Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Jakby jutra miało nie być - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 listopada 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jakby jutra miało nie być - ebook

Mówi się, że czas jest najlepszym lekarzem - zasklepia rany zarówno na ciele, jak i duszy.

Ile trzeba czekać, aby odzyskać życie, które odebrał wypadek, a przywrócił cud?

A może Alicji wystarczy siła i determinacja, by zrozumieć, że najwyższa pora zacząć żyć tak, jakby jutra miało nie być?

 

Zaskakująca, pełna emocji i inspirująca opowieść o utraconym czasie, przewartościowanych marzeniach i niezłomnej woli.

Tamtego dnia Alicja zatrzymała się w czasie i "jutro" nie nadeszło przez wiele lat. Teraz musi zapomnieć o przeszłości i zmierzyć się z przyszłością, której nie wyobrażała sobie nawet w najgorszych koszmarach.

Czy Alicji uda się odbudować jej życie, odzyskać rodzinę i odnaleźć samą siebie? Czy wróci do rzeczywistości i nauczy się żyć tak, jakby jutra miało nie być?

 

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788366826885
Rozmiar pliku: 359 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Na ułamek sekundy przeszył ją straszliwy ból, jakby ktoś chciał wyrwać duszę z jej ciała. Miała zaledwie chwilę, a może tylko jakąś jej część, żeby pomyśleć. Pomyślała o dzieciach. O tym, co z nimi będzie, kiedy jej zabraknie. Nie miała pojęcia, co się stało, lecz dotarło do niej, że to koniec, że umiera. Kiedyś czytała, że w takich momentach całe życie przelatuje przed oczami, lecz nic takiego nie miało wtedy miejsca. Myślała tylko o dzieciach. O tym, jak sobie bez niej poradzą. To był moment, jedna mikrosekunda, przebłysk. A później? Później nic… Przerwa, jakby przecinek w życiu.ROZDZIAŁ 1

Nigdy nie myślała o tym, czy chciałaby wrócić. Od czasu wypadku, tak naprawdę, nie myślała o niczym. Była tylko cisza, wszechogarniająca pustka. I nagle poczuła, że mogłaby nabrać powietrza w płuca i otworzyć oczy. Uśmiechnąć się, przeciągnąć. Wstać i rozprostować kości. Spotkać się z dziećmi, przytulić je, powiedzieć, jak bardzo za nimi tęskniła przez ten krótki moment nieobecności. Postanowiła, że od teraz codziennie a nawet co chwilę, będzie im przypominała o tym, jak bardzo je kocha. Chociaż czasami doprowadzały ją do szału, to wydawało się, że najgorszy okres już mija. Marysia miała sześć lat i od września miała uczęszczać do szkoły; była trochę przestraszona i zagubiona, ale nie dawała tego po sobie poznać. Niezwykła, ciekawa świata dziewczynka, której nie zamykała się buzia. Uwielbiała przytulać się do mamy. Czasami, w zupełnie nieodpowiednich momentach, podchodziła z pytaniem, czy może się przytulić. Nieraz matka przewracała oczami, słysząc po raz kolejny tę prośbę. Teraz, na myśl o tym, poczuła wstyd i wyrzuty sumienia. Jak mogła mieć żal do córki o to, że potrzebuje jej bliskości? Trzyletni Ignacy niedawno rozpoczął swoją przygodę z przedszkolem. Dzielny chłopczyk, prawie nie płakał. Codziennie wracał z nowymi umiejętnościami i uśmiechem na buzi.

Leżąc tak i czekając na przebudzenie, przywoływała w myślach sceny ze swojego życia. Twarz kochającego męża, który razem z nią wychowywał dzieci. Świetną pracę, w której się spełniała – była dziennikarką i felietonistką, chyba nawet dobrą, sądząc po tym, ile zarabiała. Niedawno kupili mieszkanie. Tak naprawdę niczego jej nie brakowało. Musiała tylko obudzić się i żyć dalej swoim cudownym, zupełnie normalnym życiem, czerpiąc z niego garściami. Tylko się obudzić… Otworzyć oczy, uśmiechnąć się. Nie spodziewała się, że to takie trudne. W zasadzie nawet nie zastanawiała się, jak to się dzieje, że myśli, rozważa pobudkę, chociaż nic nie czuje, nic nie słyszy, ani nie widzi. Jakby nagle jakimś cudem znalazła się poza swoim ciałem. A może to sen? Jakiś taki dziwny. Najpewniej tak, to był po prostu sen. Ludzie miewają różne sny. Kiedyś czytała książkę o wychodzeniu z ciała, podróżowaniu we śnie – taka koncepcja ją bawiła, w ogóle w nią nie uwierzyła. Czyżby właśnie jej to się przytrafiło? Czy to w ogóle możliwe? Niedorzeczne! Gdyby mogła, puknęłaby się w głowę. Chciała się obudzić, ale czuła, że potrwa to jeszcze trochę, że ma jeszcze kilka chwil na przemyślenia.

Zaczęła zastanawiać się nad zasłonami do salonu. Czy kupić jakieś wyróżniające się, czy może iść w stronę klasyki? Coś, co będzie pasowało do jej wymarzonej betonowej ściany. Paweł od początku marudził, że za dużo tego betonu. Beton w salonie, beton w łazience, a ona wymyśliła sobie jeszcze betonową podłogę w korytarzu. Kiedy zobaczył efekt, nic nie powiedział, a to znaczyło, że było dobrze. Potem narzekał, kiedy postanowiła wstawić do salonu turkusowy narożnik na nóżkach. Kto kupuje taką kanapę Ona jednak nie zamierzała rezygnować ze swoich marzeń. Od początku, praktycznie od momentu, w którym zaczęła myśleć o własnych czterech kątach, wyobrażała sobie, jak je urządzi. Wszystko miało być idealne. Za długo to trwało, zbyt ciężko harowali, żeby iść na jakiekolwiek ustępstwa.

Pomyślała o wakacjach – obiecali dzieciom wyprawę pod namiot. Zawsze mieli tyle planów, że ten wolny czas wydawał się za krótki. Nie była pewna, czy wszędzie dadzą radę pojechać. Obowiązkowym punktem były odwiedziny dziadków i z tego nie mogli zrezygnować. I tak miała wyrzuty, że za rzadko przyjeżdża do rodziców. Była w końcu jedynaczką, czuła się zobowiązana pomagać, choć twierdzili, że radzą sobie świetnie. Z rodzicami zawsze miała bardzo dobry kontakt, uwielbiała ich odwiedzać. Zresztą wiedziała, że kiedyś wróci na wieś. Marzyła o domu z ogrodem, w którym mogłaby uprawiać pomidory i marchewkę. Ale to plan na przyszłość, na kiedyś – na stare lata. Na razie kupili mieszkanie, dzieci dostały osobne pokoje, które pomagały urządzać według własnych gustów. Wielki ogród nie wchodził w grę, ale duży balkon w zupełności im wystarczył. Takie uroki życia w mieście. Wiedziała, że nie można mieć wszystkiego i starała cieszyć się tym, co jest. Była świadoma, że i tak ma więcej niż niektórzy, że ludzie czasami wstydzą się nawet marzyć o pięknym, dużym mieszkaniu w Warszawie, czy dobrej pracy, którą mogliby wykonywać z dowolnego miejsca na świecie.

Nie musiała siedzieć w redakcji. Czasy się zmieniły. Teraz wystarczy małe biuro, bo i tak większość dziennikarzy wykonuje swoją pracę zdalnie. Kogo inspiruje bycie zamkniętym na osiem godzin w czterech ścianach? Żeby coś napisać, trzeba wyjść na zewnątrz. Poszukać tematu. Popatrzeć na ludzi, to oni są inspiracją. Do redakcji wpadała czasami napić się kawy i poplotkować z szefową, która z biegiem lat została jej przyjaciółką. Wiesława miała w sobie tyle ciepła i uroku osobistego, że każdy chciałby się z nią zaprzyjaźnić.

Zdawała sobie sprawę, że im głębiej w życie wkracza technologia i nowoczesność, tym bardziej ludzie oddalają się od siebie. Dlatego nie miała zamiaru pozwolić na to, żeby współczesny świat podzielił jej rodzinę. Ustaliła, że jadalnia w ich domu jest strefą wolną od Internetu i telefonów. Wspólne posiłki były czasem dla nich, krótkim momentem w ciągu dnia przeznaczonym jedynie na rozmowy, wspomnienia. Czymś, czego nikt im nie odbierze. Celebrowała to, jak tylko potrafiła.

Przypomniała sobie, jak poznała miłość swojego życia. Co za szalony zbieg okoliczności! Spotkali się na obozie harcerskim w Bieszczadach – i wciąż uwielbiali tam wracać. Byli wtedy nastolatkami, tak dobrze im się rozmawiało. Jednak czas wakacji i obozu szybko minął. Napisali do siebie kilka listów, ale odległość, jaka ich dzieliła, przyćmiła kiełkujące uczucie. I pewnie już dawno o nim zapomnieli, kiedy przypadkiem wpadli na siebie wiele lat później. Ona była na stażu w redakcji, a on był tam informatykiem. Nie czekał, od razu zaprosił ją na randkę. Uwielbiali wspominać wspólnie spędzone wakacje. Bieszczady stały się ich miejscem na Ziemi. Jeździli tam, kiedy tylko mogli. Dość szybko wzięli ślub, bo uważali, że skoro się kochają, to na co czekać? Pośpiech nie podobał się rodzicom, ale nie mieli za dużo do powiedzenia. Młodzi sami podjęli decyzję. Ślub miał być cichy i skromny, jednak ostatecznie ulegli namowom jej rodziców. Było z pompą – biała sukienka, welon do ziemi, zabawa do białego rana. A potem żyli długo i szczęśliwie – uśmiechnęła się do siebie.

Mimo upływu lat miała wrażenie, że wciąż dobrze się ze sobą czują. Nie kłócili się, uwielbiali spędzać wspólnie czas. Wyznawali te same wartości, kierowali się podobnymi zasadami. Tak, dobrze się dogadywali. Alicja miała całkiem udane życie. Miała… Czasami nie zdajemy sobie sprawy z tego, w którym momencie zmienia się wszystko. Coś, co było teraźniejszością, naszą codziennością, odchodzi w niepamięć. Staje się odległą przeszłością i musimy nauczyć się z tym żyć – albo próbować to zmienić.ROZDZIAŁ 2

Nie wiedziała, kiedy pierwszy raz to poczuła. Najpierw delikatnie, jakby muśnięcie piórkiem. Za jakiś czas trochę mocniej. Jakby opuszki palców? Nagle, znienacka, coś zaczęło jej przeszkadzać, uwierać. Zaczynała czuć się coraz cięższa. Coraz trudniej było jej złapać oddech. Z głowy uciekły wszystkie wspomnienia i myśli. Nie widziała już swojej turkusowej kanapy, nie czuła przyjemnego powiewu wiatru na bieszczadzkiej połoninie, ciepła rąk córki, która się do niej przytula. Było jej coraz zimniej, coraz mniej przyjemnie. Do jej uszu zaczął dobiegać jakiś dźwięk. Nie panowała nad sobą. Chciała się ruszyć, podrapać, ale ciało wydawało jej się takie ciężkie, ręka była niemożliwa do uniesienia. Zaczynały kłębić się w niej emocje. Złe emocje. Frustracja, złość.

Chciała otworzyć oczy, przemówić, ale ciało nie słuchało. Pod powieki wbijało się przerażająco ostre światło, a usta, choć otwarte, nie chciały wydać żadnego dźwięku. Czuła się uwieziona we własnym ciele. Zniknęła lekkość, to przyjemne uczucie, piękne przebłyski wspomnień. Nie wiedziała, co się dzieję, ale zapragnęła wydostać się z tego okropnego miejsca i wrócić w tamto spokojne, niczym niezmącone. Nie chciała walczyć. W imię czego? Nie miała ochoty ani siły. Nie miała… Tak jej się przynajmniej wydawało, dopóki nie naszła ją znowu ta myśl. Pomyślała o dzieciach. O córce i synu. Jak sobie poradzą bez niej? Dzieci, jej siła i moc. I nagle wszystko się zmieniło. Wiedziała, że tak to się nie może skończyć. Że ma przecież dzieci.

– Razi… – Nie była pewna, jakim cudem wypowiedziała to słowo. Słaby szept.
Nie pomyślała nawet o tym, że chciałaby cokolwiek powiedzieć. To światło raziło ją niesamowicie. Gdyby miała siłę, zasłoniłaby ręką oczy, ale nie była pewna, czy w ogóle ma rękę. Nie wiedziała, co się stało. Nie miała pojęcia, gdzie jest.

– Rolety. – Usłyszała męski, stanowczy głos. Przynajmniej nie była tu sama.

– Słyszysz mnie? – Ktoś zadał pytanie. Czy to było do niej? Bała się znowu spróbować otworzyć oczy. Światło sprawiało jej ból.

– Alicjo, słyszysz mnie? – Tym razem do jej uszu dotarł delikatny, kobiecy głos.

_Alicja… To chyba ja_ – pomyślała. Chciała coś odpowiedzieć, ale zdobyła się jedynie na ciche westchnienie.

– Boże – Głos kobiety był pełen emocji. – Ona chyba się budzi!

– To niemożliwe – uciął mężczyzna. – Nie ma takiej możliwości – powtórzył, a ona czuła, że był pewien swoich słów. W takim razie, co się tu dzieje? Skoro to niemożliwe, to dlaczego ich słyszy? Czy umarli słyszą? Ogarnął ją strach. A jeżeli nie żyje? Pomyślała, że musi im powiedzieć, że tutaj jest, dać znać, udowodnić!

– Jestem… – Nie była pewna, czy ją usłyszeli. Jej głos był słaby, zachrypnięty. Mówienie sprawiało jej ból. Chciała się poruszyć, ale nie mogła. Poczuła czyjś dotyk. Ktoś pogłaskał ją po ręce, a ona miała ochotę wyć z bólu. Jak to możliwe?

– Pani Alicjo, słyszy mnie pani? – Nie spała, leżała z zamkniętymi oczami. Tak było jej najlepiej.

– Yhy – Nie miała siły mówić, ciężko jej było zebrać się w sobie. Co jakiś czas przychodził ktoś i sprawdzał co z nią. Chyba byli po prostu ciekawi czy jeszcze żyje, bo czuła się jakby właśnie umierała. Nie miała pojęcia, ile czasu tak leżała. Chciała spytać, ale jak to zrobić, kiedy nie ma się dość siły, by otworzyć oczy? Jeszcze trochę, jeszcze kilka chwil i powie im, żeby przestali się z nią bawić, żeby zawołali dzieci. Nawet nie usłyszała, kiedy tamta kobieta o delikatnym głosie wyszła, chociaż… może nie wyszła? Może nadal tam była? Zupełnie zagubiła się w czasoprzestrzeni. Nie wiedziała, gdzie jest, co robi, chwilami musiała się zastanowić kim jest. Oddychała i głównie na tym się skupiała. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech…

***

To stało się nagle, bez żadnego uprzedzenia, z zaskoczenia. Poczuła, że to już. Chce i może się obudzić, otworzyć oczy, podrapać po nosie, którego uporczywe swędzenie nagle zaczęła odczuwać. I nagle się obudziła, otworzyła oczy. Udało się. Widziała! Na początku wszystko był rozmazane, jednak po chwili obraz wyostrzył się. Poczuła, że może ruszyć ręką; nie była taka ciężka, nie sprawiało jej to bólu. Potarła się po nosie. Przyniosło jej to ulgę. Jedyne, z czym miała kłopot, to palce. Może potrzebują jeszcze chwili?

Rozejrzała się po pokoju. Nic szczególnego nie przyciągnęło jej uwagi. Zastanawiało ją, gdzie jest, co się z nią działo, jaki był dzień tygodnia. Ciemności w pokoju rozpraszało delikatne, przygaszone światło. Mogła się swobodnie rozglądać.

– O mój Boże. – Alicja spojrzała w kierunku, z którego dochodził głos. W drzwiach stała kobieta, pierwszy raz ją widziała.

– Coś się stało? – spytała całkowicie bezwiednie. Po prostu otworzyła usta, a słowa same popłynęły. Nie spodziewała się tego. Jej głos był słaby, zachrypnięty, ale zrozumiały.

– Boże. – Kobieta w drzwiach wyciągnęła telefon i zadzwoniła do kogoś. Powiedziała coś niezrozumiałego, a po chwili była już przy niej. – Ktoś zaraz tutaj przyjdzie, poczekam z panią. – Usiadła koło łóżka. – Jak się pani czuje? – spytała.

– Słabo. Długo spałam?

– Zaraz ktoś przyjdzie – powtórzyła.

– Może chociaż powie mi pani, jaki mamy dzień tygodnia? – Alicja nie dawała za wygraną.

– Tyle chyba mogę. Jest piątek. – Kobieta uśmiechnęła się słabo. Wyglądała na roztrzęsioną. Może po prostu miała ciężki dyżur. Piątek. Alicja zamyśliła się na chwilę. Boże, uciekły mi dwa dni. No pięknie. Biedne dzieci, co one musiały przeżywać? A Paweł pewnie wyrywał sobie włosy z głowy. Mało tego, miała do oddania felieton na… na dzisiaj! A nawet nie zaczęła go pisać. Ciekawe, jak zdąży ze wszystkim? Chociaż może jej odpuszczą przez te małą niedyspozycję.

– Dzień dobry, pani Alicjo. – Z zamyślenia wyrwał ją dość przyjemny ton męskiego głosu. – Jestem doktor Kowalski…

Spojrzała w jego stronę. Mężczyzna stojący obok jej łóżka prawdopodobnie zbliżał się do sześćdziesiątki, chociaż po jego głosie można było wnioskować, że ma nie więcej niż czterdzieści lat.

– Jan? – bezmyślnie weszła mu w słowo. Uśmiechnął się, pokazując swoje niemalże śnieżnobiałe zęby. W życiu by nie podejrzewała, że w tym wieku można jeszcze takie mieć. I te włosy, miał sporo ciemnych włosów jak na swój wiek. Do tego był idealnie ogolony, a jego twarz sprawiała wrażenie niemalże wyprasowanej. Jednak, mimo to wyglądał po prostu staro. Alicja zaczęła podejrzewać, że pan doktor korzysta z gabinetów medycyny estetycznej. Chociaż wydawało jej się to mało prawdopodobne. Facet i botoks? W życiu! Mimo swojego nienaturalnego wyglądu sprawiał wrażenie bardzo sympatycznego człowieka. Takiego lekarza, któremu można zaufać – i całe szczęście, dobrze znała obecny system opieki zdrowotnej. Lepiej trafić na miłego doktora niż na jakiegoś gbura, który tylko burknie coś pod nosem. Dotychczas, co prawda, nie miała zbyt wielu okazji do obcowania z lekarzami, jednak nie raz słyszała opowieści rodem z horroru. Pisała nawet kiedyś artykuł o błędach lekarskich, który bynajmniej nie zachęcał do leczenia się w państwowych placówkach.

– No cóż, rodzice mieli poczucie humoru – stwierdził przyjaźnie. Nie wydawał się zbyt zaskoczony jej reakcją. Pewnie Alicja nie była pierwszą osobą, która tak zareagowała. – Widzę, że pani do nas wróciła?

– Starałam się nie spać za długo – powiedziała bez najmniejszego wysiłku. Dosłownie z minuty na minutę szło jej coraz lepiej. Jakby dochodziła do siebie po całkiem zwyczajnej pobudce, jak co rano. – Chyba jest jakieś zamieszanie – dodała, spoglądając na drzwi, w których nagle nie wiadomo skąd pojawili się jacyś ludzie.

– Zamknijcie je – rzucił dość ostro lekarz. – Przepraszam, to stażyści – wyjaśnił.

– Miło, że tak garną się do pacjentów.

– Taaa – zamruczał pod nosem. – Proszę poznać naszą panią psychiatrę – przedstawił drobną blondynkę, stojącą u jego boku. Była niska i szczupła. Pierwszą myślą Alicji było to, że wcale nie wygląda jak lekarz, mimo okularów i włosów upiętych w kok, które miały dodać jej powagi. Wyglądem bardziej pasowała do roli sekretarki niż psychiatry. Taka pilna uczennica, dobra koleżanka z klasy, która czasami dawała odpisać zadanie. Nawet przez moment nie pomyślała, że faktycznie jest podobna do dziewczyny, z którą chodziła do liceum. Nie wzbudziła jej zaufania na pierwszy rzut oka. Zresztą nawet do głowy jej nie przyszło, że to kobieta, której jednak powinna zaufać. Z którą będzie pracowała przez najbliższy czas. W zasadzie to pobieżnie zerknęła, nie poświęcając blondynce szczególnej uwagi.

– Anna Pietkiewicz. – Lekarka wyciągnęła do niej rękę. Alicja automatycznie podniosła swoją.

– Przepraszam, nie jestem w stanie wyprostować palców. – Starała się, ale zupełnie jej to nie wychodziło. Szybko spojrzała na lewą rękę. Z nią wszystko wydawało się być dobrze.

– Spokojnie, nad tym też popracujemy – uśmiechnął się lekarz. – Trochę czasu, trochę ćwiczeń i wyjdzie pani stąd jak nowa.

– Byle nie za długo. Gonią mnie terminy. Jak mam cokolwiek napisać z taką ręką?

– No tak. – Lekarz posłał wymowne spojrzenie koleżance. Alicja nie wiedziała, o co chodzi, ale naszły ją złe przeczucia. Miała tylko nadzieję, że z dziećmi i Pawłem wszystko w porządku. Była w stanie dużo znieść, ale gdyby coś im się stało…

– Alicjo, mogę się tak do ciebie zwracać? – Blondynka usiadła na fotelu obok jej łóżka. Wydawała się taka delikatna, nie pasowała do swojej poważnej roli.

– Wystarczy Ala.

– Nie chcesz odpocząć, przespać się?

Uśmiechnęła się, słysząc to pytanie.

– A nie za długo już spałam? Dwa dni, tyle mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło. Byłam w jakimś letargu przez kilka godzin, tak mi się wydaje. – Zamyśliła się na chwilę. – Słyszałam was, ale nie mogłam nic powiedzieć, ani się poruszyć. Może to wina leków? Była u mnie jakaś kobieta, psycholog? – Spojrzała na lekarza. – Teraz czuję się całkiem dobrze. Tylko ta ręka…

– Tym proszę się, póki co, nie martwić. Pani Basiu – spojrzał na pielęgniarkę, tę samą, która pierwsza do niej przyszła. Nadal tu była, blada jak ściana, z rozszerzonymi ze zdumienia oczyma.

– Przygotuje nam pani tlen i… – Nie dokończył, bo nie było takiej potrzeby. Pielęgniarka dobrze wiedziała, co ma jeszcze przygotować i co może się wydarzyć. Postępowanie w takich sytuacjach mieli opanowane do perfekcji; powtarzali to w teorii setki razy, choć w praktyce niezwykle rzadko była ku temu okazja.

– Alicjo, wiesz co się stało? – Mężczyzna również usiadł obok jej łóżka. Byli teraz na tej samej wysokości, mogła dokładnie mu się przyjrzeć. Spróbowała sobie przypomnieć. Zamyśliła się i spoważniała, z jej twarzy zniknął uśmiech.

– Miałam wypadek, prawda? – Spojrzała na lekarza.

– To prawda – przytaknął.

– Wyszłam do sklepu po coś na kolację. Zupełnie nie miałam pomysłu, co zrobić tym małym głodomorom. Kupiłam rybę, chyba dorsza, chciałam go upiec. Wracałam już do domu. I… i coś się stało. Szłam przy głównej drodze, chodnikiem i… – Wzięła głęboki oddech. Wróciła do tamtego dnia, do tamtego momentu. – Myślałam o dzieciach. Byłam pewna, że umieram – Łzy napłynęły jej do oczu. – Pamiętam tamten dzień. Pamiętam, że wracałam i…

– Kierowca tira stracił panowanie nad kierownicą – odezwała się Anna, nie spuszczając z niej wzroku. – To cud, że przeżyłaś. Najwybitniejsi specjaliści długo walczyli o twoje życie.

– To nie były dwa dni, prawda? – Nagle to do niej dotarło. Spojrzała na lekarzy z nadzieją, a jednocześnie z przeczuciem, że za chwilę usłyszy coś, co na zawsze zmieni jej życie.

– Alu, wyszłaś z domu dwudziestego szóstego lipca dwa tysiące dziewiątego roku w środę? – Głos lekarki był bardzo pewny i spokojny. Tak jakby wcześniej ułożyła sobie w głowie to, co chciała powiedzieć, jakby nauczyła się tego na pamięć.

– Tak, możliwe, że tak. Na piątek mam do oddania felieton. Jeszcze nawet nie zaczęłam…

– Dzisiaj, owszem, jest piątek, ale szesnastego września.

Poczuła się, jakby dostała obuchem w twarz. Dwa miesiące. Co oni wszyscy musieli przeżywać? Przecież wyszła tylko do sklepu! Wzięła głęboki oddech. Lekarz spojrzał na pielęgniarkę, która pojawiła się nagle przy niej z maską tlenową.

– Spokojnie. – Psychiatra zaczęła mówić dalej, równocześnie wstrzymującym gestem uniosła rękę w stronę pielęgniarki. Spojrzała wymownie na lekarza, a potem przeniosła wzrok znów na Alicję. – Spróbuj oddychać spokojnie. Weź głęboki wdech – powiedziała i złapała ją mocno za rękę. Wiedziała, że nie powinna, jednak w takich sytuacjach prosty gest pozwalał drugiemu człowiekowi poczuć, że nie jest sam i ma wsparcie, wyciągniętą ku sobie pomocną dłoń.

– Dzisiaj mamy szesnasty września dwa tysiące dziewiętnastego roku – dokończyła.

Tlen był potrzebny i środki uspokajające też. Alicja poczuła, jak odpływa. Chciała z tym walczyć, ale nie dała rady. Zasnęła. Tak jak wtedy, gdy zasnęła i obudziła się – dziesięć lat później.ROZDZIAŁ 3

Oczy – to po nich go poznała. Patrząc na jego twarz, zaczęła sobie powoli uświadamiać, ile czasu minęło, ile lat straciła. Gdy tamtego feralnego dnia wychodziła z domu, siedział przy swoim biurku. Pracował. W jej głowie nadal był młodym mężczyzną z bujną czupryną i seksownym zarostem. Był jej cudownym, kochającym mężem. Człowiekiem, którego darzyła szaloną, niepowtarzalną i dozgonną miłością. Teraz stał przed nią mężczyzna dojrzały, wciąż przystojny, ale doświadczony przez życie. Na głowie przeważały siwe włosy, po zaroście nie było śladu. Nosił okulary. Był ubrany elegancko, starannie. Tylko te piękne, brązowe oczy pasowały do obrazu z jej wspomnień – kiedyś wesołe, pełne nadziei z iskrą; teraz smutne i zamyślone.

Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę. Mieli sobie tyle do powiedzenia, jednak słowa hamował lęk. Żadne nie wiedziało, jak rozpocząć tę rozmowę. Nie mieli pojęcia, że oboje myślą o tym samym. Co powiedzieć – bo co można powiedzieć komuś, kogo się nie widziało przez tyle lat? Czego oczekiwać w takiej sytuacji? O co spytać? Jak pogodzić się z tym, co się wydarzyło? A jednak coś ich dzieliło. Ona miała ochotę rzucić mu się w ramiona. Dla niej ten czas, te wszystkie lata, były jak kilka chwil. Była pewna, że ma męża, który ją kocha i na nią czeka. Była pewna, że ma dzieci i za chwilę wróci do swojego życia. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że przez ten czas wiele mogło się zmienić. Bała się dopuścić ten fakt do świadomości, wolała ślepo wierzyć w to, że nadal jest tak, jak wtedy, kiedy zasypiała. Tak było wygodniej i bezpieczniej.

On nie miał pojęcia, jak jej to wszystko wytłumaczyć. Nie miał pojęcia, jak powiedzieć żonie, że czas nie zatrzymał się w miejscu, lecz nieubłaganie mknął do przodu. Że jego życie nie zatrzymało się, a przecież musiał żyć. Że tak naprawdę, po tylu latach, są dla siebie praktycznie obcymi ludźmi. Dobrze ją pamiętał, wiedział, że to może ją zniszczyć, dlatego wolał milczeć. Poczekać. Dowiedzieć się, ile wie i pamięta. Żyć nadzieją, że sama zrozumiała i może to do niej dotarło. A z drugiej strony, dręczyły go niemiłosierne wyrzuty sumienia – przecież to jego żona! Ta jedna, jedyna. Ta, za którą tak szalał. Ta, na którą na początku, tak bardzo czekał. Wymarzona i wyśniona. Idealna. Ta, która lepiej, żeby już nigdy się nie obudziła.

– Mogę zobaczyć dzieci? – Pierwsza przerwała milczenie. To o nie zapytała, gdy otworzyła oczy. O nich myślała, odkąd wróciła jej świadomość. Były jej całym życiem.

– Dzieci są u moich rodziców – powiedział szybko, jakby chciał mieć to już za sobą. Sam przeraził się obojętnością swojego tonu. Wiedział, że jest podły. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to może ją zaboleć. Czy chciał podświadomie ukarać ją jeszcze bardziej
za to, co się wydarzyło? Być może.

– W trakcie roku szkolnego? – zdziwiła się. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że
natychmiast po otrzymaniu informacji o wybudzeniu się Alicji, wywiózł je z miasta.

– No cóż, tak wyszło. – Nie miał wymyślonej wymówki, nie zastanawiał się nad tym. Nadal trudno było mu uwierzyć w to, co się dzieję. Przez dziesięć lat z wieloma rzeczami można się oswoić, do wielu sytuacji przyzwyczaić. I stracić nadzieję. Pogodzić się z nieuniknionym. Przecież to szmat czasu.

– Opowiesz mi, co się działo w naszym życiu przez ten czas? – poprosiła, wyciągając do niego rękę. Chciała, żeby ją dotknął, przytulił. Liczyła na to, że porwie ją w ramiona i będzie się cieszył. Wierzyła, że razem jakoś przez to przejdą i mąż pomoże jej wrócić do życia. A tymczasem stał przed nią z tymi swoimi smutnymi oczami, jak zupełnie obcy człowiek. Był chłodny i obojętny, jakby wykonywał swój obowiązek. Początkowo myślała, że to szok. Tak długo na nią czekał i teraz nie był w stanie uwierzyć w to, co się dzieje. Ale im dłużej tak stał, tym większa ogarniała ją panika. Obudziła się w innym świecie i nadal nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. Dla niej czas stanął w miejscu, ale to wcale nie oznaczało, że dla niego również. Jego życie pędziło do przodu w zatrważającym tempie. Musiał nad nim zapanować najlepiej jak potrafił, przecież zostawiła go z dwojgiem małych dzieci. Sprawiła, że ich bańka wypełniona szczęściem, beztroską i miłością nagle pękła, zniknęła bezpowrotnie.

Nie chciał jej za to winić, jednak każda komórka jego ciała była na nią wściekła. Każda część próbowała krzyczeć o tym, jak bardzo ich skrzywdziła. Rozum nie dopuszczał do siebie wiadomości, że to przecież nie jej wina. Przyzwyczaiła ich do swojej nieobecności. Pozwoliła, by życie toczyło się dalej, żeby nauczyli się żyć bez niej. Ułożyli sobie wszystko
na nowo, a potem się obudziła i zamierzała zniszczyć szczęście, o które tak długo walczył dla siebie i dzieci.

– Ja… – zawahał się. Nie wiedział, jak to powiedzieć. – Ja… Przepraszam.

– Co? – Poczuła, że serce zaczyna jej mocniej bić. Wiedziała, że zaraz coś się wydarzy.

– Przepraszam, ale ja dzisiaj nie mogę. Jestem umówiony. Nie dzisiaj. – W jednej chwili
mówił, a w kolejnej już go nie było. Wyszedł. Tak po prostu wyszedł i zostawił ją samą. Z jej wypadkiem, śpiączką, z wybudzeniem się. Samą z jej zagubieniem w rzeczywistości. Bez niego, bez dzieci. Dla niego nic się nie zmieniło. Nadal jej nie było. A on po prostu nie miał czasu.

Spojrzała pytająco na psychiatrę, która cały czas siedziała w kącie pokoju. Wydawała się niewidzialna, ale tam była.

– Daj mu chwilę – powiedziała. – Dla niego to też trudne.

– Faktycznie – poczuła, że ma mokre oczy. – Faktycznie trudne. Nie było mnie dziesięć lat, a on nie ma czasu. – Potok łez popłynął jej po policzkach. Anna podeszła i podała jej chusteczkę, która jednak na niewiele się zdała. Alicja nie potrafiła zapanować nad burzą emocji, które targały nią w tej chwili.

– Musisz mieć świadomość, że przez te wszystkie lata wiele mogło się zmienić. Już nic nie musi być takie samo. On też jest bohaterem w tej opowieści, jest mu trudno – zaczęła tłumaczyć, chciała zrobić to najdelikatniej, jak tylko potrafiła. – Często na początku ludzie wypierają z siebie dobre informacje w obawie, że zaraz znowu się to zmieni.

– Sugerujesz, może przerażać go to, że zaraz znowu zasnę? Albo wykreślił mnie
ze swojego życia?

– Bardzo mocno to uogólniłaś – uśmiechnęła się. – Musicie sobie to jakoś poukładać. Oczywiście z naszej strony gwarantujemy opiekę psychologiczną dla całej rodziny. Przede wszystkim dzieci powinny zostać nią objęte, to dla nich ogromna rewolucja w życiu.

– Boże! – uniosła się Alicja. – Ich matka obudziła się ze śpiączki, a ty mi mówisz, że to rewolucja? Czy nie powinny się cieszyć? Do cholery, czy wszyscy nie powinniśmy się cieszyć, że wróciłam do rodziny i jestem w stanie żyć? Ruszam się, mówię. Czy to nie jest cud? Nie jestem kretynką, znam statystyki, pisałam o tym artykuł. Ludzie się nie budzą! A nawet jeśli, to niemożliwe, żeby byli w stanie funkcjonować tak, jak ja teraz. – Uderzyła pięścią w poduszkę. – Gdzie jest ta radość? Powinien wziąć mnie w ramiona, cieszyć się, a nie stać tutaj jak kołek z tymi smutnymi oczami!

– Złość jest czymś naturalnym – powiedziała spokojnie lekarka. – Nie duś tego w sobie, krzycz.

– Nie chce krzyczeć. – Alicja nie potrafiła zapanować nad płaczem, łzy płynęły po jej
twarzy. – Nie chcę krzyczeć, nie chcę płakać, chcę zobaczyć dzieci. Tak bardzo za nimi tęsknię. Chcę je zobaczyć, chcę, żeby wiedziały, że już tutaj jestem i mogą na mnie liczyć. – Ukryła twarz w poduszce.

Płakała głośno. Zaczęła sobie powoli uświadamiać, że z silnej, niezależnej, panującej nad swoim życiem kobiety, w kilka chwil stała się kimś zbędnym. Kimś z przeszłości, wymazanym z codziennego życia. Zapomnianym, istniejącym wyłącznie w sferze wspomnień. Nie panowała nad niczym, na nic nie miała wpływu. Została nagle ubezwłasnowolniona przez los, wyrwana ze swojego wspaniałego życia i odstawiona na bok. Gdzieś do poczekalni.

– Potrzebujecie czasu. Ludzie w takich sytuacjach powinni sobie wszystko poukładać w głowie, przeanalizować, przemyśleć.

– Ja już tyle czasu straciłam. Boje się, że kolejne ważne rzeczy mi uciekną i nie przeżyje ich, bo znowu coś się wydarzy. Boje się iść spać. – Spojrzała na kobietę stojącą obok niej. – Boję się, że znowu nie będzie jutra.

– Z medycznego punktu widzenia wszystko jest z tobą dobrze. – Anna chwyciła ją za rękę.

– Życie to coś więcej niż medycyna. – Alicja wyjrzała przez okno. – Ładna pogoda dzisiaj.

– Masz rację! – Lekarka wstała. – Idziemy na spacer, powinnaś się przewietrzyć.

– No tak, dawno nie wychodziłam. Będzie jakieś dziesięć lat – zaśmiała się gorzko, próbując wytrzeć łzy i zapanować nad oddechem.

Wezwały pielęgniarza, który pomógł Alicji założyć szlafrok i przeniósł ją na wózek. Mimo że czuła się coraz lepiej, nadal była słaba. Od jej wybudzenia minęły może trzy dni, zupełnie straciła rachubę. Od razu rozpoczęto z nią ćwiczenia, jednak jej mięśnie były bardzo osłabione. Doskonale wiedziała, że potrzeba na to czasu. Kiedyś była bardzo aktywna fizycznie, biegała, wspinała się. Po tylu latach leżenia, nie spodziewała się cudów. Zresztą rehabilitant w asyście lekarzy próbował wszystko wyjaśnić i delikatnie przygotować ją na to, że powrót do formy wcale nie będzie ani łatwy, ani lekki. Wiedziała, że prędzej czy później sprawność wróci, jednak nie stanie się to samo z siebie. Była gotowa na ten największy fizyczny wysiłek w jej życiu. Tym aż tak bardzo się nie martwiła. Zupełnie nie panowała jednak nad wszystkim, co działo się w jej głowie i otoczeniu – i nie wierzyła, że da radę jakoś sobie to poukładać. Duże nadzieje pokładała w nowej przyjaciółce. Mimo że poznały się niedawno i łączyły je profesjonalne relacje, czuła, że znalazła serdeczną osobę. Taką, która naprawdę chciała jej pomóc.

***

Powietrze było rześkie, czuło się w nim jesień – tę złotą, polską. Piękne, różnobarwne liście na drzewach, delikatne promienie słońca, bezchmurne niebo.

– Jest tak pięknie. Strasznie trudno mi uwierzyć, że minęło tyle czasu – westchnęła Alicja. – Dla mnie to jak jeden dzień.

– Na początku będzie ciężko, ale jestem pewna, że dasz radę. Nie będziesz w tym sama – zapewniła Anna.

– I co dalej? Co teraz będzie?

– Zostaniesz w klinice jeszcze przez jakiś czas, będziesz na innym oddziale. Zrobimy ci szereg badań i skupimy się na rehabilitacji. Taki turnus wypoczynkowy – wyjaśniła najdelikatniej jak potrafiła. Wiedziała, że teraz Alicję czeka jazda bez trzymanki. Powrót do życia – o ile to w ogóle możliwe.

– Domyślam się, że nie jestem w państwowej placówce. – Pacjentka rozejrzała się wokół siebie. Z zewnątrz miejsce wydawało się luksusowe. W życiu by nie powiedziała, że to hospicjum. Luksusowe hospicjum. Albo klinika, tak, ta nazwa była o wiele ładniejsza. Park też był niczego sobie – duży, zadbany. Widać, że ktoś włożył w to dużo pracy i pieniędzy.

– No cóż, nie da się ukryć. – Usłyszała. – To prywatna placówka i nie powiem, że tania. Tutaj jest hospicjum, z drugiej strony szpital, a tam, gdzie trafisz, mieści się oddział dla ludzi już samodzielnych. Coś jak Ciechocinek, tylko bez dansingów. – Lekarka puściła do niej oko.

– Mój mąż za to wszystko płaci? – Bardzo ją to ciekawiło. Czy faktycznie go obchodziła, czy po prostu wpakował ją do umieralni, wybierając tę nieco bardziej luksusową, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia? Jakby miało to jej zrobić jakąkolwiek różnicę.

– Powinnaś z nim o tym porozmawiać, ja nie chciałabym się mieszać w wasze prywatne sprawy – wyjaśniła lekarka.

– Och, myślę, że my już nie mamy prywatnych spraw. No i do rozmowy niestety potrzeba dwóch osób – westchnęła.

– Na wszystko przyjdzie czas, daj mu moment na ochłonięcie.

– Wiesz – odezwała się Alicja po chwili, jakby właśnie sobie o czymś przypomniała. – Moje dzieci – nagle zakryła dłonią usta i zaczęła płakać – moje dzieci są już prawie dorosłe. – Łzy znowu leciały jej po policzkach, nie potrafiła nad nimi zapanować. Nie spodziewała się, że człowiek może aż tyle płakać. Od momentu, w którym poznała prawdę, co chwilę płakała. Kłębiło się w niej tyle różnych, trudnych emocji. Poczuła rękę przyjaciółki na ramieniu. Ta nie była zaskoczona. Wiedziała, że nadejdzie ten moment. Wszystkiego się spodziewała. Dla Alicji mięło kilka chwil, a dla reszty świata dziesięć lat. Czas leciał nieubłagalnie. Ludzie się starzeli, a dzieci dorastały. Tylko ona została gdzieś w tyle, jakby zaklęta w czasie.

– Boże – nadal głośno łkała. – Przespałam wszystko. Całe ich dzieciństwo! Marysia to już prawie dorosła kobieta. Boże, Ignaś ma trzynaście lat. Nie było mnie przy nich w tych najważniejszych momentach. Tak naprawdę… – uświadomiła to sobie nagle, z przerażeniem – jestem dla nich obcą osobą.

Chciała usłyszeć, że to nieprawda, jednak kobieta obok niej milczała. Stała przy niej, trzymała rękę na jej ramieniu, ale milczała. Z każdą chwilą prawda coraz bardziej docierała do umysłu Alicji.

Gdyby mogła, cofnęłaby się w czasie. Nie ruszyłaby się wtedy z domu, na kolację zrobiłaby naleśniki albo zamówiła pizzę. Posiedziałaby z rodziną przed telewizorem i nie przespałaby kolejnych dziesięciu lat. Nie zrujnowałaby życia swojego i najbliższych jej osób. Gdyby tylko mogła cofnąć czas.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: