Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gra o Biały Dom - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Gra o Biały Dom - ebook

Gra o Biały Dom to książka wypełniona ociekającymi wyborczym błotem opowiastkami. Autor analizuje wszystkie dotychczasowe amerykańskie kampanie prezydenckie, przypominając, że historia lubi się powtarzać. Zauważa, że z przeszłych wydarzeń można wyciągnąć cenne wnioski (choć dzieje się to zbyt rzadko), a nawet najzacniejsi z amerykańskich przywódców mają sporo na sumieniu w tej najbrudniejszej z wszystkich gier – kampanii wyborczej.Każda kampania wyborcza, która miała miejsce w historii Stanów Zjednoczonych, została dodatkowo przedstawiona na liczniku poziomu BAGNA, który przedstawia poszczególne starcia kontrkandydatów.


„Gra o Biały Dom” to ponad 225 lat dziejów amerykańskich wyborów prezydenckich; lat naznaczonych niecnymi czynami oraz wzajemnym obrzucaniem się kampanijnym błotem. To igrzyska insynuacji, obelg, manipulacji i czarnego PR!

Spis treści

Przedmowa do polskiego wydania
Wstęp
1789 GEORGE WASHINGTON vs. GEORGE WASHINGTON
1792 GEORGE WASHINGTON vs. GEORGE WASHINGTON (raz jeszcze)
1796 JOHN ADAMS vs. THOMAS JEFFERSON
1800 THOMAS JEFFERSON vs. JOHN ADAMS
1804 THOMAS JEFFERSON vs. CHARLES PINCKNEY
1808 JAMES MADISON vs. CHARLES PINCKNEY
1812 JAMES MADISON vs. DeWITT CLINTON
1816 JAMES MONROE vs. RUFUS KING
1820 JAMES MONROE (sam)
1824 JOHN QUINCY ADAMS vs. ANDREW JACKSON
1828 ANDREW JACKSON vs. JOHN QUINCY ADAMS
1832 ANDREW JACKSON vs. HENRY CLAY
1836 MARTIN VAN BUREN vs. WILLIAM HENRY HARRISON
1840 WILLIAM HENRY HARRISON vs. MARTIN VAN BUREN
1844 JAMES K. POLK vs. HENRY CLAY
1848 ZACHARY TAYLOR vs. LEWIS CASS
1852 FRANKLIN PIERCE vs. WINFIELD SCOTT
1856 JAMES BUCHANAN vs. JOHN C. FRÉMONT
1860 ABRAHAM LINCOLN vs. STEPHEN A. DOUGLAS
1864 ABRAHAM LINCOLN vs. GEORGE B. McCLELLAN
1868 ULYSSES S. GRANT vs. HORATIO SEYMOUR
1872 ULYSSES S. GRANT vs. HORACE GREELEY
1876 RUTHERFORD B. HAYES vs. SAMUEL J. TILDEN
1880 JAMES A. GARFIELD vs. WINFIELD SCOTT HANCOCK
1884 GROVER CLEVELAND vs. JAMES G. BLAINE
1888 BENJAMIN HARRISON vs. GROVER CLEVELAND
1892 GROVER CLEVELAND vs. BENJAMIN HARRISON
1896 WILLIAM McKINLEY vs. WILLIAM JENNINGS BRYAN
1900 WILLIAM McKINLEY vs. WILLIAM JENNINGS BRYAN
1904 THEODORE ROOSEVELT vs. ALTON PARKER
1908 WILLIAM HOWARD TAFT vs. WILLIAM JENNINGS BRYAN
1912 WOODROW WILSON vs. THEODORE ROOSEVELT vs. WILLIAM HOWARD TAFT
1916 WOODROW WILSON vs. CHARLES HUGHES
1920 WARREN G. HARDING vs. JAMES M. COX
1924 CALVIN COOLIDGE vs. JOHN DAVIS
1928 HERBERT HOOVER vs. AL SMITH
1932 FRANKLIN DELANO ROOSEVELT vs. HERBERT HOOVER
1936 FRANKLIN DELANO ROOSEVELT vs. ALFRED „ALF” LANDON
1940 FRANKLIN DELANO ROOSEVELT vs. WENDELL WILLKIE
1944 FRANKLIN DELANO ROOSEVELT vs. THOMAS E. DEWEY
1948 HARRY TRUMAN vs. THOMAS E. DEWEY 236
1952 DWIGHT EISENHOWER vs. ADLAI STEVENSON
1956 DWIGHT EISENHOWER vs. ADLAI STEVENSON
1960 JOHN F. KENNEDY vs. RICHARD M. NIXON
1964 LYNDON BAINES JOHNSON vs. BARRY M. GOLDWATER
1968 RICHARD M. NIXON vs. HUBERT HUMPHREY
1972 RICHARD M. NIXON vs. GEORGE McGOVERN
1976 JIMMY CARTER vs. GERALD FORD
1980 RONALD REAGAN vs. JIMMY CARTER
1984 RONALD REAGAN vs. WALTER MONDALE
1988 GEORGE H. W. BUSH vs. MICHAEL DUKAKIS
1992 WILLIAM JEFFERSON CLINTON vs. GEORGE H. W. BUSH
1996 WILLIAM JEFFERSON CLINTON vs. BOB DOLE
2000 GEORGE W. BUSH vs. AL GORE
2004 GEORGE W. BUSH vs. JOHN KERRY
2008 BARACK OBAMA vs. JOHN McCAIN
2012 BARACK OBAMA vs. MITT ROMNEY
Postscriptum
Podziękowania
Przypisy
Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7773-708-8
Rozmiar pliku: 8,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

Przedmowa do polskiego wydania

Wstęp

1789 GEORGE WASHINGTON vs. GEORGE WASHINGTON

1792 GEORGE WASHINGTON vs. GEORGE WASHINGTON (raz jeszcze)

1796 JOHN ADAMS vs. THOMAS JEFFERSON

1800 THOMAS JEFFERSON vs. JOHN ADAMS

1804 THOMAS JEFFERSON vs. CHARLES PINCKNEY

1808 JAMES MADISON vs. CHARLES PINCKNEY

1812 JAMES MADISON vs. DeWITT CLINTON

1816 JAMES MONROE vs. RUFUS KING

1820 JAMES MONROE (sam)

1824 JOHN QUINCY ADAMS vs. ANDREW JACKSON

1828 ANDREW JACKSON vs. JOHN QUINCY ADAMS

1832 ANDREW JACKSON vs. HENRY CLAY

1836 MARTIN VAN BUREN vs. WILLIAM HENRY HARRISON

1840 WILLIAM HENRY HARRISON vs. MARTIN VAN BUREN

1844 JAMES K. POLK vs. HENRY CLAY

1848 ZACHARY TAYLOR vs. LEWIS CASS

1852 FRANKLIN PIERCE vs. WINFIELD SCOTT

1856 JAMES BUCHANAN vs. JOHN C. FRÉMONT

1860 ABRAHAM LINCOLN vs. STEPHEN A. DOUGLAS

1864 ABRAHAM LINCOLN vs. GEORGE B. McCLELLAN

1868 ULYSSES S. GRANT vs. HORATIO SEYMOUR

1872 ULYSSES S. GRANT vs. HORACE GREELEY

1876 RUTHERFORD B. HAYES vs. SAMUEL J. TILDEN

1880 JAMES A. GARFIELD vs. WINFIELD SCOTT HANCOCK

1884 GROVER CLEVELAND vs. JAMES G. BLAINE

1888 BENJAMIN HARRISON vs. GROVER CLEVELAND

1892 GROVER CLEVELAND vs. BENJAMIN HARRISON

1896 WILLIAM McKINLEY vs. WILLIAM JENNINGS BRYAN

1900 WILLIAM McKINLEY vs. WILLIAM JENNINGS BRYAN

1904 THEODORE ROOSEVELT vs. ALTON PARKER

1908 WILLIAM HOWARD TAFT vs. WILLIAM JENNINGS BRYAN

1912 WOODROW WILSON vs. THEODORE ROOSEVELT vs. WILLIAM HOWARD TAFT

1916 WOODROW WILSON vs. CHARLES HUGHES

1920 WARREN G. HARDING vs. JAMES M. COX

1924 CALVIN COOLIDGE vs. JOHN DAVIS

1928 HERBERT HOOVER vs. AL SMITH

1932 FRANKLIN DELANO ROOSEVELT vs. HERBERT HOOVER

1936 FRANKLIN DELANO ROOSEVELT vs. ALFRED „ALF” LANDON

1940 FRANKLIN DELANO ROOSEVELT vs. WENDELL WILLKIE

1944 FRANKLIN DELANO ROOSEVELT vs. THOMAS E. DEWEY

1948 HARRY TRUMAN vs. THOMAS E. DEWEY 236

1952 DWIGHT EISENHOWER vs. ADLAI STEVENSON

1956 DWIGHT EISENHOWER vs. ADLAI STEVENSON

1960 JOHN F. KENNEDY vs. RICHARD M. NIXON

1964 LYNDON BAINES JOHNSON vs. BARRY M. GOLDWATER

1968 RICHARD M. NIXON vs. HUBERT HUMPHREY

1972 RICHARD M. NIXON vs. GEORGE McGOVERN

1976 JIMMY CARTER vs. GERALD FORD

1980 RONALD REAGAN vs. JIMMY CARTER

1984 RONALD REAGAN vs. WALTER MONDALE

1988 GEORGE H. W. BUSH vs. MICHAEL DUKAKIS

1992 WILLIAM JEFFERSON CLINTON vs. GEORGE H. W. BUSH

1996 WILLIAM JEFFERSON CLINTON vs. BOB DOLE

2000 GEORGE W. BUSH vs. AL GORE

2004 GEORGE W. BUSH vs. JOHN KERRY

2008 BARACK OBAMA vs. JOHN McCAIN

2012 BARACK OBAMA vs. MITT ROMNEY

Postscriptum

Podziękowania

PrzypisyPrzedmowa do polskiego wydania

Proces uprawiania polityki w Waszyngtonie był paskudny za republikanów i jest paskudny za demokratów.

Barack Obama

Na po­cząt­ku był… hejt. Tak, kłam­stwo, oszczer­stwo, po­mó­wie­nia, ob­rzu­ca­nie bło­tem kontr­kan­dy­da­ta i jego ro­dzi­ny do czwar­te­go po­ko­le­nia wstecz, pod­słu­chy czy zwy­kły stek obelg i wy­zwisk jako me­to­dy dys­kre­dy­to­wa­nia prze­ciw­ni­ków po­li­tycz­nych nie są wy­my­słem na­szych cza­sów. Moż­na za­ry­zy­ko­wać twier­dze­nie, że tak było (jest/bę­dzie?) za­wsze. Już samo to, że po­li­ty­kę za­li­cza się do jed­ne­go z trzech naj­star­szych za­wo­dów świa­ta, sy­tu­uje ją w miej­scu szcze­gól­nym, nie tyl­ko przez wzgląd na to­wa­rzy­stwo po­zo­sta­łych dwóch pro­fe­sji, ale tak­że ze wzglę­du na oso­by po­li­ty­ką się zaj­mu­ją­ce i – co być może naj­istot­niej­sze – wiel­kie moż­li­wo­ści, po­zwa­la­ją­ce zmie­niać i kształ­to­wać ota­cza­ją­cą nas rze­czy­wi­stość. Wte­dy prze­sta­nie­my się dzi­wić, dla­cze­go wzbu­dza ta­kie emo­cje i dla­cze­go po­bu­dza wszyst­kie naj­gor­sze in­stynk­ty, na­mięt­no­ści, pa­sje, po­żą­da­nie i ciem­ną stro­nę ludz­kiej na­tu­ry.

Książ­ka Gra o Bia­ły Dom jest fan­ta­stycz­nym za­pi­sem zma­gań kan­dy­da­tów na pre­zy­den­ta Sta­nów Zjed­no­czo­nych, za­czy­na­jąc od pierw­sze­go ojca na­ro­du Geo­r­ge’a Wa­shing­to­na, a na Ba­rac­ku Oba­mie koń­cząc. Jest to pu­bli­ka­cja na­pi­sa­na ję­zy­kiem lek­kim, dow­cip­nym i – co waż­ne – zro­zu­mia­łym nie tyl­ko dla fa­chow­ców od mar­ke­tin­gu po­li­tycz­ne­go czy po­li­to­lo­gów, ale dla wszyst­kich tych, któ­rzy pra­gną po­znać ku­li­sy kam­pa­nii wy­bor­czych, zaj­rzeć pod koł­drę spe­cja­li­stów ds. kre­owa­nia wi­ze­run­ku, wresz­cie zro­zu­mieć, na czym po­le­ga fe­no­men wy­bo­ru tego czy in­ne­go kan­dy­da­ta. Jo­seph Cum­mins prze­pro­wa­dza czy­tel­ni­ka przez za­wi­ło­ści kam­pa­nii wy­bor­czych, po­li­tycz­nych roz­gry­wek, taj­nych ukła­dów za­wie­ra­nych za ku­li­sa­mi wy­bo­rów, ujaw­nia­jąc czę­sto se­kre­ty ży­cia pry­wat­ne­go kan­dy­da­tów, ich żon, ko­cha­nek, dzie­ci ślub­nych i nie­ślub­nych oraz ich na­ło­gów, sła­bo­ści i po­waż­nych wad. Cie­ka­wym za­bie­giem jest za­miesz­cze­nie licz­ni­ka po­zio­mu BA­GNA, któ­ry ce­cho­wał po­szcze­gól­ne kam­pa­nie. Na koń­cu książ­ki au­tor do­da­je na­to­miast swo­isty TOP 10 chwy­tów, któ­re od za­wsze to­wa­rzy­szą wy­bor­czym zma­ga­niom – po­cząw­szy od wy­po­mi­na­nia wie­ku („je­steś za sta­ry/je­steś za mło­dy”), a koń­cząc na stwier­dze­niu: „je­steś cią­gle na bani”. Na­praw­dę war­to się­gnąć po tę książ­kę i za­nu­rzyć się w wie­le nie­zna­nych hi­sto­rii, któ­rych sami kan­dy­da­ci pew­nie nie chcie­li­by ujaw­nić.

Od po­nad 200 lat Ame­ry­ka­nie wy­bie­ra­ją swo­ich pre­zy­den­tów – obec­nie dru­gą ka­den­cję koń­czy Ba­rack Oba­ma, 44 pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych, a za chwi­lę po­zna­my jego na­stęp­cę lub na­stęp­czy­nię – i wie­le się w tym cza­sie zmie­ni­ło: spo­sób gło­so­wa­nia, tech­ni­ka, do­stęp do środ­ków ma­so­we­go prze­ka­zu i ko­mu­ni­ka­cja z wy­bor­cą. Nie zmie­ni­ło się jed­no, w fi­na­le kam­pa­nii – jak na Dzi­kim Za­cho­dzie – za­wsze jest po­je­dy­nek je­den na jed­ne­go i za­wsze mamy do czy­nie­nia z grą nie­czy­stą i całą gamą za­grań dużo po­ni­żej pasa. Je­dy­nym kan­dy­da­tem wol­nym od tego typu zma­gań był Geo­r­ge Wa­shing­ton, po­nie­waż… star­to­wał bez ry­wa­la! Po­zo­sta­łe kam­pa­nie oka­zy­wa­ły się mniej lub bar­dziej brud­ne. Au­tor pod­kre­śla, że naj­bar­dziej ohyd­ne elek­cje w hi­sto­rii to wal­ka, a w za­sa­dzie „krwa­wa jat­ka”, po­mię­dzy Jef­fer­so­nem i Adam­sem w 1800 roku. Nie­wie­le le­piej wy­glą­da­ła kam­pa­nia z 1928 roku i po­je­dy­nek Ho­over – Smith, gdzie „ilość łaj­na” prze­kra­cza­ła wszyst­kie zna­ne do­tąd nor­my. Oczy­wi­ście nie moż­na też po­mi­nąć sza­leń­stwa szta­bów Geo­r­ge’a W. Bu­sha i Ala Gore’a na prze­ło­mie XX i XXI wie­ku, któ­re pró­bo­wa­ły wcie­lić w ży­cie cy­tat z bar­dzo ame­ry­kań­skie­go fil­my Pulp Fic­tion (tak, ten o je­sie­ni śre­dnio­wie­cza).

John Adams, wi­ce­pre­zy­dent, a na­stęp­nie pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych (dru­gi po Geo­r­ge’u Wa­shing­to­nie), na­pi­sał kie­dyś do Jo­na­tha­na Jack­so­na: „Nie ma ni­cze­go, cze­go oba­wiał­bym się tak bar­dzo, jak po­dzie­le­nia re­pu­bli­ki na dwie wiel­kie par­tie, każ­da sku­pio­na wo­kół swo­je­go li­de­ra i gra­ją­ca prze­ciw­ko dru­giej. To, w mo­jej skrom­nej opi­nii, jest naj­więk­szym po­li­tycz­nym za­gro­że­niem pod na­szą kon­sty­tu­cją”.

Mirosław Oczkoś

Mi­ro­sław Oczkoś jest wy­kła­dow­cą aka­de­mic­kim. Spe­cja­li­stą Pu­blic Re­la­tions w za­kre­sie pra­cy z gło­sem, au­to­pre­zen­ta­cji i mowy cia­ła. Jest czę­stym go­ściem w sta­cjach te­le­wi­zyj­nych i ra­dio­wych, w któ­rych ko­men­tu­je za­cho­wa­nia me­dial­ne i wi­ze­run­ko­we po­li­ty­ków, lu­dzi biz­ne­su i show biz­ne­su. Spe­cja­li­zu­je się w mar­ke­tin­gu po­li­tycz­nym ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem de­bat pre­zy­denc­kich, na przy­kład Oba­ma kon­tra Rom­ney.

Je­śli chcesz zo­stać gło­wą pań­stwa, gwiaz­dą te­le­wi­zji czy też po pro­stu do­brze i prze­ko­nu­ją­co mó­wić, prze­ma­wiać, roz­ma­wiać, dys­ku­to­wać, pre­zen­to­wać, sło­wem wy­wie­rać wpływ za­wo­do­wo i pry­wat­nie, war­to za­po­znać się z jego książ­ka­mi Sztu­ka mó­wie­nia bez beł­ko­ta­nia i fa­flu­nie­nia oraz Pasz­czo­dź­wię­ki. Mały po­rad­nik dla wiel­kich mów­ców, przy­go­to­wa­ny­mi przez Wy­daw­nic­two RM.Wstęp

Cóż takiego narody zyskać mogą dzięki rządom pochodzącym z wyborów, jeśli głupcy i kanalie mają takie same szanse na najwyższe urzędy co uczciwi ludzie?

NOAH WEBSTER do THOMASA JEFFERSONA, 1801 rok

Pomysł na tę książ­kę zro­dził się w mo­jej gło­wie tuż po wy­bo­rach pre­zy­denc­kich w 2004 roku. W ra­mach tej bar­dzo za­cie­kłej ry­wa­li­za­cji or­ga­ni­za­cja Swift Boat Ve­te­rans for Truth oskar­ży­ła kan­dy­da­ta de­mo­kra­tów i bo­ha­te­ra wo­jen­ne­go Joh­na Ker­ry’ego o tchó­rzo­stwo, pod­czas gdy o urzę­du­ją­cym pre­zy­den­cie Geo­r­ge’u W. Bu­shu roz­gła­sza­no zło­śli­we plot­ki, ja­ko­by cia­sno­ta jego umy­słu wy­ma­ga­ła pod­po­wie­dzi przez słu­chaw­kę pod­czas de­bat pu­blicz­nych.

W dys­ku­sjach pod­su­mo­wu­ją­cych wy­bo­ry uczest­ni­cy wie­lo­krot­nie na­rze­ka­li na głę­bo­kość ba­gna, w ja­kim obaj kan­dy­da­ci się nu­rza­li, oraz po­ra­ża­ją­co ni­ski po­ziom chwy­tów, do ja­kich się zni­ży­li. Wska­zy­wa­no tak­że na wy­jąt­ko­wo spo­la­ry­zo­wa­ny po­li­tycz­ny dys­kurs. Sły­sząc to wszyst­ko, mia­łem nie­od­par­te wra­że­nie, że ko­men­ta­rze gra­ne są na tę samą nutę, któ­ra wcze­śniej wy­brzmie­wa­ła po każ­dej kam­pa­nii, ja­kiej by­łem świad­kiem. Za­da­łem so­bie w związ­ku z po­wyż­szym py­ta­nie: „Czy tym ra­zem fak­tycz­nie było go­rzej? Czy pre­zy­denc­kie kam­pa­nie rze­czy­wi­ście sta­ją się co­raz brud­niej­sze?”.

Po pół­to­ra roku po­świę­co­nym ba­da­niu źró­deł i pi­sa­niu ni­niej­szej książ­ki z ra­do­ścią do­no­szę, że na po­wyż­sze py­ta­nia mogę udzie­lić zde­cy­do­wa­nie ne­ga­tyw­nej od­po­wie­dzi.

Pre­zy­denc­kie kam­pa­nie wca­le nie osu­nę­ły się w nowe re­jo­ny ba­gna, są tak samo brud­ne jak w każ­dym wcze­śniej­szym mo­men­cie hi­sto­rii. De­mo­kra­cja to nie jest ustrój dla lu­dzi o sła­bym ser­cu. Każ­da, na­wet naj­krwaw­sza kam­pa­nia ma swo­je od­po­wied­ni­ki w wy­bo­rach z lat po­przed­nich. Któ­ra par­tia wy­rwa­ła de­mo­kra­tom zwy­cię­stwo dzię­ki zdo­by­ciu Flo­ry­dy? Re­pu­bli­ka­nie, w 1876 roku, pod­czas po­tycz­ki mię­dzy Hay­esem i Til­de­nem. Któ­ry z kan­dy­da­tów afi­szo­wał się z to­wa­rzy­stwem „go­rą­cej la­lu­ni” i rze­ko­mo spło­dził nie­ślub­ne dziec­ko? War­ren Har­ding w 1920 roku. Któ­ry z uczest­ni­ków wy­ści­gu do Ga­bi­ne­tu Owal­ne­go pod­ło­żył pod­słu­chy w kwa­te­rze głów­nej ry­wa­la? No tak, oczy­wi­ście, to Ri­chard Ni­xon, ale nie tyl­ko, al­bo­wiem po tę samą broń się­gnął Lyn­don John­son, a jego kam­pa­nia prze­ciw­ko Bar­ry’emu Gol­dwa­te­ro­wi na­le­ży do naj­brud­niej­szych w hi­sto­rii.

Naj­pew­niej je­dy­na przy­zwo­ita i czy­sta dro­ga do wy­bo­rów to ta pierw­sza, któ­ra mia­ła miej­sce w 1789 roku, kie­dy Geo­r­ge Wa­shing­ton star­to­wał bez ry­wa­la. Tym­cza­sem już pod­czas na­stęp­nej elek­cji, trzy lata póź­niej, za­czę­ły się for­mo­wać pierw­sze par­tie po­li­tycz­ne. Ko­lej­ne czte­ry lata póź­niej mamy już do czy­nie­nia z po­je­dyn­kiem je­den na jed­ne­go z peł­ną gamą sztu­czek i cio­sów po­ni­żej pasa… Od tego cza­su w ame­ry­kań­skiej po­li­ty­ce nie zmie­ni­ło się nic.

Ame­ry­ka­nie gło­su­ją na swo­ich pre­zy­den­tów od po­nad dwu­stu lat, a przez ten czas wie­le się zmie­ni­ło. U za­ra­nia pre­zy­denc­kich dzie­jów twór­cy ame­ry­kań­skiej kon­sty­tu­cji przy­ję­li za­ło­że­nie, że wy­bo­ry nie będą po­wszech­ne, a w roli de­cy­den­tów wy­stą­pią elek­to­rzy no­mi­no­wa­ni przez sta­no­we le­gi­sla­tu­ry. Każ­dy z nich miał do dys­po­zy­cji pulę dwóch gło­sów i w efek­cie kraj od­da­wa­no w ręce zdo­byw­cy naj­więk­szej licz­by gło­sów elek­tor­skich, a kan­dy­dat pla­su­ją­cy się tuż za nim otrzy­my­wał sta­no­wi­sko wi­ce­pre­zy­den­ta. Tym sa­mym otwo­rzo­no furt­kę do sy­tu­acji, w któ­rej wice na­le­żał do in­nej par­tii niż urzę­du­ją­cy pre­zy­dent, i coś ta­kie­go wy­da­rzy­ło się w 1796 roku, kie­dy Tho­mas Jef­fer­son zo­stał współ­lo­ka­to­rem Bia­łe­go Domu u Joh­na Adam­sa. Aby po­jąć ku­rio­zum tej sy­tu­acji, pro­szę so­bie wy­obra­zić, że Geo­r­ge W. Bush ma przy swo­im boku Joh­na Ker­ry’ego w roli wi­ce­pre­zy­den­ta – ła­twiej wte­dy zro­zu­mieć kło­po­ty, ja­kie z ta­kiej moż­li­wo­ści wy­nik­nę­ły.

Tym­cza­sem w 1824 roku Ame­ry­ka­nie po raz pierw­szy wy­bra­li swo­je­go pre­zy­den­ta w wy­bo­rach po­wszech­nych i przez na­stęp­ne sto lat kam­pa­nia sta­ła się ich ulu­bio­nym spek­ta­klem. Pod­czas jej trwa­nia kan­dy­da­ci za­cho­wy­wa­li peł­ne god­no­ści mil­cze­nie zgod­nie z dzie­więt­na­sto­wiecz­nym zwy­cza­jem, co aku­rat w ni­czym nie prze­szka­dza­ło człon­kom ich par­tii pro­wa­dzić za­ja­dłej wal­ki o wy­bor­cze mię­so ni­czym sta­do wy­głod­nia­łych wil­ków. Ame­ry­ka sta­ła się are­ną wiel­kich de­mon­stra­cji po­par­cia dla kan­dy­da­tów, a ga­ze­ty, za­zwy­czaj zwią­za­ne z wy­bra­ną opcją po­li­tycz­ną (ten pro­ce­der od­szedł w za­po­mnie­nie do­pie­ro w po­ło­wie po­przed­nie­go stu­le­cia), ob­rzu­ca­ły prze­ciw­ni­ków wy­ra­fi­no­wa­ny­mi obe­lga­mi. Na­wia­sem mó­wiąc, nie zna ży­cia ten, kogo nie roz­je­chał wa­lec dzie­więt­na­sto­wiecz­ne­go bru­kow­ca. Fre­kwen­cja zwy­kle była bar­dzo wy­so­ka, re­gu­lar­nie pod­cho­dząc pod 80 pro­cent. Za­uważ­my, że obec­nie kształ­tu­je się ona na po­zio­mie 49–55 pro­cent, za­leż­nie od tego, któ­rej sta­ty­sty­ce da­je­my wia­rę.

Gdy pi­sa­łem tę książ­kę, wie­lu lu­dzi (o nie­szcze­rym spoj­rze­niu) pró­bo­wa­ło się do­wie­dzieć, któ­ra z par­tii ucie­ka­ła się do naj­strasz­niej­szych brud­nych sztu­czek. Moja od­po­wiedź brzmia­ła: „To za­zwy­czaj za­le­ża­ło od sy­tu­acji”. Szcze­rze mó­wiąc, obie głów­ne par­tie mają spo­ro na su­mie­niu, je­śli spoj­rzeć z sze­ro­kiej per­spek­ty­wy po­nad dwóch wie­ków wy­bo­rów pre­zy­denc­kich.

Moż­na na­to­miast wy­pro­wa­dzić pew­ne twier­dze­nie, przy­naj­mniej tak to wy­glą­da na pod­sta­wie da­nych, któ­re ze­bra­łem, że nie­waż­ne, czy to de­mo­kra­ci, czy re­pu­bli­ka­nie, naj­bar­dziej bez­względ­ni są ci, któ­rych na­pę­dza naj­sil­niej­sza ide­olo­gia. Je­śli szcze­rze wie­rzysz, że wy­su­wasz lep­sze­go kan­dy­da­ta i że nic nie prze­bi­je two­jej fi­lo­zo­fii ży­cio­wej, o wie­le chęt­niej wyj­miesz wszel­kie bez­piecz­ni­ki, któ­re mo­gły­by sta­nąć na dro­dze do zwy­cię­stwa two­jej par­tii.

Trze­ba to pod­kre­ślić – brzyd­kie za­gra­nia na­praw­dę po­ma­ga­ją wy­gry­wać wy­bo­ry. W naj­bar­dziej ohyd­nych kam­pa­niach w hi­sto­rii, po­czy­na­jąc od krwa­wej jat­ki po­mię­dzy Jef­fer­so­nem i Adam­sem w 1800 roku, po­przez wza­jem­ne ob­rzu­ca­nie się łaj­nem w po­je­dyn­ku Ho­over – Smith w 1928 roku, a koń­cząc na mil­len­nial­nym sza­leń­stwie, w ja­kie wpa­dły szta­by Geo­r­ge’a W. Bu­sha i Ala Gore’a – wszę­dzie tam zwy­cię­ża­li zwy­kle ci, któ­rzy byli go­to­wi naj­głę­biej się­gnąć do szam­ba.

Brzmi to wszyst­ko dość po­nu­ro? Roz­ch­murz się, dro­gi Czy­tel­ni­ku. Bez tego błoc­ka, in­sy­nu­acji i ban­dyc­kich za­gry­wek kła­dą­cych się cie­niem na na­szym sys­te­mie wy­bor­czym, trud­no by­ło­by nam zna­leźć coś praw­dzi­wie łą­czą­ce­go nas z co­raz bar­dziej za­po­mnia­ną prze­szło­ścią. Weź­my do­wol­ne­go wiga czy fe­de­ra­li­stę, wrzuć­my go do współ­cze­snej kam­pa­nii i gdy tyl­ko otrzą­śnie się z pierw­sze­go szo­ku zwią­za­ne­go z me­dia­mi spo­łecz­no­ścio­wy­mi i ka­na­ła­mi ka­blo­wy­mi na­da­ją­cy­mi dwa­dzie­ścia czte­ry go­dzi­ny na dobę, od­naj­dzie się w tym pie­kieł­ku nie go­rzej niż naj­lep­si z nas. Wszak je­ste­śmy Ame­ry­ka­na­mi – prze­cud­ny brud kam­pa­nii wy­ssa­li­śmy z mle­kiem mat­ki.U za­ra­nia hi­sto­rii elek­cyj­nej – na dłu­go przed na­sta­niem ery pra­wy­bo­rów, blo­gos­fe­ry, Twit­te­ra, Su­per PAC-ów i spin dok­to­rów – wy­bo­ry pre­zy­denc­kie ja­wi­ły się jako wy­da­rze­nia czy­ste, peł­ne god­no­ści i trzeź­we­go sto­sun­ku do spra­wy.

Przed pierw­szy­mi wy­bo­ra­mi w 1789 roku Ale­xan­der Ha­mil­ton wy­obra­żał so­bie przy­szłych kan­dy­da­tów jako lu­dzi „po­sia­da­ją­cych wia­do­mo­ści i zdol­ność ro­zu­mo­wa­nia na po­zio­mie na tyle wy­so­kim, by sta­wić czo­ła tak skom­pli­ko­wa­nej ma­te­rii”. Idąc tym sa­mym tro­pem, ci, któ­rzy mie­li de­cy­do­wać o wy­bo­rze, tak­że mu­sie­li cha­rak­te­ry­zo­wać się po­wa­gą i wni­kli­wo­ścią. Mie­li to być lu­dzie z ka­te­go­rii tych, któ­rym po­wie­rzy­li­by­śmy tak­że wy­bór pa­sto­ra lub rek­to­ra uni­wer­sy­te­tu. I pierw­sze wy­bo­ry pre­zy­denc­kie fak­tycz­nie tak wy­glą­da­ły.

Kampania (w swej oryginalnej formie)

W 1789 roku Sta­ny Zjed­no­czo­ne były ni­czym nie­mow­lak, któ­re­go na­ro­dzi­nom to­wa­rzy­szył ból krwa­wej woj­ny do­mo­wej, za­tem ist­nia­ło spo­re za­po­trze­bo­wa­nie na ojca na­ro­du, któ­ry uspo­koi na­stro­je we­wnątrz kra­ju. Je­dy­nym, któ­ry w stu pro­cen­tach speł­niał kry­te­ria, był Wódz Na­czel­ny Geo­r­ge Wa­shing­ton, któ­re­go już w tam­tych cza­sach ty­tu­ło­wa­no za­szczyt­nym mia­nem ojca na­ro­du.

Wa­shing­ton zda­wał się nie­prze­sad­nie za­chwy­co­ny ta­kim na­masz­cze­niem. Bę­dąc w wie­ku 56 lat, uwa­żał, że jego naj­lep­sze cza­sy już mi­nę­ły i do sta­wie­nia czo­ła wiel­kie­mu wy­zwa­niu, ja­kim było po­now­ne prze­wo­dze­nie na­ro­do­wi, pod­cho­dził ze spo­rą re­zer­wą. Swo­je­mu przy­szłe­mu se­kre­ta­rzo­wi ds. woj­ny, Hen­ry’emu Knok­so­wi, po­wie­dział: „Mo­jej dro­dze po urząd to­wa­rzy­szyć będą uczu­cia, któ­re po­rów­nać moż­na do od­czuć ska­zań­ca w dro­dze na miej­sce eg­ze­ku­cji”.

Wa­shing­ton prze­wo­dził ob­ra­dom kon­wen­cji kon­sty­tu­cyj­nej, któ­ra ob­ra­do­wa­ła w Fi­la­del­fii w 1787 roku ce­lem stwo­rze­nia spój­ne­go sys­te­mu rzą­dów de­mo­kra­tycz­nych. Jego przy­ja­cie­le, Ale­xan­der Ha­mil­ton i Ja­mes Ma­di­son, zdo­ła­li go prze­ko­nać, że Ame­ry­ka po­trze­bu­je jego obec­no­ści, choć­by po to tyl­ko, by nie za­prze­pa­ścić osią­gnięć woj­ny o nie­pod­le­głość wsku­tek bra­to­bój­czych po­ty­czek mię­dzy zwo­len­ni­ka­mi więk­szych praw sta­no­wych i tymi, któ­rzy wspie­ra­li sys­tem opar­ty na sil­nie scen­tra­li­zo­wa­nej wła­dzy.

Spu­ść­my za­sło­nę mil­cze­nia na fakt, że ge­ne­rał miał skłon­no­ści do dzia­łań nie­ko­niecz­nie ko­ja­rzo­nych z de­mo­kra­cją, by wspo­mnieć choć­by to, że ni­czym osiem­na­sto­wiecz­ny Ju­liusz Ce­zar od­no­sił się do sie­bie w trze­ciej oso­bie, uni­kał uści­śnięć dło­ni (pre­fe­ro­wał ukłon), a do tego był wła­ści­cie­lem nie­wol­ni­ków. Wa­shing­ton był wy­brań­cem, i tyle.

Bio­rąc pod uwa­gę wszyst­kie kam­pa­nie pre­zy­denc­kie, pierw­sza była naj­krót­sza. Przy­po­mnij­my, że wy­bo­ry nie były po­wszech­ne (te mia­ły się po­ja­wić do­pie­ro w 1824 roku) i świe­żo ra­ty­fi­ko­wa­na w stycz­niu 1789 roku kon­sty­tu­cja na­ka­zy­wa­ła wszyst­kim sta­nom wy­zna­czyć elek­to­rów. Z tej za­sa­dy wy­ła­mał się Nowy Jork, któ­ry nie zdą­żył mia­no­wać ośmiu elek­to­rów na czas i tym sa­mym wy­klu­czył się z pierw­szych wy­bo­rów. Tak po­wsta­łe Ko­le­gium Elek­to­rów po­zwa­la­ło swo­im człon­kom od­dać dwa gło­sy na dwóch lu­dzi – we wcze­snych la­tach ame­ry­kań­skiej hi­sto­rii za­pis ten miał wy­wo­łać spo­re kon­tro­wer­sje. Kan­dy­dat, któ­ry uzy­ska naj­więk­sze po­par­cie, zo­sta­je pre­zy­den­tem, a zdo­byw­ca dru­gie­go miej­sca – wi­ce­pre­zy­den­tem.

Je­dy­na brzyd­ka za­gryw­ka pod­czas tej kam­pa­nii to od­zew prze­bie­głe­go Ale­xan­dra Ha­mil­to­na, któ­ry za­ape­lo­wał, by elek­to­rzy „zmar­no­wa­li” swój dru­gi głos na kan­dy­da­tów spo­za li­sty tak, aby ry­wal Wa­shing­to­na – John Adams – go­rą­cy pa­trio­ta i je­den z twór­ców De­kla­ra­cji Nie­pod­le­gło­ści – nie miał szans na ob­ję­cie urzę­du pre­zy­denc­kie­go.

Zwycięzca: George Washington

Gam­bit Ha­mil­to­na nie był tak na­praw­dę po­trzeb­ny, po­nie­waż od po­cząt­ku wie­dzia­no, że Wa­shing­ton ma wszyst­kie kar­ty w swo­jej ta­lii. Osta­tecz­nie zgar­nął sześć­dzie­siąt dzie­więć gło­sów elek­tor­skich, czy­li kom­plet. Je­dy­ne, co Ha­mil­ton osią­gnął, to lek­kie zszar­ga­nie ner­wów Joh­na Adam­sa, któ­ry póź­niej skar­żył się na „pod­ły spo­sób”, w jaki zo­stał wi­ce­pre­zy­den­tem.

Te pierw­sze gło­sy świę­te­go obu­rze­nia zwia­sto­wa­ły przy­szłe wy­da­rze­nia, ale chwi­lo­wo wszyst­ko wy­glą­da­ło cu­dow­nie. Trzy­dzie­ste­go kwiet­nia 1789 roku Wa­shing­ton try­um­fal­nie wkro­czył do No­we­go Jor­ku, tym­cza­so­wej sto­li­cy Sta­nów Zjed­no­czo­nych. W dro­dze z Mo­unt Ver­non asy­sto­wa­ły mu tłu­my lu­dzi skan­du­ją­cych jego imię i rzu­ca­ją­cych kwia­ty. Pierw­szy pre­zy­dent prze­był rze­kę Hud­son na ogrom­nej bar­ce, któ­rej za­ło­gę sta­no­wi­ło trzy­na­stu ma­ry­na­rzy ubra­nych w bia­łe smo­kin­gi. To­wa­rzy­szy­ła im wspa­nia­ła flo­tyl­la po brze­gi wy­peł­nio­na świę­tu­ją­cy­mi ludź­mi, któ­rzy w wio­sen­nym słoń­cu ra­do­śnie wy­śpie­wy­wa­li imię uwiel­bia­ne­go Wa­shing­to­na.

Bio­rąc pod uwa­gę wie­le ele­men­tów, te pierw­sze wy­bo­ry były dla kan­dy­da­ta naj­prost­sze z moż­li­wych, ale już ni­g­dy wię­cej nikt nie przej­dzie dro­gą tak usła­ną ró­ża­mi.

* * *

Nie zmie­nia to jed­nak fak­tu, że nie wszyst­ko pach­nia­ło wte­dy fioł­ka­mi. Kontr­kan­dy­dat John Adams zgorzk­nia­le stwier­dził na przy­kład, że Wa­shing­to­na wy­bie­ra się do wszel­kich funk­cji tyl­ko dla­te­go, że za­wsze jest naj­wyż­szy w to­wa­rzy­stwie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: