Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kamienny sufit. Opowieść o pierwszych taterniczkach - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 maja 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,99

Kamienny sufit. Opowieść o pierwszych taterniczkach - ebook

Bezkompromisowe, zdeterminowane i wolne. Niezwykła opowieść o kobietach, które nie bały się wyznaczać nowych dróg.

Bywały przedmiotem drwin. Dziwaczne i ekscentryczne, bezczelne, szalone. Inne. Wypuszczały się w góry w poszukiwaniu przeżyć, miały odwagę realizować marzenia. Góralki spluwały za nimi, kiedy w pumpach i z plecakiem ruszały na szlak. Mężczyźni wyśmiewali: „Kobieta nigdy rasowym taternikiem nie będzie”.

One jednak nie dały za wygraną. Z odwagą i determinacją wytyczały nowe drogi, mierzyły się ze strachem i ograniczeniami. Wszystko po to, żeby dotrzeć do miejsc, w których czuły się wolne.

Sto lat później Anna Król, zainspirowana wyczynami pierwszych taterniczek, wyrusza ich śladem. Powtarza niełatwe przejścia pionierek: Wandy Herse, Ireny Pawlewskiej, Heleny Dłuskiej, sióstr Skotnicówien. Wspina się na Mnicha, Zamarłą Turnię, pokonuje Orlą Perć. I tak jak one wtedy, zmaga się ze sobą, odkrywa nowe możliwości, szuka odpowiedzi na pytanie: kim będę tam, wysoko?

Ze śladów archiwalnych, wspomnień i rozmów tworzy portrety zapomnianych, nietuzinkowych postaci, których historie dotąd nie zostały opowiedziane. Nie wszystkie potoczyły się szczęśliwie, ale wszystkie – wbrew schematom.

Kamienny sufit to skrócona historia polskiego feminizmu w sercu Tatr, opowieść o marzycielkach i zuchwałych indywidualistkach. O śmiałości bycia pierwszą i wielkiej potrzebie spełnienia. A także o Tatrach, które pozostają sprawdzianem wewnętrznej siły dla każdej i każdego, kto zapragnie ich szczytów.

Anna Król – pisarka, z wykształcenia teatrolożka. Autorka książek Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie oraz Spotkać Iwaszkiewicza. Nie-biografia. W 2012 r. stworzyła Fundację „Kultura nie boli”, jest pomysłodawczynią i dyrektorką międzynarodowego Big Book Festival, kieruje Big Book Cafe centrum innowacji literackich, reżyseruje spektakle i wydarzenia artystyczne. Kocha naturę i góry. Wspina się, jest taterniczką. Nie zjada zwierząt, czyta wszystko.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-6299-7
Rozmiar pliku: 28 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

To nie jest opowieść skończona. Historia pierwszego pokolenia taterniczek wciąż ma wiele białych plam. Starałam się je zapełnić i oddać moim bohaterkom głos, którego tak często im brakowało. Uczyniłam, co w mojej mocy, by odnaleźć ważne informacje, dotrzeć do miejsc mających znaczenie dla ich biografii, podążać ich ścieżkami i poczuć to, co one czuły w Tatrach. Na pewno nie dowiedziałam się wszystkiego. Mam wielką nadzieję, że ta książka to pierwszy krok w wydobywaniu na powierzchnię biografii wspaniałych, niezwykłych i odważnych kobiet. I że są wśród Was tacy, którzy mogą dołożyć do mojej historii swoje okruchy. Wierzę, że ten temat będzie się stawał coraz ważniejszy. I że z czasem dowiemy się jeszcze więcej.Pierwszym polskim turystą, który odwiedził Tatry, była kobieta.

Księżna Beata Łaska przybyła w okolice Zielonego Stawu Kieżmarskiego jedenastego czerwca 1565 roku. Józef Nyka, historyk i taternik, zdołał ustalić, że jej dziewicza podróż, zapisana w kronikach miasta, uznana została za wyjątkową. Nieliczne źródła podają, że Beata, z domu Kościelecka, była córką kasztelana wojnickiego i podskarbiego koronnego Andrzeja Kościeleckiego. Dzieciństwo spędziła na dworze króla Zygmunta Starego, u boku królowej Bony. Można także spotkać informację, że Beata była nie tylko królewską wychowanką, ale córką Zygmunta. Choć nosiła nazwisko Kościelecka, _była owocem krótkotrwałego powrotu Zygmunta Starego do swojej dawnej kochanki Katarzyny, którą wcześniej wydał za podskarbiego koronnego_1. Katarzyna nie była nigdy wierną żoną ani kochanką i wśród jej licznych zalotników wymieniano między innymi Tomickiego i Szydłowieckiego, ale dla nikogo nie było sekretem, że ojcem Beaty jest król Zygmunt. Biły od niej jagielloński upór i jagiellońska duma. Ale najbardziej spośród monarszych córek wyróżniały ją uroda i cięty dowcip2.

Pierwszym mężem Beaty był książę Ilia Ostrogski, syn hetmana wielkiego litewskiego i wojewody trockiego. _Ich ślub odbył się na Wawelu w 1539 roku. Pół roku później Ilia już nie żył, ponoć otruty przez jednego z członków książęcej rodziny_3. Beata miała z Ilią córkę – Elżbietę. Matka z córką mieszkały przez jakiś czas w Krakowie, potem we Lwowie. Księżna odziedziczyła po mężu ogromny majątek. Historyk Jerzy Jankowski uważa, że podczas pobytu we Lwowie Beata popełniła największe głupstwo swojego życia. Mając pięćdziesiąt lat, zakochała się w młodszym od siebie o lat dwadzieścia wojewodzie sieradzkim Olbrachcie Łaskim4. Magnat, cieszący się poparciem książąt, znany był z awanturniczego charakteru i skłonności do prowadzenia ofensywnej, zaborczej polityki.

O słynnej tatrzańskiej wyprawie księżnej Łaskiej pisali również Zofia i Witold Paryscy w _Wielkiej encyklopedii tatrzańskiej_: _Dnia 21 V 1565 Beata Łaska przybyła z mężem do Kieżmarku, gdzie na zamku wyprawiano huczne przyjęcia. W ówczesnym rejestrze miasta Kieżmark (Liber Censuum et aliarum Diarium) znajdujemy między opisami wydarzeń wojennych i klęsk żywiołowych niezwykłą na owe czasy wiadomość, że w okresie Zielonych Świąt 1565 Beata Łaska w towarzystwie licznych mieszczan kieżmarskich udała się z Kieżmarku w Śnieżne Góry, a więc w Tatry, gdyż tak je wówczas na Spiszu nazywano. Podobną wiadomość umieścił potem Christian Genersich, dodając, że „znajdowała ona wiele upodobania w tej okolicy”_5_._

Łascy dotarli najprawdopodobniej do Doliny Kieżmarskiej. Informację tę potwierdzają również Paryscy: _Znajduje się ona najbliżej Kieżmarku (12 km w prostej linii), od paru stuleci należała w większości do Kieżmarku i była przez jego mieszkańców użytkowana (pasterstwo, myślistwo itd.), a więc dobrze znana wraz z drogą do niej; ponadto również i w następnych latach wycieczki z Kieżmarku w Tatry najczęściej udawały się właśnie do Kieżmarskiej Doliny. Do wylotu doliny mogła księżna dotrzeć częściowo powozem, a dalej konno, ale nie wiadomo, jak daleko rzeczywiście dotarła; na pewno nie dalej niż do Zielonego Stawu Kieżmarskiego_6_._

Przez lata dyskutowano o tym, czy Beata podróżowała sama z towarzyszącym jej dworem, czy razem z mężem. Istnieje nawet legenda, że zazdrosny o samodzielność żony Olbracht Łaski po powrocie osadził ją za karę w twierdzy w Kieżmarku, gdzie miała być więziona przez prawie dziesięć lat. Na ten temat wypowiedział się raz jeszcze Witold Paryski: _Przecież Łaski ożenił się z dwa razy starszą od siebie Beatą jedynie dla jej ogromnego majątku, którego wówczas jeszcze mu prawnie nie przekazała. I w takiej sytuacji znany utracjusz Łaski wypuścił żonę spod swej czułej opieki na całodniową eskapadę, tak niezwykłą w ówczesnych warunkach, że godną zarejestrowania w kronikach Kieżmarku? Zatem w owej wycieczce najprawdopodobniej uczestniczył również i Olbracht Łaski. Dlaczego miałby zamykać żonę w wieży za „wybryk”, w którym sam brał udział?_7

Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że wydarzenie to miało miejsce ponad trzysta lat przed wejściem Stanisława Staszica – nazwanego taternickim pionierem – na Łomnicę.

Po księżnej Łaskiej najwyższą część Karpat, w 1839 roku, mając czterdzieści jeden lat, zdobyła Łucja Rautenstrauchowa z Giedrojciów – powieściopisarka, autorka książek podróżniczych, żona Józefa Rautenstraucha, generała adiutanta cara Mikołaja I i dyrektora w Komisji Wojny. Ta energiczna i bardzo samodzielna kobieta już od najmłodszych lat uwielbiała podróżować. Mieszkała między innymi na Litwie, w Paryżu i we Włoszech. Zwiedziła Europę, przyjaźniła się z Norwidem i Mickiewiczem – i uważała, że miejsce kobiety jest tam, gdzie jej serce. A jej serce najwyraźniej lubiło bywać w świecie.

Ilustracja z _Na przełęczy_ Stanisława Witkiewicza, 1891 rok.

Kolejną, która przekroczyła granicę Podhala, była Maria Steczkowska – nauczycielka, córka krakowskiego profesora matematyki. Od wczesnego dzieciństwa wraz z siostrą zabierana na rodzinne wakacje do Zakopanego, zakochała się w Tatrach bez pamięci. Już jako dorosła kobieta chętnie sama wybierała się w góry. W przeciwieństwie do swoich poprzedniczek – rzeczywiście starała się poznawać tatrzańskie szlaki. W roku 1855 i 1857 odbyła kilka górskich wycieczek. Dotarła między innymi w okolice Morskiego Oka, przeszła Dolinę Pięciu Stawów Polskich, Dolinę Małej Łąki, wspięła się na Krzyżne. Początkowo towarzyszył jej przewodnik, góral Jędrzej Wala Starszy. Kilka lat później, latem 1864 roku, już samodzielnie poprowadziła towarzyszącą jej trzyosobową grupę amatorów na Czerwone Wierchy. To pierwsza znana wspinaczka wysokogórska odbyta bez wsparcia góralskiego przewodnika. Steczkowska zasługuje więc na miano pierwszej samodzielnej turystki w Tatrach. Zafascynowana dziką przyrodą gór, opisała swoje wrażenia w wydanych w Krakowie w roku 1858 i 1872 _Obrazkach z podróży do Tatrów i Pienin_. Opisując Tatry, wyprzedziła dwóch najbardziej znanych autorów przewodników – Eugeniusza Janotę i Walerego Eljasza-Radzikowskiego. A wydeptane przez nią ścieżki przez Dolinę Kościeliską, Dolinę Chochołowską, Dolinę Strążyską czy Ciemnosmreczyńską przez lata stanowiły obowiązkową trasę tatrzańskich wycieczek.

Odnotować należy, że w 1868 roku siostra Walerego Eljasza-Radzikowskiego weszła samodzielnie na Świnicę, co potwierdza rodzącą się emancypację kobiet w Tatrach.

Wszystkie pionierki polskiego taternictwa były arystokratkami. Pochodzące z bogatych rodzin damy traktowały turystykę jak rozrywkę, możliwość przeżycia przygody oraz nieco ekscentryczny sposób spędzania wolnego czasu. W góry docierały powozami, z liczną świtą, w strojach spacerowych bardziej odpowiednich w mieście lub na salonach we dworze niż na górskich ścieżkach. Ale to dzięki ich ciekawości i pragnieniu eksploracji niedostępnych terenów górskich rozpoczęła się historia kobiecego taternictwa. Nawet jeśli początki były nie bardzo brawurowe, a często też podejmowane wbrew opinii męskiej części rodziny – nikt nie był już w stanie biegu tej historii zatrzymać.

Tymczasem góralki zamieszkujące Podhale wcale nie myślały o wyprawianiu się w góry. Choć miały je na wyciągnięcie ręki, nie widziały w górskich przygodach nic atrakcyjnego. Na szczyty wspinali się mężczyźni – kłusownicy, harnasie, a potem pierwsi przewodnicy. Jedni – by polować i rabować, drudzy – by zarabiać pieniądze na raczkującej górskiej turystyce.

Nie dziwi więc, że początkowo kobiety w górach lekceważono, a często potępiano. To spotkało dwudziestosiedmioletnią Natalię Janothównę, pianistkę i kompozytorkę, gdy w sierpniu 1883 roku wyprawiła się w Tatry. Jej wyczyn, zamiast przyjąć z entuzjazmem, skrytykowano. Całkowicie niezasłużenie, bo Janothówna w towarzystwie przewodnika Macieja Sieczki jako pierwsza w historii kobieta weszła na Gerlach i Łomnicę. Jej kolegom zrzeszonym w męskich klubach wysokogórskich nie spodobały się także ani jej następne wycieczki na Łomnicę, ani to, że ubierała się w spodnie, ani również to, że pobyty w Tatrach zainspirowały ją do skomponowania cyklu utworów fortepianowych z wykorzystaniem motywów podhalańskich. Jan Alfred Szczepański pisał w „Taterniku”: _Mieszczanie uważali całkiem po prostu, że alpinizm nie jest dla kobiet._ _Nie tylko w Polsce_. _Angielski „Alpine Club” w ogólne nie przyjmował kobiet w swoje szeregi. Ale też w Anglii najwcześniej rozwinął się emancypacyjny ruch kobiet, i jeśli w polityce pojawiły się sufrażystki, to w alpinizmie „Ladies’s Alpine Club” stał się wzorem w całym świecie dla kobiet, które poczuły w sobie chęć uprawiania sportu wysokogórskiego_8_._

Wiek XX przyniósł światu rewolucję – przemysłową, polityczną, a w końcu także feministyczną. Długo jednak nie dotyczyła ona taternictwa. W Polsce jednym z głównych sceptyków kobiecej wspinaczki był Mieczysław Świerz, genialny taternik, najbardziej aktywny w pierwszych dwóch dekadach ubiegłego stulecia. Przez lata powtarzał swoje ulubione zdanie, które miało według niego definiować stosunek kobiet do gór: _Kobieta także i taternictwu nie pozostaje nigdy wierna_ – i był to tylko jeden z licznych przykładów prześmiewczego stosunku wobec pań zafascynowanych wspinaczką wysokogórską. Górale, którzy prowadzali pierwsze turystki po Tatrach, konspiracyjnym szeptem wspominali o tym, że zdarza im się pod zakasane do góry spódnice i halki wkładać męskie spodnie.

Helena Dłuska i Irena Pawlewska, przyjaciółki i jedne z pierwszych taterniczek, sprowadzały słynne pumpy wspinaczkowe – oczywiście męskie – z wiedeńskich magazynów z odzieżą sportową. Kiedy wychodziły tak ubrane w góry, nie raz góralki z zakopiańskich chałup spluwały za nimi, potępiając ich nieobyczajność.

Nawet kompozytor Mieczysław Karłowicz, a wcale nie uważał się za wybitnego taternika, kpił z turystek, które w 1907 roku wprowadzał na Giewont. Relacjonując przyjacielowi Mariuszowi Zaruskiemu9 przebieg wycieczki, śmiał się z eleganckich pantofelków na obcasie i parasolek, połamanych w trakcie wchodzenia na szczyt.

Nie tylko w polskich Tatrach kobiety były tematem żartów i schroniskowych opowieści przy piwie. Dużo później, bo w latach osiemdziesiątych, himalaista Reinhold Messner, pytany o stosunek do wspinania się przez kobiety, odwołał się do artykułu napisanego około 1911 roku przez wybitnego austriackiego alpinistę Paula Preussa, należącego do tego samego pokolenia wspinaczy co Roman Kordys, Zygmunt Klemensiewicz czy Jadwiga Roguska-Cybulska. W tekście pod tytułem _Wspinaczka kobieca_ Preuss pisał o problemach, jakie musiał rozwiązywać, wspinając się z kobietami w Alpach: _Największe trudności zaczynają się już w dolinie, z tysiącem zabiegów dyplomatycznych w postępowaniu ze stale troszczącymi się matkami. Cały kunszt przekonywania musi być skierowany na zmianę ich sposobu myślenia o zagrożeniu życia i moralności. Ponieważ strach przed zagrożeniem moralności wcale nie jest łatwiej przezwyciężyć niż strach przed zagrożeniem życia. Kiedy już wszystkie teoretyczne drogi są utorowane, przechodzi się do praktyki. Czy buty wspinaczkowe są jeszcze dobre, czy wytrzymają – pardon – spodnie, czy trikunie nie są za duże, a plecak za mały. Czy coś poza tym jeszcze nie zostało zapomniane, puder, kaloderma, pomadka do ust, woda kolońska, olejek różany i przybory do manikiuru. Damy zawsze popadają w skrajności: jedna musi mieć na dwa dni siedem białych bluzek w plecaku, bo inaczej nie będzie szczęśliwa. Inna nie zabiera ani jednej! Ale nie chcę wiecznie narzekać, i z wdzięcznością przypominam sobie, że panie zwykle zabierają również dużo prowiantu, i to dobrego._

Turyści w górach, początek XX wieku.

Preuss nie oszczędzał też swoich damskich towarzyszek, oceniając ich sprawność wspinaczkową: _Bajeczną wprost niezręczność wykazują w obchodzeniu się z liną. Ledwo jedna na sto potrafi zawiązać węzeł i nawet gdy się im często pokazuje, jak to się robi, za każdym razem wychodzi jak muszka. Chyba żadna nie potrafi porządnie asekurować. Trzymając w rękach kłąb liny, ze wzruszającą beztroską patrzą – podczas gdy on się wspina – na słoneczny krajobraz i zwykle popuszczają niewłaściwy koniec_10_._

Preuss w kolejnym raporcie ze wspinaczki w towarzystwie kobiet napisze wprost: _Emancypacja kobiet jest matką wspinaczkowych tur kobiet i ta matka przez swoje dziecko ponosi druzgocącą klęskę. Właśnie na drogach wspinaczkowych ujawnia się wiele cech natury kobiety – tęsknota za tym, by zostać pokonaną, radość z poddania się przemożnej sile, podejmowanie się rzeczy, których ani nie potrafi się dokonać, ani wziąć za nie odpowiedzialności_11_._

Owszem, dużo mówiło się w Europie o damskiej emancypacji, ale i o ograniczonych możliwościach wspinających się pań. Zarówno światowa, jak i polska czołówka alpinistów i taterników niechętnie przyznawała się do tego, że kobiety coraz śmielej wkraczają na obszary uważane dotychczas za terytorium typowo męskie. Dlatego przedstawiciele płci męskiej chętnie dywagowali o damskiej nieudolności i górskim nieprzystosowaniu.

Kiedy jedni dyskutowali i pisali manifesty w sprawie górskiego feminizmu, inni po prostu się wspinali. Młodzi, nowocześni zdobywcy szczytów, którzy rozpoczynali swoją przygodę w Tatrach już w latach dwudziestych XX wieku, wyznawali zasadę, że najlepsi chodzą w góry z najlepszymi, bez względu na płeć. Z Wiesławem Stanisławskim wspina się w roku 1928 i 1929 jedna z najwspanialszych taterniczek dwudziestolecia międzywojennego – Lida Skotnicówna. Para, bliska sobie także poza górami, wytycza sobie najtrudniejsze cele: północną ścianę Żabiego Konia czy północno-zachodnią ścianę Małej Śnieżnej Turni. Lida wspina się także z Bronisławem Czechem, wchodzą między innymi drogą klasyczną na Zamarłą Turnię oraz na wschodnią ścianę Kościelca. Z kolei Jadwiga Honowska i Zofia Krókowska równie chętnie chadzają w góry same, jak i wspinają się z kolegami. Ich partnerami od roku 1925 są między innymi Jan Alfred Szczepański i Stanisław Krystyn Zaremba. Szczepański w towarzystwie Honowskiej i Krókowskiej zdobywa zimą Mały Kieżmarski Szczyt i Galerię Gankową, latem wchodzą klasycznie na Zamarłą Turnię. W szczególności ich zimowe wyczyny przechodzą do historii.

Jadwiga Honowska i Zofia Krókowska giną w 1928 roku na Ostrym Szczycie, Lida i Marzena Skotnicówny rok później spadają z Zamarłej Turni. Wiesław Stanisławski latem 1933 roku traci życie podczas wspinaczki na Mały Kościółek. Coraz częściej mówi się o tym, że młodzi najlepsi wspinacze ryzykują w górach zbyt wiele. Kilkadziesiąt lat wcześniej ich starszy kolega Ferdynand Goetel pisał, że _taternictwo jest zamkniętym w sobie życiem_. A oni zdają się tę tezę potwierdzać. Nie czują strachu i ograniczeń. Rzucają się z zachłannością na nowe drogi, cały ich świat stanowią góry. Wiesław Stanisławski w sezonie 1930 roku zalicza sto siedemdziesiąt przejść, Lida Skotnicówna zaczyna się wspinać w wieku piętnastu lat, Wincenty Birkenmajer idzie w góry wprost z pociągu po nieprzespanej nocy – umiera z wycieńczenia na Galerii Gankowej.

Jesienią 1929 roku, po wypadkach na Ostrym Szczycie i Zamarłej Turni, głos w sprawie samodzielności kobiet w górach zabrała Jadwiga Roguska-Cybulska, kilkanaście lat wcześniej aktywna taterniczka. Wbrew feministycznym prądom, które opanowały Europę, przestrzegała dziewczyny przed nadmierną emancypacją. Roguska powoływała się na naturalne, fizjologiczne różnice, które nie pozwalają się równać wspinającym się kobietom i mężczyznom – wzrost, mięśnie, siła, a także psychika, słabsza jej zdaniem u płci żeńskiej, przez co kobieta nigdy nie będzie w stanie poradzić sobie w sytuacji trudnej, niebezpiecznej i stresowej tak dobrze jak mężczyzna. Zaangażowana społecznie w walkę o prawa kobiet Roguska nie odradzała paniom wspinania się, proponowała kompromis: niech wspinają się w męskim towarzystwie, niech pozwalają silniejszym kolegom nosić liny, wiązać węzły i wspierać je psychicznie. Niech biorą w taternictwie trochę – nie wszystko.

Po „Zakopanem”, w którym publikowała Roguska-Cybulska, głos zabrali również publicyści krakowskiego „Startu”: _Mężczyzna poza większą wytrzymałością fizyczną i nerwową posiada zapas rozwagi, inicjatywy itp. cnót taternickich, których kobiecie brak_12. O nieodpowiedzialnych turystkach, które giną w górach, pisała również prasa ogólnopolska, szczególnie „Ilustrowany Kurier Codzienny”.

Mniej więcej w tym samym czasie w Himalajach wspina się Hettie Dyhrenfurth13. W 1934 roku wrocławianka, rówieśniczka Heleny Dłuskiej, wchodzi na liczący 7315 metrów n.p.m. zachodni wierzchołek Sia Kangri w Karakorum, ustanawiając tym samym na kolejne dwadzieścia lat kobiecy rekord wysokości. Kilka lat wcześniej, wraz z mężem Gunterem Oskarem, organizuje wyprawę na Kanczendzongę, ostro krytykowana za pozostawienie na kilka miesięcy dzieci, po to by mogła się wspinać. Swoje przeżycia opisuje w książce _Memsahb im Himalaya_. Twierdzi w niej, że nigdy nie była feministką. Po prostu uwielbia się wspinać. Bez względu na to, czy zdobywa szczyt, czy nie.

W 1908 roku w jednym z pierwszych numerów „Taternika” ukazał się __ postępowy wówczas artykuł doktor Flory Miry Ogórek-Panek, w którym pisała: _Ze wszystkich sportów kobietom najgoręcej zalecam turystykę, jako najszlachetniejszą gimnastykę, która w równej mierze kształci ciało, jak i przytomność umysłu, a znakomicie działa na nerwy i serce. Kształci ona też i charakter, bo taka wycieczka piesza, a szczególnie górska, wymaga i silnej woli, i zaparcia się siebie dla korzyści drugich osób, nie pozwala na grymasy i rozpieszczanie się i budzi w kobietach zmysł koleżeństwa, zazwyczaj mało w nich rozwinięty. Co się tyczy fizycznego rozwoju, działa znakomicie, choćby już tem, że wymaga rozumnego ubrania i wyklucza stanowczo wszelkie rodzaje sznurówek. Kobieta, która pokochała góry i trud pieszej wycieczki, napełni duszę całym świetlanym urokiem słońca i powietrza, całą upajającą wonią świerkowych lasów i granitową rzeźbą arcymistrza świata. A poza tem jeszcze nie będzie potrzebowała gorsetu dla osiągnięcia tzw. ładnej figury. Bo jeśli dość wcześnie rzuciła się do sportu, jako do radości życia, a rozporządza jeszcze młodością i jaką taką siłą, po pewnym czasie może sama stać się jak rzeźba, a zdrowiem kwitnąć jak poranek majowy_14_._

Według znawców tematu z początków XX wieku kobiety, które wykazywały zainteresowanie turystyką wysokogórską, powinny myśleć o korzyściach dla urody, a jednocześnie rozumieć wyzwania, jakie przed nimi stawiają górskie szlaki. Takie wnioski Ogórek-Panek wydają się szczególnie zastanawiające, jeśli weźmiemy pod uwagę, że była ona żoną wybitnego taternika Kazimierza Panka, założyciela czasopisma „Taternik”, skupiającego wspinaczy w nieformalnym klubie wysokogórskim Bacówka, oraz że taterniczką była również siostra Kazimierza – Władysława Panek-Jankowska, a wspinać się uczyła również sama Flora.

Sekcja Turystyczna Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego na Hali Gąsienicowej, 1910 rok.

W 1954 roku Zofia Radwańska-Paryska i Witold Paryski wydali niewielką książkę, którą w kolejnych latach wielokrotnie wznawiano. Poradnik _Zasady turystyki górskiej_ był oficjalnym wydawnictwem Komitetu Kultury Fizycznej, który od pierwszych kroków tłumaczył turystom, czym są Tatry i jak się przygotować do górskiej turystyki. Paryscy, pisząc na zlecenie oficjalnych organów, pominęli w nim to, co trudno wytłumaczalne – niezrozumiały pociąg do gór i do zdobywania szczytów, a także tęsknotę za nieznanym: _Są to może najpiękniejsze chwile życia w górach, kiedy usypiająca, słoneczna cisza spływa ku nam z turni i dolin, kiedy przychodzi na nas jakieś zaziemskie omdlenie, a dusza rozpływa się w słonecznych bezkresnych dalach i tęskni za czymś nieznanym. I chwile takie wypłyną później w pamięci, i każą nam tęsknić i powracać do gór_15_._

Dopiero w latach pięćdziesiątych XX wieku w publikacjach dotyczących wspinaczki i górskiej turystyki zaczęło się pojawiać przekonanie, że wyjścia w góry na równi mężczyznom, jak i kobietom pozwalają przeżyć spotkania z Absolutem. Oraz że płeć nie przeszkadza w eksploracji własnej duszy na górskich rozdrożach. Zanim jednak do tego doszło, pierwsi turyści starali się zrozumieć i opisać potrzebę wychodzenia w góry.

Wszyscy powtarzali to samo. Rankiem dwudziestego drugiego sierpnia nic nie zapowiadało burzy. A jednak już o trzynastej niebo nad Tatrami zrobiło się granatowoczarne.

Niżej, w Zakopanem, życie toczyło się normalnym rytmem. Tylko powietrze było jakby bardziej lepkie i nasycone milionem maleńkich elektryzujących igiełek. Niby wszystko wyglądało normalnie, jednak we mnie narastała jakaś nieuzasadniona irytacja.

Wyjrzałam za okno. Ściemniło się i na chwilę wszystko ucichło.

I wtedy zobaczyłam pierwszy błysk. Przeraźliwie jasne światło zawisło na sekundę w powietrzu, odbiło się od szyb i tak samo nagle zgasło. Zamknęłam oczy. Przez chwilę nic nie widziałam. Raz, dwa, trzy, cztery. I uderzenie. Jak wybuch.

W Zakopanem, gdzie spędzam ostatnie kilka tygodni, rozpoczyna się jakiś pogodowy obłęd.

Moja suczka Misza zaczyna szczekać coraz głośniej i głośniej. Zamykam wszystkie okna. Staram się ją uciszać, potem tulić i głaskać. Nie mogę jej uspokoić.

Za chwilę kolejny błysk. I grom. I znowu, i znowu. A potem na szybach pojawiają się krople deszczu. Najpierw pojedynczo dzwonią w szkło okien. Po kilkudziesięciu sekundach tworzą już prawdziwy prysznic. To już nie zwykły deszcz, ale prawie powódź.

Próbuję opanować szalejącą Miszę, wyglądam za okno, szukając na niebie miejsc, w których granatowe chmury zaczną blednąć. Zamiast upragnionej ciszy gdzieś bardzo blisko słychać syreny, a potem tuż nad moją głową pojawia się helikopter. Za nim następny. I następny. Żółte maszyny znikają za lasem. Na niebie pozostaje tylko TOPR-owski Sokół, który zatacza koła na tle sinych chmur. Jest coś przerażającego w maleńkim z tej perspektywy obiekcie latającym, który przebijając się przez strugi lejącej się z nieba wody, krąży coraz niżej i niżej, niemal dotykając ogonem gigantycznego metalowego krzyża górującego nad Giewontem. To tam, w miejscu gdzie w lipcu 1901 roku ustawiono osiemnastometrowy krzyż, dzieje się niepojęte.

Sto dwadzieścia lat temu ówcześni parafianie Zakopanego, zachęcani przez proboszcza Kazimierza Kaszelewskiego, zapragnęli montażem spektakularnego obiektu sakralnego na szczycie najbardziej symbolicznej góry w polskich Tatrach uczcić tysiąc dziewięćsetne urodziny Chrystusa. Od tego czasu pioruny uderzyły w krzyż kilkadziesiąt tysięcy razy, zabijając prawie sto osób. Nigdy dotychczas nie było jednak równocześnie tylu ofiar co podczas sierpniowej burzy w 2019 roku. Owszem, krzyż na Giewoncie od początku nazywany był magnesem na pioruny. Równie często – miejscem, w którym dzieją się „rzeczy boskie”. Tak jak w sierpniu 1937 roku. Podczas obchodów święta Wniebowzięcia Matki Boskiej pod Giewontem zginęły cztery osoby – poniosły śmierć, podobnie jak turyści w 2019 roku, w wyniku wyładowania atmosferycznego podczas burzy. Wieść głosi, że tragicznie zginęli organizatorzy święta – kobziarz zatrudniony, by umilać świętującym turystom czas muzyką, oraz kelner, który wspiął się na Giewont, by częstować turystów ciastkami. Ciała ofiar zostały zwęglone i rozrzucone w promieniu ponad czterdziestu metrów od miejsca wyładowania. Dwa lata później, również piętnastego sierpnia, tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej, równie niespodziewana burza zabiła kilka osób na pobliskiej Świnicy. Tragiczne okoliczności uznano za jeszcze bardziej niezwykłe – piorun, który uderzył w krzyż na Giewoncie, wywołał taki huk, że poruszył kamienną lawinę, która zmiotła kilkadziesiąt osób bawiących wówczas na Świnicy. Tragiczna historia śmierci w okolicach Giewontu pochodzi z czasów, gdy Tatry zaczynały przyciągać coraz więcej turystów zafascynowanych oryginalnością górskiego krajobrazu, dzikiego i romantycznego. Sakralna symbolika krzyża na Giewoncie nie była przypadkowa. W XIX i początkach XX stulecia Tatry uważano za miejsce, w którym jest się bliżej Boga, w którym można niemal dotknąć Absolutu. W takiej atmosferze rozpoczynała się nieskończona tatrzańska wyprawa do najwyższych grani i na najbardziej niebezpieczne szczyty. Zaczęto zdobywać góry. Przez kolejnych sto lat uczono się ich. Studiowano chodzenie po tatrzańskich szlakach, dostrzeganie górskiej przyrody, analizowano zmienną, nieprzewidywalną pogodę i mroczny, dziki miejscami krajobraz. Wkrótce na Giewoncie pojawiły się tłumy. Każdy niemal, kto dotarł w Tatry, chciał wspiąć się jak najwyżej, być pierwszym, dokonać czegoś wyjątkowego. W pierwszych latach po postawieniu krzyża na szczyt tylko w ciągu jednego roku dotarło ponad dziewięciuset turystów. Dziś co roku wspinają się ich tam setki tysięcy.

Mariusz Zaruski na Czarnych Ścianach.

Zupełnie inny cel przyświecał Stanisławowi Staszicowi, gdy w sierpniu 1805 roku stawał na Łomnicy. Na wierzchołek uważany wówczas za najwyższy w Tatrach zaprowadzili go przewodnicy, prawdopodobnie myśliwi lub kłusownicy. Nie używano jeszcze wtedy nazwy Łomnica. Staszic, pisząc o swojej wspinaczce, nazywał zdobyty szczyt „Królową Tatr” lub „Królową Tatrzańską”. Kilka dni wcześniej postawił stopę na wierzchołkach Krywania i Sławkowskiego Szczytu. Nie była to jego pierwsza wycieczka w Tatry. Wcześniej zdobył między innymi Czerwone Wierchy. Interesowały go również jaskinie, szczególnie te położone w Tatrach Niżnych. Swoje obserwacje zawarł w dziele, które przez jego następców traktowane będzie jako pierwszy przewodnik tatrzański – _O ziemiorództwie Karpatów_16. Pisane naukowym językiem opracowanie po raz pierwszy zwraca uwagę na tatrzański klimat, ukształtowanie i pochodzenie skał; autor wymienia w nim także okazy przyrody i zwierzęta spotkane podczas wyprawy. Być może właśnie dzięki Staszicowi przez najbliższych kilkadziesiąt lat to Łomnica była najczęściej odwiedzanym wierzchołkiem w Tatrach najwyższych. Sto lat później zaczęto ją wręcz uważać za jeden z kilku szczytów, na które bez problemu wejść może nawet kobieta. Wiele lat później to pierwszeństwo odebrały jej Świnica, Giewont i Orla Perć.

W 1870 roku w Krakowie wydane zostało dzieło Walerego Eljasza-Radzikowskiego _Ilustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic_, które w dzisiejszym rozumieniu jest już prawdziwym przewodnikiem turystycznym. Radzikowski, malarz i fotograf, włączył do opisów tatrzańskich szczytów liczne ilustracje, szkice i mapy. Wprawdzie wyprzedził go o kilka lat ksiądz Eugeniusz Janota, publikując swój przewodnik tatrzański, ale to właśnie dzieło Radzikowskiego stało się na wiele lat podstawowym źródłem wiedzy dla tych, którzy pragnęli spróbować turystyki wysokogórskiej.

Nie rozróżniano jeszcze wówczas turystyki od taternictwa. Wszyscy, którym udało się dotrzeć na szczyt w Tatrach Wysokich, uważani byli za zdobywców. Co ciekawe, w tym czasie Polacy prowadzili już eksplorację szczytów alpejskich, dopiero później zainteresowali się rodzimymi Tatrami.

Ferdynand Goetel, pisarz i taternik, twierdził, że w pierwszej połowie XIX wieku mieszkańcy zaborów – pruskiego, rosyjskiego i austriackiego – nie byli narodem zdobywców i odkrywców. Przemiany społeczne i kulturowe, w tym najsilniej oddziałujący mit bohaterskiego romantyzmu, sprawiły, że mieszkańcy dawnej, a w XIX wieku nieistniejącej na żadnej mapie, Polski zaczęli myśleć o zdobywaniu górskich szczytów. Zbiegło się to oczywiście z rozwojem Zakopanego, które z góralskiej wioski zaczęło się wówczas przeobrażać w uzdrowisko, a niedługo potem w modny górski kurort: _W 1852 roku, kiedy rachmistrze Survey of India odkryli najwyższą górę świata, Zakopane było wioską zabitą deskami. O jej istnieniu mało kto w Polsce wiedział. Na halach tatrzańskich juhasi wypasali owce, w skałach kłusownicy tropili kozice i zastawiali sidła na niedźwiedzie. Góry stały puste, dzikie. Sto lat po zdobyciu Mont Blanc Zakopane uzyskało połączenie kolejowe z Krakowem. Wioska awansowała do rangi uzdrowiska. Tatry urzekały i zachwycały. Piękne góry czekały na odkrywców_17_._

W latach siedemdziesiątych XIX wieku wyprawy w Tatry zaczynają być modne, najwyższe góry nazywa się „wolności ołtarzami”. Wkrótce turyści odkryją tak zwane wycieczki bez celu, czyli krążenie po szlakach i graniach bez korzystania z usług góralskich przewodników. Pierwsi turyści rzeczywiście będą uważać góry za miejsce, do którego można uciec, w którym jest się wolnym i gdzie łatwiej czynić egzystencjalne przemyślenia i podejmować ważne decyzje.

W 1879 doktor Tytus Chałubiński rozpoczyna budowę domu pod Tatrami. Warszawskiego lekarza Zakopane zainteresowało przede wszystkim jako stacja klimatyczna, uzdrowisko, w którym można leczyć choroby płuc. Był on również jednym z pierwszych taterników – zdobył większość tatrzańskich szczytów, na wiele wspinał się z przewodnikami. Jednocześnie wsiąkł w kulturę górską i patrzył na Tatry w sposób romantyczny. Słynne były wycieczki, które organizował dla przyjaciół z Warszawy i Krakowa. Na górskie szlaki zabierał wówczas kilkadziesiąt osób, które wędrowały pod opieką góralskich przewodników, z towarzyszeniem kapeli. Na biwakach śpiewało się i tańczyło, słuchało opowieści słynnego góralskiego bajarza i skrzypka Sabały, grającego na jeszcze słynniejszych złóbcokach.

W ten sposób Chałubiński pokazywał ceprom magię gór, które coraz częściej nazywał „swoimi”. Najpopularniejsze były wtedy wyprawy w okolice Morskiego Oka, Hali Gąsienicowej, Czarnego Stawu Gąsienicowego.

Ci, którzy mieli możliwość poznania większości szczytów tatrzańskich, zaczynali bardziej precyzyjnie opisywać różnorodne piękno Tatr: _ stąd rozchodzą się dwa, wyglądem swym, tak oddzielne łuki: Tatr Wschodnich i Zachodnich, stąd najlepiej uwydatnia się olbrzymia różnica w ich architektonicznej budowie. Na wschodzie ostre poszarpane szczyty, piętrzące się w niebo gotyckie wieżyce, spiczaste igły, grzbiety pasm wyostrzone, jak zębate piły, głębokie żleby wrzynają się w prostopadłe, skaliste ściany. Na nich w zygzakowatych liniach biegną gdzieś śnieżne hieroglify._ _Po zachodniej stronie widok odmienny. Tu kontury gór zaokrąglone, tworzą one wszystkie olbrzymie, jednostajne, trawiaste kopy ciężkie – niezgrabne_18_._

Sam Chałubiński, bardziej niż romantykiem, czuł się przyrodnikiem i odkrywcą. Miał specjalną teczkę i torbę na rośliny, bez której nie wychodził w góry. Zupełnie tak samo jak kilkadziesiąt lat później Zofia Radwańska-Paryska – przyniesione z wypraw rośliny starannie katalogował i opisywał.

Reklama Domu Towarowego Mizzi Langer, jednej z pierwszych marek sprzętu turystycznego.

W 1874 roku między innymi właśnie Walery Eljasz-Radzikowski i Tytus Chałubiński zakładają Towarzystwo Tatrzańskie, pierwszą organizację, której celem jest popularyzacja Tatr – zachęcanie do górskiej turystyki, ochrona przyrody, wspieranie górskiego przemysłu, a także dalsze badanie i rozpowszechnianie publikacji na temat gór. Początkowo Towarzystwo ma charakter otwarty – wystarczy opłacać składkę członkowską – i szybko się rozrasta, tworząc oddziały lokalne. W 1886 roku wydaje swoją pierwszą publikację – rocznik „Pamiętnik Towarzystwa Tatrzańskiego”, w którym umieszczane są nie tylko informacje podsumowujące jego działanie, dane pokazujące zdobywanie kolejnych tatrzańskich szczytów, ale także literackie publikacje dotyczące Tatr.

W ciągu kilkunastu lat w Tatrach rozwija się turystyka. Towarzystwo zaczyna tworzyć i oznaczać szlaki, którymi ludzie nizin mogą poruszać się w górach, również bez opieki przewodników. Powstają pierwsze schroniska turystyczne. W 1874 zbudowano schronisko nad Morskim Okiem, które kilkanaście lat później spłonęło. Odbudowano je w 1908 roku w kształcie, jaki znamy dziś. Do 1930 roku działa konkurencyjne schronisko rodziny Burych, funkcjonuje też zbudowane w 1911 roku kameralne, dużo mniejsze niż to w Morskim Oku, schronisko w Dolinie Roztoki i wreszcie najwyżej położone w polskich Tatrach schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich – przebudowywane kilkakrotnie od 1876 roku, by w 1953 roku, w nieco innym miejscu, przybrać obecną, bardzo nowoczesną jak na ówczesne czasy, formę. Historię pierwszych wspinaczek współtworzył również niewielki szałas górski stojący od 1909 roku na Polanie Pysznej. W 1906 roku pierwsi wielbiciele ekstremalnych, jak na tamten czas, górskich przeżyć mogą po raz pierwszy przejść słynną Orlą Perć – niezmiernie trudny szlak turystyczny stworzony na podobieństwo włoskiej _via ferraty_ (żelaznej drogi, żelaznej perci) – mocno eksponowany, wijący się po wąskich półkach skalnych, który pokonać można dzięki sztucznym ułatwieniom: zamontowanym w skale łańcuchom. W ciągu kilku lat droga ta staje się znacznie bardziej popularna niż dotychczasowy klasyk – szlak biegnący do Morskiego Oka – czy słynny widok wschodów i zachodów słońca na przełęczy Krzyżne.

W tym czasie mało kto zastanawia się nad tym, czy jest tylko turystą, czy już taternikiem. Ci, którzy odważyli się chodzić po najtrudniejszych tatrzańskich szlakach, oraz zdobywający najwyższe szczyty pod opieką góralskich przewodników uważani byli za wyjątkowych śmiałków. Tatry coraz bardziej przyciągały, jednak wciąż jeszcze przerażały i zdumiewały.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_PRZYPISY

1 Jerzy Jankowski, _Monarsze sekrety_, Toporzeł, Wrocław 1995, s. 145.

2 Tamże.

3 Tamże.

4 Tamże, s. 147.

5 Zofia Radwańska-Paryska, Witold H. Paryski, _Wielka encyklopedia tatrzańska_, Wydawnictwo Górskie, Poronin 2004, s. 684–685.

6 Tamże, s. 685.

7 Witold H. Paryski, _Pierwsi turyści w Tatrach_, „Tygodnik Podhalański” 1992, nr 9.

8 Jan A. Szczepański pisał o Ladies’ Alpine Clubie w numerze 1 „Taternika” z 1969 roku.

9 Mariusz Zaruski (1867–1941), żeglarz, podróżnik, taternik; jedna z kluczowych postaci w historii polskiego taternictwa, współzałożyciel i pierwszy naczelnik TOPR-u.

10 Reinhold Messner, _Na szczycie. Kobiety na górze_, tłum. Małgorzata Kiełkowska, Wydawnictwo Stapis, Katowice 2012, s. 47–48.

11 Tamże, s. 49.

12 „Start” 1927, nr 4.

13 Hettie Dyrenfurth, właśc. Harriet Pauline Heyman (1892–1972), wybitna alpinistka i himalaistka polskiego pochodzenia.

14 Flora M. Ogórek-Panek, „Taternik” 1908, nr 1.

15 _Tatrami urzeczeni. Dawna turystyka w słowie i obrazie_, oprac. Roman Hennel, Wydawnictwo Sport i Turystyka, Warszawa 1979, s. 226.

16 Stanisław Staszic, _O ziemiorództwie Karpatów i innych gór i równin Polski_, Drukarnia Rządowa, Warszawa 1815. W rozprawie Staszic analizuje pod względem geologicznym równiny Polski, pasmo Łysogór, część Beskidów i Bielaw. Cztery kolejne rozprawy są utrzymaną w formie dziennika podróży relacją z wypraw w Tatry.

17 Stanisław Zieliński, _W stronę Pysznej_, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 1976, s. 6.

18 Kazimierz Piliński, _Z teki taternika_, Gebethner i Spółka, Kraków 1908, s. 35.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: