Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

I że Cię nie opuszczę... - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
12 czerwca 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

I że Cię nie opuszczę... - ebook

Kontynuacja światowego bestselleru Jedz, módl się, kochaj

Pod koniec "Jedz, módl się, kochaj" Elizabeth zakochała się w Felipe. Wzajemne zauroczenie przerodziło się w płomienny romans. Zamieszkali razem w Ameryce, przyrzekli sobie dozgonną wierność i to, że nigdy nie wezmą ślubu. I żyliby sobie spokojnie, gdyby któregoś dnia nie zainterweniowała Opatrzność, próbując ich zmusić do zawarcia małżeństwa.

Z typowym dla siebie poczuciem humoru, inteligencją i znajomością psychiki ludzkiej Gilbert opisuje swoje zmagania z myślą o powtórnym zamążpójściu. Ujawnia tajemnice związane z małżeństwem, odpowiada sobie na pytania o dopasowanie, zachwyt sobą nawzajem, wierność, rodzinne tradycje, ryzyko rozwodu, społeczne oczekiwania, odpowiedzialność. Tak naprawdę jednak, by przekonać się, czy warto wyjść za mąż, pisze pean na cześć miłości, z całą jej złożonością i wszystkimi konsekwencjami; miłości takiej, jaka ona jest naprawdę.

Elizabeth Gilbert to autorka światowego bestselleru Jedz, módl się, kochaj oraz jego kontynuacji I że cię nie opuszczę… Pierwsza książka doczekała się ekranizacji z Julią Roberts i Javierem Bardemem w rolach głównych. Zanim autorka osiągnęła tak spektakularny sukces, napisała powieści Ludzie z wysp i Ostatni taki Amerykanin (w finale National Book Award). Za zbiór opowiadań Imiona kwiatów i dziewcząt otrzymała Pushcart Prize i była nominowana do Pen/Hemingway Award. Pracowała też jako dziennikarka w „GQ”, jej artykuły uzyskały trzy nominacje do National Magazine Award. REBIS opublikował wszystkie wymienione książki jej autorstwa, a także Botanikę duszy.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-681-2
Rozmiar pliku: 853 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Do Czytelnika

Kilka lat temu napisałam książkę Jedz, módl się, kochaj – historię mojej podróży dookoła świata, którą odbyłam samotnie, po ciężkich przeżyciach związanych z trudnym rozwodem. Miałam trzydzieści kilka lat, kiedy ją pisałam, i wszystko, co się z nią wiązało, było dla mnie jako pisarki ogromnym i nowym doświadczeniem. Przed Jedz, módl się, kochaj uchodziłam w kręgach literackich (jeśli w ogóle mnie tam znano) za kobietę piszącą na ogół dla mężczyzn i o mężczyznach. Przez lata byłam dziennikarką „GQ” i „Spin”, czasopism skierowanych do mężczyzn, i wykorzystywałam ich łamy do zgłębiania zagadki męskości. Podobnie, bohaterami moich pierwszych trzech książek (zarówno beletrystyki, jak i literatury faktu) byli supermacho: kowboje, poławiacze homarów, myśliwi, kierowcy ciężarówek, drwale…

W tamtym okresie mówiono mi często, że piszę jak mężczyzna. Nie jestem pewna, co to znaczy, ale zakładam, że ma to być pochwała. Niewątpliwie tak to wtedy odbierałam. Zbierając materiały do jednego z artykułów dla „GQ”, posunęłam się do tego, że przez tydzień udawałam mężczyznę. Ostrzygłam krótko włosy, owinęłam bandażem elastycznym biust, wetknęłam w spodnie wypchaną siemieniem prezerwatywę i przykleiłam sobie plamkę zarostu pod dolną wargą… tak bardzo się starałam wejść w skórę mężczyzny i spróbować zrozumieć jego nęcące tajemnice.

Powinnam w tym miejscu dodać, że moja fiksacja na punkcie mężczyzn rozciągała się na życie prywatne. Często dochodziło do komplikacji.

Nie… zawsze dochodziło do komplikacji.

Między zaangażowaniem uczuciowym i obsesjami zawodowymi byłam tak bardzo zaabsorbowana tematem męskości, że nie poświęciłam ani trochę czasu, by rozważyć temat kobiecości. A już na pewno nie poświęciłam jednej chwili, by zastanowić się nad swoją kobiecością. Z tego powodu i dlatego, że nie obchodziła mnie własna pomyślność, nigdy nie poznałam dobrze samej siebie. Rezultat był taki, że kiedy około trzydziestki zwaliła mnie z nóg potężna fala depresji, zupełnie nie potrafiłam zrozumieć ani wyrazić tego, co się ze mną dzieje. Najpierw rozsypało się moje ciało, potem małżeństwo, a potem – na pewien okropny i przerażający okres – mój umysł. Męski hart w tej sytuacji okazał się mało przydatny; jedynym sposobem wyjścia z emocjonalnego zamętu było szukanie po omacku. Rozwiedziona, załamana i samotna rzuciłam wszystko i na rok wybrałam się w podróż, by wejrzeć w siebie równie wnikliwie jak wtedy, kiedy roztrząsałam wymykającą mi się zagadkę amerykańskiego kowboja.

A potem, ponieważ jestem pisarką, napisałam o tym książkę.

A jeszcze później, ponieważ życie bywa czasami dziwne, książka ta stała się międzynarodowym superbestsellerem, a o mnie nagle – po dziesięciu latach mojego pisania wyłącznie o mężczyznach i o męskości – zaczęto mówić jako o autorce gatunku chick‑lit. Nie bardzo wiem, co chick‑lit ma oznaczać, ale na pewno nie jest to komplement.

W każdym razie ludzie ciągle mnie pytają, czy się tego spodziewałam. Chcą wiedzieć, czy kiedy pisałam Jedz, módl się, kochaj, przewidywałam, że książka osiągnie aż taki sukces. Nie. W żaden sposób nie mogłam przewidzieć takiej entuzjastycznej reakcji ani jej oczekiwać. Kiedy napisałam tamtą książkę, liczyłam jedynie na to, że zostanie mi wybaczone, iż jest ona pamiętnikiem. To prawda, miałam ledwie garstkę czytelników, ale za to lojalnych, którym się podobało, że młoda kobieta uparcie pisze surowe opowieści o męskich facetach zajmujących się męskimi sprawami. Nie wyobrażałam sobie, że tamtym moim czytelnikom może się spodobać dość emocjonalna, pisana w pierwszej osobie kronika poszukiwania psychicznego i duchowego uzdrowienia. Miałam jednak nadzieję, że wykażą się wielkodusznością i rozumiejąc, że napisałam tę książkę z powodów osobistych, darują mi ów wybryk, a potem wszyscy przejdziemy nad tym do porządku.

Nie tak się jednak sprawy potoczyły.

(I żeby wszystko było jasne: Książka, którą trzymacie teraz w ręku, nie jest twardą opowieścią o męskich facetach zajmujących się męskimi sprawami. Nie mówcie więc, że was nie ostrzegałam!)

Ludzie zadają mi teraz jeszcze jedno pytanie: w jaki sposób Jedz, módl się, kochaj zmieniło moje życie. Trudno na nie odpowiedzieć, bo zakres zmian był bardzo szeroki. Jako przykład wykorzystam zdarzenie z dzieciństwa: Kiedy byłam mała, rodzice zabrali mnie do Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku. Stanęliśmy tam w Sali Oceanów. Tata wskazał ręką w górę, gdzie pod sufitem wisiał naturalnych rozmiarów model wielkiego płetwala błękitnego. Chciał zwrócić moją uwagę na to, jak wielki jest wieloryb, tymczasem ja go w ogóle nie widziałam. Zważcie na to, proszę: stałam bezpośrednio pod nim, wpatrzona w niego, a mimo to był dla mnie nieuchwytny. Mój umysł nie dysponował mechanizmem pozwalającym pojąć taki ogrom. Widziałam jedynie niebieski sufit i zadziwienie na twarzach wszystkich innych (najwyraźniej działo się tam coś ekscytującego!), ale samego wieloryba nie potrafiłam dostrzec.

Podobnie było z Jedz, módl się, kochaj. Koleje książki tak się potoczyły, że w pewnym momencie już nie mogłam ich ogarnąć, dałam więc sobie spokój i zajęłam się innymi sprawami. Bardzo pomocna okazała się praca w ogródku; by zobaczyć sprawy we właściwej perspektywie, nie ma nic lepszego niż zbieranie ślimaków z krzaków pomidorów.

Z zakłopotaniem myślałam, czy po tym, co się zdarzyło z Jedz, módl się, kochaj, będę jeszcze umiała pisać w sposób naturalny, nie zastanawiając się, jakie mogę wywołać wrażenia. Nie zamierzam się tu popisywać fałszywą tęsknotą za brakiem literackiego rozgłosu, ale przyznam, że w przeszłości zawsze pisałam książki z przekonaniem, że przeczyta je niewiele osób. Na ogół taka świadomość była przygnębiająca. Miała jednak i zaletę: jeśli się straszliwie zbłaźniłam, to przynajmniej świadków było niewielu. Teraz ten problem stał się czysto akademicki: nagle miałam miliony czytelników czekających na moją kolejną książkę. Jak się pisze coś, co zadowoli miliony? Nie chciałam otwarcie schlebiać niczyim gustom, ale nie chciałam też z miejsca wykluczyć tych wszystkich bystrych, żarliwych czytelniczek… nie po tym wszystkim, czego razem doświadczyłyśmy.

Nie mając pewności co do zasad, jakich powinnam się trzymać, zabrałam się do pracy. W ciągu roku napisałam pierwszą pełną wersję tej książki – pięćset stron – kiedy jednak skończyłam, natychmiast zauważyłam, że coś jest nie w porządku. To nie był mój głos. To nie był niczyj głos. Brzmiał jak jakiś zniekształcony, dochodzący z megafonu przekaz. Odłożyłam maszynopis, jak sądziłam na dobre, i wróciłam do ogrodu, by poświęcić się kopaniu, grzebaniu i rozmyślaniom.

Chcę wyraźnie powiedzieć, że tego okresu, kiedy nie umiałam wymyślić, jak mam pisać… a przynajmniej nie potrafiłam wymyślić, jak pisać w sposób naturalny, nie można nazwać kryzysem. Wszystko poza tym układało się znakomicie, moje życie osobiste było źródłem zadowolenia, odniosłam sukces zawodowy i nie miałam zamiaru zamienić tej zagadki w jakąś katastrofę. Bo rzeczywiście była to zagadka. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy zwyczajnie nie skończyłam się jako pisarka. Przestać być pisarką nie wydawało mi się największym nieszczęściem na świecie, jeśli taki rzeczywiście miał być mój los, ale szczerze mówiąc, nie byłam pewna, czy o to w tym wszystkim chodzi. Okazało się, że musiałam spędzić o wiele więcej godzin na tej grządce z pomidorami, zanim udało mi się dojść do jakichś wniosków.

Ostatecznie znalazłam pewne pocieszenie w przyznaniu, że nie mogłam – nie mogę – napisać książki, która usatysfakcjonuje miliony czytelników. Przynajmniej nie rozmyślnie. Bo przecież nie wiem, jak napisać bestseller na zamówienie. Gdybym wiedziała, jak pisać na zamówienie głośne bestsellery, zapewniam was, że pisałabym je przez cały czas, bo już lata temu bardzo by mi to ułatwiło życie. Jednak to nie działa w taki sposób… przynajmniej nie u takich pisarek jak ja. My piszemy tylko takie książki, które musimy napisać, czy potrafimy napisać, a potem musimy je opublikować, uznając, że to, co się z nimi stanie później, to w zasadzie już nie nasza sprawa.

Zatem z mnóstwa osobistych powodów książką, którą musiałam napisać, była właśnie ta książka… kolejny pamiętnik (z dodatkiem w postaci wstawek na tematy społeczno‑historyczne!), tym razem zawierający opis wysiłków, jakie włożyłam w pogodzenie się ze skomplikowaną instytucją małżeństwa. Nie miałam wątpliwości, jeśli chodzi o temat; przez jakiś czas miałam jedynie problem z odnalezieniem swojego głosu. Ostatecznie odkryłam, że będę mogła pisać, tylko jeśli poważnie ograniczę – przynajmniej we własnej wyobraźni – liczbę ludzi, dla których piszę. Zaczęłam więc wszystko od nowa. Nie napisałam tej wersji I że cię nie opuszczę… dla milionów czytelników. Napisałam ją dokładnie dla dwudziestu siedmiu czytelniczek. A konkretnie dla: Maude, Carole, Catherine, Ann, Darcey, Deborah, Susan, Sofie, Cree, Cat, Abby, Lindy, Bernadette, Jen, Jany, Sheryl, Rayyi, Ivy, Eriki, Nichelle, Sandy, Anne, Patricii, Tary, Laury, Sarah i Margaret.

Tych dwadzieścia siedem kobiet tworzy niewielki, ale niezwykle ważny krąg moich przyjaciółek, krewnych i sąsiadek. Mają od dwudziestu paru do dziewięćdziesięciu kilku lat. Tak się składa, że jest wśród nich moja babka i pasierbica. Jest też moja najdawniejsza przyjaciółka i najnowsza. Jedna jest młodą mężatką; dwie czy trzy marzą o tym, by wyjść za mąż; kilka niedawno powtórnie wzięło ślub; jedna jest niewymownie wdzięczna losowi, że w ogóle nie wyszła za mąż; jeszcze inna właśnie skończyła trwający dziesięć lat związek z kobietą. Siedem jest matkami; dwie (kiedy piszę te słowa) są w ciąży; pozostałe – z wielu powodów, którym towarzyszą przeróżne odczucia – nie mają dzieci. Niektóre są gospodyniami domowymi; inne pracują zawodowo; kilka niezwykle zręcznie łączy jedno z drugim. Większość jest biała; kilka czarnoskórych; dwie urodziły się na Bliskim Wschodzie; jedna jest Skandynawką; dwie Australijkami; jedna pochodzi z Ameryki Południowej; jeszcze inna jest Cajunką. Trzy są bardzo pobożne; pięć zupełnie nie interesuje się problemami wiary; większość ma kłopot ze sprawami ducha; niektórym z czasem udało się dojść do prywatnego porozumienia z Bogiem. Wszystkie te kobiety łączy ponadprzeciętne poczucie humoru. Każda z nich w którymś momencie życia doświadczyła bolesnej straty.

W ciągu wielu minionych lat wypiłam morze herbaty i alkoholu, przesiadując z tą czy inną drogą mi osobą i roztrząsając kwestie dotyczące małżeństwa, zażyłości, seksualności, rozwodu, wierności, rodziny, odpowiedzialności i niezależności. Ta książka została skonstruowana wokół istoty tych rozmów. Kiedy składałam razem kartki tej opowieści, zdarzało mi się, że odzywałam się do moich przyjaciółek, krewnych i sąsiadek… odpowiadając czasami na pytania sprzed dziesiątków lat albo stawiając nowe. Ta książka nigdy by nie powstała, gdyby nie wpływ tych dwudziestu siedmiu nadzwyczajnych kobiet – jestem niezmiernie wdzięczna za ich zbiorową obecność. Jak zawsze czerpałam naukę i otuchę z tego, że są obok mnie.

Elizabeth Gilbert

New Jersey, 2009

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: