Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jechać, nie jechać? Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Jechać, nie jechać? Tom 2 - ebook

„Jadę sobie do Tczewa i czytam pamiętniko-ranking »Jechać, nie jechać?« autorstwa Pablo. Cudowne skojarzenia opisu szczepienia świń z Mauritiusem oraz Wietnamu z pewnym PGR-em. Książka dowcipna i wielowątkowa z umiejętnym zaznaczeniem roli alkoholu w zwiedzaniu świata”. Anna Popek – dziennikarka
„Dzięki »Jechać, nie jechać?« nabrałam apetytu na podróże. Świetnie skonstruowany ranking i ocena pomagają w wyborze miejsca podróży”.Aleksandra Ciejek – aktorka
„Gdyby to był przewodnik, to wspomnienie o pijanym, szalonym i agresywnym operatorze ratraka, usiłującym rozsmarować całą rodzinę na austriackim stoku, byłoby jeszcze na miejscu. Ale sceny z kastracji stukilowych wieprzków lub działań lekko wstawionej fińskiej weterynarki by się nie zmieściły. »Jechać, nie jechać?« to nie przewodnik, nie pamiętniko-ranking po 36 krajach, jak możemy się dowiedzieć z okładki. To po prostu świetna książka”.
Tomasz Marek Brzozowski – Polska The Times
„Planujesz wakacje? W wyborze odpowiedniego miejsca może pomóc ranking Pabla, autora książki »Jechać, nie jechać?«. Zaczął podróżować jako lekarz weterynarii jeszcze w czasach komuny. Nie dostał paszportu, więc poznawanie świata rozpoczął od Związku Radzieckiego. Gdy czasy się zmieniły, odwiedził ponad 140 krajów. Był m.in. w Korei Północnej czy Mali, jachtem płynął przez Pacyfik, zwiedził archipelag Markizy. Ostatnio fascynuje go Afryka Zachodnia, jej duchowość i obrzędy”.
„Pokaż nam świat”, TVN BiS, Jakub Porada, Małgorzata Główka

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-950689-2-8
Rozmiar pliku: 26 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od Wydawcy

W Państwa rękach znajduje się pierwszy wydany w Polsce pamiętniko-ranking. Ta unikalna i oryginalna w swojej treści i formie publikacja ma Państwu pomóc w podjęciu decyzji o tym, dokąd wyruszyć w podróż. Tom pierwszy zawiera ocenę 39 krajów i kierunków turystycznych, które Autor poleca lub też odradza. Niniejszy drugi tom to 36 kierunków i, jak się okazało, konieczne uzupełnienia do tomu pierwszego. Oprócz tego w każdym rozdziale znajdą Państwo praktyczne informacje, których często nie sposób przeczytać w klasycznych przewodnikach.

Jest to jednak nie tylko ranking i poradnik, ale także pamiętnik. Wokół każdego z 36 kierunków turystycznych Autor snuje opowieści ze swojej (i cudzej) przeszłości. A są to historie nie tylko o podróżach sprzed lat, ale także zapis doświadczeń studenta, młodego weterynarza i wreszcie dojrzałego biznesmena. Są to również anegdoty z życia znajomych i przyjaciół, z pozoru bardzo luźno związane z motywem przewodnim książki. Ale taki jest właśnie pamiętniko-ranking. Składa się z pozornie nie pasujących do siebie elementów, z gawędy i anegdoty, rady i pomysłu. Z wolnych skojarzeń i licznych dygresji tworzy się fascynująca całość. Formuła pamiętniko-rankingu daje Autorowi niezwykłe możliwości komponowania wielobarwnych narracji. Wierzymy, że ta swobodna forma przyniesie czytelnikowi wiele satysfakcji. Towarzysząc Autorowi w jego podróży przez zaskakujące i kręte drogi życiowe, możemy nie tylko dobrze się bawić, ale także wiele nauczyć. Pamiętniko-ranking by Pablo jest opowieścią człowieka, który z niejednego pieca chleb jadł i po licznych bezdrożach się włóczył. Człowieka, który poniósł niejedną porażkę i odniósł niejeden wielki sukces, nie boi się mówić wprost o najtrudniejszych sprawach. Czasem kontrowersyjny, czasem pełen humoru – pamiętniko-ranking odkrywa przed Państwem swoje karty.Przedmowa

Stało się. Parę osób przeczytało pierwszy tom „Jechać, nie jechać”, a nawet nieco więcej niż zwykle weszło na naszą stronę internetową jechacniejechac.pl. No i zaczęły się komentarze dotyczące wycen i kategorii krajów. Oczywiście emocje budzą te niskie. Bo nikt nie polemizuje z tym, że Tajlandia czy Japonia to superkierunek turystyczny. Krytykanci rzucają się na słabe oceny. No bo jak to? Islandia, kultowy kierunek młodego pokolenia, nieciekawa? Przecież byłem i mam cudowne wspomnienia. Jaka przyroda, jakie wodospady i wulkany. I chodziłem po prawdziwym lodowcu o zachodzie słońca. I jadłem wieloryba, i piłem piwo w barze wikingów.

Otóż to, że jakiś kraj, na przykład Islandia, ma tylko trzy gwiazdki, wcale nie oznacza, że nic ciekawego tam nie ma i nie warto tam jechać. To znaczy, że w porównaniu z innymi krajami wypada słabo. Bo uważam, i będę stał murem za tym twierdzeniem, że Brazylia jest ciekawszym kierunkiem turystycznym niż Islandia. Jest tam taniej, czuje się większą egzotykę, a klimat przyjemniejszy, przyroda bujna i tropikalna, muzyka żywiołowa, plaże słoneczne, woda ciepła i przejrzysta, miasta klimatyczne i z piękną architekturą, jedzenie ciekawe i niedrogie, a nawet wodospady piękniejsze niż islandzkie. No i Mulatki! No nie! − krzykną oponenci. Stewardesy islandzkich linii lotniczych są najpiękniejsze i najbardziej rozrywkowe na świecie! Dobra, fakt. Ale ile jest tych islandzkich samolotów i ich obsługi? No proszę Was!

Oczywiście otyłemu brodaczowi w swetrze z włóczki i o zacięciu ekologicznym Islandia może się wydawać fajniejsza niż Rio. Nawet w karnawale. Ale mnie nie i tego się będę trzymał. Islandia *** trzy gwiazdki, a Brazylia ********** dziesięć. Na Islandii byłem i tego nie żałuję, choć raczej tam nie wrócę. A do Brazylii owszem.

Ludzie z natury są ciekawi świata i lubią podróżować, zwłaszcza ci… którzy są ciekawi świata i lubią podróżować. Niektórych ciągną miejsca niedostępne, dalekie i tajemnicze. Dobrym przykładem jest Iran. Kraj konwulsji polityczno-religijnych, o którym pisały i piszą gazety. Rewolucja religijna, wojna z Irakiem, napięcia i sankcje ekonomiczne. Jak tam naprawdę jest? Ciekawi świata przygotowują się, zbierają pieniądze i w końcu jadą na wymarzoną wyprawę. Na miejscu okazuje się, że kraj, choć inny, wcale nie przypomina więzienia, można sporo zobaczyć i się nauczyć, a ludzie są przyjaźni, grzeczni i gościnni. I podróżnicy wracają szczęśliwi, że byli w takim miejscu i mają co opowiadać, a i czym się pochwalić. Jednak gdy czytają „Jechać, nie jechać?”, a świeżo pokochany Iran jest wyceniony na trzy gwiazdki, ogarnia ich wściekłość. Tyle do zobaczenia! I takie ciekawe przeżycia! I taka ocena? Skandal! Zatem jeszcze raz. Tak, jest dużo do zobaczenia i kraj jest interesujący. Jednak jako kierunek turystyczny wysiada przy Kubie. Kuba ma dziesięć gwiazdek, bo ma lepszy klimat, jest taniej, mimo wszystko ma lepsze hotele, piękniejsze plaże i ocean, ciekawsze jedzenie, świetną muzykę i tańce, doskonały alkohol, zabytki moim zdaniem bardziej interesujące, piękniejszą przyrodę, niepowtarzalny charakter miejsc, do których chce się wracać. A poza tym wolę popijać Cuba Libre z Murzynką w mini niż herbatę z Iranką w czadorze. Ale nie przeczę, że kolekcjonerowi dywanów Iran może się wydawać ciekawszy. Jednak nie mnie, ja kolekcjonuję co innego.

Wielu powie: każdy kraj na świecie jest ciekawy. Wszędzie warto pojechać. Cała ziemia jest cudowna. Życie jest piękne. Nie można tak deprecjonować krajów, które niczemu nie zawiniły. Odpowiem tak: to jak z kobietami. Podobno wszystkie są piękne i cudowne na swój sposób. Każda ma jakiś ciekawy rys swej osobowości lub urody. Ale co ja zrobię, wolę Cameron Diaz niż posłankę Pawłowicz, choć ta ostatnia jest z całą pewnością żywiołowa i ma tytuł profesorski. Jeżeli z jakiegoś powodu otrzymałbym zaproszenie na lunch z Panią Profesor, oczywiście z przyjemnością bym je przyjął. I na pewno byłoby to dla mnie bardzo ciekawe spotkanie. I miałbym co potem opowiadać i wspominać. A wspólne zdjęcie zawisłoby w moim gabinecie. Pani Profesor! Jeżeli kiedyś będzie Pani miała wolną chwilę w porze obiadu, proszę o mnie pamiętać. Jednak dajmy się ponieść przez chwilę fantazji. Otrzymuję zaproszenie od Pani P. A tu nagle niespodziewanie nadchodzi również zaproszenie od Pani D. − na hot dogi z piwem − akurat w tym samym czasie co pierwszy lunch. Nic na to nie poradzę, muszę dokonać wyboru.

Spróbujmy teraz wznieść się na poziom zupełnego surrealizmu i science fiction. Dostajemy te dwa zaproszenia, lecz nie znamy ani jednej, ani drugiej pani. Co wtedy robimy? Rzucamy monetą? Nie! Po prostu sięgamy po odpowiedni tom książki „Spotkać, nie spotkać?”.

Sprawdzamy, kto ma ile gwiazdek, i wybór staje się prostszy. Musimy jednak wziąć pod uwagę, kto przyznaje te gwiazdki. Szowinistyczny, męski, opętany myślami erotycznymi z małego miasteczka czy emerytka z metropolii przesiadująca w kościele? Dopóki tego nie wiemy, ocena gwiazdkowa może nas wprowadzić w błąd.

Jeżeli myślicie, że zwariowaną książkę napisaną przez dziwaka czyta określona kategoria ludzi i do niej kierowana jest wycena – to się mylicie. Po moim występie w radiu katolickim – nic mnie nie zdziwi. Powiem tylko, że usłyszałem: „Jaka odkrywcza, przewartościowująca, Pablo! Chrystus też był przecież rewolucjonistą!”.

Więc jeżeli ktoś ma czas, siłę i pieniądze, niech zwiedzi cały świat. Powodzenia! Ale jeżeli musisz dokonać wyboru, spójrz na liczbę gwiazdek przy Iranie i zastanów się, czy jesteś kolekcjonerem dywanów, nietypowych kierunków, czy kręci cię coś innego.

Na koniec wspomnę o zabawnym zbiegu okoliczności. Samo życie dopisało ciąg dalszy do mojego felietonu i kontrowersyjnej oceny gwiazdkowej. Gdy przeczytałem zjadliwy komentarz internauty na temat niskiej oceny Iranu i zabierałem się do napisania odpowiedzi, w Teheranie, a potem w całym Iranie wybuchły zamieszki. Kilkanaście osób zginęło, a tysiące wylądowały w strasznych irańskich więzieniach. Ludzie mają dość życia w tym kraju. Niezawinionej przez siebie biedy i ograniczeń, które dodatkowo czynią je szarym i nieznośnym. Nie napisałem riposty na te zarzuty. Nie chciałem kopać leżącego.

Poza tym wszystkim − to przecież jest ranking. Muszę zatem pokazać miejsca lepsze i gorsze. I muszą być one wyraźnie zróżnicowane w wycenie. Po co komu ranking, z którego nic nie wynika? Więc aby wyraźnie zaznaczyć, co polecam, a co odradzam, nieco podbijam wycenę kierunków dobrych i obniżam tych słabych. A wiedza o tym, gdzie jak jest, to skarb.

Wydaje się, że jest jak w dowcipie. Dlaczego Święty Mikołaj jest zawsze uśmiechnięty i radosny? Odpowiedź na to pytanie nabiera głębi i sensu, gdy odnosi się do wiedzy i brzmi: Bo zna adresy wszystkich niegrzecznych dziewczynek. Wracając do „Spotkać, nie spotkać?”, to gdy wejdziemy w wycenę według kategorii, dopiero objawią się nam niespodzianki. Krystyna wcale nie pozostanie bez szans. No bo w kategoriach: długość nóg, seksapil, majątek, liczba byłych partnerów, światowa popularność – górą będzie Cameron. Jednak w kategoriach: doświadczenie życiowe, swoboda występów publicznych, wyjątkowość, oryginalność, wyceny zbliżają się do siebie. Natomiast w kategoriach: wykształcenie, zaangażowanie polityczne, energia, żywiołowość, kontrowersyjność, górą będzie Krystyna.

Reasumując, aby podjąć dobrą dla siebie decyzję o wyborze kierunku podróży, powinniśmy przeczytać pamiętnik autora i poznać choć trochę osobę wyceniającego, a ponadto wejść w wycenę szczegółową, aby uniknąć bolesnych rozczarowań i przykrych niespodzianek. A tak dobrze się składa, że „Jechać, nie jechać” jest pamiętniko-rankingiem. Dwa w jednym, a nawet trzy − bo na stronie jechacniejechac.pl znajdziecie dużo więcej.Właśnie wyszedłem ze szpitala po jeszcze jednym zapaleniu płuc. Jestem wdzięczny lekarzom za kolejne przedłużenie życia, a szpitalowi za zakwaterowanie w trójce. Moimi współlokatorami byli rówieśnicy. I jestem zdołowany tym, co zobaczyłem. Moi koledzy po sześćdziesiątce przy oględzinach i osłuchiwaniu prezentowali ciała, które mogłyby być wystawiane w gabinetach osobliwości. Piersi starych Murzynek. Zaniki mięśni kończyn. Obwisłe fragmenty ciała, które, zdawałoby się, wisieć nie powinny. Włosy rosnące obficie w różnych nieprawdopodobnych miejscach, do tego siwe i nieprzyzwoicie długie. Krogulcze pazury u stóp. Otyłość brzuszna. Otyłość ogólna. Braki w uzębieniu i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. O genitaliach przez przyzwoitość nie wspomnę. Chciałoby się zerwać i wrzasnąć:

– Ludzie, ogarnijcie się! Użyjcie dezodorantu! Usuńcie te brodawki! Wyczyśćcie uszy i oczy! Idźcie do fryzjera! Coś niesamowitego, że w wieku „nastu” lat robimy wszystko, by wyglądać starzej, a w wieku kończącym się na „siąt” nie robimy nic, by wyglądać młodziej. A są możliwości!

Odsiwiacze i farby usuną srebro z włosów – najbardziej widoczny atrybut starości. Implanty uzupełnią uzębienie, a ćwiczenia co drugi dzień po piętnaście minut poprawią muskulaturę. Do tego różne metody usuwania zmarszczek. No i ubranie. Nie powinno być praktyczne i wygodne. Powinno być odpowiednie dla naszej sylwetki, pozycji towarzyskiej i okazji. Ludziska – wyrzućcie sandały i ukochane buty! Nie chodźcie w polarach! Nie prezentujcie się w kamizelkach! Za duże lub za małe ciuchy oddajcie biednym. Idźcie do „poprawek krawieckich” i dopasujcie koszulę, zwężajcie spodnie i skróćcie rękawy. Kupcie fajny kapelusz albo odjazdową czapkę. Noście biżuterię. Używajcie perfum. Od razu będziecie lepiej traktowani i przychylniej postrzegani. Główna wizualna różnica między szpitalem niemieckim a naszym to wcale nie budynek czy pokoje szpitalne. To wygląd chorych. U Niemców nie ma nieogolonych, rozczochranych typów w strasznych, spranych, za dużych pidżamach. Opatrunki są białe, paznokcie obcięte. Pacjenci zmuszeni do mycia, higieny i dbania o uczesanie. To podnosi morale wszystkich. Kiedyś mężczyzna po czterdziestce był postrzegany jako człowiek właściwie stary. Obecnie nauka uważa sześćdziesiąt cztery lata za granicę starości. A dziś, w epoce nowoczesnej medycyny i viagry, sądzę, że ten wiek można znacznie przesunąć. Dlatego postuluję, aby dbać o siebie i korzystać z życia, które naprawdę może być bardzo kolorowe i po sześćdziesiątce. Do tego pomyślmy, jak postrzegają nas nasze dzieci i wnuki. Jakie wrażenie pozostawia nasz zapach? Czy to na pewno nutka dobrej fajki i starej whisky? A może smród sików i naszych niemytych zębów? Czy chcą się z nami pokazywać? Jacy zostaniemy w ich pamięci? Nie wydawajmy pieniędzy na przeróżne oszukańcze suplementy diety, niezliczone magnezy i inne cudowne pierwiastki. Zamiast tego pojedźmy na udaną wycieczkę w dobrym towarzystwie.

Ponieważ byłem chory na raka i w pewnym momencie właściwie byłem pewny bliskiej śmierci, mogę powiedzieć, że gdy nadchodzi koniec, najlepiej pomaga świadomość, iż w życiu robiło się fajne rzeczy. Róbmy więc fajne rzeczy, by lżej było kiedyś umierać.

Na pewno czymś takim będzie wyskok do Amsterdamu. Dobry na to moment to urodziny królowej Holandii, gdy cała ludność bawi się na ulicach, lub różne festiwale kwiatowe. Także Dni Wiatraków – kiedy zwiedza się zabytkowe wiatraki.

No i oczywiście karnawał z wyścigami łyżwiarzy po kanałach. Jednak kiedykolwiek byśmy pojechali, Amsterdam i tak zaoferuje nam kilka swoich hiciorów. Przede wszystkim uroczą architekturę starego, zasobnego miasta, gdzie woda w kanałach podnosi atrakcyjność miejskich pejzaży. Mówił mi zresztą młody Holender, że w jego kraju praktycznie nie można kupić domku czy mieszkania z widokiem na wodę poniżej miliona euro. Może nie dotyczy to pływających małych domów zakotwiczonych w nieciekawym porcie. Faktem jest to, że widok wody z okna jest wart sporo. Polecam oglądanie Amsterdamu z rowerowego siodełka. Przy dworcu głównym znajduje się wypożyczalnia, rower to przecież holenderska specjalność. Latem dobre są też rejsy po kanałach. Dalej muzea: Rijksmuseum albo Vincenta van Gogha – to klasyka. Stedelijk (Muzeum Miejskie Amsterdamu) jest nieco gorsze.

Dla miłośników starych domów i rezydencji jest Museum Van Loon. Dom Anny Frank dla osób, które żyją na gruzach warszawskiego getta czy w pobliżu Oświęcimia, nie będzie fascynujący. Natomiast Muzeum Rembrandta – jest znakomite.

No i polecam ostrzejsze atrakcje, takie jak dzielnica czerwonych latarni czy coffee shopy. Te ulice z dziewczynami w witrynach trzeba zaliczyć, bo rzadko się zdarza, aby mieć możliwość obejrzenia tylu nieskromnych niewiast w jednym miejscu, za darmo i bez ryzyka okradzenia czy dostania w łeb. Do tego zdarzają się okazy naprawdę odlotowe i wcale się nie obrażą, jeżeli okaże się, że przyszliśmy tylko popatrzeć i pogadać. Można spacerować tam również w mieszanym towarzystwie, a panie mogą komentować i podpowiadać, a być może nawet spytać o cenę, bo przecież miłość kobiety z kobietą wcale nie jest tam zakazana.

Jest także dużo erotycznych kabaretów i występów, ale zwykle kosztują one sporo jak na poziom, który przedstawiają. Znacznie lepiej i taniej zabawimy się w takim przybytku w Katowicach czy Warszawie. W lokalu, do którego zaszliśmy na kawę, młoda para przy stoliku obok zamówiła drinka. Okazało się, że w cenie Tequila Sunrise jest coś jeszcze. Był to taniec dwóch kelnerów w samych slipach przed dziewczyną oraz możliwość zlizania im z sutków bitej śmietany, której tubkę każdy dzierżył w dłoni i używał z lubieżnym uśmiechem. Szwedka o imieniu Ewelina zlizała, a ponieważ była całkiem fajna, zastanawiałem się, kto komu właściwie powinien płacić za ten numer.

Ogólnie widać, że protestanckie społeczeństwo Holandii podchodzi do sfery seksu spokojnie i nie robi wielkiego aj-waj z fizycznych relacji damsko-męskich.

Tak samo temat marihuany nie jest tam demonizowany. Od lat legalnie pali się ją w coffee shopach, a wcale nie wygląda na to, by przekładało się to na zalew narkomanii czy przestępczości. Te shopy to po prostu jakby kawiarenki, gdzie przy ladzie można kupić jointa i wypalić go przy swoim stoliczku. Na mnie marycha nie działa jakoś rewelacyjnie, ale wiem, że niektórzy doznają błogości, uspokojenia czy euforii. Fizycznie nie uzależnia, jednak podobno miłe złego początki i ci, co palą zioło, często potem sięgają po twarde narkotyki dla samej próby. Dodatkowo działanie maryśki u niektórych zaczyna być odczuwane dopiero po czwartym, piątym papierosie wypalonym w życiu. Te shopy są niewątpliwie wyjątkową atrakcją Amsterdamu i innych miast Holandii i musiałem o nich wspomnieć. Poza tym grozi im wyginięcie, bo wraz z otwarciem granic Niemcy i inni purytanie podnieśli krzyk, że ich obywatele jeżdżą tam i palą. A przecież nie powinni, bo w Niemczech to zabronione. Zatem Holendrzy kombinują, aby palić mogli tylko tubylcy. Mnie się podoba nie tyle palenie, ile świadomość, że jak chcę, to mogę.

Plaże w Holandii są dość ludne, a dysponują deptakami, molami i dziesiątkami knajpek, więc przy ładnej pogodzie to miłe miejsce do spaceru czy opalania.

Koleżanka, która wyszła za Holendra i mieszka w Hadze, pokazała mi słynny wiatrak. Te skrzydlate maszyny służyły do wypompowywania wody z polderów i kanałów, by tereny depresji dało się użytkować. Robi wrażenie! Konstrukcja, która ma kilkaset lat, jest ciągle na chodzie. I gdy zobaczymy z bliska te wały, tryby i koła wodne przewalające w sekundy tony spienionej wody, momentalnie nabierzemy szacunku dla dawnych inżynierów i budowniczych.

Wybrane rodziny mieszkają w tych wiatrakach i mają płacone za utrzymywanie ich w ruchu i pokazywanie turystom, chociażby takim jak ja.

Społeczeństwo Niderlandów przez lata pracowicie żyło z handlu i rzemiosła, gromadząc swoje bogactwo. Dziś możemy z tego skorzystać, odwiedzając różne targi staroci, na których można kupić cudeńka tu powszechne, w Polsce będące rzadkością. Oczywiście poza Amsterdamem jest cała plejada miast wartych odwiedzenia.

Miłośnikom żeglarstwa i turystyki wodnej chciałbym podpowiedzieć, że morska Holandia jest miejscem, w którym można bardzo tanio kupić używane jednostki. Jachty poniżej 10 metrów długości są tu niemodne, nie dość wygodne i szpanerskie, są więc do wzięcia prawie za darmo. Oczywiście dojdzie koszt transportu.

No i kil, nieprzydatny na Mazurach, bo to jednostki morskie, ale warto je chociaż obejrzeć i pokombinować.

Z kolei motorboaty od lat siedemdziesiątych są budowane z fiberglasu i różnych tworzyw sztucznych. Starsze jednostki stalowe, nawet w dobrym stanie, można kupić dość okazyjnie. Ja byłem też w stoczni, w której stare, jeszcze nitowane barki, z bocznymi mieczami, były remontowane dla nowych właścicieli. Miło popatrzeć, jak w te stare kadłuby fachowcy wstawiają egzotyczne parkiety, ledowe oświetlenie, nagłośnienie Bose i piękne antyki. Pełen bajer!

Będąc w Holandii, warto pamiętać, że częściowo była ona wyzwalana przez korpus generała Maczka.

Odwiedziny cmentarza poległych w Bredzie będą ciekawe i wzruszające. Zresztą tych cmentarzy jest więcej. Bergen op Zoom czy Baarle-Nassau to również polskie wojenne groby. W Amsterdamie stale obserwujemy obrazki z życia jego mieszkańców. W ciągu dnia, gdy młodzież i jej rodzice uczą się i pracują, ulice są pełne starszych osób robiących zakupy, spacerujących czy plotkujących w kawiarniach. I nie jest to wcale widok nieprzyjemny. Są modnie i często ciekawie ubrani. Mają ułożone fryzury, a buty lśnią, jakby były świeżo polakierowane. Makijaże są staranne i dobrze dobrane. Zęby jak u filmowych aktorek. Designerskie okulary i biżuteria dopełniają obrazu. Widać, ile czasu i wysiłku, nie mówiąc o pieniądzach, kosztował ich ten wygląd. Ale do diaska: warto! Warto i trzeba.

Wyjeżdżając z Holandii, w pamięci zabieramy ze sobą niezliczone obrazy brodaczy i grubasek, utrwalone na muzealnych płótnach czy pomnikach. Taka była kiedyś moda. Dziś trend szczupłości i młodości jest powszechny.

Ludzie, po co wam te straszne wąsy i brody? To postarza! Rozumiem jeszcze młodzieńca, który do dobrego garnituru i wykrochmalonej białej koszuli nosi trzydniowy zarost, udając włoskiego amanta. Ale stary facet z kudłatą siwą brodą jest odrażający. To degraduje i zniechęca.

Pamiętam anons z portalu randkowego:

„Hej, czy jest tu ktoś, kto nie przypomina Świętego Mikołaja? Chętnie poznam”.

Jedźmy więc do Holandii podpatrzeć, jak godnie się zestarzeć!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: