Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Holyfood, czyli 10 przepisów na smaczne i zdrowe życie duchowe - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 października 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Holyfood, czyli 10 przepisów na smaczne i zdrowe życie duchowe - ebook

Szymon Hołownia zaskakuje po raz kolejny! Wprowadza nas w tajniki duchowego życia przez… kuchnię. Proponuje proste i sprawdzone przepisy, dzięki którym odzyskamy siły i zdrowie. Korzystając z własnego doświadczenia Hołownia zdradza nam, jak możemy wysmażyć cuda i nakarmić wygłodniałą duszę. Wszystkie potrzebne do tego składniki mamy pod ręką. Wystarczy po nie sięgnąć i… połączyć w zupełnie nowy sposób!

Ta książka nie jest zwykłym poradnikiem. To wielka…

… akcja – regeneracja!

Potrząśnij swoją duszą – bez wyrzeczeń, bez wychodzenia z domu, bez efektu jo-jo!

„W sennych marzeniach widzę, jak w kraju rośnie kiedyś sieć punktów odkarmiania duszy pod znakiem takim, jak tytuł tej książki. Bo ona ma ci pokazać, gdzie szukać zdrowia, energii i siły. Ta książka jest po to, by ci powiedzieć, że masz być tym, kim mógłbyś być. Że Bóg jest prezesem twojego fanklubu”.

(fragment książki)

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-3195-5
Rozmiar pliku: 567 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Wszy­scy zna­ją ewan­ge­licz­ną hi­sto­rię o dwóch sio­strach z Be­ta­nii. Ma­ria sie­dzia­ła i słu­cha­ła Je­zu­sa, Mar­ta się krzą­ta­ła, przy­go­to­wu­jąc po­czę­stu­nek, i w du­chu zło­ści­ła się na sio­strę, że ona się tu mo­cu­je z ży­ciem, a tam­ta idzie na skró­ty po to, co naj­lep­sze. Obie zo­sta­ły świę­ty­mi. Tyle że Mar­ta, zo­sta­jąc świę­tą, była bar­dziej zmę­czo­na.

Mam pra­cę, w któ­rej jeż­dżę nie tyl­ko po świe­cie, ale i po kra­ju. Spo­ty­kam set­ki lu­dzi. I co­raz czę­ściej, gdy roz­mo­wa zej­dzie na te­ma­ty re­li­gij­ne, mam wra­że­nie, że są kosz­mar­nie zmę­cze­ni. W Ko­ście­le i Bogu nie znaj­du­ją uko­je­nia, lecz ko­lej­ną in­sty­tu­cję, któ­ra chce im coś (w słusz­nym celu) za­brać. Na­ka­zu­je po­zbyć się oso­bi­stej ra­do­ści ży­cia, zbi­jać się w zi­de­olo­gi­zo­wa­ne sta­do, ma­lo­wać trans­pa­ren­ty i cho­dzić na mar­sze sprze­ci­wu. Być za­wsze w po­przek, w nu­żą­cej kontrze, trium­fo­wać, tam gdzie lu­dzie pła­czą, ma­ru­dzić tam, gdzie się cie­szą. Jest jak bank, któ­ry mówi: „Od­daj nam wszyst­ko na za­wsze, a my ci może coś zwró­ci­my, ale to do­pie­ro gdy już umrzesz, i to też bez gwa­ran­cji, bo prze­cież co się wy­da­rzy, jak umrzesz, to i tak na pew­no nie wia­do­mo”.

Mam wra­że­nie, że spo­ra część pol­skich ka­to­li­ków, któ­rych dziś spo­ty­kam, jest jak ama­to­rzy, któ­rych ktoś zmu­sił do prze­bie­gnię­cia ma­ra­to­nu. Mó­wią w du­chu: tak, to na pew­no jest do­bre dla zdro­wia, ale ni­g­dy wię­cej. Przez ostat­nie dwa­dzie­ścia pięć lat zmę­czy­li się swo­im (bywa, że nie­kie­dy uza­sad­nio­nym) wi­dze­niem Ko­ścio­ła, któ­ry wal­czy z ludź­mi, a nie o lu­dzi. Któ­ry tak się za­plą­tał w swo­je ziem­skie sza­ty, że nie umiał do­trzy­mać kro­ku re­wo­lu­cji, jaką Po­la­cy prze­szli przez ćwierć wie­ku wol­no­ści. Nie cho­dzi o to, że nie zmie­nił na­ucza­nia, nikt na do­brą spra­wę tego od nie­go nie ocze­ku­je (na­wet kry­ty­cy przy­zna­ją w koń­cu, że Ko­ściół nie był­by Ko­ścio­łem, gdy­by pły­nął z wia­trem), ale o to, że nie daje im na­dziei, a po­więk­sza lęk. A lu­dzie lęku na co dzień i tak mają już po ko­kar­dę. Więc od­cho­dzą.

Wró­ci­li­by pew­nie, gdy­by pol­ski ka­to­li­cyzm przy­po­mniał so­bie wresz­cie na do­bre, że jest o Chry­stu­sie. Że to On, naj­bar­dziej nie­zwy­kły z lu­dzi, jacy cho­dzi­li po zie­mi, jest isto­tą na­sze­go ży­cia, sen­sem ist­nie­nia Ko­ścio­ła, mi­ło­ścią, na­dzie­ją, wszyst­kim. On, Do­bry, Współ­czu­ją­cy, Tro­skli­wy, przy­no­szą­cy na­praw­dę Do­bre Wia­do­mo­ści (sło­wo „ewan­ge­lia” to wła­śnie prze­cież zna­czy). Sami ukrę­ci­li­śmy na sie­bie bat, sami do­pro­wa­dzi­li­śmy do tego, że każ­dy czło­wiek spo­tka­ny na uli­cy go­dzi­na­mi może pe­ro­ro­wać o pro­fe­so­rze Cha­za­nie czy księ­dzu Le­mań­skim, gdy jed­nak za­py­ta się go o Je­zu­sa Chry­stu­sa, wy­du­ka może dwa czy trzy męt­ne zda­nia. Gdy na spo­tka­niach au­tor­skich, na pry­wat­kach, pod­czas przy­pad­ko­wych po­ga­wę­dek w sa­mo­lo­tach sły­szę, co lu­dzie mają w du­szach i gło­wach, cierp­nie mi cza­sem skó­ra, mam wra­że­nie, że w dwa­dzie­ścia pięć lat zro­bi­li­śmy to, co nie uda­ło się ko­mu­ni­stom – zde­chry­stia­ni­zo­wa­li­śmy Pol­skę. Ży­we­go Boga za­mknę­li­śmy jak pre­pa­rat w wiel­kim sło­iku z mo­ra­li­ną. Ka­żąc lu­dziom wie­rzyć nie w Nie­go, a w na­sze po­glą­dy.

Bóg to nie przy­tu­lan­ka. Ale to też nie ochro­niarz na­szej ide­olo­gicz­nej po­sia­dło­ści. Ko­ściół nie jest za­kła­dem po­praw­czym. Gdy­by choć­by po­ło­wę ener­gii, jaką dziś in­we­stu­je­my w po­ucza­nie i upo­mi­na­nie ca­łe­go świa­ta, uda­ło nam się za­an­ga­żo­wać w opo­wia­da­nie o Je­zu­sie, mie­li­by­śmy w Eu­ro­pie (i w Pol­sce) wio­snę chrze­ści­jań­stwa. Dla mnie to na­praw­dę prze­ra­ża­ją­ce, że osiem­dzie­siąt pro­cent zna­nych mi oso­bi­ście za­an­ga­żo­wa­nych świec­kich i ja­kieś sześć­dzie­siąt pro­cent księ­ży o Je­zu­sie mię­dli ja­kieś nud­ne, wy­czy­ta­ne w książ­kach ba­na­ły, wy­bu­dza­jąc się z le­tar­gu, do­pie­ro gdy trze­ba za­jąć się sobą (skła­da­jąc świa­dec­two rze­ko­me­go mę­czeń­stwa) albo przy­wa­lić ro­bią­ce­mu (au­ten­tycz­ne) zło bliź­nie­mu.

Dzie­sięć lat temu, gdy w pol­skim Ko­ście­le za­czę­ły po­ja­wiać się pierw­sze gło­sy, że chy­ba jed­nak mamy kry­zys, hie­rar­cho­wie mó­wi­li, że to dzien­ni­kar­skie zło­śli­wost­ki. Dziś co do tego, że kry­zys jest, nikt nie ma już chy­ba wąt­pli­wo­ści. Tyle że pro­po­no­wa­ne le­kar­stwo jest nie­sku­tecz­ne. Li­cze­nie na to, że Ko­ściół od­no­wi dziś kar­dy­nał Nycz, To­masz Ter­li­kow­ski, tra­dy­cjo­na­li­ści, Ho­łow­nia, bi­skup Ryś czy Cej­row­ski, jest ab­sur­dem. Ko­ściół ura­to­wać może tyl­ko Je­zus Chry­stus. Więc albo na­tych­miast wszy­scy zaj­mie­my się Nim (i tyl­ko Nim), w Nie­go bę­dzie­my ga­pić się jak w la­tar­nię mor­ską, gdy na­szym stat­kiem rzu­ca na pra­wo i na lewo, albo skoń­czy­my na ska­łach, a dla na­szych wnu­ków bę­dzie­my kul­tu­ro­wą cie­ka­wost­ką, umiej­sca­wia­ną obok spa­ghet­ta­rian i wy­znaw­ców the­ta­na.

Lu­dzie prze­sta­ną od­pły­wać, gdy za­miast da­wać im to co wszy­scy, tyl­ko ina­czej, damy im to, cze­go nikt im nie daje i co od po­cząt­ku chrze­ści­jań­stwa jest jego uni­ka­to­wą pro­po­zy­cją: bez­wa­run­ko­wą mi­łość. Któ­ra em­pi­rycz­nie po­ka­że im bez­wa­run­ko­wo ko­cha­ją­ce­go ich Boga. To aż ta­kie pro­ste. Od tego wszyst­ko się za­czy­na. I na tym kie­dyś, po tam­tej stro­nie chmur, się skoń­czy. A my ową bez­wa­run­ko­wą mi­ło­ścią mu­si­my te­raz wy­peł­nić dane nam w za­rząd „po­mię­dzy”.

Przed no­sem roz­cią­ga się fa­scy­nu­ją­ca per­spek­ty­wa. To wła­śnie my, nie nasi pra­dziad­ko­wie, nie na­sze pra­wnu­ki, mo­że­my oglą­dać pol­skie chrze­ści­jań­stwo, pol­ski ka­to­li­cyzm w ty­glu, w któ­rym ro­dzi się jak­by na nowo. Ra­cję ma pa­pież Fran­ci­szek, po­le­ca­jąc bi­sku­pom, by sta­wia­li na tych księ­ży, któ­rzy prze­ży­li „na­wró­ce­nie pa­sto­ral­ne” – uwie­rzy­li, że nie mają być funk­cjo­na­riu­sza­mi kul­tu, ale ko­chać do sza­leń­stwa lu­dzi, do któ­rych zo­sta­li po­sła­ni. Nie może być ina­czej – tam, gdzie ka­to­li­cyzm jest w Pol­sce wy­zna­wa­ny siłą roz­pę­du, za­nik­nie. Ma­ru­dzą­cy, na wpół wie­rzą­cy księ­ża i ich też na wpół wie­rzą­cy, ale tak na­praw­dę po­chło­nię­ci in­ny­mi spra­wa­mi pa­ra­fia­nie po pro­stu w koń­cu od­pad­ną, jak ga­łąź po­zba­wio­na ży­wych so­ków. Nie po­ja­wią się na­stęp­ni, ich du­cho­we ży­cie oka­że się bez­płod­ne. Roz­kwit­ną (bo już roz­kwi­ta­ją) te miej­sca, gdzie lu­dzie zo­rien­to­wa­li się i wzię­li do ser­ca, że świat na­praw­dę po­trze­bu­je dziś no­wej ewan­ge­li­za­cji. Mo­dlą się ra­zem, cie­szą, wspie­ra­ją, dzię­ku­ją. Lecą do Boga z osza­ła­mia­ją­cą, za­chwy­ca­ją­cą pręd­ko­ścią. On ich na­praw­dę uzdra­wia, roz­wią­zu­je ich kło­po­ty, daje siłę do sta­wia­nia czo­ła rze­czy­wi­sto­ści, cud goni cud, łzy zmie­nia­ją się w uśmiech, ser­decz­ność wy­pie­ra nie­na­wiść. To się na­praw­dę dzie­je! W Pol­sce! Cza­sem do­słow­nie parę ki­lo­me­trów od nas!

Na­pi­sa­nie tej książ­ki to ry­zy­ko. Lu­dzie nie lu­bią ksią­żek, w któ­rych nie ma kon­kre­tów, tyl­ko pseu­do­mą­dro­ści au­to­ra. Ba – ja sam ich nie lu­bię. Na­wet je­śli ta aku­rat książ­ka znaj­dzie nie­wie­lu czy­tel­ni­ków, przyj­mę to z peł­ną po­ko­rą. Mu­sia­łem ją jed­nak z sie­bie wy­rzu­cić. Chy­ba ni­g­dy nie na­pi­sa­łem (nie mia­łem śmia­ło­ści) cze­goś tak oso­bi­ste­go. Za­wsze są­dzi­łem, że moim za­da­niem jest in­ter­pre­to­wać fak­ty, do­star­czać wie­dzy, nie wy­cho­dzić przed sze­reg. Za­raz do tego wró­cę, po­zwól­cie mi jed­nak na krót­ką prze­rwę, na ten je­den krzyk: Lu­dzie! Zo­staw­cie w cho­le­rę wszyst­ko inne, le­ci­my za Je­zu­sem!

Do­tąd eks­plo­ro­wa­łem, od­kry­wa­łem, ana­li­zo­wa­łem i syn­te­ty­zo­wa­łem, wszyst­ko to było mą­dre i głu­pie, nud­ne i faj­ne, ale w su­mie chy­ba nie­ko­niecz­ne. A te­raz? Te­raz czu­ję, że poza tym, co tu po­wiem, na­praw­dę nie mam wię­cej nic do prze­ka­za­nia. Dla­te­go pro­szę: je­śli mo­że­cie i uzna­cie za sto­sow­ne, daj­cie to tym, któ­rych du­sze usy­cha­ją i za­raz wpad­ną w śpiącz­kę. Albo tym, któ­rzy już zmie­ni­li się w po­st­chrze­ści­jań­skich zom­bie. Wia­do­mo: jak się czło­wiek nie ru­sza, za­raz po­ja­wia­ją się od­le­ży­ny, wda­je się za­ka­że­nie. Du­sza jest po­dob­no nie­śmier­tel­na, ale ja na wła­sne oczy wi­dzia­łem cał­kiem zmar­łe du­sze.

Nie wiem, czy są na to unij­ne do­ta­cje, ale gdy­by były, na­tych­miast za­ło­żył­bym nad Wi­słą szko­łę du­cho­wych ra­tow­ni­ków. Bła­gał­bym lu­dzi, by szli na uli­ce z pierw­szą po­mo­cą: wszyst­kim roz­da­wa­li świe­że po­wie­trze i krew. Nie teo­lo­gicz­ne trak­ta­ty, ale kil­ka naj­prost­szych na­rzę­dzi. By uru­cha­mia­li du­cho­wy de­fi­bry­la­tor. Tłu­kli lu­dziom do głów, że Bóg nie po­trze­bu­je nie­win­no­ści, ale mi­ło­ści. Że nie ma co du­mać, czy nam się już wszyst­ko w gło­wach zga­dza (bo ni­g­dy nie bę­dzie się zga­dzać, jak pi­sa­ła Si­mo­ne Weil: „Sprzecz­no­ści są zna­kiem, że mó­wi­my o rze­czy­wi­sto­ści”). Że „kró­le­stwo Boże”, któ­re przez wszyst­kie przy­pad­ki, do mdło­ści, od­mie­nia się w ko­ścio­łach, nie przyj­dzie za ty­siąc lat, ono przy­szło już, jest te­raz, tu!

Co zro­bić? Wy­my­śli­łem so­bie, że póki nie da się użyć me­dy­cy­ny, trze­ba iść do kuch­ni. Tra­fić do serc po pol­sku, przez żo­łą­dek. To ma sens – an­ty­bio­ty­ki nie po­mo­gą, je­śli naj­pierw nie uzdro­wi­my na­szej co­dzien­nej die­ty. Pol­ska kuch­nia du­cho­wa bywa smacz­na, ale bywa też cięż­ka i tłu­sta. Przede wszyst­kim zaś – bywa ka­ta­stro­fal­nie do­pra­wia­na.

Mie­szan­ka wia­ry z ży­ciem mdli cza­sem, nie dla­te­go że tych skład­ni­ków nie po­win­no się łą­czyć, ale dla­te­go że źle do­bie­ra­my pro­por­cje i przy­pra­wy. Mam w związ­ku z tym parę au­tor­skich pro­po­zy­cji. Niech czy­tel­nik do­sy­pie tro­chę tego, co su­ge­ru­ję, odej­mie to, cze­go po­le­cam uni­kać, i sam spraw­dzi, czy papu sta­ło się bar­dziej zja­dli­we, czy nie.

Aniu Star­mach, Ma­cie­ju No­wa­ku, Woj­cie­chu Mo­de­ście Ama­ro, prze­pra­szam za wszyst­kie ku­li­nar­ne bluź­nier­stwa, ja­ki­mi nie­świa­do­mie tu grze­szę. Wy­bacz­cie, bo ma­rzę tyl­ko o jed­nym, chciał­bym móc prze­ko­nać choć jed­ne­go czy­tel­ni­ka (albo jesz­cze chęt­niej: czy­tel­nicz­kę), że wia­ra nie jest szko­łą wy­plu­wa­nia ży­cia, że jest jego sma­ko­wa­niem.

Nie pi­szę za­stęp­cze­go ka­te­chi­zmu. Nie uzur­pu­ję so­bie pra­wa do by­cia gło­sem Ko­ścio­ła. Sie­dzę w tej kuch­ni od po­nad dwu­dzie­stu lat, ni­czym in­nym się w za­sa­dzie nie zaj­mu­ję, chcę więc tyl­ko zdy­cha­ją­cym od fast fo­odu oraz udrę­czo­nym kuch­nią mo­le­ku­lar­ną (azo­tan bobu, mgła z za­ją­ca, wspo­mnie­nie po sar­nie) po­wie­dzieć: o, a mnie za­ka­lec wy­cho­dzi wte­dy, a gdy do­dam tego – ro­śnie za­cne cia­sto.

Głę­bo­ko wie­rzę, że każ­dy z nas może być Geo­r­ge’em Clo­oney­em kuch­ni. Dla­cze­go wła­śnie nim? Bo to jest ak­tor, któ­ry w żad­nym fil­mie jesz­cze ni­cze­go nie za­grał, we wszyst­kich, któ­re wi­dzia­łem, po pro­stu był Geo­r­ge’em Clo­oney­em. W ży­ciu du­cho­wym na­praw­dę nie­zwy­kle wy­zwa­la­ją­ce jest osią­gnię­cie po­czu­cia, że nikt nie ocze­ku­je od nas, by­śmy się sta­li ar­cy­po­waż­ny­mi pry­ma­sa­mi Wy­szyń­ski­mi albo świę­ty­mi Ja­na­mi w ole­ju. Bóg ko­cha róż­no­rod­ność. To roz­rzut­ny ge­niusz. Ar­ty­sta, któ­ry w ce­lach ro­man­tycz­nych mógł wy­my­ślić dwa ro­dza­je róż, a stwo­rzył sześć i pół ty­sią­ca. Żeby uprzy­jem­nić pie­cze­nie ziem­nia­ków przy ogni­sku, mógł za­pa­lić ze sto gwiazd, a za­pa­lił trzy­sta try­liar­dów. A nade wszyst­ko (cy­tu­ję to zda­nie Pe­te­ra Kre­efta non stop) „jest jak fran­cu­ski ku­charz, któ­ry na­wet z resz­tek przy­rzą­dzi świet­ny sos”.

W sen­nych ma­rze­niach wi­dzę, jak w kra­ju po­wsta­je sieć punk­tów od­kar­mia­nia du­szy – a ich logo bę­dzie ta­kie jak ty­tuł tej książ­ki.

Ona ma po­ka­zać, gdzie szu­kać zdro­wia, ener­gii i siły. Ta książ­ka jest po to, by ci po­wie­dzieć, że mo­żesz być tym, kim mógł­byś być. Że Bóg jest pre­ze­sem two­je­go fan­klu­bu. A two­ja du­cho­wa kuch­nia już dziś może się zmie­nić w praw­dzi­we

Ciąg dal­szy do­stęp­ny w wer­sji peł­nej
do ku­pie­nia na wo­blink.com
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: