Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gareth Jones - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 grudnia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,99

Gareth Jones - ebook

Niezwykła historia dziennikarza, który jako pierwszy opowiedział światu prawdę o Wielkim Głodzie na Ukrainie.

W latach 30. XX wieku młody dziennikarz Gareth Jones odbywa kilka samotnych podróży po komunistycznym imperium. Jako jeden z niewielu ludzi z Zachodu odkrywa szokującą prawdę o sytuacji mieszkańców ZSRR. Rozmawia z członkami aparatu państwowego, ale też zwykłymi ludźmi: robotnikami, chłopami. Na własne oczy widzi sowieckie zbrodnie, na Ukrainie słucha o ludziach umierających z głodu i aktach kanibalizmu.

Po powrocie na Zachód mówi światu prawdę o „komunistycznym raju”. Zostaje zaszczuty przez skorumpowanych zachodnich dziennikarzy, wszyscy podważają jego wiarygodność.

Po kilku latach ginie w niewyjaśnionych okolicznościach. Czy dlatego, że wyjawił prawdę?

Gareth Jones jako jeden z pierwszych zrozumiał mechanizmy rządzące światem w latach 30.: narodziny dyktatorskich reżimów czy rozwój propagandy. Przewidział atak na Polskę i wojnę Sowietów z nazistami. Sposób, w jaki miał zostać pogrążony, zainspirował nawet George’a Orwella podczas pisania Folwarku zwierzęcego.

Mirosław Wlekły – reporter, autor bestsellera "Tu byłem. Tony Halik".

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-6015-3
Rozmiar pliku: 6,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

„Sprzedano stóg siana oraz część zbiorów kartofli, a dostawy jaj zwiększono do sześciuset sztuk tygodniowo, wskutek czego kury z trudem wysiadywały zaledwie tyle jaj, by utrzymać liczebność stada. Racje żywnościowe, już i tak zmniejszone w grudniu, zostały ponownie uszczuplone w lutym, a ponadto w stajniach zdjęto latarnie dla zaoszczędzenia oleju. Świnie wszelako miały się całkiem nieźle i nawet przybierały na wadze”.

George Orwell, _Folwark zwierzęcy_1

„Nie można powiedzieć, że panuje głód: nikt z głodu nie umiera, powszechna jest tylko śmiertelność wskutek chorób spowodowanych niedożywieniem”.

Walter Duranty, _Russians Hungry, But Not Starving_, „The New York Times”, 31 marca 19332

„Zniszczenie Jonesa było jednym z najbardziej nieprzyjemnych zadań, jakich musieliśmy się podjąć w tych latach przekręcania faktów, by zadowolić dyktatorskie reżimy – ale go zniszczyliśmy, jednogłośnie i używając niemal tych samych dwuznacznych zwrotów. Gdy załatwiliśmy już tę brudną sprawę, ktoś zamówił wódkę i _zakuski_”.

Eugene Lyons, _Assignment in Utopia_3PROLOG

PROLOG

„Jeśli ten samolot ulegnie awarii, wpłynie to na historię całej Europy”1 – notuje.

Siedzi przed nim dwóch mężczyzn. Wyglądają niepozornie i nikt by nie odgadł, kim się staną w przyszłości. Pierwszy wciąż śmieje się do rozpuku. Ma wąską iberyjską twarz z lekko spiczastym nosem, ciemne włosy starannie zaczesane do tyłu, brązowe oczy i bystre spojrzenie. Około metra sześćdziesięciu pięciu centymetrów wzrostu. Nie przypomina swoich wysokich i postawnych blond rodaków. Ten niewielki człowieczek, obecnie trzydziestopięcioletni, w dzieciństwie przeszedł nieudaną operację prawej nogi i spartaczone leczenie stopy końsko-szpotawej bądź zapalenia szpiku. Dokładnie nie wiadomo. Z powodu krótszej kończyny nosi metalową obręcz i specjalnie uszyte dla niego buty. Kuśtykanie tłumaczy raną z czasów Wielkiej Wojny. Jego tajemnicą jest, że nie wziął w niej udziału, bo zabronił mu lekarz. Nazywają go „panem doktorem” i jest drugim najbłyskotliwszym mówcą w kraju.

Orator numer jeden siedzi rząd przed doktorem i akurat studiuje mapy. Nie wygląda na kogoś, kogo ubóstwiają miliony rodaków. Fizjonomię ma zwyczajną, skórę bladą, twarz nieco spiętą, czarne włosy zaczesane na lewo. Dawno temu zgolił obfite, niemal kajzerowskie wąsy i zamienił je w drobny wąsik _à la_ Charlie Chaplin, modny za sprawą Amerykanów przybywających do Europy. Na żywo wydaje się naturalny, wciąż się uśmiecha i nie pozuje na takiego twardziela, jak się go przedstawia. Chwilami, mimo skończonych czterdziestu kilku lat, przypomina młodego chłopaka – jak pół godziny wcześniej, gdy na lotnisku w Berlinie emocjonował się nowym mercedesem swojego kompana o iberyjskiej twarzy. Przywitał się z pozostałymi pasażerami. Uścisk dłoni miał stanowczy, ale duże, wybałuszone oczy wydawały się pozbawione emocji. Niewielkimi krokami szedł po zaśnieżonej płycie lotniska, cieszył się i machał zabawnie do ludzi. Kiedy przed wejściem na pokład ta mała postać w bezkształtnym czarnym kapeluszu i jasnym prochowcu typu mackintosh wyprostowała zwiotczałe prawe ramię, by pozdrowić gapiów, widok był raczej żenujący.

Słynnego „Richthofena”2, Junkersa Ju-52 – najszybszy i najmocniejszy, trzysilnikowy samolot produkowany w Niemczech, pilotuje roześmiany pulchny bohater pierwszej wojny światowej kapitan Baur. Maszyna przecina niebo ponad chmurami na wysokości niespełna dwóch tysięcy metrów z prędkością dwustu trzydziestu kilometrów na godzinę.

Pierwszy orator kraju przegląda teraz humorystyczne strony „Berliner Illustrirte Zeitung”, pokazuje je siedzącemu za nim mężczyźnie o iberyjskim wyglądzie i obaj się śmieją. Ciepło, serdecznie, południowobawarsko.

Siedzący z tyłu po przekątnej Gareth Jones przez cały czas obserwuje ich obu. Równocześnie gawędzi z mężczyzną z fotela obok, jednym z pięciu ochroniarzy, potężnie zbudowanym i obdarzonym nadzwyczajnym poczuciem humoru – dla draki co rusz szarpiącym śpiącego sąsiada. Jonesowi ochroniarz proponuje: dwa jajka na twardo, czekoladę, jabłko i ciasteczka. Z kolei szef ochrony podaje mu wodę sodową i pije za jego zdrowie, po czym chwali się srebrną odznaką wręczoną po trzynastu latach chronienia pierwszego oratora. Wciąż się uśmiecha. Cała piątka jest elitą krajowej armii, to najlepsi z najlepszych. Garethowi przychodzi do głowy, że ci mężczyźni nie są szorstkimi Prusakami, jak można by się po nich spodziewać. Przeciwnie: trudno wyobrazić sobie bardziej przyjazne osoby, a wrażenia tego nie osłabiają ich czarne uniformy srebrzone brokatem. Na czapkach mają srebrne czaszki z jaskrawoczerwonymi oczodołami i skrzyżowane piszczele. Na mundurach czerwone odznaki: „złamany krzyż”, znacznie częściej niż swastyką zwany hakenkreuzem.

Gareth notuje, że poniżej samolotu roztacza się kraj pobudzony szałem. Chmury pod samolotem rozstępują się i widać meandrującą Łabę. Blask słońca mocno odbija się od silnika przed lewym skrzydłem. Pierwszy orator kraju drzemie, Gareth sięga po gazetę. Czyta, że siedzący przed nim mężczyzna o iberyjskim wyglądzie nazajutrz wieczorem w Pałacu Sportu w Berlinie spotka się z księciem Augustem Wilhelmem, który wciąż liczy na przywrócenie monarchii. Jakie ich łączą stosunki? – zastanawia się Gareth. Gazeta o tym nie informuje. Ale Jones przypomina sobie, że pierwszy orator niedawno upokorzył Herminę, drugą żonę ostatniego niemieckiego cesarza, każąc jej na siebie czekać dwadzieścia minut.

Kolejna informacja też dotyczy mężczyzny o iberyjskiej twarzy: w Hanowerze słuchało go pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Jones spogląda na niego znad gazety – doktor czyta „Czternaście punktów Wilsona”. Po raz pierwszy podczas tego lotu jego rozbawienie wyparowało, podbródek ma uniesiony. Gareth notuje: „Wygląda tak, jakby palił się, by pomścić to, co naziści nazywają zdradą 1918 roku”3.

Trzeci artykuł opatrzono zdjęciem w czarnej ramce. Na fotografii – przystojny chłopiec w mundurze. Matka samotnie wychowała go w duchu patriotyzmu. Ojciec był jednym z dwóch milionów ludzi, którzy zginęli za swój kraj. „Gerhard, który całą swoją energię poświęcił wolności Niemiec, został wczoraj trafiony bolszewicką kulą”4. Miał dwadzieścia lat. Pierwszy orator kraju, który właśnie się przebudził, jak wielu w tym kraju uważa, że chłopców takich jak Gerhard trzeba pomścić. Ale na razie uśmiecha się do swojego adiutanta. Wygląda łagodnie. Gareth czuje się zbity z tropu: to ma być ten bezwzględny wróg bolszewizmu?

Samolot zbliża się do Frankfurtu nad Menem. Maszyna wyląduje bezbłędnie i delikatnie. Z samolotu wyjdzie już zupełnie inna osoba, odmieniona: chłopięcą radość zastąpi apodyktyczność, łagodne spojrzenie zmieni się w zdecydowane. Wśród niespotykanej liczby flag i transparentów dwadzieścia pięć tysięcy ludzi zgromadzonych w największej hali Niemiec na widok tych dwóch niewysokich, tak niepozornych mężczyzn poderwie się z miejsc. W powietrzu zawiśnie dwadzieścia pięć tysięcy wyprostowanych prawych rąk. Gareth ujrzy przed sobą upojony nacjonalizmem tłum i – jak zanotuje – poczuje moc czystego prymitywnego kultu. Kiedy pierwszemu oratorowi kraju adiutanci zdejmą płaszcz, zapanuje idealna cisza. Przemowa będzie improwizacją, ale mistrz lejtmotywu wiele razy powtórzy: „Spełnimy nasz obowiązek”. Najpierw spokojnie, potem głośniej, głośniej, szybciej i szybciej; z początku niewielki, przygarbiony, ze skulonymi ramionami, gdy zacznie porywać tłum słowami, wyciągnie do niego ręce, wydawać się będzie większy i większy, i większy…

Na razie jest dwudziesty trzeci lutego 1933 roku, samolot „Richthofen” zbliża się do lotniska we Frankfurcie. Gareth Jones w swym dzienniku notuje, że pasażerowie tej maszyny są jak ludzki dynamit. Z wszystkich ludzi na pokładzie tylko on i korespondent Sefton Delmer z „The Daily Express”, pierwsi zagraniczni dziennikarze zabrani na pokład samolotu przez pierwszego oratora kraju, nie są nazistami.

Zabawny człowieczek o iberyjskim wyglądzie nazywa się Joseph Goebbels.

„Kilka kroków ode mnie – Jones zapisuje dalej w dzienniku – siedzi Adolf Hitler, kanclerz Niemiec i lider budzącego się najbardziej wybuchowego nacjonalizmu, jaki widział świat”5.Rozdział 1

WIDOKÓWKA ZE STALINEM

W wymarzoną podróż do Rosji dwudziestopięcioletni Jones wyrusza w sierpniu 1930 roku, dwa i pół roku przed spotkaniem w samolocie Adolfa Hitlera. Tyle razy opowiadała mu o niej matka.

Większość z siedmiorga rodzeństwa Annie Gwen Jones zmarła w dzieciństwie lub młodości. Jej ojciec kierował pracą górników w kopalni węgla, matka prowadziła niewielki sklep wielobranżowy. Annie Gwen była jedną z pierwszych kobiet, które dostały się na uniwersytet w Aberystwyth. Poznała tam Edgara, przyszłego męża. Zanim jednak za niego wyszła – tradycja nakazywała wówczas zamężnym kobietom nie pracować zawodowo, tylko zajmować się domem – zgodziła się przyjąć pracę korepetytorki wnuków Johna Hughesa, walijskiego biznesmena, właściciela hut, stalowni, zakładów zbrojeniowych i stoczni, założyciela przemysłowej wsi Hughesowka, z rosyjska nazywanej Juzowką1, później znanej jako miasto Stalino, a obecnie Donieck. Hughes zdobył carską koncesję na eksploatowanie tamtejszych złóż węgla i rudy żelaza. W zamian miał uruchomić hutę i stalownię produkującą szyny kolejowe.Walijscy inżynierowie opisywali Hughesowkę jako nową Amerykę, a Dmitrij Mendelejew, twórca układu okresowego pierwiastków, który na zlecenie rządu opracował propozycje zagospodarowania Donieckiego Basenu Węglowego, pisał do Hughesa:

Niewyczerpalne bogactwa tej krainy są porażające, albowiem po wielokroć przewyższają wszystko, z czym się spotkałem nie tylko na Rusi, ale też w innych częściach świata, Europy i Ameryki, które odwiedziłem w trakcie swoich badań. Granice możliwości tej ziemi wyznaczają wyłącznie ludzka wyobraźnia i podyktowane nią czyny. Dzięki zaś czynom Twoim, które należy uznać za niebywały i pełny sukces, ta ostatnia pustynia na Ziemi zatętniła życiem2.

Wkrótce Doniecki Basen Węglowy na propagandowych plakatach będzie przedstawiany jako serce Rosji, z którego życiodajna krew żyłami rozchodzi się na cały kraj. Tu też, w Donbasie, pracować będzie Aleksiej Stachanow, symbol pracy kilku-, kilkunastokrotnie przekraczającej ustalone normy, od którego nazwiska powstanie termin „stachanowcy”. W ciągu pięciu godzin i czterdziestu pięciu minut wydobędzie on sto dwie tony węgla i tym samym wypełni normę w tysiąc czterystu siedemdziesięciu pięciu procentach. Swój rekord bić będzie w sierpniową noc 1935 roku, dwa tygodnie po śmierci Garetha Jonesa.

Na starym zdjęciu widać dwupiętrowy dom: z podcieniami ograniczonymi trzema kolumnami, drzwiami wejściowymi niesymetrycznie zaprojektowanymi na lewo od środkowych okien i z długim balkonem na piętrze. Przed budynkiem stoi dorożka. Annie Gwen mieszkała tam u Hughesów trzy lata między 1889 a 1892 rokiem, w samym szczycie „donbaskiej gorączki węglowej”. Z Walii wyjechała, „pragnąc zobaczyć zielone pola i pastwiska, a zwłaszcza Rosję – kraj ucisku i nieszczęścia, o którym tyle się słyszy, ale tak mało wie”3.

Tamtejszą społeczność, w której – jak wspominała – przeważali Rosjanie, tworzyli też Anglicy, Walijczycy, Polacy, Żydzi, Tatarzy, Francuzi i Niemcy. Kiedy korepetytorka zachorowała na dur brzuszny, życie uratował jej ormiański lekarz. „Można stwierdzić, że są tam tylko dwie pory roku”4 – zanotowała w nieopublikowanym osobistym eseju pod tytułem „Wrażenia z życia na stepach Rosji”. Dziwiła ją mroźna zima z dnia na dzień zmieniająca się w upalne lato i gorące dni, po których nagle spadał śnieg. W czapkach z wełny karakułów i szalach z wielbłądziej sierści ludzie przypominali jej Eskimosów. Liczyło się ogrzanie ciała, moda nie była istotna. „Zimą trudno odróżnić chłopa od jego żony, bo ich odzież wierzchnia jest podobna”5 – zapamiętała Annie Gwen. Szkoda, zauważała, bo kobiety były tam ładne, a mężczyźni dobrze zbudowani i z pięknymi zębami. Za to latem, szczególnie w dni świąteczne, kobiety ubierały się najbardziej kolorowo, jak można sobie wyobrazić: każda część odzieży w innej barwie, hafty, korale, na głowach wzorzyste chustki.

Zimą ulubioną rozrywką Annie Gwen była jazda na łyżwach. Lata były tak gorące, że z domu starała się wychodzić dopiero po zmroku. Brakowało wody, dzieci masowo umierały na dyzenterię. We wspomnieniach Walijka dodawała, że „Rosjanie nie są »totalnymi abstynentami« ani nie hołdują zasadzie umiaru”6.

Przywiozła dobre wspomnienia. Mimo że – jak pisał amerykański dziennikarz Kellog Durland – w Donbasie „nocą z piekła wielkich pieców biją w niebo kłęby ognia, które jakoby grom oświetlają całą okolicę”, a „letnie wiatry, zwykłe kołysać pola zbóż, przynoszą huk ciężkich młotów, dzwony kowadeł, zgrzyt szlifierek, ostrzegawczy gwizd lokomotyw i ich ciężki oddech”7. Rosyjski pisarz Konstanty Paustowski w ostatnim roku pobytu panny Gwen w Hughesowce zauważał wręcz: „dym nie buchał tylko z kominów fabrycznych. Tu każda rzecz była uwędzona: domy, sklepy i uliczne stragany. Dym zalegał wszędzie. Był żółty jak włosy lisa i śmierdzący jak przypalone mleko. Z nieba miast deszczu lała się tłusta sadza. Szare są zasłony, poszewki i prześcieradła w hotelu, szara moja koszula, wreszcie, szare jest tu nawet wszelkie życie: konie, koty i psy”8.

Annie Gwen też nie była bezkrytyczna. „Co mnie uderza, to ogromna przepaść między wyższą a niższą klasą w Rosji. Niestety, tak naprawdę istnieją tam tylko te dwie klasy: nie ma klasy średniej, ostoi i kręgosłupa państwa”9 – zanotowała. Z Hughesowki wyjechała z powodu epidemii cholery.

Wszystko to intrygowało Garetha. Opowieści i notatki matki uzupełniały relacje marynarzy, których młody Jones słuchał w dokach rodzinnego Barry w południowej Walii, nieopodal Cardiff. W 1922 roku, w wieku siedemnastu lat, zaczął uczyć się języków: francuskiego, niemieckiego i rosyjskiego. Annie Gwen, wciąż żyjąca wspomnieniami o carskiej Rosji z lat swojej młodości, nie miała nic przeciwko rosyjskim zainteresowaniom syna i jego marzeniom o wyprawie do dalekiego i nie znanego większości Walijczyków kraju.

W 1924 roku, trzydzieści pięć lat po tym jak w drodze do Juzowki jego matka zatrzymała się z rodziną Hughesa w Hotelu Europejskim w Warszawie, Gareth po raz pierwszy znalazł się w stolicy Polski – jako delegat na Kongres Międzynarodowej Konfederacji Studentów. Zaprzyjaźnił się z gospodynią stancji panią Skorupką, byłą studentką Oksfordu, świetnie władającą angielskim. Zaskoczyły go nacjonalistyczne i konserwatywne poglądy polskich studentów, ale starał się je zrozumieć. Przypominał sobie słowa matki opowiadającej, jak niesprawiedliwie Rosjanie traktowali Polaków i jak Polacy ich za to nienawidzili.

Po kongresie delegatom dano wybór: mogli zwiedzić Poznań lub Wilno. Gareth wybrał Wilno, bo myśl, że znajdzie się niespełna sto pięćdziesiąt kilometrów od rosyjskiej granicy, rozpalała jego wyobraźnię. Zdziwił się, gdy spotkał tam wielu Rosjan, którzy uciekli przed bolszewicką rewolucją. Wszyscy opowiadali o terrorze. Wielu straciło swoje majątki, inni byli świadkami rozstrzelań.

Po powrocie był już pewien, że nie poświęci się Francji. „Nie chcę specjalizować się we francuskim, bo niewiele łączy mnie z Francuzami i ich literaturą. Zamierzam kontynuować naukę rosyjskiego”10 – pisał do rodziców ze Strasburga, gdzie przez dwa lata po przerwaniu _college_’u w Aberystwyth studiował na uniwersytecie.

Powrócił więc do University College of Wales w Aberystwyth, który ukończył w 1926 roku, a naukę francuskiego, niemieckiego i rosyjskiego planował kontynuować na Trinity College w Cambridge. W międzyczasie chciał szlifować rosyjski nad Bałtykiem. Na podróż zarobił, pracując na pokładzie parowca s/s Vesta płynącego do Stavanger. Stamtąd pociągiem podążył do Oslo, potem do Sztokholmu, aż wreszcie – w kajucie trzeciej klasy na pokładzie statku s/s Ångermanland – do Rygi. W liście do domu pisał, że jeszcze nigdy nie widział tylu niepełnosprawnych, obdartych i brudnych ludzi co w stolicy Republiki Łotewskiej. Uczył się rosyjskiego i czytał rosyjskie gazety. Publikowane w nich pełne teksty przemówień cieszyły go o wiele bardziej niż ich skrótowe analizy zamieszczane w prasie brytyjskiej. Rodzicom donosił o coraz trudniejszej, zapalnej sytuacji w Rosji: „Wszyscy przywódcy wzywają obywateli do broni”11.

Jones nie myślał o dziennikarstwie. Jak wielu jego uniwersyteckich kolegów po ukończeniu studiów w Cambridge w 1929 roku starał się o stanowisko w służbie konsularnej lub dyplomatycznej i jak zdecydowana większość nie znalazł tam żadnej pracy. Pojawiła się za to okazja miesięcznego stażu w londyńskiej gazecie „The Times”. Był to pierwszy kontakt Garetha z tym zawodem. Na zakończenie stażu oznajmiono mu, że ma potencjał, brak mu jednak reporterskiego doświadczenia, i poradzono roczną pracę w jednym z lokalnych dzienników, po której mógłby ewentualnie wrócić do pisania w „Timesie”. Nie skorzystał z propozycji. Musiał zarabiać. Wybrał karierę akademicką ze stoma funtami rocznego stypendium, udzielanie korepetycji z niemieckiego i pisanie doktoratu na Uniwersytecie Syracuse w Londynie na temat: „Rosyjska prasa podczas rewolucji”12.

Wkrótce jednak pojawiła się nowa, zupełnie niespodziewana propozycja. Z przyszłym szefem poznał go przyjaciel ojca, zastępca sekretarza gabinetu premiera Wielkiej Brytanii w czasach pierwszej wojny światowej. David Lloyd George, jeden z liderów Partii Liberalnej, dystyngowany Brytyjczyk z gęstym białym wąsem i twarzą dobrego wujaszka, jak Gareth Jones był Walijczykiem. W latach 1916–1922 zasiadał w fotelu premiera Wielkiej Brytanii. Był jednym z sygnatariuszy traktatu wersalskiego. Jego, premierów Francji i Włoch oraz prezydenta Stanów Zjednoczonych nazywano „wielką czwórką”. To Lloyd George zapoczątkował brytyjską politykę _appeasementu_, czyli ustępstw. Był gotów oddać Rosji Polskę, by powstrzymać marsz bolszewików na zachód. Na silnej Polsce mu nie zależało, a jego niechęć wynikała też z osobistego uprzedzenia do nacjonalisty Romana Dmowskiego. Sprzeciwiał się oddaniu Polakom Górnego Śląska, bo uważał, że byłoby to jak podarowanie małpie zegarka. Liberał, zwolennik przyznania kobietom praw wyborczych, zamiast się zbroić, wolał walczyć z bezrobociem. Długo pozostawał przychylny Józefowi Stalinowi i Adolfowi Hitlerowi. Z tym drugim spotka się w 1936 roku, pochwali jego program gospodarczy i – choć kilka lat później będzie tego żałować – zaraz po spotkaniu nazwie go „największym z żyjących Niemców” oraz „Waszyngtonem Niemiec”.

Kiedy spotyka Garetha Jonesa, zbliża się powoli do siedemdziesiątki.

W ramach rozmowy kwalifikacyjnej Jones przygotowuje raport o sytuacji politycznej Niemiec. Były premier jest zachwycony: od razu proponuje Garethowi dwunasto- lub sześciomiesięczną pracę na stanowisku doradcy do spraw zagranicznych z rocznym wynagrodzeniem w wysokości czterystu funtów. Jones ma urzędować w londyńskim biurze Lloyda George’a, robić codzienny przegląd prasy: siedmiu gazet francuskich, czterech rosyjskich, trzech niemieckich, dwóch włoskich, po jednej szwajcarskiej i amerykańskiej, oraz przygotowywać cotygodniowy raport z prasy walijskiej i światowej. Ponadto do jego zadań będzie należało sporządzanie notatek do debat, pisanie artykułów i przemów, a czasami nawet wyjazdy za granicę.

Ostatecznie Gareth dostaje pensję o sto funtów wyższą niż obiecana. W szafie upycha szare flanele i kurtki sportowe, które lubił nosić w Cambridge. Kupuje za to melonik i parasolkę, żeby wyglądać jak londyński dżentelmen. Rodziców w liście uspokaja: nie zamierza na stałe wiązać się z polityką, woli pozostać niezależny i apolityczny, a krótka praca dla byłego premiera ma być tylko ciekawym epizodem w jego życiu. „Zabawne, gdy o tym pomyślę – dodaje jednak – poprzez pracę dla Lloyda George’a będę miał wpływ na sprawy zagraniczne”13. Nawet nie podejrzewa, jak wielki.

Na razie, pół roku po zatrudnieniu przez byłego premiera, wybiera się do Rosji. Wielka Brytania właśnie na nowo nawiązała relacje dyplomatyczne ze Związkiem Radzieckim. Kiedy podróż na Wschód znów staje się możliwa, Gareth natychmiast występuje o wizę. Lloydowi George’owi jest to na rękę, bo rozwój ZSRR coraz bardziej go intryguje. Zaledwie miesiąc przed podjęciem pracy przez Garetha Stalin ogłosił likwidację klasy kułaków, bogatych właścicieli ziemskich. Jeden z pierwszych raportów zleconych Jonesowi dotyczy więc planu pięcioletniego ogłoszonego wiosną poprzedniego roku. Podczas pracy nad nim Gareth zdaje sobie sprawę, że – jak w czasach gdy jego matka mieszkała w Hughesowce – kraj ten wciąż cierpi na brak klasy średniej i olbrzymią przepaść, już nie między bogaczami a biednymi: nowa przepaść rośnie między członkami partii komunistycznej a całą resztą.

Sporządzając kolejne raporty dla Lloyda George’a, Jones spotyka się ze znawcami Rosji. Z Żydem, kolegą Lenina i Trockiego, rozmawia o prześladowaniach religijnych w Rosji. Od gruzińskiego polityka słyszy o Stalinie: „Nie jest inteligentem pierwszej klasy, za to wspaniałym organizatorem. Bezinteresowny, bez materialnych ambicji, szczery, bezwzględny i brutalny”14. Odwiedza przedstawiciela organizacji Air League, aby wypytać o rosyjski przemysł lotniczy. Pułkownik Norman Thwaites jest też ważnym funkcjonariuszem tajnych służb wywiadowczych. Nie wiadomo, czy próbuje zwerbować Jonesa – wśród jego notatek nie zachowa się żadna dotycząca zbliżającej się podróży młodego Walijczyka po Rosji. Jednak w swoim dzienniku, miesiąc po powrocie Jonesa do kraju, wspomni o dwunastu kartkach z jego notatnika z informacjami o radzieckim lotnictwie i obronności.

Skupiając się głównie na Związku Radzieckim, Gareth przygotowuje też sprawozdania o sytuacji politycznej w Austrii, Indiach, Palestynie czy Egipcie.

Choć wcześniej zapewniał, iż praca u Lloyda George’a jest tylko tymczasowa, w kolejnym liście do domu pozbawia rodziców złudzeń, że mógłby poświęcić się karierze akademickiej:

Uważałbym się za tchórza, gdybym kiedykolwiek zrezygnował z szansy na dobrą i interesującą karierę ze względu na bezpieczeństwo. Nie szanuję nikogo, kto swoją akceptację czy ocenę posady uzależnia od odpowiedzi na pytanie: czy zapewni mi to emeryturę? Stwierdzić muszę, że interesuje mnie i pożyteczne byłoby dla mnie jedynie takie życie, które wiązałoby się ze sprawami zagranicznymi oraz dotyczącymi współczesnych mężczyzn i kobiet; nie pisarzy sprzed dwóch wieków15.

W sierpniu 1930 roku wyrusza.

W wagonie restauracyjnym ekspresu z Berlina do sowieckiej granicy Saul Bron, sowiecki przedstawiciel handlowy w Wielkiej Brytanii, je jak koń, co rusz wali nożem w talerz, to prycha, to parska i ciągle pali pomiędzy daniami – zdaniem Garetha to najnieprzyjemniejszy człowiek, jakiego można spotkać.

Jones wciąż obserwuje współpasażerów i robi notatki. Amerykański inżynier budujący rurociąg w Baku zachwala rosyjski przemysł naftowy. Modnie ubrany Rosjanin zamartwia się, że na granicy zabiorą mu drugą parę butów, bo dozwolone jest przewożenie tylko jednej. Z kolei niewysoki mężczyzna pracujący w Hughesowce, który kiedyś studiował inżynierię naftową w Stanach Zjednoczonych, narzeka, że plan pięcioletni wdrażany jest za szybko. „Co, u licha, ma znaczyć, że rząd eksportuje żywność, by kupować maszyny, kiedy ludziom brakuje jedzenia?”16 – pyta. Ale już niedługo Gareth usłyszy od pewnej robotnicy w Moskwie: „Starzy ludzie uważają, że plan pięcioletni wdrażany jest za szybko, ale według młodych dzieje się to zbyt wolno”17.

Rosja wita Jonesa plakatem zawieszonym na bramie nad torami: „Witamy robotników z Zachodu!”.

W Moskwie Walijczyk odwiedza szefa państwowej agencji turystycznej, który przydziela mu przewodnika oraz wygodny samochód do dyspozycji na cały dzień. Odwiedzają fabrykę, domy robotników oraz żłobki dla ich dzieci. Wszystkie osiągnięcia państwa sowieckiego wydają się Garethowi wspaniałe. W pobliżu fabryki grupa dzieci, widząc obcokrajowca, zaprasza go do zabawy. Gareth nie może zrozumieć, dlaczego proszą, by zabrał je ze sobą. Dzień kończy zwiedzaniem klubu robotnika i muzeum antyreligijnego.

Nazajutrz, już sam, Jones odwiedza redakcje gazet „Prawda” i „Izwiestia”, spotyka się z szefem Departamentu Prasy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, je obfity lunch i przeprowadza dwugodzinny wywiad z ministrem rolnictwa, od którego dostaje zaproszenie do kołchozu, wzorowego _kollektywnogo choziajstwa_ w Rostowie.

„Kreml jest imponującym miejscem”18 – pisze w liście do rodziców. Z murami obronnymi, zamkami i cerkwiami jest najpiękniejszą starówką miasta, jaką kiedykolwiek widział. Jones podziwia tutejszy pęd do nauki, wszędzie natyka się na plakaty z napisem: „W niepiśmiennym kraju nie można zbudować socjalistycznego społeczeństwa”19.

Idzie do kina, potem do cyrku, który poziomem nie ustępuje tym, jakie Gareth widział w Paryżu czy Londynie. Klauni ubrani są podobnie i nawet rozśmieszają widownię tymi samymi żartami.

– Jesteś pijany? – pyta jeden drugiego, który chwieje się, stojąc na krześle.

– Nie, to krzesło jest pijane.

Gdyby nie rozciągnięte wzdłuż namiotu czerwone i białe sztandary z napisem: „Pozwólcie nam wykonać plan pięcioletni w cztery lata”, Gareth mógłby pomyśleć, że to Cardiff albo Birmingham. Obok niego siedzi chłopak o jasnych włosach i przyjemnej twarzy, na oko czternastolatek. Nagle, w tym samym momencie wybuchają śmiechem, po czym spoglądają na siebie.

– Chciałbyś kiedyś pojechać do Anglii? – zagaduje Jones.

Nastolatek zdecydowanie zaprzecza.

– Czy nie wiesz, że to kapitalistyczny kraj? Nigdy bym tam nie pojechał – odpowiada oburzony. – W kapitalistycznych państwach prześladuje się robotników. Tak bardzo mi ich żal. Na pewno by mi się tam nie spodobało20.

O Anglii Gareth rozmawia też z innymi mieszkańcami Moskwy. Jeden pyta go, ilu jest tam komunistów.

– Niezbyt dużo – odpowiada Jones – do partii należy jakieś trzy i pół tysiąca osób.

– Aha – uśmiecha się moskwianin i bez namysłu stwierdza, że to dlatego, iż komunistów w Anglii wsadza się do więzień.

Gareth zaprzecza, wyjaśnia, że swoboda myśli i wypowiedzi to jedna z tych rzeczy, z których Brytyjczycy są dumni.

– Jeśli jesteś komunistą – tłumaczy – możesz pójść do miejsca zwanego Hyde Parkiem i wyrazić swoje poglądy.

– Chyba nie myślisz, że ci uwierzę? Oni wszyscy siedzą w więzieniach – Rosjanin uśmiecha się porozumiewawczo i dodaje: – Dobrze wiemy, co dzieje się w waszej Tower of London21.

Inni młodzi komuniści tłumaczą Jonesowi, że Anglicy to podstępni, przebiegli i okrutni ludzie w cylindrach i monoklach, którzy nieustannie knują, jak wzniecić wojnę przeciw sowieckiej Rosji. Do swoich niecnych celów używają nawet Kościoła i rodzimych socjalistów.

Pewnego dnia, gdy jakimś cudem udaje się Garethowi znaleźć w tramwaju wolne siedzące miejsce i wzdłuż rzeki przemierza Moskwę, wyglądając przez okno, zamiast reklamy papierosów lub zachęty do kupowania krajowych towarów, do których był przyzwyczajony w swoim kraju, zauważa plakat z napisem: „Odpowiedzmy na wściekłe zbrojenie się kapitalistów wdrożeniem w cztery lata planu pięcioletniego”. Za oknem wiatr niesie tumany kurzu. Z plakatu na budynku kina śmieje się twarz Syda Chaplina, przyrodniego brata Charliego, obywatela kapitalistycznej Wielkiej Brytanii.

Pracowitość Rosjan imponuje Garethowi. Na pytanie, jaki dziś dzień, młody robotnik odpowiada, że nie wie. Ważna jest data, dzień tygodnia nieistotny. Wolne niedziele nie obowiązują. Fabryki pracują non stop22.

Co uderza najbardziej, to uprzywilejowana pozycja klasy robotniczej. Już w czasie pierwszych dni w Moskwie Jones zauważa, że miejski robotnik to nowa rosyjska arystokracja. Ma honorowe miejsce w operze. Stoi na przedzie kolejki, gdy w sklepie pojawi się mięso. Jako pierwszemu należy mu się miejsce w sanatorium. A karta robotniczego związku zawodowego pozwala mu na zakup większej ilości żywności, niż może nabyć pracownik banku, poczty czy sklepu. Robotnik ma również zniżki w restauracjach, tańsze wejścia do kin, teatrów, na koncerty czy do ogrodów. Zaledwie dwa pensy kosztuje go wstęp do muzeum antyreligijnego lub Muzeum Rewolucji. Gareth znów porównuje z rodzinnymi stronami i przychodzi mu do głowy, że normańska krew dla Anglików nigdy nie była aż tak ważna jak teraz robotnicze pochodzenie dla Rosjan.

– Jesteśmy w stanie wojny – wyjaśnia bolszewicki komisarz, pokazując Jonesowi najnowsze maszyny w jednej z fabryk Moskwy. – Rosja prowadzi wojnę o budowę socjalistycznego kraju i przemianę całego świata. Walczymy o plan pięcioletni. Na pewno pojawią się siły, które będą nas zwalczać. To iście królewska bitwa23.

Młodość i nowoczesność zastępują stare tradycje. Do cerkwi wabi Jonesa połyskująca w słońcu złota kopuła. Drzwi są otwarte. Wchodzi i jego uwagę zwracają zdobienia we wszystkich kolorach, jakich nigdy nie widział w kościołach Walii. W świątyni bez ławek niewielka grupa wiernych na stojąco uczestniczy w nabożeństwie prowadzonym przez starego kapłana. Jedna z wiejskich kobiet pada na ziemię. Oddając cześć Bogu, przykłada skronie do zimnej kamiennej podłogi. Inna uboga kobieta całuje w tym czasie ikonę, próbuje też skłonić do tego swoje płaczące dziecko. Wszędzie płoną świece.

Gdy za ikonostasem piękne męskie głosy śpiewają religijne pieśni, do cerkwi wpadają dwie młode dziewczyny – mają może po czternaście lat i wyglądają na komunistki. Są rozbawione i nie zważają na urok pieśni i powagę zebranych. Spoglądają na siebie, na bogobojnych ludzi i kilkakrotnie wybuchają śmiechem. Z ich twarzy Gareth wyczytuje jasny komunikat: „Wiemy wszystko o tej religii, to sama zgnilizna”24.

– Spójrz na Moskwę – mówi pewnego dnia do Jonesa młody bolszewik. – To, co widzisz wokół, to symbol przyszłości świata. Chcesz, powiem ci dlaczego.

Stoją na dachu wysokiego budynku i przyglądają się stolicy Rosji. Walijczyka bawi to zestawienie: do podupadłych starych domów, ledwie trzymających się na fundamentach, przytulono modernistyczne gmachy z wieloma kondygnacjami. Już wcześniej w zdumienie wprawiła go podróż nowoczesnym tramwajem sunącym brukowaną ulicą, która przypominała raczej peryferyjne miejscowości smętnie przemierzane przez licho ubranych wieśniaków.

Z góry dobrze widać, że do starych drewnianych chatek doprowadzono nowoczesną sieć elektryczną. Nowo wybudowany biały wieżowiec, osiągnięcie inżynierów dwudziestego wieku, kontrastuje z budowlami ze średniowiecza: basztami nad bramami murów obronnych i wieżami cerkwi Kremla. Nad kopułą Wielkiego Pałacu Kremlowskiego powiewa krwistoczerwona flaga z żółtym sierpem i młotem.

Gareth Jones wygląda jak typowy mieszkaniec portowego miasta czy górniczego miasteczka w rodzinnej Walii. Wykształcenie też zdobył w Wielkiej Brytanii, kraju kapitalistycznym, gdzie sklepy i fabryki, kopalnie i kolej należą do prywatnych przedsiębiorstw. Jego rozmówca to rosyjski komunista. Wysoki, ciemny, z wąskimi oczami pół-Azjaty. Absolwent komunistycznej akademii w Moskwie25, który od trzynastu lat żyje w rewolucyjnym państwie budującym socjalizm.

– Ty jesteś człowiekiem przeszłości, ja jestem człowiekiem przyszłości – mówi młody bolszewik. – Kiedy stare i nowe stoi ramię w ramię, nowe zawsze wygrywa. Zobacz, obok drewnianych ruder stoi nowoczesny wieżowiec komunistycznego reżimu. Nowoczesna stacja elektryczna symbolizuje wysiłek bolszewickiej rewolucji w celu stworzenia nowej uprzemysłowionej Rosji, gdzie maszyna zajmie miejsce Boga.

Gareth dostrzega, że w oczach komunisty zaczyna tlić się podniecenie.

– Wszystko dla Rosji – kontynuuje bolszewik. – Wstrząśniemy fundamentami całego świata. Wybuchnie światowa rewolucja. Planeta stanie się Światowym Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Zapamiętaj moje słowa. Nie będzie mężczyzny ani kobiety, czy w Nowej Zelandii, czy w Chinach, czy w Walii, których nie będzie dotyczyć to, co teraz dzieje się w Rosji. Udowodnimy światu, że za pomocą komunizmu można zbudować potężne i dobrze prosperujące państwo.

Walijczyk znów spogląda w oczy Rosjanina. Nie ma już w nich entuzjazmu. Jest fanatyzm.

– Czy wiesz, co jest naszą bronią? – pyta komunista, patrząc z podziwem na panoramę Moskwy. – Plan pięcioletni26.

Wkrótce Jones przekona się, na czym w praktyce ten plan polega.

*

Piętnastego sierpnia, po dziesięciodniowym pobycie w Moskwie, Gareth wysyła rodzicom widokówkę ze Stalinem prężącym się przy okrągłym stole. Jego prawa ręka spoczywa na pliku dokumentów. Być może to właśnie plan pięcioletni.

„Za godzinę mój pociąg odjeżdża do Rostowa, dokładnie 32 godziny na południe, gdzie zobaczę spółdzielnie rolnicze – pisze nadawca na odwrocie. – 24 sierpnia (w niedzielę) powinienem wrócić do Moskwy, a 25 wyjechać z niej do Berlina. Bardzo się cieszę”27.Następnego dnia donosi:

Jestem w połowie drogi do Rostowa. Czas w rosyjskich pociągach mija bardzo szybko, sypiam bardzo dobrze i wygodnie: na materacach, czystych poduszkach, w pościeli. Pociąg wyjechał z Moskwy wczoraj o czwartej po południu, a na stacji w Tule miałem prawdziwą ucztę: kanapki z serem, ciastka i lemoniadę. Kozacki komunista z orderem z czerwoną flagą opowiadał mi o współczesnej Rosji, sporo dowiedziałem się o fabrykach i inżynierach. Jestem już więc na Ukrainie. Wielu ludzi podróżuje tu z czajnikami i wybiega na każdej stacji, żeby zagrzać wodę28.

Brudny i zarośnięty, po dwudniowej podróży, z pociągu wysiada w niedzielę siedemnastego sierpnia o wpół do szóstej rano na niewielkiej stacji w miejscowości Jasynuwata. „Za dwanaście minut powinienem być w Hughesowce – pisze do rodziców. – Podróż miałem pełną przygód. Żałuję, że nie mam czasu opowiedzieć”29.

I wreszcie:

Hughesowka!!

Jestem w Hughesowce! Dotarcie tu zajęło mi sporo czasu, ale nie mogłem tego ominąć. Siedzę w parku koło kościoła. Chciałem odwiedzić dom pana Hughesa, ale jedyne, czego się dowiedziałem, to że należy teraz do pana Balfoura i że znajduje się poza miastem, a ja o jedenastej mam pociąg. Wspaniale, że mogę być tu, gdzie mieszkałaś. Trudno byłoby mi tu teraz znaleźć kogokolwiek, kogo znałaś. Jedyne więc, co mogę zrobić, to wysłać Ci mój niedzielny list. A teraz jadę do Rostowa30.

W tym samym liście Gareth pisze, że odbył wspaniałą wycieczkę dorożką, a dorożkarz pamiętał jeszcze Johna Hughesa. W mieście sporo się buduje. Przybysz nie ma czasu zobaczyć domu Hughesów, w którym mieszkała jego matka. Najpewniej nie wie, że rewolucja zamieniła go w zakład dla głuchoniemych31.

W Rostowie nad Donem Jones zatrzymuje się, jak donosi, w bardzo czystym hotelu. Podziwia tempo budowy i rozwój przemysłowy kraju. Zwiedza państwowe gospodarstwo rolne i kołchoz. „Niesamowite – zachwyca się w liście do rodziców – jak oni potrafili zamienić pustynny step w ogromną, rozciągającą się na setkach tysięcy akrów farmę, na której korzysta się z najnowocześniejszych urządzeń. W niespełna półtora roku zbudowali miejscowość tam, gdzie wcześniej nikt nie mieszkał i nie pracował”32. W dodatku: jak tu, w państwowych gospodarstwach rolnych, karmią!

Brytyjski badacz kariery dziennikarskiej Jonesa profesor Ray Gamache zwraca uwagę, że w listach Jonesa do domu „wszystko wydawało się różowe w ogrodzie tego »robotniczego raju«”33.

Gareth nie wspomina w nich o anegdocie, którą w pociągu przemierzającym ponure stepy północnego Kaukazu opowiedział mu pewien Gruzin, częstując chlebem i pomidorami:

Pilot hydroplanu nagle zauważył tonącego w morzu mężczyznę. Wylądował i zdążył go wyłowić. Zabrał go do samolotu, dopiero po chwili zaskoczony zauważył, że to Stalin, najbardziej wpływowa osoba w całej Rosji. Stalin mocno uścisnął dłoń pilotowi, nazwał go bardzo odważnym człowiekiem, stwierdził, że za uratowanie życia należy mu się nagroda. „Możesz poprosić, o co zechcesz”, powiedział. Pilot podrapał się po głowie, chwilę pomyślał i odparł: „Mam tylko jedną prośbę, za to bardzo dla mnie ważną. Na miłość boską, proszę nie mówić nikomu, że pana uratowałem, w przeciwnym razie będzie ze mną krucho”34.

Pod koniec miesiąca pociągiem z Moskwy Jones dociera do Berlina i stamtąd wysyła rodzicom pierwszy szczery list. Przyznaje, że komuniści byli dla niego niesamowicie mili i zapewnili mu ciekawy program wizyty, za to w sklepach nie można nic kupić, a jeśli coś się trafi, ceny bywają zawrotne.

Hurra! Jak wspaniale być znów w Niemczech, absolutnie wspaniale. Rosja jest w opłakanym stanie; zgniła, bez jedzenia, tylko chleb; prześladowania, niesprawiedliwość, bieda wśród robotników i 90% niezadowolonych. Widziałem bardzo złe rzeczy, aż doprowadza mnie do szału, gdy pomyślę, że ludzie jak XXX jadą tam, ich wizyta jest dokładnie zaplanowana, więc nie brakuje im jedzenia, a potem wracają i opowiadają, że Rosja jest rajem. Na południu kraju mówi się o nowej rewolucji, ale ona nie wybuchnie, wojsko i OGPU35 (policja polityczna) są zbyt silne. Nadchodząca zima będzie tam jednym wielkim cierpieniem, ludzie już głodują. Ich rząd jest najbardziej brutalny na świecie. Rolnicy nienawidzą komunistów. W tym roku tysiące najlepszych Rosjan posłano na Syberię i do obozu na Wyspach Sołowieckich. Ludzie zaczynają otwarcie krytykować rząd. W Donbasie warunki są nie do zniesienia. Tysiące wyjeżdżają. Nigdy nie zapomnę nocy spędzonej na stacji w drodze do Hughesowki. Jednym z powodów, dlaczego tak szybko wyjechałem z miasta, było to, że jedyne, co znalazłem tam do jedzenia, to bułka – wszystko, co zdobyłem do godziny siódmej. Wielu Rosjan jest zbyt słabych, aby pracować. Współczuję im. Nie mogą strajkować, bo zaraz zostaliby zastrzeleni albo zesłani na Syberię. Komuniści mają w kraju mnóstwo wrogów. Niemniej w wielu branżach dokonano postępu i jest szansa, że gdy plan pięcioletni zostanie zrealizowany, Rosja zacznie prosperować. Ale zanim do tego dojdzie, nastąpi wielkie cierpienie, nadejdą zamieszki i śmierć36.

Nie wiadomo, czy Jones, pisząc te słowa, wie, że kiedy w 1921 roku Amerykanie oferowali Rosjanom pomoc („Nie chcemy walczyć z Rosją, chcemy ją wyżywić”), a ci targowali się o jej warunki, sowiecki negocjator, późniejszy minister spraw zagranicznych Maksim Litwinow powtarzał:

– Tak, ale żywność to broń37.

I nie był jedynym, który tak uważał.PRZYPISY

PRZYPISY

1 George Orwell, _Folwark zwierzęcy_, tłum. Bartłomiej Zborski, Warszawa 2017, s. 103.

2 Tłumaczenie z języka angielskiego – jak wszędzie, gdzie nie zaznaczono inaczej – M.W. (przyp. red.).

3 Eugene Lyons, _Assignment in Utopia_, New York 1937, s. 572, 575–576; cyt. za: Anne Applebaum, _Czerwony głód_, tłum. Barbara Gadomska, Wanda Gadomska, Warszawa 2018, s. 367–368.

Prolog

1 Takiego zdania Gareth Jones użył potem w tekście prasowym. Oryginalny zapis w notesie brzmiał: „Jeśli ten samolot ulegnie awarii, wpłynie to na historię całych Niemiec”.

2 Nazwa własna modelu, którym latał Hitler, pochodzi od nazwiska słynnego niemieckiego pilota z czasów pierwszej wojny świadowej Manfreda von Richthofena, autora osiemdziesięciu oficjalnie uznanych zwycięstw powietrznych, zwanego Czerwonym Baronem.

3 Gareth Jones, _With Hitler Across Germany_, „The Western Mail”, 28 lutego 1933.

4 Tamże.

5 Tamże.

1930

1 Forma „Juzowka” stosowana była od założenia wsi, Jonesowie używali jednak zapisu bardziej zbliżonego do nazwiska założyciela jej przemysłowej potęgi. Gareth w notatkach używał najczęściej formy „Hughesovka”, we wspomnieniach jego matki i innych źródłach anglojęzycznych pojawia się też „Hughesoffka”. W niniejszej książce zdecydowano się na zapis spolszczony (przyp. red.).

2 Igor T. Miecik, _Narodziny Donbasu_, „Ale Historia”, magazyn „Gazety Wyborczej”, 23 lipca 2018, s. 4.

3 Annie Gwen Jones, _Life on the Steppes of Russia 1889–1892_, https://www.garethjones.org/margaret_siriol_colley/annie%20gwen/life-steppes.htm (dostęp: 20 stycznia 2019).

4 Tamże.

5 Tamże.

6 Tamże.

7 Igor T. Miecik, _Narodziny Donbasu_, dz. cyt., s. 4.

8 Tamże, s. 5.

9 Annie Gwen Jones, _Life on the Steppes of Russia 1889–1892_, dz. cyt.

10 Margaret Siriol Colley, _More Than a Grain of Truth. The Biography of Gareth Richard Vaughan Jones_, Newark 2005, s. 12.

11 Ray Gamache, _Gareth Jones. Eyewitness to the Holodomor_, Cardiff 2016, s. 19.

12 Bernard Pares, _A Wandering Student. The Story of a Purpose_, Syracuse, NY 1948, s. 309.

13 Ray Gamache, _Gareth Jones. Eyewitness to the Holodomor_, dz. cyt., s. 23.

14 Margaret Siriol Colley, _More Than a Grain of Truth_, dz. cyt., s. 70.

15 Ray Gamache, _Gareth Jones. Eyewitness to the Holodomor_, dz. cyt., s. 33.

16 Margaret Siriol Colley, _More Than a Grain of Truth_, dz. cyt., s. 79.

17 _The Two Russias. 1. Rulers and Ruled. Below the Surface_, from a correspondent, „The Times”, 13 października 1930.

18 Margaret Siriol Colley, _More Than a Grain of Truth_, dz. cyt., s. 80.

19 Tamże.

20 Gareth Jones, _My Russian Diary II_, „The Star”, 27 października 1930.

21 Tamże.

22 Komunistyczne władze eksperymentowały z kalendarzem. Do grudnia 1931 roku obowiązywała _„nieprerywka”_, tak zwany tydzień przemysłowy. Pracowało się w cyklu pięciodniowym, piąty dzień był wolny od pracy. Robotników podzielono przy tym na pięć grup, z których każda miała wolne w swoim, przypisanym jej dniu cyklu. Dzięki temu przemysł pracował na okrągło i nie było dnia, w którym cały kraj odpoczywałby jednocześnie (poza świętami państwowymi).

23 Gareth Jones, _Communists’ Five-Year Plan. Forces behind Stalin’s Dictatorship_, „The Western Mail”, 9 kwietnia 1931.

24 Tenże, _My Russian Diary II_, dz. cyt.

25 Gareth Jones używa sformułowania „Akademia Komunistyczna” („_Communist Academy_”) – prawdopodobnie chodzi o Akademię Wychowania Komunistycznego.

26 Cała rozmowa za: Gareth Jones, _Communists’ Five-Year Plan. How it is Working in Russia_, „The Western Mail”, 7 kwietnia 1931.

27 Margaret Siriol Colley, _More Than a Grain of Truth_, dz. cyt., s. 82.

28 Tamże, s. 83.

29 Tamże, s. 83–84.

30 Tamże, s. 84.

31 Grzegorz Szymanik, Julia Wizowska, _Po północy w Doniecku_, Warszawa 2016, s. 18.

32 Margaret Siriol Colley, _More Than a Grain of Truth_, dz. cyt., s. 84.

33 Ray Gamache, _Gareth Jones. Eyewitness to the Holodomor_, dz. cyt., s. 85.

34 Gareth Jones, _My Russian Diary III_, „The Star”, 29 października 1930.

35 OGPU, Objedinionnoje Gosudarstwiennoje Politiczeskoje Uprawlenije (Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny) – policja polityczna działająca w ZSRR w latach 1923–1934; w 1934 weszła w skład NKWD.

36 Margaret Siriol Colley, _More Than a Grain of Truth_, dz. cyt., s. 85.

37 George Seldes, _You Can’t Print That: The Truth Behind the News, 1018–1928_, New York 1929, s. 230, cyt. za: Anne Applebaum, _Czerwony głód_, tłum. Barbara Gadomska, Wanda Gadomska, Warszawa 2018, s. 55.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: