernie lubiła Pongo, wielkiego brytana. Utrzymywała z nim bardzo przyjazne stosunki, pewnie dlatego, że on jeden z pośród psów nigdy na nią nie warczał ani nie szczekał. A Hua okropnie nie lubiła psich wrzasków. Zatykała sobie uszy i chowała się, gdzie mogła, żeby ich nie słyszeć. Kiedy Pongo był w dobrem usposobieniu, nosił ją na grzbiecie. Małpka przepadała za taką jazdą.

Pongo miał zwyczaj drzemać i wygrzewać się na słońcu. Hua o tem wiedziała. Siadała wtedy koło niego i wybierała pchełki z jego kudłatej szerści, albo drapała go za uchem. Robiła to z iście macierzyńską czułością.

Zato z Ma-dżong małpka była w wielkiej niezgodzie. Gdy się tylko spotkały, zaraz wybuchała między niemi gwałtowna kłótnia i bójka.

— Jak ci nie wstyd — karciłam kotkę, gdyż zgóry wiedziałam, że wina była po jej stronie.

Małpka, żywa jak rtęć, miała bardzo łagodne usposobienie. Pierwsza nigdy nikogo nie zaczepiła.

— Co ci szkodzi — mówiłam — że małpka pobawi się z twojemi kociętami?

Miała ich zaś prześliczną czwórkę.

— Wiem, że bardzo dbasz o dzieci, jesteś dobrą mamusią, ale nie można być tak zazdrosną! — starałam się przekonać kotkę.

Ma-dżong mruczała, tarła się o mnie, spoglądała na mnie, zmrużywszy ślepki, jakby chciała powiedzieć:

— Ty zawsze bronisz Hua. A ja tak nie cierpię tej szkaradnej małpy. Mało, że rusza moje dzieci, ale kiedyś i mnie obraziła. Czy pamiętasz, jak razu jednego — mruczała kotka — złapała mnie, gdy smacznie spałam na oknie. Chciała ze mnie zrobić niemowlę i próbowała mnie zawijać w brudne szmaty. A gdy zlekka dotknęłam pazurkiem jej obrzydliwego nosa, tyle narobiła wrzasku i jeszcze mi dała klapsa. Ja, pochodząca ze szlachetnego rodu kociego, miałabym to małpie wybaczyć!.. Cóżby na to powiedzieli moi przodkowie z lasu!

— Ależ to twoja wina — próbowałam tłumaczyć Ma-dżong.

— Daruj... ale nie zapomnę jej tego do końca życia.

I Ma-dżong odchodziła obrażona już i na mnie za to, że tak uparcie bronię Hua.

Z dorosłych małpka największą sympatją darzyła mego ojca. Bardzo lubiła, kiedy zabierał ją do siebie i pozwalał przyglądać się swej pracy.

Razu jednego ojciec miał pilną robotę. Musiał skończyć na oznaczony termin plan mostu. Ojciec całe dni i noce spędzał nad kreśleniem, a małpka często dotrzymywała mu towarzystwa. Pozostawało już niewiele do skończenia planu, kiedy pewnego ranka nagle zawezwano ojca na kolej. Przechodząc przez dziedziniec, ojciec spotkał służącego Lu i powiedział:

— Lu, proszę natychmiast sprzątnąć mój gabinet i zamknąć go na klucz. Ale pamiętaj, abyś nie ruszył planu — dodał ojciec surowo, gdyż wiedział, że Chińczycy są narodem bardzo ciekawym.

Ho, kapitana! — (Dobrze, panie). W Mandżurji każdego europejczyka nazywają „kapitanem”.

Poco mam się spieszyć — mamrotał Lu — patrząc za odchodzącym ojcem. — Praca nie wilk, do lasu nie ucieknie. A zresztą i bogowie na mnieby się pogniewali, że, będąc tak blisko domu, nie wstąpiłem na jedną fajkę. Ci „biali djabli” zawsze wynajdą jakąś pilną pracę — gadał do siebie leniwy Chińczyk, kierując się ku jednej z małych chatek, gdzie zamieszkiwała służba.

— Ej, stara, wstawaj! Dość już tego wylegiwania! — krzyczał Lu od progu, wchodząc do swego mieszkania.

— O, szlachetny mężu! Nie gniewaj się na swoją głupią Czao-cze... Już wstaję — odezwał się wylękniony głos kobiecy.

— Nic nie robisz, tylko fajki palisz — gderał pan domu, odbierając żonie fajkę, którą ta z namaszczeniem paliła.

— Jaka to wygodna rzecz te nasze „kany” — myślał sobie Lu, rozciągając się jak długi na jednej z ławek, ulepionych z gliny wzdłuż ściany i pokrytych matami plecionemi z gaolanu 3 .

Zaciągnął się kilka razy, puszczając wokoło obłoki odurzającego dymu, i po chwili się zdrzemnął.

Zbudziły go przeciągłe, smętne uderzenia dzwonu w pobliskiej świątyni.

— Która to godzina? — Ziewając, spytał żony, krzątającej się przy gospodarstwie.

— Dziesiąta, panie!

— Co,.. Nie może być!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: