Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Jej ostatnia godzina. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
30 czerwca 2023
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jej ostatnia godzina. Tom 2 - ebook

Za zamkniętymi drzwiami wszystko może się zdarzyć...

Melissa Sanderson jest idealną żoną i matką. Dba o swoją córkę i mieszka w wymarzonym domu w cichej uliczce na przedmieściach.

Ale pozory mogą mylić.

Coś jest nie tak w tym domu - wszyscy sąsiedzi tak uważają. Niektórzy twierdzą, że Melissa ma romans. Inni twierdzą, że za dużo pije.

Pewnej nocy całą okolicę budzą syreny.

Melissa Sanderson nie żyje...

 

ABSORBUJĄCY THRILLER Z ZAKOŃCZENIEM, KTÓREGO NIE ZOBACZYSZ - jeśli lubisz Lisę Gardner, Roberta Bryndzę lub Clare Mackintosh, pokochasz ten absolutnie chwytający za serce thriller Carli Kovach.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-8088-6
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

So­bota, 14 VIII 1993 r.

Noc była parna. Tak lepka, że dziew­czyna nie­ustan­nie ocie­rała wil­goć z czoła. Za­cią­gnęła się mie­szanką woni piwa i potu, po czym się uśmiech­nęła. Wspa­niale było mieć osiem­na­ście lat, le­piej, niż to so­bie wy­obra­żała. Prze­waż­nie wy­cho­dziła w week­endy do klu­bów lub ba­rów, tym ra­zem pa­dło na An­gel Arms w jej ro­dzin­nym mie­ście Cle­eves­ford w hrab­stwie War­wick­shire. Przy­ja­ciółka zo­sta­wiła ją samą, do­rwaw­szy Jake’a – chło­paka, za któ­rym uga­niała się od mie­sięcy. Bez wąt­pie­nia para ob­ści­ski­wała się te­raz w ja­kiejś ciem­nej uliczce.

Kiedy oznaj­miono, że czas na ostat­nią ko­lejkę, bo lo­kal nie­ba­wem zo­sta­nie za­mknięty, męż­czy­zna na­le­gał, że za­płaci za jej ostat­nie piwo. Pły­nąca z gło­śnika mu­zyka di­sco prze­cho­dziła przez ko­lejne de­kady i wła­śnie do­tarła do lat dzie­więć­dzie­sią­tych. Dziew­czyna chciała wyjść już po tym, gdy skoń­czyły się prze­boje z lat osiem­dzie­sią­tych. Jake naj­praw­do­po­dob­niej od­pro­wa­dzi Sa­rah, a ona nie chciała dłu­żej sie­dzieć tu sama.

– Nie myśl, że wy­star­czy, że za­pła­cisz za moje piwo i mo­żesz na coś li­czyć – po­wie­działa. Męż­czy­zna par­sk­nął śmie­chem. Był przy­stojny. Prze­szy­wa­jące spoj­rze­nie nie­bie­skich oczu spra­wiało, że czuła, jakby już roz­bie­rał ją do naga. – Mó­wię po­waż­nie.

Za­śmiał się i po­dał jej ku­fel.

– To tylko piwo. Reszta za­leży od cie­bie.

– Nie bę­dzie żad­nej reszty – od­parła i upiła łyk, przy czym nie­mal spa­dła z wy­so­kiego stołka. Wy­piła już za dużo, a oj­ciec z pew­no­ścią ją skarci, je­śli wróci do domu pi­jana.

– Po­pil­nu­jesz mi piwa, gdy będę w ła­zience?

– Oczy­wi­ście – od­po­wie­dział.

Po po­wro­cie uśmiech­nęła się, wzięła spory łyk, po któ­rym zo­stało pół ku­fla. Po­każe mu, że po­trafi pić.

– Czym się zaj­mu­jesz?

– Stu­diuję księ­go­wość w Lon­dy­nie. Wró­ci­łem na wa­ka­cje – wy­znał.

Unio­sła głowę i nie­mal upa­dła, gdy po­miesz­cze­nie za­częło wi­ro­wać. Ale prze­cież bar się nie ko­ły­sał, po pro­stu za dużo wy­piła.

– Nie je­steś tro­chę za stary na stu­denta? – wy­beł­ko­tała.

W tej sa­mej chwili, gdy z gło­śni­ków po­pły­nęło All That She Wants ze­społu Ace of Base, jego mdły uśmie­szek zmie­nił się w dra­pieżny gry­mas.

Mu­zyka uci­chła, kiedy wy­pro­wa­dził ją z pubu wprost na ciemny par­king.

– Wsia­daj do auta, od­wiozę cię do domu – za­su­ge­ro­wał. Jego głos brzmiał ja­koś tak me­cha­nicz­nie, ale może po pro­stu tak mó­wił. Nie mó­wiła mu, gdzie mieszka. Spoj­rzała w gwiazdy, stra­ciła rów­no­wagę i upa­dła. Wszystko jed­nak było w po­rządku. Męż­czy­zna, któ­rego po­znała w ba­rze, za­bie­rał ją do domu. Koń­czyny od­mó­wiły po­słu­szeń­stwa, pod­dała się i wtu­liła w niego, gdy wziął ją na ręce.

Unio­sła po­wieki i ból roz­pa­lił jej czaszkę. Ptaki śpie­wały, a wscho­dzące słońce spra­wiło, że zmru­żyła oczy. Go­rycz w ustach nie­mal wy­wo­łała mdło­ści, gdy uświa­do­miła so­bie, że leży obok ka­łuży wy­mio­cin na par­kingu. Silny ból głowy spra­wił, że się wzdry­gnęła.

Ku­dłaty owcza­rek col­lie pod­biegł do niej i za­czął li­zać po twa­rzy. Tuż za psem po­ja­wiła się jego wła­ści­cielka.

– Głu­pia dziwka – rzu­ciła ko­bieta w śred­nim wieku i od­cią­gnęła psa.

„Ace of Base, me­cha­niczny głos, piwo, nie­bie­sko­oki męż­czy­zna” – przez głowę prze­mknęły jej wszyst­kie ob­razy, które do­pro­wa­dziły do tego, że znaj­do­wała się w tak opła­ka­nym sta­nie na par­kingu za pu­bem. Ale męż­czy­zna miał za­brać ją do domu. Tyle pa­mię­tała. Jej serce przy­spie­szyło . Prze­su­nęła rękę w dół. Spód­nica znaj­do­wała się na miej­scu, ale majtki były wil­gotne i zimne. Zsi­kała się, prawda? Dla­czego nie pa­mię­tała, jak wy­szła z pubu? Po­liczki za­częły ją pa­lić. Co po­my­ślała ko­bieta z psem? Czy upra­wiała seks z nie­bie­sko­okim męż­czy­zną na par­kingu? Za­pach oleju po­wró­cił do niej, gdy pró­bo­wała wstać. Pa­mię­tała skrzy­pie­nie. Gdzie była? Co on jej zro­bił? Co ona na­wy­wi­jała? Dla­czego nie pa­mię­tała ni­czego po wyj­ściu z pubu? Wzdry­gnęła się, gdy wsta­jąc, po­czuła ból w pod­brzu­szu. Z każ­dym kro­kiem co­raz bar­dziej chciało jej się pła­kać. Ni­gdy by się na to nie zgo­dziła – prze­nigdy. Co on jej zro­bił i dla­czego ni­czego nie pa­mię­tała?

Kiedy za­ta­czała się, zmie­rza­jąc do domu, po po­licz­kach pły­nęły jej łzy. Nie zdo­łała ich za­trzy­mać. Pró­bo­wała wy­grze­bać coś z pa­mięci, wy­peł­nić lukę po­mię­dzy wyj­ściem z pubu a po­budką na par­kingu. Jed­nak nie na­pły­nęły żadne wspo­mnie­nia. Z sa­mo­chodu, który wła­śnie ją mi­jał, do­bie­gała me­lo­dia All That She Wants, a ona pra­gnęła je­dy­nie przy­po­mnieć so­bie, co za­szło. Kim był ten fa­cet? Za­mie­rzała się tego do­wie­dzieć.ROZDZIAŁ 1

Czwar­tek, 12 IV 2018 r.

Me­lissa długo sza­mo­tała się z koł­drą, aż w końcu udało jej się wy­sta­wić spod niej głowę. Owiało ją chłodne po­wie­trze. Sa­pała, pró­bu­jąc za­pa­no­wać nad roz­sza­la­łym ser­cem. Od­dy­chała głę­boko, aby zwal­czyć mdło­ści. Wino we­szło za do­brze, a te­raz się mściło. Po­winna była po­prze­stać na jed­nym kie­liszku. Wpa­try­wała się w ciemny po­kój, prze­tarła lep­kie, za­spane oczy. Cała sy­tu­acja znów się po­wtó­rzyła. Zwią­zek z Dar­re­lem po­woli ją wy­kań­czał. Mu­siała się od niego uwol­nić.

Mieli piękny dom w eks­klu­zyw­nej czę­ści hrab­stwa War­wick­shire, oszczęd­no­ści, in­we­sty­cje. Mo­gła za­ła­twić roz­wód i roz­po­cząć ży­cie na nowo z ich dwu­let­nią có­reczką Mią. Mo­gła wró­cić do pracy agentki ubez­pie­cze­nio­wej i za­ro­bić na sie­bie. Dar­rel nie ak­cep­to­wał tego przez ostat­nie sześć lat ich mał­żeń­stwa, mimo że po­znali się, gdy roz­po­częła pracę w jego fir­mie. Nie po­chwa­lałby tego rów­nież jej ko­cha­nek Jimmy, gdyby się o tym do­wie­dział, ale to już zu­peł­nie inna kwe­stia. Sprawy się skom­pli­ko­wały, po­nie­waż Jimmy chciał mieć Me­lissę na wy­łącz­ność. Po co utrud­niał to, co ich łą­czyło? Spraw­dziła te­le­fon, upew­nia­jąc się, że ska­so­wała wszyst­kie wia­do­mo­ści od niego. Poczta była pu­sta. Na­wet po wi­nie sta­rała się wy­ma­zać wszel­kie do­wody swo­ich po­czy­nań. Scho­wała ko­mórkę do skrytki. Dar­rel ni­gdy się nie do­wie.

Wie­działa, że po ślu­bie mie­wał inne ko­biety. Cho­dził do pubu, uczest­ni­czył w szko­le­niach czy kon­fe­ren­cjach, które wy­ma­gały no­co­wa­nia w ho­te­lach. Do tego do­cho­dził jego nie­na­sy­cony ape­tyt na seks, na który, jak zdo­łała się po­ła­pać, nie miał wpływu. Ra­chunki na kar­cie kre­dy­to­wej wy­raź­nie świad­czyły o tym, że w re­stau­ra­cjach nie ja­dał sam. Z pew­no­ścią do ta­kich miejsc nie za­bie­rał ko­le­gów z pracy. Na­wet jej nie za­pro­sił na ko­la­cję, od­kąd się po­brali.

Kiedy cho­dzili ze sobą, było zu­peł­nie ina­czej, tak samo w czte­ro­let­nim okre­sie na­rze­czeń­stwa. Da­wał jej wtedy wszystko, za­bie­rał na spon­ta­niczne wy­cieczki, ku­po­wał kwiaty. Był ide­alny pod każ­dym wzglę­dem. Przy­stojny, in­te­li­gentny, tro­skliwy, od­no­sił suk­cesy. Co się więc stało? Na to py­ta­nie nie po­tra­fiła od­po­wie­dzieć. Zwią­zek pod­upadł po ślu­bie. Po­my­ślała, że dziecko zbliży ich do sie­bie, ale po na­ro­dzi­nach Mii jesz­cze bar­dziej się od niej od­su­nął. Nie zwa­żał już na jej po­trzeby ani na pra­gnie­nia.

Wpa­try­wała się we flu­ore­scen­cyjny ze­gar. Była do­piero dwu­dzie­sta pierw­sza trzy­dzie­ści, ale pa­nu­jąca w domu ci­sza spra­wiała, że czuła się jak w środku nocy. Kiedy za­sy­piała, te­le­wi­zor był włą­czony. Naj­wy­raź­niej wy­łą­czył się sam z po­wodu braku ak­tyw­no­ści. Łóżko po dru­giej stro­nie było pu­ste. Dar­rel za­pewne nie wróci do domu, do­póki nie za­mkną An­gel Arms. Tego dnia wziął od niej wszystko, czego po­trze­bo­wał, po czym wy­szedł do pubu, nie po­ca­ło­waw­szy na­wet na po­że­gna­nie. Zo­sta­wił ją, aby w sa­mot­no­ści zno­siła ból i opie­ko­wała się ich dziec­kiem. Za­ci­snęła uda i otarła łzę.

Po­cząt­kowo zga­dzała się na wszystko, co chciał jej ro­bić, ma­jąc na­dzieję, że mu przej­dzie. Ra­nił ją, ale dość szybko koń­czył, po czym nie za­wra­cał jej głowy przez kilka dni. Może mu nie wy­star­czała? Z pew­no­ścią tak wła­śnie się czuła. Pra­gnęła, aby na­dal był szczę­śliwy. I nie pla­no­wała ro­mansu. Na po­czątku chciała je­dy­nie zgod­nego mał­żeń­stwa, dziecka, ład­nego domu. Miała na­dzieję, że kiedy bę­dzie szczę­śliwy, po­my­śli o niej i jej po­trze­bach, ale nie­stety tak się nie stało. Ob­wi­niał ją, że się nie sta­rała. A może ona po pro­stu nie chciała się już sta­rać. Prze­su­nęła pal­cem po sutku i się skrzy­wiła.

Włą­czyła lampę, prze­cze­sała ma­towe włosy. Po­smak skwa­śnia­łego wina pod­szedł jej do wy­schnię­tego gar­dła. Po­wio­dła ję­zy­kiem po brud­nych zę­bach. Dla­czego znowu wy­piła całą bu­telkę? Tak ła­two było wy­chy­lić kilka kie­lisz­ków, po­ło­żyć Mię spać i do­koń­czyć tru­nek. Zbyt ła­two.

Wzdry­gnęła się, wsta­jąc. Się­gnęła mię­dzy nogi, a kiedy do­tknęła otar­tej skóry, nie­mal za­lała się łzami. Wło­żyła szla­frok i ze­szła na dół, bo chciała na­pić się zim­nej coli, która jako je­dyna po­ma­gała jej uga­sić pra­gnie­nie przy kacu po wi­nie. Al­ko­hol zła­go­dził ból, który spra­wił jej mąż, ale jego ko­jące wła­ści­wo­ści szybko prze­mi­nęły, po­zo­sta­wia­jąc po so­bie wy­su­szone gar­dło, mocny ból w środku i pra­gnie­nie zim­nego na­poju. Kiedy zna­la­zła się na ko­ry­ta­rzu czte­ro­po­ko­jo­wego domu, zza ku­chen­nych drzwi do­bie­gło szu­ra­nie nóg krze­sła po pod­ło­dze.

– Halo? – Za­trzy­mała się, aby na­słu­chi­wać, ale od­po­wie­działa jej ci­sza. – Dar­rel, to ty?

Drżą­cymi pal­cami chwy­ciła za klamkę. Za­sko­czył ją sze­lest. Dar­rel prze­waż­nie nie wcho­dził tyl­nymi drzwiami. Chciała po­now­nie go za­wo­łać, ale się za­wa­hała. Serce za­biło jej moc­niej. Gdyby w kuchni prze­by­wał jej mąż, ode­zwałby się. Może nie by­łyby to naj­przy­jem­niej­sze słowa, bo ni­gdy nie si­lił się na uprzej­mo­ści, gdy wra­cał z pubu. Ostat­nio czę­sto się kłó­cili, choć dzi­siaj nie do­szło do sprzeczki.

Ci­szę prze­rwał płacz Mii. Mu­siała wziąć dziecko i wyjść. Ko­mórka zo­stała w sy­pialni. Po­bie­gła w kie­runku scho­dów, wal­cząc z lek­kimi za­wro­tami głowy. Gdyby tylko udało jej się chwy­cić te­le­fon i po­biec do po­koju córki… Mo­głyby się w nim za­mknąć. Mo­gła prze­su­nąć ko­modę, by za­blo­ko­wać nią wej­ście, i za­dzwo­nić na nu­mer alar­mowy.

Za jej ple­cami roz­brzmiały kroki. Krew za­tęt­niła jej w uszach. Po­tknęła się, dzięki czemu do­brze zbu­do­wany in­truz z ła­two­ścią przy­ci­snął jej twarz do wy­kła­dziny. Chciała krzyk­nąć, ale cios w głowę po­zba­wił ją przy­tom­no­ści. Kiedy od­pły­wała, sły­szała krzyki có­reczki.

Obu­dził ją wrzask dziew­czynki. Krę­ciło jej się w gło­wie. Mu­siała mocno obe­rwać. Ktoś cią­gnął po pod­ło­dze kuchni krze­sło, na któ­rym sie­działa. Ból w pra­wej skroni pro­mie­nio­wał aż do szyi i wkrótce prze­szedł w tępe ćmie­nie. Po­miesz­cze­nie oświe­tlała je­dy­nie ża­rówka okapu. Za­ma­sko­wany in­truz po­now­nie prze­su­nął krze­sło, które za­skrzy­piało i za­trzy­mało się przy ku­chence. Pró­bo­wała wy­cią­gnąć rękę, ale nad­garstki miała przy­wią­zane do drew­nia­nych pod­ło­kiet­ni­ków. Czuła rów­nież sznur, wrzy­na­jący się w kostki u stóp. Chciała krzy­czeć, ale miała za­kne­blo­wane usta. Jej serce przy­spie­szyło i nie­mal zwy­mio­to­wała, z tru­dem ła­piąc po­wie­trze. „Od­dy­chaj przez nos” – po­le­ciła so­bie w du­chu.

Ciemna po­stać we­szła w snop świa­tła przed nią, rzu­ca­jąc długi cień na ka­mienną po­sadzkę. Łzy po­pły­nęły jej z oczu. W ży­ciu nie zdoła wy­swo­bo­dzić się z wię­zów. Wi­działa je­dy­nie cienki ma­te­riał za­sła­nia­jący oczy męż­czy­zny. Jego sa­mego nie wi­działa, za to on wi­dział ją całą. Był wy­soki, do­brze zbu­do­wany. Na twa­rzy miał czer­woną ma­skę przy­po­mi­na­jącą dia­bła. No­sił biały kom­bi­ne­zon, po­dobny do tego, w jaki ubrani by­wali tech­nicy kry­mi­nalni na miej­scu zbrodni. Zro­zu­miała, że nie za­mie­rzał po­zo­sta­wić po so­bie ja­kich­kol­wiek śla­dów. Serce ko­ła­tało jej się w piersi, a czoło zro­sił pot. Męż­czy­zna się zbli­żył. Za­drżała, gdy za­mach­nął się dło­nią w bia­łej rę­ka­wiczce i wy­mie­rzył jej po­li­czek. Znaj­do­wał się tak bli­sko, że czuła piż­mową woń jego wody po go­le­niu.

– Pro­szę – zdo­łała wy­du­sić przez kne­bel. Chciała się ode­zwać, prze­mó­wić in­tru­zowi do roz­sądku. Za­py­tać dla­czego? Co ta­kiego uczy­niła? Kim był? Co za­mie­rzał z nią zro­bić? Wpa­try­wał się w nią, gdy mio­tała się na krze­śle. Prze­chy­liła się na bok, kiedy po­now­nie ją ude­rzył. Ból znów roz­go­rzał w jej gło­wie. Krew po­cie­kła za uchem. Za­drżała, gdy skap­nęła jej na ko­lana, bru­dząc bla­do­zie­lony szla­frok. Męż­czy­zna spoj­rzał na coś po­nad nią. Chciała pod­nieść się z miej­sca i wal­czyć, ale unie­moż­li­wiał to sznur krę­pu­jący ją wo­kół ta­lii. Za­lała się łzami, gdy dom wy­peł­niły krzyki có­reczki. Czy tam był ktoś jesz­cze? Czy skrzyw­dzą Mię? Po­chy­liła się do przodu i za­raz po­tem ode­pchnęła, sta­ra­jąc się roz­ko­ły­sać krze­sło. Mu­siała się uwol­nić, po­rwać Mię i uciec. Męż­czy­zna jed­nak zła­pał za krze­sło i przy­trzy­mał je.

– Ko­niec z tobą – po­wie­dział, uno­sząc dłoń do serca i po­ki­wał głową. Pró­bo­wała się ob­ró­cić, ale nada­rem­nie. Wy­da­wało jej się, że szyja prze­stała dzia­łać. Prze­łknęła ślinę, po­wstrzy­mu­jąc mdło­ści, gdy w gło­wie po­now­nie roz­go­rzał ból. Po­miesz­cze­nie za­częło wi­ro­wać, kiedy ko­lejne dło­nie w rę­ka­wicz­kach de­li­kat­nie okrę­ciły jej szyję sznu­rem. Spa­ni­ko­wana pra­wie za­dła­wiła się kne­blem. Łzy ście­kały jej po pod­bródku i mie­szały się z krwią na ko­la­nach. „Mia… co sta­nie się z Mią?”. Za­trzę­sła się, gdy sto­jący za nią in­truz za­czął cią­gnąć za sznur.

Kiedy jej ciało wiło się pod wpły­wem jego sil­nego uści­sku, my­ślała tylko o brą­zo­wo­wło­sej ma­łej có­reczce, mi­ło­ści swo­jego ży­cia. Pró­bo­wała za­czerp­nąć tchu i od­chy­lić głowę. Męż­czy­zna przed nią stał nie­ru­chomo, przy­glą­da­jąc się, jak wal­czy o ży­cie. Czuła jego uśmiech pod czer­woną ma­ską. Przed oczami za­częły jej tań­czyć mroczki. Po za­le­d­wie kilku se­kun­dach krzyk Mii umilkł, a ostat­nia łza spły­nęła po po­liczku Me­lissy. Na­pór sznura za­my­kał tęt­nice, aż sku­tecz­nie po­zba­wił ją ży­cia.ROZDZIAŁ 2

Dar­rel wpadł na la­tar­nię i nie­mal za­tań­czył z nią jak Gene Kelly w Desz­czo­wej pio­sence. Po­wstrzy­mał się jed­nak. Nie pa­dało, nie po­wstały ka­łuże, w które można by­łoby wsko­czyć. Czuł rów­nież piwo chlu­po­czące mu w żo­łądku. Nie prze­szko­dziło to jed­nak me­lo­dii, którą sły­szał w gło­wie, ze­ska­ku­jąc i wska­ku­jąc po­now­nie na kra­węż­nik, kiedy już mi­nął go prze­jeż­dża­jący sa­mo­chód. Wyj­ście do pubu z Ro­bem było do­brym po­my­słem, a nowa bar­manka oka­zała się na­prawdę sek­sowna. Pra­wie za­zdro­ścił przy­ja­cie­lowi jego po­dej­ścia do ko­biet. Miał nie tylko żonę, która go uwiel­biała i ro­biła dla niego wszystko, ale także ro­manse, na które żona przy­my­kała oko.

Prze­był już pie­chotą całą drogę do domu na przed­mie­ściach, w któ­rym miesz­kał z Me­lissą. Jak zwy­kle w oknach było ciemno. Par­sk­nął śmie­chem, wkła­da­jąc klucz do zamka.

– Me­lisso! – za­wo­łał. Je­dy­nym dźwię­kiem, jaki wy­brzmiał, były jego wła­sne kroki od­bi­ja­jące się echem w ko­ry­ta­rzu, gdy szu­kał na ścia­nie włącz­nika świa­tła. Na­stęp­nie ci­szę prze­rwał prze­szy­wa­jący płacz Mii.

Kiedy jego oczy przy­wy­kły do mroku, za­uwa­żył w ko­ry­ta­rzu smugę krwi. Serce za­biło mu moc­niej. Szedł ostroż­nie w kie­runku kuchni, aby nie na­stą­pić na krwawe ślady. Krzyki Mii prze­szły w płacz.

– Me­lisso? – Przy­ło­żył ucho do drzwi. Z kuchni do­cho­dził je­dy­nie war­kot agre­gatu lo­dówki. De­li­kat­nie uchy­lił skrzy­dło i ko­lana się pod nim ugięły. W bla­sku świa­tła, pa­da­ją­cego od strony okapu, zo­ba­czył żonę przy­wią­zaną do krze­sła. Nie­bie­ski sznu­rek był za­ci­śnięty, a szramy na szyi do­kład­nie świad­czyły o tym, co się wy­da­rzyło. Ro­zej­rzał się po po­miesz­cze­niu. Ni­kogo nie było w środku, a tylne drzwi po­zo­sta­wały za­mknięte.

Do­sko­czył do żony, chwy­cił ją za nad­gar­stek, szu­ka­jąc pulsu. Bez­sku­tecz­nie. Od­su­nął się i spoj­rzał na po­zba­wioną wy­razu twarz. Za­to­czył się i zła­pał za blat, aby za­cho­wać rów­no­wagę, gdy kuch­nia za­częła się ko­ły­sać. Ni­gdy wcze­śniej nie wi­dział mar­twego ciała, a tym bar­dziej ko­goś bli­skiego.

Krzyki Mii wy­peł­niły już cały dom. Nie­mal upadł, wy­bie­ga­jąc z kuchni. Po­spie­szył na górę, mi­ja­jąc ko­lejną ka­łużę krwi. Otwo­rzył drzwi po­koju córki i zo­ba­czył, że wrzesz­czące dziecko sie­dzi na środku pod­łogi, całe za­lane łzami. Zwy­kle mięk­kie, kasz­ta­nowe loki le­piły się ma­łej do spo­co­nego czoła. Wziął dziew­czynkę na ręce i zbiegł na dół, szybko opusz­cza­jąc dom. Córka za­trzę­sła się z zimna na dwo­rze. Otwo­rzył drzwi auta i po­sa­dził ją w środku. Drżą­cymi dłońmi wy­jął te­le­fon z kie­szeni i za­dzwo­nił na po­li­cję.

– Cen­trum po­wia­da­mia­nia ra­tun­ko­wego, w czym mogę po­móc?ROZDZIAŁ 3

Gina za­pła­ciła tak­sów­ka­rzowi, po czym po­cią­gnęła wa­lizkę po mo­krej ścieżce w kie­runku domu. Świa­tło oświe­tlało jej drogę. Ebony wy­bie­gła zza bu­dynku i za­częła ocie­rać się łeb­kiem o jej nogi. Spę­dziła na Ma­jorce je­dy­nie week­end, ale ktoś ob­ser­wu­jący kotkę mógłby po­my­śleć, że jej wła­ści­cielki nie było przez mie­siąc.

– Chyba masz do­syć su­chej karmy, co? – za­py­tała, wkła­da­jąc klucz do zamka. We­szła do zim­nego sa­lonu. Trzy­dniowa prze­rwa w pracy była do­kład­nie tym, czego po­trze­bo­wała, by od­po­cząć i prze­my­śleć kilka spraw.

Wró­ciła my­ślami do ostat­niej roz­mowy z Chri­sem, czyli nad­ko­mi­sa­rzem Brig­g­sem, jak go te­raz na­zy­wała. Ich pię­cio­mie­sięczny ro­mans wła­śnie do­biegł końca. Utrzy­my­wa­nie go w ta­jem­nicy przed ze­spo­łem było trudne. Wmó­wiła prze­ło­żo­nemu, że mu­sieli się roz­stać wła­śnie dla­tego. Jed­nak tak na­prawdę po­wód był zu­peł­nie inny. Za bar­dzo na­ci­skał, aby opo­wia­dała o swo­jej prze­szło­ści, a jej wy­da­wało się, że ła­twiej się wy­co­fać. Nie miała naj­mniej­szej ochoty wspo­mi­nać mał­żeń­stwa z Ter­rym. Ani jego śmierci. I choć Briggs wy­da­wał się wy­ro­zu­miały, ist­niały rze­czy, któ­rych na­wet osoba na jego sta­no­wi­sku mo­głaby nie zro­zu­mieć. To były wy­łącz­nie jej se­krety i ta­kie miały po­zo­stać. Drę­czyły ją ni­czym ro­baki pró­bu­jące wy­do­stać się na ze­wnątrz jabłka. W jej przy­padku jed­nak jabłko mo­gło zgnić i po­cią­gnąć ją w ot­chłań. Terry i wszyst­kie pa­skudne wspo­mnie­nia z nim zwią­zane ni­gdy jej nie opusz­czą. Mu­siała dźwi­gać ten cię­żar sa­mo­dziel­nie.

Ziew­nęła, pod­cho­dząc do ko­minka. Mu­siała się prze­spać. Wy­ci­snęła mię­sną sa­szetkę do ko­ciej mi­ski i zo­sta­wiła Ebony w ciem­nej kuchni.

Lot nie był długi, lecz czas na lot­ni­sku cią­gnął się w nie­skoń­czo­ność. Do­dat­kowo sa­mo­lot miał opóź­nie­nie. Nie­roz­pa­ko­wana wa­lizka mo­gła więc po­cze­kać do ju­tra. Gina wy­łą­czyła główne świa­tło, za­cią­gnęła za­słony i opa­dła na ka­napę. Wzięła le­żący na pod­nóżku koc i okryła nim swoje zmę­czone ciało. Trzy­dniowy urlop był wspa­niały. Od dawna nie była na wa­ka­cjach. Po­ste­ru­nek bo­ry­kał się z pro­ble­mami fi­nan­so­wymi i bra­kami ka­dro­wymi. Krótka prze­rwa oka­zała się jed­nak zba­wienna. Nie do­szła jesz­cze do sie­bie po ostat­nim waż­nym śledz­twie, nad któ­rym pra­co­wała w święta. Wolne dni dały jej czas na prze­my­śle­nie wszyst­kiego, co za­szło, i sku­pie­nie się na przy­szło­ści.

Wpa­try­wała się w mi­go­czące pło­mie­nie, które po­woli pró­bo­wały wcią­gnąć ją w hip­no­tyczny trans. Za­spana prze­glą­dała wia­do­mo­ści. Zgod­nie z prze­wi­dy­wa­niami Han­nah nie na­pi­sała. Ma­leńka Gra­cie naj­pew­niej do­piero po­szła spać, a jej młoda matka bez wąt­pie­nia pa­dła wy­koń­czona. W do­datku córka mo­gła nie być w na­stroju do roz­mowy. Nie spo­dzie­wała się żad­nych in­for­ma­cji. Prze­su­nęła pal­cem po ostat­niej wia­do­mo­ści od Brig­gsa:

Tę­sk­nię. Na­prawdę są­dzi­łem, że łą­czyło nas coś do­brego. Nie będę wię­cej pi­sał, ale chcia­łem, byś wie­działa, że z przy­jem­no­ścią z Tobą po­roz­ma­wiam. Mu­szę za­mknąć ten roz­dział, mu­szę wie­dzieć, co spie­przy­łem.

Nie wie­dzia­łaby, od czego za­cząć. Czy zro­bił coś źle? Jak za­czę­łaby się tłu­ma­czyć? „Tak, kiedy jesz­cze nie my­śla­łam o po­li­cji, były mąż bił mnie i gwał­cił. Tak, za­bił się, gdy pew­nego dnia wy­pił za dużo i spadł ze scho­dów – i tro­chę mu w tym po­mo­głam”. Chyba jed­nak ła­twiej było po­wie­dzieć, że ich zwią­zek nie jest do­brym po­my­słem, skoro on jest jej prze­ło­żo­nym. Poza tym, gdyby sze­fo­stwo do­wie­działo się o nich, jedno z nich mu­sia­łoby zre­zy­gno­wać ze sta­no­wi­ska. A praca w Cle­eves­ford zna­czyła dla niej wię­cej niż ja­ki­kol­wiek zwią­zek, zwłasz­cza taki, dla któ­rego nie za­mie­rzała się po­świę­cać.

Po­ło­żyła głowę na po­duszce i na po­wrót sku­piła wzrok na mi­go­czą­cych pło­mie­niach. Jej od­dech stał się głęb­szy, roz­grze­wało ją cie­pło ko­minka. Po­woli za­pa­dła w spo­kojny sen.

Po­ru­szyła się i otwo­rzyła oczy, gdy za­dzwo­nił jej te­le­fon. Może Han­nah była jed­nak w do­brym na­stroju?

– Cześć, ko­cha­nie – po­wie­działa, przy­ło­żyw­szy te­le­fon do ucha. Za­mknęła oczy, bo nie chciała się w pełni obu­dzić.

– Cześć. Też cię ko­cham, sze­fowo. Ko­niec wa­ka­cji – po­wie­dział sier­żant Ja­cob Dri­scoll. – Wi­tamy z po­wro­tem.

Otwo­rzyła oczy i usia­dła.

– Prze­pra­szam. Drze­ma­łam. My­śla­łam, że dzwoni Han­nah. Nie­dawno wró­ci­łam i mam wolne do ju­tra do siód­mej rano.

– Przy­kro mi, że mu­szę to po­wie­dzieć, ale mamy we­zwa­nie. Briggs ka­zał wszyst­kim sta­wić się na po­ste­runku. Wy­da­rzyło się coś strasz­nego. Wyre i O’Con­nor rów­nież zo­stali ścią­gnięci. A tak w ogóle do­brze się ba­wi­łaś? Tań­czy­łaś? Pi­łaś drinki?

Gina spoj­rzała na ze­ga­rek. Mi­nęła dwu­dzie­sta trze­cia.

– Wy­spa­łam się, co było miłe. Co się stało?

– Me­lissa San­der­son, lat trzy­dzie­ści pięć, zo­stała zna­le­ziona mar­twa w domu na obrze­żach Cle­eves­ford. Za­wia­do­mił nas jej mąż Dar­rel San­der­son. Za­dzwo­nił na nu­mer alar­mowy ja­kieś dwa­dzie­ścia mi­nut temu. Wła­śnie wró­cił z pubu. Śled­czy są w dro­dze. Spo­tkamy się na miej­scu zbrodni.

– Cho­lera ja­sna. Za­raz będę. Wy­ślij mi ad­res SMS-em. – Po­tarła oczy i za­pa­trzyła się przed sie­bie. Wa­ka­cje na­prawdę do­bie­gły końca i trzeba było brać się do ro­boty.

– Da­waj, sze­fowo. Z do­tych­cza­so­wych usta­leń wy­nika, że ktoś ją udu­sił. Ofiara zo­stała przy­wią­zana do krze­sła w kuchni. Za­raz wy­ślę ci dane. Je­stem w dro­dze. Do zo­ba­cze­nia na miej­scu.

Gina po­szła do kuchni i wy­piła szklankę wody. Po­kle­pała kotkę po gło­wie i wy­bie­gła z domu. Gdy po­my­ślała, co za­sta­nie na miej­scu zbrodni, prze­szedł ją dreszcz. Udu­sze­nie, ofiara przy­wią­zana do krze­sła… bru­talne za­bój­stwo.ROZDZIAŁ 4

Se­lina usły­szała, jak jej mąż wcho­dzi przez tylne drzwi i nie­mal bez­sze­lest­nie zdej­muje buty i płaszcz przed wej­ściem do kuchni. Rob prze­mknął przed dwu­drzwiową lo­dówką i okrą­żył ostroż­nie dużą wy­spę, uwa­ża­jąc, by nie po­trą­cić żad­nego ze stoł­ków. Se­lina wy­gła­dziła su­kienkę i za­pięła cienki kar­di­gan. Za­wsze chciała wy­glą­dać jak naj­le­piej, kiedy wra­cał do domu. Ob­jął ją w ta­lii.

– Wy­stra­szy­łeś mnie – skła­mała, gdy ob­ró­ciła się i sta­nęła na pal­cach, aby mógł ją po­ca­ło­wać. Za­cią­gnęła się za­pa­chem ró­ża­nych per­fum, kiedy ją przy­tu­lił. To na pewno nie jej za­pach. Po­czuła, jak jego mę­skość tward­nieje. Spoj­rzała głę­boko w jego nie­bie­skie oczy, nim się od­wró­ciła.

– Obiad pra­wie go­towy, a go­ście cze­kają w sa­lo­nie. Chcesz zjeść te­raz czy póź­niej? – Nie­kiedy jadł, nie­kiedy nie, ale za­wsze szy­ko­wała dla niego po­si­łek.

Wzru­szył ra­mio­nami. Po­pa­trzyła na niego du­żymi, piw­nymi oczami. Wie­działa, że chciał ją wziąć tu i te­raz, gdy my­śli o in­nej ko­bie­cie na­dal były świeże w jego gło­wie. Mu­siała mu na to po­zwo­lić. Mu­siała prze­gnać my­śli o in­nych z jego umy­słu i upew­nić się, że po­zo­sta­nie w nim tylko ona. Przy­gry­zła dolną wargę, unio­sła su­kienkę i po­chy­liła się nad bla­tem. Wciąż na­le­żał do niej. Wie­działa, że jej po­trze­bo­wał – bez względu na go­ści. Ni­gdy wcze­śniej go nie po­wstrzy­my­wała, wie­działa, że bę­dzie szybki i ci­chy. Ob­ró­ciła się, roz­chy­la­jąc usta i za­pra­sza­jąc jego ję­zyk do środka. Zsu­nął jej ko­ron­kowe majtki i roz­piął roz­po­rek. Chwilę póź­niej za­mknął oczy i wziął ją przy bla­cie. Za­wsze z za­mknię­tymi oczami. Pra­gnęła, by na nią pa­trzył, gdy się ko­chali. Kiedy szczy­to­wał, chciało jej się pła­kać. Za­miast tego dys­kret­nie jęk­nęła mu do ucha. Tylko tyle po­trze­bo­wał.

Po­ca­ło­wała go w skroń, od­su­nęła się i po­pra­wiła włosy. Te­raz bę­dzie my­ślał tylko o niej i tylko to się dla niej li­czyło.

– Twoi przy­ja­ciele cze­kają. Chcesz ko­la­cję? – za­py­tała. Po­słała mu wy­mu­szony uśmiech i pod­cią­gnęła majtki.

– Zjem, gdy so­bie pójdą – wy­znał.

Chciała, aby my­ślał tylko o niej. Uśmie­chała się, ukła­da­jąc ba­beczki na ta­le­rzu. Sta­rała się wy­łącz­nie dla niego, więc pra­gnęła, by nieco ją do­ce­nił. Miała na­dzieję, że spodoba mu się la­wen­dowa barwa ba­be­czek, jaką udało jej się uzy­skać, oraz żółte kwiaty, które ufor­mo­wała z lu­kru. Pra­gnęła, by do­ce­nił sma­ko­łyki, które upie­kła spe­cjal­nie dla niego, i pracę, jaką wło­żyła w do­sko­na­le­nie swo­ich umie­jęt­no­ści cu­kier­ni­czych. Ich dom za­wsze wy­glą­dał jak z ka­ta­logu. Słowa uzna­nia by­łyby mile wi­dziane.

Z sa­lonu do­cho­dziły głosy. Był już w drzwiach, gdy zwró­cił się do niej:

– Se­lino? Czego nie zro­bi­łaś, a co na­le­żało do two­ich obo­wiąz­ków?

Omio­tła wzro­kiem swoje ubra­nie, blat, nie­mal do­koń­czony obiad. Ziem­niaki wła­śnie do­cho­dziły, za­mie­rzała je ubić, gdy tylko po­wie, że jest głodny. W pie­kar­niku pod­grze­wała się pie­czeń. Wszystko cze­kało na jego de­cy­zję, czy bę­dzie jadł. Przy­go­to­wane pie­czo­ło­wi­cie mar­chewki, tej sa­mej dłu­go­ści, rów­nież były go­towe. Bę­dzie po­trze­bo­wała dzie­się­ciu mi­nut, by po­dać mu ko­la­cję. Prze­szła przed dwu­skrzy­dło­wymi drzwiami i spraw­dziła w szy­bie swoje od­bi­cie. Su­kienka, w którą prze­brała się tuż przed przy­by­ciem go­ści, na­le­żała do ulu­bio­nych Roba. Po­wta­rzał, że błę­kit jej pa­suje. W końcu spoj­rzała mu w twarz.

– Czy ma­ki­jaż mi się roz­ma­zał? Chcesz, by przy­go­to­wać ci stół do po­kera?

– Go­ście? – pod­su­nął.

Unio­sła dłoń do ust. Klep­nął ją w ty­łek, gdy prze­bie­gła obok niego. Błysz­czące włosy ko­ły­sały się, gdy wy­chy­nęła z kuchni i prze­mie­rzała ko­ry­tarz ich sty­li­zo­wa­nej na gre­go­riań­ską re­zy­den­cji, za­nim we­szła do sa­lonu. Jak za­wsze miała ode­grać ide­alną go­spo­dy­nię.

– Co po­dać do pi­cia?

– Chyba po­win­ni­śmy otwo­rzyć brandy – od­parł Dan, prze­cią­ga­jąc pal­cami po gład­kich wło­sach.

– Brandy na lo­dzie, robi się – po­wie­działa z uśmie­chem. – Jak się ma­cie?

Lee po­ki­wał głową, a Ben się uśmiech­nął.

– Do­brze, Se­lino – od­po­wie­dział Dan. – Jak zwy­kle le­piej, gdy cię wi­dzimy. To za­wsze ogromna przy­jem­ność.

Uśmiech­nęła się i za­ru­mie­niła, cie­sząc z kom­ple­mentu. Od­kąd dwoje dzieci do­ro­sło i wy­pro­wa­dziło się z domu, czuła się nieco za­gu­biona. Przy­ja­ciele męża za­wsze do­ce­niali wszystko, co dla nich ro­biła. Chciała, aby on też to za­uwa­żał, a nie wra­cał do domu, śmier­dząc per­fu­mami in­nej ko­biety. Za­wsze da­wała z sie­bie wszystko. Nie po­trze­bo­wała wy­myśl­nej pracy czy stu­diów i nie mu­siała wy­cho­dzić z domu, by za­ba­wiać się na mie­ście. Pra­gnęła je­dy­nie być do­brą żoną i matką. Sed­nem jej eg­zy­sten­cji był mąż. Spra­wiła, że ich dom tęt­nił ży­ciem. Uszczę­śli­wiała go. A on pra­gnął jej, kiedy tylko wra­cał do domu. To wy­mowne. Gdyby był z inną ko­bietą, nie chciałby się z nią ko­chać, prawda? Jed­nak na­szły ją wąt­pli­wo­ści, gdy przy­po­mniała so­bie o via­grze, którą no­sił w port­felu. Mu­siał nie­dawno wziąć ta­bletkę, skoro tak szybko po po­wro­cie mu sta­nął. Wziął pi­gułkę, by po­su­wać inną, ale zo­stał od­rzu­cony? A może była jego drugą? To nie byłby pierw­szy raz. Miała mę­tlik w gło­wie. Czy po­znał ją w pu­bie? A może pra­co­wała dla niego? Do­wie­dzia­łaby się, komu tak bar­dzo sta­rał się za­im­po­no­wać. Nie był w sta­nie jej oszu­kać. Utrata wagi, do­dat­kowe go­dziny spę­dzane w do­mo­wej si­łowni, nowe do­pa­so­wane ko­szule. A wszystko to pro­wa­dziło do jed­nego wnio­sku.

Wró­ciła do kuchni, z szafki wy­jęła brandy i na­lała ide­alną ilość do czte­rech szkla­nek.

– Moja mała per­fek­cjo­nistka – po­wie­dział Rob, gdy oparł się o blat, ćmiąc cy­garo.

Do­dała po dwie kostki lodu i po­sta­wiła szklanki na tacy, na którą do­ło­żyła ba­be­czek. Omi­nęła go w dro­dze do sa­lonu.

– Dzięki, Se­lino. Piękne ba­beczki – po­chwa­lił Lee, bio­rąc szklankę z tacy. Uśmiech­nęła się do niego. Dwaj po­zo­stali rów­nież wzięli szklanki i kon­ty­nu­owali roz­mowę. – Rob jest w domu?

– Oczy­wi­ście, że je­stem – za­ko­mu­ni­ko­wał, po­ja­wia­jąc się w sa­lo­nie, w któ­rym dłu­gie do pod­łogi za­słony od­ci­nały ich od reszty świata. Se­lina ode­szła na bok, gdy stu­kali się szklan­kami.

– Se­lino, mo­gła­byś nas zo­sta­wić? Mu­simy po­roz­ma­wiać.

Za­ło­żyła włosy za uszy i uśmiech­nęła się, po czym wy­szła. Za­mknęła drzwi, na­stęp­nie przy­su­nęła się do nich, by na­słu­chi­wać. Do­szły ją je­dy­nie przy­tłu­mione, nie­wy­raźne glosy. Nie­na­wi­dziła, gdy ją tak wy­pra­szał. Mieli być part­ne­rami, a czuła, jakby po­woli go tra­ciła.

Serce za­biło jej moc­niej, gdy usły­szała dzwo­nek do drzwi. Nie­mal po­śli­zgnęła się w ko­ry­ta­rzu, bie­gnąc do kuchni, pod­czas gdy Rob po­szedł otwo­rzyć drzwi fron­towe.

– Pro­szę – po­wie­dział. Wpro­wa­dził ko­goś do sa­lonu. Kiedy się w nim za­mknęli, po­de­szła i przy­su­nęła twarz do drewna.

Wzdry­gnęła się, za­sko­czona hu­kiem. Brzmiał, jakby ktoś upu­ścił szklankę. Miała na­dzieję, że to nie wie­kowy kre­dens, który był w jej ro­dzi­nie od trzech po­ko­leń. Ani nie lampa od Tif­fany’ego.

Od­su­nęła włosy z twa­rzy i po­now­nie przy­tknęła ucho do drzwi. Usły­szała jed­nak kilka stłu­mio­nych słów i śmiech.

– Se­lino! – za­wo­łał Rob. Serce zgu­biło rytm. Prze­cze­sała włosy pal­cami i po­li­czyła do pię­ciu, nim otwo­rzyła drzwi.

Przy­wo­łał ją do sie­bie i szep­nął do ucha:

– Mo­żesz się umyć, a nie­ba­wem po­pro­szę o ko­la­cję. – Do­brze wie­działa, co ozna­cza „nie­ba­wem”, ale jak za­wsze cze­kała.

Spoj­rzała na me­ble, szu­ka­jąc uszko­dzeń. Tylko jedna rzecz nie znaj­do­wała się na miej­scu. Wzięła więc przy­cisk do pa­pieru i odło­żyła tam, gdzie po­wi­nien być. Miał znaj­do­wać się obok cen­nej lampy. Nie mógł być ni­g­dzie in­dziej. Nic nie mo­gło. Wszystko miało swoje okre­ślone miej­sce. Ode­tchnęła z ulgą, gdy do­strze­gła, że nic nie zo­stało znisz­czone.

– Po­daj na­szemu go­ściowi drinka. Przy­nieś mu brandy, do­brze?

– Oczy­wi­ście. – Po­pa­trzyła na nie­zna­jo­mego o nie­bie­skich oczach.ROZDZIAŁ 5

Gina pa­trzyła z da­leka na całe za­mie­sza­nie. Świa­tło prze­no­śnych re­flek­to­rów prze­bi­jało się przez ota­cza­jące pod­jazd drzewa. Nie­wielki ze­spół tech­ni­ków kry­mi­na­li­stycz­nych ze­brał się przed do­mem, cze­ka­jąc na ko­lejne in­struk­cje. Po­li­cyjna ta­śma od­gra­dzała dom, unie­moż­li­wia­jąc ga­piom wej­ście na miej­sce zda­rze­nia. Co prawda na tym spo­koj­nym przed­mie­ściu nie było ich wielu – za­zwy­czaj spo­tkać można było je­dy­nie kie­row­ców ja­dą­cych z nad­mierną pręd­ko­ścią.

Gina za­uwa­żyła, że męż­czy­zna sie­dzący na tyl­nym sie­dze­niu ra­dio­wozu po­ste­run­ko­wego Smi­tha trzyma na ko­la­nach dziecko. Naj­wy­raź­niej nie miał w tym wprawy, bo ma­luch bar­dzo się wier­cił. Smith po­dał mu koc. To wszystko działo się na­prawdę. Za­trzy­mała się przy au­cie sier­żanta Ja­coba Dri­scolla i wy­sia­dła w chłodną noc.

– Oto ko­niec two­ich krót­kich wa­ka­cji, sze­fowo. – Ja­cob po­tarł oczy, pod­cho­dząc do niej.

– Jak nas wszyst­kich. Ale mu­szę przy­znać, że to dość szo­ku­jące. Wła­śnie we­szłam do domu, gdy za­dzwo­ni­łeś. W każ­dym ra­zie zło nie śpi, jak ma­wiają. Prze­ka­za­łeś mi przez te­le­fon, że na miej­scu zda­rze­nia pierw­szy po­ja­wił się mąż – przy­po­mniała.

– Tak. Dar­rel San­der­son. Sie­dzi w tej chwili w au­cie Smi­tha ra­zem z córką. Wró­cił do domu po dwu­dzie­stej dru­giej trzy­dzie­ści. Wcze­śniej był w An­gel Arms. Smith pierw­szy z nas po­ja­wił się na miej­scu zbrodni. Ka­retka wy­prze­dziła go o kilka mi­nut, sa­ni­ta­riu­sze po­twier­dzili zgon pani San­der­son. Smith we­zwał ekipę do­cho­dze­niowo-śled­czą, więc je­ste­śmy.

– Kto do­wo­dzi tech­ni­kami kry­mi­na­li­stycz­nymi?

– Ber­nard Small. Wła­śnie idzie. Jest też Ke­ith Fre­eman.

Ber­nard wy­chy­nął zza bu­dynku, za­pi­na­jąc kom­bi­ne­zon ochronny. Od­su­nął na bok osłonę na twarz i po­ma­chał, by po­de­szła.

– Ko­mi­sarz Gina Harte. Po­zna­li­śmy się już wcze­śniej. Czy zna­leź­li­ście coś, co już mo­że­cie nam prze­ka­zać? – za­py­tała, pod­cho­dząc.

Wy­pro­sto­wał się, wy­raź­nie gó­ru­jąc nad nią swoją krępą syl­wetką. Zmierz­wiona siwa broda zo­stała do po­łowy wci­śnięta pod kom­bi­ne­zon ochronny.

– Nie spę­dzi­li­śmy tu dużo czasu, ale po­wiem ci, co do tej pory usta­li­li­śmy. Nie wsze­dłem jesz­cze do kuchni, bo cze­ka­li­śmy na cie­bie, ale zaj­rza­łem przez okno i za­in­sta­lo­wa­li­śmy w ogro­dzie oświe­tle­nie. Ofiara, którą, jak po­dej­rze­wamy, jest Me­lissa San­der­son, zo­stała przy­wią­zana do ku­chen­nego krze­sła. Jej stopy, ręce i ta­lia były skrę­po­wane sznu­rem. Pro­po­nuję, by­śmy wszy­scy cho­dzili ścieżką, którą już zro­bi­li­śmy.

Ke­ith i kilka osób z ekipy Ber­narda po­de­szło i cze­kało na tyl­nym pa­tio, wszy­scy ubrani byli w kom­bi­ne­zony. Do­łą­czyła do nich ko­lejna osoba z apa­ra­tem i ka­merą.

– Mo­żemy roz­ło­żyć tu płyty, po któ­rych bę­dziemy cho­dzić? – spy­tała Gina, spo­glą­da­jąc na zgro­ma­dzo­nych.

– Po­spie­szę ich. – Ber­nard mach­nął ręką, przy­wo­łu­jąc asy­stentkę. Ko­bieta ski­nęła głową, po czym za­wró­ciła do busa. Gina za­wo­łała do po­ste­run­ko­wego Smi­tha, który stał przy ży­wo­pło­cie i coś no­to­wał.

– Smith, spo­rzą­dzisz no­tatkę z miej­sca zbrodni? Za­pisz, pro­szę, wszyst­kie na­zwi­ska, roz­miary obu­wia i inne. Mu­simy po­brać też od­ci­ski pal­ców od San­der­sona. Znasz pro­ce­durę. Czy ktoś pil­nuje ta­śmy?

– Tak jest. Kilku funk­cjo­na­riu­szy wła­śnie tam idzie. – Smith pod­szedł do Giny, marsz­cząc brwi.

– Po­pro­sisz, aby ktoś od was ze­brał ze­zna­nia są­sia­dów? Wiem, że domy stoją w znacz­nej od­le­gło­ści od sie­bie, ale ktoś może coś za­uwa­żył.

– Oczy­wi­ście – od­parł i od­szedł.

Ber­nard wrę­czył Gi­nie kom­bi­ne­zon ochronny wraz z ochra­nia­czami na buty i ma­seczką na twarz. Wło­żyła go na je­ansy, po czym po­de­szła do tyl­nych drzwi i zaj­rzała przez szybkę. Po pra­wej stro­nie głowy ko­biety do­strze­gła krew, która zle­piała jej włosy.

Otwo­rzyła drzwi. Serce za­biło jej moc­niej, gdy wpa­try­wała się w ciało oświe­tlone je­dy­nie bladą ja­rze­niówką okapu. Nie­wielki snop świa­tła wpa­dał rów­nież przez uchy­lone na ko­ry­tarz drzwi. Wi­działa już wiele miejsc zbrodni, a mimo to każde z nich ro­biło na niej wra­że­nie. Oglą­da­nie na­stępstw ludz­kiego cier­pie­nia ni­gdy nie było ła­twe. Mar­twa ko­bieta, która zo­stała przy­wią­zana do krze­sła, prze­chy­lała się nie­znacz­nie w lewą stronę. Z jej szyi zwi­sał luźno nie­bie­ski sznu­rek do pra­nia. Gina po­de­szła tak bli­sko ku­chen­nego blatu, jak tylko mo­gła, sta­ra­jąc się nie za­nie­czy­ścić miej­sca zbrodni. Ber­nard trzy­mał się tuż za nią, dzier­żąc w dłoni la­tarkę.

– Ber­nar­dzie, mógł­byś przejść do sa­lonu, ja­dalni i ko­ry­ta­rza, i opi­sać mi, co zo­ba­czysz?

Męż­czy­zna wraz z asy­sten­tem ostroż­nie okrą­żyli ciało, na­stęp­nie prze­szli przez sa­lon i po­now­nie wró­cili do ko­ry­ta­rza, świe­cąc la­tar­kami po po­miesz­cze­niach.

– Na scho­dach znaj­duje się krew i włosy, są rów­nież ślady w ko­ry­ta­rzu. Poza tym wy­daje się, że wszystko jest czy­ste. Drzwi fron­towe są za­mknięte. Nie chcę wcho­dzić na górę, do­póki nie po­bie­rzemy pró­bek i nie prze­szu­kamy do­kład­nie par­teru.

Ber­nard wró­cił do kuchni, a asy­stent drep­tał mu po pię­tach.

– Za­tem mo­żemy za­ło­żyć, że otrzy­mała cios w głowę na scho­dach i zo­stała za­cią­gnięta do kuchni, gdzie przy­wią­zano ją do krze­sła?

– Mogę je­dy­nie po­twier­dzić to, co wi­dzę. Na scho­dach jest krew.

– Ja­kieś po­dej­rze­nia w spra­wie przy­czyny śmierci?

– Nie będę miał pew­no­ści, do­póki nie prze­pro­wa­dzimy sek­cji zwłok. Jak wi­dzisz, na jej szyi znaj­duje ka­wa­łek nie­bie­skiego sznurka do pra­nia, na skó­rze na­to­miast wid­nieją się ślady po du­sze­niu. Nie zna­leź­li­śmy jesz­cze żad­nych oznak wła­ma­nia, ale tylne drzwi nie były za­mknięte na klucz. Mój ze­spół musi wszystko spraw­dzić. Wię­cej bę­dziemy mo­gli po­wie­dzieć, kiedy zba­damy miej­sce zbrodni.

– Czas zgonu?

– We­dług sa­ni­ta­riu­szy ciało było cie­płe. Bio­rąc pod uwagę tem­pe­ra­turę pa­nu­jącą w po­miesz­cze­niu oraz cie­płotę ciała za­no­to­waną przy ba­da­niu, sza­cu­jemy, że zgon na­stą­pił w ciągu ostat­nich dwóch go­dzin.

– Dzię­kuję. Je­stem wdzięczna za te in­for­ma­cje. Wrócę nie­ba­wem. – Wy­szła do ogrodu i ode­tchnęła głę­boko. Prze­szła po świeżo uło­żo­nych przez tech­ni­ków pły­tach i do­tarła do po­li­cyj­nej ta­śmy przy końcu pod­jazdu. Wi­działa, że Smith na­dal no­tuje, in­stru­ując in­nego po­li­cjanta, aby za­wią­zał rów­nież cia­śniej­szy krąg z ta­śmy przy domu. Po­ja­wiła się Wyre. Gina ski­nęła jej głową, nim skie­ro­wała całą swoją uwagę na męż­czy­znę sie­dzą­cego z tyłu ra­dio­wozu.

Pod­szedł Ja­cob.

– Pan San­der­son za­dzwo­nił do nas o dwu­dzie­stej dru­giej czter­dzie­ści. Kiedy Smith do­tarł na miej­sce, męż­czy­zna sie­dział w au­cie i ko­ły­sał w ra­mio­nach pła­czącą córkę, cze­ka­jąc na przy­jazd po­li­cji.

– Bę­dzie mu­siał przy­je­chać na for­malne prze­słu­cha­nie. Czy sa­ni­ta­riu­sze go prze­ba­dali?

– Tak. Jest w szoku, ale re­aguje. Dziecku nic się nie stało, biedna dziew­czynka nie wie, co za­szło.

– Po­roz­ma­wiam z nim, a po­tem wra­camy na po­ste­ru­nek. Chcę go prze­słu­chać, bę­dziemy mu­sieli rów­nież spraw­dzić jego alibi oraz za­po­znać się z ze­zna­niami świad­ków.

Gina ru­szyła w stronę ra­dio­wozu, po czym otwo­rzyła tylne drzwi.

– Pa­nie San­der­son, ko­mi­sarz Gina Harte. Mo­żemy po­roz­ma­wiać?

– Moja żona nie żyje. Kto jej to zro­bił? – za­łkał, a łza spły­nęła po jego po­liczku.

– Wła­śnie sta­ramy się to usta­lić. Musi pan po­je­chać z nami na po­ste­ru­nek i zło­żyć ze­zna­nia.

– Te­raz? – Dziew­czynka za­częła pła­kać, więc męż­czy­zna gła­skał ją po mięk­kich, brą­zo­wych wło­skach. – Córka ma za­le­d­wie dwa lata i wie, że stało się coś złego.

Gina za­uwa­żyła za­dra­pa­nie na ręce dziew­czynki. Wska­zała je pal­cem.

– Boli? – za­py­tała dziecko. Dziew­czynka unio­sła rączkę, a Gina za­uwa­żyła sińce nad za­dra­pa­niem.

– Kiedy do niej pod­bie­głem, pła­kała. Prze­szła przez dra­binkę w łó­żeczku i ude­rzała w drzwi. Nic jej nie jest poza za­dra­pa­niem i siń­cami. Tylko tro­chę boli, prawda, Mia? Czę­sto to robi. – Od­su­nął wil­gotne wło­ski dziecka i po­ca­ło­wał ją w czoło.

Lu­dzie krę­cili się po­mię­dzy do­mem, bu­sami i ogro­dem.

– Czy ktoś może się nią za­opie­ko­wać, aby mógł pan przy­je­chać na po­ste­ru­nek?

– Mój brat Alan już je­dzie. Mieszka w Red­ditch, więc za­raz po­wi­nien być. – Kiedy to po­wie­dział, ja­kiś męż­czy­zna po pięć­dzie­siątce pró­bo­wał prze­do­stać się w ich kie­runku pod ze­wnętrzną ta­śmą. Gina ode­szła od pana San­der­sona i zbli­żyła się do czło­wieka, który roz­ma­wiał z po­ste­run­ko­wym.

– Prze­pra­szam, ale nie może pan tu wejść.

– Wła­śnie mi to po­wie­dziano, ale w ra­dio­wo­zie jest mój brat i ma­lutka bra­ta­nica. Nie wie­rzę w to, co tu się stało – rzu­cił, a z ką­cika oka po­pły­nęła mu łza. – Mii nic się nie stało?

– Z małą wszystko w po­rządku. Bar­dzo mi przy­kro z po­wodu tego, co się wy­da­rzyło. Mu­simy za­brać pana brata na po­ste­ru­nek w Cle­eves­ford, aby zło­żył ze­zna­nia. Zdoła pan za­jąć się przez ten czas bra­ta­nicą?

– Oczy­wi­ście. Nie aresz­tu­je­cie go, prawda?

– Nie. Mu­simy je­dy­nie spi­sać jego ze­zna­nia, to wszystko. Je­dziemy. Może udać się pan za nami, pa­nie San­der­son?

Męż­czy­zna za­szlo­chał. Gina po­dała mu wy­jętą z to­rebki paczkę chu­s­te­czek.

– Dzięki. – Otarł mo­krą twarz i wy­dmu­chał nos. Kiedy cze­kała, aż weź­mie się w garść, usły­szała za sobą zbli­ża­jące się kroki. Ob­ró­ciła się i zo­ba­czyła, że Dar­rel nie­sie córkę.

– Mogę po­je­chać na po­ste­ru­nek z bra­tem?

– Oczy­wi­ście.

Ob­ser­wo­wała, jak Dar­rel po­dał Mię bratu, po czym po­szedł do auta po fo­te­lik. Alan przy­tu­lił dziecko, gdy brat mo­co­wał sie­dzi­sko w jego sa­mo­cho­dzie. Łzy spły­wały mu po twa­rzy, kiedy za­pi­nał bra­ta­nicę w fo­te­liku i za­my­kał drzwi.

– Wra­camy na po­ste­ru­nek? – za­py­tał Ja­cob, zbli­ża­jąc się do Giny.

Zi­gno­ro­wała go, wpa­trzona w Dar­rela San­der­sona, który wła­śnie wsia­dał do auta.

– Gdzie był mąż w cza­sie, gdy po­peł­niono zbrod­nię?

Ja­cob wy­jął no­tes z kie­szeni.

– W An­gel Arms ze swoim przy­ja­cie­lem Ro­ber­tem Di­xo­nem. Rze­komo spę­dził tam cały wie­czór, ale jesz­cze mu­simy to po­twier­dzić.

– Wyre, prze­każ, pro­szę, O’Con­no­rowi, żeby spo­tkał się z tobą w An­gel, po czym po­in­for­muj mnie, gdy tylko po­twier­dzisz miej­sce po­bytu San­der­sona, do­brze? Mu­simy spraw­dzić jego alibi. Chcę, by­ście zwe­ry­fi­ko­wali je jak naj­szyb­ciej i wszystko po­rząd­nie po­spraw­dzali. Przej­rzyj­cie też na­gra­nia z mo­ni­to­ringu. Je­śli wy­szedł z lo­kalu na pa­pie­rosa czy spa­cer, po­in­for­muj­cie mnie, jak długo go nie było.

– Robi się, sze­fowo. Kiedy skoń­czę, przy­jadę na po­ste­ru­nek.

Gina wpa­try­wała się w mrok, gdy sa­mo­chód Alana San­der­sona zni­kał w od­dali. Spoj­rzała na ze­ga­rek. Nie miała za wiele czasu na roz­mowę z Ber­nar­dem i Ke­ithem, ale po­trze­bo­wała wszel­kich in­for­ma­cji, ja­kich mo­gli jej udzie­lić. Po­szła po­spiesz­nie na tyły domu, bo wie­działa, że Dar­rel San­der­son za­czeka na nią na po­ste­runku.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: