In partibus infidelium - ebook
In partibus infidelium - ebook
Trzy obrazy z przyszłości chrześcijaństwa.
Ludzkość spotyka inne gatunki inteligentne - następuje wymiana kulturowa - Obcy przyjmują ziemskie religie.
Z czasem w nieunikniony sposób staną się oni większością w łonie chrześcijaństwa i katolicyzmu - liczba Homo sapiens we wszechświecie jest znikoma w porównaniu z wszystkimi innymi rozumnymi gatunkami. Kardynałami i papieżami zostają coraz mniej podobne do ludzi istoty; w końcu Dobra Nowina wymyka się z rąk Homo sapiens i przechodzi do nowych Narodów Wybranych.
Opowiadanie z tomu "W kraju niewiernych".
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-05615-8 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– A skąd on wie, że oni wszyscy mają dusze?
– Kto?
– Noo, papież.
Katzinger spojrzał na geologa z irytacją.
– Znowu cię naszło? Pomógłbyś mi lepiej z tą zbroją.
Herle zgasił peta i podźwignął się z fotela. Garbił się i choć była to jego naturalna poza, wydawało się, że trwa w niej w obawie przed zahaczeniem głową o półki czy podwieszony do kratownic niskiego sufitu sprzęt. W ogóle habitat był ciasny. Niby przeznaczono go dla czterech osób, a teraz zamieszkiwało go tylko ich dwóch, nie znalazłoby się tu wszakże ni jednego nie wykorzystanego metra kwadratowego. Główne pomieszczenie wypełniała aparatura badawcza, peryferia komputera i system podtrzymywania życia, ściśnięte i upakowane zgodnie z doktryną kosmicznej ergonomii, potrafiącej zmniejszyć muszlę klozetową do rozmiarów książki, a prysznic zmieścić w walizce. Na dodatek panował tu bałagan, bo geolog dotąd nie zawracał sobie głowy czynnością tak prozaiczną jak sprzątanie. I gdyby nie wbudowane w system wymiany powietrza aromatory, cuchnęłoby tu niczym w chlewie.
Herle podszedł do mocującego się ze skafandrem księdza i pokiwał z politowaniem głową.
– Dałem ci przecież wczoraj nagranie z instrukcją. Nie chciało się potrenować w symulacji? Teraz będziemy się z tym mordować na żywo. Cofnij rękę. Jeszcze bardziej. To jest typ produkowany specjalnie na Rosę, CGS zaprojektowało go na nasze zamówienie, mają patent; Amerykańce i Francuzi chodzą w jakichś przeróbkach standardu, a Chińczycy... widziałeś ich, co? Czysta komedia. Nie ruszaj tego, samo wejdzie ci w żyłę. Dobrze. Teraz rozluźnij mięśnie. No, powiedz mi, skąd on wie?
– O co ci chodzi?
– Nie udawaj. Przecież wysłali cię tu, bo Watykan orzekł, że Wodniki mają dusze. Czekaliście na to sześć lat. U Jankesów na Brązowej Górze już drugi rok siedzi trzech świadków Jehowy, oblatują całe Krzywe Wybrzeże; a jeden informatyk żabojadów z Grot jest nawiedzony muzułmanin i od samego przylotu puszcza im tam w głębinę Koran, chociaż ksenologowie klną go w kamień. Konkurencja, konkurencja. Musisz teraz nadrobić opóźnienie. I właśnie nie wiem, czy wprosiłeś się do mnie na Ząb, bo wszystko jedno ci było gdzie, a tu akurat habitat świeci pustkami – czy też wybrałeś tę okolicę świadomie, z uwagi na tutejsze Wodniki. Mówiłem, żebyś rozluźnił mięśnie. No. Tak. Teraz druga. Nie bój się, one muszą wejść na końcówki nerwów, to nie boli.
– Słuchaj, Herle, przecież ty nie jesteś wierzący...
– Jasne że nie.
– ...więc co cię to wszystko obchodzi?
– No wiesz! – parsknął geolog. – Spadasz mi tu po pół roku samotności, na pewno też nie uwiniesz się z tym nawracaniem w tydzień, jesteśmy skazani na siebie, ja na ciebie, ty na mnie, do kogo innego mogę gębę otworzyć, do komputera tylko – i jeszcze się mnie pytasz, co mnie to wszystko obchodzi? A co niby ma mnie obchodzić jak nie twoja robota? Będziesz ich nawracał, nie? ...No i co najlepszego robisz? Szeroko otwarte! Szeroko otwarte! Nie mrugaj, do cholery!
Katzinger skrzywił się, nie wiadomo, czy w reakcji na słowa Herlego, czy poczynania skafandra.
– Nawracał...! – parsknął. – To nie jest takie proste...
– Toteż się pytam. Skąd on wiedział, że oni wszyscy mają dusze?
– Co to znaczy: „wiedział”? – zirytował się ksiądz.
– Kościół nie neguje ewolucji, prawda?
– Pewnie że nie.
– Wiem, wiem: Biblia alegoria, czytać między wierszami, dosłowności coraz mniej. Ale na przykład z duszy nieśmiertelnej wycofać się nie możecie. A gdzieś musi istnieć ta granica, bo tu nie ma ciągłości, jeno twarda alternatywa: „albo – albo”. Żadnych procentów, ułamków; albo masz duszę, albo nie masz. Człowiek lub zwierzę. To znaczy – człowiek jak człowiek, już nie tylko homo sapiens sapiens przecież. Więc skoro akceptujecie ewolucję, musicie ustanowić gdzieś linię graniczną, wskazać na naszym drzewie genealogicznym to miejsce, tę odrośl, prehistoryczny moment, w którym zostaliśmy przez Boga obdarzeni nieśmiertelną duszą jako istoty odpowiadające już kościelnej definicji człowieka: intelekt plus wolna wola. Prawda? Dobrze mówię? Nie zaczniesz mnie chyba przekonywać, że i to był proces naturalny, i że polegał na sukcesywnym przyroście jakiejś konkretnej cechy, zaraz doszlibyśmy bowiem do absurdu, iż nawet taki pantofelek, nawet jednokomórkowce, jako bardzo krótko uczestniczące w owym procesie, posiadają z ćwierć promila duszy. A to herezja. Więc nie.
– Znalazł się teolog – mruknął skupiony na walce ze skafandrem Katzinger.
Herle go zignorował; całkowicie pochłonął go przeprowadzany wywód, zauroczył dźwięk własnego głosu – geolog popadł w nałóg słów.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------