Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gówno prawda! Jak nie wpadać w pułapki myślowe - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
10 grudnia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

Gówno prawda! Jak nie wpadać w pułapki myślowe - ebook

Uważasz, że podejmujesz racjonalne decyzje?

Jesteś w błędzie – rządzą tobą emocje!

Wiesz, że czegoś lepiej nie robić, ale i tak się na to decydujesz.

Zamartwiasz się tym, na co nie masz wpływu.

Potajemnie zerkasz na wyświetlacz komórki partnera.

Wydajesz więcej, niż zarabiasz.

Tak samo jest, kiedy potrzebujesz odmiany w życiu – wiesz, co trzeba zrobić, próbujesz, ale nic się nie zmienia. Wpadasz w te same pułapki: chcesz zmienić swoje działania, a nie jesteś świadoma, że to twoje emocje ostatecznie decydują.

Możesz to zmienić!

Przeczytaj tę książkę, aby:

• okiełznać swoje emocje i nauczyć się je obsługiwać,

• rozpoznać szkodliwe schematy i się od nich uwolnić,

• w końcu skutecznie realizować swoje plany.

Naucz się odróżniać to, co wiesz, od tego, co ci się wydaje, a twoje życie stanie się prostsze!

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-893-4
Rozmiar pliku: 862 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dawniej stale zakładano, że klaun wyskakujący z pudełka – nasze uczucia, podświadomość – musi być jakoś trzymany w ryzach przez rozum. Tak jak dzikie zwierzę przez tresera. Wyobraźmy sobie rozum, racjonalność, jako poważnego pana w ciemnym garniturze. Jest przeciwieństwem głupawego klauna z czerwonym nosem. Jego rola polega na pilnowaniu, by klaun nie zawładnął nami i nie zepchnął w otchłań w widowiskowym wirze lodów, miękkich kanap, filmów, prochów, imprez i spontanicznych numerków na jedną noc. Jak najbardziej pozwala nam na nieco szaleństwa, zwłaszcza w weekendy, ale kiedyś trzeba wrócić do rzeczywistości. Ma chłodną głowę, rozumie argumenty (i kontrargumenty), planuje dalszą drogę i wie, co jest dla nas dobre. Klaun natomiast wie, co jest fajne – i kiedy widzi, jak coś kusząco migoce z dala od wytyczonego szlaku, wrzeszczy: „OJACIE, PATRZCIE TYLKO! ALE BŁYSZCZY!”. Cóż, taki już jest.

To nie jest jednak tylko hedonistyczny balangowicz, podlega mu bowiem pełny zestaw różnych uczuć takich jak zemsta, gniew, zazdrość, niepewność, chciwość i cała reszta tej paskudnej bandy. Jeżeli na przykład dostajemy od klienta maila, który nas porządnie wkurzy, w którym zarzuca się nam wysoce obraźliwymi słowami niekompetencję, to nasz wewnętrzny klaun już się zapluwa i gdyby mu tylko pozwolić, natychmiast wysłałby odpowiedź zawierającą takie frazy jak „debil”, „możesz mnie pocałować” oraz „spadaj na drzewo”. Dlatego też w takich sytuacjach opłaca się z tym przespać, a rano stery przejmuje zwykle poważny pan w ciemnym garniturze (raczej nie pojawia się on od razu) i zabiera się do wystosowania pisma z odpowiedzią. Zasadniczo znajdzie się w niej dokładnie to samo, jeśli chodzi o sens, ale wyrażone już innymi słowami. Długie wieki wychwalano pod niebiosa poważnego pana w ciemnym garniturze – racjonalność, opanowanie, rozsądek.

Platon, grecki filozof, uważał uczucia za rodzaj choroby, z którą można sobie poradzić jedynie za pomocą rozumu. Gdyby z kolei dać wolną rękę stoikom, to przypuszczalnie zlikwidowaliby z miejsca cały świat uczuć. W ich opinii tylko władający sobą człowiek może widzieć rzeczy takimi, jakimi są naprawdę, i odpowiednio do tego działać. Osobnik zaś poddany impulsom i uczuciom to sterowany popędami kompletny idiota. No dobrze, nie mówili kompletny idiota, ale to właśnie mieli na myśli. Stoicy pokochaliby spiczastouchego kapitana Spocka z Enterprise – kogoś, kto wolny od wszelkich emocji dokonuje analizy i zawsze podejmuje właściwe decyzje. Koncepcja, że musimy kontrolować dzikie zwierzę w nas samych, długo się trzymała, długo też wydawała się sensowna.

Przypomnijmy sobie czasy, kiedy obyczaje były dużo bardziej brutalne niż dziś. Mam na myśli te epoki, w których palono na stosach czarownice, a publiczne egzekucje były miłą rozrywką dla całej rodziny w niedzielne popołudnie. Nie masz chyba wątpliwości, że:

Pomysł, by zaprowadzić rozsądek i racjonalne myślenie, wcale nie był taki zły.

Kiedy zaniechano palenia czarownic i ćwiartowania ludzi, kiedy nie trzeba już było się obawiać, że ktoś nam z jakiegoś powodu odrąbie nos czy uszy, życie stało się wyraźnie przyjemniejsze. Nadeszło oświecenie i wynaleziono tak wspaniałe rzeczy jak prawa człowieka, samochody i zegarki elektroniczne. Życie stało się nawet do tego stopnia przyjemne, że mnóstwo dzieci klasy średniej doszło do wniosku, że już dostatecznie długo były podporządkowane poważnemu panu w ciemnym garniturze i najwyższa pora wyzwolić uczucia. Jeśli człowiek całe życie nic innego nie robił, tylko je tłumił, to musiał to odebrać jako prawdziwe przebudzenie – stąd się biorą te wszystkie seminaria o krzyku pierwotnym, kursy medytacji, przepływu energii i channelingu, psychodeliki (często LSD) i wszelkie pozostałe opcje uzyskania „dostępu” do własnych uczuć. Krótko i zwięźle – wewnętrzny klaun szalał, a ludzie uważali to za szałowe. Moja matka również, w końcu była jedną z nich. Z tamtego okresu pochodzi sentencja, która zawsze wisiała na naszej lodówce:

Powiedzieć komuś, to, co czujesz, nie jest prawdą, to zabójstwo duszy.

Co oczywiście jest totalną bzdurą. Cały czas czujemy jakieś niestworzone rzeczy, a niekiedy polegają one na idiotycznej pomyłce albo są błędnie interpretowane. To, że coś czujesz, to jeszcze nie dowód, że masz rację...

Ona: Nie kochasz mnie! Czuję to!

On: Ale dlaczego? Przecież wszystko dla ciebie robię!

Ona: Ale ja to tak czuję!

On przewraca oczami.

Nikt już się nie spiera, czy uczucia to prawda absolutna, czy jednak mogą zwodzić. Tendencja do zachowania równowagi doprowadziła do przekonania, że ani wyłączne faworyzowanie uczuć, ani też racjonalności nie jest szczególnie mądre, lecz potrzebna jest współpraca klauna i rozumu, by w miarę bez szwanku przejść przez życie. To znaczy: ponury pan w garniturze podejmuje decyzje i pilnuje, żeby klaun swoimi pomysłami nie wpakował nas w jakąś kabałę. Brzmi to rozsądnie, logicznie, a przy okazji jest całkowicie błędne.

Jest bowiem dokładnie odwrotnie.Dobrze przeczytałaś – jest dokładnie odwrotnie. W codziennym życiu to klaun decyduje. Odkrył to António Damásio, profesor neurologii i psychiatrii oraz numer jeden wśród badaczy mózgu najwyższej klasy.

W dokonaniu tego spektakularnego odkrycia (zaraz zobaczymy, co w nim jest takiego spektakularnego) pomógł mu pewien pacjent, którego Damásio nazwał „Elliotem”. To do bólu zwyczajny, sympatyczny, inteligentny mężczyzna z dobrym zawodem. Żonaty, dwoje dzieci, ceniony w pracy, kochający mąż. Elliotowi powodzi się świetnie, póki nie dopadną go bóle głowy. Stają się nie do wytrzymania, co w końcu uniemożliwia mu prowadzenie normalnego życia. Okazuje się, że Elliot ma nowotwór mózgu, wielkości mniej więcej niedużej mandarynki, w obszarze nazywanym korą przedczołową, czyli tuż za czołem. Ale jest i dobra wiadomość – można go całkowicie usunąć. Elliot przechodzi operację bez większych komplikacji, szybko wraca do siebie i do normalnego życia.

Z jakiegoś powodu jednak to jego dawne normalne życie nie wraca do siebie – a może to Elliot nie działa jak trzeba. Normalka, powiecie, w końcu biednemu facetowi otwarto czaszkę i usunięto porządny kawał mózgu. Dziwne jest jednak to, że po operacji Elliot jest tak samo inteligentny i sprawny jak przed nią. Pamięć nie pogorszyła mu się ani na jotę, potrafi przekonująco argumentować i w pełni rozumie swoją sytuację. A mimo to jego życie – i to w każdym aspekcie – stopniowo się rozpada.

W pracy nie potrafi skończyć żadnego zadania lub źle je wykonuje i chociaż przez pewien czas wszyscy są wobec niego wyrozumiali (w końcu biednemu facetowi otwarto czaszkę i usunięto porządny kawał mózgu), to ostatecznie dostaje wypowiedzenie. Wdaje się w podejrzane interesy finansowe z wątpliwym partnerem, błyskawicznie bankrutuje, w domu zaś nie wiedzie mu się lepiej. Już nie robi tego, co kochający mąż robić powinien, a jako ojciec zawodzi na całej linii, więc w końcu żona – cóż za niespodzianka – pakuje walizki i opuszcza go, zabierając ze sobą dzieci.

Elliot żeni się ponownie, tym razem z kobietą równie podejrzaną, jak jego wcześniejsze interesy, choć rodzeństwo z naciskiem go przed nią ostrzega. Po roku śladu po nowej żonie już nie ma, a razem z nią znikają resztki mienia Elliota. W końcu wprowadza się do brata i wnosi o rentę inwalidzką, której nie dostaje. Wszyscy lekarze, którzy go badają, aby wydać opinię, czy wskutek operacji stał się niepełnosprawny, dochodzą do poniższego wniosku:

Elliot jest wykwalifikowanym, inteligentnym i fizycznie zdrowym człowiekiem (który powinien, na miłość boską, wziąć się w garść i wrócić do roboty). Diagnozy te ukazują go albo jako lenia, albo oszusta. Brat Elliota nie godzi się z tym, upierając się, że coś jest nie tak, że przy operacji poza nowotworem wycięto Elliotowi coś jeszcze, a mianowicie samego Elliota. Mniej więcej w tym czasie, w 1982 roku, trafia on do Antónia Damásio, który bada go na dziesiątą stronę. Elliot znowu przechodzi śpiewająco wszystkie testy na inteligencję. Pamięć długo- i krótkoterminową ma w jak najlepszym porządku, zmysł matematyczny znakomity, umiejętności językowe i zdolność pojmowania normalne, czyli krótko mówiąc – Elliot nie jest przygłupem. Ale tak właśnie się zachowuje. Wobec tego Damásio przygląda się, co dokładnie przysparza Elliotowi problemów, i stwierdza, że potrafi on spędzić w pracy całe popołudnie, zastanawiając się, jak powinien uporządkować dokumenty. Według daty wpływu? A może ważności sprawy? Czy też wielkości dokumentu albo jeszcze innego kryterium? Elliot nie potrafi podejmować decyzji – czy dotyczą porządkowania dokumentów, czy też sprzedaży lub zakupu czegoś, chociaż umie bez trudu wyliczyć wszystkie możliwości.

Damásio relacjonuje, że Elliot potrzebował długich minut, nim zdecydował, jakiego długopisu powinien użyć do wypełnienia kwestionariusza, ponad pół godziny, by ustalić następny termin wizyty – i kilku godzin, by podjąć decyzję, gdzie chciałby pójść na obiad.

Praktycznie nie był on w stanie robić żadnych planów na najbliższe godziny, miesiące lub lata. Przede wszystkim jednak wyglądało na to, że w ogóle go to nie obchodzi.

„Elliot opowiadał o tragedii swojego życia z dystansem, który był absolutnie niestosowny wobec skali zdarzeń” – pisze Damásio. – „Zawsze był opanowany i opisywał wypadki jak beznamiętny, niezaangażowany obserwator. W żadnym momencie

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.W tłumaczeniu brzmi to nieco groźnie: egotyzm atrybucyjny. To jedno z ulubionych narzędzi naszego klauna i chociaż w pierwszej chwili trudno sobie wyobrazić, o czym mowa, to jeden tylko przykład wystarczy, byśmy od razu wiedzieli, o co chodzi:

Jeśli w domu upuszczę kieliszek, różne rzeczy przychodzą mi do głowy:

- Ale jestem dziś zaspana.
- Kieliszki powinny stać w takim miejscu, żeby trudno było je stłuc.
- Dobrze, że to jeden z tych tańszych.
- Dziś po prostu nic mi nie idzie...

Jeżeli L. upuści w domu kieliszek, myślę sobie:

- No, mógłbyś czasem uważać!

A czasami, kiedy nie jest między nami najlepiej, dorzucam jeszcze w duchu – „ty gamoniu”.

Egotyzm atrybucyjny tłumaczy zatem, dlaczego to nigdy nie jest nasza wina. Inaczej mówiąc, kiedy coś świetnie nam idzie, wtedy lubimy to przypisywać naszym bezspornie fenomenalnym talentom, a kiedy coś nam nie idzie, wtedy odpowiadają za to okoliczności zewnętrzne. Zapytajcie Anny, dlaczego trzy razy przerżnęła egzamin na prawo jazdy – usłyszycie pełen zestaw wyjaśnień:

- Egzaminator się na nią uwziął.
- Inni kierowcy na drodze to byli po prostu debile.
- Podczas deszczu są przecież problemy z widocznością...
- A jeszcze do tego ten rowerzysta bla, bla, bla...

Jeśli to nie wystarczy, z pewnością będzie miała coś jeszcze do zarzucenia modelowi auta...

Nie tylko Anna tak postępuje, wszyscy bez przerwy tak robimy. Za każdym razem, gdy na przykład rzucamy przypuszczenie, że koleżanka z pracy zawdzięcza awans jedynie gotowości do przespania się z szefem lub że dzięki podobnym zaletom jakaś inna konkurentka gdzieś z nami wygrała, chodzi najpewniej o egotyzm atrybucyjny. Usprawiedliwienie dla naszego żałosnego ego, gdy czegoś nie udało nam się osiągnąć (innym za to jak najbardziej). Dirk, przyjaciel L., może wam tak wytłumaczyć całe swoje życie:

Matury nie zdał, bo nauczyciel się na niego uwziął. Szkolenia zawodowego nie skończył, bo jego szef był wyjątkowym palantem. Z pracy go wywalili, bo – uwaga! – był za dobry! A nowej pracy nie dostał dlatego, że obowiązywał parytet płci. Nie, no jasne. Zawsze winni są inni. Właściciel wyrzucił go z wynajmowanego mieszkania, gdyż jest chciwcem, a nie na przykład dlatego, że Dirk płacił mu czynsz od przypadku do przypadku, a z kolei narzeczona go zostawiła, gdyż jest „durną krową”. On absolutnie niczego złego nie zrobił. Całe życie Dirka jest jednym wielkim pasmem niesprawiedliwości. Kiedy się tak go słucha, ma się wrażenie, że w końcu powinien coś zauważyć, ale nic z tych rzeczy. Jeśli mu się powie, że najwyraźniej jest chodzącą niewinnością, Dirk natychmiast żąda choćby jednego przykładu swojej domniemanej winy. I nieważne, co mu powiesz, skontruje cię tysiącem argumentów potwierdzających jego słuszną rację. Wszystko, co mu się nie udało, to wina świata zewnętrznego. To takie męczące...

Równocześnie Dirk robi dokładnie to, co znajdziemy w słownikowym opisie egotyzmu atrybucyjnego: „Sukcesy przypisuje się natomiast przyczynom wewnętrznym”.

Czyli jeśli dostanie pracę, zawdzięcza to oczywiście swojej fantastycznej prezentacji na rozmowie kwalifikacyjnej i powalającym wiadomościom z wszelkich fachowych dziedzin. Czy już wspominałam, że Dirk bywa męczący?

Co ciekawe, taka strategia nie przynosi mu większych sukcesów, niezależnie od dziedziny. Dirk popracował trochę tu i tam jako menedżer, do czego się średnio nadawał, po czym zabrał się do prowadzenia restauracji. Uznał bowiem, że świetnie sprawdzi się we wszystkim, co ma jakikolwiek związek z jedzeniem i piciem. O tyle miał rację, że oddawał się obu tym rzeczom z ogromnym zaangażowaniem, ale jeśli chodzi o zarządzanie – no cóż. Powiedzmy, że nie wyglądało to najlepiej.

Razem z L. byliśmy u niego kilka razy, biznes szedł jednak nieszczególnie. Obsługa była porażająco powolna, ale za to nieuprzejma, jedzenie było świetne, z wyjątkiem deseru, a ścianę przy barze zdobił olbrzymi zaciek. Po drodze do stolika mijało się składowisko skrzynek po napojach i ręczników papierowych, przez co cały lokal nabierał nieco obskurnego charakteru. Dirk przysiadł się do nas i zaczął się żalić. Kelnerzy byli zbyt głupi, żeby zapamiętać zamówienia, kucharze robili, co chcieli, a zaciek pojawił się po awarii w mieszkaniu piętro wyżej. Wspólnota mieszkaniowa ma zrobić z tym porządek, ale na razie cisza. Zaimprowizowane składowisko – no więc nie ma po prostu innego miejsca, choć może dobrze byłoby postawić tam jakąś przesłonę, ale on, Dirk, nie ma na to czasu. Im dłużej mówił, tym bardziej siedzący koło mnie L. się wiercił. Zaraz wybuchnie, pomyślałam, co w końcu się stało. L. wiedział przecież szczegółowo, o czym rozprawia Dirk, sam przez cały dzionek użera się z roztrzepanymi kelnerami, upartymi kucharzami i wszelkimi przeciwnościami losu, bo od dwóch lat ma małe bistro – i zupełnie inne podejście do rzeczy:

– Jeżeli twoi kelnerzy nie są w stanie zapamiętać zamówienia w drodze od stolika do kuchni, to musisz się zastanowić, co trzeba zrobić, żeby im się to jednak udało – oświadczył. – Do ciebie należy szczegółowe opracowanie każdego działania i wbicie im go do głowy albo nauczenie ich obsługiwania apki do zamówień. A jak z apką dalej im nie wychodzi, wtedy musisz zadać sobie pytanie: „Co takiego zrobiłem źle, że ciągle tego nie potrafią?”, a potem pomagać im tak długo, aż to ogarną.

Dirk gapił się na niego zaskoczony – przypuszczalnie takie podejście było dla niego absolutną nowością. „Jeśli zarządzasz firmą, to jesteś odpowiedzialny za wszystko, za kelnerów, za deser i za ten cholerny zaciek, to twoje zadanie!”

Dirk w niedługim czasie porzucił prowadzenie restauracji. Oświadczył, że lokalizacja była po prostu bez sensu. Gdyby była choć TROCHĘ lepsza...

Nauka mówi, że postępujemy tak (że Dirk tak postępuje), ponieważ musimy chronić swój pozytywny wizerunek we własnych oczach. Ja z kolei mówię, że znam tu jeszcze jedną podgrupę, a są to ci, którzy postępują dokładnie odwrotnie, czyli za wszystko, co im nie wychodzi, winią siebie, sukcesy natomiast przypisują okolicznościom zewnętrznym jak przypadek bądź szczęście. Chronią swój negatywny wizerunek – a ja jestem jedną z nich. Ostatnia książka się nie sprzedaje, jakoś nie cieszy się powodzeniem?

Wiadomo, jestem beztalenciem i dyletantką.

Ostatnia książka sprzedaje się super, ludzie ją uwielbiają?

Ale numer – pewnie akurat wstrzeliłam się z tematem. A może to sprawa okładki?

Mniej więcej w tym stylu. Jak się rozejrzę, to znam ładnych parę osób, które zaliczają się do tej podgrupy:

– O, tutaj, przy tym kawałku, brakuje wykrzyknika.

– Wiem, jestem totalnie beznadziejna!

I na odwrót:

– O, tutaj, ten kawałek naprawdę ci dobrze wyszedł.

– O, dzięki, ale naprawdę nie ma o czym mówić.

Nic, tylko rwać włosy z głowy. To specjalność kobiet, które podobnie jak ja zbyt poważnie potraktowały zalecenia na temat skromności (patrz rozdział _Gdy klaun się myli – skromność_).

Jest jednak pewna dziedzina, w której kobiety nadrabiają wspomniane braki z naddatkiem, a są to kłótnie z partnerem...

EGOTYZM ATRYBUCYJNY W PARTNERSTWIE

Dostępne w wersji pełnej.O torowaniu, zwanym też primingiem, mówimy wtedy, gdy jakiś bodziec (na przykład takie wspomnienie: wychodzisz z knajpy, nie płacąc rachunku) wpływa na stan twojego umysłu i twoje zachowanie (masz ochotę umyć ręce). Dzieje się to jednak poza zasięgiem świadomości, a do tego przez cały czas.

Weźmy taki przykład:

Jeżeli chwilę po tym wspomnieniu zobaczę cię, jak myjesz ręce w łazience, i zapytam:

„Dlaczego akurat myjesz ręce?” – ty nie będziesz pamiętać, że przez mózg właśnie przemknęła ci myśl o niezapłaconym rachunku. Zamiast tego twój mózg wymyśli naprędce jakiś powód, w który sama uwierzysz. Wypełni jakby lukę logiczną, ponieważ tamto wspomnienie nie przebiło się do twojej świadomości. Możesz mi więc odpowiedzieć:

- „A jakoś tak przyszła mi ochota”.
- „To przez bakterie!”
- „To takie odświeżające uczucie!”

Naturalnie możesz mi też odpowiedzieć: „A co pani robi w mojej łazience?”, ale chwilowo nie o to chodzi.

W rzeczywistości coś takiego zdarza się przez cały dzień. Podświadomość bezustannie nami manipuluje, my zaś w ogóle tego nie zauważamy.

Przez ten błąd klauna jesteśmy przekonani, że znakomicie wiemy, dlaczego coś robimy, i że bez trudu dostrzegamy, gdy ktoś wywiera na nas wpływ. A to nieprawda.

Cudowny, klasyczny już dziś eksperyment przeprowadzili w 2003 roku Aaron Kay, Christian Wheeler, John Bargh i Lee Ross. W tym badaniu uczestnicy zostali podzieleni na dwie grupy. Członkom jednej z nich pokazano szereg zdjęć, które mieli połączyć linią z pasującym tekstem. Na zdjęciach widać było między innymi zwierzęta i przedmioty codziennego użytku. Druga grupa otrzymała podobne zadanie z tą tylko różnicą, że na zdjęciach widniały przedmioty, które można było zbiorczo zaliczyć do kategorii „świat biznesu”, czyli kalkulatory, aktówki, eleganckie wieczne pióra i takie rzeczy.

Następnie wszyscy badani mieli rozegrać z partnerem grę strategiczną, w której można było wygrać pieniądze. Jeżeli postępowali fair, obaj wygrywali tę samą kwotę. Ponad 90 procent uczestników, którzy wcześniej oglądali zdjęcia o neutralnej tematyce, tak właśnie postąpiło – podzielili zysk sprawiedliwie. W grupie uczestników oglądających zdjęcia dotyczące świata biznesu, 77 procent próbowało oszukać partnera przy podziale wygranej.

Naukowcy raz jeszcze przeprowadzili ten sam eksperyment, tym razem jednak nie ze zdjęciami, tylko z prawdziwymi przedmiotami. W pomieszczeniu, gdzie znalazła się jedna połowa badanych, położyli neutralne przedmioty jak na przykład plecak czy pudełko, a do pisania przygotowali drewniane ołówki. Z kolei tam, gdzie ulokowano drugą połowę uczestników, stał w kącie stół, a na nim „akcesoria biznesowe” jak aktówka i skórzany portfel, do pisania zaś przewidziano wieczne pióra. Gdy ponownie rozegrano grę, cała pierwsza grupa podzieliła pieniądze sprawiedliwie. Druga grupa, grająca w pomieszczeniu z akcesoriami biznesowymi, dokonała sprawiedliwego podziału tylko w 50 procent przypadków.

Zabawne jest to, że gdy na zakończenie zapytano uczestników, dlaczego działali tak a nie inaczej, nikt w odpowiedzi nie wspomniał o przedmiotach. Ci, którzy dzielili się sprawiedliwie, mówili o poczuciu sprawiedliwości i jak takie sytuacje powinny wyglądać, ci natomiast, którzy dbali tylko o własną korzyść, szukali rozmaitych usprawiedliwień w rodzaju niesympatycznego partnera w grze.

Nie popełniajmy błędu, z miejsca uznając badanych za kretynów. Oni również sądzili, że działają w sposób przemyślany i że dokładnie znają motywy swojego postępowania. Czy to nie przerażające, że kilka rekwizytów budzi w ludziach chciwość i może doprowadzić do celowo nieuczciwego zachowania?

Faktem jest, że nasze myśli, uczucia i zachowania są nieustanną reakcją na – rzeczy. Tyle że w zasadzie nigdy sobie tego nie uświadamiamy.

Na ten temat przeprowadzono mnóstwo eksperymentów i badań, tu przytoczę jeden z moich ulubionych przykładów:

Na Uniwersytecie Amsterdamskim podzielono badanych na dwie grupy. Jednej polecono wypowiedzieć się pisemnie, jak by to było, gdyby byli profesorami. Druga zaś miała opisać swoje życie jako stadionowego kibola. Następnie wszystkim zadano 42 trudne pytania z zakresu wiedzy ogólnej i proszę – grupa profesorska wypadła o wiele lepiej. Jej członkowie odpowiedzieli poprawnie na 23 pytania, członkowie grupy kibolskiej tylko na 18.

Wiele jest badań tego typu i wszystkie są zdumiewające lub wręcz niesamowite. W Wikipedii zebrano niektóre z nich („prymowanie” oznacza w poniższych przypadkach, że poszczególnym osobom prezentowano słowa lub zdjęcia dotyczące danego tematu).

- Jeżeli ołówek trzyma się zębami (co przypomina uśmiech), komiksy wydają się zabawniejsze, niż gdy trzyma się go wysuniętymi wargami (co przypomina robienie „dzióbka”).
- Osoby, którym prymowano pieniądze, są bardziej indywidualistycznie nastawione niż grupa kontrolna. Dłużej pracują nad trudnymi zadaniami, zanim zdecydują się poprosić o pomoc, są mniej skłonne do jej udzielania i wolą być same.
- Osoby, którym prymowano starość, poruszają się wolniej.
- Jeżeli ludzie poruszali się wolno przez pięć minut, łatwiej rozpoznawali słowa kojarzące się ze starością.
- Osoby, które przypominają sobie jakieś żenujące przeżycie, czują naglą potrzebę umycia się.
- Osoby, którym prymowano lęk przed śmiercią, są wrażliwsze na idee autorytarne.

Upiorne, prawda? Do odrębnej podkategorii można tutaj zaliczyć pewną zabawę dziecięcą, w którą kiedyś chętnie się bawiliśmy. Zadaje się jedno pytanie za drugim, na które trzeba szybko odpowiadać. Spokojnie, wygląda to tak:

Pytanie: Jaki kolor ma śnieg?

Odpowiedź: Biały.

Pytanie: Jaki kolor ma ściana?

Odpowiedź: Biały.

Pytanie: Jaki kolor mają obłoki?

Odpowiedź: Biały.

Pytanie: Co pije krowa?

Odpowiedź: ... Też pomyślałaś najpierw „mleko”?

He, he! Udało mi się „prymowanie”!

– L., mogę spróbować na tobie prymowania? – pytam, gdy siedzimy wieczorem na kanapie, ale L. patrzy na mnie sceptycznym wzrokiem:

– To coś seksualnego? A może to niebezpieczne?

– Nie. – Kręcę głową.

– No to nie – odpowiada L. i popija piwo.

Nikt z moich znajomych nie chciał się ze mną bawić w prymowanie, gdy im wyjaśniłam, co to takiego. Jakieś to paskudne – nikt nie chce dać się nieświadomie zmanipulować i wszystkim natychmiast się przypomina eksperyment z reklamą kinową z 1957 roku, w której co chwilę na ułamek sekundy, a przez to w sposób niemożliwy do świadomego zarejestrowania, ukazywały się napisy:

„Jedz popcorn!” i „Pij coca-colę!”, przez co sprzedaż coli skoczyła o 18 procent, a popcornu o 58 procent. Informacja o tym obiegła świat, rozmaite amerykańskie stany natychmiast zakazały reklamy podprogowej, a poza tym to była kaczka dziennikarska.

Takiej reklamy nigdy nie było, a jej pomysłodawca chciał jedynie pozyskać nowych klientów dla swojej nowo założonej firmy marketingowej...

Ciarki przechodzą na myśl, że podświadomość ma na nas tak ogromny wpływ. Prymowanie jest wszechobecne i nikt go nie uniknie. Czasami jednak można się zorientować, co jest grane. Ja na przykład mam zawsze koszmarnie zły humor, gdy odbieram zamówione książki w miejscowej księgarni. Nie cierpię tego sklepu, denerwuje mnie uprzejmość sprzedawczyń, mimo że to zupełnie normalny sklep. Nie mam bladego pojęcia, czemu zawsze jestem tam taka wściekła... I nagle mnie olśniło – księgarnia mieści się w ścisłym centrum i znalezienie miejsca parkingowego w pobliżu graniczy z cudem. Krążę przez pół godziny po okolicy, żeby się gdzieś wcisnąć, i kiedy wreszcie mi się to udaje, jestem potwornie zirytowana i chcę wszystko załatwić jak najszybciej – w końcu zmarnowałam już masakrycznie dużo czasu. A odpokutować za to musi niewinny sklep. Kiedy się zorientowałam, o co chodzi, sytuacja się poprawiła – a odkąd jeżdżę tam na rowerze, księgarnia podoba mi się o wiele bardziej i sprzedawczynie wydają mi się o niebo sympatyczniejsze.

Prymowanie L. i tak mi się zresztą udało.

Zainspirowało mnie przeprowadzone w 2005 roku badanie socjopsychologa profesora Henka Aartsa z Uniwersytetu w Utrechcie. Uczestnicy po wypełnieniu kwestionariusza dostali ciasto. Okazało się, że sprzątali po sobie okruchy trzy razy częściej, gdy czuli unoszący się w pomieszczeniu zapach środka czystości. Zgadnijcie, kto ustawił w swojej kuchni miseczkę z płynem do mycia naczyń o świerkowym zapachu? Tak jest. To ja!

Niepojętą zaś rzeczą jest to, że zadziałało! To znaczy działało przez jeden ranek, L. ścierał z blatu okruchy i rozchlapany sok pomarańczowy, a ja triumfowałam w duchu. Wspaniały ten triumf trwał do czasu, aż L. odkrył miseczkę. „Co to za zielone śmierdzące świństwo?” Po czym przeprowadziliśmy dyskusję, czy chęć prymowania partnera jest niemoralna i dlaczego tak.

Prymowanie działa cały czas, każdego dnia, i odpowiada za więcej decyzji i zachowań, niż ci się wydaje. Jeżeli ktoś da ci do przeczytania szereg słów o negatywnym znaczeniu, to prawdopodobnie chwilę później negatywnie ocenisz zachowanie kompletnie niewinnej osoby. Ale jeśli przeczytasz słowa o pozytywnym ładunku, będziesz wyraźniej skłonna do pozytywnych ocen. Jeżeli pokażą ci napój dla sportowców, lepiej wypadniesz w zadaniach wymagających kondycji fizycznej, niż gdy zobaczysz jedynie butelkę wody – i nie musisz przy tym skosztować choćby łyka.

W zasadzie wszystko, co widzisz i słyszysz, wpływa w jakiś sposób na twoje zachowanie, mimo że nie jesteś tego świadoma, i nic na to nie poradzisz. By zacytować Schopenhauera:

„Człowiek może wprawdzie robić, co chce.

Ale nie może chcieć tego, czego chce”.

Nie myślisz sobie przypadkiem cały czas, że opisywane tu rzeczy dotyczą innych ludzi, a ciebie jednak nie? Też tak uważam i wiesz co? Wszyscy inni też tak myślą. To kolejny błąd klauna, zwany _third-person effect_, czyli efektem trzeciej osoby. Przyjrzyjmy mu się bliżej.

CI INNI

Dostępne w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: