Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jak rozkochałam w sobie księcia - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
14 lutego 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,99

Jak rozkochałam w sobie księcia - ebook

Nikt nie mówił, że życie jest proste – zwłaszcza dla kobiety w XIX-wiecznej Anglii. Jako nieślubna córka hrabiego i kurtyzany nieustannie walczę o siebie i swój byt. Na moją pomoc liczy także mała Lulu, którą za wszelką cenę muszę chronić przed złem tego okrutnego i brutalnego świata.

W najmniej oczekiwanym momencie pojawia się szansa na lepsze jutro… Tylko czy zdołam odegrać rolę swojej przyrodniej siostry i uwieść mężczyznę, który szuka żony o nieskazitelnej reputacji? Czy będę w stanie oczarować księcia, który po śmierci ojca i brata musi zadbać o rodowe nazwisko?

Trzy przykazania dla Charlene:

· Oczaruj i uwiedź aroganckiego księcia.

· Bądź powabna i delikatna jak angielska róża (i pamiętaj o konwenansach).

· Nie zakochaj się w księciu – nieważne, jak bardzo będzie cię kusił.

Co może się wydarzyć, gdy arogancki książę pozna nietuzinkową pannę, która na dodatek nie jest tym, za kogo się podaje? Odpowiedź znajdziesz w tej książce! Daj się porwać dworskim intrygom oraz uczuciu, które jest ponad klasy społeczne. Ta historia sprawi, że zamarzysz o wytwornych balach i zielonookim księciu.

Monika Finfando, @bookshunterx

Może i główna bohaterka rozkochała w sobie księcia, ale to mnie uwiodła ta historia. Rzuciła na mnie urok. Zafascynowała. Takie książki czyta się skandalicznie dobrze!

Barbara Bandyk, @

Debiut literacki, który czyta się jak najwybitniejsze romanse. Uprzedzam wszystkie czytelniczki: zakochacie się w powieściach Lenory Bell.

Eloisa James

„Jak rozkochałam w sobie księcia” to niezwykle emocjonująca książka. Jeśli szukałaś nowego, odważnego głosu w romansie historycznym, twoje poszukiwania kończą się tutaj. Lenora Bell to jest to!

Sarah MacLean

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-958-0
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MASZ TRZY SEKUNDY, BY WYJŚĆ

Książę musnął palcem jej policzek, wpatrując się w jej usta.

– Radzę ci wyjść – powiedział.

Charlene uniosła głowę.

– W każdej chwili mogę cię powstrzymać i powalić, nie zapominaj o tym – odparła.

– Czy to wyzwanie? – Jego wyraziste zielone oczy zasnuła mgiełka. – Nigdy nie umiałem oprzeć się próbie sił.

– Nie boję się ciebie.

Na jego wargach zamajaczył niecny uśmiech.

– A powinnaś.

Och, ale z niego arogant. Myślał, że zniewoli ją pocałunkiem. Nie miał o niczym pojęcia.

– Jedna – rzekł, a pociągnięty przez niego szal spłynął u jej stóp. – Druga. – Musnął palcem jej usta i wsunął go między wargi, opuszką dotykając języka.

Poczuła smak słonawej skóry i cynamonu w wypitej czekoladzie.

W przestrzeni między nimi zawisło jedno niewypowiedziane słowo.

Pora była niewłaściwa. To zakrawało na szaleństwo.

– Trzecia – szepnęła.ROZDZIAŁ 1

Surrey 1817

„Nada się”.

James wycelował w pogodnie uśmiechniętą twarz okoloną złotymi lokami i cisnął sztyletem. Trafienie. Idealnie między łagodne niebieskie oczy.

– Znakomity wybór, Wasza Książęca Mość. – Cumberford podsunął okulary na wąski nos i zajrzał do księgi. – Panna Dorothea Beaumont, najstarsza córka hrabiego Desmond.

Panna Dorothea. Klacz pełnej krwi przeznaczona do rodzenia czempionów.

– Co o niej sądzisz, Dalton?

Odpowiedzią było pijackie chrapnięcie. Garrett, markiz Dalton i przyjaciel Jamesa, leżał wyciągnięty na kanapie, z ręką zwieszoną nad podłogą, w drugiej wciąż ściskając pustą szklaneczkę.

James wybrał kolejny sztylet ze skórzanego pokrowca i wpatrzył się w pastelowe portrety, które zamówił anonimowo u rysownika z redakcji pewnej gazety.

Śtrr! Ostrze przebiło delikatną łabędzią szyję. Śtrr! Teraz rozkroił arystokratyczny nosek.

Cumberford zaczął odczytywać rodowód, odsunąwszy się jak najdalej od noży.

James łyknął więcej brandy.

Jak do tego doszło? Był hańbą swojego rodu, nic niewartym nicponiem. Powinien przedzierać się w tej chwili przez dżunglę w Indiach Zachodnich, a nie szukać kandydatki na żonę.

Małżeństwo nigdy nie leżało w jego planach.

Następny rzucony nóż odbił nieco w bok, o centymetry mijając nos Cumberforda, i wbił się w bordowy grzbiet _Żywotów i czasów_ autorstwa czcigodnego przodka Jamesa, pierwszego księcia Harland.

Jeśli Cumberford nie pochwalał haratania mahoniowej boazerii, którą obłożono ściany biblioteki, to nie dał tego po sobie poznać. Zbyt długo prowadził interesy rodu Harland, aby zdradzać swoje uczucia.

– Do diaska! – warknął James.

– So es? – spytał Dalton, podnosząc wreszcie głowę z poduszek.

– O mało nie wybrałem Cumberforda – zażartował.

– W rzeczy samej, Wasza Książęca Mość – potwierdził wymieniony.

– O mało nie zrobiłeś czego? A w ogóle czemu trzymasz nóż? – Dalton jęknął i zgiętą ręką zasłonił oczy. – Gdzie ja jestem?

James kiwnął głową i lokaj dolał Daltonowi trunku.

Dalton zamknął podkrążone niebieskie oczy.

– Niedobrze mi. Będę wymiotował.

– Ani mi się waż. – James ściągnął przyjaciela z kanapy i zacisnął jego palce na rękojeści noża. – Przydaj się na coś.

Mężczyzna popatrzył na sztylet.

– Masz słuszność – odparł. – Gdy już wpadniesz w pułapkę małżeństwa, będę twoją jedyną, ostatnią nadzieją. Szykuje się koszmar. Powinienem więc natychmiast położyć temu kres.

– Nie mnie, głupcze. – James obrócił go twarzą do ślicznotek na papierze. – Jedną z nich.

Patrzyły na nich trzy naszpikowane nożami damy. Najwyraźniej nie przypadła im do gustu rola poduszeczek na szpilki. James mógłby przysiąc, że panna Dorothea zmrużyła duże oczy.

– Nie przemyślałeś tego należycie – ciągnął Dalton. – Dopadną cię jak wataha wilków. W Warbury Park zaroi się od przebiegłych niewiast. Muszę wyjść. Szybko.

Zrobił niepewnie krok do przodu. James natychmiast go podtrzymał.

– Skoro przybyłeś niezaproszony, możesz przynajmniej pomóc mi w ocenie kandydatek.

– Jeśli musisz urządzić konkurs na żonę, to dlaczego nie zaczekasz na sezon jak cywilizowany jegomość? – Dalton pacnął się wolną dłonią w czoło. – Och, czekaj, zapomniałem. Przecież ty w ogóle nie jesteś cywilizowany. Wiesz, jak cię nazywają w Londynie. Jego Bydlęca Mość. Występny książę.

– Słyszałem o sobie gorsze opinie.

– To przynajmniej rozważ przystrzyżenie tej barbarzyńskiej brody. Wyglądasz jak pirat.

– Rzućże wreszcie tym nożem.

Dalton spojrzał zmrużonymi oczami na rząd rysunków przytwierdzonych do ścian biblioteki.

– Wszystkie takie same – wybełkotał. – Miękkie wargi i trzepotliwe rzęsy. Dopóki nie złapią cię w sidła. Wtedy będzie język harpii i wzrok Meduzy, który zamienia mężczyznę w kamień za jedno spojrzenie na inną kobietę. Słaba rozrywka, powiadam ci. Słaba.

James wzruszył ramionami.

– Tak naprawdę to zabiegam o względy ich ojców – rzekł. – Cumberford zapewnia mnie, że to najbardziej wpływowi panowie mający wyrafinowane, godne pożądania córki.

– Aha! – Dalton chwycił go za fular. – Skoro zależy ci na ojcach, to ich tutaj zaproś. Spoimy ich twoją wyborną brandy i ustalimy warunki jak dżentelmeni. Wtedy córkę spotkasz dopiero w dniu ożenku.

James pokręcił głową.

– Chcę sam wybrać sobie narzeczoną. Potrzebuję rozsądnej wspólniczki w interesach. Osoby wytwornej, dystyngowanej, o nieskazitelnym charakterze, potrzebuję wszystkiego tego, czym sam nie jestem.

– Życzę powodzenia.

– Kiedyś ty się zrobił taki cyniczny? W szkole zawsze wypowiadałeś się elokwentnie o pięknie i estetyce.

– Z biegiem lat. – Dalton wymachiwał nożem. – To życie mnie zmieniło, mój stary przyjacielu. Rozczarowania zbyt liczne, aby je zrachować. Na pewno nie chcesz się jeszcze zastanowić?

– To nie wchodzi w grę. Znasz warunki.

– Znam, znam. – Dalton się skrzywił. – Musisz spłodzić potomka. Utrwalić spuściznę rodu Harland. Otworzyć tę swoją drogocenną manufakturę. Co za stek bzdur. Cholernie parszywa sytuacja, jeśli chcesz znać moje zdanie.

– Mnie się to nie podoba tak samo jak tobie. Ożenek to ostatnia rzecz, jakiej bym pragnął. Nie potrzebuję jeszcze bardziej komplikować sobie życia.

James zabębnił palcami po udzie.

Nie chciał tego. Ani tytułu księcia, ani żony z socjety.

Przez ostatnie dziesięć lat włóczył się po świecie, żyjąc według własnych zasad. Nie zamierzał wracać do zimnej, ograniczonej Anglii i stać się tyranem o wąskich horyzontach jak jego ojciec. Lecz teraz musiał znaleźć sobie niewinną dziewicę, którą złoży na ołtarzu wszechwładnej reputacji i dobrego imienia, córkę arystokraty o niewyczerpanych zasobach i mocnych koneksjach politycznych. Potem zaś wyjedzie jak najszybciej.

Machnął ręką w kierunku pastelowych rysunków.

– Z pewnością co najmniej jedna z tych ślicznych dam jest dobrym materiałem na księżną. Powściągliwą, dobrze ułożoną…

– Meduzą! – O dziwo, Dalton zdołał trafić sztyletem w krawędź jednego z portretów.

Cumberford zdobył się na ciche westchnienie ulgi.

– Kolejny wspaniały wybór – oznajmił. – Panna Alice Tombs, córka pana Alfreda Tombsa, który, jak głosi plotka, zgromadził majątek ponad…

– To już cztery – powiedział James. – Doręcz zaproszenia, Cumberford. Chcę jak najszybciej zakończyć te eliminacje.

Nastał sierpień. Okres żałoby po ojcu i bracie zbyt długo już więził Jamesa w Anglii. Należało obrać kurs na Indie Zachodnie, zanim pora huraganów sprawi, że rejsy oceaniczne staną się jeszcze bardziej niebezpieczne. James zamierzał zostać w Anglii tylko po to, aby spłodzić potomka i zapewnić sukces swojej nowej manufakturze wyrabiającej kakao.

– Bardzo dobrze, Wasza Książęca Mość. – Cumberford się ukłonił. – Jutro z samego rana osobiście doręczę zaproszenia dla szczęśliwych wybranek.

James skinieniem głowy odprawił swego zarządcę, który wręcz rzucił się biegiem do drzwi, aby się oddalić od pijackiej zabawy nożami.

– Jeszcze nie jest za późno. – Dalton wzniósł pięść. – Odwołaj ogary, wstrzymaj polowanie!

– Cztery damy. Trzy dni. Czy coś może pójść źle?

Dalton westchnął.

– Nie masz pojęcia, jak bardzo źle. Nie mów potem, że cię nie ostrzegałem, mój książę.

Książę.

Przecież książę nie żył.

James podprowadził przyjaciela z powrotem do kanapy i dolał sobie brandy.

Wciąż widział oczami wyobraźni trumnę ze srebrnymi uchwytami niknącą w ciemnej krypcie udrapowanej na czarno rodowej kaplicy. Wciąż czuł woń śmierci i mdły zapach lilii. Angielski deszcz przedarł się przez wełnę i płótno, aż zlodowaciała mu skóra.

Wbił sztylet głęboko w gładki blat ojcowskiego biurka z mahoniu.

„Jestem ostatni z rodu. Nigdy tego nie chciałem. Nigdy nie chciałem być księciem”.

To jego brat William był idealnym kandydatem na głowę rodziny. Ustatkowany, trzeźwo myślący, posłuszny, praworządny. Ale zginął w tym samym wypadku, w którym ich ojciec odniósł ciężkie obrażenia, skutkiem czego pół roku później wyzionął ducha.

James szarpnął za stryczek, który społeczeństwo nazywało fularem, łaknąc haustu powietrza. Nigdy nie potrafił przestrzegać zasad ani podążać wytyczoną ścieżką. Teraz jednak to od niego zależał los wielu ludzi.

Nie tylko dzierżawców i pracowników. Pomyślał o małej dziewczynce śpiącej w pokoiku na piętrze. O jej smutnych ciemnych oczkach i napadach buntowniczej wściekłości. Co za nieoczekiwane brzemię.

Lecz mała będzie bezpieczna w Anglii, pod skrzydłami nowej niewinnej księżnej, która ochroni ją przed pogardą socjety i zadba o jej rozwój. Czy to jednak nie za duże oczekiwania wobec każdej młodej, niedoświadczonej kobiety?

Pociągnął łyk brandy i przyjrzał się rysunkom.

Nie został stworzony do roli księcia, ale mógł wybrać dla siebie idealną księżną.

Jak można było oczekiwać, Cumberford zgromadził piękną kolekcję angielskich róż. Niewątpliwie wszystkie te gracje miały przytępiony wzrok i skrępowaną duszę – typowe w przypadku odpowiednio wychowanych arystokratek.

Po przybyciu do Anglii James zachowywał niezwykłą dla siebie wstrzemięźliwość płciową, był jednak pewien, że panny na wydaniu są zbyt skromne, aby go kusić. Tym lepiej. Nie mógł sobie pozwolić na żadne rozkojarzenie. To miał być zakontraktowany interes, a nie miłosne spełnienie.

Opróżnił flaszę i wzniósł szklaneczkę w kierunku niewinnych oczu i anielskiego uśmiechu panny Dorothei.

Musiałaby być świętą cierpiętnicą, aby wyjść za mężczyznę jego pokroju.

*

Zdarzały się takie noce, kiedy Charlene Beckett czuła się właśnie cierpiętnicą.

Gdy bolał ją kręgosłup, a palce miała starte od prania. Gdy w głowie ją łupało od wpatrywania się w liczby, które nigdy nie chciały się odpowiednio zsumować.

W takie noce trudno było o uśmiech, otuchę, okazanie siły.

Właśnie teraz.

Z każdym kolejnym krokiem wlokła się coraz wolniej po schodach do swojego pokoju na piętrze. Pragnęła tylko paść do łóżka i naciągnąć kołdrę na głowę. Odciąć się od odgłosów dobiegających z góry.

Ciche chichoty. Gromkie męskie głosy. Pląsanie palców po klawiszach pianina.

Ściśnięta pośród różowego aksamitu i piór, wzmocniona laudanum, aby powstrzymać kaszel, który nasilał się każdego dnia, mama prowadziła na piętrze swój dyskretny dom uciech znany jako Różowy Puch.

Charlene oparła się na moment o ścianę. Skrzywiła się w reakcji na kaszel matki. Jutro znajdzie sposób, aby namówić ją do rezygnacji z pracy. Teraz musi się położyć spać.

Drzwi do pokoju były uchylone.

– Lulu – odezwała się, otwierając drzwi szerzej, przekonana, że czeka na nią młodsza siostra.

Z półmroku wyłonił się orli nos nad białym fularem.

Serce Charlene zamarło. Nastała chwila, której lękała się od ponad roku.

„Tylko nie dziś, nie dziś. Proszę”.

– Czekałem na ciebie, ślicznotko – odezwał się lord Grant. Podniósł się ze swojego miejsca przy oknie.

– Wasza lordowska mość. – Charlene zapanowała nad drżeniem głosu, choć panika dławiła jej gardło. – Nie spodziewaliśmy się pana przez kolejne kilka miesięcy.

– Nie mogłem na tak długo zostawić swojej trzódki.

Wszedł w krąg światła roztaczanego przez lampę naftową. Charlene zdusiła w sobie odruchowy wstręt. Zdjął szare rękawiczki z koźlej skóry i położył je na stole. Przeciągnął dłonią po falistych brązowych włosach, lepkich od pomady o zapachu pomarańczy. Można byłoby go uznać za przystojnego mężczyznę, ale Charlene wiedziała, że pod gładkim obliczem kryje się głębokie zamiłowanie do okrucieństwa.

Grant zmierzył spojrzeniem jej postać.

– Wciąż tak samo piękna, nawet w tej nijakiej sukni.

Charlene otworzyła drzwi na oścież w nadziei, że na korytarzu dostrzeże jakiś ruch. Niestety byli sami.

Zbliżył się. Powstrzymała drżenie ciała.

Musnął palcem jej policzek.

– Śniłem o tej chwili.

Ona też. Lecz w jej snach był biały dzień, a ona płonęła tak wielką i zapiekłą nienawiścią, że potrafiła przemóc dławiący ją strach.

– Potrzebujemy więcej czasu – odparła.

– Więcej czasu? – Ujął ją dłonią za podbródek. – Nie pojmuję.

– Żeby zebrać fundusze. Potrzebujemy na to więcej czasu.

Matka Charlene, znana jako madame Łabędzica, otworzyła ekskluzywny dom uciech dzięki podarkom otrzymanym od pewnego dobrodzieja, lecz miała zbyt miękkie serce, aby prowadzić taki interes. Większość zysków trafiała do rąk pracownic. Przyjęła więc pożyczkę od lorda Granta, stałego klienta, a on przybył teraz, aby upomnieć się o swoje.

Roześmiał się i chwycił twarz dziewczyny w obie dłonie. Szarpnęła głową, ale ją przytrzymał.

Jego paznokcie były lśniącymi, wypielęgnowanymi półksiężycami bieli. To inni brudzili sobie ręce za niego. Była zaskoczona, że nie przyprowadził dziś jednego ze swoich pachołków, aby ją obezwładnił, gdyby sprawiała kłopoty. A na to się zanosiło.

– Opornie się uczysz, prawda? – spytał. – Życie nie musi być skomplikowane. Może być bardzo proste. – Przysunął czoło do jej czoła. – Chcę ciebie, niczego innego. Ty będziesz zwrotem pożyczki. – Uszczypnął ją w ucho, a ciężka gorzka woń pomarańczy, którą wydzielały jego włosy, oszołomiła jej zmysły. – Gotów jestem wybaczyć i zapomnieć.

Charlene zastygła. On był gotów wybaczyć i zapomnieć. Opanowała wzbierający w niej gniew. Gdy spotkali się ostatnim razem, wymachiwał rozgrzanym do czerwoności żelazem, chcąc wypalić na jej skórze herb swojego rodu. I wprowadzić ją w ten sposób do swojego osobistego haremu.

Pochylił głowę, aby wtulić się w jej szyję.

– Nie utrudniaj nam tego niepotrzebnie.

Wiedziała, że nigdy nie zapomni chwili, gdy wzniósł rozżarzone żelazo nad jej ramieniem. Jej świat rozpadł się wtedy na dwoje, jak jajko, z którego wylało się białko i żółtko. Dotąd ufała, że życie jest pełne obietnic, być może uwierzyła nawet w obietnicę spełnionej miłości. Potem zrozumiała, że zamożni arystokraci skrywają w sobie nasienie zła. I że nigdy się nie zakocha. Nigdy nie da nikomu nawet odrobiny władzy nad sobą.

Nadejście Kyuzo, stróża domu uciech, uchroniło ją przed napiętnowaniem ciała. Nazajutrz baron wyjechał do Szkocji. W następnych miesiącach, w oczekiwaniu na jego powrót, Charlene uczyła się samoobrony.

„Przypomnij sobie, jak ćwiczyłaś, Charlene”.

„Opanuj gniew, opanuj strach. Jesteś płynącą łagodnie rzeką”.

„On nie wie, że jesteś przygotowana”.

Objął ją w talii i przyciągnął do swojego nieustępliwego ciała.

– Nie opieraj mi się, ślicznotko – szepnął jej do ucha i pocałował w szyję.

– Puść mnie, panie.

– Nie chcesz tego, co mogę ci dać? – spytał, szczerze zdziwiony. – Nie masz dość noszenia worków zamiast sukni i rąk cuchnących ługiem? Wprowadzę cię do świata przepychu. Będziesz miała jedwabie i francuskie pachnidła.

I stanie się przedmiotem, cudzą własnością dającą rozkosz mężczyźnie? Za żadne skarby świata!

– Puść mnie, panie – powtórzyła, patrząc mu śmiało w oczy.

– Nie. Zbyt długo marzyłem o tej chwili.

„Zaczekaj, aż przepełni go energia”. Słowa Kyuzo rozbrzmiały jej w głowie. „Wykorzystaj jego energię przeciwko niemu. W ten sposób będziesz miała siłę dwojga”.

Odwróciła twarz, żeby uniknąć pocałunku w usta. Chwycił ją dużą dłonią za gardło i przytrzymał głowę.

„Za moment”.

„Czekaj. Oddychaj”.

„Teraz”.

Zrobiła szybki krok do tyłu zgodnie ze wskazówkami Kyuzo. „Chwyć oburącz rękę, którą ścisnął ci gardło. Wygnij się do tyłu, jak najdalej od niebezpieczeństwa. Wykręć rękę w nadgarstku. Zablokuj łokciem jego łokieć. Lewa stopa do prawej. I pchnij”.

– Co, do diabła! – wykrzyknął Grant.

Padł na jedno kolano i stęknął zdumiony. Rękę miał nienaturalnie wykręconą.

W tej chwili Charlene mogłaby bez trudu złamać ją w łokciu.

„Oddychaj. Wolna od gniewu”.

Zwiększyła nacisk na słaby, bezbronny staw, aż Grant musiał paść na oba kolana.

– Nie jestem rzeczą, którą możesz sobie wziąć.

– Nie ty o tym decydujesz – wyjąkał, próbując wyrwać rękę z uchwytu.

– Charlene! – Do pokoju wpadł Kyuzo. – Usłyszałem hałasy.

Puściła barona.

Grant dźwignął się na nogi, przyciskając obolałą rękę do piersi. Wbił wściekłe spojrzenie w Kyuzo.

– Widzę, że ten parszywy kundel ciągle cię pilnuje – wysapał.

Kyuzo skrzyżował ręce na swojej potężnej klatce piersiowej – był to jeden z argumentów, które przekonały matkę Charlene, aby nająć go jako stróża.

– Panna Beckett mówiła, że pan wychodzi.

Charlene zgarnęła cylinder, rękawiczki i palto i wcisnęła to wszystko lordowi w ręce.

Kyuzo wziął go za łokieć, ale Grant się wyrwał.

– Nie dotykaj mnie – warknął. Jego piwne oczy stały się prawie czarne. – Jeszcze tu wrócę po swoją należność.

– Na pańskim miejscu zastanowiłbym się dwa razy, zanim bym to zrobił – zripostował Kyuzo. – A teraz jazda stąd.

Chwycił barona i wyprowadził go z pokoju.

Charlene rozluźniła się dopiero wtedy, gdy usłyszała ich kroki na schodach. Oparła się o ścianę, bo nogi ugięły się jej w kolanach.

Grant niechybnie wróci.

Choć prała i sprzedawała obrazki Lulu, nie udało im się zaoszczędzić dość, aby spłacić pożyczkę i niebosiężne odsetki, których zażądał.

Uspokoiwszy oddech, zaczęła się zastanawiać nad wyjściem z trudnej sytuacji. Musi znaleźć sposób, aby oddać dług, zamknąć ten dom i ochronić Lulu przed Grantem.

Musi znaleźć sposób.

I znajdzie.ROZDZIAŁ 2

Charlene otrzepała spódnicę i wygładziła włosy, po czym wzięła lampę i ruszyła schodami na dół. Kyuzo zajął z powrotem swoje stanowisko przy drzwiach.

– Rewelacyjnie – rzekł, a dokoła jego oczu pojawiły się zmarszczki. – Wykorzystałaś _ude gatame_.

Uśmiechnęła się.

– Bo mam rewelacyjnego nauczyciela – odparła.

Piętnaście lat wcześniej Kyuzo zbiegł z holenderskiego statku handlowego, który porwał go z rodzinnej wioski rybackiej w Japonii i na którym zmuszono go do wykonywania niewolniczej pracy. Przetrwał na londyńskich ulicach dzięki swojemu sprytowi i biegłości w walce.

To znajomość dżu-dżitsu, tradycyjnej japońskiej sztuki walki, przesądziła o tym, że został stróżem domu publicznego. Z biegiem lat Charlene pomogła mu opanować angielski, on w zamian nauczył ją podstawowych technik samoobrony, aby mogła odeprzeć niechciane zaloty dżentelmenów, którzy przybywali dla zabawy do Różowego Puchu.

Westchnęła teraz głęboko.

– Kyuzo, on wróci. I to nie sam.

– Wiem. Będziemy gotowi. Nie martw się.

Zastukano do drzwi. Charlene zaczęła oddychać gwałtownie.

– Już wrócił! – szepnęła.

Japończyk pokręcił głową.

– On by nie pukał – odparł.

Dziewczyna odsunęła klapkę w drzwiach i wyjrzała, dostrzegając na schodach rosłego mężczyznę i kobietę w czerni. Mieli kosztowne odzienie i zniecierpliwione miny – arystokraci nienawykli do czekania.

– Czym mogę służyć? – spytała.

– Mamy prywatną sprawę do omówienia – przemówił mężczyzna do otworu nad klamką.

Charlene uznała, że nic jej nie grozi, więc odciągnęła rygiel i otworzyła drzwi.

– Panna Charlene Beckett? – spytał nieznajomy.

Zastygła. Skąd znał jej nazwisko?

– Państwo do kogo?

– Do ciebie – odrzekła kobieta.

Stojący obok Kyuzo napiął mięśnie.

– Ja nie jestem do wynajęcia – powiedziała Charlene.

Miała powyżej uszu klientów, którzy sądzili, że jest towarem na sprzedaż.

Kobieta zsunęła kaptur z głowy i wtedy Charlene aż serce skoczyło do gardła. Rozpoznała władczy profil i niebieskie oczy. Lady Desmond. Widziała ją kiedyś z matką, gdy robiły sprawunki przy Bond Street.

– Wiesz, kim jestem – rzekła hrabina.

Było to stwierdzenie, nie pytanie.

Charlene skinęła głową.

– Chodź no tutaj.

W reakcji na wypowiedziane kategorycznym tonem polecenie Charlene podeszła do hrabiny, zanim się w ogóle zorientowała, że wykonała jakikolwiek ruch.

Lady Desmond chwyciła ją za podbródek.

– Liche tu światło – mruknęła. Odwróciła twarz Charlene w kierunku łojowych świec na kinkietach zawieszonych w korytarzu. – I co ty na to, Jackson? Nada się?

– To niesamowite, jaśnie pani. Mogłaby być siostrą bliźniaczką panny Dorothei.

– Otóż to. – Hrabina ścisnęła Charlene za policzki, zmuszając ją do otworzenia ust. – I te zęby. Dostatecznie białe. Muszę wyznać, że jestem zdumiona.

Charlene wyrwała głowę z uścisku i stanęła obok Kyuzo.

– Ciała jednak ma trochę więcej – stwierdziła hrabina. Przekrzywiła głowę, mierząc wzrokiem całą postać. – Ale zdołam wcisnąć ją w suknie Dorothei. Nada się, Jackson, z całą pewnością się nada.

– Muszę panią pożegnać, jaśnie pani. – Charlene dygnęła ledwo dostrzegalnie i wskazała drzwi.

Tamci nawet nie drgnęli, więc zerknęła na Kyuzo i stuknęła się palcem w nadgarstek – był to umówiony sygnał, że goście nie są mile widziani.

Japończyk zrobił krok do przodu.

Hrabina podniosła rękę.

– Odpraw tego osiłka – rozkazała. – Potrzebujemy pomówić na osobności. Mam sprawę, która może okazać się dla ciebie nadzwyczaj opłacalna.

– Mówcie szybko, co macie do powiedzenia. A pan Yamamoto zostanie.

Kyuzo łypnął na Jacksona i mocno się wyprężył.

– Zostaję – oznajmił.

– Zatem dobrze. – Hrabina wyciągnęła na powitanie elegancką dłoń w białej rękawiczce. – Dziewczyno, wiem, że nie jesteś tutaj szczęśliwa. Pozwól sobie pomóc.

Charlene przysunęła obie ręce do piersi.

– Pani nic o mnie nie wie.

– Wręcz przeciwnie, moją rolą jest wiedzieć wszystko o bękartach mojego małżonka. I o tych, do których się przyznaje, i o tych, do których przyznać się nie raczy. – Hrabina wciągnęła gwałtownie powietrze w płuca, jakby temat ten sprawiał jej ból. – Ty stanowisz przypadek szczególnie interesujący, albowiem jesteś niemalże sobowtórem mojej córki, panny Dorothei.

Prawowitej córki hrabiego Desmond. Przyrodniej siostry Charlene. Charlene często myślała o pannie Dorothei, wyobrażała sobie, jak wygląda jej życie w modnym domu przy St. James’s, w świecie zupełnie innym od chaosu i brudu Covent Garden.

– Dotąd stawiałaś dzielny opór – powiedziała hrabina. – Ale to tylko kwestia czasu, kiedy zostaniesz zmuszona, by pójść w ślady swojej nieszczęsnej matki. Sprzedawać swoje ciało. Stać się kurtyzaną. A Luisa, przecież to takie uzdolnione artystycznie dziecko. Jaki los ją czeka? Czy zastanawiałaś się nad tym?

Oczywiście, że Charlene się zastanawiała. Lulu była niewinnym dziewczęciem. Żyła w świecie własnej twórczości, skupiona na malowaniu miniaturowych portretów, błogo nieświadoma bolesnej prawdy o własnym domu rodzinnym. Charlene była gotowa na wszystko, aby uchronić siostrę przed brudem.

Hrabina sięgnęła do portmonetki i wyciągnęła prostokątny arkusik cienkiego papieru. Blask świec odbił się od ozdobnych tłoczonych liter i pozłacanych krawędzi.

– Oto twoja życiowa szansa – oznajmiła. – Zaproszenie od księcia Harland, wystosowane jedynie do czterech młodych dam w całym Londynie.

– Co to ma ze mną wspólnego?

Hrabina podała kartkę Charlene.

– Zaproszenie jest dla panny Dorothei, która niestety akurat płynie statkiem z Italii. – Zmrużyła jasnoniebieskie oczy. – Nie dopuszczę do tego, aby ta niefortunna okoliczność przekreśliła szansę mojej córki na zostanie księżną. Dziewczyno, urodziłaś się po to, aby odegrać teraz jej rolę. Wykorzystasz swoje… umiejętności, aby omotać księcia. Będzie musiał pojąć moją córkę za żonę. A wtedy ona zostanie księżną.

Nie do wiary! Charlene zdusiła w sobie gwałtowny śmiech.

– Mam uwieść księcia? Udając, że jestem pani córką?

– Tak, jeśli musisz to ujmować w tak dosadnych słowach. To bardzo proste. Trzy dni udawania za tyle pieniędzy, że spełnisz swoje marzenia. Czego pragniesz z całego serca?

To było łatwe pytanie.

– Spłacić nasze długi, zamknąć Różowy Puch i otworzyć szanowany pensjonat dla panien. – Matka coraz bardziej podupadała na zdrowiu. Wielogodzinna praca była ponad jej siły. To Charlene poprowadziłaby pensjonat, ratując bezbronne młode dziewczęta przed prostytuowaniem się i przed takimi bestiami jak Grant. – Chciałabym również, aby siostra terminowała u malarza.

– A zatem dobrze – odparła hrabina, uśmiechając się lekko. – To wszystko? Jackson!

Wywołany mężczyzna wyciągnął zawiniątko z kieszeni surduta.

– Jaśnie pani przewidziała, jakie będą twoje życzenia – rzekł. – Oto list polecający dla twojej siostry do pani Anny Hendricks w Essex, posuniętej w latach miniaturzystki, która traci wzrok i potrzebuje młodej uzdolnionej uczennicy.

Zerknął na lady Desmond, jakby dawał jej możliwość, aby go powstrzymała. Nie uczyniła tego, więc ciągnął:

– To jest dodatek do tysiąca funtów, które jaśnie pani hrabina przekaże ci, gdy twoja misja się powiedzie.

Charlene odebrało mowę. Wyglądało na to, że hrabina jest skrajnie zdesperowana. Pozyskają środki na spłatę Granta i otwarcie pensjonatu w przyzwoitej dzielnicy.

Skąd jednak tych dwoje wiedziało tak dużo o Charlene i Lulu? Powiało grozą.

– No więc? – ponagliła hrabina.

Charlene pokręciła głową.

– Urodziłam się… do takiego życia jak to – odparła. – Nie mogę uchodzić za damę.

– Nieistotne, jak zostałaś wychowana, bo w twoich żyłach płynie krew władców, choć być może skażona i rozcieńczona.

Charlene wyprostowała ramiona. Przed chwilą poradziła sobie z lordem. Hrabinie też nie da się zastraszyć.

– Skoro moja krew jest skażona, to jak mam wyprowadzić w pole inne damy, które, jak mniemam, znają dobrze pannę Dorotheę?

– Tylko jedna ją zna, i to nie za dobrze. Pozostałe dwie nigdy jej nie spotkały.

– A książę? Zapewne spotkał ją wcześniej?

– Przez dziesięć lat żył na obczyźnie i dopiero niedawno odziedziczył tytuł po ojcu. Mówią, że to prostak, bardziej pirat niż dżentelmen. Ale śmiem twierdzić, że umiesz sobie radzić z obcesowymi mężczyznami.

To wszystko wydawało się niedorzeczne. Charlene wyciągnęła przed siebie dłoń.

– Widzicie? Na swoje utrzymanie w tym domu zarabiam prowadzeniem ksiąg i praniem. Czy dziewczyna z takimi rękami może uwieść księcia?

– Phi! – prychnęła hrabina. – Ludzie widzą to, co chcą zobaczyć. Książę nie stanowi wyjątku. Kilka dni pod moją kuratelą zmieni cię nie do poznania.

Determinacja wyzierająca z lodowato niebieskich oczu nie pozostawiała wątpliwości, że hrabina uważa się za osobę wszechmocną.

Kyuzo dał znak ręką, aby Charlene oddaliła się z nim na kilka kroków. Odwrócił się plecami do nieproszonych gości i szepnął jej do ucha:

– Spytaj, jakie są warunki umowy w razie twojego niepowodzenia. A więc jeśli książę się nie oświadczy. Musisz dostać zapłatę tak czy owak, inaczej ryzyko jest niewarte zachodu.

– Masz rację.

Podeszli z powrotem do hrabiny i Jacksona.

– Co się stanie, jeśli nie doprowadzę do oświadczyn? – spytała Charlene. – Co wtedy?

Mężczyzna zacisnął usta z dezaprobatą.

– Jaśnie pani zaproponowała warunki, które są dla ciebie więcej niż zadowalające – odrzekł. – Sto gwinei do natychmiastowej wypłaty. To będą twoje pieniądze bez względu na to, czy ci się powiedzie.

Potrząsnął sakiewką. Rozległ się brzęk monet. Była to muzyka, która władała światem matki Charlene. Dźwięk obwieszczający sprzedaż dziewczyny w ramiona mężczyzny.

– Jeśli zaś ci się powiedzie, dostaniesz pełną zapłatę. Pod dodatkowym warunkiem, że nie będziesz się kontaktować z jaśnie panią hrabiną ani żadnym członkiem jej rodziny i że będziesz towarzyszyć pannie Luisie do Essex na okres przynajmniej jednego miesiąca po wykonaniu umowy.

Charlene się zachwiała. Czy to była odpowiedź Boga na jej modlitwy?

– Chodzi tylko o pięć dni, panno Beckett – namawiała hrabina. – Twoje szkolenie musi się rozpocząć jeszcze tej nocy. Rankiem możesz przysłać rodzinie list z wyjaśnieniem swojej nieobecności, nie możesz w nim jednak wspomnieć ani o mojej osobie, ani o swojej misji, to oczywiste. Wymagam całkowitej dyskrecji.

– Ty się zwiesz Yamamoto, tak? – spytał Jackson i rzucił Japończykowi mniejszą sakiewkę. – Masz, to za twoje milczenie. Jeśli usłyszę, że mielesz jęzorem, będziesz miał ze mną do czynienia.

Kyuzo zacisnął usta, sprawdzając zawartość sakiewki.

– To ma być godziwa zapłata, panie? – spytał. – Dwadzieścia gwinei? Mógłbym dziś wygrać dwakroć tyle przy karcianym stole.

Charlene uśmiechnęła się pod nosem na widok zszokowanej miny Jacksona. Ten człowiek nie spodziewał się żadnych targów.

– Szczerze wątpię, czy miałbyś środki, aby zasiąść do gry o tak wielką kwotę – odparł Jackson. – Więc lepiej zadowól się tym, co ci proponuję.

Kyuzo udawał, że się namyśla. Po chwili się uśmiechnął.

– Tak się zastanawiam – rzekł. – Czy „Times” byłby zainteresowany tą zajmującą historyjką? – Uśmiech spłynął z jego twarzy. – Pięćdziesiąt gwinei i proszę uważać, że zrobił pan świetny interes.

– To oburzające!

Kyuzo wzruszył ramionami.

– Człowiek musi oszczędzać z myślą o starości.

– Zapłaćże mu, Jackson – syknęła zniecierpliwiona hrabina. – Chodźmy, panno Beckett, nie mamy chwili do stracenia.

Ze schodów dobiegł hałas. Na piętrze pojawiła się Lulu, krucha i blada, a jej chude ramiona przykrywała kaskada rudych włosów, jakże innych od jasnych loków Charlene.

– Idziesz spać? – spytała siostrę.

Charlene podbiegła do schodów.

– Wracaj do łóżka, skarbie. Nic złego się nie dzieje. – Posłała Lulu uspokajający uśmiech. Siostra wciąż wyglądała jak dziecko, a nie czternastoletnia dziewczyna.

– Już późno. – Z orzechowych oczu Lulu wyzierał niepokój. – Co to za ludzie?

– Ruszajmy, panno Beckett – ponaglił Jackson. – Musimy iść.

Kyuzo podszedł do Charlene.

– Nie martw się, Luisa będzie bezpieczna – zapewnił.

– A jeśli wróci Grant?

– Najmę jeszcze jednego stróża pod twoją nieobecność. Idź. – W oczach Japończyka zatańczyły iskierki światła. – Ten biedaczyna książę nie ma pojęcia, kto się za niego weźmie. Dasz radę.

Charlene musiała dać radę. Innego sposobu nie było.

Wzięła Lulu za rękę.

– Skarbie, wyjeżdżam na krótko – powiedziała. – Nie ma powodu do niepokoju. Za kilka dni wrócę. – Uciekła spojrzeniem w bok.

Pytania widoczne w oczach siostry musiały zaczekać.

Kyuzo poprowadził Lulu z powrotem na górę.

Charlene zacisnęła powieki, ale tylko na moment, po czym ruszyła za hrabiną i Jacksonem do czekającego powozu.

Potrafiła udawać damę, jeśli było trzeba. Wychowano ją na ekskluzywną kurtyzanę i choć odrzuciła takie życie, mówiła po francusku, grała na pianinie i wiedziała, jak się zwracać do arystokratów łaknących rozkoszy.

Zerknęła przez ramię na dom. W oknach na piętrze pobłyskiwała poświata świec, na której tle odznaczała się wyraziście okrągława postać Gołąbeczki, matczynej faworytki. Mama też tam była, nieświadoma, że zdesperowana starsza córka właśnie zawarła niecodzienny kontrakt.

Charlene usadowiła się na miękkich jedwabnych poduszkach w powozie i przesunęła palcem po złotych literach zaproszenia. „Jego Książęca Mość oczekuje zaszczytnej obecności Panny Dorothei Beaumont w Warbury Park…”

Jego Książęca Mość. Książę Harland.

Prawdopodobnie nosił gorset, aby poskromić wydatne brzuszysko, pomadował wąsy i używał specjalnie dla niego sprowadzanej mieszanki tabak. Urodzony w świecie przywilejów i nieprzyzwoitego bogactwa zapewne zmieniał kobiety i rujnował ich reputację tak łatwo, jak dobierał surdut na bankiet.

Niechybnie był tym samym typem egoistycznego arystokratycznego brutala, z jakim Charlene wielokrotnie miała do czynienia.

Ale czy było inne wyjście z sytuacji?

W milczeniu pokonali mały dystans do St. James’s. Gdy dotarli do bramy miejskiej rezydencji hrabiego, Jackson zabębnił palcami w dach powozu i skinął na Charlene, aby wysiadła razem z nim. Okrytą czarnym płaszczem hrabiny poprowadził ją za róg do wejścia dla służby i przemycił schodami na piętro.

– To pokoje panny Dorothei – oznajmił szeptem, zerkając ostrożnie na boki, po czym wpuścił Charlene do środka. – Lady Desmond zjawi się lada chwila. – Podał jej oprawiony w skórę egzemplarz _O parostwie_ Johna Debretta. – Naucz się tego – polecił i wyszedł.

Charlene rozejrzała się dokoła. Był to niewątpliwie pokój należący do kobiety, z obfitością kwietnych wizerunków. Na dywanie pyszniły się jasnoczerwone róże i niebieskie niezapominajki. Na ścianach przystrojonych tapetą w delikatne gałązki konwalii wisiały hafty przedstawiające dzikie kwiaty Anglii. Nad dużym drewnianym łożem przykrytym białą kołdrą z wyszytą gęstwiną powojów i zwiewnych kwiatów ostu rozpościerał się jedwabny baldachim w kolorze zachodzącego słońca.

Charlene wyobraziła sobie swoją przyrodnią siostrę jako istotę łagodną i kobiecą jak ten pokój, jako motyla trzepoczącego skrzydełkami wśród kwiatów.

Dawniej fantazjowała bujnie o tym, że hrabia uznaje ją za swoją córkę i zaprasza razem z Lulu – choć dziewczynka nie była jego dzieckiem – aby zamieszkały w tym wielkim domu.

Teraz była uzurpatorką, która wdarła się kuchennymi drzwiami do uprzywilejowanego świata panny Dorothei. Zastanawiała się, o czym w tej chwili myśli jej przyrodnia siostra, kwaterująca w luksusowych kajutach statku płynącego z Italii. Czy w ogóle wie o jej istnieniu?

Do pokoju wmaszerowała hrabina w asyście ubranej na czarno szczupłej pokojówki w koronkowym białym fartuszku i czepku.

– A więc do dzieła! Panno Beckett, twój sposób wysławiania się jest do przyjęcia, ale musisz popracować nad właściwą postawą ciała. Usiądź prosto, jeśli łaska. Damy nigdy nie siedzą w ten sposób.

– Nie jestem damą – odparła Charlene.

– Ale masz umieć damę udawać, kiedy już z tobą skończę – powiedziała posępnym tonem hrabina. – Nie pozwolę, abyś mnie skompromitowała. Zdejmij to.

Charlene rozpięła zapinkę i powiesiła płaszcz na oparciu krzesła.

– Włosy masz w pożałowania godnym stanie – oceniła lady Desmond. Odwróciła się do pokojówki, która przez cały czas zerkała na Charlene, jakby zobaczyła upiora. – Blanchard, przestań się gapić i idź po szczotkę. Mamy sporo pracy. Znajdź też balsam do rąk. Trzeba zmiękczyć skórę jej dłoni.

Pokojówka wyszła pośpiesznie.

Hrabina rozpostarła na toaletce kwadratowy granatowy aksamit i ustawiła na nim szklanki i kieliszki rozmaitego kształtu i wielkości, po czym ułożyła w rzędzie srebrne widelce i łyżki.

– W którym kieliszku podajemy sherry? – spytała.

Charlene wybrała szkło na chybił trafił.

– Źle. Ten mały jest do kropli nasercowych.

Chwilę później hrabina wygłosiła wykład o serwowaniu trunków we właściwych naczyniach.

Blanchard wróciła i wyjęła Charlene spinkę z włosów, po czym zaczęła je czesać szczotką oprawioną w połyskliwe srebro.

Hrabina urwała, aby wziąć głębszy wdech.

– Skoro mam udawać pannę Dorotheę, to czy nie powinnam oprócz etykiety znać jej zwyczajów? – spytała Charlene, wykorzystując chwilę przerwy.

Arystokratka odłożyła widelec, który przed chwilą prezentowała.

– Panna Dorothea to wzór cnót – oznajmiła. – Nigdy się nie odzywa niepytana, nigdy nie bierze więcej niż jedno ciasteczko, a ty musisz ją w tym naśladować – dodała, patrząc wymownie na talię dziewczyny.

Charlene nigdy nie umiała oprzeć się słodyczom, jeśli tylko mogła sobie na nie pozwolić.

– Wolny czas poświęca na haftowanie i działania filantropijne. – Hrabina wskazała wyszyte dzikie kwiaty wiszące na ścianie. – To jedna z jej najwcześniejszych prac.

Charlene była zaprzysięgłym wrogiem robótek.

– Pomimo swoich licznych cnót – ciągnęła lady Desmond – z niewiadomego powodu moja córka nie odniosła sukcesu w pierwszych dwóch sezonach, na co miałam wielką nadzieję. Wydarzył się… niefortunny wypadek. Wysłałam ją do Italii, aby odwiedziła ciotkę i nabrała więcej ogłady. Gdybym wiedziała, że zainteresuje się nią książę, nigdy nie puściłabym jej w taką podróż.

– Ale jakie ma charakterystyczne zachowania? – dopytywała Charlene. – Na przykład jak się śmieje?

Harbina zmarszczyła czoło.

– Nie wiem – odparła. – A jak w ogóle ludzie się śmieją?

– Chodzi mi o to, czy śmieje się wysoko czy nisko, chichocze czy piszczy?

Lady Desmond odwróciła się do pokojówki.

– Jak brzmi śmiech mojej córki? – spytała.

– Piskliwie, jaśnie pani, to bardziej chichocik niż głośny śmiech – odparła służąca z lekkim francuskim akcentem. – Moim zdaniem panna Dorothea chichocze też wtedy, gdy jest podenerwowana. To jest… – Blanchard zerknęła na hrabinę – …przez cały czas.

– Nieważne, jak brzmi jej śmiech, to nieistotne – uznała lady Desmond. – Masz być moją córką tylko przez trzy dni. Najlepiej będzie, jeśli jak najmniej będziesz otwierać usta. Podejrzewam, że książę wystosował zaproszenie nie po to, aby odbywać błyskotliwe rozmowy. On potrzebuje dystyngowanej damy do oczyszczenia swojej zszarganej reputacji.

Milczenie nigdy nie było silną stroną Charlene. Miała wyrobione zdanie na temat zbyt wielu spraw.

– Czy ja na pewno nadaję się do tej roli? – spytała.

– Przecież matka cię szkoliła, czyż nie? Wykorzystaj zatem swoje umiejętności. Bądź uprzejma. Bądź… przystępna.

Innymi słowy, miała zachęcić księcia do swobodnego zachowania. Należało mu schlebiać,

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: