Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ha-Ga. Obrazki z życia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 lutego 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ha-Ga. Obrazki z życia - ebook

Pod pseudonimem Ha-Ga kryje się Anna Gosławska-Lipińska, wieloletnia rysowniczka satyryczna „Szpilek”. Żadna inna artystka nie miała tak długiego i regularnego cyklu w żadnym czasopiśmie. Przez czterdzieści lat co tydzień w „Szpilkach” pojawiały się rysunki charakterystycznych ludzików z wyłupiastymi oczami. W podpisie zazwyczaj podsłuchana rozmowa lub satyra na aktualną sytuację obyczajową czy towarzyską. Choć Ha-Ga tworzyła w latach 50. i 60. XX wieku, jej dowcipy są ponadczasowe, zachwycają aktualnością. Miała świetne ucho, potrafiła wyłuskać błyskotliwe zdania podczas spotkań w kawiarniach, na ulicy, w sklepie czy na plaży. Ilustrowała także książki dla dzieci – m.in. Tuwima i Brzechwy – i przez wiele lat współpracowała ze „Świerszczykiem”.

Dlaczego nie weszła do kanonu Polskiej Szkoły Ilustracji? Co sprawiło, że jej kariera nagle się urwała?

W biografii tej wybitnej artystki Agata Napiórska przypomina przedwojenne czasy, kiedy Ha-Ga przesiadywała przy stoliku Gombrowicza i przyjaźniła się z Tuwimem, pisze o szczycie jej popularności w latach 50. i schyłku kariery w latach 70., o przyjaźniach i miłościach, o życiu w cieniu męża, sławnego grafika Eryka Lipińskiego. Z książki wyłania się również intymny obraz relacji rysowniczki z jej córką, Zuzanną Lipińską.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67510-55-4
Rozmiar pliku: 14 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Mieć te­raz
zu­pełny spo­kój

Lon­dyn, pią­tek, 11 kwiet­nia 1975

Zu­zanna Li­piń­ska nie idzie z mę­żem do kina, mimo że na ekrany wszedł wła­śnie film Monty Py­thon i Święty Graal.

Nie może zna­leźć so­bie miej­sca, coś wierci jej dziurę w brzu­chu i nie daje spo­koju. Wie­czo­rem siada przy biurku i pi­sze list do matki. Drob­nym pi­smem za­pi­suje dwu­stron­nie sześć kar­tek. Sta­wia ostat­nią kropkę, gdy do­cho­dzi pierw­sza w nocy.

War­szawa

Hanna Go­sław­ska-Li­piń­ska rano spa­ko­wała paczkę dla córki. Te­raz przy­go­to­wuje ko­la­cję w swoim miesz­ka­niu przy ulicy Fra­scati 1. Białą mi­śnień­ską za­stawę w błę­kitny wzór ce­bu­lowy roz­kłada na stole obok srebr­nych sztuć­ców. Ob­rus jest biały, a dzień cał­kiem zwy­czajny – pią­tek. Je­dzą w du­żym po­koju od strony po­dwórka, tym, któ­rego okna wy­glą­dają na re­dak­cję Czy­tel­nika. W trak­cie ko­la­cji Ha-Ga wstaje od stołu i na­rzeka na ból głowy. Prze­nosi się na ka­napę. Mdleje. Wik­tor, jej part­ner, na­tych­miast wzywa po­go­to­wie. Po­cząt­kowo le­ka­rze twier­dzą, że to nie­straw­ność. W szpi­talu oka­zuje się, że sprawa jest dużo po­waż­niej­sza.

Lon­dyn, so­bota, 12 kwiet­nia 1975

Koło ósmej pol­skiego czasu Zu­zannę bu­dzi te­le­fon z War­szawy. Gdy w słu­chawce sły­szy głos ciotki Kry­styny Zwo­liń­skiej, naj­bliż­szej przy­ja­ciółki matki, serce staje jej w gar­dle. „Mam złą wia­do­mość”. „Coś z mamą?” – pyta Zu­zanna. „Tak”.

W po­śpie­chu pa­kują nie­malże cały do­by­tek do wy­słu­żo­nego już bia­łego volks­wa­gena, któ­rego mąż Zu­zanny ku­pił oka­zyj­nie za pięć­dzie­siąt fun­tów. W drogę ru­szają wcze­snym po­po­łu­dniem. Nie mają wa­li­zek, wszyst­kie ubra­nia i po­trzebne rze­czy wrzu­cają na tylne sie­dze­nie auta. Jadą przez Fran­cję i Niemcy, osiem­na­ście go­dzin bez dłuż­szej prze­rwy. Sa­mo­chód od­ma­wia po­słu­szeń­stwa na gra­nicy w Świecku. Sta­nął i ani rusz. Bie­gną więc pro­sić sprze­daw­ców z po­bli­skiej Bal­tony o kilka kar­to­nów i sznurki. Za­bie­rają tyle rze­czy, ile zdo­łają unieść, i dal­szą drogę po­ko­nują au­to­bu­sem i po­cią­giem.

Do sto­licy Pol­ski do­cie­rają w nie­dzielę wie­czo­rem. Zu­zanna od razu je­dzie do szpi­tala. W ostat­niej chwili udaje jej się zo­ba­czyć matkę. Ta jest już jed­nak w śpiączce. Pie­lę­gniarka mówi wprost: „Nie ma żad­nych szans. Niech pani się nie łu­dzi”. Zu­zanna na noc wraca do miesz­ka­nia przy Fra­scati, gdzie czeka Wik­tor.

Rano to on od­biera te­le­fon. „Stało się” – prze­ka­zuje wia­do­mość Zu­zan­nie.

Ha-Ga umarła w po­nie­dzia­łek 14 kwiet­nia o dzie­sią­tej.

Tęt­niak mó­zgu.

War­szawa, 18 kwiet­nia 1975

Po­grzeb jest ci­chy. Bez mszy, bez mowy po­że­gnal­nej.

Wik­tor Stan­kie­wicz nie ma od­wagi wy­stą­pić przed ro­dziną i przy­ja­ciółmi Ha-Gi, bo zwią­zek, który z nią two­rzył, nie był ofi­cjalny.

Eryk Li­piń­ski ma nową żonę, więc pew­nie uznaje, że jemu też nie wy­pada, a może nie ma ochoty.

Zu­zanna nie czuje się na si­łach.

Po­grzebu na Po­wąz­kach Woj­sko­wych pra­wie nikt nie pa­mięta.

Zu­zanna nie pa­mięta ni­czego, była w szoku.

Be­ata Tysz­kie­wicz nie pa­mięta. Mi­nęło tyle lat.

Ro­dzina Schil­dów pa­mięta tylko, że nie było z nimi Ro­mu­alda, prze­by­wał wtedy w Afryce.

Są­siadka Ka­sia Ko­ro­tyń­ska nie pa­mięta.

To­mek Li­piń­ski mówi, że chyba był na po­grze­bie, ale ręki nie da so­bie uciąć.

An­drzeja Mar­czew­skiego na po­grze­bie nie było.

To­mek Kucz­bor­ski pod­su­mo­wuje krótko: „By­łem, ale nie mam żad­nych wspo­mnień”.

Ewa Buł­hak: „Pa­mię­tam je­dy­nie, że tam by­łam”.

Ta­de­usz Ru­si­nek nie pa­mięta, bo go nie było.

Grób znaj­duje się w kwa­te­rze A36, rząd 4, miej­sce 3. Na skrom­nym po­mniku z sza­rego gra­nitu wy­pu­kłe li­tery imie­nia i dwojga na­zwisk: Anna Go­sław­ska-Li­piń­ska. Pod spodem pseu­do­nim: Ha-Ga. Nie­wielki krzyż, rok uro­dze­nia i rok śmierci. Prze­żyła nie­całe sześć­dzie­siąt lat.

W pra­sie po­ja­wiają się ne­kro­logi. I kilka wspo­mnień.

Ze­spół Za­rządu Okręgu War­szaw­skiego Związku Pol­skich Ar­ty­stów Pla­sty­ków pi­sze na ła­mach „Ży­cia War­szawy”: „Anna Li­piń­ska HA-GA, wy­bitny ar­ty­sta gra­fik, Lau­reat Zło­tej Szpilki z Waw­rzy­nem. Nie­po­wta­rzalna w swej for­mie i tre­ści twór­czość sa­ty­ryczna HA-GI na długo po­zo­sta­nie w pa­mięci Jej po­ko­le­nia”.

„Ży­cie War­szawy” za­miesz­cza także ne­kro­log stan­dar­do­wej wiel­ko­ści w ko­lum­nie in­nych ne­kro­lo­gów – od ze­społu „Szpi­lek”: „Za­wia­da­miamy z głę­bo­kim ża­lem, że dn. 14 bm. zmarła Anna Li­piń­ska (Ha-Ga), dłu­go­let­nia współ­pra­cow­niczka na­szego pi­sma, zna­ko­mita ar­tystka gra­fik, lau­re­atka Zło­tej Szpilki z Waw­rzy­nem. Cześć Jej pa­mięci!”. Ko­lej­nego dnia rów­nież na ła­mach „Ży­cia War­szawy” Wil­hel­mina Skul­ska, dzien­ni­karka i pu­bli­cystka, z którą Ha-Ga była bli­sko w ostat­nich la­tach ży­cia, wspo­mina: „Była ko­bietą dys­tyn­go­waną, o uspo­so­bie­niu ra­czej me­lan­cho­lij­nym. Nie od­zna­czała się prze­bo­jo­wo­ścią. Była skromna – ce­cha co­raz rza­dziej spo­ty­kana”.

W „Szpil­kach” czarna ramka tra­fia na stronę „Do i od re­dak­tora”. W miej­scu, w któ­rym w ostat­nich la­tach co ty­dzień znaj­do­wały się dwa ry­su­neczki z li­nią dia­lo­gową i nie­wiel­kim pod­pi­sem „Ha” w rogu, można prze­czy­tać:

Z głę­bo­kim ża­lem za­wia­da­miamy, że 14 kwiet­nia 1975 roku zmarła w War­sza­wie ANNA LI­PIŃ­SKA (HA-GA), zna­ko­mita ry­sow­niczka, współ­pra­cu­jąca z na­szym pi­smem od 1936 roku, lau­re­atka „Zło­tej Szpilki z Waw­rzy­nem” za ca­ło­kształt dzia­łal­no­ści twór­czej. Ha-Ga od roku 1945 pro­wa­dziła w „Szpil­kach” stały, nad­zwy­czaj po­pu­larny wśród czy­tel­ni­ków dział, skła­da­jący się z 2 nie­wiel­kich ry­sun­ków opa­trzo­nych mi­ni­dia­lo­gami. Anna Li­piń­ska była także ce­nioną ilu­stra­torką ksią­żek dla dzieci i au­torką wielu ry­sun­ków za­miesz­cza­nych w pi­smach dzie­cię­cych. Pol­ska gra­fika i sa­tyra po­nio­sły ciężką stratę.

„Szpilki” dru­kują ne­kro­log do­piero 27 kwiet­nia. W nu­me­rze z 20 kwiet­nia, sześć dni po śmierci Ha-Gi, po raz ostatni uka­zują się dwa nie­wiel­kie ry­sunki lu­dzi­ków z wy­łu­pia­stymi oczami. Po­tem przez długi czas pod notą re­dak­tor­ską nie bę­dzie żad­nych ilu­stra­cji.

Na jed­nym z dwóch ostat­nich ry­sun­ków Ha-Gi w „Szpil­kach” męż­czy­zna pro­wa­dzi z ko­bietą na­stę­pu­jący dia­log:

„Ży­cie wartko pły­nie. Te­ma­tów nie brak” – pi­sała Ha-Ga w jed­nym z li­stów.

Jed­nak mało bra­ko­wało, a jej nie by­łoby wcale.

Zo­stały po niej:

• dwie apaszki je­dwabne: zie­lona w drobne fio­le­towe kwiaty i ró­żowo-po­ma­rań­czowa Chri­stiana Diora w geo­me­tryczne wzory

• długi brą­zowy kar­di­gan, w któ­rym mole wy­gry­zły już dziury

• dwie ko­szule ba­weł­niane – ciemna w drobne ry­sunki owo­ców i li­ści oraz ja­sna w kwia­tową łąkę

• czarna ba­weł­niana spód­nica, marsz­czona, za ko­lano

• srebrna bran­so­leta o gru­bym łań­cu­cho­wym splo­cie

• czarna ele­gancka su­kienka, którą w maju 2008 roku Inka, wnuczka Ha-Gi, włoży na wer­ni­saż wy­stawy Uwaga! Ha-Ga w Mu­zeum Ka­ry­ka­tury

• dwie pary ko­rali w ko­lo­rze ko­ści sło­nio­wej

• mała, in­kru­sto­wana masą per­łową szka­tułka w kwia­towy wzór

• me­ta­lowa puszka z Myszką Miki

• kar­ton fi­ches cu­isine z fran­cu­skich wy­dań ma­ga­zynu „Elle”

• nie­wielki no­tes w skó­rza­nej okładce, w któ­rym zbie­rała au­to­grafy

• dwie ta­lie kart do pa­sjansa au­striac­kiej firmy Piat­nik

• li­sty

• zdję­cia

• skrzy­nia ko­lo­ro­wych fi­gu­rek, które le­piła dla Desy

• dwa go­be­liny z dzi­kimi ko­tami

• ta­lerz z wła­sno­ręcz­nie na­ma­lo­waną war­szaw­ską Sy­renką

• dzie­sięć ko­lo­ro­wych pla­ka­tów

• kil­ka­dzie­siąt zi­lu­stro­wa­nych okła­dek i setki ko­lo­ro­wych i czarno-bia­łych ilu­stra­cji pu­bli­ko­wa­nych w książ­kach, ga­ze­tach i ma­ga­zy­nach

• pra­wie cztery ty­siące czarno-bia­łych ilu­stra­cji do jej sta­łej ru­bryki w „Szpil­kach”

Mó­wią, że była nie­śmiała, że wsty­dziła się wejść do Pra­cowni Rę­ka­wi­czek ro­dziny Ko­wal­skich przy Chmiel­nej 10, tej, w któ­rej rę­ka­wiczki ku­po­wali Pola Ne­gri i ad­iu­tant mar­szałka Pił­sud­skiego. Że krę­po­wała się za­ła­twić so­bie w mi­ni­ster­stwie parę ki­lo­gra­mów gliny do le­pie­nia fi­gu­rek.

Tak mó­wią.

Ale była śmiała na tyle, by pi­sać li­sty do ge­stapo i pójść na Szu­cha 25, żeby męża, Eryka Li­piń­skiego, wy­cią­gnąć z Oświę­ci­mia.

By za­ło­żyć się z by­wal­cami Zo­diaka, że na­mówi Gom­bro­wi­cza na spa­cer za dnia.

By pi­sać li­sty z Tu­wi­mem.

By po­ży­czać pie­nią­dze Hła­sce.

Była na tyle śmiała, żeby wy­brać się z czter­na­sto­let­nią córką w po­dróż au­tem przez Cze­cho­sło­wa­cję, Au­strię, Szwaj­ca­rię i Fran­cję do Włoch. By po­le­cieć z nią do Lon­dynu i sie­dzieć tam kilka ty­go­dni, aż skoń­czyły się pie­nią­dze, które miała ze sprze­daży ziemi w sa­mym cen­trum Za­ko­pa­nego.

By od­dać le­gi­ty­ma­cję par­tyjną.

By na­mó­wić Eryka Li­piń­skiego, żeby zda­wał na Aka­de­mię Sztuk Pięk­nych, a Be­atę Tysz­kie­wicz, by przy­jęła rolę w pierw­szym fil­mie.

Była damą. Tak mó­wią. Tak mówi na­wet naj­więk­sza dama pol­skiego kina – Be­ata Tysz­kie­wicz. Była praw­dziwą damą.

(Nie)pa­mięć bar­ba­rzyń­ców

W la­tach sie­dem­dzie­sią­tych „Szpilki” są eli­tar­nym pi­smem sa­ty­rycz­nym, sza­no­wa­nym w śro­do­wi­skach in­te­lek­tu­al­nych. W kwiet­niu 1970 roku ich for­mat zmniej­szył się o po­łowę, ale prze­ło­żyło się to na więk­szą liczbę stron – mają ich te­raz dwa­dzie­ścia cztery. Po­wstają nowe ru­bryki, mniej jest ry­sun­ków na te­maty po­li­tyczne, dużo zaś prze­dru­ków z prasy za­gra­nicz­nej. Na szes­na­ście–dwa­dzie­ścia pol­skich ka­ry­ka­tur przy­pada aż dzie­sięć–dwa­na­ście ze świata.

Wła­dy­sław Ko­pa­liń­ski w fe­lie­to­nie dla „Ży­cia War­szawy” z czerwca 1970 roku wy­raża za­nie­po­ko­je­nie za­ist­niałą sy­tu­acją i przy­szło­ścią „ca­łego waż­nego działu sztuki pol­skiej – ka­ry­ka­tury, która świę­ciła wiele trium­fów na wy­sta­wach i kon­kur­sach mię­dzy­na­ro­do­wych. Iluż gra­fi­ków wy­kształ­ciło się i wy­ro­sło dzięki pra­sie sa­ty­rycz­nej!”. Ko­pa­liń­ski uważa, że na­de­szły cięż­kie czasy dla ry­sow­ni­ków o zna­nych na­zwi­skach i ugrun­to­wa­nej po­zy­cji, a co do­piero mó­wić o de­biu­tan­tach. „Ro­zu­miem, że ta­niej jest nie pła­cić ob­cym ka­ry­ka­tu­rzy­stom niż pła­cić swoim, ale czy to wła­ściwa po­li­tyka kul­tu­ralna na dal­szą metę?”.

Osobą od­po­wie­dzialną za zmiany w „Szpil­kach” był Krzysz­tof Teo­dor To­eplitz, pi­sarz i pu­bli­cy­sta, au­tor sce­na­riu­szy, mię­dzy in­nymi do se­rialu Czter­dzie­sto­la­tek, który Te­le­wi­zja Pol­ska za­cznie emi­to­wać w 1974 roku, oraz wy­da­nej w 1985 roku książki Sztuka ko­miksu. To­eplitz zo­staje re­dak­to­rem na­czel­nym w lu­tym 1970 roku. Wpro­wa­dza w „Szpil­kach” „liczne zmiany per­so­nalne”. Po­sta­na­wia zre­for­mo­wać pi­smo – po­sze­rza grono współ­pra­cow­ni­ków i za­trud­nia wielu mło­dych. Co chwila w „Szpil­kach” de­biu­tuje ktoś nowy. Za jego ka­den­cji re­gu­lar­nie za­czy­nają ry­so­wać czte­rej An­drze­jo­wie: Du­dziń­ski, Cze­czot, Mleczko i Krauze. A także Edward Lut­czyn. Na łamy po­wraca Sła­wo­mir Mro­żek. W ra­dzie re­dak­cyj­nej w tam­tym cza­sie za­sia­dają Ja­nusz Gło­wacki, Je­rzy Gó­rzań­ski, An­drzej Krauze, Da­niel Pas­sent, Jan Pie­trzak i Je­rzy Urban. Co­ty­go­dniowe kon­tro­wer­syjne fe­lie­tony tego ostat­niego cie­szą się ro­sną­cym po­wo­dze­niem wśród czy­tel­ni­ków. Stały fe­lie­ton – „Fa­sony” – ma też w „Szpil­kach” pro­jek­tantka mody Bar­bara Hoff. Po­pu­larna wśród mło­dych czy­tel­ni­ków staje się ru­bryka An­drzeja Du­dziń­skiego „Dudi – czyli ży­cio­rys ptaka”.

Nowo za­trud­nieni ry­sow­nicy ry­sują dra­pieżną, w po­rów­na­niu z tra­dy­cyj­nymi w for­mie ilu­stra­cjami pu­bli­ko­wa­nymi do­tych­czas, kre­ską. Są od­ważni, a w do­bo­rze te­ma­tów to „nie­omal nie­po­skro­mieni bar­ba­rzyńcy”. Hi­sto­ryk sztuki An­drzej Osęka w re­cen­zji z II Ogól­no­pol­skiej Wy­stawy Sa­tyry pi­sze w „Szpil­kach”, że to in­wa­zja sa­tyry brzyd­kiej. „Krauze, Cze­czot, Mleczko za­częli przy­no­sić do ga­zet ry­sunki jaw­nie kul­fo­nia­ste, ro­bione grubą kre­chą, pry­mi­tywne, od­wo­łu­jące się do bru­tal­nej po­etyki ko­miksu”. Ich dzia­łal­ność pod­su­mo­wuje jako „cios za­dany ry­sun­kowi sa­ty­rycz­nemu wy­wo­dzą­cemu się jesz­cze z dwu­dzie­sto­le­cia: fi­lu­ter­nemu, ce­nią­cemu so­bie lek­kość i wdzięk”.

Nowi ry­sow­nicy gar­ściami czer­pią z do­pusz­czo­nej przez re­dak­tora na­czel­nego sztuki ko­miksu, szcze­gól­nie ce­nią zaś ame­ry­kań­skiego ko­mik­sia­rza Ro­berta Crumba, który nie bał się na­go­ści, tur­pi­zmu, bru­tal­no­ści. I tego sa­mego nie bali się nowo przy­jęci do pracy pa­no­wie. „To wła­śnie ci ar­ty­ści sta­no­wią grupę my­ślącą naj­po­waż­niej, naj­kon­kret­niej o rze­czy­wi­sto­ści, w któ­rej ży­jemy, a nie o przy­jem­nych chwi­lach nie­zo­bo­wią­zu­ją­cego żar­to­wa­nia” – dia­gno­zuje da­lej Osęka.

Czas prze­mian w „Szpil­kach” tak wspo­mina Edward Lut­czyn:

Wszyst­kie ry­sunki mło­dej ge­ne­ra­cji ce­cho­wało gra­ficzne po­dej­ście do te­matu. Ro­bi­li­śmy gra­ficzne sza­leń­stwa. Był w tych ry­sun­kach ła­du­nek wy­bu­chowy. Ry­su­nek uzu­peł­niał war­stwę tek­stową, czę­sto opo­wia­dał osobną hi­sto­rię. To­eplitz za­miesz­czał na ła­mach „Szpi­lek” duże frag­menty za­gra­nicz­nych ko­mik­sów, przy­bli­żał pol­skim czy­tel­ni­kom nie­znane po­staci zza że­la­znej kur­tyny. Uwiel­biał styl fran­cu­skich pism „Char­lie Hebdo” i „Hara-Kiri”.

Opo­wie­ści gra­ficzne były w tych cza­sach po­gar­dza­nym me­dium, ale To­eplitz po­zwa­lał so­bie na wię­cej sza­leń­stwa niż jego po­przed­nicy. Do tej pory na­gość – w wer­sji de­li­kat­nej, zmy­sło­wej i za­wo­alo­wa­nej – ser­wo­wała w „Szpil­kach” głów­nie Maja Be­re­zow­ska. Nowo przy­jęci na łamy pi­sma pa­no­wie prze­kra­czają ko­lejne gra­nice. Wbi­jają szpilki w za­ka­zane lub omi­jane do tej pory miej­sca. Lata sie­dem­dzie­siąte sprzy­jają więk­szej otwar­to­ści.

Wit­tlin wy­my­ślił, co na placu Trzech Krzyży stało się po­pu­larną aneg­dotką, że To­eplitz przy­po­mina fa­ceta, który chciał pro­wa­dzić re­stau­ra­cję, ale po­mył­kowo dano mu li­cen­cję na kwia­ciar­nię; nie zre­zy­gno­wał jed­nak, przy­jął ją i te­raz stara się po­woli, w kwia­ciarni, wpro­wa­dzić małe ba­rowe danka – a to ja­kiś bi­gos, a to stro­go­noff, a to flaczki...

Moim szczę­śli­wym tra­fem było to, że aku­rat wów­czas, kiedy sie­dzia­łem na „szpil­ko­wym” fo­telu, wy­ro­iło się w Pol­sce, nie wie­dząc skąd, za­chwy­ca­jące po­ko­le­nie mło­dych gra­fi­ków, ry­sow­ni­ków sa­ty­rycz­nych, au­to­rów ko­mik­sów i wraz z nim przy­szła prze­miana sa­mego stylu pol­skiego ry­sunku sa­ty­rycz­nego, wzbo­ga­ce­nie o barwy czarne, o nowy ro­dzaj kre­ski i o nowe po­czu­cie hu­moru. Mia­łem po pro­stu szczę­ście, że udało mi się tę erup­cję gra­ficz­nej in­wen­cji zgar­nąć na łamy „Szpi­lek”.

Ze sta­rej gwar­dii pu­bli­kuje jesz­cze Be­re­zow­ska, ale stałą ru­brykę, od po­nad trzech de­kad, ma już tylko Ha-Ga, dwu­krot­nie star­sza od świeżo przy­ję­tych mło­dzia­ków. Ale i tu­taj za­cho­dzą zmiany: pi­smo uka­zuje się w mniej­szym for­ma­cie. Ha-Ga żali się córce, że po­wierzch­nia paczki pa­pie­ro­sów była jesz­cze do za­ak­cep­to­wa­nia, ale prze­strzeń skur­czona do roz­mia­rów pu­dełka za­pa­łek to już prze­sada. Czy nie­długo zmniej­szą jej ry­sunki do wiel­ko­ści znaczka pocz­to­wego?

To dla niej de­gra­da­cja. Przede wszyst­kim twór­cza, ale też fi­nan­sowa. W związku z licz­nymi prze­dru­kami z pism za­gra­nicz­nych i de­biu­tami mło­dych nie­wiele ma za­mó­wień na do­dat­kowe ry­sunki. Wciąż do­staje wpraw­dzie 250 zło­tych ry­czał­tem za dwie ilu­stra­cje ty­go­dniowo, czyli 1000 zło­tych mie­sięcz­nie. Okła­dek, za które pła­cono 900 zło­tych, nie ry­suje już wcale. W 1970 roku śred­nie mie­sięczne wy­na­gro­dze­nie w Pol­sce wy­no­siło 2235 zło­tych.

W kwiet­niu 1970 roku „Szpilki” pod­nio­sły cenę eg­zem­pla­rza z 2,50 do 4 zło­tych. „Uwa­żamy, że je­ste­śmy cen­niejsi niż sy­fon wody so­do­wej, któ­rego cena wy­nosi 2,20, zdrowsi niż paczka pa­pie­ro­sów «Extra Mocne», które kosz­tują zł 6,40, oraz nie­po­rów­na­nie mniej śmieszni niż wiele rze­czy, które ob­ser­wu­jemy i czy­tamy za darmo” – pi­sano we wstęp­niaku na stro­nie trze­ciej. Żeby zwią­zać ko­niec z koń­cem, Ha-Ga musi szu­kać zle­ceń poza ma­cie­rzy­stą re­dak­cją.

Dwóch z czte­rech An­drze­jów, Du­dziń­ski i Mleczko, nie mają żad­nych wspo­mnień zwią­za­nych z Ha-Gą, ni­gdy jej nie po­znali, mimo że parę lat pu­bli­ko­wali na ła­mach tego sa­mego, nie­zbyt ob­szer­nego pi­sma. Du­dziń­ski twier­dzi wręcz, że gdy on za­czy­nał, Ha-Gi już w „Szpil­kach” nie było. Była, ale być może ze szczytu po­pu­lar­no­ści, na który on wła­śnie zdą­żył się wspiąć, trudno było do­strzec jej dwa ma­leń­kie ry­sunki.

„Nie roz­ma­wia­li­śmy o in­nych ry­sow­ni­kach, ro­bi­li­śmy swoje” – pod­su­mo­wuje Lut­czyn.

Jed­nego dnia na wo­zie, na­stęp­nego pod wo­zem. Ha-Ga pra­co­wała w ryt­mie so­lid­nej rze­mieśl­niczki – re­gu­lar­nie, ka­wa­łek po ka­wałku przez dzie­się­cio­le­cia wy­ko­ny­wała wciąż tę samą pracę. Do­sko­nała na swoim ma­łym po­letku. Nie za­ska­ki­wała. Cza­sem tylko po­zwa­lała so­bie na skok w bok, taki jak ilu­stra­cja dzie­cięca, pla­kat, ce­ra­mika, re­klamy. Ro­biła swoje. Spek­ta­ku­lar­ność i efek­ciar­stwo nie były dla niej.

Po pro­stu otwie­rało się „Szpilki”, a jej dwa ry­sunki z za­wsze bły­sko­tli­wym, do­bit­nym dow­ci­pem tam były.

W 1970 roku Ha-Ga otrzy­mała Złotą Szpilkę z Waw­rzy­nem za ca­ło­kształt twór­czo­ści. Była to ho­no­rowa od­znaka dla wy­bit­nych ka­ry­ka­tu­rzy­stów i ka­ry­ka­tu­rzy­stek za­słu­żo­nych w tej dzie­dzi­nie.

W 1973 roku w ple­bi­scy­cie na ulu­bio­nego ilu­stra­tora lub ilu­stra­torkę prze­pro­wa­dzo­nym wśród czy­tel­ni­ków i czy­tel­ni­czek „Szpi­lek” Ha-Ga za­jęła trze­cie miej­sce. W gło­so­wa­niu wzięło udział 5500 osób.

Ha-Ga wy­prze­dziła Maję Be­re­zow­ską, przed nią upla­so­wali się An­drzej Du­dziń­ski na dru­gim miej­scu, a na pierw­szym Szy­mon Ko­by­liń­ski. Wy­niki gło­so­wa­nia na ulu­bio­nych ry­sow­ni­ków, jak pod­kre­śla Eryk Li­piń­ski (sam zna­lazł się na miej­scu siód­mym), za­sko­czyły re­dak­cję, „były suk­ce­sem ar­ty­stów, któ­rych ry­sunki bar­dzo rzadko w ostat­nich la­tach uka­zy­wały się na ła­mach pi­sma” – pi­sze w Drze­wie szpil­ko­wym. Re­dak­cja, naj­wy­raź­niej z tego nie­za­do­wo­lona, wy­ja­śnia w notce re­dak­tora, że zwy­cięzcy za­wdzię­czają roz­głos dzia­łal­no­ści w in­nych pi­smach i w te­le­wi­zji. Była to alu­zja przede wszyst­kim do Ko­by­liń­skiego i Be­re­zow­skiej. Ha-Ga w te­le­wi­zji nie wy­stę­po­wała, ale fak­tycz­nie pu­bli­ko­wała w in­nych pi­smach.

Wy­niki ple­bi­scytu po­ka­zują też wy­raź­nie roz­dź­więk mię­dzy twór­cami a od­bior­cami pi­sma. Twórcy i twór­czy­nie idą do przodu, z nur­tem, pró­bują no­wych rze­czy, a czy­tel­nicy i czy­tel­niczki wolą to, co już znają. Lu­bią te pio­senki, które już kie­dyś sły­szeli. W „Szpil­kach” zmie­nili się ry­sow­nicy, zmie­niły się moż­li­wo­ści, for­maty i tre­ści, ale od­biorcy i od­bior­czy­nie od lat po­zo­sta­wali wierni i wierne pi­smu. A może w an­kie­cie wzięli udział je­dy­nie ci naj­wier­niejsi i naj­wier­niej­sze, któ­rym nowe na­zwi­ska jesz­cze nie za­ko­do­wały się w pa­mięci?

Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że lata sie­dem­dzie­siąte przy­no­szą „Szpil­kom” spek­ta­ku­larną me­ta­mor­fozę, po­dob­nie zresztą jak ca­łemu ry­sun­kowi sa­ty­rycz­nemu w Pol­sce.

Jedno się nie zmie­nia: pi­smo na­dal re­ali­zuje cele przy­pi­sane ka­ry­ka­tu­rze w jej słow­ni­ko­wej de­fi­ni­cji – prze­sad­nie ośmie­sza, uwy­pu­kla i wy­ol­brzy­mia cha­rak­te­ry­styczne ce­chy po­staci, grup spo­łecz­nych, przed­mio­tów lub wy­da­rzeń.

Wcze­śniej

A jesz­cze nie­całą de­kadę wcze­śniej uho­no­ro­wano Ha-Gę drugą na­grodą na wy­sta­wie „Sa­tyra XV-le­cia” w Za­chę­cie. Pół de­kady wcze­śniej, w 1965 roku, za­jęła trze­cie miej­sce na Mię­dzy­na­ro­do­wym Sa­lo­nie Ka­ry­ka­tury w Mont­re­alu. Po­ka­zy­wano jej ry­sunki w Mo­skwie, Pa­ryżu, Ha­no­we­rze, Wied­niu i Bor­di­ghe­rze. W 1966 roku od­zna­czono ją Krzy­żem Ka­wa­ler­skim Or­deru Od­ro­dze­nia Pol­ski, który nada­wano za wy­bitne osią­gnię­cia na polu mię­dzy in­nymi kul­tury i sztuki.

Ru­bryka Ha-Gi w „Szpil­kach” do końca cie­szyła się po­pu­lar­no­ścią. „Jej ry­sunki były wi­zy­tówką «Szpi­lek». Tak jak w «Prze­kroju» pa­trzyło się za­wsze naj­pierw na ry­sunki Zbi­gniewa Len­grena o pro­fe­so­rze Fi­lutku, tak w «Szpil­kach» naj­pierw oglą­dało się ry­sunki Ha-Gi” – wspo­mina Be­ata Tysz­kie­wicz.

Wiel­kie mi halo

W 1951 roku Ha-Ga pod­su­mo­wała sie­bie:

„Była jedną z nie­wielu ko­biet w śro­do­wi­sku sa­ty­rycz­nym. Re­pre­zen­to­wała hu­mor wy­sma­ko­wany, wy­su­bli­mo­wany, ni­gdy agre­sywny czy kon­tro­wer­syjny. Niu­ans i de­li­kat­ność w cel­nym i prze­my­śla­nym dow­ci­pie” – mówi Elż­bieta La­skow­ska, hi­sto­ryczka sztuki i była dy­rek­torka Mu­zeum Ka­ry­ka­tury. „Była uchem – wszy­scy się jej zwie­rzali – można było przyjść do niej, w PRL-u zjeść ło­so­sia na obiad i się wy­ża­lić na swoje kło­poty. Jej styl ry­sunku to fi­ne­zja i pu­łapka – stwo­rzyła markę tak wy­ra­zi­stą, że nie mo­gła już po­zwo­lić so­bie na nic in­nego” – wspo­mina Anna Nie­ste­ro­wicz. Ar­tystka na nowo od­kryła szpil­kową ry­sow­niczkę i po­ka­zała jej twór­czość młod­szym po­ko­le­niom. W 2008 roku ra­zem z Zu­zanną Li­piń­ską zor­ga­ni­zo­wała wy­stawę Uwaga! Ha-Ga w war­szaw­skim Mu­zeum Ka­ry­ka­tury, a póź­niej współ­re­da­go­wała książkę z jej ry­sun­kami Ha Ha Ha-Ga, wy­daną przez fun­da­cję Bęc Zmiana.

Nie­wielka liczba ko­biet z suk­ce­sem upra­wia­ją­cych ka­ry­ka­turę brana jest czę­sto za po­twier­dze­nie mę­skiej na­tury tej sztuki – stan­dar­dowo utoż­sa­mia­nej z agre­sją oraz z im­pe­ra­ty­wem prze­kra­cza­nia wszel­kich norm, z oby­cza­jo­wymi włącz­nie – z za­sady nie­przy­sta­ją­cej ko­bie­tom. Sztuka Ha-Gi jest prze­ci­wień­stwem ta­kiej po­stawy, jakby nie­świa­domą pro­to­fe­mi­ni­styczną kry­tyką pa­triar­chal­nych re­żi­mów re­pre­zen­ta­cji. Ha-Ga nie ad­ap­tuje mę­skiego spoj­rze­nia i od­rzuca ob­raz ko­biety wampa, z wy­dat­nym biu­stem, wą­ską ta­lią, na szpil­kach. Choć więk­szość żar­tów rów­nież do­ty­czy mi­ło­ści, Ha-Ga sku­pia się na jej braku i na­daje swym po­sta­ciom nie­zgrabne ciała, pła­skie i sztywne, czę­sto an­dro­gi­niczne. W in­te­li­genc­kim świe­cie Ha-Gi ubra­nie jest waż­niej­sze niż ciało i na prze­kór sier­mięż­nej rze­czy­wi­sto­ści po­wo­jen­nych lat to ubra­nie na­daje toż­sa­mość jej ko­bie­cym po­sta­ciom

– pi­sze dok­tor Ka­ta­rzyna Mu­raw­ska-Mu­the­sius, hi­sto­ryczka sztuki z Birk­beck Col­lege na Uni­wer­sy­te­cie Lon­dyń­skim.

Ha-Ga była pierw­szą na­prawdę po­pu­larną pol­ską ka­ry­ka­tu­rzystką. Je­dyną ko­bietą, która przez kil­ka­dzie­siąt lat pro­wa­dziła swój ry­sun­kowy cykl na ła­mach sa­ty­rycz­nego pi­sma. Była pierw­szą damą pol­skiego ry­sunku hu­mo­ry­stycz­nego.

„Ry­sow­niczką zo­sta­łam przez przy­pa­dek – mó­wiła. – Zro­bi­łam je­den ry­su­nek, po­tem drugi i nim się obej­rza­łam, by­łam już ry­sow­niczką sa­ty­ryczną”.

Wiel­kie mi halo, może ktoś po­wie­dzieć.

Żadna wy­bitna sztuka.

Te wszyst­kie ku­kiełki są do sie­bie po­dobne.

Mają ta­kie same oczy, okrą­głe i wiel­kie jak pod­stawki od fi­li­ża­nek.

Ta­kie oczy Ha-Ga oglą­dała co­dzien­nie w lu­strze.

Po­staci pra­wie za­wsze ulo­ko­wane są w cen­tral­nym punk­cie ilu­stra­cji. Ja­kieś wnę­trza, ja­kieś ze­wnę­trza. Domy, miesz­ka­nia. Po­dwórka i ulice. Me­ble, lampy i dy­wany. To wszystko miało zna­cze­nie.

I li­nia dia­lo­gowa. Dow­cip. Pod­słu­chana roz­mowa. Aneg­dotka. Gu­mowe ucho.

Można by pod­mie­niać li­nię dia­lo­gową pod ry­sun­kami.

I to się na­wet zda­rzało.

Ktoś się cze­pia, że sama nie pi­sała tych tek­stów.

Pi­sała.

Mo­gło się zda­rzyć raz albo kilka razy, że nie miała po­my­słu i ktoś pod­su­nął jej coś za­sły­sza­nego.

To się zda­rzało.

Zda­rzało się też, że na prze­strzeni kil­ku­na­stu lat ta sama hi­sto­ria po­ja­wiła się dwu­krot­nie.

Ale miej tu dwa po­my­sły ty­go­dniowo!

W każdą nie­dzielę wy­myśl coś chwy­tli­wego i pra­cuj nad tym do wtorku rano.

Ukła­daj dia­log i do­bie­raj gar­de­robę we­dług naj­now­szych fran­cu­skich tren­dów. Każda po­stać ubrana jest ina­czej, za­wsze mod­nie.

Każdy dy­wan, stół, krze­sło – są no­wo­cze­sne i do­pra­co­wane w naj­mniej­szym szcze­góle.

W la­tach pięć­dzie­sią­tych i sześć­dzie­sią­tych źró­dłem wie­dzy o mo­dzie była Bar­bara Hoff i jej ru­bryka w „Prze­kroju”. Ale jak się nie miało pod ręką „Prze­kroju”, wy­star­czyło zaj­rzeć do „Szpi­lek” i spraw­dzić, co tym ra­zem znaj­duje się na ry­sun­kach Ha-Gi. Można było mieć pew­ność, że stroje i wnę­trza, które na­ry­so­wała, są ak­tu­al­nie à la mode.

Miej więc te po­my­sły przez czter­dzie­ści lat.

Cztery ty­siące po­my­słów.

„W prze­ci­wień­stwie do ja­skra­wych, olśnie­wa­ją­cych i na­gle ury­wa­ją­cych się ka­rier w sztuce – droga Anny Go­sław­skiej-Li­piń­skiej, która de­biu­to­wała jako dwu­dzie­sto­trzy­let­nia ab­sol­wentka Aka­de­mii na ła­mach prasy, jest drogą spo­koj­nie, kon­se­kwent­nie i bez blich­tru pro­wa­dzącą do peł­nego, doj­rza­łego opa­no­wa­nia warsz­tatu”.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: