Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Hatszepsut - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 stycznia 2018
Ebook
32,00 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Hatszepsut - ebook

Opowieść o najpotężniejszej władczyni starożytnego świata i historia jednego z największych

 

i najtragiczniej zakończonych romansów w dziejach.

 

Czy można pogodzić zakazaną miłość z lojalnością i powinnościami wobec dynastii?

 

Hatszepsut - żona, matka, kapłanka, mistrzyni strategii politycznych, doskonale funkcjonująca w świecie męskich reguł gry, silna, a równocześnie wrażliwa i pełna ideałów mądra kobieta. Przez egiptologów bywa nazywana pierwszą feministką w historii. Poznajemy drogę, którą przeszła, zanim założyła męski strój, przypięła rytualną sztuczną brodę i została nie, jak większość jej poprzedniczek, małżonką władcy, ale samodzielnie rządzącym potężnym faraonem, pod którego rządami Egipt stał się potęgą.

 

Autorka wprowadza nas w fascynujący świat kapłanów Amona i kapłanek Hathor, mistycznych rytuałów i potężnej magii. Przyglądamy się budowie świątyni Hatszepsut i największych na świecie obelisków, bierzemy udział w wyprawach handlowych i wojnach, razem z bohaterami powieści przeżywamy ich radości i kryzysy, poznajemy bogów sprzed 3500 lat. Funkcjonujemy w świecie wspierających się, niezwykle silnych kobiet, powiązanych ponadczasowymi więzami.

 

Wszystkie postacie występujące w powieści są autentyczne, a prezentowane fakty były konsultowane z egiptologami i ekspertami z całego świata.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8110-397-8
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

– Tak giną wrogowie Egiptu – powiedział faraon, a wiatr poniósł jego głos na wszystkie strony świata.

Uniósł rękę dzierżącą nechachę¹, chwilę trwał w bezruchu, po czym energicznie skierował ją ku ziemi, dając żołnierzom znak do rozpoczęcia zbiorowej egzekucji.

Przed nim w długich rzędach klęczeli jeńcy – wojownicy królestwa Kuszu. Były ich setki. Silnych mężczyzn o ciemnej skórze, zwyciężonych przez wielką armię Egiptu. Każdemu związano ręce skrzyżowane na plecach. Ciało ich martwego wodza spoczywało u stóp faraona, który dzień wcześniej pokonał go w bezpośredniej walce. Jeńcy znali swój los.

Totmes, pierwszy tego imienia, siedział na jednym z dwóch złotych tronów ustawionych na podwyższeniu pokrytym skórami lwów. Drugi zajmowała Ahmes, Wielka Małżonka Królewska. Tuż za ojcem stali książęta Wadżimose i Amenmose. Obok na wygodnym, wyściełanym miękką skórą krzesełku siedziała Hatszepsut.

Miała tylko pięć lat, jednak była tak rozważna, mądra i posłuszna, a przy tym tak mocno zapatrzona w ojca, że faraon godził się, by towarzyszyła mu od czasu do czasu, gdy w Tebach zajmował się sprawami państwowymi. Pozwolił też, by po raz pierwszy, wraz ze swoją matką królową Ahmes, nianią Sitre i starszymi braćmi, wzięła udział w wyprawie wojennej. Siedziała więc dumna obok niego i w skupieniu przyglądała się zdarzeniom. Wiedziała, że przez całą uroczystość nie może się odezwać, odwrócić głowy ani nawet oczu bez względu na to, co będzie się działo.

– Pani, jesteś córką Amona – powiedział przed uroczystością arcykapłan Hapuseneb, patrząc jej prosto w oczy. – Będziesz kiedyś Boską Małżonką Amona, najważniejszą kapłanką w Egipcie, tak jak teraz twoja matka. Dziś setki ludzi będą obserwować każdy grymas na twojej twarzy, każde drgnienie powieki, poruszenie stopą. I tak będzie już zawsze, bo jesteś wybrana.

Hatszepsut spoglądała na Hapuseneba inteligentnymi oczami, w których nie było nawet śladu bojaźni. Pamiętała słowa ojca, który od małego mówił jej, że córka faraona nie boi się nikogo, patrzy w oczy każdemu, kto się do niej zwraca, zadaje sobie pytanie, czy w słowach, które słyszy, jest maat, a bogowie pomagają jej zdecydować, na ile może ufać temu, co wpływa do jej uszu. Trzymała się też zalecenia, by jej myśli pozostawały dla otoczenia nieodgadnione.

Mała księżniczka zasiadała więc między najważniejszymi osobami w państwie i próbowała zachowywać się jak one.

– Najwyższy nad tobą czuwa, nie zawiedź go, pani – dodał arcykapłan, podziwiając opanowanie i dojrzałość pięciolatki.

– Dziękuję arcykapłanowi Amona za mądre rady – powiedziała i z godnością niezwykłą w jej wieku dystyngowanie skinęła głową.

Na znak faraona egipscy żołnierze, równo maszerując, ustawili się każdy przed jednym z klęczących mężczyzn. Kiedy generał Pen-Nechbet uniósł chopesz², wyjęli zza pasów krótkie miecze, równocześnie wolną ręką chwytając jeńców za włosy.

– W imię Amona! – zawołał i uderzył ostrzem chopesza w ziemię.

– W imię Amona! – zawtórowali mu żołnierze, wbijając miecze w serca wrogów.

Rozległy się krzyki i głuche westchnienia zabijanych.

– Maat zostało przywrócone! – zabrzmiał powtórnie głos Pen-Nechbeta ponad jękami zabijanych.

Na te słowa żołnierze zaczęli odcinać dłonie martwym wojownikom. Zamierzali nanizać je na sznury i dołączyć do tych, które zdobyli we wcześniejszych bitwach, zabrać do Egiptu i szczycić się zasłużoną chwałą zwycięzców. Właściciele największych kolekcji mogli liczyć na nagrodę od swojego dowódcy, a najwybitniejsi na złoty łańcuch lub złotą muchę od samego faraona.

Totmes, jego rodzina, arcykapłan Hapuseneb i inni dostojnicy towarzyszący faraonowi trwali nieruchomo, czekając na zakończenie krwawej ceremonii.

Generał Pen-Nechbet nie zwlekał. Na jego komendę żołnierze wyprostowali się karnie i uderzając zwiniętą prawą pięścią w klatkę piersiową, triumfalnie wykrzyczeli imię króla.

– Tot-mes! Tot-mes! Tot-mes! – poniosło się daleko.

Faraon wstał. Królowa Ahmes i księżniczka Hatszepsut również. Król wyprężył się nad zwłokami władcy Kuszu, uniósł ręce trzymające nechachę i hekę w geście zwycięstwa i postawił nogę na piersiach trupa. Po chwili odłożył insygnia na poduszkę trzymaną przez klęczącego nieopodal wojownika, ujął chopesz podany mu przez arcykapłana i jednym zdecydowanym ruchem ręki odciął obie dłonie martwemu władcy.

– Tot-mes! Tot-mes! Tot-mes! – zawołali żołnierze z jeszcze większym niż poprzednio entuzjazmem.

Hatszepsut patrzyła na to, co się działo, nieruchomym wzrokiem. Pierwszy raz była na wojnie, nigdy wcześniej nie widziała ceremoniału, który odbywa się po jej zakończeniu. Przerażało ją brutalne zachowanie egipskich żołnierzy, przełykała łzy, gdy przebijali serca wrogów. Myślała o klęczących wojownikach, że pewnie w domach czekają na nich dzieci. Ale żaden z nich już nigdy nie weźmie kochającej go córki na kolana. Poczuła na ciele gęsią skórkę i taką suchość w gardle, że gdyby nie obiecała sobie, iż wszystko wytrzyma, i nie miała pewności, że wszyscy ją obserwują, a szczególnie kapłan Hapuseneb, zerwałaby się z miejsca i z płaczem wtuliła w ramiona matki. Jednak nie zrobiła tego. Wyrzuciła z głowy współczucie dla wrogów, powiedziała sobie, że musi być silna, a jako księżniczka egipska nie może publicznie płakać. Jeszcze bardziej wyprostowała szczupłe dziecięce plecki, nabrała powietrza i nakazała sobie spokój. Już po chwili go osiągnąwszy, spojrzała na ojca z podziwem. Był dla niej niedościgłym ideałem. Czciła go i wielbiła. Nieporównanie bardziej niż dworzanie i poddani, mocniej niż kobiety ze Złotego Domu, a nawet niż jej matka Ahmes, która przecież była mu oddana w pełni i kochała go jak nikogo na świecie.

Totmes był synem boga, jego doskonałą emanacją i wysłannikiem na ziemi. To on, z woli Amona, był fundamentem maat – wiecznego kosmicznego ładu, porządku świata, dobra i prawdy. Dzięki jego pobożności Amon pozwalał, by budził się dzień, wylewał Nil, wzrastały zboża, a ludzie rodzili się i umierali tak jak ich przodkowie. Bez faraona Egipt nie mógłby istnieć. Hatszepsut chciała być taka jak on.

Ojciec Hatszepsut był nie tylko faraonem, ale też wodzem, i to doskonałym. Był też najwyższym kapłanem Amona, zwierzchnikiem wszystkiego i wszystkich, boskim namiestnikiem czuwającym nad porządkiem świata. Nagradzał i karał, skazywał na śmierć lub darowywał życie, budował lub burzył – i wszystko to z woli bogów. Miał zawsze rację, był najmądrzejszym i najpotężniejszym człowiekiem na świecie, bo Amon przekazał mu swoje boskie Ka – nieśmiertelną królewską duszę, dzięki której Totmes przejął doświadczenie wszystkich wcześniej panujących faraonów. Nie mylił się nigdy, a jego wola była święta.

Poza tym był piękny. Dziewczynka zachwycała się jego muskularnymi ramionami, szczególnie gdy z rzadka brał ją na ręce i pozwalał się głaskać po gładko ogolonej twarzy. Wtulała się wtedy w niego i wdychała jego zapach. Miał zawsze starannie naoliwione, pachnące mirrą silne umięśnione ciało. Jako żołnierz był bardzo sprawny. Niewiele mówił, słynął z powściągliwości w okazywaniu uczuć i nie lubił pieszczot, jednak dla córki czasami robił wyjątek.

Hatszepsut była do niego podobna. Miała tak jak ojciec okrągłą twarz o łagodnych rysach i bystre oczy. Mimo że wciąż jeszcze była dziewczynką, o której trudno powiedzieć, jaką będzie kobietą, kapłani twierdzili, że odziedziczyła po nim także inteligencję, zdecydowanie, siłę i wytrzymałość. Miała też po ojcu twardy charakter. Nigdy się nie poddawała, była zasadnicza i wiedziała, czego chce. Jej nauczyciel, mędrzec Senimen, zapewniał, że chętnie czyta, słucha rad i jest nad wiek dojrzała, poważna i odpowiedzialna. Jednak przede wszystkim była zapatrzona w ojca. Jej podobieństwo do faraona, cechy charakteru i najprawdziwsze bezwarunkowe uwielbienie, jakim go darzyła, sprawiały, że była jego niekwestionowaną ulubienicą.

– Jaka szkoda, że nie przyszła na świat chłopcem – usłyszała kiedyś słowa Hapuseneba rozmawiającego o niej z Sitre. – Byłaby idealnym faraonem.

– Będzie idealną Wielką Małżonką – odpowiedziała wtedy piastunka z przekonaniem.

– Nikt nie zna ścieżek, jakie planują dla nas bogowie. Kto wie, co ją czeka…?

Hatszepsut pamiętała, jakie wrażenie wywarły wówczas na niej słowa arcykapłana.

Co by było, gdybym rzeczywiście była chłopcem? zapytała wtedy siebie samą. I postanowiła solennie, iż to, że urodziła się dziewczynką, w niczym nigdy jej nie ograniczy.

Teraz, stojąc obok rodziców, podziwiała ojca, który zdecydowanie stawiał stopę obutą w skórzany pozłacany sandał na ciele martwego wodza. Słyszała wiwatujących żołnierzy, patrzyła na setki pokonanych, których martwe ciała usłały plac. Czuła dumę z faraona i niezwyciężonej armii Egiptu. W myślach dziękowała Amonowi, że błogosławi jej rodzinie, dynastii Totmesydów i wiecznemu Egiptowi.

Zerknęła na matkę. Stała wyprostowana z wysoko uniesioną głową. Była smukła, elegancka i dostojna jak zawsze. Uśmiechała się. Miała w sobie spokój, piękno i mądrość królewskich przodków. Hatszepsut była pewna, że Ahmes jest najwspanialszą Wielką Małżonką Królewską i pierwszą kapłanką Amona, jaką kiedykolwiek nosiła egipska ziemia. Królowa wyczuwając wzrok córki, spojrzała na nią jak zawsze z wielką dumą i z miłością ujęła jej małą, ale już silną rączkę. Poczuła lekki opór, który jednak po chwili ustąpił.

Jestem już duża, matka nie powinna trzymać mnie za rękę, pomyślała w tym momencie Hatszepsut, ale pamiętając o słowach Hapuseneba, że wszyscy będą obserwować jej zachowanie, poddała się woli królowej i mimo pokusy nie oswobodziła dłoni. Robię to dla dobra dynastii, usprawiedliwiła swoją uległość i westchnęła.

Arcykapłan Hapuseneb przyglądał się jej z uwagą.Teby, pałac rodziny królewskiej

Kilka lat po wojnie kuszyckiej

– Przekażę ci tytuł Boskiej Małżonki Amona – powiedziała królowa, a gdy napotkała zaskoczone spojrzenie córki, dodała łagodnie: – Faraon doznał biaitu³. Uznał, że jesteś wystarczająco dorosła, wielokrotnie też dowiodłaś rozwagi, mądrości, powściągliwości, a także zaangażowania i oddania Amonowi, możesz więc dostąpić zaszczytu przejęcia tej odpowiedzialnej funkcji.

Hatszepsut siedziała obok matki na wygodnej rozłożystej sofie wyłożonej miękkimi poduszkami z łabędziego pierza. Starannie udrapowane powyżej ich głów zwiewne materie osłaniały je przed słońcem, ostrym o tej porze roku nawet wczesnym rankiem. Znajdowały się w ogrodzie pałacu, który faraon kazał zbudować w zachodniej części Teb, na tyle daleko od centrum, by nie dochodziły tam odgłosy nigdy niezasypiającej stolicy. Powietrze było tu zdrowsze, panował spokój, a komnaty, łaźnie, ogrody, ścieżki, sadzawki i sale przyjęć zaplanowano tak nowocześnie, że żyło się tu wygodnie i komfortowo. W przeciwieństwie do starego pałacu, w którym faraon najczęściej podejmował oficjalnych gości, położonego w centrum miasta, tu było przestronnie, panowała cisza i spokój.

Zaczynał się okres szemu⁴, pora zbiorów. Kwiaty były w pełnym rozkwicie, z gałęzi drzew zwisały soczyste dojrzałe owoce.

Kobiety właśnie wróciły ze świątyni, gdzie każdego dnia o świcie Ahmes, jako Boska Małżonka Amona, dokonywała rytuału obudzenia boga. Córka towarzyszyła jej od kilku lat, przygotowując się do momentu, kiedy przejmie od matki rolę wyznaczoną jej tradycją. Wstęp do najświętszej części świątyni mieli jedynie Boska Małżonka, faraon i arcykapłan, dlatego na czas budzenia boga Hatszepsut zostawała w przedsionku świątyni. Od pewnego czasu królowa pozwalała córce oglądać święty ceremoniał przez specjalne malutkie okienko umieszczone w jednej ze ścian. Hatszepsut wiedziała więc, jakie będą jej obowiązki. Nie sądziła jednak, że matka je tak szybko jej przekaże.

– Jesteś dorosłą kobietą. Bogini obdarzyła cię comiesięcznym darem krwi. Możesz być już żoną i matką. A więc powinnaś stać się też Boską Małżonką.

– Ale przecież ty, królowo, tylko ty możesz nią być! – zaprotestowała Hatszepsut, wspierając swoje słowa uderzeniem dłoni w udo.

Starała się panować nad gestami, ale wciąż jeszcze czasem, gdy emocje brały w niej górę, wymykały się spod jej kontroli.

– Jak wiesz, mój cudowny darze, faraon ma zdolność poznawania woli Najwyższego. A on chce, żebyś została Boską Małżonką już teraz.

– Matko, skąd ta decyzja? Dzieje się coś, o czym nie wiem?

Królowa wzięła ją za rękę. Wiedziała, że jej córka ma w sobie mądrość i roztropność swego ojca i innych królewskich przodków. Bogowie obdarowali ją hojnie.

– Pamiętasz dzień, kiedy zachorował Wadżimose?

– To było straszne. – Księżniczka pochyliła głowę ze smutkiem. – Odszedł do bogów po zaledwie trzech dniach gorączki. Pamiętam.

– Był pięknym, mądrym i silnym chłopcem. Ojciec wierzył, że będzie jego następcą.

– Amon chciał inaczej…

– Kiedy zdradzamy swoje plany światu, bogowie się śmieją. – Po policzkach królowej niespodziewanie popłynęły łzy. Nie otarła ich.

Hatszepsut patrzyła na nią w milczeniu. Wiedziała, że matka potrzebuje chwil, kiedy może płakać bez świadków, i nikt nie uzna tego za jej słabość.

– Powinnam była wtedy zrobić więcej, żeby ochronić chociaż Neferubiti… – Na wspomnienie śmierci młodszej córki ciałem królowej wstrząsnął krótki dreszcz bólu.

– Miała tylko pięć lat, była małą, słabą dziewczynką, matko.

– Gdy zaczęła się gorączka Wadżimosego, powinnam była o nią bardziej zadbać, odizolować ją. A ja? Skupiłam się na synu, zapominając o całym świecie. Zapominając o kochanej malutkiej córeczce!

– Matko, nie ma twojej winy w tym, co się stało.

Wadżimosego, jej pierworodnego, i Neferubiti, najmłodszej córki, nie było po tej stronie życia już od trzech lat, ale królowa wciąż nie potrafiła się z tym pogodzić.

– Tamtego dnia obiecałam bogom, że zrobię, co tylko mi rozkażą, wszystko, czego zażądają, byle tylko nie zabierali już więcej żadnego z moich dzieci. Każdego dnia gorąco modlę się za ciebie i Amosego. Jesteście silni, zdrowi, nic wam nie zagraża, ale ja od dawna dobrze wiem, że niczego w życiu nie możemy być pewni.

– Matko, Amon czuwa nade mną. Bądź spokojna. Także bogini Hathor obdarza mnie łaskami. Wszystko w ich rękach. Zaufajmy bogom, oni wiedzą, jak i dokąd nas prowadzić. Poddajmy się ich przewodnictwu.

– Mój cudowny darze, jesteś taka mądra. – Ahmes przytuliła córkę do piersi i znów się rozpłakała.

– Po prostu ufam, że co ma być, to będzie. – Teraz Hatszepsut objęła matkę i z czułością pogłaskała ją po plecach.

Czuła, jak bardzo kruche, wątłe i delikatne jest jej ciało. Równocześnie doskonale wiedziała, że królowa ma potężnego ducha, dzięki któremu nigdy publicznie nie pozwala sobie na chwile słabości. Płakała rzadko, a jeśli już jej się to zdarzało, to krótko i jedynie w obecności córki lub niani Sitre, którą traktowała niemal jak siostrę. Musiała być silna. Miała dawać przykład. Była przecież nie tylko Wielką Małżonką Królewską, ale także Boską Małżonką Amona – a więc świętym wzorem dla poddanych.

– Hatszepsut, jeszcze o czymś muszę ci powiedzieć. – Mówiąc, królowa powoli się prostowała.

Znów była kobietą, której nic nie jest straszne. Jedynie ślady łez na policzkach świadczyły o chwili słabości, która już minęła. Królowa i jej córka siedziały znowu obok siebie wyprostowane, trzymając się za ręce. Milczały. Hatszepsut poczuła suchość w ustach. Zesztywniał jej język. Po tym poznała, że zaraz dowie się o czymś, z czym trudno będzie się jej pogodzić. Miała rację.

Po chwili Ahmes powiedziała cicho:

– Twój ojciec jest chory.

– Jak to? – Zerwała się na równe nogi. – Chory? – zawołała z niedowierzaniem. – Co ty mówisz? Widziałam go wczoraj, nic mu nie jest!

– Ma prawie pięćdziesiąt lat.

– Co to jest pięćdziesiąt lat? W księgach piszą, że możemy żyć sto lat albo nawet więcej.

– Możemy, ale dobrze wiesz, że mało kto ma takie szczęście.

– Mędrcy żyją długo!

– Ale twój ojciec jest żołnierzem. Wiesz, że nigdy się nie oszczędzał.

– Co mu jest? – Hatszepsut nabrała powietrza, pokręciła głową, wciąż nie wierząc w to, co usłyszała, i ponownie usiadła obok matki, nakładając maskę pozornego spokoju.

– Choruje.

– Co mu jest? – powtórzyła pytanie, złapała matkę za ramiona i bezwiednie zacisnęła palce.

– Właśnie na tym polega problem…

– Mów! – rozkazała władczym głosem Hatszepsut, zapominając, że rozmawia z matką.

Ale i Ahmes zdawała się nie pamiętać, że obok siedzi jej jeszcze do niedawna mała córeczka, która teraz wydawała się już niemal dorosła.

– Kapłani nie wiedzą, co mu dolega. Szybko traci na wadze, a w jego kale każdego dnia pojawia się coraz więcej krwi. Myśleliśmy, że to zatrucie i że szybko uda się je zwalczyć. Sama wiesz, jak często wszyscy cierpimy na podobne dolegliwości.

– Dlaczego uważasz, że tym razem to coś poważnego?

– Faraon tak twierdzi… – Królowa zawiesiła głos i niewidzącym wzrokiem spojrzała w dal. – A wiesz, że on nigdy się nie myli.

– Tak nie może być! – podniosła głos Hatszepsut. – Musimy coś zrobić! Sprowadźmy najlepszych lekarzy!

– Są już w drodze.

– W drodze? Zdążyliście posłać po medyków? Znaczy, że to trwa już długo, a ja o niczym nie wiem?!

– Nie chcieliśmy cię martwić…

– O nie!… – Księżniczka zakryła ręką usta. Była przerażona. Miała problemy z oddychaniem. – Czyli jest aż tak źle?

Ułożyła splecione dłonie na udach i opanowała oddech. Podniosła głowę. Spojrzała na pogodne niebo. Nad nią nie było ani jednej chmurki. Słońce świeciło coraz mocniej, ale wiał lekki wietrzyk, więc upał nie był jeszcze uciążliwy.

– Jak mogłam niczego nie zauważyć? Przecież bogowie obdarowali mnie rozumem i wrażliwością, a jednak nie dostrzegłam cierpienia własnego ojca, mimo że mam go tak blisko?

– Nie rób sobie wyrzutów. Wiesz, że Totmes jest mistrzem także pod tym względem: wszyscy widzimy go takim, jakim chce być widziany…

– No dobrze. – Hatszepsut ponownie wstała. – Powiedz, co nas czeka w najbliższym czasie.

– Nie wiem. – Królowa z rezygnacją opuściła głowę. – Nikt nie wie – dodała jakby na swoje usprawiedliwienie. – Ale jeśli faraon czuje, że nadchodzi jego kres, to…

– On umrze?! – Księżniczka, nie hamując wzburzenia, uprzedziła słowa matki.

– Każdego z nas to czeka – próbowała uspokoić ją i siebie Ahmes, która zdawała się już z tą myślą pogodzona.

– Zróbmy coś! – nie poddawała się Hatszepsut.

– Wykonamy jego wolę. Jak najszybciej zostaniesz Boską Małżonką Amona, a zaraz potem poślubisz swojego brata Amenmosego, który zostanie faraonem, gdy twój ojciec stanie przed obliczem bogów.

– Mówisz o tym tak spokojnie? – nie mogła uwierzyć Hatszepsut.

– Zapewniam cię, że wiele mnie to kosztuje.

– Wiem. Przepraszam. – Księżniczka nakryła dłoń matki swoją. Była już spokojna. A przynajmniej taką chciała się wydawać. – Wybacz mi, proszę. Teraz już rozumiem: z powodu ojca serce ci krwawi na myśl o tym, co czeka nas w przyszłości, i dlatego gdy mówiłaś o Wadżimosem i Neferubiti, nie potrafiłaś powstrzymać łez.

– Tak właśnie jest, mój ty cudowny darze od bogów…Karnak, Dom Życia przy świątyni Amona

Miesiąc później

– Był zdrowy i silny, nic mu nie dolegało, kto by się spodziewał… – Puiemre, tak jak pozostali mężczyźni, nie mógł uwierzyć w to, co się stało.

Wieść o nagłej śmierci Amenmosego, ostatniego księcia krwi, błyskawicznie obiegła Teby. Od momentu, gdy półżywy ze zmęczenia posłaniec dotarł do pałacu, by przekazać faraonowi tragiczne wieści z Memfis, do chwili, gdy o śmierci dziedzica mówili już wszyscy w mieście, nie minął nawet czas potrzebny do zebrania owoców z najmniejszego choćby drzewka figowego.

Oto ten, który był nadzieją dynastii, jedyny żyjący syn Totmesa, pierwszego władcy tego imienia, i szlachetnej Ahmes, został niespodziewanie wezwany do wieczności. Zginął jak wojownik, na polowaniu. Gdy stanął oko w oko z dorodną lwicą, pewny swych umiejętności nakazał żołnierzom nie podchodzić zbyt blisko. Celnie ugodził ją oszczepem, ale gdy sprawdzał, czy zwierzę jeszcze żyje, nie zachował ostrożności i wtedy lwica ostatkiem sił, lecz z wielką mocą rzuciła mu się do gardła. Zanim jego przyboczni dobiegli, by go ratować, książę już nie żył.

– Czyżby Sachmet, bogini lwicy, nie spodobało się, że Amenmose ma zasiąść na tronie? – zastanawiali się mieszkańcy Teb.

Wieści podawane z ust do ust krążyły prawie tak szybko jak myśli. Trudno było ustalić ich źródło, pod wieczór jednak całe miasto mówiło już o tym, że Hathor, najważniejsza z bogiń, wysłała lwicę Sachmet, bo z jakichś znanych tylko jej powodów nie chciała, by Amenmose został faraonem.

– Komu bogowie przeznaczyli dziedzictwo Egiptu? – głowili się tebańczycy, rozmawiając o nieoczekiwanej śmierci księcia. I nie potrafili znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Bo przecież nikt nie zna dróg, jakie planują dla nas bogowie.

Najważniejsi doradcy faraona: arcykapłan Hapuseneb, prorok Amona Puiemre, mistrz Senimen i generał Pen-Nechbet, spotkali się w przyświątynnym Domu Życia⁵, by omówić sytuację. Nie spodziewali się takiego rozwoju wypadków. Byli pewni, że gdy któregoś dnia z woli bogów Totmes dołączy do swoich przodków, na tronie zasiądzie jego syn. Zapewniłoby to spokój w państwie, ale także to, że w ich sytuacji nic się nie zmieni. Amenmose był bowiem jeszcze na tyle młody, że niemal na pewno mogli liczyć, iż będzie kontynuował politykę ojca i otoczy się jego zaufanymi ludźmi. Najważniejsi stali doradcy Totmesa nie musieliby się więc niepokoić o własną przyszłość.

Puiemre, od kilku lat związany ze świątynią Amona, był zięciem Hapuseneba – jego żoną była jedna z czterech córek arcykapłana, dwudziestoletnia Seniseneb. Na co dzień pełniła zaszczytną rolę adoratorki Amona, a co ważniejsze, była też ulubienicą królowej Ahmes. Do bardzo lukratywnych obowiązków Puiemrego należało zarządzanie stadami bydła i polami Amona, a także rejestrowanie łupów wojennych i danin kierowanych do świątyni. Prorok Amona był wysoki, szczupły, miał pociągłą twarz i dość ciemną karnację.

Generał Pen-Nechbet był tylko o kilka lat od niego starszy, ale sprawiał wrażenie zdecydowanie bardziej doświadczonego. Pochodził ze starej zamożnej rodziny arystokratów z Al-Kabu, od wieków służącej kolejnym faraonom. Nic nie było w stanie go zadziwić, nikt nigdy nie widział go zdenerwowanego, miał doskonałe maniery i mimo lekkiej wyniosłości, z jaką traktował innych, cieszył się powszechną sympatią. Mimo że sprawiał wrażenie delikatnego, a czasami nawet nieporadnego, był doskonałym żołnierzem i świetnie władał różnymi rodzajami broni. Faraon wielokrotnie odznaczał go za dzielność i odważne czyny na wojnach. Służył w kampanii przeciw Hyksosom, walczył w Syrii i Palestynie. Faraon mu ufał. Pen-Nechbet miał jasną cerę i lubił zbytek. Uchodził za znawcę kobiet, pięknych strojów i drogocennych przedmiotów.

Senimen zawdzięczał mocną pozycję na dworze temu, że był pierwszym i głównym nauczycielem Hatszepsut, jej doradcą i sojusznikiem. To on nauczył ją czytać i pisać, on ukształtował jej wrażliwość i sposób myślenia o państwie. Był jej wierny i kochał ją jak ojciec. Nie miał własnych dzieci, a całą rodzicielską niespełnioną miłość, jaką nosił w sobie, przelewał na księżniczkę. Gdy był młodzieńcem, poślubił piękną dziewczynę. Kochał ją tak bardzo, że kiedy wraz z dzieckiem zmarła przy porodzie, postanowił nigdy już nikogo nie obdarzyć uczuciem. I tak się stało. Jedyną miłością mistrza Senimena była Hatszepsut. Wszyscy o tym wiedzieli, także księżniczka, dla której było to szczególnym powodem do radości i która potrafiła z właściwym sobie wdziękiem korzystać z tego, że nauczyciel darzy ją bezinteresowną rodzicielską miłością.

– Egipt stanął przed trudnym wyzwaniem – rozpoczął arcykapłan Hapuseneb.

– Rzeczywiście, zgoła niepomyślny rozwój wypadków – przyznał generał i z charakterystycznym dlań dążeniem do szybkiego porządkowania spraw, zapytał, ukierunkowując dalszą dyskusję: – W jakim stanie jest królowa? Wysłałem do niej moich ludzi, ale dowiedzieli się jedynie, że na wieść o śmierci syna straciła przytomność i od tamtej chwili nie odstępują jej medycy.

– Jest silna i zdrowa, przy wsparciu bogów szybko się podźwignie – odpowiedział rzeczowo Hapuseneb, bo to do niego, jako zawsze najlepiej poinformowanego, skierował pytanie generał.

– Faraon jest w pałacowej kaplicy Amona. Modli się – dodał Puiemre.

– A księżniczka? – Pen-Nechbet chciał mieć pełny obraz stanu zdrowia i samopoczucia członków rodziny królewskiej.

– Byłem z nią, gdy nadeszły te straszne wieści. – Senimen pokręcił głową z podziwem, myśląc o tym, jak Hatszepsut zareagowała na śmierć brata. – Była jak zawsze opanowana. W mojej obecności nie uroniła nawet jednej łzy. Była skupiona. Jednak nie zdołała przede mną ukryć, jak mocno to przeżyła: pobladła, myślałem nawet, że zemdleje, ale nie, po prostu intensywnie myślała, a chwilę później, nie zważając na mnie ani na towarzyszące jej służki, pobiegła do komnaty ojca. Zgodnie ze zwyczajem pokłoniła mu się nisko i chociaż byli z nim kapłani, przytuliła go mocno. Byłem przy tym jak zawsze, cały czas w jej pobliżu. Widziałem. Nie pytając, czy może, pierwsza objęła ojca, zanim on to zrobił. To nadzwyczaj silna dziewczyna.

– Zawsze żałowałem, że nie przyszła na świat jako chłopiec. – Hapuseneb słuchał nauczyciela z uwagą. – Wygląda na to, że już wkrótce może być jedyną nadzieją Egiptu. Wiecie o tym?

– Oby bogowie pozwolili kroczyć faraonowi jak najdłużej po tej stronie życia. – Puiemre nabożnie pochylił głowę. – Księżniczka jest taka młoda i porywcza…

– Nie nam decydować o boskich planach – podsumował Hapuseneb. – Zanim jednak poznamy wolę bogów, przyjrzyjmy się dokładnie, czym dysponujemy tu, na ziemi. Zaplanujmy strategię. A od bogów będzie zależało, czy i w jakim stopniu pozwolą nam ją zrealizować.

– Wszystko w ich rękach – przytaknął Puiemre teściowi.

Nie zdarzało się, żeby miał inne zdanie niż arcykapłan. Wszystko, co osiągnął w życiu, zawdzięczał jemu. I stanowisko, i kolejne tytuły, i karierę na dworze. A to dlatego, że przed laty obdarzyła go uczuciem jego córka. Arcykapłan na początku nie był przychylny temu związkowi, ale ponieważ córka się upierała, postanowił, że nie będzie stał na drodze do jej szczęścia. Wiedział, że Puiemre nie jest zbyt lotnym człowiekiem, był jednak szlachetnie urodzony i grzeczny, a przy tym, jak twierdziły kobiety, przystojny, Hapuseneb wierzył więc, że odpowiednio pokierowany może osiągnąć niemało. Choć niechętnie, wreszcie zgodził się zatem na ślub młodych i od tego czasu kierował karierą zięcia.

Hapuseneb skłonił głowę przed generałem Pen-Nechbetem i wymownie na niego spojrzał, prosząc go w ten sposób, by przedstawił swój punkt widzenia. Cenił go i szanował. Wiedział, że doświadczenie, koneksje i giętkość umysłu czynią z niego doskonałego partnera do współpracy. Obaj pochodzili ze starych rodów, świetnie się rozumieli i obaj mieli ten dystans do świata, jaki daje tylko dobre urodzenie lub olbrzymie doświadczenie życiowe.

Generał jak zwykle nie zawiódł arcykapłana. Bez zbędnych ozdobników nakreślił sytuację, w jakiej właśnie znalazł się Egipt.

– Następca tronu Amenmose dołączył do przodków – oświadczył. – Totmes, oby żył wiecznie, nasz ukochany król, zbliża się do bram wieczności. Nie wiemy, ile wylewów Nilu ani nawet ile wschodów słońca będziemy jeszcze cieszyć się jego boską obecnością. Królowa Ahmes jest w pełni sił, ale w wielkiej rozpaczy, jej Ka jest rozkołysane emocjami. Wygląda na to, że naszą jedyną nadzieją na zachowanie dynastii jest księżniczka Hatszepsut. Z woli bogów i decyzją faraona wkrótce ma przejąć od matki obowiązki Boskiej Małżonki Amona. Jak wiemy, miała zaślubić tragicznie zmarłego księcia Amenmosego. Ale wszystko się zmieniło. Wkrótce może nastąpić kryzys dynastyczny. Bądźmy czujni!

– Bogowie nad nami czuwają – zapewnił Hapuseneb.

– Mamy jeszcze do dyspozycji dwóch synów drugorzędnych żon – zauważył Pen-Nechbet. – Szlachetniej urodzony i starszy jest Totmes, syn Mutnofret, ale jak wiemy, to chorowity chłopiec. Młodszy nie ma jeszcze roku. Trzeba będzie rozpatrzyć obie kandydatury, zanim szanując rozpacz faraona po stracie syna, w odpowiednim momencie przedstawimy mu je pod rozwagę.

– Ciągłość rodu jest najważniejsza – powiedział Senimen, gdy Pen-Nechbet skończył. – Maat musi być zachowane. Nie możemy dopuścić do zachwiania porządku świata.

Mężczyźni zgodnie pokiwali głowami i zadumali się nad sytuacją kraju.

– Hapusenebie, co o zdrowiu króla mówią medycy? – zapytał po chwili ciszy Pen-Nechbet.

– Nic nie mówią, znasz ich. – Arcykapłan zdobył się na uśmiech. – Kiedy nie panują nad sytuacją, twierdzą, że stanie się zgodnie z wolą bogów, a teraz zdają się na bogów bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Niestety.

– To niedobrze. – Generał wstał. Kiedy intensywnie myślał, lubił spacerować. Podszedł do stołu zastawionego paterami z owocami. Wziął w palce świeżą figę i rozerwał ją na dwie części. Jedną włożył do ust. – Senimenie, uważasz, że Hatszepsut jest gotowa do sprawowania władzy? – zapytał, gdy już ją pogryzł i połknął.

– W pełni. Jest wykształcona, rozsądna, zrównoważona, twarda… Przecież przygotowujemy ją do roli królowej od dawna. Każdy z nas ma w tym swój udział.

– Istotnie, jest naszym wspólnym dziełem – przytaknął Hapuseneb, który lubił, by inni czuli, jak bardzo są ważni, chociaż był przekonany, że Hatszepsut najwięcej zawdzięcza jemu i że głównie on ją ukształtował. – Możemy być z siebie dumni.

– Ona ma rządzenie we krwi. To nie ulega dyskusji. – Pen-Nechbet tak jak pozostali uważał, że to, jaka jest Hatszepsut, to w dużym stopniu także jego zasługa. – Będzie doskonałą królową. Pytanie zasadnicze na dziś brzmi: teraz, gdy zabrakło księcia Amenmose, kto będzie godny zasiąść obok niej na tronie?

– Swego następcę powinien wskazać faraon – odezwał się Puiemre.

– Oczywiście, że tak właśnie będzie – zgodził się Pen-Nechbet. – Jednak faraon na pewno zechce najpierw wysłuchać rad Amona. Wszyscy wiemy, że w Egipcie nawet Nil płynie z woli tego właśnie boga – pozwolił sobie na żart, spoglądając na Hapuseneba, którego tak lubił.

Zgromadzeni w Domu Życia wiedzieli przecież doskonale, że to arcykapłan Hapuseneb jest głosem Amona, i byli zadowoleni, iż zanim ogłosi publicznie boską wolę, zawsze zasięga najpierw ich rad. Dzięki temu mieli rzeczywisty wpływ na to, co dzieje się w Egipcie, wspierali więc arcykapłana, bo chcieli, żeby ta sytuacja trwała wiecznie.Teby, pałac rodziny królewskiej, komnata Mutnofret

Nazajutrz

Totmes, syn faraona i jego drugorzędnej żony Mutnofret, był chłopcem wątłym i chorowitym. Jego twarz pokrywały krosty, a ciało wrzody. Chorował od najwcześniejszego dzieciństwa. Miał problemy z oddychaniem, jego serce biło nierówno, źle sypiał, bolały go kości. Medycy zalecali mu unikanie wysiłku, udziału w procesjach, w długich dworskich ceremoniałach, a nawet w zwykłych pałacowych zabawach. Większość z dziesięciu lat swojego młodego życia spędził więc w oddalonym od centrum spokojnym pałacu na zachodnim brzegu rzeki. Rzadko uczestniczył w zabawach dzieci w pałacowym przedszkolu nazywanym kap, nigdy nie brał udziału w królewskich polowaniach, nie mówiąc już o tym, że nie dane mu było uczestniczyć w żadnej z licznych wypraw wojennych ojca. Faraon Totmes, po którym otrzymał imię, widywał go jedynie przy okazji największych uroczystości, a i wówczas nie zwracał na niego uwagi. Z woli króla już przy urodzeniu otrzymał tytuł księcia, ale ani faraon, ani nikt inny na dworze nie widział w nim następcy tronu. Był przecież chłopcem wciąż chorym, a więc nierokującym dobrze na przyszłość, bardzo słabym i z tego powodu odsuwanym w cień.

Tak było do czasu tragicznej śmierci Amenmosego. W ciągu jednego dnia w życiu chorowitego księcia zmieniło się wszystko. Zaczęło się od tego, że jego matka Mutnofret, która jeśli kiedykolwiek cieszyła się jakimiś łaskami na dworze, to tylko ze względu na to, że urodziła królewskie dziecko, została zaszczycona odwiedzinami arcykapłana Hapuseneba. Nie zdziwiła jej ta wizyta, była bowiem kobietą wykształconą i inteligentną, dobrze wiedziała więc, co może dla niej i jej syna oznaczać niespodziewana śmierć dziedzica tronu.

Mieszkała wraz z synem w zachodniej części pałacu przeznaczonej dla pobocznych żon faraona, które bogowie obdarzyli łaską urodzenia królewskiego dziecka. Była to część rozległa i urządzona tak jak pozostałe, wyposażona w sadzawki, ogrody i zacienione altany. Matki królewskich dzieci wraz z potomstwem miały własne wygodne komnaty. Nie brakowało im niczego. Dzieci bawiły się i jadły wspólnie pod opieką mamek, opiekunek i służby w pałacowym przedszkolu kap. Kobiety wiodły nieco nudne, ale dostatnie, spokojne, uporządkowane życie, urozmaicane uroczystościami, świętami i procesjami. Każdego dnia przed wschodem słońca większość z nich uczestniczyła w ceremonii budzenia Amona.

Co dzień u kresu nocy z pałacu wyruszał zatem pochód kobiet. Na jego czele kroczyła Ahmes, za nią Hatszepsut, a następnie pozostałe kobiety, w tym damy dworu i córki ważnych Egipcjan pełniące funkcję adoratorek Amona. Udawały się do świątyni Amona, gdzie czekał na nie arcykapłan Hapuseneb. Wchodziły przez otwierane przed nimi wrota i podążały za arcykapłanem, by dokonał się codzienny rytuał. W najważniejszej części, która odbywała się w samym sercu świątyni, brała udział jedynie Wielka Królewska Małżonka Ahmes, bo tylko ona, jako zarazem Boska Małżonka Amona, mogła doświadczać zaszczytu oglądania Najwyższego. W tym czasie pozostałe adoratorki Amona i księżniczka Hatszepsut w dużej sali świątynnej oddawały się nabożnym śpiewom i modlitwom.

Mutnofret, tak jak i innym pobocznym żonom, nigdy nie było dane wejść do serca świątyni. Nie przeszkadzało jej to. Nie lubiła rzucać się w oczy, była uległa i pokorna. Nigdy nie zabiegała, jak robiły czasami inne żony, o możliwość zarządzania jednym z królewskich warsztatów rękodzielniczych albo własnym przedsiębiorstwem. Cieszyło ją to, co miała. Zajmowała się chorowitym synem, lubiła malować na bambusowym materiale, sprawiało jej przyjemność czytanie starych papirusów, lubiła odwiedzać Dom Życia przy świątyni Amona. Chociaż cierpiała z powodu słabości syna, dobrze jej się żyło z myślą, że właśnie dzięki temu chłopiec nie stanowi dla nikogo zagrożenia, nie jest więc obiektem pałacowych intryg.

Gdy dotarła do niej wiadomość o śmierci następcy tronu, przeraziła się ogromnie. Dobrze wiedziała, co może to dla niej oznaczać. Nie myliła się.

– Pani, jesteś matką syna faraona – rozpoczął arcykapłan.

– Arcykapłanie, moje serce krwawi z powodu śmierci księcia Amenmosego – odparła.

Wiedziała, że musi być ostrożna. Gra o tron, która właśnie się rozpoczęła i w którą została mimowolnie włączona, mogła okazać się dla niej i jej syna bardzo niebezpieczna.Teby, pałac rodziny królewskiej, komnata Hatszepsut

Tydzień później

– Ludzkie życie jest jak wody wiecznego Nilu – powiedział mistrz Senimen. – Źródło jest zawsze darem boga. Nie znamy powodu, dla którego zostaliśmy obdarzeni życiem, i nie wiemy, jak ono się potoczy. Nasze trwanie jest niczym nurt rzeki. Czasami płynie spokojnie w odwiecznym korycie, innym razem wylewa gwałtownie. Bywają lata suche… niech bogowie mają nas w opiece i sprawiają, by nie było ich zbyt często… gdy rzeka niemal znika, a są takie, kiedy Nil pokrywa tereny, które od lat nie zaznały kropli wody. Główny nurt zasilają mniejsze i większe dopływy. Każdy z nich daje rzece coś nowego. Bywa, że dobrego, ale zdarza się, że dopływ przynosi choroby lub inne boskie przekleństwa.

Hatszepsut słuchała z uwagą. Lubiła rozmowy z mistrzem. Senimen został jej nauczycielem, gdy tylko niania Sitre przestała być jej karmicielką i najważniejszą opiekunką. Odkrywał przed nią nowe światy, pokazywał perspektywy, przekazywał mądrości zawarte w starych księgach, pobudzał jej umysł do szukania nowych ścieżek i dróg. Pozwalał stawiać pytania, na które wspólnie szukali odpowiedzi. Wybierał dla niej lektury, opowiadał o starych myślicielach, mówił o mądrościach z Heliopolis. Od tak dawna był jej mistrzem, że zdawało się, że jest z nią od zawsze.

– Nil jest wieczny tak jak życie – kontynuował. – Nasz czas na ziemi dostajemy od bogów i oni nam go odbierają. Ludzie czasami uważają, że śmierć jest końcem wszystkiego. A przecież życie nie ma ani początku, ani końca.

– Jesteśmy tu tylko przez chwilę. – Hatszepsut wyprostowała się na krześle. Odchyliła głowę, jakby chciała spojrzeć w niebo, lecz widać było, że patrzy gdzieś dalej, poza ziemski świat. Zamknęła oczy. – Materializujemy się jako manifestacja boskiej siły – recytowała jedną ze swoich ulubionych starych myśli wyrytych na kamieniach w Heliopolis. – Jesteśmy jej elementem i wyrazem. Emanacją wiecznej kosmicznej energii. Iskrą świecącą przez mgnienie. Światło jest dane wszystkim w momencie, kiedy tu przychodzimy, ale jego intensywność i kolor zależą niemal wyłącznie od nas samych.

– Wewnętrzne światło rozświetla każdemu ziemską drogę, ale jej jakość zależy też od wielu innych czynników.

Często zanim Hatszepsut odkryła, co Senimen chce jej przekazać, była obdarowywana przypowieścią lub sentencją, która miała wprowadzić ją w refleksyjny nastrój i otworzyć jej umysł na nowe. Czuła, że i tym razem tak będzie. Że zaraz dowie się o czymś, co będzie stanowiło o nadchodzącej istotnej zmianie w jej życiu. Nie bała się nowości, wiedziała, że są nieodłączną częścią ludzkiego żywota. Lubiła wyzwania, ale chciała być do nich zawsze jak najlepiej przygotowana.

– Zanim rzeka zasili morze swoimi wodami, płynie przez cały kraj. Czasami wzburzona, innym razem łagodna – kontynuował Senimen spokojnym głosem. – Zbiera po drodze dopływy, z których czerpie energię. My, ludzie, też potrzebujemy uzupełniać siły, wiedzę i umiejętności. Czerpiemy z dorobku tych, którzy byli przed nami, studiujemy mądre papirusy, czytamy ze starych kamieni.

– Uczymy się od mistrzów takich jak ty. – Hatszepsut chciała sprawić przyjemność nauczycielowi i oddać mu hołd.

– Jesteś zbyt łaskawa, pani. – Skłonił przed nią głowę i dodał: – Uczniowie hojnie obdarowani przez bogów często szybko przerastają mistrzów. Gdy tak się dzieje, wiemy, że nadchodzi czas, by otworzyć główny nurt na nowe dopływy.

– Senimenie, jesteś moim nauczycielem od zawsze. Od lat czerpię nauki także od arcykapłana Hapuseneba, radą służy mi generał Pen-Nechbet, także moja matka, najmądrzejsza z kobiet, wdraża mnie we wszystko, co potrzebne w służbie Amonowi. Ale przede wszystkim uczę się od mojego ojca… Trudno wyobrazić sobie lepszych nauczycieli, nie sądzisz?

– Zaiste, księżniczko, twoje słowa są prawdą. Jednak jak wiemy, mądry jest nie ten, kto potrafi przewidzieć nadejście nowego, ale ten, kto wiedząc o nadchodzących zmianach, właściwie się do nich przygotowuje. Po śmierci księcia Amenmosego czekają nas duże zmiany. Amon nie przekazał nam jeszcze, kto zostanie następcą tronu. Nadchodzi trudny czas dla nas wszystkich. Przygotujmy się do niego, jak potrafimy najlepiej.

– Twoje słowa, mistrzu, powinny być wyryte w kamieniu!

– Chylę czoła przed tobą, pani, i twoją inteligencją.

– Jeśli kiedyś z woli bogów zostanę królową, każę je zapisać na wieczność, by potomni mogli z nich korzystać.

Hatszepsut od dawna wiedziała – lecz od pewnego czasu zaczynała naprawdę rozumieć – jak wielkie znaczenie w rządzeniu ma odpowiedni dobór słów. Jak ważne jest podkreślanie, kiedy to tylko możliwe, że zawdzięcza niemal wszystko w życiu łaskawości bogów i najważniejszych osób na dworze. Pilnowała się więc, co, jak i do kogo mówi, starając się ograniczać i powstrzymywać słowa, które tak chętnie i zazwyczaj, jak sądziła, w nadmiarze wypływały z jej ust. Korzystając z nauk swoich mistrzów, wychwalała Amona, przy każdej okazji. Przychodziło jej to z łatwością, bo gorąco wierzyła, że jako jego córka jest otoczona troskliwą boską opieką. Chwaliła też tych, którzy mogli się stać kiedyś jej sojusznikami, nawet gdyby miało to nastąpić w dalekiej przyszłości.

– Senimenie, opowiedziałeś mi o rzece. Staram się zrozumieć twoje przesłanie i zapamiętać je. Ale teraz proszę, zacznij mówić wprost, dość już pogmatwanych nitek! O co chodzi?

Senimen znał swoją podopieczną prawie tak dobrze, jak znała ją Sitre. Wiedział, jak bardzo jest podobna do swojego ojca, który nad wyraz cenił sobie proste, jasne i klarowne wypowiedzi. A księżniczka im była starsza, tym bardziej się do niego upodabniała.

– Pani, czy pamiętasz młodzieńca, który rzucił się na pomoc, gdy wpadła do wody twoja siostra Neferubiti, niech będzie szczęśliwa na wiecznych boskich polach?

Senimen przypomniał zdarzenie, które miało miejsce kilka lat wcześniej na królewskiej łodzi płynącej z Teb do Memfis. Tamtego popołudnia Neferubiti, młodsza siostra Hatszepsut, przez chwilę sama stała na dziobie. W pewnym momencie barka niespodziewanie wpłynęła na mieliznę, nastąpił silny wstrząs, księżniczka straciła równowagę i wpadła do wody. Umiała pływać, jednak spadając, zachłysnęła się wodą i zaczęła topić. Uratował ją młody mężczyzna.

– Podziękowaliśmy odpowiednio temu dzielnemu żołnierzowi? – zapytała teraz Hatszepsut, dobrze wiedząc, że tak się stało.

– Oczywiście, otrzymał stosowną nagrodę – zapewnił Senimen, zauważając, że oczy księżniczki zamgliły się lekko na wspomnienie ukochanej siostrzyczki i tamtego zdarzenia. – Przyznam, że młodzieńca, który uratował księżniczkę, miałem na oku już wcześniej, pani. Służył w armii twojego ojca, brał udział w wyprawie kuszyckiej. Tej samej, w której i ty uczestniczyłaś.

– Miałam wtedy pięć lat.

– Tak, to było dawno temu.

– Z tamtej wojny wszystko doskonale pamiętam. Wydaje mi się, że nawet więcej, niż to możliwe: każdy szczegół, każdego egipskiego żołnierza.

– Naprawdę aż tak?

– Tak sądzę.

– A pamiętasz, pani, żołnierza, który wtedy, w Nubii, walczył tak dzielnie, że zasłużył na to, by podać chopesz, kiedy twój ojciec miał odciąć dłonie pokonanemu władcy?

– Pamiętam smukłego wysokiego mężczyznę, który klęcząc, podawał faraonowi insygnia na błękitnej poduszce. Chopesz podał ojcu arcykapłan Hapuseneb. Byłam tam, widziałam to z bliska.

– Twoja pamięć, pani, jest zadziwiająca – zauważył z podziwem Senimen.

– Nanizane na sznury dłonie wrogów, których dzielny żołnierz pokonał w bitwie, z trudem mieściły się na jednym wozie. Tak, oczywiście, że go pamiętam. Nie wyglądał na siłacza, ale jak uczysz mnie od lat, pozory często mylą… Tamtego dnia w czasie uroczystości klęczał w pobliżu tronu, całkiem blisko mnie. Tak jak wszyscy byłam z niego dumna.

– To ten sam człowiek, który skoczył do wody za Neferubiti.

– Naprawdę? – Hatszepsut była szczerze zaskoczona.

– Od tamtego czasu minęło prawie dziesięć lat. Wiele się zmieniło. Wówczas tamten młodzieniec był żołnierzem, a teraz jest nadzwyczaj uzdolnionym nauczycielem.

– Jest nauczycielem? Inaczej pamiętam go z dzieciństwa. Wtedy jego policzki i tors pokrywała czerwona farba zwycięstwa, skóra tygrysa zakrywała mu plecy i jedno ramię, a do drugiego miał przytroczony oszczep i łuk.

– Wojna i wojskowe rzemiosło mają swoje prawa. Wtedy wyglądał inaczej, bo był żołnierzem. Jako nauczyciel przebywa w zacienionych ogrodach, w pałacach możnych i w Domach Życia. Dzięki temu wyszlachetniała mu nie tylko skóra.

Senimen zawiesił głos, czekając, aż księżniczka zada mu pytanie, wyrażając tym samym chęć dalszej konwersacji na ten temat. Ona jednak milczała. Wiedziała, że mistrz celowo ukierunkowuje jej myśli. Znała jego metody, a nie chciała zdradzać zainteresowania człowiekiem, o którym rozmawiali. Sam Senimen nauczył ją przecież, że ścieżki myślenia kogoś, kto ma sprawować władzę, powinny pozostawać nieodgadnione dla zwykłych śmiertelników. A jej mistrz był przecież zwykłym śmiertelnikiem. Była przekonana, że nie domyślił się, jak żywo ją ciekawi osoba wybawcy siostry, chociaż sama tego zainteresowania nie rozumiała.

Mimo że nie wypadało, by tak było, coś ciągnęło ją do tego człowieka. Jakaś siła, której nie potrafiła nazwać. Nie znała go przecież, widziała tylko raz w życiu, i to tak dawno, że niemal tego nie pamiętała, lecz coś ją niepokoiło, gdy słuchała opowieści o nim, coś powodowało drżenie serca i niezwykłe podekscytowanie, jakie w dzieciństwie odczuwała jedynie na myśl o zbliżającej się podróży. Odganiała te myśli od siebie, nie chciała, by pojawiały się jej w głowie, a równocześnie czuła, że dzięki nim zaznaje przedziwnego, wcześniej nieznanego rodzaju przyjemności.

Mistrz rozszyfrował ją niemal od razu. Jej reakcje wskazywały, że jest zainteresowana jego protegowanym. Jednak już dawno uznał, że lepiej, by księżniczka nie wiedziała, jak bardzo jej emocje są dla niego czytelne. Poza tym – a może przede wszystkim – zadanie, którego się podjął na prośbę przyjaciół, Hapuseneba i Pen-Nechbeta, miało polegać właśnie na wywołaniu w niej zainteresowania tym młodym człowiekiem. Chcieli, by zbliżył się do niej, był blisko, zyskał jej zaufanie, chronił ją i wspierał. Zależało im, żeby go polubiła i zaufała mu. Dzięki temu będą wiedzieli, że jest bezpieczna i ma kogoś, kto ją chroni, a zarazem w ich imieniu w pewien sposób nadzoruje. Senimen czuł więc, że osiągnął cel. I to nadspodziewanie łatwo. Bogowie mu sprzyjali.

– Został obdarzony żywą inteligencją. Jego myśli są znacznie szlachetniejsze niż miejsce, w którym przyszedł na świat. W dodatku jest niezwykle sprawny fizycznie, silny, zręczny, świetnie kieruje ludźmi, zna różne metody walk. Mądry, sprawny i waleczny: jednym słowem, człowiek do wszystkiego!

Hatszepsut wykonała przyzwalający gest ręką, dając tym samym znak, żeby kontynuował. Równocześnie skinęła na służącą, która w okamgnieniu podała jej kielich wypełniony winem figowym rozrzedzonym wodą.

– Mistrzu, też masz ochotę? – zapytała.

Jeśli nawet wcześniej Senimen miał choćby cień wątpliwości, czy przypadkiem obojętność księżniczki na jego opowieść nie jest udawana, w tym momencie utwierdził się w przekonaniu, że jest wręcz przeciwnie. Interesowała się tym człowiekiem, tylko nie chciała tego okazać, wiedząc, że jej to nie uchodzi. Myślała, że przechytrzy swojego nauczyciela, że już go przerosła, że zdoła ukryć przed nim swoje myśli. O, jakże się myliła! Senimen nie miał z tym najmniejszych trudności. Wiedział o niej bardzo dużo, między innymi to, że od najmłodszych lat, gdy była podekscytowana i chciała to ukryć, zasychało jej w ustach, dlatego prosiła o napoje. Tak było i tym razem. Co oznaczało, że jest bardzo zainteresowana i poruszona tym, co Senimen ma jej do powiedzenia, a przy tym trochę podenerwowana.

Pokręcił przecząco głową, dziękując za wino, odczekał, aż księżniczka wypije kilka łyków, i mówił dalej:

– Może dziwić niezwykła kariera tego człowieka. Ale zaręczam ci, pani, i klnę się na swoje doświadczenie: to osoba wyposażona przez bogów w tak liczne talenty, że grzechem przeciw tym co nad nami byłoby nie wykorzystać ich na chwałę wiecznego Egiptu.

– Mów dalej – zezwoliła, uznając wreszcie, że nie ma niczego niestosownego w tym, że interesuje się losem dzielnego wojownika. – Podsyciłeś moją ciekawość.

– Pochodzi z Iuny⁶. Jego rodzice to Ramose i Hat-Nefer. Ramose jest pisarzem w ubogiej dzielnicy. Oboje rodzice żyją. Ma braci i siostry, którzy jednak nie zdradzają tak licznych talentów jak on. Nauczył się pisać i czytać w wieku trzech lat. Włada pięcioma językami. Doskonale liczy, zna geometrię, matematykę, astrologię, uczy się błyskawicznie.

– No, no! – przerwała mu Hatszepsut. – Z jakiego rodu pochodzi jego rodzina?

– Nie są urodzeni szlachetnie. Wiedząc, jaki jest inteligentny, myśleliśmy, że może kto inny jest jego ojcem, ale matka zaklina się na Hathor, że poza mężem nie poznała w życiu żadnego innego mężczyzny. Wierzę jej, to prosta szczera kobieta, gorąca wyznawczyni Hathor.

– Widzę, że zrobiłeś dokładne rozpoznanie.

– Pani, za zgodą faraona po wojnie w Kuszu jej bohater, człowiek, o którym rozmawiamy, został wysłany do Heliopolis. Pobierał tam nauki przez lata. Wrócił wypełniony wiedzą jak dzban najlepszym winem. Jest pod moją opieką. Pochodzi z prostej rodziny, ale jak już mówiłem, bogowie z jakichś znanych tylko im powodów wyposażyli go nad wyraz sowicie. Wykorzystajmy to. Ty to wykorzystaj, pani. Ktoś taki przyda ci się na dworze. Jest nie tylko silny, sprawny i waleczny, ale ma też naprawdę giętki umysł. W czasach, które nadchodzą, będziesz potrzebowała kogoś takiego: zaufanego człowieka do wszystkiego, pozostającego do twojej wyłącznej dyspozycji. Może być twoim nauczycielem, przybocznym, doradcą i wszystkim, czym rozkażesz. Ręczę za niego.

– Jak on się nazywa? – zapytała Hatszepsut, nie kryjąc już zainteresowania człowiekiem, z którym co jakiś czas bogowie krzyżowali jej losy, jakby chcieli ją przygotować do czegoś, co miało być dla niej wyjątkowo ważne.

– Senenmut.

– Senenmut – powtórzyła jak echo. – Chcę go poznać.

Senimen uśmiechnął się do siebie. Ucieszył się, że osiągnął cel.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: