Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Karma - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 sierpnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Karma - ebook

Za Marcinem Terlickim od dziecka ciągnie się pas nieszczęść. Odrzucona miłość przez piękną dziewczynę za czasów szkoły oraz zamordowani rodzice przez szajkę gangsterów. Po kilku latach postanawia wyrównać rachunki, a jego serce zamienia się w czarny kamień. Pragnie okrutnej zemsty. Siedem lat po ataku na jego rodziców w Krakowie zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Na gali Miss Polonia 2020 zostaje zwyciężczynią Roksana Karpiel, od której Marcin dostał kosza.
Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8245-752-0
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

5—6 XII 2013

To miał być najlepszy dzień. Okazja sama się nadarzyła, ponieważ ten los padł właśnie na nią. Piętnastego listopada ta mała karteczka wzbudziła pożądane emocje i dała nową szansę na zdobycie jej serca.

Marcin już wiele razy próbował poderwać Roksanę, w której zakochał się od chwili, gdy ta dołączyła do ich klasowego grona pod koniec października, kiedy to nowe relacje zaczynały się dopiero rozwijać. Wszelkie próby uwodzenia były jak kamień, o który woda co jakiś czas zahaczała w swoim nurcie. Neutralne podejście wyrażało jedno, brak jakiegokolwiek zainteresowania. Marcin wykorzystywał różne metody na podryw, ale niestety zawsze kończyło się to marnym skutkiem. Miał nadzieje, że teraz na pewno się uda.

Kiedy wyciągnął z tekturowego pudełka urwany kawałek papieru, już wiedział, że prezent musi być unikatowy i cudowny — taki który zachwyci. Podczas narady klasowej wspólnie ustalono, że upominek nie przekroczy więcej niż pięćdziesiąt złotych. Marcin bez chwili wahania zaczął szukać w sklepach czegoś takiego, co mogłoby jej się spodobać i wpłynąć na ich osobistą relację. Wiedział też, że na pewno przekroczy limit, który wspólnie ustalili w klasie.

Czas płynął bardzo szybko, a 6 grudnia zbliżał się nieubłaganie. Co ona jutro powie? Jak zareaguje? — myślał Marcin, przewracając się z boku na bok, dzień przed mikołajkami. Nie mógł zasnąć, ciągle wiercił się i myślał tylko o tym, czy wszystko się dobrze ułoży. Minęła godzina 2:36, kiedy zakochany szesnastolatek zapadł w sen, który wydawać by się mogło, przyniesie mu ukojenie. Za oknem padał deszcz, który był oznaką tego, że kolejny dzień będzie pochmurny.W klasie było bardzo gorąco, przynajmniej tak wydawało się Marcinowi, który zaraz po wejściu do sali ściągnął starą i trochę podartą bluzę. Jego rodzice nie zarabiali wiele, dlatego by móc jakoś wiązać koniec z końcem, nie mogli zagwarantować swojemu synowi wysokich standardów życiowych. To przyczyniło się do tego, że Marcin był niekiedy wyśmiewany i lekceważony przez rówieśników. Jednak w gruncie rzeczy nie przejmował się tym. W domu miał ciężko, ponieważ ojciec ciągle chlał wódę i nie dość, że robił awantury, to jeszcze zabierał pieniądze, co przyczyniło się do tego, że brakowało na podstawowe rzeczy. Tak naprawdę od kilku lat w słoiku zbierał kieszonkowe z wakacyjnych prac, które podejmował, aby zapewnić sobie w przyszłości lepszy byt. Jedyną osobą, która teraz sprawiała mu radość i przy której czuł wiatr w żaglach była Roksana, piękna i niepowtarzalna, która właśnie siedziała w drugiej ławce od okna, udając niedostępną.

Była już godzina 7:55, a lekcja wychowawcza miała wyglądać tak, że każdy wręcza upominek wylosowanej osobie, po czym do wszystkich klas w międzyczasie miał przyjść święty Mikołaj, aby zadać uczniom kilka pytań. Zwieńczeniem tego spotkania miało być wspólnie zrobione zdjęcie.

Marcin był bardzo zestresowany i nie wiedział zupełnie, jak podejść do Roksany i zagadać. W końcu przemógł się, wziął do ręki niewielką torebeczkę w zielone choinki i podszedł do wylosowanej dziewczyny, która właśnie rozmawiała z Brajanem, wręczając mu przygotowany prezent.

— Sorry, że przeszkadzam. Roksana możesz pozwolić na chwilę? — rozpoczął nieśmiało Marcin, drapiąc się jedną dłonią po głowie.

— A musisz akurat teraz? Tak dobrze nam się rozmawia, co Rox? — odpowiedział Brajan, szturchając rozbawioną dziewczynę w ramię, która udawała rozbawioną.

— Dobra Brajan, daj nam chwilę, okej? Wrócimy do naszej rozmowy później. Idź już. — powiedziała Roksana.

— No spoczko foczko, to co, widzimy się na przerwie? Będę czekał na Ciebie na korytarzu, dobrze? — odparł na odchodne Brajan.

Brajan był wysokim i przystojnym nastolatkiem o kruczoczarnych włosach, zadartym, piegowatym nosie i ogromnych ustach. Miał bogatych rodziców, co przyczyniło się do jego cwaniactwa i zionął pogardą względem innych. Dziewczyny na niego leciały, choć nie traktował ich z szacunkiem. Gdy dziewczyna go zbywała, wtedy dopiero zaczynało mu zależeć.

— Okej, to po lekcji wychowawczej pogadamy. Bądź koło sklepiku. — powiedziała dziewczyna, oglądając się za odchodzącym Brajanem.

Marcin nie mógł w to uwierzyć. Myślał, że zaraz się rozpłacze. Tyle wysiłku, tyle starań na nic. Zapatrzył się w drzwi i poczuł, że jest w chwilowym amoku. Roksana coś do Niego mówiła, ale on w ogóle jej nie słyszał.

— Halo? Słyszysz? Marcin? Co chciałeś? — machała mu przed oczami, jakby ten przez jakiś czas przeniósł się do zupełnie innego świata.

— Tak, tak eee… co mówiłaś? — powiedział, będąc nieco oszołomionym.

— Pytałam, co chciałeś? Przecież po coś przerwałeś naszą rozmowę, co?

— No, no, w sumie. Bo tak się złożyło, że chciałem Ci dać prezent mikołajkowy, bo to ciebie wylosowałem. Mam nadzieję, że ci się spodoba. — wymamrotał Marcin, podając dziewczynie białą torebeczkę udekorowaną w ciemnozielone choinki.

Roksana wzięła do rąk upominek i zaglądnęła do środka. W ułamku sekundy na twarzy zrobiła się czerwona, jakby temperatura w pewnym momencie wzrosła o dziesięć stopni. Z zamachem wyjęła zafoliowaną perfumę i zaczęła wymachiwać nią przed oczami Marcina.

— Powiedz, dlaczego Ty mi to robisz do cholery, co? Jesteś taki natrętny… Boże… Myślisz, że droższym prezentem mnie przekupisz, albo zdobędziesz? — wysyczała ze złości.

— Ale o co Ci chodzi? Myślałem, że się ucieszysz. Długo wybierałem, nie wiedziałem, co Ci się spodoba. — rzekł ze smutkiem w głosie, patrząc się w oczy zdenerwowanej nastolatki.

— Zrozum do kurwy nędzy, że mi się nie podobasz! Mam w dupie twoje drogie upominki. Myślisz, że za biedakami się oglądam? Nic sobą człowieku nie prezentujesz, odczep się ode mnie raz na zawsze! — wybuchła przy całej klasie Roksana, rzucając różową fiolką od Chloe o płytki.

— Jesteś pojebana! Zapłacisz mi za to — wyrzucił z siebie rozgoryczony Marcin, po czym uciekł z sali tak szybko, jakby goniła go jakaś zjawa.

Nie zdążył nawet zabrać ze sobą plecaka. Na dworze padał rzęsisty deszcz ze śniegiem, a on chciał zapaść się w po ziemię. Przestało mu już na kimkolwiek zależeć. Potraktowała mnie jak zwykłego szmatławca, pomyślał Marcin biegnąc prosto przed siebie. Teraz już nic nie zamierzał. Było mu zimno, bo wybiegł ze szkoły w samym koszulce z krótkim rękawem. Gdzie mam iść? Nikomu już na mnie nie zależy? Pieprzyć to życie. Wydałem czterysta złotych ze swoich oszczędności tylko po to, by zostać wyśmianym przy całej klasie. Jeszcze mi szmato za to zapłacisz — pomyślał skręcając w najbliższą ulicę na której znajdował się szereg sklepów z odzieżą i żywnością.

Tego dnia nie zamierzał wrócić do domu. Jego życie rozpieprzyło się jak domek z kart. Ten wieczór trwał i trwał, dopóki ostatnie światła w mieście nie zasnęły razem z mieszkańcami. Noce były coraz ciemniejsze, a nienawiść, która w nim rosła stawała się jeszcze mroczniejsza z każdym kolejnym dniem…16. IX. 2015r.

„Niebagatelna groźba”

— I co masz kasę? Dzisiaj jest ostatni termin i nawet mnie nie wkurwiaj, że nie masz bo źle skończysz, tak Cię tylko ostrzegam! — zaczął swój wywód łysol w skórzanej kurtce, grożąc palcem Marcinowi.

— Co ty pieprzysz idioto! Oddałem wam wszystko ostatnio, równe trzy tysie. Czego ty jeszcze chcesz! — zdenerwował się Marcin.

— Słuchaj synuś, ja o żadnych wpłatach z twojej strony nie słyszałem. Gówno mnie to obchodzi. Daje Ci czas do jutra do godziny 10:00. Ma być równiutka kwota, czaisz bazę? Bo jak nie, to chyba będziesz musiał szukać kontaktów u miejscowego grabarza dla swoich ukochanych rodziców — uśmiechnął się łysy, klikając coś w swoim telefonie.

— Spierdalaj! Nic ode mnie więcej nie dostaniesz. Ten towar, co od was kupiłem to nie dość że to chińskie gówno, to jeszcze mam podwójną stawkę płacić? Posrało Cię? Ani grosza, zapomnij.. — wyrzucił z siebie Marcin, odwracając głowę i zostawiając faceta w tyle.

— Zrobisz, jak zechcesz. Kasa ma być jutro. Będę czekał na Kazimierzowskiej koło kontenera. Jeśli nie przyjdziesz, postawimy jutro dwa krzyżyki. — krzyknął diler.

— Wal się! Zróbcie im tylko krzywdę, to wszyscy zgnijecie, wspomnisz moje słowa!

Łysy zlekceważył słowa Marcina i zniknął za krzakami. Był umówiony z Tigerem na 23:30 w krakowskim parku zaraz obok Millenium Hall. Wiedział, że Tiger udaje tylko twardego, znał go bowiem już od dobrych kilku miesięcy. Od ostatniej traumy zaczął brać narkotyki. Nie umiał poradzić sobie z sytuacją, w której Roksana po raz kolejny strzeliła go w twarz. Od tamtej pory rzucił szkołę i zaczął zadawać się z podejrzanymi typami, którzy teraz próbowali od niego wyssać kolejne trzy tysiące.

Wrócił do domu, myśląc o tym, czy faktycznie Tiger bierze go pod szpic, czy tylko chce wyłudzić od niego pieniądze. Zamknął za sobą wejściowe drzwi i poszedł do swojego pokoju od razu otwierając okno na oścież. Zimne powietrze buchnęło w jego twarz jak niespodziewany opar. Nie wierzył w groźby dilera. Miał czyste konto, oddał wszystko Kroksowi i nie miał powodów do tego, żeby się przejmować gadaniem tłustego tumana, który od dwóch lat jest chłopcem na posyłki jakiegoś wysoko postawionego fagasa. Teraz chciał się położyć spać i już więcej nie obudzić. Miał już dość życia. Wiedział, że matka płacze dniami i nocami i martwi się o jego przyszłość, ojciec natomiast miał wszystko daleko gdzieś, bo nawet nie potrafił raz porządnie wytrzeźwieć.

Z tymi myślami Marcin zasnął, a obudził go dopiero dźwięk autobusu, który właśnie przyjechał na przystanek, by zabrać dzieci do szkoły.Było już około godziny dziewiątej, kiedy Marcin zbierał się do pracy. Po tym, jak rzucił szkołę, zaczął interesować się dilerką i szukał każdej dorywczej roboty. Teraz pracował jako dostawca pizzy, a miał zaczynać o 9:30. Ciągle z tyłu głowy miał wczorajsze słowa Tigera, ale starał się je odpychać, gdyż groźby z jego ust były na porządku dziennym. Można było przywyknąć.

Ubrał się w standardowe ciuchy od firmy w której pracował, na głowę założył czapkę z daszkiem z logiem „Pizza Hut” i zamykając za sobą dom ruszył w kierunku miejsca pracy. Marcin był dobrze zbudowanym mężczyzną o krótkich blond włosach. Miał niewielki nos i lekko odstające uszy, co sprawiało, że przypominał przeciętnego przystojniaka. Był średniego wzrostu, a jego oczy miały dziwny zielonkawy kolor.

Kiedy jechał starym Renault Megane z pierwszą dostawą, próbował sobie uzmysłowić, dlaczego tak wiele zła spotyka go w życiu. Niepowodzenie materialne, kłopotliwy ojciec, zawodząca matka, pogróżki, brak miłości i zajmująca wszelką przestrzeń coraz większa nienawiść. Nie mógł sobie tego poukładać w głowie. Pragnął zemsty.

Gdy dojechał do celu i dostarczył pizzę z pepperoni i rukolą do zamawiającego, było już pięć po dziesiątej. W radiu tymczasem leciał nowy hit Kaen’a — „Zbyt wiele”, który bardzo odzwierciedlał to, co Marcin czuł w tym ostatnim czasie.

Kiedy przyjechał do siedziby po kolejny towar do rozwiezienia, zadzwonił do niego telefon, a melodia, którą miał ustawioną jako dzwonek „Poker Face” Lady Gagi potwierdzała to, że za każdym razem człowiek musi robić dobrą minę do złej gry. Wyciągając z kieszeni Xperię Tipo nacisnął zieloną słuchawkę. Zdziwił się, bo numer był zastrzeżony.

— Tak słucham. Marcin Terlicki przy telefonie.

— Dzień dobry panie Terlicki. Aspirant Robert Wagner przy telefonie, Komenda Główna Policji. Z przykrością pragnę Pana poinformować o zgonie Marii i Władysława Terlickich. Obydwoje zginęli od postrzału w tył głowy. Bardzo mi przykro. Będziemy rozpoczynali dochodzenie. Wie Pan może, kto mógłby włamać się do Pańskiego rodzinnego mieszkania? Musimy zebrać dowody i przyglądnąć się całej sprawie. Proszę, jeśli to możliwe, żeby Pan jak najszybciej przyjechał — powiedział funkcjonariusz.

Marcin poczuł, jakby grunt pod jego nogami się zawalił, a on wpadł do jakiejś cholernej czeluści, z której nie ma już powrotu. Jednak Ci skurwysyni to zrobili — przemknęło mu przez myśl. Zostałem sam. Zostałem kurwa, sam! — w głowie zaczęło mu wirować i czuł się, jakby właśnie wylazł z jakiegoś pieprzonego rollercoastera. Nie mógł w to uwierzyć. Niech ten jebany horror się już zakończy- pomyślał, zamykając oczy i otwierając je powtórnie. Wewnętrzna złość roznosiła go tak, że byłby w stanie pozabijać w tym momencie połowę ludzi w Krakowie.

— Nie mam pojęcia, kto mógłby to zrobić, ale dziękuję za informację. Za kwadrans powinienem być na miejscu — skłamał, po czym rozłączył się.

Marcin pragnął teraz zniszczyć wszystkich. Zionął ogromną nienawiścią. Wiedział, że nie może powiedzieć prawdy, bo skończy się to jego osobistą tragedią. Na razie w głowie tworzył plan, którym odwdzięczy się tym którzy, zniszczyli mu życie. Kiedy zobaczył zwłoki rodziców coś w niego wstąpiło, jakby jego patrzenie na świat zmieniło się o 180 stopni. Nie spodziewał się jeszcze, że z tak wrażliwego chłopaka stanie się największym zbrodniarzem w mieście.

W starej kamienicy było pusto i cicho. Jedynie lampka na czujnik włączała się sporadycznie. W domu Marcina nie było już dobra. Chodzące zło dopiero zamierzało się uaktywnić. Wybiła godzina 1:30 kiedy w rodzinnym mieszkaniu Terlickich zgasło ostatnie światło. Wtedy to po raz pierwszy kruki zaczynały się zlatywać i usadawiać na ogrodzeniu, które było już posiadłością Marcina.Rozdział I

Na celowniku

Kraków, dom Terlickich, ul. Srebrzysta 13

15.VI. 2020r. godzina: 18:54

W pokoju Marcina fioletowe rolety zasłaniały okna, tak aby jak najmniej światła dochodziło do telewizora. Niewielka kanciapa miała ściany pomalowane na piaskowy kolor, łóżko wyrażało nieład przez rozwaloną kołdrę, która w swojej dysharmonii dotykała końcówkami niepodkurzanego, chropowatego dywanu. Na stoliku leżał pilot do sześćdziesięciopięciocalowego telewizora marki Samsung, dwie puszki Coca-Coli oraz niebieska paczka Lays’ów. Wszystko było przygotowane na wieczór pełen wrażeń, ponieważ dzisiaj o 19:30 miał być emitowany wybór Miss Polski 2020. Marcin czekał na ten dzień od bardzo dawna. Wiedział, że jego była miłość, która sprawiła mu wiele cierpienia, dzisiaj będzie brała udział w tej gali. Wykładając nogi na stolik i delektując się wygodą w nowo zakupionej sofie obłożonej brązową skórą, wziął do ręki puszkę z Coca-Colą i otworzył ją.

Wiedząc o tym, że gala rozpocznie się za czterdzieści minut postanowił włączyć Youtube i posłuchać jakichś nowości. Bardzo spodobała mu się ostatnia płyta „Romantic Psycho” znanego rapera Quebonafide, którą nawet kupił ostatnio w empiku, bo tematyka, którą artysta poruszał, bardzo mu odpowiadała. Wiele się nie zastanawiając włączył najpopularniejszy utwór z płyty „Bubbletea” i otworzył opakowanie z chipsami. Wsłuchując się w słowa rapera i delikatny głos Darii Zawiałow odpłynął na chwilę, wracając do tych dobrych i miłych chwil, które przeżył w swoich młodzieńczych latach.

Kiedy zakończył się utwór, odtworzył sobie cały album i postanowił na chwilę się zdrzemnąć. Obudził się po trzydziestu minutach i niemal natychmiast przełączył kanał na TVP2. Sponsorem gali była reklama płynu do mycia naczyń Fairy, więc po jej krótkiej imitacji rozpoczęło się telewizyjne show. Marcin bardzo przebiegle śledził kandydatki, które po piętnastu minutach od inauguracji prezentowały się już w strojach wieczorowych. Kiedy przed oczami pojawiały się kolejne numerki, wciąż szukał Roksany ale nie mógł jej znaleźć. Gdzie jesteś? Do cholery przecież musisz tu być! — zaklął w duchu. Przez przypadek potrącił puszkę Coli, która niegramotnie spadła i wylała się na pilot od nowoczesnego telewizora. Jasny szlag — zawył podnosząc się z sofy, ratując przy tym pilota, który teraz cały lepił się od gazowanego napoju. Wstał, chcąc znaleźć jakieś chusteczki, aby wytrzeć zalany przedmiot, kiedy w tym samym momencie zauważył na ekranie Roksanę, która pojawiła się na wybiegu z numerkiem dwadzieścia trzy.

Nie mógł odciągnąć od Niej wzroku, była taka piękna i majestatyczna. Bardzo przypominała mu teraz Thylane Blondeau, która według TC Candler była najpiękniejszą kobietą w 2018 roku. Hebanowe włosy, lazurowe oczy, w których można było utonąć, ciemna karnacja, cudowna budowa ciała oraz niezwykły wdzięk. Pomimo tego, że zastygł z zachwytu, czuł do niej nienawiść za to, jak go potraktowała. Musisz za to zapłacić. Już niedługo dorwę Cię skarbie — mówił sobie w duchu, kiedy próbował sięgnąć po paczkę chusteczek, która leżała na drugim krańcu stolika. Beznamiętnie wytarł lepiący się pilot i usiadł na wygodnej sofie.

Po niespełna kwadransie chwycił za Iphone X, który leżał niedaleko telewizora i wykręcił numer do Krakena, nowego kumpla, którego poznał na ostatniej imprezie w „ParadiseGarden”. Po dwóch sygnałach, odezwał się chropowaty i gruby głos.

— No co tam byku?

— Mam dla Ciebie misję na dzisiejszy wieczór i o dziwo nie będą to dragi — zagadnął Marcin.

— W sumie mam dług wdzięczności, za to żeś mi ostatnio dupę uratował. No co Ci trzeba? — odparł Kraken.

— Musisz mi dzisiaj wieczorem porwać jedną taką z gali. Mam pewniaka, że ona to wygra. Chodzi o Roksanę z numerkiem dwadzieścia trzy. Wybija się ponad inne, a ja muszę się z nią rozliczyć. Rozumiesz szybka akcja.

— O kurwa. Na to bym nie wpadł. Ale stary, to musi być zorganizowany nalot, bo jak nie wypali to leżymy — zagadnął kumpel.

— Spokojnie. Ogarniesz to. Na pewno jakiś samochód będzie ją chciał do hotelu zgarnąć po całej imprezie. Weź sobie jakichś dwóch pomocników. W razie problemów strzelaj i spierdalaj. Ma być cała. Po wszystkim masz mi ją przywieźć do mojego mieszkania. Rozliczymy się jutro rano. Wszystko jasne? — zasalutował podekscytowany Marcin.

— Jasne. Nie takie rzeczy się robiło. Coś jeszcze?

— To wszystko. W sumie to… możesz mi jeszcze przywieźć dobrego Moëta. Czekam na was tylko tego nie spierdol! — rzucił na pożegnanie Terlicki, rozłączając się i rzucając telefon na łóżko.

No dzisiaj to się zabawimy — powiedział na głos odchylając głowę do tyłu i masując kark. Od kiedy stworzył własny gang narkotykowy, stał się bezwzględny i bezuczuciowy. Gdzieś z tyłu głowy miał napisane, że to co robi jest niewłaściwe, ale brnął w to coraz bardziej.

Na ekranie widać było, że kandydatek jest coraz mniej, co świadczyło o tym, że zbliżał się finał. Marcin nie patrzył już w telewizor. Nie interesowała go gala, tylko Roksana.

Koszula w palmy od Hilfigera pod pachami była przepocona, więc postanowił się przebrać. Wstał ze skórzanego fotela zabierając ze sobą drugą puszkę coli i poszedł w stronę swojego pokoju. Zegar z kukułką w kuchni właśnie wybił godzinę 20:30. W pustym salonie odbijało się strzelające, białe światło od wielkiego telewizora, które przedstawiało pokaz sztucznych ogni na hali Tauron Areny. Miss Polski została wybrana. Była nią Roksana Karpiel.Rozdział II

Powrót

Obrzeża Krakowa, chatka w sosnowym lesie, ul. Gombrowicza 16B

15.VI.2020r. godzina: 14:07

Walizka z Wittchen’a sunęła zamaszyście po kamienistej alejce prowadzącej do furtki z numerem 16B. Kornelia tym razem skorzystała z usług taksówkarza, ponieważ samochód zostawiła przed wylotem w garażu z racji tego, że jakiś uprzejmy mężczyzna zechciał podrzucić ją na lotnisko.

Po otrzymaniu dyplomu świadczącego o tym, że może pracować jako detektyw, postanowiła wylecieć na dwutygodniowy urlop na Kretę. Ostatnie dwa lata dały jej nieźle w kość. Wiele nieprzespanych nocy i ciągłe siedzenie przy książkach spowodowały, że zmęczenie zaczęło zaglądać do jej szafirowych oczu. Teraz była wypoczęta pomimo tego, że bez towarzystwa odpoczywała na wyspie. Pomimo swojej atrakcyjności szukała tego jedynego, którego nie mogła znaleźć. Od szkolnych czasów dbała o włosy i zawsze miała je długie po pas, nawet teraz, kiedy jako świeżo powołana Pani detektyw miała zmierzyć się z nierozwikłanymi problemami wielu potrzebujących osób. Urodę odziedziczyła po tacie, nawet złocistą barwę włosów zawdzięczała właśnie jemu. Podczas studiów ciągle była zapraszana na kolacje, wspólne wypady na miasto, czy na imprezy okolicznościowe, ale nie zawsze wyrażała aprobatę. Wolała spędzać czas przy dobrych kryminałach w ręku i porządnej lampce białego wina.

Gdy dotarła do swojej posiadłości, oparła czerwoną walizkę o ogrodzenie i zaczęła przetrząsać kieszenie w krótkich dżinsowych spodenkach w poszukiwaniu klucza do furtki. Znalazłszy go po krótkiej chwili, otworzyła metalowe drzwiczki prowadzące do drewnianej chatki, wzdłuż której wyścielona była dróżka z granitowej kostki.

Murki z czerwonej cegły tworzyły ogrodzenie, a jednocześnie były połączone metalowymi kratkami, wzdłuż których wiły się liście oraz kiście winogron. Chatka była niewielka, ale przytulna. Niesamowity klimat tworzyła obecność sosen, które dookoła tworzyły iglasty zagajnik. Ptaki poukrywane w zaroślach drzew śpiewały na zmianę, tworząc przy tym jednostajną melodię. Wokół domu Kornelii była jeszcze dębowa altana oraz niewielkie oczko wodne, na którym unosiły się lilie.

Kiedy była już prawie u drzwi domu, zza rogu chatki wybiegł przepiękny pies o złocistej sierści, który wymachując ogonem pragnął zakomunikować, że bardzo się stęsknił.

— No heej Meliska. Stęskniłaś się za swoją panią, co? Zaraz Ci przyniosę coś dobrego do zjedzenia, pewnie jesteś głodna. Tata był u ciebie zapewne wcześnie rano — powiedziała głaszcząc suczkę po puszystym grzbiecie.

Kornelia w zeszłym roku od swojego starszego brata Marcela dostała suczkę rasy Golden Retriver z okazji dwudziestych siódmych urodzin. Wiedział, że kocha psy i bardzo łatwo się do nich przywiązuje, dlatego prezent był strzałem w dziesiątkę. Kornelia teraz nie wyobrażała sobie życia bez uroczej psiny, która zawsze dotrzymywała jej towarzystwa.

— No dobra, właź do środka. — powiedziała do Melisy, wyciągając klucze z zamka od drzwi.

Właścicielka na samym początku położyła walizkę w niewielkim holu, z którego szybko przeszła do ogromnego salonu. Rzucając torebkę na skórzaną kanapę, podeszła do lodówki, wyciągnęła schłodzony sok z aloesu i nalała sobie pół szklanki.

— O tak! Tego mi było trzeba. Słuchaj mała, dziś dostaniesz karmę, a później kupię ci jakąś przekąskę, zgoda? — odezwała się do Melisy, która już stała przy swojej misce wymachując prężnie ogonem.

Kiedy otwierała szafkę, by wyciągnąć jedzenie dla psa, zabrzęczał jej telefon. Szybko nasypała karmy do miski i pobiegła do torebki sprawdzić, kto się do niej dobija. Wyciągając Iphona zobaczyła, że wiadomość przysłał jej tata.

_Witaj córciu, jeśli teraz to czytasz oddzwoń do mnie. Mój kolega, który ma biuro detektywistyczne, potrzebuje w firmie dobrej pani detektyw. Powiedziałem mu, że wstrzymam się z odpowiedzią, dopóki dopóty nie porozmawiam z Tobą. Ps. możesz nas odwiedzić i opowiedzieć jak było na urlopie. Kocham Cię. Tata_

Kiedy odczytała smsa z uśmiechem na twarzy wykręciła numer do ojca. Odebrał niemal od razu. Wiedziała, że po sowitym odpoczynku, przychodzi czas na ciężką pracę. Nie pomyliła się.Rozdział III

Nowy angaż

Kraków, Biuro detektywistyczne „Oko Horusa”, ul. Spokojna 81A

15.VI. 2020r. — godzina: 16:45

Kornelia po godzinnej wizycie u rodziców umówiła się na rozmowę o pracę z Teodorem Wolskim, który był prezesem biura detektywistycznego i dobrym znajomym jej ojca. Gdy wypiła solidne cappuccino i opowiedziała o swoich cudownych wakacjach, poprosiła tatę o kontakt do interesanta. Umówiła się z nim na rozmowę, na za piętnaście piąta w jego biurze w centrum miasta. Ubrała się na to spotkanie wyrafinowanie — lawendowa koszula w białe kropeczki, dżinsy oraz czarne botki. Włosy miała spięte w kucyk, co dodawało jej urodzie jeszcze wyraźniejszego blasku. Teraz kiedy prowadziła swoje pomarańczowe BMW M2 przemierzając ulice Spokojną, szukała dobrego miejsca, żeby zaparkować swój sprezentowany samochód.

Dostała go od taty, zresztą jak i domek w sosnowym lesie. Ojciec miał własną firmę budowlaną, która tak dobrze prosperowała, że było go stać na wszelkiego rodzaju luksusy. Kornelia nie wymagała od niego, żeby dawał jej wszystko za darmo. Kiedy zaprosiła całą rodzinę na przyjęcie z okazji swoich dwudziestych siódmych urodzin, niemieckie cudo już stało przed jej bramą wjazdową udekorowane taśmą, niczym prezent niespodzianka z dużą czerwoną kokardą na przedniej masce samochodu. Wtedy zapytała go, czy już całkiem oszalał, ale on jak zwykle uśmiechnął się do niej i powiedział, że wystarczy, jak go mocno przytuli. Była zawsze ukochaną córeczką tatusia, który był wtedy kiedy go najbardziej potrzebowała.

Zaparkowała wóz obok zielonego Land Rovera wysiadła z niego, po czym skierowała swoje kroki w stronę eleganckiego biura, które na pierwszy rzut oka zrobiło na niej duże wrażenie. Przede wszystkim było nowoczesne i prestiżowe. Wiedziała bowiem, że koledzy ojca to w większości ludzie wysoko postawieni i mający różnorodne układy.

Kiedy wchodziła do środka, zainspirował ją styl i wystrój wnętrza, na który — jak pomyślała — musiało pójść mnóstwo pieniędzy. Poczekalnia była pomalowana na uniwersalny biały kolor, natomiast klimat tworzyły czarne, skórzane fotele, kwiaty w porcelanowych, wzorzystych donicach oraz ogromne, zwisające lampy, na których spokojnie mogłyby się wspinać małpy z niejednego ogrodu zoologicznego.

Podeszła więc do pierwszych lepszych drzwi i dwukrotnie zapukała. Odpowiedziało jej długie milczenie. W międzyczasie zobaczyła, że po drugiej stronie znajduje się kolejne wejście, więc zamierzając powtórnie zakołatać, przemierzyła niewielki odcinek, kiedy w tym samym momencie z windy, której wcześniej nawet nie zauważyła, wyszedł postawny, szpakowaty mężczyzna, ubrany w porządny garnitur i białą koszulę. Krawat miał odrobinę poluzowany, natomiast meszty miał tak wypolerowane, że Kornelia mogła spokojnie znaleźć w nich własne odbicie.

— Witam Pani Kornelio! Dziękuje, że zgodziła się pani przyjść na to spotkanie. Zapraszam do swojego gabinetu! — powiedział pełen zachwytu Teodor, otwierając przed Nią właściwe drzwi.

— Dzień dobry! Podobno szuka Pan nowej kolaborantki do współpracy. Chętnie wysłucham, co ma Pan do zaoferowania. Jestem otwarta na współpracę — wyrecytowała Kornelia, siadając przed biurkiem prezesa.

— Owszem poszukuję i wiem, że Pani się do tego świetnie nada. Cieszę się bardzo, że chce Pani pracować w naszej ekipie. Zasadniczo to działamy w grupie pięcioosobowej. Jeśli chodzi o jakiekolwiek planowane procedery, ja decyduję o sprawach ostatecznych.

— Dobrze, rozumiem. Czyli Pan zatwierdza wszelkie czynności, które my realizujemy tak? — zapytała.

— Zgadza się. Dodatkowo chcę Panią poinformować, że będzie Pani pracować z Rafałem Kalinowskim. Będzie on Pani głównym towarzyszem. W biurze jest jeszcze nasz ochroniarz Dariusz Madella, który jeździ z nami na najbardziej niebezpieczne akcje oraz Karina Wibena zajmująca się wszechstronnie informatyką. Ona to namierza nam podejrzanych i odwala brudną robotę, szukając punktu zaczepienia. — powiedział szef wędrując wokół biurka i od czasu do czasu spoglądając w okno.

— Chyba wszystko już jest jasne. W takim razie od kiedy mam zaczynać? — zapytała.

— Choćby nawet od następnego tygodnia. Odezwę się do Pani, chyba że wyskoczy coś pilnego, to prędzej zadzwonię. Wszystkie formalności mamy już za sobą, także jest Pani wolna. — powiedział Teodor Wolski, który dopiero teraz usiadł na wysokim półobrotowym krześle.

— Bardzo dziękuje za wszystko. Będę czekać na telefon. Do zobaczenia panie prezesie! — odpowiedziała jednocześnie wstając i zmierzając do wyjścia.

Kiedy wychodziła z biura, była na zegarku 17:43. Była zadowolona z tego spotkania. Cieszyła się, że to właśnie tutaj będzie pracować i spełniać się zawodowo. Otwierając drzwi samochodu zauważyła bilbord, który zachęcał do przybycia do Tauron Areny. Dopiero teraz przypomniała sobie, że to właśnie dzisiaj zeszłoroczna zwyciężczyni przekaże koronę nowej wybranej Miss Polski 2020. Wsiadając do BMW, włączyła radio i ruszyła w stronę swojego domu. Tymczasem w Esce leciał hit Eminema i Rihanny, który sprawił, że Kornelia z coraz większym uśmiechem na twarzy wracała do sosnowej dzielnicy. Po drodze wstąpiła jeszcze do sklepu, by kupić kilka przekąsek dla Melisy, która czekała na nią w mieszkaniu.

Pogoda była przepiękna, a wiatr delikatnie dawał znaki swojej obecności. Kornelia zamierzała dzisiaj położyć się w salonie i obejrzeć galę Miss. Nie wiedziała jeszcze, jak ten dzień się zakończy. Nikt nie wiedział. Kiedy była już w swoim ogrodzie, podniosła głowę i popatrzyła na pomarańczowe niebo, które powoli chyliło się ku zachodowi. Wysoka temperatura wskazywała na to, że będzie to upalna noc.Rozdział IV

Porwany diament

Kraków, Tauron Arena

15.VI. 2020r. — Godzina: 20:48

W tegorocznym wyborze na Miss Polski 2020 roku miały brać udział dwadzieścia cztery kandydatki. Krakowska arena od kilku miesięcy była przygotowywana na tą uroczystość, ponieważ to właśnie tutaj miała zostać wybrana nowa najpiękniejsza dama.

Najlepszy sprzęt, nagłośnienie, oświetlenie wszystko musiało być zrobione na jak najwyższy poziom. Przygotowano solidny wybieg oraz miejsce dla ponad dwudziestu tysięcy widzów.

Prowadzącymi galę byli Robert Czyżewski oraz Monika Hapelman, którzy w ten cudowny, gwieździsty wieczór sami wystroili się tak, jakby to ich dotyczyła ta wielka nominacja.

Całe przedsięwzięcie trwało dobrą godzinę zegarową, po czym przyszedł czas na finał, w którym to z trzech kandydatek na Miss miano wybrać królową gali. Emocje sięgały zenitu. Cała arena z zapartym tchem czekała na werdykt, który miał być niebawem odczytany. Prowadzący zaprosili na środek prezydenta Krakowa, aby ten ogłosił, która z kandydatek zostaje nową Miss Polski 2020. Na scenie w pięknych sukniach stały: Anastazja Sieniawska z numerkiem cztery, Magdalena Ładysz z liczbą szesnaście i Roksana Karpiel z numerkiem dwadzieścia trzy.

Kiedy prezydent miasta otwierał kremową kopertę, panowała absolutna cisza. Każdy chciał już wiedzieć, jakie to będzie nazwisko. Po chwili wziął mikrofon bezprzewodowy do ręki i powiedział: Tegoroczną Miss Polski 2020 zostaje Roksana Karpiel!!!

W Tauron Arenie rozległ się wiwat. Sztuczne ognie zaczęły swój epizodyczny taniec po obu stronach sceny. Z oczu zwyciężczyni popłynęły łzy szczęścia, kiedy to Łucja Wigarro — Miss Polski 2019 założyła koronę na głowę następczyni oraz wielką posrebrzaną szarfę. Pan prezydent Tadeusz Rawski wręczył Roksanie ogromny bukiet białych róż oraz symboliczny czek w wysokości pięćdziesięciu tysięcy złotych od głównego sponsora marki Fairy. Natomiast od biura podróży Itaka, otrzymała talon na dwutygodniowe wakacje w Dubaju.

Gdy minęły chwile euforii, najpiękniejsza dama przemówiła do publiczności dając wyraz swojej wdzięczności względem tych, którzy ją wspierali i oddawali swoje głosy właśnie na nią. Pełna radości pomachała wszystkim zgromadzonym i zeszła bocznym zejściem ze sceny. Kiedy nie była już na widoku tłumów, w obstawie pojawili się dwaj ochroniarze, którzy mieli bezpiecznie doprowadzić ją do czarnego, luksusowego pojazdu.

Bentley Continental czekał na Roksanę już dobre piętnaście minut. Kiedy zbliżała się do wozu, automatycznie włączyły się światła, a kierowca dał znać jednemu z mężczyzn, że już nie są potrzebni. Obydwaj stanęli w rozkroku i czekali, aż dziewczyna wsiądzie i odjedzie.

Miała bowiem pojawić się na uroczystym bankiecie w „RoyalTrone”, gdzie co roku zapraszana jest nowa Miss. Kierowca wiedział, gdzie ma ją zawieźć, więc nie pytał o zbędne szczegóły. Kiedy siedziała już wygodnie, odetchnęła z ulgą, że jest już po wszystkim. Z przodu obok kierowcy, siedział jej menadżer Wiktor Pamerski, który nic się nie odzywając, załatwiał formalności związane z nocną imprezą.

Jechali wzdłuż ulicy Poniatowskiego, kiedy w pewnym momencie biały SUV zablokował im drogę.

— Co jest kurwa! Widzisz, co ten gość odwala? Patrz tylko! — krzyknął kierowca, trąbiąc ile sił w rękach.

— Ta uspokój się Pan. Może mu się zakręty pomyliły? Zobaczymy, co zrobi. Trzymaj nerwy na wodzy! — odpowiedział Wiktor, próbując zaprowadzić pierwotny spokój.

Roksana zauważyła, że jest coś nie tak, gdyż z tyłu zajechał kolejny podejrzany typ, który wcale nie zamierzał odjeżdżać.

— Z tyłu też ktoś jest. Popatrz w lusterko! — powiedziała.

Bentley był na tyle dużym samochodem, że niemożliwe było skręcenie w bok, nie uszkadzając któregoś z napastliwych towarzyszy. Zdenerwowany kierowca próbował wyjść cało z tej niezrozumiałej akcji, manewrując kierownicą na wszystkie strony. Kiedy się zorientował, że nic nie wymyśli, położył ręce za głową i powiedział:

— No to jesteśmy w dupie. Musimy czekać, aż te palanty odjadą. Eh… co za hołota.

— Taaa. Nie umiesz Pan prowadzić tego samochodu i tyle. Jakbyś drasnął trochę jedno i drugiego, to nic by się przecież nie stało — odciął się menadżer.

— Przestańcie się kłócić! Zróbcie coś w końcu! — rzekła skonsternowana dziewczyna.

Z białego Audi Q5 wyszedł wysoki mutant w czarnej kominiarce z bronią w ręku i szybkim krokiem podszedł do zabarykadowanego Bentleya. Mężczyzna wierzchnią stroną Glock’a wybił przednią szybę od strony kierowcy i wymierzył spluwę do głowy siedzącego czterdziestopięciolatka.

— A teraz posłuchaj mnie uważnie. Ta dupeczka, którą wieziecie ze sobą pojedzie ze mną, jasne? Jeśli nie będziecie robić problemów, rozstaniemy się polubownie i nikomu krzywda się nie stanie. Zrozumiano?

— Co Ty gościu odpierdalasz? Ona nigdzie z Tobą nie pojedzie. Puknij się raz, a konkretnie w głowę. Nie dość, że niszczysz nie swój wóz, to jeszcze na koncert życzeń Ci się zebrało? Pieprzę Ciebie i twoją broń. Jeszcze oddasz mi grube odszkodowanie za poniesione straty — wykrzyczał kierowca.

Bandzior długo się nie zastanawiając wycelował w czoło mężczyzny i nacisnął spust. Krew wytrysnęła tak gwałtownie, że Roksana nie zauważyła nawet, kiedy na jej policzkach pojawiły się czerwone krople. Zaczęła piszczeć. Wiktor siedział jak zahipnotyzowany. Jego telefon i dłonie były ubrudzone grudkami mózgu i świeżą, ciepłą krwią. Dziewczyna próbowała uciec z samochodu, ale terrorysta był szybszy i zablokował przyciskiem wszystkie drzwi.

— Słuchaj maleńka! Już nie uciekniesz i nawet nie próbuj. Musisz pojechać ze mną. Grzecznie wejdziesz do mojego Q5 i nie będziesz robiła kłopotów, jasne? Chyba, że chcesz sławę zakończyć po niespełna godzinie? — zapytał z przekąsem.

— Dobra, zrobię co zechcesz. Otwórz te cholerne drzwi! — powiedziała ledwo słyszalnym, piskliwym głosem.

Mężczyzna nacisnął przycisk i odblokował drzwi. Nie opuszczając broni, ruszył w kierunku miejsca, gdzie siedziała Roksana. Kiedy wychodziła z czarnego samochodu, rabuś chwycił ją za ramię i szybkim krokiem ruszył w stronę białego audi.

Kiedy dziewczyna siedziała już w środku, zatrzasnął drzwi i podszedł do Wiktora, który nadal siedział bez ruchu, jakby nie uwierzył w to co się przed chwilą wydarzyło.

— Żeby nie było podtekstów i niedomówień. Dobranoc kochasiu! — wypalił, roztrzaskując mu głowę w jedną, wielką miazgę.

Na ulicy cały czas było pusto. Żadnych ludzi, jeżdżących pojazdów, jakby właśnie w tym momencie wszyscy smacznie spali. Niebo wyścielone było gwiazdami, a ciepłe powietrze powodowało to, że noc była duszna.

Kraken długo się nie zastanawiając, schował broń i wsiadł do wysokiego SUVA. Zanim odpalił samochód, odwrócił się do zapłakanej modelki i powiedział:

— Nie mazgaj się! Zabieram Cię na spotkanie z pewnym, znanym Ci człowiekiem. Módl się, żeby tylko było dobrze. Najgorsze dopiero przed Tobą.

— Z kim? Do kogo mnie wieziesz? Kim On jest? — zapytała, ciągle chlipiąc pod nosem.

— Dowiesz się w swoim czasie. Nic więcej Ci nie powiem. Mogę jedynie tyle rzec, że to człowiek bezwzględny. Już na Ciebie czeka — powiedział, przy czym wyciągnął papierosa i zapalił.

Roksana wiedziała, że nie może teraz nic głupiego zrobić, bo zginie. Właśnie od tego momentu zaczęła się bać o swoje życie. Beznamiętnie wpatrywała się w bloki, które z niezmierną prędkością przemykały jej między oczami. Chciała napisać smsa, że została porwana, ale wiedziała, że to się nie uda. Po prostu się bała. Oparła się o zagłówek i zamknęła oczy.

Gdy dojechali do celu, Kraken zatrzymał samochód i pobiegł do bagażnika. Kiedy wyciągnął duże, pionowe czarne opakowane z złotym grawerem: Moet & Chandon, podszedł do jej drzwi i otworzył je, aby mogła spokojnie wysiąść. Niosąc szampana i prowadząc Roksanę, zadzwonił dzwonkiem dwukrotnie. Była godzina 22:02, ale długo nikt nie otwierał. Dziewczyna nie wiedziała o co chodzi, ani dokąd przywiózł ją morderca.

Po około pięciu minutach drzwi otworzył im Marcin Terlicki. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że to właśnie on teraz stoi przed nią. Sącząc drinka popatrzył na twarz ślicznotki i powiedział z przekąsem:

— Witaj kochana. Kupę lat co? Kraken, dobrze się spisałeś, przyjedź jutro rano, to dostaniesz zapłatę. I dzięki za szampana. Będziemy dzisiaj naprawdę porządnie świętować — powiedział zadowolony, unosząc szklankę z alkoholem.

Roksana nie odezwała się. Wiedziała, że coś złego się wydarzy. Morderca zostawił Moeta na parapecie i odszedł, zostawiając nową Miss w rękach byłego kolegi z klasy. W mieszkaniu było ciemno, a dziki wzrok Marcina nie zwiastował niczego dobrego. Rozpoczęła się noc. Wszystkie plany Roksany poszły w zapomnienie. Podróż do Dubaju zamieniła się w wędrówkę pełną strachu i niepewności. Był to labirynt bez wyjścia.Rozdział V

Nocna interwencja

Kraków, ul. Poniatowskiego 55

15.VI. 2020r. — godzina: 22:22

Pierwszy swój debiut w pracy Kornelia miała już tej samej nocy, kiedy to podczas drzemki obudził ją dźwięk telefonu. O godzinie 22:10 zadzwonił do niej Teodor Wolski, który poinformował ją o zabójstwie dwóch osób. Musiała pojechać na miejsce zdarzenia. Takie było polecenie prezesa. Szybko, nawet się nie przebierając, wzięła do ręki kluczyki do samochodu i pojechała na ulicę Poniatowskiego.

Na miejscu zdarzenia była już policja, prezes biura oraz Rafał Kalinowski, jej obecny towarzysz, którego nie miała jeszcze szansy poznać. Wysiadając z BMW, podeszła do zgromadzonych funkcjonariuszy, którzy stali przy zniszczonym Bentleyu.

— Witam, Kornelia Mac, nowa detektyw Pana Wolskiego — powiedziała skromnym tonem, zwracając się do wszystkich zebranych.

— Ooo, moja nowa współpracowniczka! Cześć, jestem Rafał. Miło mi — wypalił odważnie barczysty, mężczyzna wyciągając dłoń na przywitanie.

Rafał był dobrze zbudowanym facetem. Kornelia domyślała się, że jego stałym miejscem przebywania jest siłownia. Miał na sobie granatową koszulkę longsleeve, która uwydatniała jego umięśnioną sylwetkę. Mężczyzna był szatynem, miał piwne oczy oraz szeroki uśmiech. Swoim zachowaniem wyrażał zadowolonego i nastawionego do życia.

— Cześć, mi również miło Cię poznać — rzekła Kornelia, uścisnąwszy twardą dłoń Rafała.

— Słuchajcie! Mamy tutaj dwa trupy. Kierowca został postrzelony w czoło, natomiast siedzący obok niego mężczyzna ma miazgę zamiast twarzy, więc na razie wiele nie ustalimy. Brak jakichkolwiek śladów. Nie mamy nic, kompletnie nic, nawet świadków. Jedyne, co udało nam się dowiedzieć to, że człowiek, który siedział z przodu przy kierowcy był menadżerem niejakiej Roksany Karpiel, która dzisiaj została Miss Polski. Mowa tu o porwaniu. Po dziewczynie nie ma żadnego śladu — wywnioskował skonsternowany prezes.

— A ktoś zaglądał do jego telefonu? Może gdzieś leży w samochodzie? — zapytała z ciekawością Kornelia.

— Słuszna uwaga. Rafał zobacz do środka. Powinien tam być, chociaż przy nim nic nie znaleziono — rozkazał Teodor.

— Z naszej strony tyle Panie Wolski. Samochód zostanie przechwycony i dokładnie przeszukany. Na ten moment zabieramy zwłoki do laboratorium. Dobrej nocy! — wtrącił funkcjonariusz policji, który znakiem ręki pokazał kolegom, że czas się zmywać.

— W porządku. My tu jeszcze chwilę zostaniemy i stworzymy plan działania, o ile uda się taki ustalić — odbąknął Wolski, wyciągając papierosa z czerwonej paczki Marlboro.

— I co, znalazłeś coś? — żachnął się prezes, odpalając fajkę.

— Jest. Kornelia miała rację. Był pod fotelem, na którym siedział — wysapał Rafał, wychodząc z Bentleya z telefonem w ręce.

— No przynajmniej jest jakiś trop! — odezwała się Kornelia.

— Mamy tylko jeden zasadniczy problem. Nie znamy szyfru — mruknął Rafał, podając telefon Teodorowi.

— Dobra, to da się zrobić. Karina nie takie rzeczy odblokowywała. A teraz zmiatamy stąd. Dzięki, że przyjechaliście na czas. Jutro bądźcie o dziewiątej w biurze, to obgadamy wszystko na świeżo. Wracajcie teraz do domów i wyśpijcie się. Do jutra. — powiedział, zgniatając niedopałka, po czym wsiadł do nowego Volkswagena Arteona i odjechał.

— Wolski to dobry gość. Będziesz zadowolona z tej pracy. Ale nie wiedziałem, że taką dupeczkę mi da do towarzystwa. Fiu fiu — odezwał się odważnie Rafał.

— Nie nazywaj mnie tak, okej? To, że razem pracujemy, nie znaczy, że będziesz mnie traktował jako swoją laleczkę do podziwiania zrozumiano?

— Już, już spokojnie. Tylko żartowałem. — uśmiechnął się.

— Takie teksty są nie na miejscu. Zapamiętaj to sobie. A teraz żegnaj, widzimy się podobno jutro, więc trzymaj się — powiedziała, nie czekając na odpowiedź i wsiadła do BMW.

Odpaliła silnik i ruszyła w kierunku swojego domu. Nie chciała już dłużej kontynuować tej konwersacji. Pomyliła się. Rafał jest taki sam, jak każdy — pomyślała. Bardzo na nią działał. Niestety swoim zachowaniem przekreślił to, co tak trudno było odbudować w mniemaniu Kornelii. Gwałtownie przyśpieszyła, ponieważ była bardzo zmęczona i myślała tylko o swoim ciepłym i wygodnym łóżku.

Kiedy zajechała pod bramę wjazdową, była godzina 23:34. Wjechała samochodem do garażu, a następnie poszła w kierunku swojej sypialni. Zapaliła lampkę i przebrała się w piżamę.

Jutro znowu się będę z nim widzieć. — Boże i tak przez cały czas — niech to jasny szlag — zaklęła w duchu. Wiedziała bowiem, że takich głupich podtekstów będzie znacznie więcej. Kiedy je słyszała, od razu dostawała białej gorączki. Nie chciała sobie teraz nimi zaprzątać głowy. Po chwili weszła pod chłodną pościel i zgasiła światło. Nie minęła minuta, kiedy Kornelia zapadła w głęboki sen.Rozdział VI

Gorzka kara

Kraków, dom Terlickich, ul. Srebrzysta 13

16.VI. 2020r. godzina: 1:09

W piwnicy było chłodno, kiedy Roksana została brutalnie wepchnięta do środka. Jasnofioletowe światło biło od jedynej lampki, która dyndała niczym wahadło zegara zapewniając sztuczną imitację dyskotekowej lampy błyskowej. Na środku stało tylko duże łóżko i fotel po przeciwległej stronie. Piwnica była w poszanowanym stanie, gdyż niedawno pomalowane ściany pozwoliły odświeżyć to miejsce. Dla Roksany szare pomieszczenie było na tyle straszne, że w swoim przerażeniu błagała Marcina, żeby zabrał ją z powrotem na górę.

— Proszę, wróćmy na górę i porozmawiajmy na spokojnie!

— Ale skarbie, przecież my już mamy wszystko wyjaśnione. Co Ty chcesz jeszcze ustalać? — odparł, sącząc musujący szampan.

— Jeśli tak, to wypuść mnie. Chcesz mieć kłopoty? Oboje wiemy, że media Cię stłamszą i zniszczą, jeśli się dowiedzą że mnie porwałeś, a Ty trafisz za kratki. — wymamrotała trzęsąc się z zimna.

— Przykro mi, ale stąd już nigdy nie wyjdziesz. A kłopoty? Mam ich całe mnóstwo, więc pieprzę to, czy jakoś to wpłynie na moje funkcjonowanie. Poza tym jestem czysty, kochanie. Moje rączki są nieskazitelne — wysyczał niemal w jej kierunku.

— Jak to mnie nie wypuścisz? Wkrótce zapłacisz mi za to! Dzięki Tobie, moja kariera poszła się jebać, wiesz? Jestem ciekawa co, Ty w ogóle zamierzasz teraz, hmm? — wyrzuciła.

— O nie, Misiaczku. To Ty mi zapłacisz za to, co zrobiłaś! Przez Ciebie, kurwa, spadłem na dno i mam zamiar pociągnąć Cię do tej pieprzonej czeluści. Mam gdzieś Twoje sukcesy tak, jak Ty miałaś mnie daleko, gdy się starałem i pragnąłem Cię zdobyć. Mogłaś wtedy powiedzieć spokojnie, ale nie, Ty wolałaś zachować się jak suka i przy wszystkich pragnęłaś mnie pogrążyć i zniszczyć reputację. Teraz to ja wykończę Ciebie, kochanie. Najpierw się z Tobą pobawię, potem Cię zgwałcę, a na samym końcu zabiję. — zarekomendował z pełną satysfakcją.

— Nieee, proszę nie. Nie rób mi krzywdy, zrobię, co zechcesz. Nie chciałam Cię tak potraktować, wybacz mi. Błagam, zlituj się.

— Ściągaj tą suknię — rozkazał.

— Marcin proszę, wynagrodzę Ci to, zapłacę. Ale wypuść mnie.

— Ściągaj to, co masz na sobie, albo sam to rozerwę — powiedział władczo.

Roksana wykonała polecenie Marcina i rozebrała się do naga. Rzuciła czerwoną, galową szatę na fotel i teraz stała przed nim w czarnej, koronkowej bieliźnie. Ciało miała piękne niczym Afrodyta. Ciemnobrązowe długie włosy sięgały po pas, a jej jędrne piersi skurczyły się z powodu chłodnego powietrza. Idealne rysy, wyrzeźbiony tyłek i opalenizna, która jeszcze od czasów szkoły podniecała chłopaków.

— Kładź się. — powiedział, wskazując palcem na łóżko.

Kiedy przestraszona dziewczyna położyła się na zimnej, lekko wilgotnej pościeli, pomyślała, że Marcin chce tylko się zabawić i wypuści ją wolno, ale po chwili zauważyła, że nic z tego. Rozłożyła szeroko nogi, a jej włosy rozłożyły się na poduszce niczym hebanowy dywan. Mężczyzna zdarł z niej majtki, mało ich nie rozrywając, po czym schylił się odrobinę i spod łóżka wyciągnął cztery pary kajdanek. Łóżko miało metalowe ramy, więc porywacz chwycił każdą z kończyn modelki i przytwierdził do wszystkich stron w taki sposób, żeby nie mogła w żaden sposób uwolnić się. Dziewczyna nie wzbraniała się, tylko posłusznie wykonywała polecenia, które kierował do niej oprawca.

— I co teraz? Spuścisz się na mnie? — zapytała.

Marcin nie odpowiadając, podszedł do niej i stanął nad jej głową. Prędko ściągnął dżinsowe spodenki i białe bokserki, po czym uklęknął na łóżku i przystawił jej do ust swojego naciągniętego penisa.

— Otwieraj buzię kotku. To dopiero początek naszej drogi po krainie fantazji. — wysapał mocno podniecony.

— Nie chce go. Śmierdzi jak zepsuta ryba. Daj mi spokój! — powiedziała, zaciskając mocno usta.

— Powiedziałem — otwieraj, tak? Masz być posłuszna, suko — krzyknął, uderzając ją w prawy policzek z całej siły.

Gdy niechętnie otworzyła szeroko usta, Marcin włożył jej do środka penisa i próbował wpychać jak najgłębiej. Roksana wiele razy się krztusiła, ale po wymierzonym uderzeniu słuchała się porywacza, ponieważ bała się, że jeszcze większa krzywda się jej stanie. Po niedługim czasie mężczyzna doszedł do orgazmu i całą spermę wlał głęboko w gardło modelki. Roksana, której w tym samym momencie zebrało się na wymioty, splunęła białym roztworem w lewą stronę, brudząc przy tym pościel i drewnianą podłogę.

Marcin pośpiesznie schował przyrodzenie i pocałował w usta niezadowoloną dziewczynę. Stanął koło fotela i z szyderczym uśmieszkiem powiedział:

— Będziesz mieć za niedługo towarzysza na łóżku. Twój Brajanek będzie leżał koło Ciebie już niebawem, złotko.

— Co? Jego w to też będziesz mieszał? Daj mu spokój, on przecież nic Ci nie zrobił! — odrzekła skonsternowana.

— Pozwól, że ja to ocenię, dobrze? Przygotuj się jeszcze dzisiaj na ostre dymanie, bo o czwartej nad ranem urządzam tutaj niezłą orgię. Cieszysz się? To taka niewielka kara za to, że zjebałaś mi życie. — odpowiedział, po czym dopił do końca rozpoczętego szampana.

— Jezu, nie. Dlaczego Ty mi to robisz? Proszę, Boże, niech ten koszmar się skończy — szeptała niczym recytując modlitwę.

— Oj kochanie, to dopiero początek naszej przygody. A teraz odpocznij sobie, za dwie godziny wracam. — pożegnał się i zamknął za sobą drzwi.

Roksana została sama. Sama ze swoimi lękami i obawami. Nie miała szans uciec. Pozostało jej tylko płakać i prosić Boga, by kajdanki same się zerwały, a ona została cudownie uwolniona. Było jej potwornie zimno, ponieważ leżała nago w chłodnym pomieszczeniu. W ustach ciągle miała słony smak spermy Marcina. Chciała, żeby to wszystko się skończyło, choć wiedziała, że za dwie godziny rozpocznie się erotyczny horror. Próbowała zamknąć oczy, ale z nich tylko płynęły gorzkie łzy rozgoryczenia.Rozdział XIII

Puste gniazdo

Myślenice 455 C, mieszkanie Kamila Kracha

17. VI. 2020r. — godzina: 10:15

Wolski zdecydował, że nie ma na co czekać, tylko trzeba kuć żelazo, póki gorące. Mając numery rejestracyjne samochodu i podstawowe dane, Karina Wibena szybko rozszyfrowała łamigłówkę i zlokalizowała miejsce zamieszkania przestępcy.

Cel znajdował się ponad czterdzieści kilometrów od biura, dlatego godzinna wyprawa z rana dla niektórych mogła być nieco orzeźwiająca. Volkswagen Arteon przypominał złotą sztabkę, gdyż miał tak wyrazisty kolor, że wyglądał jak milion dolarów. Elegancka, mleczna, skórzana tapicerka sprawiała, że komfort jazdy stawał się jeszcze wynioślejszy. Rafał siedział przy szefie, który kierował pojazdem, natomiast miejsce z tyłu zajęli Kornelia wraz z Dariuszem Madellą, który był ochroniarzem w firmie detektywistycznej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: