Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Historia ich miłości - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
5 sierpnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
15,99

Historia ich miłości - ebook

Michelle nigdy nie zapomni, jak wiele zawdzięcza Gabrielowi. Ten przystojny ranczer wziął ją pod swoje opiekuńcze skrzydła, gdy tego najbardziej potrzebowała. Zawsze traktował ją jak siostrę, ona od dawna go kocha. Jednak to właśnie jemu nieświadomie wyrządziła wielką krzywdę i nawet naraziła go na śmiertelne niebezpieczeństwo. Urażony i zraniony Gabriel zrywa z nią wszelkie kontakty. To zrozumiałe, ale może postąpił zbyt pochopnie? Przecież nawet nie zdążył powiedzieć Michelle, że zawsze odwzajemniał jej uczucia. Tak, popełniła błąd, lecz czy postąpiłaby tak samo, gdyby nie miał przed nią tak wielu sekretów?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-6750-2
Rozmiar pliku: 637 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Michelle Godfrey czuła, że jej spodnie są pobrudzone ziemią. Przez łzy ledwo je widziała. Kolejna kłótnia, kolejny bolesny dramat.

Jej macocha, Roberta, zamierzała sprzedać cały dobytek jej ojca. A przecież nie żył dopiero od trzech tygodni! Roberta chciała pochować go w prostej sosnowej trumnie, a kwiaty i ceremonię pogrzebową uznała za niepotrzebny wydatek.

Choć Michelle dobrze znała wybuchowy temperament macochy, zdecydowała się poprosić o pomoc właściciela miejscowego domu pogrzebowego. Ten zasugerował Robercie, że społeczności małego teksańskiego miasteczka Comanche Wells nie spodobałoby się, gdyby zlekceważyła życzenia swoje zmarłego męża. Wiadomo było bowiem, że Alan Godfrey chciał zostać pochowany na cmentarzu kościoła metodystów u boku swojej pierwszej żony. Właściciel domu pogrzebowego zauważył też, że w porównaniu ze skandalem, jaki wywoła jej skąpstwo, zaoszczędzi grosze. Gdyby zamierzała pozostać w Jacobs County, zamknęłoby to przed nią wiele drzwi.

Roberta była skąpa, ale nie głupia. Nierozsądnie byłoby zrazić do siebie sąsiadów właśnie teraz, kiedy musiała jak najszybciej spieniężyć dobytek męża, w tym stado bydła.

Dlatego poddała się i pozostawiła organizację pogrzebu Michelle. Nie omieszkała jednak zemścić się przy pierwszej sposobności. Po ceremonii zebrała wszystkie rzeczy osobiste Alana, których nie dało się sprzedać, i wywiozła na wysypisko.

Kiedy Michelle wróciła ze szkoły, zalała się łzami, ale na widok zadowolonego uśmieszku Roberty jej smutek zamienił się we wściekłość. Otarła łzy i obiecała sobie, że gdy nie będzie już pod prawną opieką macochy, znajdzie sposób, by tę kobietę dosięgła sprawiedliwość.

Dwa tygodnie po pogrzebie Robertę odwiedził miejscowy pastor. Zajechał przed dom kabrioletem, który mógłby się wydawać dziwnym wyborem, ale wielebny Blair nie był zwykłym pastorem.

Najpierw z uśmiechem przywitał się z Michelle. Nie było jej w kościele przez ostatnie dwa tygodnie i chciał się upewnić, że wszystko u niej w porządku. Michelle nie odpowiedziała, za to Roberta wyglądała na zmieszaną. Następnie pastor napomknął, że słyszał dziwną plotkę, jakoby Roberta nie pozwalała pasierbicy chodzić do kościoła. Mówiąc to, cały czas się uśmiechał, ale w jego uśmiechu było coś niepokojącego.

– Oczywiście ani przez chwilę nie uwierzyłem, że to prawda – zakończył Jake Blair i uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Roberta zmusiła się do uśmiechu.

– Hm, oczywiście, że to nieprawda. Michelle może chodzić, gdzie chce.

– Może kiedyś przyjdziecie razem? – zaproponował. – Chętnie witamy nowych członków naszej trzódki.

– Ja w kościele? – Roberta parsknęła śmiechem. – Nie chodzę do kościoła. Nie wierzę w te bzdury.

Jake uniósł brew. Uśmiechnął się do siebie, jakby przyszło mu do głowy coś zabawnego.

– Zapewniam, że pewnego dnia zmienisz zdanie.

– Mało prawdopodobne – odparła sztywno.

– Jak wolisz. W takim razie rozumiem, że nie masz nic przeciwko temu, żeby moja córka Carlie podwiozła Michelle na niedzielną mszę?

Najwyraźniej pastor dobrze wiedział, że Michelle nie ma prawa jazdy, a Roberta nie chce jej podwozić. Już miała odmówić, kiedy przyszło jej do głowy, że pozbycie się pasierbicy z domu ułatwi jej spotkanie z Bertem.

– Oczywiście, że nie – zapewniła.

– Cudownie. Poproszę Carlie, żeby w każdą niedzielę przywoziła Michelle do kościoła i odwoziła z powrotem do domu. Odpowiada ci taki układ, Michelle?

Michelle rozpromieniła się.

– Dziękuję, wielebny Blairze – odparła łagodnym, dziewczęcym głosem.

– Nie ma sprawy.

Roberta nie zadała sobie trudu, żeby wstać, więc Michelle sama odprowadziła pastora do drzwi. Kiedy byli na schodach, obrócił się do niej i zniżył głos.

– Gdybyś kiedyś potrzebowała pomocy, wiesz, gdzie nas szukać – powiedział z powagą.

– Muszę tylko wytrzymać do skończenia szkoły. Zostało mi kilka miesięcy. Jeśli będę ciężko pracować, uda mi się dostać stypendium i pójść na studia. Wybrałam uczelnię w San Antonio.

– Co chcesz robić?

– Pisać. Chcę zostać dziennikarką.

– To nie jest zbyt intratne zajęcie, ale pewnie już o tym wiesz. Może porozmawiasz z Minette Carson? Prowadzi tutejszą gazetę.

– Dziękuję za sugestię – odparła uprzejmie. – Już to zrobiłam. To ona przekonała mnie do pójścia na dziennikarstwo. Jest bardzo miła.

– Owszem. Tak samo jak jej mąż – odparł wielebny, mając na myśli szeryfa Hayesa Carsona.

– Właściwie go nie znam. Pamiętam tylko, że kilka lat temu przyniósł do szkoły swoją iguanę. Fascynujące stworzenie! – odparła Michelle, śmiejąc się.

– Obawiam się, że czas na mnie. Daj znać, jeśli będziesz czegoś potrzebować.

– Dobrze. Dziękuję.

– Twój ojciec był dobrym człowiekiem. Jego śmierć jest dla nas wszystkich niepowetowaną stratą. Był jednym z najlepszych lekarzy, jakich mieliśmy w Jacobs County, mimo że po zaledwie kilku miesiącach choroba zmusiła go do rezygnacji.

– Wiedział, co go czeka, tłumaczył mi, co się będzie dalej działo. Powiedział, że gdyby nie był taki uparty i zbadał się wcześniej, może udałoby się powstrzymać rozwój choroby.

– Młoda damo, pamiętaj, że wszystko jest częścią Bożego planu – pocieszył ją łagodnie Jake. – Nic nie dzieje się bez przyczyny, nawet jeśli nie widać tego na pierwszy rzut oka.

– Ja też tak myślę. Dziękuję, że rozmówiłeś się z Robertą. Nie chciała wysłać mnie na kurs prawa jazdy, a tata był zbyt chory, żeby mnie uczyć. Poza tym i tak nie pożyczyłaby mi auta. Nie ma takiej siły, która zmusiłaby ją do wstania w niedzielę rano, więc nie miałam jak uczestniczyć w nabożeństwie. Tęskniłam za tym.

– Szkoda, że nie porozmawiałaś ze mną o tym wcześniej. Nieważne. Wszystko w swoim czasie.

– Czy… z czasem robi się łatwiejsze? To znaczy, życie? – zapytała z bezbrzeżnym smutkiem.

– Wkrótce będziesz miała nad nim większa kontrolę – odparł. – Życie jest próbą. Czasem musimy przejść przez ogień, ale Bóg nam to wynagrodzi. Za każde cierpienie czeka nas wielka radość.

– Dziękuję.

– Nie pozwól jej sobą pomiatać.

– Postaram się – obiecała.

– A gdybyś potrzebowała pomocy, nie wahaj się o nią poprosić. Jeszcze nie spotkałem człowieka, który zdołałby mnie przestraszyć.

Michelle wybuchnęła śmiechem.

– Zauważyłam. Roberta ma paskudny charakter, ale dla ciebie była naprawdę miła!

– Rozsądni ludzie są dla mnie mili. Do zobaczenia.

Zszedł z werandy, przeskakując po dwa schodki. Był wysokim, wysportowanym mężczyzną i chodził w charakterystyczny sposób. Wsiadł do samochodu i wyjechał na drogę ze zręcznością, której Michelle mu pozazdrościła.

Wracając do środka, doskonale wiedziała, że Roberta już na nią czeka.

– Nasłałaś go na mnie! – krzyknęła od progu macocha. – Zabroniłam ci udziału w tych kościelnych bzdurach, więc ukartowałaś to za moimi plecami!

– Lubię chodzić do kościoła. W czym ci to przeszkadza?

– Kiedy chodziłaś do kościoła, zawsze spóźniałaś się z obiadem. A ja musiałam opiekować się twoim ojcem. Obrzydliwość – mrukneła, krzywiąc się na samo wspomnienie. W rzeczywistości Roberta nigdy nie kiwnęła palcem, żeby pomóc mężowi. Wszystko zrzucała na Michelle. – Na dodatek musiałam sama mu gotować. Nienawidzę gotować. To twoje zadanie. Masz robić obiad, zanim pojedziesz do kościoła.

– Dobrze. – Michelle odwróciła wzrok.

– I lepiej, żeby dom lśnił, bo inaczej cię nie puszczę!

Michelle wiedziała, że Roberta blefuje. Ewidentnie przestraszyła się wizyty pastora. Zdenerwowanie macochy ją bawiło, ale nie dała nic po sobie poznać.

– Mogę iść do mojego pokoju? – zapytała.

Roberta przewróciła oczami.

– Rób, co chcesz. – Obejrzała się w lustrze. – Wychodzę. Bert zabiera mnie na kolację w San Antonio, więc wrócę bardzo późno. – Popatrzyła na Michelle i zaśmiała się drwiąco. – Nie wiedziałabyś, co zrobić z mężczyzną, ty mała cnotko.

Michelle zesztywniała. Słyszała to już od Roberty setki razy.

– Och, idź już – mruknęła Roberta.

Michelle wyszła bez słowa.

Cały dzień spędziła na nauce. Musiała mieć jak najlepsze oceny, żeby dostać stypendium. Ojciec zostawił jej trochę pieniędzy, ale pieczę nad nimi miała sprawować jej macocha, póki Michelle nie osiągnie pełnoletniości. Do tego czasu pewnie nie zostanie z nich nawet wspomnienie.

Pod koniec życia pan Godfrey nie myślał jasno, przyjmował ogromne dawki środków przeciwbólowych. Roberta zadbała, żeby jego testament był dla niej korzystny, zatrudniając swojego osobistego prawnika do spisania ostatniej woli męża. Michelle była pewna, że ojciec nie zamierzał zostawiać jej tak mało, ale nic nie mogła zrobić. Jeszcze nawet nie skończyła liceum.

Życie pod władzą Roberty było dla niej udręką. Macocha wiecznie miała do niej jakieś pretensje. Śmiała się z niej, drwiła z jej konserwatywnego sposobu ubierania się, zamieniała jej życie w koszmar. Ale pastor miał rację, pewnego dnia to wszystko się skończy. Będzie miała własny dom i nie będzie musiała prosić Roberty o pieniądze na lunch.

Usłyszała na drodze ryk samochodu. Wyjrzała i zobaczyła dużego czarnego pikapa. Michelle wiedziała, kto jest jego właścicielem: Gabriel Brandon, ich najbliższy sąsiad.

Po raz pierwszy widziała go dwa lata wcześniej, w czasie ostatnich wakacji, jakie spędziła z dziadkiem i babcią przed ich śmiercią. Mieszkali w tym samym domu, który teraz dzieliła z Robertą. Pojechała z dziadkiem do miasta po lekarstwo dla chorego cielaka i kiedy weszli do sklepu, ekspedient właśnie rozmawiał z Gabrielem, który niedawno zamieszkał w sąsiedztwie.

Był bardzo wysoki i muskularny. Chyba nigdy wcześniej nie widziała równie przystojnego mężczyzny.

Zauważył jej rozanielone spojrzenie i roześmiał się. Wciąż pamiętała, jak ten śmiech w mgnieniu oka odmienił jego surowe rysy. Zarumieniła się, odwróciła wzrok i prawie wybiegła ze sklepu. Wyszła na idiotkę.

Zapytała swojego dziadka, kim jest tajemniczy nieznajomy. Ten wiedział tylko tyle, że ich sąsiad pracuje dla Eba Scotta, który miał ranczo niedaleko Jacobsville. Niewiele o sobie mówił i ludzie byli go ciekawi. Nie był żonaty, ale miał siostrę, która odwiedzała go od czasu do czasu.

Dziadek Michelle śmiał się z jej zauroczenia Brandonem. Przypomniał jej, że w wieku piętnastu lat nie powinna interesować się mężczyznami. Michelle udała, że się z nim zgadza, ale w głębi ducha uważała, że pan Brandon jest zniewalająco przystojny i żadna licealistka nie przeszłaby obok niego obojętnie.

Z kolei przyjaźniący się z Robertą Bert zawsze wyglądał, jakby zapomniał umyć włosy. Michelle go nie znosiła. Jego wygląd sprawiał, że cierpła jej skóra. Raz odsunęła się, kiedy próbował zmierzwić jej włosy, a on obrócił to w żart. Ale po oczach było widać, że nie jest mu do śmiechu.

Byłby do zniesienia, gdyby on i Roberta nie afiszowali się ze swoim romansem. W poniedziałek Michelle wróciła ze szkoły i natknęła się na leżącą na kanapie parę. Na widok spojrzenia pasierbicy Roberta roześmiała szyderczo.

– Na co patrzysz, mała cnotko? – parsknęła. – Myślałaś, że będę nosić żałobę i na zawsze dochowam wierności twojemu ojcu?

– On umarł dopiero dwa tygodnie temu! – krzyknęła wstrząśnięta Michelle.

– I co z tego? Nawet przed chorobą nie był dobry w łóżku. Kiedy mieszkaliśmy w San Antonio, świetnie zarabiał jako kardiolog. A potem zdiagnozowano u niego raka i postanowił przeprowadzić się do tej zapadłej dziury, żeby żyć z renty i oszczędności! Które i tak zaraz poszły na jego leczenie. Myślałam, że jest bogaty!

– Tak, dlatego za niego wyszłaś – prychnęła Michelle.

– Owszem – potwierdziła Roberta. Usiadła, zapaliła papierosa i dmuchnęła dymem w twarz Michelle. Michelle rozkaszlała się.

– Tata nie pozwoliłby ci palić w domu – powiedziała.

– No tak, ale tata nie żyje – odparła Roberta i uśmiechnęła się złośliwie.

– Masz ochotę na trójkącik? – wtrącił Bert, również siadając.

Michelle rzuciła mu mordercze spojrzenie.

– Zamknij się, Bert – rozkazała Roberta i wstała z kanapy. – Chodź, pojedziemy do ciebie.

Zniesmaczona Michelle poszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi na klucz.

Usłyszała, jak się kłócą. Kilka minut później wyszli z sypialni.

– Nie będzie mnie na obiedzie! – zawołała Roberta.

Michelle nie odpowiedziała.

– Same problemy z tą dziewuchą – burknęła Roberta. – Zawsze wtrąca się w cudze sprawy, czysta i nieskalana jak płatek śniegu!

– Mógłbym naprawić to ostatnie – zarechotał Bert.

– Zamknij się! – warknęła Roberta. – Chodźmy stąd.

Policzki zapiekły Michelle z gniewu. Na dole trzasnęły drzwi frontowe, a potem drzwi od samochodu. Wyjrzała przez okno i zobaczyła, jak odjeżdżają sportowym samochodem Berta.

Westchnęła z bezbrzeżną ulgą. Nikt nie wiedział, jakie piekło urządza jej ta dwójka.

Przez następne dni w domu panowała nerwowa atmosfera. Para kochanków bez przerwy wyśmiewała Michelle, jej poglądy i sposób ubierania się. Roberta nie szczędziła też szyderczych komentarzy na temat ojca Michelle i choroby, która go zabiła. Roberta nigdy nie odwiedziła męża w szpitalu. To Michelle czuwała przy nim codziennie aż do śmierci.

Do ukończenia szkoły zostało jej tylko kilka miesięcy. Miała bardzo dobre oceny i liczyła, że dostanie się do Marist College w San Antonio. Zdążyła już nawet zaaplikować. Ale mimo dobrych stopni martwiła się, czy uda jej się pójść na wymarzone studia. Musiała zdobyć stypendium i znaleźć pracę.

Kiedy jej ojciec jeszcze żył, pracowała dorywczo u mechanika. Ojciec zawoził ją tam po szkole, a po pracy odwoził do domu. Oczywiście, gdy tylko wykryto jego chorobę, musiała zrezygnować z pracy.

Przewróciła się na drugi bok. Może uda jej się coś znaleźć w San Antonio, na przykład w sklepie spożywczym. Nie przeszkadzała jej ciężka praca, była do niej przyzwyczajona. Odkąd jej ojciec ożenił się z Robertą, Michelle miała na głowie gotowanie, pranie i sprzątanie, a nawet koszenie trawnika.

Pod koniec życia jej ojciec zaczął uświadamiać sobie błąd, jaki popełnił, żeniąc się z Robertą. Od śmierci matki Michelle był bardzo samotny, a Roberta schlebiała mu i poprawiała humor. Na początku naprawdę sprawiała wrażenie miłej osoby, nawet wobec Michelle. Chodziła z nią na zakupy, wychwalała jej kuchnię. Dopiero po ślubie odkryła swoje prawdziwe oblicze.

Michelle podejrzewała, że za jej przemianą stał alkoholizm. Nie rozmawiano o tym przy niej, ale Roberta zniknęła na parę tygodni. Krążyła plotka, że doktor wysłał młodą żonę na odwyk. Po powrocie żyło się z nią całkiem znośnie, przynajmniej do czasu, kiedy przeprowadzili się do Comanche Wells.

Kilka dni przed tym, jak choroba na stałe przykuła ojca do łóżka, poklepał Michelle po ramieniu i uśmiechnął się z żalem.

– Tak mi przykro, kochanie – powiedział. – Gdybym tylko mógł cofnąć się w czasie…

– Wiem, tato. Będzie dobrze.

– Jesteś taka, jak twoja matka. Musisz się nauczyć, jak sobie radzić z nieprzyjemnymi ludźmi. Nie traktować życia tak poważnie…

– Alan, ile mam na ciebie czekać? – zawołała z irytacją Roberta. Nienawidziła, kiedy jej mąż poświęcał uwagę córce.

– Zaraz wracam! – zawołał w odpowiedzi.

– Naczynia czekają w zlewie – dodała Roberta z zimnym uśmiechem, zwracając się do Michelle. – To twoja działka.

Wróciła do środka, trzaskając drzwiami. Michelle i jej ojciec jednocześnie się skrzywili.

– Jakoś sobie poradzimy – powiedział nieobecnym tonem. Przycisnął rękę do brzucha i znów skrzywił się boleśnie.

– Powinieneś pójść do doktora Coltraina – powiedziała Michelle. – Cały czas to odkładasz. Jest coraz gorzej, prawda?

– Obawiam się, że tak. Dobrze, pójdę do niego jutro, mała panikaro.

– Dziękuję.

Wizyta zakończyła się serią badań i smutną diagnozą. Onkolog odesłał doktora Godfreya do domu z nowymi lekami i brakiem nadziei na przyszłość.

Oczy Michelle napełniły się łzami. Tęskniła za ojcem i nienawidziła być na łasce macochy, która nawet nie kryła się z tym, że zamierza sprzedać dom i ziemię. Powiedziała wprost, że zrobi to, gdy tylko zakończy się postępowanie spadkowe.

Michelle zaprotestowała, mówiąc, że przecież jeszcze przez kilka miesięcy musi chodzić do szkoły. Gdzie miała się podziać?

Roberta odparła, że to nie jej problem. Była młoda, miała przed sobą kawał życia i nie zamierzała spędzić go na oglądaniu bydła. Planowała wprowadzić się do Berta. Wprawdzie obecnie był bezrobotny, ale sprzedaż domu i ziemi pozwoli im przez jakiś czas się utrzymać. Potem wyjadą do Las Vegas, gdzie zamierzała zbić fortunę w kasynie.

Michelle przekrzywiła głowę i spojrzała na macochę z niedowierzaniem.

– Nikt jeszcze nie wzbogacił się na hazardzie – zauważyła ostrożnie.

– Ja się wzbogacę – warknęła Roberta. – Nic nie wiesz o hazardzie.

– Wiem, że mądrzy ludzie go unikają.

Roberta wzruszyła ramionami.

W Comanche Wells pracowała tylko jedna agentka nieruchomości. Michelle zadzwoniła do niej, zmartwiona i wytrącona z równowagi.

– Roberta mówi, że chce sprzedać dom…

– Spokojnie. – Betty Mathers zaśmiała się wesoło. – Musi załatwić wszystkie formalności spadkowe, a potem zrobić wykaz majątku. Rynek nieruchomości ledwie zipie.

– Dziękuję – szepnęła Michelle. – Nawet nie wiesz, jak się bałam…

– Nie ma powodu do zmartwień – zapewniła Betty. – Nawet jeśli Roberta wyjedzie, masz tu wielu przyjaciół. Na pewno ten, kto odkupi nieruchomość, nie wyrzuci cię na bruk. Sama kupię ten dom, jeśli będę musiała.

– Jesteś aniołem…!

– Michelle, jesteś częścią Jacobs County. Kiedy przyjeżdżałaś na wakacje do dziadków, pomagałaś im i innym ludziom. Kiedy synek Harrisów miał wycinany wyrostek, czuwałaś w szpitalu przy jego łóżku. Kiedy Robowi Meinerowi spłonął dom, upiekłaś ciasta na kiermasz. Zawsze byłaś tam, gdzie najbardziej cię potrzebowano. Nie myśl, że nikt tego nie zauważa. I nie myśl, że nie widzimy, co knuje twoja macocha – dodała gniewnie. – Zapewniam, że nie ma tu przyjaciół.

– Myślała, że tata jest bogaty.

– No tak.

– Była wściekła, że musi się tu przeprowadzić. A ja nigdy nie byłam szczęśliwsza. Kocham Comanche Wells.

Betty roześmiała się.

– Ja też. Przeprowadziłam się tu z Nowego Jorku. Przyjemniej słucha się świerszczy niż syren policyjnych.

– Zgadzam się.

– Przestań się martwić. Wszystko będzie dobrze.

– Dziękuję.

Następnego dnia Michelle przypomniała sobie tę rozmowę. Gdy wróciła ze szkoły, ukochana kolekcja znaczków jej ojca leżała rozłożona na stoliku kawowym, a wysoki, elegancki mężczyzna podawał Robercie czek.

– To piękna kolekcja – pochwalił.

– Co ty robisz?! – krzyknęła Michelle. Książki wypadły jej z ręki. – Nie możesz sprzedać znaczków taty! Nie możesz! To jedyne, co mi po nim zostało!

Roberta wyglądała na zmieszaną.

– Michelle, już o tym rozmawiałyśmy…

– O niczym nie rozmawiałyśmy! – wrzasnęła Michelle – Mój ojciec nie żyje dopiero od trzech tygodni, a ty już pozbyłaś się jego rzeczy! Chcesz nawet sprzedać ten dom. Jestem dopiero w liceum, nie będę miała gdzie mieszkać. A teraz to! Ty… ty wyrachowana jędzo!

Roberta próbowała uspokoić mężczyznę, który wyglądał na wstrząśniętego.

– Przepraszam za moją córkę – wykrztusiła, siląc się na uśmiech.

– Nie jestem jej córką! Ożeniła się z moim ojcem dwa lata temu. Ma chłopaka. Byli razem już wtedy, kiedy mój ojciec umierał w szpitalu.

Mężczyzna przeniósł wzrok z Michelle na Robertę, wyrwał czek z jej ręki i podarł go na kawałki.

– Ale… ale dobiliśmy targu… – wyjąkała Roberta.

– Proszę pani, gdyby była pani moją krewną, wydziedziczyłbym panią – powiedział ozięble. – Nie zamierzam kupować kolekcji skradzionej dziecku.

– Pozwę cię! – warknęła Roberta.

– Proszę bardzo. – Mężczyzna odwrócił się do Michelle. – Bardzo mi przykro z powodu twojej straty i sytuacji, w której się znalazłaś – powiedział łagodnie. Chłodno pożegnał się z Robertą i wyszedł.

Roberta odczekała, aż wsiądzie do samochodu, po czym doskoczyła do Michelle i uderzyła ją mocno.

– Ty wstrętny bachorze! – wrzasnęła. – Chciał mi zapłacić pięć tysięcy dolarów. Znalezienie nabywcy zajęło mi całe tygodnie.

– Proszę bardzo, uderz mnie jeszcze raz. Zobaczysz, co się stanie.

Roberta zamachnęła się, ale przypomniała sobie rozmowę z pastorem. Opuściła rękę i podniosła swoją torebkę.

– Idę zobaczyć się z Bertem – warknęła. – A ty od tej chwili nie dostaniesz ode mnie ani grosza. Możesz zarobić na jedzenie, myjąc podłogi.

Wypadła z domu, trzasnęła drzwiami od samochodu i odjechała.

Michelle pozbierała cenną kolekcję znaczków i zaniosła do swojego pokoju. Miała tam tajną skrytkę i liczyła, że Roberta jej nie znajdzie. W jej garderobie była luźna listwa. Wyjęła ją, wcisnęła za nią album ze znaczkami i przycisnęła ją z powrotem do ściany.

Obejrzała się w lustrze. Po uderzeniu Roberty chyba zostanie ślad, ale nie obchodziło jej to. Nie odda tego albumu, nawet gdyby Roberta miała ją za to zabić.

To nie zmieniało faktu, że znalazła się w trudnym położeniu. Miesiące, które zostały jej do ukończenia szkoły, wydawały się długimi latami. Teraz, kiedy sprzeciwiła się Robercie, macocha zamieni jej życie w piekło. Była tym wszystkim skrajnie zmęczona.

Wstała i wyszła z domu, poruszając się jak lunatyczka. Dotarła do polnej drogi i usiadła na samym środku, zrozpaczona, pokryta ziemią i kurzem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: