Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kat Wolfe i tajemnica smoczej skamieliny. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
19 lutego 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kat Wolfe i tajemnica smoczej skamieliny. Tom 2 - ebook

Przed Kat Wolfe, Harper Lamb i ich zwierzęcymi pomocnikami nowe ekscytujące śledztwo! Tym razem dziewczynki próbują rozwikłać zagadkę śmierci związanej z odkryciem w Bluebell Bay skamieniałych kości dinozaura sprzed dwustu milionów lat. Śledztwo naprowadza je na ślad mitycznej sekty – Smoczego Zakonu…

Kat zmaga się jednak również z innym problemem – gdy jej dziki kot Okruszek zostaje oskarżony o atakowanie miejscowych zwierząt, musi znaleźć sposób na oczyszczenie go z zarzutów.

Dołącz do duetu młodych detektywek w ich kolejnej przygodzie – idealnej dla wszystkich miłośników zwierząt, tajemnic i zwrotów akcji!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-7951-9
Rozmiar pliku: 4,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Siedem miesięcy wcześniej. Centrum Medycyny Wschodniej, Chinatown, Londyn

Kiedy ostatni pacjent wyszedł prosto w londyńską mżawkę, Kai pomógł tacie posprzątać klinikę. Ostrożnie włożył do specjalnego pojemnika zużyte igły do akupunktury, umył podłogę mopem i starł kurz z gabloty z orzechowego drewna, w której doktor Liu przechowywał swoje chińskie zioła lecznicze.

Po szkole Kai przeważnie pracował w klinice taty i lubił tę robotę. Doktor Liu był legendarnym chińskim uzdrowicielem, słynącym z cudotwórczych terapii i wielbionym przez rzeszę wdzięcznych pacjentów. Pewien celebryta powiedział w wywiadzie dla „Sunday Times”, że doktor Liu potrafi nawet „przywracać martwych do życia”. Kai miał nadzieję, że kiedy dorośnie, pójdzie w ślady taty.

Ale na razie obchodziły go tylko walczące smoki.

– Hŭ zĭ, mam jeszcze wizytę domową. Proszę, żebyś odłożył grę i zabrał się do lekcji.

– Tato, nie jestem już twoim Małym Tygryskiem – odburknął Kai, nie odrywając wzroku od ekranu. – Przestań traktować mnie jak dziecko. Mam prawie trzynaście lat!

– Rodzicielstwo nie działa tak, jak myślisz, Hŭ zĭ. Dla mnie będziesz Małym Tygryskiem nawet wtedy, kiedy stuknie ci pięćdziesiątka. Odłóż telefon i zamknij za mną drzwi. Koniec na dzisiaj.

Kai wsunął smartfon do kieszeni, ale powrócił do gry, gdy tylko ojciec zniknął za progiem. Sprytnym zagraniem zwabił smoka i teraz bestia krążyła wokół niego. Podskoczył mu poziom adrenaliny, kiedy buchnął fioletowy smoczy ogień. Jeśli go zbierze, będzie mógł…

Nagły dźwięk dzwonka u drzwi omal nie przyprawił go o atak serca. Pochłonięty grą, zawołał odruchowo:

– Już zamknięte! Proszę przyjść jutro.

– Nie zamierzam.

Ktoś z impetem otworzył drzwi, wpuszczając do środka falę deszczu. Za moment w polu widzenia Kaia pojawiły się lśniące czarne buty. Poirytowany chłopak oderwał wreszcie wzrok od smoka na ekranie. Po plecach przeszedł mu lodowaty dreszcz. Właściciel butów był zamaskowany. Rękawy długiego czarnego płaszcza kończyły się czarnymi skórzanymi rękawiczkami. Kapelusz był głęboko wciśnięty na oczy.

– Gdzie ojciec?

Kai myślał gorączkowo. Jeżeli powie intruzowi – który pewnie jest złodziejem – że tata może w każdej chwili wrócić, odstraszy go czy tylko pogorszy sytuację?

– Przykro mi, ale nie ma pana Liu – odparł. – W czym mogę pomóc?

Ciągle trzymał telefon, niewidoczny pod ladą recepcji. Chyłkiem zerknął na ekran i dwa razy wpisał dziewiątkę. Zanim zdążył dodać trzecią i wezwać policję, nieznajomy wyrwał mu komórkę z ręki i zmiażdżył łomem.

– Skończ z tymi pomysłami, jeśli chcesz przeżyć – upomniał go łagodnie intruz. – A teraz mów, gdzie twój ojciec trzyma cudowny lek. – Zaczął w pośpiechu wyciągać szuflady i wyrzucać ich zawartość na ziemię. – Nie rżnij głupa. Przecież wiesz, o co chodzi.

Kolejna szuflada trzasnęła o podłogę, a w powietrzu uniósł się różowy proszek „siedmiu przypraw”.

– Przestań! – Strach ustąpił miejsca wściekłości, kiedy Kai zobaczył, jak ten bandyta traktuje dorobek życia jego ojca. – Tu nie ma żadnego cudownego leku! Jeśli jesteś chory, po prostu umów się na wizytę. Tata na pewno ci pomoże, bo jest świetnym lekarzem.

Mężczyzna zaśmiał się gorzko.

– To akurat wiemy. I dlatego tu jestem.

Piknął domofon i do kliniki wkroczył doktor Liu, energicznie strząsając mokry parasol.

– Wyobraź sobie, że zapomniałem portfela, więc… – Urwał i znieruchomiał, kiedy zobaczył wywalone szuflady i zamaskowanego intruza z łomem. – Co tu się dzieje? Hŭ zĭ, nic ci nie jest?

– Synowi nic się nie stało i jeśli będzie pan współpracował, doktorze Liu, to tak pozostanie. Proszę dać mi tylko to, czego potrzebuję, i za moment mnie tu nie będzie.

Zanim Kai zdążył się rzucić w kierunku ojca, nieznajomy, który był tak wysoki, że denko kapelusza sięgało sufitu, jednym skokiem znalazł się pomiędzy nimi.

Doktor Liu mocniej zacisnął w garści parasol, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie i uniósł ręce w geście poddania.

– Mój portfel leży na biurku w gabinecie. Proszę go sobie wziąć.

Nieznajomy uśmiechnął się z politowaniem.

– Nie chodzi mi o pańskie pieniądze, doktorze, lecz o pańskie lekarstwo. I od razu mówię, że nie potrzebuję go dla siebie, tylko dla przyjaciela.

– Co się dzieje z pana przyjacielem?

– Umiera, ale pan go uleczy.

Doktor Liu zaśmiał się nerwowo.

– Drogi panie, pan mnie chyba przecenia. Jestem tylko chińskim zielarzem i akupunkturzystą. – Aż podskoczył, kiedy łom roztrzaskał fiolki na tacy, unicestwiając je w kaskadzie szklanych odłamków. Dodał drżącym głosem: – Chętnie wykorzystam swoją wiedzę, by uzdrowić pańskiego przyjaciela. Ale najpierw muszę go zbadać.

– To niemożliwe. Będzie się pan musiał zadowolić dokumentacją medyczną.

Plik dokumentów z trzaskiem wylądował na blacie. Kai zauważył, że wymazano nazwisko zarówno pacjenta, jak i lekarza.

Chłopak skrycie otaksował spojrzeniem nieznajomego, aby później podać policji jak najdokładniejszy rysopis. Niestety poza wzrostem i angielskim akcentem ten facet niczym specjalnym się nie wyróżniał. Jego oczy i włosy skrywał kapelusz. Nie miał widocznych blizn, a na ubraniu nie było widać metek. Uwagę przyciągały jedynie sznurowadła, błękitne jak niebo na tle czarnych wyglancowanych butów.

Ojciec Kaia z rosnącą grozą przeglądał dokumentację nieznanego pacjenta.

– Tego, o co prosisz, nie dokona żaden lekarz! To sprawa dla bogów.

Nieznajomy nawet nie drgnął.

– Oto, jak będzie, doktorze Liu. Będziesz mi dostarczał swoje najlepsze lekarstwo. Pierwszego dnia każdego miesiąca zostawisz nową porcję w umówionym miejscu w Hyde Parku. Każdy miesiąc, który przeżyje pacjent, przeżyje również twój syn. Jeśli mój przyjaciel umrze, dzieciaka spotka identyczny los.

– Nie!

– Niestety tak. – Mężczyzna zerknął na zegar ścienny. – Szkoda czasu. Daj mi to, o co cię proszę, albo licz się z konsekwencjami.

Doktor Liu dłużej się nie wahał. Podszedł do nieoznaczonej szuflady na samym dole szafki i otworzył ją kluczem, o którym powiedział kiedyś Kaiowi, że zaginął. Wyjął stamtąd woreczek i wysypał z niego na ladę niekształtne grudki – brunatne, fioletowe i szare.

Nieznajomy z zadowoleniem skinął głową.

– Czy to ten lek?

– Tak, long chi, smocze zęby.

Kai miał wrażenie, jakby nagle został wrzucony w wersję swojej gry, tyle że odtwarzanej w realu. Ojciec wybrał dwa „zęby”, skruszył je na proszek i dodał do tynktury z imbiru i żeń-szenia.

– Niech pacjent bierze sześć kropel pod język z wybiciem dwunastej, dwa razy dziennie.

Dłoń w czarnej rękawiczce wzięła buteleczkę i wsunęła do kieszeni.

– Doceniam pańską wolę współpracy, doktorze Liu. Jeśli ceni pan życie syna, radzę się nadal starać i nikomu nie mówić o naszym… układzie.

Zadźwięczał dzwonek przy drzwiach i mężczyzna rozpłynął się w zasłonie deszczu. Kai wtulił się w ojca, tak jak to robił, kiedy był mały. Przy jego uchu głośno łomotało serce taty.

– Smocze zęby? – wyrzucił z siebie gwałtownie. – Ale przecież smoki nie istnieją, tato! Skąd wziąłeś te skamieniałości w woreczku?

Miał wrażenie, jakby ojciec nagle się postarzał o dziesięć lat.

– Kiedyś ci o tym opowiem, synu. Teraz najważniejsze, żeby mikstura z long chi pomogła jego przyjacielowi.

Kai poczuł zimno w całym ciele.

– A pomoże?

– Tak mówią… Musimy mieć nadzieję, że podziała.

– A jeśli nie?

Ojciec ścisnął jego dłoń.

– Hŭ zĭ, musisz mi zaufać. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, abyś był bezpieczny. Wszystko!1. Wstrząs. Bluebell Bay, Wybrzeże Jurajskie, Anglia

– Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – spytała Kat Wolfe.

– Jasne – wysapała Harper Lamb, pnąc się po stromej ścieżce. – Muszę wreszcie zobaczyć tajemniczy dom, o którym tyle słyszałam. Przecież sama mówiłaś, że nie ma innej drogi, tak?

– Owszem, ale…

Kat zamarła, gdy zobaczyła, jak Harper potyka się na najbardziej niebezpiecznym odcinku ścieżki – tam, gdzie kończyła się poręcz, a klif stawał się bardzo stromy. Spadłaby w przepaść,

gdyby Kat nie chwyciła jej za ramię, starając się nie patrzeć na wodną kipiel, rozbijającą się o skały w dole.

– Słuchaj, przyjdziemy tu za tydzień albo później – zasugerowała, przepychając Harper na bezpieczną stronę drogi. Przy okazji podrapały się w gąszczu jeżyn. – Wakacje dopiero się zaczęły. Avalon Heights nie ucieknie.

Zanim Amerykanka odpowiedziała, wytarła okulary opryskane przez morską bryzę. Trzy i pół miesiąca temu złamała obie nogi podczas upadku ze swojego konia wyścigowego – Atrakcyjnego Bandyty. Teraz już chodziła, ale ciągle była słaba i szybko się męczyła. Mimo to, choć jej serce galopowało, jakby chciało się wyrwać z piersi, i paliły dawno nieużywane mięśnie ud, udawała, że wszystko jest w porządku.

Śledztwo w ich pierwszej sprawie prowadziła unieruchomiona na kanapie w Rajskiej Rezydencji, gdzie mieszkała z ojcem paleontologiem i gospodynią Nettie. Dziewczyny poznały się niedługo po tym, jak Kat, której mama objęła miejscową klinikę weterynaryjną, założyła agencję opieki nad zwierzętami, żeby zarobić na kieszonkowe. Tata Harper zatrudnił ją, aby jeździła na Atrakcyjnym Bandycie w okresie, kiedy jego córka była niedysponowana z powodu kontuzji.

Mniej więcej w tym samym czasie Kat poproszono o doglądanie papugi amazonki w rezydencji Avalon Heights. W drodze do domu na klifie Harper przypomniała sobie sensacyjną relację przyjaciółki z pierwszej wizyty w tym miejscu. Kiedy Kat w gęstej, lodowatej mgle pokonała niebezpieczną ścieżkę nad przepaścią i doszła do domu, zastała otwarte drzwi wejściowe. Właściciel zniknął, a w salonie siedziała zaniedbana, wystraszona papuga. Dalej nastąpiła seria dziwnych zdarzeń, po której Kat nabrała pewności, że jej zleceniodawca został wplątany w bardzo niebezpieczne układy. Postanowiła rozwiązać tę zagadkę i zwróciła się o pomoc do Harper. Tak zaczęła się przygoda, w której obie omal nie zginęły.

Tego dnia niebo było pogodne i błękitne, jakby ktoś je wymył z chmur. Lipcowe słońce przyjemnie przypiekało skórę Harper – a jednak przeszedł ją zimny dreszcz, kiedy spojrzała w górę, na willę ze stali i szkła, której taras sterczał nad oceanem niczym zaciśnięta szczęka.

– Ziemia do Harper. Chcesz wracać? – Słowa Kat przywróciły ją do rzeczywistości.

– Co? Boisz się?

– Ja? No skąd! Dlaczego…? A ty?

Harper wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

– Nie dzisiaj. Fakt, długo byłam tak przerażona twoimi opowieściami o Avalon Heights, że nie udałabym się tam za żadne skarby. Ale teraz mi przeszło i jestem na maksa podekscytowana. Nie mogę się doczekać, aż wejdę do domu i sprawdzę, czy jest taki, jak sobie wyobrażałam.

Z tymi słowami szybko pokonała ostatni stromy odcinek podejścia, nie dając Kat poznać, ile ją to kosztowało.

Po minucie stały przed wejściem do futurystycznego budynku. Tabliczka „Do wynajęcia” smętnie kołysała się na wietrze.

Kat nacisnęła dzwonek.

Harper spojrzała na nią.

– O ile pamiętam, mówiłaś, że nikogo tu nie ma.

– Bo nie ma. Babka z agencji wynajmu nieruchomości kupowała wczoraj w klinice pokarm dla szczeniaka. Powiedziała mamie, że nie liczy, aby szybko znalazł się chętny do zamieszkania w takim miejscu. Dzwonię, żeby sprawdzić, czy agencja nie przysłała kogoś do sprzątania albo napraw.

Jeszcze raz nacisnęła dzwonek.

Harper zaczęła mieć obawy.

– Co będzie, jak ktoś nas nakryje? Myślisz, że zostaniemy aresztowane?

– Wątpię. – Kat wpisała na panelu kod wejściowy. – Zdemontowano wszystko, co czyniło ten dom tajemniczym i niezwykłym. Tym niemniej jest własnością prywatną i możemy odpowiadać za wtargnięcie. Dlatego musimy załatwić to szybko. Możesz się tylko rozejrzeć. I nie dotykaj niczego!

Spojrzała na drzwi, zmarszczyła czoło, po czym spróbowała innej kombinacji.

Ostry poryw wiatru wywołał u Harper kolejny dreszcz. Co ją podkusiło, kiedy powtarzała Kate, że umiera z ciekawości, jak wygląda dom, który odegrał tak wielką rolę w ich śledztwie, i koniecznie chce go zobaczyć? Teraz marzyła tylko o bezpiecznej kanapie w Rajskiej Rezydencji! Avalon Heights widziany z bliska miał zimny, odstręczający wygląd.

– Zmieniłam zdanie. Wracamy – powiedziała.

Stalowe bolce odskoczyły i ciężkie drzwi stanęły otworem. Kat znikła w środku, jakby jej nie słyszała. Harper niechętnie ruszyła za przyjaciółką, zostawiając swoje trampki w holu, obok trampek Kat.

Po chwili zapomniała, jaka była spięta. Zapomniała też o słusznym argumencie, że nawet jeśli poprzedni właściciel podał Kat kod wejściowy, nie powinna go użyć. Wszystko wyleciało Harper z głowy na widok tego odlotowego domu z przeszklonym frontem i bajecznymi widokami. Oceaniczna tafla koloru indygo połyskiwała w słońcu.

– Och, Kat, to jest jeszcze lepsze, niż sobie wyobrażałam! Mój wymarzony dom do sześcianu! Gdybym mogła, natychmiast bym się tu przeprowadziła. Tu jest kino domowe, a tam… o rany, siłownia! Ej, coś nie tak?

Kat przystanęła u dołu stalowych schodów i czujnie popatrzyła w górę. Przyłożyła palec do ust i szepnęła niemal bezgłośnie:

– Słyszałaś?

– Co miałam słyszeć? – odszepnęła Harper.

– Coś jakby zduszone stęknięcie.

Harper słyszała jedynie stłumiony szum fal. Teraz, kiedy znalazła się w tym domu, przestał ją przerażać.

– Może to ptak na dachu albo rury – powiedziała już normalnym głosem. – Zdarza się w budynkach, które dłużej stoją puste. Kat, przestań być taka lękliwa i oprowadź mnie po domu.

Zaczęła się kręcić po ogromnym salonie, chwiejnie jak nowo narodzony źrebak.

Kat jeszcze raz nieufnie spojrzała na schody i stwierdziła, że rzeczywiście nie ma się czego bać. Udzielił jej się nastrój przyjaciółki. Rozpędziła się i zaczęła sunąć w skarpetkach po parkiecie jak na lodzie, wyhamowała z obrotem i dygnęła. Harper tanecznym krokiem, podśpiewując, wkroczyła do kuchni.

– Ostrożnie! – ostrzegła Kat ze śmiechem i jednym skokiem dopadła wazonu, który Harper niemal zrzuciła na podłogę. – Jeśli coś zniszczymy, będziemy się musiały tłumaczyć!

Zajrzała pod blat.

– Pamiętasz, jak ci opowiadałam, że znalazłam wojskową teczkę na dokumenty? Jestem pewna, że wysunęła się ze schowka. Nadal ją mam, wiesz? Nie ma w niej nic ciekawego. Tylko jakieś tandetne…

Rozległ się trzask. Kat podskoczyła tak gwałtownie, że omal nie nabiła sobie guza.

– Och, Harper, coś ty zrobiła!

Na półce zastawionej kubkami w kształcie dinozaurów ziała wyrwa. Tyrannosaurus rex leżał w kawałkach na podłodze. Harper była w szoku.

– Ja tego nie zrobiłam! Naprawdę! Nawet nie stałam koło tej półki.

– W takim razie czyja to sprawka? Poltergeista?

– Tak, może tego samego, którego słyszałaś jęczącego i stękającego na górze – odparowała Harper. – Serio, Kat, stałam sobie tutaj i nagle T. rex wyskoczył w powietrze jak na sprężynie. Ale nie martw się, widziałam takie same kubki w dziale z pamiątkami. Odkupię go za swoje kieszonkowe i…

Gwałtownie uchwyciła się kuchennego blatu.

– Co jest?

Podłoga i półki zaczęły drżeć. Garnki dzwoniły o rondle, kubki klekotały jak szalone. Żyrandol w salonie hałasował niczym dzwonki wiatrowe w czasie sztormu.

Wstrząs ustał tak samo nagle, jak się zaczął, ale półka zdążyła wykatapultować jeszcze jednego dinusia.

– Biedny stegozaur! – Harper wskazała na żałosne skorupy. – Uwielbiam stegozaury.

Kat miała oczy jak spodki.

– Do licha z dinozaurami. Co to było?

– Ostatni raz czułam takie potężne drżenie, kiedy byłam w San Francisco w czasie trzęsienia ziemi. Jak na Kalifornię, to był drobiazg, małe drgnięcie, ale nie chciałabym jeszcze raz przeżyć czegoś takiego.

– W Anglii nie mamy prawdziwych trzęsień ziemi, najwyżej jakieś słabiutkie podrygi – zapewniła Kat. – W zeszłym roku były wstrząsy w zachodnim Dorset, ale mama mówiła, że nie stłukłyby nawet jajka. Może w naszej bazie wojskowej zrobili defiladę albo mają ćwiczenia? Przecież na poligonie ciągle są wybuchy. Jeśli eksplozja była potężna, mogła do nas dotrzeć fala uderzeniowa.

– Tutaj? Na szczyt klifu? – Harper nie wyglądała na przekonaną. – Kat, a jeśli ten dom jest nawiedzony?

– Zawsze myślałam, że duchy wolą gotyckie ruiny – zażartowała, choć sama była szczerze przerażona. Chwyciła zmiotkę i uprzątnęła resztki kubków. – Zwijajmy się stąd, zanim coś jeszcze się rozwali i potem będzie na nas.

– Nie możemy wyjść, zanim nie zobaczę tarasu! – zaprotestowała Harper. – Och, Kat, proszę. O tym najbardziej marzyłam!

Kat zerknęła na żyrandol. W czasie jej poprzedniej wizyty była tam sprytnie zamaskowana kamera monitoringu, nagrywająca każdy jej ruch. Teraz ją zdemontowano, ale nie mogła się pozbyć wrażenia, że są obserwowane.

– Dobrze, tylko się pośpiesz. – Szybko założyła trampki i stanęła przy drzwiach.

– Przecież się śpieszę – mruknęła Harper. Uporała się z butami i pokuśtykała przez salon. – Jestem szybsza od światła. – Rozsunęła szklane drzwi i wyszła na zewnątrz. – O nie! Podwójne o nie! Wyobraź sobie, że siedzisz w bąbelkach w jacuzzi i gapisz się na morze.

– Możemy już iść? – zapytała niecierpliwie Kat.

– Momencik. – Harper przyłożyła oko do teleskopu i zaczęła go powoli przesuwać.

Podziwiała wijącą się złotą linię Wybrzeża Jurajskiego, bujne zielone łąki, drut kolczasty i strażnice poligonu, aż jej oko spoczęło na turkusowej zatoce Bluebell, która wzięła nazwę od porastających ją dzwonków w kolorze oceanu. Urokliwe pastelowe miasteczko rozłożyło się nad nią półksiężycem.

– Kat, nie miałam pojęcia, że można stąd zobaczyć całą zatokę i okolicę. Nie ma wojska na poligonie, więc nie sądzę, żeby domem wstrząsnął wybuch bomby. Nie ma też mowy o trzęsieniu ziemi, bo widzę, jak Edith, nasza ukochana bibliotekarka, gawędzi sobie z dzieciakami na trawniku przed Klubem Fotelowych Przygodożerców. Nie wyglądają na przerażonych. Podobnie jak nowożeńcy, którzy właśnie zajechali rolls-royce’em przed Grand Hotel Majestic. W zeszłym miesiącu tata był tam na imprezie. Mówił, że miejsce jest fantastyczne, a normalnie nie robią na nim wrażenia rzeczy, które mają mniej niż sto milionów lat.

Kat prawie jej nie słuchała. Żałowała, że tu przyszły.

– Posłuchaj, liczę do trzech i wracam. Z tobą albo bez ciebie – oświadczyła stanowczo.

– Okay, okay, wyluzuj – odpowiedziała Harper, lecz nie mogła się oderwać od teleskopu.

– Raz… dwa…

– Hej, co to jest? – Obiektyw teleskopu gwałtownie przesunął się w dół.

– Nie wiem i nie chcę wiedzieć – warknęła Kat, tracąc cierpliwość. – Idę.

– Tam jest pies. On chyba spadł z klifu.

– Pies? Pokaż, niech spojrzę! Jest ranny?

Kat jednym susem znalazła się przy Harper i przylgnęła do okularu. Brązowo-biała plama poruszała się za krzakiem głogu rosnącym przy starym, nieużywanym zejściu do wody. Wyostrzyła obraz, ale stworzenie musiało przypaść do ziemi, bo było widać tylko ucho.

Przechyliła się przez balustradę tarasu i wpatrzyła w betonowe schodki schodzące zygzakiem w dół urwiska. Mijały minuty i nic się nie poruszyło.

– Myślisz, że sam tam wszedł?

– Jestem pewna, że sobie poradzi – odparła Harper bardziej z nadzieją niż z przekonaniem. – Pewnie już zbiegł na dół i teraz lata po Bluebell Bay, kradnąc kiełbaski z barków.

Skowyt bólu przeszył powietrze. Harper zrozumiała, że w tym momencie tylko zagłada atomowa mogłaby odwieść Kat od ratowania psa. Sama też uważała, że nie można go tak zostawić. Uznała, że są dwa sposoby, żeby mu pomóc, i była dziwnie pewna, że nie spodoba jej się ten, który wybrała Kat Wolfe.

– Kat, zaczekaj!

Za późno. Kat była już w połowie drabinki przeciwpożarowej zamontowanej z boku tarasu. Pobiegła wzdłuż klifu i wychyliła się poza ostrzegawczy znak u szczytu pokruszonych stopni.

– Widzę go! – zawołała przez ramię. – Wygląda jak border collie. Chyba utknął. Spróbuję zejść i go stamtąd wyciągnąć.

– Zwariowałaś? – krzyknęła Harper z tarasu. – Tamtą część ścieżki zamknięto nie bez powodu. W każdej chwili możesz spaść do morza. A jeśli pies jest ranny, może cię ugryźć. Poza tym może mieć wściekliznę. Zaczekaj, już do ciebie lecę! – Harper wybiegła z domu frontowymi drzwiami i za moment była już przy Kat. – Zadzwońmy do twojej mamy – zaproponowała. – Ona będzie wiedziała, co robić.

– Mama za chwilę zacznie operację. Zanim przeczyta esemesa i zadzwoni do straży pożarnej albo w inne miejsce, może już być za późno, zwłaszcza jeśli pies krwawi albo jest odwodniony. W sytuacjach zagrożenia życia liczy się każda minuta.

– A może sierżant Singh? – Harper nie ustępowała. – Jeśli akurat nie łapie złodziei, mógłby tu podbiec i nam pomóc.

Kat pokręciła głową.

– Jeżeli pies jest obolały i nerwowy, kolejne osoby tylko pogorszą sprawę. Harper, ten szlak zamknięto wiele lat temu. Wokół jest pełno głogów, a stopnie, choć popękane, zarosły trawą, więc na pewno się nie wykruszą po jednym przejściu. Im szybciej pójdę, tym szybciej wrócę.

Nie czekając na odpowiedź, prześlizgnęła się obok znaku i zaczęła schodzić. Za moment znikła za zakrętem.

Harper została sama i nagle ogarnął ją lęk. A jeśli Kat spadnie? Pięćdziesiąt metrów w dole fale rozbryzgiwały się o skały z onieśmielającą siłą. Na pocieszenie powtarzała sobie w duchu, że klif trwa od milionów lat i nie oberwał się nawet wtedy, kiedy chodziły po nim dinozaury. Nie pomogło. Ciągle miała przed oczami wizję przyjaciółki rozgniecionej na placek przez spadające skały.

– Kat! Wracaj tutaj! Proszę, zadzwońmy na numer alarmowy!

Niewidzialna z tego miejsca Kat odpowiedziała spokojnym, cierpliwym głosem, którym zwykle przemawiała do spanikowanych zwierząt:

– Harper, zbliżam się do psa, więc muszę być teraz cicho, żeby go nie wystraszyć. Nie panikuj, jeśli nie będziesz mnie słyszeć.

„Nie panikuj, jeśli nie będziesz mnie słyszeć”.

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: