Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ja, diablica - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 września 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ja, diablica - ebook

Nazywasz się Wiktoria Biankowska, jesteś zwykłą warszawską studentką. Pewnej nocy umierasz i trafiasz do Piekła. Ale nie tak normalnie umierasz, tylko zostajesz zamordowana. I nie ot tak będziesz smażyć się w Piekle, tylko stajesz się diablicą, która otrzymuje potępieńczą pracę – targowania się o ludzkie dusze. Możesz też wracać na Ziemię i udawać, że wcale nie umarłaś. I życie na Ziemi, i Piekło mają swoje zalety. Komu ofiarujesz swoje serce – koledze ze studiów Piotrusiowi czy diablo przystojnemu Belethowi? I czy twoja śmierć była naprawdę przypadkowa?

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-8525-1
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Stanęłam naprzeciwko prostego metalowego biurka. Na drzwiach z numerem 6, które właśnie minęłam, była tabliczka: Dział Zatrudnienia.

Siedzący przede mną osobnik wyglądał jak typowy urzędnik. Miał zapięty pod samą brodę kołnierzyk, krawat w szarą igiełkę i czarny, niemodny garnitur. Wypisz wymaluj pracownik skarbówki.

Niepewnie podeszłam do krzesła naprzeciwko niego.

– Proszę usiąść – usłyszałam polecenie.

Posłusznie zajęłam miejsce.

Urzędnik nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi, z rozmachem przybijał czerwone pieczątki do podań przed sobą, jak gdyby od tego zależało jego życie. Lekko przesunęłam się na krześle, które okazało się piekielnie niewygodne.

– Proszę się nie wiercić – zwrócił mi uwagę, a ja zamarłam w połowie ruchu. Z głośnym trzaskiem po raz ostatni uderzył pieczątką i zwrócił na mnie swoje czerwone tęczówki.

Nie wyglądał jak typowy diabeł. Miał grube baranie rogi, wyrastające znad ludzkich uszu, brunatną skórę i wystające z ust żółte kły. To musiał być jakiś demon niższej kategorii. Z całą pewnością nie diabeł.

Diabły były piękne.

– Nazwisko – warknął.

– Biankowska – wydusiłam, starając się usilnie nie patrzeć na niego z odrazą.

– Imię.

– Wiktoria.

– Zmarła.

– Eee... co?

– Kiedy zmarła. – Urzędnik był bardzo rozdrażniony.

Chyba zauważył, że moje spojrzenie cały czas wędrowało do jego baranich rogów...

– Ach! Dzisiaj. – Zerknęłam na zegarek, który stanął w momencie mojej śmierci. – W nocy, o 1.43.

– Przyczyna. – Demon sprawnie wypełniał czerwonym piórem wszystkie wolne pola w formularzu przed sobą.

Zamyśliłam się. Niewiele pamiętałam...

Była noc, wracałam do domu po imprezie w Stodole. Ktoś wyszedł za mną z klubu. Śledził mnie. Potem gonił. Tuż przy Polu Mokotowskim złapał za ramię, zaczął szarpać. Krzyczałam. Ale nikt mnie nie usłyszał... Mężczyzna wlókł mnie w stronę parku, między drzewa. Wyrwałam mu się, chciałam uciekać, ratować życie, ale on wyjął nóż. Błysk ostrza w świetle samotnej latarni.

– Nóż. – Widząc, że wymagał dokładniejszej odpowiedzi, dodałam: – Rany kłute w brzuch...

Zaczęłam się zastanawiać. Dlaczego wyszłam sama z tego klubu? Nie mogłam sobie przypomnieć. Nigdy tak nie robiłam. Zawsze wracaliśmy całą grupą przyjaciół. Nie rozdzielaliśmy się. Dlaczego popełniłam takie głupstwo? I czemu na litość boską zaczęłam iść w stronę parku?! To zupełnie do mnie niepodobne.

– Rozumiem – mruknął. – Skierowana przez...?

Przed oczami stanął mi przystojny brunet, który pokłóciwszy się z jakimś wyniosłym blondynem, wysłał mnie tu po krótkim wyjaśnieniu, że umarłam i pójdę do Piekła, ale że jestem za ładna, żeby marnować się na, jak to określił, „gorącym południu”. Za cholerę nie zrozumiałam, o co mu chodziło...

– Azazel kazał mi tu przyjść...

– Wszystko się zgadza. Proszę podpisać. – Podsunął mi dokument, a ja złożyłam swój podpis. – Dostanie pani ode mnie to skierowanie. Następnie pójdzie pani do Przydziałów do pokoju 66. Tam otrzyma pani dalsze informacje.

– A...? – zaczęłam, ale mi przerwał:

– Drzwi są za panią. Dziękuję i życzę miłego dnia. – Posłał mi uśmiech, który nie dosięgnął jego oczu.

Miałam pewien kłopot z oderwaniem wzroku od tych jego paskudnych zębów, które ociekały śliną. Po prostu obrzydliwe! W końcu opanowałam się, zamknęłam usta, ścisnęłam kurczowo w dłoni podany świstek i wyszłam z pokoju.

Spojrzałam przed siebie. Przede mną były drzwi z tabliczką: Przydziały, i wielkim numerem 66. Przysięgłabym, że wcześniej ich tam nie było. Odwróciłam się. Dział Zatrudnienia, z którego właśnie wyszłam, przestał istnieć. Była za mną zwykła ściana. Spojrzałam najpierw w prawą stronę wąskiego korytarza, w którym stałam, a potem w lewą. Ciągnął się w obie strony bez końca.

A jedyne drzwi znajdowały się przede mną. Nie miałam wyboru. Mogłam wejść tylko tam.

Chciało mi się płakać. Kompletnie pogubiłam się w tym, co się działo.

Umarłam...

Poszłam do Piekła...

A teraz jestem w jakimś Urzędzie!!!

Poczułam pod powiekami ciepłe łzy. Jeszcze nigdy nie czułam się taka zagubiona!

„Wdech i wydech. Pamiętaj, zawsze w tej kolejności. Nigdy dwa wdechy albo dwa wydechy z rzędu”, przypomniałam sobie słowa mojej najlepszej przyjaciółki z dzieciństwa, Zuzy. To były oczywiście żarty, niemniej podniosły mnie teraz na duchu i pozwoliły się uspokoić.

Spojrzałam na drzwi i westchnęłam ciężko. W końcu nic gorszego niż śmierć spotkać mnie już nie może. Nie ma się czego bać. Chyba...

Zapukałam.

– Proszę – zza drzwi odezwał się znudzony głos.

Weszłam do środka. Spodziewałam się zastać tam kolejnego demona, jednak, ku mojemu zaskoczeniu, za biurkiem siedział przystojny chłopak. Na mój widok przerwał teatralne ziewnięcie.

– O! Nowa! – stwierdził.

Stanęłam niepewnie w progu, nie wiedząc, co powinnam zrobić.

– Wejdź. – Wykonał zapraszający gest.

– Przysłano mnie z pokoju 6 – powiedziałam i usiadłam naprzeciwko niego.

Miał kruczoczarne włosy, momentami wpadające w granat, które zaczesał do góry w niedbałego irokeza, duże usta i złote tęczówki.

– Witaj, jestem Beleth – przedstawił się i uśmiechnął zachęcająco. – Mogę podanie?

Podałam mu je i zaczęłam błądzić wzrokiem po białych ścianach, na których wisiały tandetne akwarele. W kącie pokoju stała zasuszona paprotka. Gdyby wszyscy naokoło nie wmawiali mi, że jestem w Piekle, spokojnie pomyślałabym, że trafiłam do zwykłego urzędu.

– Jak z całą pewnością zauważyłaś, wszystkie urzędy świata wzorują wystrój wnętrz na nas. Wiesz, kto wymyślił podatki? – zapytał.

– No... ludzie?

– Nie. My! Widzę, że Dział Dezinformacji naprawdę dobrze się spisuje. – Diabeł puścił do mnie oko.

Byłam pewna, że to diabeł. Był piękny.

– Tak, jestem diabłem – mruknął, odkładając moje podanie na bok.

Zdziwiłam się. Skąd wiedział, o czym myślałam?

– Jesteś jeszcze na tyle ludzka, że z łatwością może ci czytać w myślach zwykły demon – wyjaśnił. – Po pewnym czasie, gdy się przystosujesz, twój umysł będzie zamknięty dla wszystkich. Nawet dla aniołów i diabłów.

Nagle zrozumiałam, czemu tamten urzędnik był taki niemiły. On po prostu słyszał, jak w myślach komentowałam fakt, że jest taki odrażający!!!

– Taaak – mruknął Beleth. – Mógł się na ciebie za to obrazić. Widzę, że Azazel niczego ci nie wyjaśnił. Ale się nie martw. Ja ci wszystko wytłumaczę. Umarłaś. W chwili, gdy to się stało, czas się dla ciebie zatrzymał. – Wskazał na zegarek na moim przegubie. – Teraz jesteś istotą wieczną. Czas już nie ma na ciebie wpływu. Gdy umarłaś, pojawiły się przy tobie dwie postacie: anioł i diabeł. Następnie rozpoczęły targ o twoją duszę. Wyliczały twoje dobre uczynki, ile grzechów głównych popełniłaś, ile przykazań złamałaś.

Przypomniałam sobie poranną scenę. Anioł wymieniał moje dobre uczynki. Kto by pomyślał, że podczas swojego krótkiego, dwudziestoletniego życia aż pięćdziesiąt cztery razy ustąpiłam staruszkom miejsca w tramwaju!

Mimo wszystko moja komunikacyjna szlachetność nie zwyciężyła z nagminnie łamanym drugim przykazaniem...

– Jak sama widzisz, Azazel wygrał i trafiłaś do nas – kontynuował Beleth. – Jednak tak się spodobałaś Azazelowi, że postanowił ominąć procedury. Tak na marginesie, to jakimś cudem właśnie on zawsze dostaje najładniejsze dziewczyny, ale cóż... Normalnie ktoś, kto tu trafia, staje się obywatelem Piekła. Taki osobnik wybiera sobie miejsce, gdzie chce zamieszkać, co robić i tak dalej. Nawiasem mówiąc, w Piekle nie jest źle. Nikogo nie smażymy, nie przypalamy, nie torturujemy. To propaganda tych tam. – Wskazał na sufit. – U nas po prostu jest cieplej ze względu na bliskość jądra Ziemi. Jesteśmy dość głęboko. W Niebie jest podobnie. Wieczne wakacje. Jednak jak już mówiłem, za bardzo się spodobałaś Azazelowi i staniesz się jedną z nas.

– Jak to?

Całkiem się w tym pogubiłam. Najpierw wmawia mi, że w Piekle jest luz i zabawa, a teraz jeszcze może mają wyrosnąć mi rogi?

– Bez przesady. Rogi? – zaśmiał się. – Masz obsesję na tym punkcie.

Beleth wyjął z kieszeni ozdobną srebrną papierośnicę. Wyciągnął ją w moją stronę, jednak pokręciłam przecząco głową.

Pstryknął palcami. Jak zaczarowana, patrzyłam na mały płomyk, który pojawił się znikąd, a teraz błąkał się po jego opuszkach. Diabeł jak gdyby nigdy nic przyłożył płonący palec wskazujący do czubka papierosa i przypalił go. Chwilę później płomyk zniknął, a wszystkie palce Beletha były całe i zdrowe.

Zaciągnął się i wypuścił w powietrze kilka kółek dymu.

– Właśnie o to mi chodzi – powiedział. – Będziesz pełnoprawną diablicą, będziesz miała moc. Jak wiesz, wszystkie anioły to mężczyźni. A jakkolwiek by na to patrzeć, diabły to też anioły, tylko strącone z Niebios. Tak więc diablice i anielice nie istnieją. Jednak Piekło jest znacznie bardziej postępowe od Nieba i zaczęliśmy rekrutację ponętnych śmiertelniczek.

Mówiąc to, mrugnął do mnie. Speszyłam się. Nigdy nie uważałam się za specjalnie urodziwą. Miałam za duży nos i usta, a moje włosy przypominały nastroszone ptasie pióra.

– Kochanie, jesteś diabelnie piękna – stwierdził Beleth. – Sądzisz, że bierzemy na diablice kogo popadnie? Jest ostra selekcja. A ty masz wszystko, czego potrzebujemy. Jesteś piękna i ponętna – faceci na ciebie lecą. Jesteś inteligentna, a w tej pracy trzeba być pomysłowym, żeby przegadać anioła. Poza tym jesteś słodka, kiedy się denerwujesz. – Uśmiechnął się do mnie ciepło.

Jak na zawołanie się zaczerwieniłam. Oczywiście zaraz się za to przeklęłam.

Zaśmiał się serdecznie.

Przeklęłam się jeszcze raz. No tak, przecież on doskonale słyszy moje myśli.

– Już niedługo – znowu się zaciągnął.

Zakasłałam od dymu.

– Czemu palisz? – zapytałam. – To niezdrowe.

Zatrzymał się w pół ruchu zbity z tropu, a następnie zaczął się głośno śmiać.

– Kochanie, jesteś najsłodszą osobą, jaką spotkałem – stwierdził rozbawiony. – Przecież jestem wieczny. Nie dostanę raka płuc, jak wy śmiertelnicy, i nie umrę. Tak samo jest z alkoholem. Samonaprawialna, wieczna wątroba, marzenie każdego alkoholika. Czy to nie piękne?

– Eee... tak... Czyli czekaj. Zostanę diablicą, tak?

Kiwnął głową, wbijając we mnie swoje złotawe oczy.

– Będę miała moc, tak?

Znowu kiwnął głową. Po jego ustach błąkał się uśmiech.

– I co dalej? Mam dla was pracować?

– Tak, będziesz robiła to samo co Azazel. Rekrutowała nowych obywateli Piekła.

– Znaczy potępionych? – zakpiłam.

Diabeł skrzywił się.

– To tak nieładnie brzmi. Obywatel Piekła jest wdzięczniejszym określeniem. Poza tym jest bardziej poprawne politycznie. Musisz zrozumieć różnice pomiędzy Piekłem a Niebem. Tu i tu jest fajnie i wszyscy są szczęśliwi. Tyle że w Piekle jest weselej. My mamy różnego rodzaju używki, sporty ekstremalne i inne zabawne rzeczy. Tu wszystko, no prawie wszystko, jest dozwolone. Za to w Niebie jest spokój, wyciszenie i wspólne śpiewanie. Nuuuudaaaa...

– Zaraz – przerwałam mu. – Czyli na to wychodzi, że wszystkich po śmierci czeka nagroda? A co z mordercami? Gwałcicielami?

– A to inna bajka. Oni przestają istnieć. Ich byt wewnętrzny, dusza, ka, rozum, czy jak tam zwał, znika. Sądzisz, że chcemy mieć w Piekle takich degeneratów? – obruszył się. – To co to by było za Piekło? Musisz zrozumieć, że znajdujesz się teraz w miejscu wiecznej zabawy. Z mordercami czy psychopatami nie ma dobrej zabawy...

Siedziałam dość długo w milczeniu, układając sobie w głowie to, co usłyszałam.

– Czyli nie jestem zła i nie dlatego trafiłam do Piekła? – zapytałam w końcu.

– Kochanie...

– Wiki – przerwałam mu. – Mów mi Wiki, wszyscy mnie tak nazywają.

– Dobrze, Wiki. – Uśmiechnął się do mnie ciepło.

Gdybym go spotkała w normalnym życiu, od razu straciłabym dla niego głowę.

Uśmiech na twarzy diabła znacznie się poszerzył.

Cholera... usłyszał...

– Wiki, nie jesteś zła. No dobrze... kryształowa też nie jesteś, bo inaczej trafiłabyś do Nieba. Ale wierz mi, tu bardziej pasujesz. Sama powiedz: chciałabyś przez resztę wieczności śpiewać hymny? Przecież zwariować by można. Owszem, jest w tym ogromna dawka emocji, rodzaj swoistej ekstazy, przeżywania Jego obecności...

Diabeł rozmarzył się i na chwilę odpłynął gdzieś myślami. Odchrząknął, lekko zawstydzony tym przypływem ciepłych wspomnień. Klasnął w dłonie i otworzył segregator.

– Dobra, my tu gadu-gadu, a trzeba ci przydzielić wszystko, czego potrzebujesz. W końcu nie bez powodu zajmuję się przydziałami.

Chwilę kartkował zawartość segregatora.

– O! Jest. – Podał mi kartkę ze zdjęciem ślicznego domu w stylu hiszpańskim, z basenem i zadbanym ogrodem. – Proponuję ci ten dom. Blisko morza, na niewielkim wzniesieniu. Cicha okolica, ale do dobrych klubów jest dokładnie rzut beretem. Jest jeszcze jeden plus, ja mieszkam niedaleko. – Uśmiechnął się drapieżnie.

Nawet tego nie skomentowałam.

– Czyli jak widzę, zgadzasz się. – W jego dłoni zmaterializowały się klucze. – Proszę, są do drzwi wejściowych. Ubrania znajdziesz w szafach. Co do twojego diabelskiego image’u, to proponuję, żebyś ubierała się w skóry, faceci będą schodzić na sam twój widok. A to – podał mi jakąś kartkę, którą przed chwilą wypełnił drobnym pismem czerwonym atramentem – skierowanie do pokoju 666, gdzie otrzymasz moc. Jutro jeden z naszych konsultantów pojawi się u ciebie, żeby wprowadzić cię w zawód diabła.

– OK. – Wzięłam wszystko i podniosłam się.

– Naprawdę bardzo miło było mi cię poznać. – Uśmiechnął się, a jego oczy zamigotały. – Do zobaczenia wkrótce.

– Cześć – odpowiedziałam.

Gdy zamknęły się za mną drzwi, odetchnęłam głęboko. To jakaś makabreska! Albo sen! Tak, to na pewno sen! Przecież to niemożliwe! Nie mogłam umrzeć. To na pewno jakiś koszmar. Zaraz się obudzę. Muszę się obudzić.

Poza tym co z Markiem, moim starszym bratem? Miałam tylko jego, bo nasi rodzice zmarli, jak byłam mała. Od tamtej pory mieszkaliśmy razem, a on się mną opiekował. Gdybym umarła, zostałby sam. Całkiem sam. To znaczy, pół roku temu się od niego wyprowadziłam, bo ma narzeczoną, z którą zamierzali się pobrać, ale przecież pewnie strasznie za mną tęsknił. Wiadomość o mojej śmierci musiała nim wstrząsnąć.

Znowu miałam ochotę się rozpłakać; uczucie zagubienia, na chwilę przegnane przez rozgadanego Beletha, powróciło.

Atrament na skierowaniu wysechł. Czerwone litery robiły się coraz ciemniejsze. Miałam nadzieję, że to zwykły tusz, a nie krew...

Westchnęłam i spojrzałam na drzwi przed sobą. Niekończący się korytarz przypominał mi labirynt. Tylko Davida Bowiego w formie złego demona brakowało...

Wyciągnęłam rękę i zastukałam mocno...

Do drzwi z numerem 666.2

– Proszę – odpowiedział mi gardłowy głos.

Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Na środku pokoju będzie stał ociekający krwią ołtarz z zabitą owieczką? A może zobaczę płomienie piekielne i szatana rodem z ludowych opowiadań, dzierżącego w szponach widły?

Jednak srodze się zawiodłam, bo przede mną nie było niczego takiego. Weszłam do najnormalniej wyglądającego biura, niczym nieróżniącego się od poprzednich dwóch. Za metalowym, surowym biurkiem siedział zwykły demon w niemodnym garniturze. Jeszcze brzydszy od tego z pokoju 6.

W chwili, gdy to pomyślałam, demon zmrużył groźnie oczy.

Odruchowo odwróciłam się i zerknęłam na drzwi 66, które oczywiście zdążyły już zniknąć. Dlaczego tam siedział diabeł, skoro wszędzie były demony? Dawanie śmiertelnikom mocy było chyba poważniejszym zajęciem od przydzielania mieszkań. To w tym pokoju powinien znajdować się diabeł.

Podeszłam do biurka i położyłam skierowanie.

– Hm... mam dać ci moc – mruknął demon. – Człowiekowi... Znowu...

Widać było, że nie miał na to najmniejszej ochoty.

– A ilu ludziom dano już moc? – zapytałam, siadając na niewygodnym krześle.

– Licząc z tobą, czterem kobietom... Z czego diablic mamy aktualnie dwie. Ty będziesz tą drugą – powiedział, grzebiąc w szufladzie.

Na meblach, segregatorach i lampach leżała bardzo gruba warstwa kurzu. Tutaj także stała paprotka, która jednak w porównaniu z okazami z poprzednich biur była dosłownie w stanie mumifikacji...

Cztery diablice. Demon zbytnio się nie przepracowywał.

– A co z pozostałymi dwiema? – zapytałam.

– Zrezygnowały z mocy po wygaśnięciu kontraktu – odparł z wyraźną niechęcią. – Wolały zostać zwykłymi obywatelkami Piekła.

Prychnął głośno z pogardą, przy okazji plując na blat. Najwyraźniej nie mógł zrozumieć ich decyzji.

– Kontrakt? – od razu podchwyciłam. – To jest jakiś kontrakt?

– Tak... W chwili, gdy w gabinecie numer 6 złożyłaś podpis na skierowaniu, kontrakt zaczął działać. Trwa sześćdziesiąt sześć lat od teraz.

– Jak to już trwa? Czemu nikt mi nie powiedział?! Jak to sześćdziesiąt sześć lat?! – Chwyciłam się kurczowo biurka.

– I właśnie dlatego nie lubię ludzi – rzekł demon bardziej do siebie niż do mnie. – Trzeba czytać mały druk na dokumentach, które się podpisuje. Poza tym masz przed sobą wieczność. Co cię kosztuje sześćdziesiąt sześć lat?!

Właściwie miał rację... Niemniej nadal czułam się oszukana.

Położył przede mną jabłko i kilka identycznych kartek, na których było oświadczenie, że przyjęłam moc, i miejsce na podpis.

– Proszę – powiedział takim tonem, że wcale nie zabrzmiało to uprzejmie. – Sześć egzemplarzy deklaracji.

– Nie jestem głodna. – Przesunęłam jabłko na bok, szukając drobnego druku na jednej z kopii dokumentu.

Po kilku minutach bezskutecznego wpatrywania się w kartkę doszłam do wniosku, że albo był tak mały, że nie było go widać, albo go po prostu tam nie było. Na wszelki wypadek sprawdziłam jeszcze, czy kopie aby na pewno były kopiami. W końcu znajdowałam się w Piekle. Prawdopodobieństwo, że ktoś mnie tu oszuka, było ogromne.

– A moc? – zapytałam.

Demon wskazał na małe zielone jabłko, przypominające papierówkę.

– To jest moc? – Miałam ochotę się zaśmiać.

– Musisz je zjeść – wyjaśnił. – Jesteśmy tradycjonalistami.

Czekałam, aż wyśmieje mnie, że dałam się nabrać, ale on siedział poważny ze splecionymi dłońmi.

– Serio? – zapytałam jeszcze, biorąc jabłuszko do ręki.

Nie odpowiedział. Uznał najwyraźniej, że jest to poniżej jego godności.

Gdy już miałam je ugryźć, mruknął:

– Podpis na sześciu kopiach proszę...

Podpisałam się czerwonym piórem w pustych miejscach i ugryzłam jabłko. Oczekiwałam jakiegoś prądu, który przebiegnie przez moje ciało, palenia w przełyku, mroczków przed oczami, jednak i tym razem się zawiodłam. Smakowało jak najzwyklejsze jabłko i nie wywołało żadnych skutków ubocznych. Po chwili został mi tylko ogryzek.

– I co teraz? – zapytałam.

– Wyrzuć go do kosza do utylizacji. Nie możemy dopuścić do tego, żebyś zatrzymała pestki i wyhodowała sobie własne drzewko mocy.

Posłusznie wrzuciłam ogryzek do podanego mi pojemnika.

– Gratuluję, stała się pani diablicą – powiedział demon oschłym, służbowym tonem. – Po powrocie do przydzielonego domu znajdzie tam pani szczegółowe informacje, dotyczące postępowania z mocą, a także Regulamin Piekła.

– To co teraz ze mną będzie? – zapytałam bezradnie.

– Ma pani kilka dni na przystosowanie się do nowej sytuacji i umiejętności, a potem musi pani zgodnie z umową przystąpić do pracy.

Patrzyłam na niego w napięciu. To musi być sen. Ja się na pewno zaraz obudzę. To tylko tragiczny sen.

– To nie jest sen. – Demon podał mi mały metalowy klucz z przewieszonym srebrnym łańcuszkiem.

Wzięłam go do ręki i przesunęłam palcem po misternych zdobieniach. Był żłobiony w drobne różyczki. Azazel też miał taki klucz, tylko bardziej toporny. Wsadził go w ścianę i wyczarował drzwi, które doprowadziły mnie tutaj.

– Właśnie tak – mruknął. – Należy pomyśleć o miejscu docelowym. Skierować klucz na wolną powierzchnię płaską, najlepiej ścianę, na której zmieści się przejście, i płynnym ruchem zagłębić go w materii, jednocześnie przekręcając w prawo sześć razy. Niedługo mają podobno wejść jakieś unowocześnienia. Azazel zaciekle walczy, by powstały piloty jak do telewizora... – Demon prychnął pod nosem: – Jeszcze trochę i zamienimy się w ludzi.

To nie byłoby takie złe. Ludzie są ładniejsi... – pomyślałam.

Demon zmrużył gniewnie oczy.

– Dopóki nie nauczysz się ukrywać swoich myśli, powinnaś w ogóle nie myśleć. Wyszłoby ci to na zdrowie... – warknął, znowu przechodząc na „ty”.

Zawstydzona spuściłam oczy.

– Teraz żegnam. Pomyśl o swoim domu, który Beleth ci zaproponował, i przekręć klucz.

Wstałam i na sztywnych nogach podeszłam do ściany. Zerknęłam na demona, który wpatrywał się w każdy mój ruch z niekłamanym zainteresowaniem.

– Czy gdybym nie dostała mocy, to klucz by zadziałał? – zapytałam.

– Nie.

– A jak nie zadziała mimo jabłka?

– Zadziała...

Pomyślałam intensywnie o małej willi nad brzegiem morza, z małymi cytrusami dookoła. Wyciągnęłam rękę i pchnęłam ją w stronę białej ściany. Ku mojemu zaskoczeniu, klucz wszedł w nią z lekkim oporem, zupełnie jakbym zagłębiała go w świeżo rozrobione ciasto. Jeszcze raz przywołałam w pamięci obraz domu i sześć razy przekręciłam klucz w prawo.

Ściana przed moimi oczami zaczęła falować i zmieniła kolor na ciemnowiśniowy. Chwilę później zobaczyłam przed sobą drewniane, stare drzwi. Mój klucz tkwił w ich zamku. Wyjęłam go i nacisnęłam na klamkę.

Po drugiej stronie znajdowała się mała brukowana ścieżka, otoczona falującymi na delikatnym wietrze egzotycznymi roślinami. Tuż za nią widziałam wejście prowadzące do mojego nowego domu.

Odwróciłam się i spojrzałam na demona, który nadal bacznie mnie obserwował.

– Witamy w Piekle – powiedział, uśmiechając się do mnie chyba po raz pierwszy całkowicie szczerze.

Odwzajemniłam mimowolnie uśmiech i przeszłam na drugą stronę.3

Ledwie stanęłam na kostce brukowej, drzwi za moimi plecami zaczęły się zamykać. Po chwili w powietrzu unosił się tylko błyszczący kontur, ślad ich obecności, jednak szybko znikł zdmuchnięty przez morski wiatr.

Wyciągnęłam rękę, lecz napotkałam pustkę. Nie było tutaj ściany. Drzwi zniknęły ostatecznie. Wąski chodnik prowadził od kutej bramy wejściowej do drzwi mojego nowego domu.

Z cichym świstem wypuściłam powietrze, które od dłuższej chwili mimowolnie wstrzymywałam.

A więc jestem w Piekle.

Temu zdaniu uparcie przeczyło wszystko, co dostrzegałam dookoła siebie. Żywe kolory, malownicza zatoka, jakby wycięta z magazynu podróżniczego, świergot ptaków wśród drzew, lekka słona bryza.

W oddali widziałam inne rezydencje. W porównaniu z niektórymi budowlami mój kilkunastopokojowy dom wydawał się ledwie chatką... Każdy budynek różnił się od poprzedniego, jednak wszystkie idealnie komponowały się w ten spokojny i senny krajobraz egzotycznego kurortu.

Zawsze mogłam tylko pomarzyć o wycieczce w ciepłe kraje. A teraz? Zupełnie jakbym znalazła się na wybrzeżu słonecznej Grecji.

Ruszyłam powoli w stronę domu. Zacieniony ganek wręcz zapraszał, by przysiąść na chwilę na stylowej kanapie z bambusa i rozkoszować się tym pięknym dniem. Wewnątrz dom okazał się jeszcze wspanialszy. Orientalna stylistyka i umeblowanie sprawiały, że czułam się, jakbym się przeniosła w jedną z tysiąca i jednej baśni opowiadanych szeptem przez Szeherezadę. Przesunęłam palcami po misternej, kwiecistej mozaice na jednej ze ścian.

Tak. Bardzo mi się tu podobało. Jeśli był to tylko sen, to na razie nie chciałam się z niego budzić.

Położyłam klucz na niskim stoliku zarzuconym grubymi księgami. Odczytałam na głos tytuły na grzbietach:

Regulamin Piekła tom I z VI, Zasady korzystania z mocy, Praca diabła – podstawy, Diabeł – powinność czy obowiązek?, 666 praw i zasad urzędnika piekielnego, Spis 666 restauracji i klubów Niższej Arkadii, Jak stać się ponętną i seksowną w godzinę.

Zaśmiałam się pod nosem. Podejrzewałam, że ostatnia pozycja to raczej drobny upominek powitalny od Beletha.

Za niskim szezlongiem znalazłam resztę pokaźnych rozmiarów tomów Regulaminu Piekła (każdy miał oczywiście 666 stron), a także kilka planów okolicy i poradników. Na razie jednak zostawiłam książki i ruszyłam na dalsze zwiedzanie domu, który okazał się ogromny. Wszystkie pomieszczenia były pełne światła wpadającego przez wysokie okna, zaopatrzone w drewniane okiennice.

W końcu dotarłam do głównej sypialni, w której stało ogromne łoże z baldachimem. Leżała na nim satynowa burgundowa pościel i niezliczone kremowe poduszki. Jego rozmiary mogły sprawić, że w nocy, po ciemku, dwie osoby mogłyby mieć pewien problem ze znalezieniem siebie.

Przepastne szafy pełne były dobrej jakości ubrań. Wzięłam do ręki karminową suknię, której dekolt kończył się gdzieś w okolicach pępka.

– „Diablo Gabana” – odczytałam na głos.

Spojrzałam na tył sukni, ale plecy były jeszcze bardziej wycięte. Tak więc to, co początkowo wzięłam za dekolt, chyba rzeczywiście musiało nim być. Beleth chyba śnił, jeżeli myślał, że ją kiedykolwiek włożę...

Przerzuciłam jeszcze kilka ubrań, przyglądając się metkom z nieznanymi markami. W końcu natrafiłam na bluzkę podpisaną M&S.

O! Marks & Spencer? Wreszcie coś ziemskiego i ludzkiego!

Zerknęłam na drugą stronę metki. A jednak nie. Mefisto & Szatan...

Sypialnia była połączona z olbrzymią łazienką. Uśmiechnęłam się pod nosem. Skoro ten sen jeszcze trwa, to mogę go wykorzystać. Odkręciłam kurki w wannie i nalałam pachnącego czekoladą płynu do kąpieli. Jedna ściana w sypialni była cała zbudowana z luster powiększających i pogłębiających całe pomieszczenie. Spojrzałam na siebie. Wyciągnięte na kolanach dżinsy, ubłocone adidasy, czarny podkoszulek i potargane włosy. Doprawdy sam seksapil...

Zerknęłam na czerwoną sukienkę porzuconą na szerokim łóżku z baldachimem. Wzięłam ją do ręki. W końcu nic się nie stanie, jeśli ją przymierzę.

Przez następną godzinę, podczas której woda zdążyła wystygnąć, przymierzałam kolejne ubrania, odwieszając starannie te, które mi się podobają, a rzucając na ziemię takie, których nigdy bym nie włożyła.

Wieczorem, leżąc już w wannie, z maseczką na twarzy i odżywką na włosach, wertowałam Jak stać się ponętną i seksowną w godzinę. Nie była to może literatura najwyższych lotów, jednak uznałam, że Regulamin Piekła i pozycje dotyczące pracy diabła mogę spokojnie przeczytać później.

*

Przeciągnęłam się z zadowoleniem. Przyjemnie rozespana przewróciłam się na drugi bok. Na moją twarz padło ciepłe słońce. Mruknęłam pod nosem coś niezrozumiałego. Było mi tak dobrze. Otworzyłam oczy.

Zobaczyłam wysokie uchylone drzwi, prowadzące na balkon. Biała, półprzezroczysta firanka haftowana w złote róże poruszała się delikatnie na ciepłym wietrze.

Gdzie ja jestem?

Zalała mnie fala wspomnień. Mężczyzna w parku. Nóż. Krew. Ból.

Złapałam się za brzuch i odwinęłam satynową pościel. Na moim brzuchu pod podkoszulkiem nie było najmniejszego śladu. Przesunęłam palcami po gładkiej skórze. Przez chwilę czułam jeszcze fantom dawnego bólu.

Ponownie się rozejrzałam. Zalana światłem, utrzymana w ciepłej tonacji sypialnia mojego nowego domu. W Piekle...

Po raz pierwszy od śmierci po moim policzku potoczyła się słona łza.

To nie sen. Ja umarłam... Ja naprawdę umarłam. Już nie mogłam wmawiać sobie, że to wyjątkowo rozbudowany sen, omam. To wszystko było prawdziwe.

Zaczęłam bardzo tęsknić za bratem. Chciałam się do niego przytulić. Pomyślałam o koleżankach. Zuza była dla mnie niczym siostra. Co teraz? Właśnie szykują mój pogrzeb czy dopiero, zaniepokojeni moją nieobecnością, rozpoczęli poszukiwania mojego ciała?

Nie wiem, jak długo leżałam, płacząc. Zegarek na moim nadgarstku zatrzymał się w chwili mojej śmierci. Czas już dla mnie nie istniał.

W końcu wygonił mnie z łóżka głód. Nadal w piżamie, na którą wybrałam pierwszy lepszy podkoszulek i krótkie dresowe spodnie (satynowe koszulki z masą koronek jakoś mnie nie pociągały), zeszłam na dół.

W kuchni odkryłam, że lodówka i wszystkie szafki są puste. Owszem, znalazłam masę garnków, patelni i nowoczesnego sprzętu kuchennego, którego nie potrafiłabym obsługiwać nawet z instrukcją, jednak nie było nawet odrobiny jedzenia.

Zaraz, czy Jezus przypadkiem nie stworzył jedzenia z niczego? Skrzywiłam się. Nigdy nie byłam specjalnie religijna. Będę musiała podciągnąć swoją wiedzę z zakresu Biblii i historii chrześcijaństwa, bo całkiem tu zginę.

Poszłam do salonu po książkę o korzystaniu z mocy. Powinnam wczoraj od niej zacząć lekturę, a nie od wybitnego dzieła o tym, jak domowym sposobem zrobić maseczkę oczyszczającą z ogórka. W końcu i tak nie miałam ogórków...

Szybko znalazłam rozdział dotyczący jedzenia i tworzenia przedmiotów.

Ale zaraz? Miałam wskazać na coś palcem? A może zamachać łyżką jak Harry Potter różdżką?

Zdecydowałam się na palec. Wyciągnęłam go w stronę blatu kuchennego i pomyślałam o francuskim rogaliku. Tuż przed moimi oczami pojawił się znikąd. Ha!

Zadowolona z siebie ugryzłam rogalik. Smakował... no właśnie niczym nie smakował.

Wróciłam do książki. Aaa... musiałam pomyśleć o smaku, zapachu, konsystencji, zawartości odżywczej... Nie za dużo do myślenia? Aż jeść się odechciewa...

Spróbowałam. Tym razem dietetyczny rogalik francuski na bezkalorycznym maśle był przepyszny. Zjadłam aż trzy, oczywiście najpierw je powielając, żeby nie musieć myśleć o tym wszystkim jeszcze raz.

Książka o mocy była ciekawsza, niż wskazywałaby na to szara okładka i enigmatyczny tytuł. Po drodze do sypialni stworzyłam na stoliku w salonie kilka fotografii Marka i koleżanek, akwarelę z mojego pokoju na ścianie, rowerek gimnastyczny w kącie i telewizor plazmowy z odtwarzaczem DVD, a także regał, na którym stanęły za jednym machnięciem palca w kolejności alfabetycznej wszystkie książki walające się koło szezlongu.

W chwili gdy siedziałam przy toaletce we właśnie stworzonej błękitnej sukience i eksperymentowałam z makijażem, ktoś sześć razy zastukał do drzwi...

Konsultant.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: