Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

I po bólu. Nieoczywiste źródła bólu i sposoby na jego przezwyciężenie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
5 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt chwilowo niedostępny

I po bólu. Nieoczywiste źródła bólu i sposoby na jego przezwyciężenie - ebook

Boimy się go i zrobimy niemal wszystko, by go uniknąć. Ból, chociaż nieprzyjemny, jest niezbędny. To właśnie on mówi nam, że nasze ciało nie działa dobrze.

Nick Potter, czerpiąc ze swojej wiedzy z zakresu biologii, ewolucji i zachowań społecznych, przedstawia całkowicie nowe rozumienie bólu i jego przyczyn. Przywołując historie pacjentów, pokazuje, jak przerwać błędne koło bólu, niepokoju i stresu.

Dzięki tej książce zrozumiesz, czym jest ból, dlaczego go odczuwasz i co chce ci powiedzieć. Nauczysz się dostrzegać pierwsze objawy choroby. Dowiesz się, co możesz zrobić, by się uleczyć. Stres i niepokój niszczą nasze zdrowie w ukryty sposób. Nick Potter udowadnia, że zrozumienie tego ma kluczowe znaczenie w leczeniu chronicznego bólu.

Błyskotliwa i prowokująca do myślenia książka, pokazująca, jak stres współczesnego życia sprawia nam ból. Napisał ją uznany osteopata Nick Potter – człowiek, który nauczył mnie oddychać. - Elton John

Kategoria: Zdrowie i uroda
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-768-5
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

O wiele ważniejsze jest zrozumienie, jaki człowiek zmaga się z chorobą, niż z jaką chorobą zmaga się człowiek.

Hipokrates*

Zawsze mnie interesuje, dlaczego ktoś decyduje się napisać książkę – co go do tego popycha oraz czy „siedzi w temacie”, czy to prywatnie, czy zawodowo. Jeśli chodzi o ból, myślę, że mogę pochwalić się jednym i drugim.

Z zawodu jestem konsultantem osteopatii i mam za sobą 27 lat praktyki, w ciągu których setki pacjentów powierzyły mi swoje problemy i ciała. Obecnie prowadzę klinikę w szpitalu im. Księżnej Grace w Londynie, a wcześniej spędziłem 17 lat w Londyńskiej Klinice Kręgosłupa, gdzie specjalizowałem się w problemach odcinka szyjnego kręgosłupa. Zyskałem pseudonim „Nick the Neck”, Nick-Szyja, i byłem bardzo dumny z efektów swojej pracy – zmniejszyłem częstotliwość operacji odcinka szyjnego kręgosłupa o 80%.

Po ukończeniu studiów w zakresie osteopatii w Londynie szybko uświadomiłem sobie, że chociaż uniwersytet dał mi wspaniałe wykształcenie i wielu profesorów mnie zainspirowało, to ciągle za mało. Dlatego szkoliłem się dalej i pracowałem w Stanach Zjednoczonych, Francji, Australii oraz Niemczech. Mając kontakt z różnymi metodami z obszaru medycyny i spoza niej, pochodzącymi z różnych kultur, stopniowo doskonaliłem swój warsztat.

Przez ostatnie 20 lat dzieliłem czas między szpitalny gabinet oraz sferę nazywaną nauką wydajności lub medycyną wydajności, która skupia się na optymalizacji efektywności, zwłaszcza w sporcie. Pod koniec lat 90. XX wieku, kiedy w Londynie otwarto Chelsea Harbour Club, razem z innymi specjalistami założyłem klinikę medycyny sportowej o nazwie Total Health, gdzie stosowaliśmy wielodyscyplinarne metody dbania o zdrowie i formę fizyczną, co w tamtym czasie było dość rewolucyjne.

W 1999 roku przeszedłem do Institut Biomédical Sports et Vie (IBSV) założonego przez doktora François Duforeza, który był lekarzem kierowcy Formuły 1 Alaina Prosta. W ISBV z siedzibą w Paryżu (później nazwę instytutu zmieniono na Vielife) badaliśmy kierowców, by poprawić ich wyniki. Szybko uświadomiliśmy sobie, jak ważne są dane oraz dostrzeganie tendencji w mniej oczywistych obszarach takich jak sen, stres, podróże po świecie, odżywianie, kontakt ze światłem, nastawienie psychiczne i tak dalej. W tamtym czasie nie mieliśmy urządzeń Bluetooth ani bezprzewodowych, które pozwalałyby nam dokładniej i regularniej monitorować te tendencje – miała to być rewolucyjna zmiana. Ale nawet bez tych cyfrowych pomocy szybko dostrzegliśmy, że to, czego się dowiadujemy o leczeniu wybitnych sportowców, zwłaszcza w odniesieniu do stresu, może mieć o wiele szersze zastosowanie – chociażby w świecie korporacyjnym. Zaczęliśmy opracowywać specjalny zestaw badań dla ludzi zarządzających firmami, pracujących w dużym stresie, których określaliśmy jako „korporacyjnych atletów”. A ponieważ był to początek XXI wieku z jego szaleńczym tempem życia, wkrótce potem dyrektorzy firm i członkowie zarządów zmagający się z problemami zdrowotnymi podobnymi do tych występujących u wybitnych sportowców zaczęli zwracać się do nas o pomoc. Podobnie jak najlepsi sportowcy, ludzie zarządzający firmami, w których poziom stresu jest wysoki, są narażeni na izolację od współpracowników i konieczność maskowania odczuwanego napięcia, by nie okazywać słabości. Nie przechodzi to bez echa i odbija się na ich zdrowiu, a my nauczyliśmy się ten stan mierzyć. Dolegliwości, na które skarżono się najczęściej, wiązały się ze snem i bólem mięśniowo-szkieletowym. Oba te problemy miały swoje źródło w stresie. Do dziś stosuję tę metodę – w ostatnich latach zwłaszcza w pracy dla ważnej firmy inwestycyjnej, gdzie badam wpływ stresu na maklerów oraz sposoby radzenia sobie z nim.

Moje pierwsze doświadczenia zawodowe w dziedzinie medycyny wydajności – w czasie których współpracowałem też z zespołami Formuły 1: Jordanem, Jaguarem i McLarenem, a także z wybitnymi golfistami, tenisistami i lekkoatletami – wiele mi dały. Mogłem oddawać się swojej obsesji – obserwowaniu ludzi, ponieważ praca polegała na rozpracowywaniu tego, jak funkcjonuje człowiek. Odkryłem także, że każdy sportowiec jest inny, a zatem ogólny program treningowy nigdy nie wystarczy. Teraz już wiem, że wyprzedziliśmy swój czas i że miałem niezwykłe szczęście pracować z takimi pionierami i ekspertami. Zdobyte doświadczenie miało też ogromny wpływ na mój sposób pracy w gabinecie.

Kiedy otwierałem praktykę, osteopatię postrzegano jako metodę „alternatywną” i „uzupełniającą”, a nawet owianą mgiełką szarlataństwa i znachorstwa. Lekarze mogli mieć nieprzyjemności, jeśli zaleciliby pacjentowi udanie się do osteopaty. Wiele się zmieniło! Przez lata obserwowałem, jak reguły osteopatii zyskują akceptację w środowisku medycznym i w niewielkim stopniu pomogłem w przetarciu im „naukowego szlaku” w tradycyjnych, ściśle medycznych kręgach. Wiele spośród nowych technik obrazowania i badań, które opracowano w ciągu ostatnich kilku lat, nie tylko potwierdza, ale wręcz dowodzi skuteczności filozofii osteopatii oraz jej metod.

Mimo to jestem głęboko przekonany, że starając się o „uznanie” przez lekarzy konwencjonalnych, my, osteopaci, nie powinniśmy rezygnować z filozofii, która nas wyróżniała i dawała nam przewagę nad współczesną medycyną opartą na lekach i operacjach. Od kilku lat obserwuję przypominającą ruch wahadła zmianę w metodach medycyny. Z zawodu opartego na technologii, w którym królowała chirurgia wziernikowa i inteligentne leki, zmieniła się ona w dziedzinę, w której wszelkie interwencje przeprowadza się bardzo ostrożnie, ponieważ zrozumieliśmy, że wiele spośród nich nie działa albo że nie prowadzi do wyleczenia skuteczniej niż czas. Dawny model interwencyjny narodził się w znacznym stopniu z potrzeby ograniczenia kosztów systemu służby zdrowia i szukania skutecznych krótkoterminowych metod, a nie takich, które naprawdę działają. Napędzał go popyt ze strony pacjentów przyjmujących rolę konsumentów, którzy chcieli być wyleczeni, a także fakt, że producenci leków i urządzeń chirurgicznych dostrzegali rozmiary tego popytu. Jednak brakowało świadomości, że ludzkie ciało opiera się na układach, które nie działają w izolacji, ale są misternie połączone w sieć licznych powiązań wewnątrz niepowtarzalnej, świadomej istoty. Ta prawda jest szczególnie istotna w leczeniu bólu.

Dlaczego zatem uprzywilejowany dwudziestolatek z bardzo tradycyjnym wykształceniem wybrał taki niepewny zawód? Dlaczego wyruszyłem drogą „mniej uczęszczaną”**, jak to ujął Robert Frost?

Kształciłem się w szkole w północnym Londynie, gdzie panowało intensywne współzawodnictwo i gdzie nauczono mnie ciekawości, miłości do wiedzy oraz wnikliwego sprawdzania tego, co znane. Atmosfera rywalizacji i zdrowy lęk przed porażką były wyczerpujące, zyskałem jednak przeświadczenie, że nigdy nie wie się wystarczająco dużo. To postawa, która cechuje mnie do dziś, oraz, co może potwierdzić moja żona, do dziś bywam męczący dla otoczenia. Podejrzewam też, że gdyby wtedy powszechnie diagnozowano to zaburzenie, stwierdzono by u mnie ADHD.

Jedną z rzeczy, które najsilniej na mnie oddziałały w ciągu ostatnich lat edukacji, był uraz kręgosłupa – miał on wpływ na to, że wybrałem zawód osteopaty. W szkole zawsze lubiłem sport, chociaż byłem też dość pulchny, aż w wieku 16 lat zrzuciłem większość nadmiarowej wagi, jednocześnie wzmacniając mięśnie. Wtedy grałem w drużynie rugby, a w ostatniej klasie zostałem dumnym kapitanem podstawowego składu drużyny szkolnej. Grałem jako filar w pierwszej linii, podczas tzw. młyna ciągle napierali na mnie zawodnicy – jakieś 200 kilogramów żywej wagi – to oraz ustawianie ciała pod dziwnym kątem zaczęło powodować nawracający ostry ból dolnej części pleców, który ograniczał moją sprawność. Starałem się być dzielny, ale w końcu polecono mi dwóch specjalistów, którzy bardzo mi pomogli. Byli to niewidomy i genialny fizjoterapeuta, który stracił wzrok podczas nalotów w czasie drugiej wojny, pan Berry (później z nim pracowałem i miał na mnie ogromny wpływ), oraz osteopata, który ku memu zdziwieniu zdołał postawić diagnozę po obserwacji mojego sposobu poruszania się oraz badaniu palpacyjnym.

Obaj bardzo zaniepokoili się tym, że osiemnastolatek ma takie problemy, i wysłali mnie na prześwietlenie. Okazało się, że od jakiegoś czasu mam paskudne pęknięcia w dwóch miejscach. Miałem też dość mocno uszkodzony krążek międzykręgowy***, co odkryłem później, ale rentgen tego wówczas nie wykazał. Od tamtego czasu minęło wiele lat i właściwie jestem zdrowy – o ile będę dbał o to, by zachować siłę, smukłą sylwetkę i się ruszać, nic mi nie będzie. Jednak wciąż czasem czuję ból. Dlaczego? To bardzo ważne pytanie, na które, obok wielu innych, postaram się odpowiedzieć w tej książce.

Przy okazji – wspomniałem, że w dzieciństwie byłem chłopcem przy kości, ponieważ to także ukształtowało moje podejście do życia i pracy. Nie znosiłem być gruby, ale uwielbiałem jedzenie i uodporniłem się na złośliwe żarty, które słyszałem. Zwykle w odpowiedzi po prostu dawałem komuś takiemu po twarzy, bo byłem od niego większy, i to załatwiało sprawę. To zadziwiające, że takie psychiczne i emocjonalne rany pozostają w człowieku.

Parę miesięcy temu stałem w korku na światłach niedaleko domu, na drodze obok boiska. Patrzyłem, jak w oddali młody nauczyciel, pewnie student, który zrobił sobie rok przerwy, wybiera dwóch kapitanów z grupy jedenastolatków. Obserwując dwóch dumnych ulubieńców wybierających do drużyny jednego kolegę za drugim, poczułem ucisk w piersi i napięcie w szczęce. W myślach przeniosłem się do lat szkolnych, do chwil, kiedy czekałem, aż ktoś mnie wybierze, i ogarniało mnie przerażenie, gdy liczba dzieci malała, a ja wiedziałem, że na koniec zostanę ja – grubas i „chudy czterooki” Josh stojący obok mnie. Wstyd, jaki czułem, gdy za każdym razem wskazywano mnie jako ostatniego, był bardzo bolesny. I oto 40 lat później wciąż odczuwałem mdlący lęk przed porażką. Tak bardzo zszokowało mnie to uczucie, że poczułem potrzebę wyjaśnienia trenerowi wpływu jego metody na dwóch chłopców, którzy na pewno zostaną na końcu. Dlatego zaparkowałem i podbiegłem do niego.

Spodziewałem się usłyszeć, że mam się odwalić, ale byłem pozytywnie zaskoczony, gdy moja sugestia spotkała się z wdzięcznością i zainteresowaniem. Młody człowiek był w trakcie kursu nauczycielskiego i nie uświadamiał sobie wpływu swoich działań na chłopców. Chyba zrozumiał także, jak głębokie były moje ukryte emocje – tak silne, że przerwałem swoje zajęcia, nielegalnie zaparkowałem samochód i przebiegłem całe boisko, żeby powiedzieć, co myślę. Po prostu zasugerowałem, że jeśli podejmie odrobinę dodatkowego wysiłku i samodzielnie podzieli grupę na dwie drużyny – starając się na oko wybrać zawodników tak, by równo rozłożyć siły, a w razie potrzeby wprowadzić drobne zmiany – oszczędzi w przyszłości bólu wielu dzieciom, które nie są wysportowane albo lubiane.

Ruszyłem z powrotem do samochodu, rozmyślając o tym, co właśnie zrobiłem, i czując lekką satysfakcję. Równocześnie dostrzegłem jednak, że jak gdyby znikąd pojawił się u mnie ból w dolnej części pleców. Jak już mówiłem, całe życie zmagam się z urazem pleców. Ale od lat czułem się lepiej, ponieważ panowałem nad sytuacją i wiedziałem, jak przechytrzyć ból. Wtedy dotarło do mnie, że doświadczałem tego, czego codziennie doświadcza mnóstwo ludzi na całym świecie – i co dotyka wielu spośród moich pacjentów – ostrego fizycznego przejawu bólu emocjonalnego. Umysł znalazł słaby punkt w ciele, miejsce, gdzie wcześniej pojawił się uraz, by przypomnieć mi o dawnych uczuciach, które odstawiłem na boczny tor. Wspomnienie przerażenia z boiska pozwoliło wspomnieniu fizycznego bólu się ujawnić, a ponieważ fizyczny ból łatwiej jest złagodzić, często zastępuje on ten emocjonalny.

Zmusiłem się do powolnego głębokiego oddechu i uświadomiłem sobie, że do tej pory wstrzymywałem powietrze, a potem pochyliłem się, by dotknąć palców u stóp i potwierdzić, że z plecami wszystko w porządku. I kiedy ruszyłem dalej, ból po prostu zanikł. Całe to doświadczenie przypomniało mi o dwóch rzeczach: że ból emocjonalny zapisany jest w psychice o wiele głębiej niż większość rodzajów fizycznego bólu oraz że każdy z nas jest wytworem własnego otoczenia i doświadczeń z dzieciństwa, które nadają ton wszystkim przyszłym zachowaniom. Ból nie jest jak choroba, coś zewnętrznego, z czym można walczyć albo przed czym się uchronimy – to wewnętrzne doświadczenie. Opowiadam tę historię, ponieważ wyjaśnia ona wiele moich obecnych przekonań dotyczących źródeł bólu oraz przyczyn, dla których medycyna i nauka „nie dostrzegają istoty sprawy” w wielu dziedzinach, a chroniczny ból stał się nową epidemią, na którą nie mamy jeszcze odpowiedzi.

W książce poruszę te kwestie i omówię wszystkie oblicza bólu – powiem, czym jest, dlaczego go odczuwamy i co nam mówi, oraz dlaczego ból to samo serce naszego człowieczeństwa. Przyjrzę się też powiązaniom między stresem i bólem oraz poddam pod rozwagę parę kwestii związanych z tym, jak postrzegamy objawy oraz co możemy zrobić, by się uleczyć.

* Tłumaczenia cytatów, jeśli nie zaznaczono inaczej, autorstwa Aleksandry Żak (przyp. red.).

** Cytat z wiersza _Droga nie wybrana_ Roberta Frosta w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka (przyp. tłum.).

*** W języku potocznym upowszechniła się nazwa „dysk” (przyp. red.).ROZDZIAŁ 1

CZYM JEST BÓL?

Stamtąd wzdychania, żale i okrzyki brzmiały pod niebem bez gwiazd osamiałem.

Dante Alighieri, _Boska komedia_,
tłum. J. Korsak

Uderzasz się w palec u nogi, przytrzaskujesz palce drzwiami, budzisz się z zesztywniałą szyją albo plecami po przenoszeniu ciężkich mebli, albo co gorsza doświadczasz niepokojącego bólu, który może się okazać objawem przerażającej choroby. A może występuje u ciebie ból, który przemieszcza się po ciele, a ty nie masz pojęcia, co go powoduje? Wszyscy boimy się bólu, wierząc – nawet gdy nie rozumiemy jego źródła – że zawsze oznacza on złe wieści. Zrobimy niemal wszystko, by go uniknąć – położymy się w łóżku, będziemy unikać zajęć lub pracy, która wcześniej sprawiała nam przyjemność, łykać leki, od których możemy się uzależnić, nawet poddamy się operacji w nadziei, że wywołany przez nią krótki intensywny ból przyniesie ulgę w długotrwałym cierpieniu.

Ale co by było, gdyby cała dotychczasowa wiedza o bólu i jego pochodzeniu okazała się nieprawdą albo tylko częścią prawdy? Gdybym ci powiedział, że ból, którego obecnie doświadczasz, może być związany z pochodzeniem _homo sapiens –_ że mógł się wykształcić w procesie ewolucji jako ostrzeżenie przed zbliżającym się zagrożeniem?

Nie martw się, nie zamierzam sugerować, że twój uraz kostki to tylko kwestia umysłu. To boli, oczywiście, że tak. Nikt w to nie wątpi. Ale wiemy dziś, że doświadczenie bólu to o wiele więcej niż tylko złamana kość, uszkodzony krążek międzykręgowy czy otarta skóra. Mówię o nowym – ale dziś już potwierdzonym solidnymi dowodami – biopsychospołecznym modelu nauki o bólu. Na kolejnych stronach postaram się jak najklarowniej wyjaśnić to skomplikowane pojęcie, by pomóc ci zmienić sposób myślenia o doświadczeniu bólu i zainspirować cię do poszukiwania nowego spojrzenia na jego leczenie, a przynajmniej łagodzenie.

Być może nie zawsze łatwo jest znaleźć potrzebną pomoc, ale istnieją świadomi specjaliści. Powoli, ale stabilnie rozrasta się środowisko współpracujących ze sobą lekarzy i terapeutów, dzięki którym zyskujemy nowe rewolucyjne sposoby walki z bólem. Do dziś świat leczenia bólu był niestety tajemnicą w równym stopniu dla środowiska medycznego i naukowego, jak dla osób cierpiących. Było tak zwłaszcza przez ostatnie 20 lat, kiedy medycyną i nauką rządziły przede wszystkim firmy farmaceutyczne mające tendencję do stosowania metod redukcjonistycznych oraz schodzenia do poziomu molekularnego i komórkowego, bez uwzględniania licznych czynników, które są kluczowe dla zrozumienia bólu. W przypadku większości dolegliwości A plus B niekoniecznie będzie się równać C.

Dlatego bądź dla siebie życzliwy, ponieważ to nie ty poniosłeś porażkę, usiłując poprawić swój stan, ale nasz obecny system – odziedziczony po latach złego radzenia sobie z bólem – nie poradził sobie z udzieleniem ci pomocy i informacji.

WIDMO

Jeśli mamy mówić o bólu, a zwłaszcza o przezwyciężaniu go, musimy zacząć od określenia, czym on jest. Międzynarodowe Stowarzyszenie Badania Bólu definiuje ból jako

nieprzyjemne przeżycie zmysłowe i emocjonalne, połączone z faktycznym lub potencjalnym uszkodzeniem tkanki albo opisywane w kategoriach takiego uszkodzenia.

To dość zawiła definicja, ale jest przynajmniej względnie prawdziwa i odzwierciedla większość tego, co obecnie wiemy, ponieważ podkreśla kilka ciekawych aspektów bólu, o których będę mówił: że jest to doświadczenie zarówno zmysłowe, jak i emocjonalne, oraz że może je wywołać zarówno faktyczne, jak i potencjalne uszkodzenie tkanki. Albo – uwaga – uszkodzenie może nawet nie występować. Zdezorientowany? Obiecuję, że to się zmieni.

Jedna rzecz jest pewna – ból jest nieprzyjemny. Jest też potrzebny – to mechanizm opracowany przez ewolucję i naturę, by ostrzegać nas przed niebezpieczeństwem. Dzięki niemu odsuwamy palec od rozgrzanej kuchenki, zanim dojdzie do urazu. Natury, naszej okrutnej matki, nie interesuje nasze zadowolenie czy fizyczne samopoczucie, a jedynie to, byśmy odnieśli sukces w reprodukcji i zapewnili przetrwanie genów. Uszczęśliwianie kogokolwiek nie leży w jej gestii. W tym sensie ból pełni funkcję najważniejszego strażnika. Ból, mdłości, smutek, lęk i obawy... wszystko to jest po to, by na różne sposoby bronić nas przed zranieniem. Jeśli zaakceptujemy tę niezbędną część życia, możemy częściowo ukoić lęk przed nieprzyjemnymi doznaniami.

Ale co z trudniejszym do zrozumienia faktem, że niepotrzebny jest fizyczny uraz, by pojawił się ból? Że możesz odczuwać silny, nawet odbierający sprawność ból, choć nie cierpisz na żadną konkretną chorobę ani uraz strukturalny? Dobrymi przykładami są bóle pleców, migrena, fibromialgia, zespół chronicznego zmęczenia oraz encefalopatia mialgiczna – omówię je wszystkie bardziej szczegółowo w dalszej części książki, udzielę też pomocnych porad osobom zmagającym się z nimi. Każda z tych dolegliwości powoduje dużo cierpienia. Objawy pojawiają się znikąd i utrudniają choremu życie, ale w badaniach krwi czy na prześwietleniach nic nie wychodzi.

I jakby to nie było dość zadziwiające, istnieje wiele udokumentowanych przypadków osób, które doznały silnego urazu, ale u których ból w ogóle nie występuje. Przykładem niech będzie weteran drugiej wojny światowej, u którego prześwietlenie wykazało, że od sześćdziesięciu lat w jego klatce piersiowej tkwi kula, ale nie przyniosło to żadnych negatywnych skutków.

Zanim przejdę dalej, chcę rozwiać wątpliwości. Twój ból jest prawdziwy, odczuwasz go, a objawy z nim związane, takie jak zmęczenie i niepokój, także są prawdziwe. My, lekarze praktycy, musimy pamiętać, że pacjent zawsze odczuwa właśnie taki ból, jaki zgłasza, i że nie musi on mieć fizycznego źródła, by być godnym uwagi problemem.

Jak inaczej można wyjaśnić zespół kuwady, dolegliwość, w której mężczyźni fizycznie doświadczają niektórych objawów swoich partnerek w ciąży, między innymi bólów porodowych? Ból może być zjawiskiem współdzielonym (opowiem o tym więcej później).

To, co zamierzam wyjaśnić, będzie wymagało zrozumienia i mentalnego przestawienia się, ale jeśli właściwie wykonam zadanie, twój sposób postrzegania bólu zmieni się na zawsze. Wiedza i rozeznanie mogą być źródłem przemiany, a z mojego doświadczenia klinicznego wynika, że ludziom często bardziej niż porady pomaga rozeznanie. Jak powiedział specjalista od opieki paliatywnej i uzależnień doktor Gabor Maté: „Jeśli osiągniemy zdolność do otwartego spojrzenia we własne wnętrze ze szczerością, współczuciem i niezmąconą jasnością, możemy rozpoznać, jak powinniśmy zadbać o siebie”1.

Frustrujące dla mnie i innych praktyków prowadzących walkę z bólem jest to, że bardzo niewiele słów dobrze opisuje pojęcie bólu i jego elementy. Częściowo wynika to z faktu, że procesy sensoryczne zachodzące w ciele i umyśle, które łączą się, tworząc wrażenie bólu, zachodzą na poziomie nieświadomości i podświadomości. Właśnie tak – dopiero gdy podświadomość mózgu zadecyduje, że informacja, którą otrzymuje, jest wystarczająco ważna, daje o niej znać naszej świadomości i odczuwamy ją jako ból. Prawda jest taka, że zazwyczaj ból stanowi świadomy przejaw licznych reakcji i procesów zachodzących na poziomie neuropsychologicznym.

Jednak jeśli lekarz w rozmowie z pacjentem wypowie choćby jedno zdanie ze słowem „psychologiczny”, ryzykuje, że zostanie niesłusznie oskarżony o twierdzenie, iż ból jest „wymyślony” albo – co gorsza – że pacjent jest neurotykiem, marudą czy zwykłym wariatem, tymczasem nie ma w tym w ogóle prawdy.

Kolejny powód, dla którego nie mamy odpowiednich narzędzi, by zrozumieć ból, jest taki, że nasze współczesne jego pojmowanie narodziło się zaledwie kilka lat temu. Do niedawna medycyna funkcjonowała w świecie kartezjańskim. Kartezjusz (1596–1650) to ten od _cogito ergo sum_ („myślę, więc jestem”). Był francuskim filozofem, który dużo pisał o świadomości i istnieniu oraz miał ogromny wpływ na filozofię opieki zdrowotnej i medycyny. Był jednym z pierwszych, którzy zasugerowali, że umysł i ciało istnieją jako osobne byty. Tak postrzegano człowieka aż do lat 70. XX wieku.

Praktyka medyczna zmienia się powoli i niestety w systemie służby zdrowia wciąż istnieją pozostałości tego redukcjonistycznego przeciwstawienia ciała i umysłu, na przykład opieranie się na tak zwanym modelu biomedycznym, który koncentruje się na czysto biologicznych czynnikach oraz wyklucza wpływy psychologiczne, środowiskowe i społeczne. Jednak obecnie stopniowo zbliżamy się do bardziej złożonego holistycznego podejścia – modelu biopsychospołecznego – i zawdzięczamy to w niemałym stopniu światłemu amerykańskiemu lekarzowi i psychiatrze George’owi Engelowi2.

W 1977 roku Engel stworzył model biopsychospołeczny, gdy zauważył, że lekarze zwykle postrzegają ból jako jednostkę chorobową oddzielną od człowieka, coś spowodowanego przez czynnik zewnętrzny. Zauważył też, że i sami pacjenci, niezależnie od swojej wiedzy i wykształcenia, obwiniali o chorobę coś, co im się zdarzyło, na przykład infekcję czy upadek, i myśleli o bólu jako o czymś oddzielnym od nich samych.

Teoria bólu jako osobnej jednostki była atrakcyjna, przynajmniej dla niektórych lekarzy, ponieważ nie wiązała się z koniecznością zmierzenia się z emocjonalnymi aspektami problemu pacjenta. Tymczasem Engel przekonywał, że ból jest czymś, co zdecydowanie jest częścią nas samych, i nie da się patrzeć nań inaczej niż kompleksowo, z każdej możliwej strony.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_PRZYPISY

ROZDZIAŁ 1. CZYM JEST BÓL?

1 G. Maté, _Ciało a stres: jak uniknąć_ _fizycznych kosztów ukrytego stresu_, tłum. B. Paluchowska, B. Sikora, Warszawa 2004, s. 278.

2 G.L. Engel, _The need for a new medical model: A challenge for biomedicine_, „Science” 1977, nr 196, s. 129–136; G.L. Engel, _The clinical application of the biopsychosocial model_, „The American Journal of Psychiatry” 1980, nr 137, s. 535–544; G.L. Engel, _How Much Longer Must Medicine’s Science Be Bounded By a Seventeenth Century World View?_, _The Task of Medicine:_ _Dialogue at Wickenburg_, red. K.L. White, Menlo Park 1988, s. 113–136.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: