Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Heartbreak Boys - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
7 czerwca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Heartbreak Boys - ebook

Chłopaki też płaczą…

Jack to kolorowy ptak, wszędzie go pełno, błyszczy w każdym towarzystwie. Nate jest całkowitym przeciwieństwem Jacka. Wycofany, nieśmiały, twierdzi, że dziwnie zachowuje się w sytuacjach towarzyskich.
Na początku wakacji Jack i Nate zostają singlami, gdy ich eks, Dylan i Tariq, rozpoczynają nowy związek. Najgorsze jest jednak to, że ich byli publikują zdjęcia w mediach społecznościowych, pokazując całemu światu, jak wspaniałe jest ich nowe wspólne życie! Ale Jack i Nate nie dadzą się upokorzyć! Postanawiają stworzyć własną rolkę, by pokazać, że w podróży po Anglii bawią się jeszcze
lepiej. Jednak udawanie, że to najcudowniejsze w historii lato, okazuje się o wiele trudniejsze… Między przygnębiającymi motelami przy autostradzie i obrzydliwymi kempingami, dzieje się coś
naprawdę epickiego: Jack i Nate uczą się, jak pokochać na nowo.

"Heartbreak boys" to komedia romantyczna o złamanych sercach, wpadkach w mediach społecznościowych i nauce bycia szczęśliwym takim, jakim się jest.

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8299-373-8
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział pierw­szy

Jack

– To ja­kiś żart?

Do­bra, może nie ta­kiej re­ak­cji się spo­dzie­wa­łem, ale je­śli cho­dzi o Dy­lana, to i tak jest kom­ple­ment. Wo­dzę rę­kami po smo­kingu w górę i w dół, jak ja­kaś pre­zen­terka te­le­wi­zyjna.

– To wło­skie kra­wiec­two, sto pro­cent czy­stej wełny, z sa­ty­no­wym wy­koń­cze­niem.

Krzy­żuje ra­miona na pier­siach, nie wy­daje się prze­ko­nany.

– Cho­dzi o buty? – py­tam.

– Nie cho­dzi o buty.

– Do­lce i Gab­bana.

Po­trząsa głową, wcho­dzi do środka, jakby buty nie miały żad­nego zna­cze­nia, i za­myka za sobą drzwi wej­ściowe.

Na­dy­mam po­liczki, na­prawdę po­waż­nie się nad tym za­sta­na­wia­jąc.

– Och! – mó­wię, uda­jąc, że na­gle so­bie coś przy­po­mi­nam. – Cho­dzi ci o... – ob­ra­cam się wo­kół wła­snej osi, a pe­le­ryna w bar­wach tę­czy na mo­ich ra­mio­nach po­wiewa jak ja­kieś ba­jeczne ge­jow­skie tor­nado – TO?!

Dy­lan na­dal się nie uśmie­cha, co jest dziwne, po­nie­waż to musi być naj­bar­dziej spek­ta­ku­larna rzecz w hi­sto­rii.

– Bar­dzo śmieszne – krzywi się.

– Dzięki, chyba, ale se­rio taka jest moja sty­lówa. – Wy­mow­nie roz­kła­dam ra­miona.

Dy­lan pa­trzy na mnie wil­kiem.

Je­stem pe­wien, że to bę­dzie je­den z naj­bar­dziej ro­man­tycz­nych wie­czo­rów w moim ży­ciu; taki, który się wspo­mina, je­śli ma się szczę­ście do­żyć osiem­dzie­siątki, za któ­rym się tę­skni i który się roz­pa­mię­tuje, wszystko w prze­pięk­nej se­pii. Ale mój chło­pak na­prawdę wy­gląda, jakby miał mnie za­bić, i to nie za po­mocą cze­goś zmyśl­nego oraz efek­tow­nego jak cy­ja­nek w szam­pa­nie (z pew­no­ścią ulu­biona broń każ­dego choć odro­binę sza­nu­ją­cego się ho­mo­sek­su­ali­sty?), tylko bru­tal­nie. Sie­kierą.

– My­śla­łem, że zgo­dzi­li­śmy się...

– Wiem, ale chcia­łem...

– Nie za­wsze cho­dzi o cie­bie, Jack. – Idzie do kuchni, tu­piąc. – Czy mogę do­stać szklankę wody?

– Ja­sne – mru­czę, zo­sta­jąc w przed­po­koju, kiedy on znika.

Za­tem za­po­wiada się nie­źle.

– Do­brze wy­glą­dasz! – krzy­czę w jego kie­runku. Bo tak jest. Wy­gląda za­je­faj­nie.

Od­głos od­krę­ca­nia kranu.

– W lo­dówce jest bu­telka evianu, je­śli nie chcesz pić gów­nia­nej wody. Wiem, że to mniej przy­ja­zne dla śro­do­wi­ska, ale i tak wszy­scy umrzemy w ka­ta­stro­fie, więc mó­wię: PIJ DO­BRĄ WODĘ, KOTKU!

Ci­sza.

Jest na mnie wku­rzony, ale szcze­rze mó­wiąc, bal koń­czy trwa­jące nie­mal pięć lat pie­kło szkoły śred­niej i nie za­mie­rzam prze­pu­ścić ta­kiej oka­zji. Nie ma opcji. Ten pier­dol­nik odej­dzie z hu­kiem. A po­ka­za­nie się w tym sa­mym błysz­czą­cym po­lie­stro­wym gar­niaku co reszta je­de­na­sto­kla­si­stów nie ma nic wspól­nego z hu­kiem. Wa­lić to. Je­śli nie daję rady się wpa­so­wać, je­śli chcę się wy­róż­niać, to na­prawdę będę się wy­róż­niał.

Skoro o tym mowa, na­wet nie wspo­mniał o bro­ka­cie na po­wie­kach. Czy po­trzeba mi cze­goś wię­cej? Wcho­dzę do kuchni, gdzie Dy­lan koń­czy pić mleko cze­ko­la­dowe ze szklanki.

– Sorki – mówi, wy­cie­ra­jąc usta wierz­chem dłoni. Wie, że to jest moje mleko cze­ko­la­dowe, i wie, jak jest dla mnie ważne.

– Cień do po­wiek – za­czy­nam.

Zli­zuje resztkę mleka z warg i pod­nosi na mnie wzrok.

– Mhm?

– Po­doba ci się?

Przy­gląda mi się, a po­tem jego twarz roz­ja­śnia uśmiech.

– Cóż, ty... To zna­czy na pewno wy­glą­dasz na geja.

– Je­stem ge­jem! – mó­wię. – I ty też!

Nie za­prze­cza, ale lekko się wzdryga i wiem, że po­wie­dzia­łem coś złego.

– Poza tym – kon­ty­nu­uję – zdo­by­cie ty­tułu króla i kró­lo­wej balu wy­maga tro­chę wy­siłku.

Dra­pie się po zmierz­wio­nych ciem­no­brą­zo­wych wło­sach.

– Na­prawdę uwa­żasz, że wrę­czą go pa­rze ge­jów? Se­rio? W na­szej szkole? – Ma ra­cję, oczy­wi­ście, ale mu­siał za­uwa­żyć roz­cza­ro­wa­nie na mo­jej twa­rzy, po­nie­waż szybko do­daje: – No ale kto wie? Może coś się zmie­nia.

Ki­wam głową i się uśmie­cham, cho­ciaż wąt­pię, by to była prawda.

– Chcę się do­brze ba­wić, więc sory, że za­cho­wa­łem się jak ku­tas, mó­wiąc o two­jej kre­acji – mówi.

– W po­rządku.

– Je­stem lekko spięty.

– Dla­czego? Zro­bić ci ma­saż?

– Nie. To zna­czy tak, ale... – Wska­zuje na muszkę. – Jest praw­dziwa. Nie wie­dział­bym, jak ją po­now­nie za­wią­zać.

Śmieję się z niego.

– Mama cię ubie­rała?

– W su­mie tak.

Wiem, dla­czego jest spięty. Woli, kiedy nie je­stem „prze­ry­so­wany”. Po­wie­dział mi to, gdy przy­sze­dłem na je­den z jego me­czów w ko­szulce z na­pi­sem: „Nie­któ­rzy lu­dzie są ge­jami. Po­gódź się z tym”. Chcia­łem tylko zro­bić swoje, rzu­cić wy­zwa­nie ho­mo­fo­bii obec­nej w piłce noż­nej, ale naj­wy­raź­niej inni chłopcy uznali, że to ich roz­pra­sza, i dla­tego prze­grali. Nie wiem czemu, ale wy­gląda na to, że nie­któ­rzy znajdą kiep­ską wy­mówkę na wszystko.

Wzdy­cham.

– Nie chcesz, że­bym za­kła­dał tę­czową pe­le­rynę?

– Nie.

– Dy­lan, chcę, żeby wszy­scy ją wi­dzieli. Chcę, żeby każdy, kto zmie­nił moje ży­cie w pie­kło w ciągu ostat­nich trzech lat, zo­ba­czył, że nie wy­grał. Je­stem tu­taj. I za­mie­rzam błysz­czeć tak mocno, że ośle­pię tych skur­wy­sy­nów!

– Wiem.

– A poza tym upo­lo­wa­łem naj­sek­sow­niej­szego fa­ceta w szkole. A to za­słu­guje na świę­to­wa­nie.

Spusz­cza wzrok, chyba jest za­wsty­dzony.

– Na­prawdę świet­nie wy­glą­dasz, Jack. Masz w so­bie po­wiew ge­jow­skiego wam­pira, ale do twa­rzy ci z tym. – Uśmie­cha się do mnie. – A te­raz opo­wiedz dow­cip o tym, co ssą ge­jow­skie wam­piry.

Prze­wra­cam oczami.

– Mam wię­cej klasy.

– No chodź. – Roz­kłada ra­miona, a ja daję się ob­jąć.

Dy­lan.

Na sto pro­cent, praw­dzi­wie, sza­le­nie, głę­boko, bez­gra­nicz­nie, z dna mo­jego wiel­kiego ge­jow­skiego serca ko­cham tego fa­ceta. I tak, tak, wiem, co lu­dzie mó­wią. Wiem, że nie mam prawa ro­zu­mieć, co zna­czy mi­łość, bo mam „tylko szes­na­ście lat”, więc jak mógł­bym swoją nie­winną małą główką ob­jąć tak skom­pli­ko­waną rzecz, ale prze­cież nie wi­dzę, by kto­kol­wiek star­szy miał to ogar­nięte. Prawda jest taka, że do­sko­nale pa­mię­tam, jak mama i tata się kłó­cili, za­nim oj­ciec od­szedł, kiedy mia­łem dzie­sięć lat. „Ko­cham cię!” – bła­gał tata, osła­nia­jąc głowę przed na­wał­nicą bu­tów, któ­rymi mama rzu­cała w niego z okna. „Nie masz po­ję­cia o mi­ło­ści!”– od­krzy­ki­wała mama.

Ja­koś nie je­stem prze­ko­nany, że to kwe­stia wieku.

A co do mnie, to ja ro­zu­miem zna­cze­nie.

I stoi te­raz w mo­jej kuchni, moja ba­lowa randka, w ma­ry­narce i muszce, z tymi swo­imi ciem­nymi po­tar­ga­nymi wło­sami, tymi cho­ler­nymi oczami w bar­wie głę­bo­kiego brązu i z fi­glar­nym uśmiesz­kiem, który za­wsze przy­biera, kiedy wie, że mam go za­miar po­ca­ło­wać, i my­ślę so­bie: „Tak, to jest mi­łość, po­nie­waż je­śli nie, to co to, do dia­bła, jest?”.

Okej, może w tej chwili to przede wszyst­kim po­żą­da­nie. Po­wiedzmy, że sie­dem­dzie­siąt pro­cent to po­żą­da­nie, a reszta – nie je­stem w sta­nie na­wet roz­wią­zać tego za­da­nia, bo je­stem tak na­pa­lony – to mi­łość.

Trzy­dzie­ści pro­cent. Trzy­dzie­ści pro­cent mi­ło­ści.

Ale za­zwy­czaj to bar­dziej pięć­dzie­siąt na pięć­dzie­siąt.

Z tym że... Chry­ste, świet­nie wy­gląda.

Ca­łu­jemy się.

– Wspa­niale pach­niesz – mru­czę.

– To per­fumy ojca – mówi. – Po­pry­ska­łem się nimi.

– To z pew­no­ścią po­ziom wy­żej niż Lynx.

– Nie żeby był z tym ja­kiś pro­blem.

– Chyba że chcesz pach­nieć jak w mę­skiej szatni po wu­efie ósmo­kla­si­stów.

Chi­cho­cze, dłońmi obej­muje mnie w pa­sie, wsuwa je pod ma­ry­narkę i przy­ciąga mnie do sie­bie. Ta­kie przej­mo­wa­nie ini­cja­tywy w jego wy­ko­na­niu jest czymś no­wym. Dy­lan wy­szedł z szafy na po­czątku je­de­na­stej klasy, po­wo­du­jąc duże po­ru­sze­nie, bo nie tylko gra w piłkę nożną, lecz także jest – chwila mo­ment – ka­pi­ta­nem cho­ler­nej dru­żyny pił­kar­skiej, o tak, do­kład­nie! Był w za­sa­dzie pierw­szą osobą, która zro­biła co­ming out w szkole, i nie zo­stał z miej­sca znie­na­wi­dzony i za­stra­szony, po­nie­waż Dy­lan jest uwiel­biany jako spor­to­wiec; jest ta­kim bo­ha­te­rem, że na­wet he­te­rycy go ob­cza­jają (szcze­rze mó­wiąc, wy­gląda tak sek­sow­nie w stroju me­czo­wym, że każdy by osza­lał). I na­gle oka­zało się, że by­cie ge­jem jest spoko. To oczy­wi­ście mnie de­ner­wuje – każdy po­wi­nien móc wyjść z szafy i nie do­stać za to po du­pie – ale z dru­giej strony ozna­czało to, że kil­koro lu­dzi zdo­było się na od­wagę i też się ujaw­niło, co mnie cie­szy. A spo­łecz­ność LGBTQ+ wzro­sła do­słow­nie z pię­ciu do pięt­na­stu człon­ków. W przy­szłym roku bę­dzie moja ko­lej, żeby zo­stać jej prze­wod­ni­czą­cym, i za­mie­rzam po­dwoić liczbę ak­ty­wi­stów. Przy­szły rok bę­dzie taki ge­jow­ski. To to­tal­nie wku­rzy pa­nią Nunn, żar­liwą na­uczy­cielkę re­li­gii.

Ale od­bie­gam od te­matu. Któ­re­goś razu sie­dzia­łem sam, jak zwy­kle na du­żej prze­rwie, kiedy Dy­lan pod­szedł do mnie z ta­kim po­czu­ciem mi­sji, że na se­rio my­śla­łem, że mnie ude­rzy.

– Co ro­bisz? – za­py­tał, kiedy sku­li­łem się w ławce.

Tylko się na niego ga­pi­łem.

Wes­tchnął.

– Przy­sze­dłem cię prze­pro­sić. – Spoj­rzał w dół, a po­tem znowu na mnie. – W tej spra­wie z dzie­wią­tej klasy. Na wu­efie.

Na samo wspo­mnie­nie żo­łą­dek mia­łem jak z oło­wiu. Ale to się stało dwa lata temu, więc czemu prze­pra­szał te­raz? Było to tak: wła­śnie się ujaw­ni­łem i część chło­pa­ków z mo­jego rocz­nika za­re­ago­wała od­mową prze­bie­ra­nia się w szatni na lek­cje wy­cho­wa­nia fi­zycz­nego, bo w mo­jej obec­no­ści czuli się „nie­kom­for­towo”. Włą­czyli się też w to ich nie­do­uczeni sta­rzy, wspie­ra­jąc swoje głu­pie dzieci, jak to za­wsze ro­bią ro­dzice ta­kich dzie­cia­ków. Po wielu kłót­niach szkoła wy­szła z pro­po­zy­cją, że­bym prze­bie­rał się w ubi­ka­cji dla osób z nie­peł­no­spraw­no­ściami. Przed­sta­wili całą sy­tu­ację, jakby to był przy­wi­lej, moja pry­watna szat­nia, pod­czas gdy tak na­prawdę ugięli się przed świę­tosz­kami, bo tak było ła­twiej.

– To było na­prawdę gów­niane – po­wie­dział Dy­lan.

Wzru­szy­łem ra­mio­nami.

– Nie uczest­ni­czy­łeś w tym.

– Ale nie sta­ną­łem w two­jej obro­nie. Nikt z nas tego nie zro­bił.

– Cóż, kiedy się jest je­dy­nym ge­jem w swoim rocz­niku, to trzeba się z tym li­czyć.

Na­stęp­nie spoj­rzał mi w oczy, dolna warga lekko mu za­drżała.

– Nie je­steś je­dy­nym ge­jem.

Oczy­wi­ście na po­czątku nie mo­głem w to uwie­rzyć. Dy­lan Ho­oper. Gej. Ale w ciągu kilku ty­go­dni za­czę­li­śmy spę­dzać ze sobą wię­cej czasu i do­brze się czuć w swoim to­wa­rzy­stwie. Prawda jest taka, że nie było (nie ma!) wiel­kiego wy­boru, je­śli cho­dzi o ró­wie­śni­ków ge­jów, z któ­rymi można by się spo­ty­kać. Za­cznijmy od tego, że w na­szym rocz­niku by­li­śmy tylko ja i on. Po­tem dzięki roli, którą ode­grał czyn­nik „Dy­lan” i gej jest okej, po­ja­wił się Theo, który jest bi i spo­tyka się z dziew­czyną z klasy wy­żej, a po­tem Ta­riq. Ta­riq jest me­ga­słodki, me­ga­dziwny i ma bo­ga­tego ojca, który pro­wa­dzi firmę two­rzącą apli­ka­cje, więc je­śli to do cie­bie prze­ma­wia, to zna­lazł swój swego. Działa te­raz w ra­dzie spo­łecz­no­ści LGBTQ+, a w przy­szłym roku bę­dzie moim za­stępcą. Szcze­rze mó­wiąc, to taki sło­dziak, tak to­tal­nie przy­zwo­ity, że trzeba na niego chu­chać i dmu­chać, ale do­my­ślam się, że nie zro­bił tego dla Dy­lana. Wszyst­kie ludki z dwóch ostat­nich klas są ze sobą w po­waż­nych i od­da­nych so­bie związ­kach, a poza grupą wspa­nia­łych dziew­czyn zo­staje tylko kilku ko­lesi w ósmej i dzie­wią­tej kla­sie i cóż, no nie. Z cza­sem jed­nak po­zby­łem się prze­ko­na­nia, że Dy­lan za­daje się ze mną tylko dla­tego, że nie ma in­nych opcji, i za­czą­łem do­pusz­czać do sie­bie myśl, że może na­prawdę cał­kiem mnie lubi. Wzią­łem więc byka za rogi i za­py­ta­łem go, czy nie chciałby od­ro­bić wspól­nie za­da­nia z hi­sto­rii u mnie w domu, na co za­re­ago­wał:

– E, aha, tak my­ślę, czemu nie? W po­rządku. – A kiedy przy­szli­śmy do mnie, do­dał: – Wiesz, że nie uczę się hi­sto­rii, co nie?

A ja uśmiech­ną­łem się do niego.

– Tak, wiem o tym, Dy­lan. – Essa.

Na po­czątku, kiedy ra­zem „od­ra­bia­li­śmy pracę do­mową z hi­sto­rii”, pro­po­zy­cja z za­sady wy­cho­dziła ode mnie. Ale po ja­kimś cza­sie (przy­naj­mniej do­póki na dro­dze nie sta­nęły nam eg­za­miny i wszystko trzeba było wstrzy­mać) już od niego. Działo się to za­wsze za za­mknię­tymi drzwiami, za­zwy­czaj w jego sy­pialni, która jest po­mni­kiem po­nu­rej mę­sko­ści, ze swoim pro­stym, funk­cjo­nal­nym wy­stro­jem i ostrym za­pa­chem ma­ści roz­grze­wa­ją­cej Deep Heat (da­leko jej do mo­jego wła­snego ba­jecz­nego kró­le­stwa z po­roz­rzu­ca­nymi po­dusz­kami i mgiełką la­wen­dową). Wy­gląda jed­nak na to, że te­raz czuje się tro­chę le­piej w swo­jej skó­rze. To miłe.

Prze­sta­jemy się ca­ło­wać.

– Po­win­ni­śmy zro­bić ja­kieś fo­cie – mó­wię.

– Na In­sta­grama. – Dy­lan nie lubi In­sta. Nie­chęt­nie po­zwala, że­bym pu­bli­ko­wał na­sze zdję­cia, ale sam nie chce się w to an­ga­żo­wać, nie ma na­wet swo­jego konta. Z tego po­wodu nie po­wie­dzia­łem mu, że fotki z nim za­wsze do­stają dużo wię­cej laj­ków niż po­sty bez niego. Ko­men­ta­rze to też inna liga. Ale nie chcę, żeby woda so­dowa ude­rzyła mu do głowy, więc błoga nie­wie­dza jest naj­lep­sza.

Ro­bię nam kilka sel­fiacz­ków, ta­kich, na któ­rych wy­gląda jak uwo­dzi­ciel­ski Ja­mes Bond, a po­tem sto­ri­ski, jak sza­leję po ogro­dzie w ge­jow­skiej pe­le­ry­nie. Na­stęp­nie Dy­lan spraw­dza go­dzinę na te­le­fo­nie i su­ge­ruje, że mu­simy ru­szać, bo by­łoby ka­ta­strofą, gdy­by­śmy do­tarli na miej­sce i za­bra­kłoby bez­al­ko­ho­lo­wego pon­czu.

Ale wła­śnie na to cze­kam naj­bar­dziej. Dy­lan ma mo­to­cykl. Co wię­cej, zdał eg­za­min i zgod­nie z pra­wem może jeź­dzić z pa­sa­że­rem na sio­dełku – czyli mną. Co zna­czy, że wjadę na dzie­dzi­niec szkoły na bal je­de­na­sto­kla­si­stów na mo­to­rze pro­wa­dzo­nym przez tur­bo­przy­stoj­niaka jak w ja­kimś ame­ry­kań­skim fil­mie o do­ra­sta­niu z mniej wię­cej 1985 roku. Je­śli jesz­cze mnie pod­rzuci w tańcu, jak w fil­mie Dirty Dan­cing, co ka­za­łem mu obie­cać, to bal bę­dzie tak ki­czo­waty i kam­powy, że do­słow­nie wy­strzeli w po­wie­trze jak kon­fetti.

Idziemy w kie­runku drzwi wej­ścio­wych.

– Czy, tech­nicz­nie rzecz bio­rąc, po­win­ni­śmy na mo­to­cykl za­ło­żyć skóry? – py­tam.

– Ale wiesz, że to jest sku­ter? Nie mo­to­cykl – od­po­wiada Dy­lan.

– A co to za róż­nica?

I wtedy otwiera drzwi, ja wy­cho­dzę na ze­wnątrz i wi­dzę to coś.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: