Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Inwazja kosmicznych warzyw - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Inwazja kosmicznych warzyw - ebook

Tom 1 zabawnych i magicznych przygód Bustera Baylissa autorstwa Philipa Reeve’a


KOSMICZNE WARZYWA ATAKUJĄ MIASTECZKO!

Przejmują kontrolę nad ludzkimi umysłami i zmieniają mieszkańców Smogley w niewolników. Rosną w zastraszającym tempie. Wkrótce zaczną
zjadać ludzi. Buster musi znaleźć sposób, jak uratować miasto przed krwiożerczymi superbrukselkami…

PHILIP REEVE, brytyjski autor kilkunastu książek dla młodzieży i ilustrator. Światową sławę zyskał w 2001 roku dzięki powieści Zabójcze maszyny, zekranizowanej przez Petera Jacksona, reżysera m.in. Władcy PierścieniHobbita. Książka zdobyła Złoty Medal prestiżowej nagrody Nestlé Smarties Book Prize. Philip Reeve został uhonorowany również innymi najwyższymi nagrodami gatunku: Carnegie Medal, Guardian Children’s Fiction Prize, Los Angeles Times Book Award.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-8097-4
Rozmiar pliku: 7,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Była trzecia nad ranem, mroczny środek nocy. Wszyscy chuligani poszli już spać, a mleczarze jeszcze nie wstali. Nawet grasujące po ulicach Smogley koty zaczęły myśleć o powrocie do domu, do swoich koszyków, żeby uciąć sobie drzemkę.

Ale na niebie, wysoko nad żółtym blaskiem ulicznych latarni, działo się coś dziwnego. Przez chmury przebijało słabe światło, jakby ktoś świecił latarką. Słychać było huk i dudnienie. Dźwięki te stawały się powoli coraz głośniejsze, niczym odgłosy dalekiego grzmotu, jakby ktoś odkurzał w pokoju za ścianą, jakby ogromna kula do kręgli toczyła się po bezkresnej drewnianej podłodze, jakby…

W dół, przez chmury pędziła kula zielonego ognia, ciągnąc za sobą smugę dymu, iskier i odłamków stopionej skały. Niesamowity blask oświetlił na chwilę całe Smogley, małe brudne miasteczko, które zalegało w głębokiej dolinie rzeki Smog, tak jak wczorajsze brudne naczynia zalegają w kuchennym zlewie. Ognista kula przeleciała nad stadionem, wielopoziomowym parkingiem, gazownią, dworcem kolejowym i wyludnioną główną ulicą. Jej lot zakłócił sen kaczkom na wysepce na parkowym stawie – obudziły się, kiedy deszcz zielonych iskier spadł na nieruchomą taflę wody. Kula przeleciała nisko nad dachami budynków w zachodniej części miasta i w końcu, z dźwiękiem przypominającym coś pomiędzy chlupnięciem a łomotem, wylądowała na grząskich nieużytkach obok kanału łączącego Smogley z Bunchester.

W pobliskim domu pogrążony we śnie chuligan poruszył się, zakopując głębiej pod kołdrą.

W jednym z mieszkań po drugiej stronie kanału mleczarz przewrócił się na drugi bok, zerknął na budzik i znów zapadł w sen, śniąc o tym, że wygrywa swoją furgonetką mleczarską z turbodoładowaniem Grand Prix w Monako.

Rozszczekało się kilka psów, dopóki nie obudzili się ich właściciele i nie cisnęli w nie kapciami.

Nikt niczego nie zauważył.

Nad nieużytkami uleciała w nocne powietrze delikatna smużka dymu, śmierdząca spalonymi ścierkami do naczyń.

Małe ogniki migotały przez chwilę z nadzieją wśród zaśmieconych krzaków, ale w końcu straciły zainteresowanie i zgasły. Wkrótce jedynym śladem świadczącym o tym, że stało się coś niezwykłego, był zamglony zielony blask, łagodnie pulsujący w miejscu, w którym spadł meteoryt…Kiedy ma się mamę, która jest panią przeprowadzającą dzieci przez ulicę, nie znaczy to wcale, że przez cały czas jest świetnie. No jasne, wiąże się z tym pewna sława – ludzie pokazują cię w szkole palcami i mówią:

– To jest Buster Bayliss. Jego mama to nasza Pani Lizakowa.

No i zawsze można postraszyć starszych łobuzów, mówiąc:

– Jak się nie odczepisz, powiem mamie, żeby kiedy następnym razem będziesz przechodził przez ulicę, opuściła lizak, a wtedy zostanie z ciebie mokra plama.

Ale był też jeden bardzo poważny minus.

Jeśli mama musi wyjechać na specjalne szkolenie dla osób pomagających dzieciakom przechodzić przez ulicę, i jeśli to szkolenie odbywa się w Belgii, i jeśli tak się składa, że jest akurat środek semestru i mama nie zgadza się z tobą, że zasługujesz na tydzień wolnego, wtedy może się skończyć na tym, że będziesz musiał zostać u przyszywanej cioci Pauliny!

– Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Tylko nie przyszywana ciocia Paulina!!! – zawył Buster, kiedy mama poinformowała go o swoich planach. – Nie wytrzymam z nią! Nie przez cały tydzień! Ona interesuje się tylko swoim ogrodem! A jej dom jest taki wysprzątany! I nazywa obiad lunchem, a podwieczorek obiadem! I mnie nienawidzi!

– Nie wygłupiaj się, Buster – burknęła mama, zajęta zawijaniem lizaka w bąbelkową folię, żeby przez przypadek nie przywalić nim komuś na lotnisku. – Jestem pewna, że bardzo cię lubi. Zobaczysz, będzie ci się tam podobało. I nie mów na nią „przyszywana ciocia Paulina”.

– Ale przecież nie jest moją prawdziwą ciocią, no nie?

– Tak – przyznała mama. – Ale Paulina Hodge to jedna z moich najstarszych przyjaciółek. Chodziłyśmy razem do szkoły. To ona pomagała mi tego dnia, kiedy zrzucałyśmy bombę z mąką na dyrektora…

Buster westchnął. Sto razy słyszał historię o mamie, cioci Paulinie i mącznej bombie, i za każdym razem nie chciało mu się w to wierzyć. Jego mama, z roześmianą twarzą, okularami i wiecznie potarganymi włosami, nadal wyglądała jak osoba, która rzuca bomby z mąką, ale zupełnie nie mógł sobie wyobrazić przyszywanej cioci Pauliny jako psotnej uczennicy. Była wysoka i poważna, a jej ufarbowane na rudo włosy trzymały się tak sztywno dzięki piance i lakierowi, że mogłaby wykonać potrójne salto w tunelu aerodynamicznym, a one nawet by nie drgnęły. Nosiła drogie ubrania z eleganckich sklepów w Bunchester, a usta malowała czerwoną szminką, która zostawiała krępujące smugi na twarzy Bustera, kiedy całowała go na dzień dobry lub na pożegnanie (i zawsze upierała się, żeby go całować na dzień dobry i na pożegnanie, kiedy przychodziła z wizytą, choć nigdy nie dała mu za ten przywilej nawet marnych pięćdziesięciu pensów, jak prawdziwy krewny). Miała nudnego męża, którego Buster nazywał przyszywanym wujkiem Timem, i nudną przemądrzałą córkę, czyli przyszywaną kuzynkę Polly, która grała w szkolnej orkiestrze na tubie i którą wszyscy przezywali Kluchą. Ale najgorsze ze wszystkiego było to, że ciocia Paulina miała kompletnego świra na punkcie ogrodnictwa. Była jedną z tych osób, które oglądają w telewizji wszystkie programy poświęcone urządzaniu ogrodów, prenumerują ilustrowane czasopisma, takie jak „Znaczenie Wody” czy „Jaka Altana?” i ciągle opowiadają o swoich cudownych pokrzywoniach i kichonosach, które właśnie zostały posadzone w donicach na patio.

– To będzie takie nudne – marudził Buster, kiedy w środę, po szkole mama wiozła go do domu przyszywanej cioci Pauliny. – A tak w ogóle, nie rozumiem, dlaczego musisz jechać na to szkolenie. Już wiesz wszystko o tym, jak być Panią Lizakową. Jesteś w tym naprawdę dobra. Od tygodni na twoim odcinku ulicy nikt nie został rozjechany…

– Ma to związek z Unią Europejską – wyjaśniała cierpliwie pani Bayliss. – Wszyscy musimy przejść szkolenie, żeby standardy przeprowadzania dzieci przez ulicę były takie same w całej Europie. W każdym razie, to potrwa tylko kilka dni i jestem pewna, że będziesz się dobrze bawił u przyszywanej… to znaczy u cioci Pauliny. No i będziesz miał Polly do towarzystwa.

– Kluchę? Ale to dziewczyna – zaprotestował Buster. – I gra w szkolnej orkiestrze, a wiesz, jacy oni są… To same dziwaki i smutasy! I pewnie będę musiał codziennie słuchać, jak ćwiczy!

Mama uśmiechnęła się współczująco i przez moment myślał, że może da za wygraną. Wiedziała wszystko na temat szkolnej orkiestry; było mało prawdopodobne, żeby komuś, kto słyszał ich wersję Marszu klaunów na wieczorze dla rodziców w ubiegłym semestrze, udało się szybko o tym zapomnieć. Co bardziej nerwowi rodzice nadal wkładali zatyczki do uszu, za każdym razem, kiedy tylko zbliżali się do szkoły. Nie chodzi o to, że orkiestra się nie przyłożyła – mieli dużo zapału i wszyscy regularnie ćwiczyli. Problem polegał na tym, że byli okropni! Byli tak straszni, że kiedy brali udział w konkursie na Młodego Muzyka Roku, sędziowie ich wygwizdali. Przecież mama nie mogła go zmusić do przebywania przez cały tydzień pod jednym dachem z ich grającą na tubie gwiazdą, prawda?

Ale pani Bayliss już podjęła decyzję.

– Będziesz się dobrze bawił – oznajmiła stanowczo, zatrzymując samochód przed domem numer 99 na ulicy Akacjowej. – Przyjadę po ciebie z samego rana w sobotę.

– Przyszywana ciocia Paulina wygoni mnie do ogrodu i będzie mi kazała pielić albo malować wapnem węgiel pod grill, albo coś w tym stylu – jęczał Buster, podążając za mamą podjazdem. – To będzie jak niewolnicza praca…

– Nie bądź niemądry, Buster – syknęła mama. – I pamiętaj, chcę, żebyś się dobrze zachowywał. Nie mów na Polly Klucha, bo to bardzo niegrzecznie. I cokolwiek będziesz robił, nie nazywaj przyszywanej cioci Pauliny przyszywaną ciocią Pauliną…

I rzeczywiście, jak tylko mama odjechała i Buster zostawił swoją kurtkę i bagaże w gościnnej sypialni, przyszywana ciocia Paulina powiedziała:

– Dobrze, skarbie, przypuszczam, że teraz zechcesz obejrzeć ogród!

Oglądanie Cudzych Ogrodów było prawie na samym końcu listy rzeczy, które Buster lubił robić, dokładnie pomiędzy Niezapowiedzianymi Dyktandami i Byciem Zjadanym przez Krokodyle. Ale ponieważ mama prosiła, żeby się dobrze zachowywał, powiedział tylko: Mmmhhhrrr i kontynuował ścieranie śladów szminki cioci Pauliny ze swojego nosa.

Ku jego zaskoczeniu, przyszywana kuzynka Polly pośpieszyła mu z pomocą. Była to tęga dziewczynka z okrągłą mądrą buzią i wielkimi okularami na nosie. Choć chodziła do tej samej szkoły co Buster, była w klasie dla mózgowców, więc nigdy nie mieli ze sobą zbyt wiele wspólnego. Wiedział o niej tylko tyle, że kiedy grała na tubie, przypominało to ryki dinozaura, który ma poważne problemy żołądkowe. Teraz zrozumiał, dlaczego wszyscy nauczyciele uważali ją za niezwykle inteligentną. Polly odwróciła się do swojej mamy i powiedziała:

– Oj, mamo, Buster nie interesuje się ogrodami…

– Nie opowiadaj głupot, skarbie – powiedziała przyszywana ciocia Paulina. – Wszyscy interesują się ogrodami. Prawda, Buster? – Zanim Buster zdołał wymyślić jakąś uprzejmą odpowiedź, ciocia Paulina złapała go za rękę i wywlekła na zewnątrz przez kuchenne drzwi.

Za każdym razem, kiedy Buster ich odwiedzał, ogród wyglądał inaczej; ciągle się zmieniał, żeby dotrzymać kroku najnowszym trendom mody. W ciągu czterech ostatnich lat był tradycyjnym wiejskim ogrodem w staroangielskim stylu (z gumowcami pełnymi niezapominajek i szopą ucharakteryzowaną na wóz cygański), japońskim ogrodem zen (ze żwirowymi esami-floresami – Buster został zbesztany za to, że rozkopał je butami – i miniaturowym mostkiem, który się załamał, kiedy Buster na nim stanął), renesansowymi włoskimi łazienkami (cokolwiek by to znaczyło) i pustynnym ogrodem w kalifornijskim stylu z dużą ilością piasku i kaktusami, między którymi nie wolno było bawić się w kowbojów.

Teraz ciocia Paulina wyjaśniała, że stara się nadać ogrodowi bardziej nowoczesny charakter. Oznaczało to pozbycie się klombów i pomalowanie wszystkiego na niebiesko. Kiedy prowadziła go od jednej nudnej cynowej kadzi z roślinami do drugiej, Buster był coraz bardziej i bardziej znudzony, aż w końcu ledwie powłóczył nogami, a jego buty wydawały smutne, ciche odgłosy szur, szur, szur, kiedy człapał za nią przez całe hektary niebieskich desek, którymi były wyłożone alejki.

Na drugim końcu ogrodu zauważył coś, co go zainteresowało. Z ziemi sterczał wielki trójkąt z nierdzewnej stali i przez chwilę Buster zastanawiał się pełen nadziei, czy to coś nie zostało porzucone przez przelatujący statek kosmiczny. Ale kiedy zapytał o to ciocię Paulinę, odpowiedziała:

– Nie, Buster, skarbie. To dzieło sztuki. Rzeźba ta została zrobiona specjalnie dla mnie przez Seamusa O’Hooligana, jednego z najznakomitszych projektantów ogrodów. Rzeźby ogrodowe to ostatni krzyk mody. Może docenisz to, kiedy będziesz starszy.

– Uhmuhmuhmm… – powiedział Buster uprzejmie. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie dostatecznie stary, by docenić pomysły na ogród przyszywanej cioci Pauliny. Jego zdaniem powinno być więcej krzaków i trochę trawy, gdzie można by było kopać piłkę. No i jakieś drzewo do wspinania.

Ciocia Paulina poprowadziła go obok błyszczącej rzeźby, przez żwirek zaśmiecony piórami małych ptaszków, które omyłkowo biorąc lśniącą powierzchnię trójkąta za kawałek nieba, uderzały w rzeźbę i spadały na ziemię, ku uciesze Puszka, grubego, zachłannego kota cioci Pauliny. Za trójkątną rzeźbą znajdowała się mała szklarnia i kiedy ciocia Paulina otwierała do niej drzwi, uśmiechnęła się dziwnie.

– Mam tu coś naprawdę interesującego, Buster! – zapewniła.

Buster doskonale wiedział, że w całej historii wszechświata nikt jeszcze nie widział niczego interesującego w szklarni, ale przypomniał sobie, co obiecał mamie i wszedł powoli do środka. Unosił się tam zapach słońca i gorącego kompostu. Pod dachem latało całe stado głupich much, które z bzyczeniem uderzały o szklane szyby. Były tam również krzaki pomidorów, na których nie rosły żadne pomidory i jakieś doniczki bez kwiatów, ale ciocia Paulina nie przyprowadziła go tu, żeby to oglądał. Stała pochylona nad czymś na półce po drugiej stronie szklarni.

– No i co o tym myślisz, Buster? To jest Pablo. Moja duma i radość! – powiedziała z dziwnym uśmiechem.

Buster nie miał ochoty tego przyznać, ale ta roślina naprawdę robiła wrażenie. Była mniej więcej wielkości jego pięści i wyglądała trochę jak mała kapusta, trochę jak wielka brukselka, i trochę jak gigantyczna koza z nosa, ale w sumie nie przypominała żadnej z tych rzeczy. Była szarozielona, a skórzaste liście u dołu łodygi, w miejscu, gdzie spotykały się z kompostem, były ciasno poskręcane, niczym sprężyny w zegarze.

– To nowa odmiana storczyka – wyjaśniła ciocia Paulina.

Dla mnie wygląda to na nową odmianę kapusty, i to niezbyt fajną, pomyślał Buster. Ale wiedział, że dorośli dadzą nabrać się na wszystko. Nie był zaskoczony tym, że przyszywana ciocia Paulina uważała tę roślinę za storczyk.

– To bardzo rzadka odmiana. Pochodzi z Ameryki Południowej czy z Japonii. Albo jakoś tak – gruchała. – Dlatego nazwałam go Pablo.

– O, jak miło… – mruknął Buster, myśląc jednocześnie: Nazwałaś go Pablo, bo jesteś szalona jak stado zbzikowanych królików.

– Jest bardzo ekskluzywny – mówiła dalej ciocia. – Kupiłam go w centrum Goatfielda. Na razie Gordon sprzedaje je tylko członkom Klubu Ogrodniczego, ale twierdzi, że niedługo staną się bardzo popularne…

– Jaki Gordon? – zapytał Buster, zastanawiając się, czy przypadkiem nie chodzi o jedną z nagradzanych begonii cioci Pauliny.

– Chodzi o Gordona Goatfielda, głuptasie! – Oczy cioci Pauliny zabłysły, wzrok stał się rozmarzony. Tak samo kolega Bustera, Ben, patrzył na Amandę Crisp z II c, za każdym razem, kiedy spotkał ją w autobusie. – Na pewno słyszałeś o Gordonie Goatfieldzie. To wspaniały człowiek! Smogley ma swojego własnego guru ogrodnictwa!

Buster myślał intensywnie, aż w końcu przypomniał sobie jak przez mgłę, że słyszał coś o jakimś nowym, mega-olbrzymim centrum ogrodniczym, które zostało niedawno otwarte na nieużytkach za starą gazownią. Czy nie nazywało się Centrum Goatfielda? Przypomniał sobie też, że widział w telewizji jego właściciela – małego krępego człowieczka z rzadkimi kosmykami włosów zaczesanymi na łysinę i okrągłą czerwoną twarzą z uśmiechem, szerokim jak u ogrodowego krasnala.

– Jestem członkinią Klubu Ogrodniczego Goatfielda! – oznajmiła ciocia Paulina z dumą. – Wiesz, otrzymujemy co miesiąc biuletyn klubowy! I czasami Gordon korzysta z naszej pomocy przy testowaniu nowych odmian roślin, jak na przykład tych storczyków, żeby się przekonać, czy są łatwe do wyhodowania przez przeciętnego ogrodnika. Dał mi specjalną ulotkę z instrukcją, czym mam karmić tego małego kolegę…

W tym momencie z brzucha Bustera wydobył się odgłos, który brzmiał mniej więcej tak:

Tylko że głośniej.

Pablo lekko się wzdrygnął, jakby przerażony złymi manierami Bustera.

– O, rety! – pociągnęła nosem przyszywana ciocia Paulina. – Wygląda na to, że nie tylko Pabla trzeba nakarmić. Lepiej pójdę do domu i przygotuję obiad.

– Obiad? – powiedział obojętnie Buster. Już jadł obiad. W szkole. Za każdym razem, kiedy mu się odbijało, czuł paskudny smak krokietów warzywnych. W końcu zrozumiał: – A! Chodzi o podwieczorek!

– Co powiesz na spaghetti po bolońsku? – zapytała ciocia Paulina. Gdyby to jego mama zadała mu takie pytanie, mógłby odpowiedzieć błyskotliwym dowcipem: „To samo, co na wszystkie białe gluty pływające w czerwonym sosie”, ale podejrzewał, że cioci Paulinie nie przypadłby do gustu żaden z jego błyskotliwych dowcipów, więc powiedział tylko, że jak dla niego brzmi nieźle. Ruszył za nią do domu, zadowolony, że zwiedzanie ogrodu ma wreszcie za sobą.

Za jego plecami, w szklarni, Pablo rozwinął jeden ze swoich zielonych, podobnych do robaków wąsów i przez chwilę badał delikatnie powietrze, jakby wyczuwał nieznany zapach Bustera. Potem chwycił przelatującą muchę i szybko wetknął szamoczącego się owada do ciemnego otworu między liśćmi.

Rozległ się cichy odgłos przeżuwania, a następnie delikatne beknięcie.Następnego dnia Buster obudził się wcześnie i leżał przez minutę czy dwie, zastanawiając się, kto zakradł się w nocy do jego pokoju i zamienił plakaty z Gwiezdnymi Wojnami i piłkarzami na okropną tapetę w kwiaty i obrazek ze słodkimi kotkami siedzącymi w kaloszu.

Potem przypomniał sobie, gdzie jest.

Na dole cała rodzina Hodge’ów wcinała właśnie śniadanie. Przyszywany wujek Tim przeżuwał tosta, słuchając lokalnej stacji radiowej, żeby się dowiedzieć, czy nie ma korka z powodu robót na drodze B5274 – ale w tej chwili spiker paplał o licznych przypadkach uprowadzeń kotów w Smogley: …gdzie w ciągu ostatniego tygodnia… zgłoszono zaginięcie przeszło dwudziestu kotów. A teraz pani Irena Minchie z ulicy Dworcowej twierdzi, że jej ukochana papużka falista Bertie została porwana ze swojej klatki na werandzie, mimo że weranda była w tym czasie zamknięta na klucz! A teraz oddajmy głos Selinie Packett, żeby zapoznała nas z całą tą historią.

Przyszywana ciocia Paulina siorbała herbatę, pogrążona w lekturze specjalnego wydania biuletynu Klubu Ogrodniczego Goatfielda, poświęconego dziwnym storczykom, który został podrzucony do skrzynki na listy wczesnym rankiem.

– Piszą, że Pablo powinien już zacząć dojrzewać – usłyszał Buster mamrotanie cioci. – Trzeba będzie go karmić trzy razy dziennie… Może lepiej pójdę zobaczyć, co u niego słychać. – I popędziła do szklarni, zabierając ze sobą biuletyn.

Przyszywana kuzynka Polly usiłowała wygrzebać z miski ostatnie ziarnko muesli, sprawdzając jednocześnie, czy w jej pracy domowej nie ma błędów.

– Cześć Klucha – zaczął Buster, ale w ostatniej chwili udało mu się to zmienić na „Klupolly”. Wiedział, że Polly nie cierpi swojego przezwiska i nie chciał ranić jej uczuć, ale był tak przyzwyczajony, że wszyscy mówią na nią Klucha, iż trudno było mu przez cały czas pamiętać, by zwracać się do niej po imieniu.

Polly nie zauważyła na szczęście jego przejęzyczenia. Uśmiechnęła się do niego szeroko i zapytała:

– Jesteś już gotowy, Buster? Poprosiłam mamę, żeby dzisiaj podrzuciła nas wcześniej do szkoły.

– Wcześniej? – powtórzył Buster. Potem powtórzył jeszcze raz. – Wcześniej? – I jeszcze raz, z mocniejszym akcentem na pytajnik. – Wcześniej?? – Nic nie rozumiał. Kto chciałby wcześniej jechać do szkoły?

– Mam prezent dla pana Dżaffadżi – wyjaśniła Polly i uniosła doniczkę z rośliną, taką jak tamta ze szklarni, tylko o wiele mniejszą, wielkości naprawdę mizernej brukselki.

– Prezent? – znów powtórzył Buster. – Prezent? Prezent? – Kto chciałby dawać prezent nauczycielowi przedmiotów ścisłych?

– Mama kupiła go w Centrum Goatfielda – wyjaśniała Polly, myjąc po sobie kubek i miseczkę. – Uważa, że jeśli dam go panu Dżaffadżi, będzie mógł trzymać go w swojej pracowni i cała szkoła na tym skorzysta…

Tego było dla Bustera za wiele. Opadł na najbliższe krzesło jak przekłuty balon.

– Domyślam się, że nie mam co liczyć na czekoladowe kulki?

– Mama mówi, że jedzenie słodyczy na śniadanie źle wpływa na zęby – powiedziała poważnie Polly. – Zjedz muesli bez cukru. Ale pośpiesz się. Chcę dać panu Dżaffadżi jego prezent, zanim zaczną się lekcje.

_Koniec wersji demonstracyjnej._
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: