Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kobiety Capotego. Śniadanie u Tiffany'ego, mroczne sekrety i zdrada w świecie glamour - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 kwietnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
49,99

Kobiety Capotego. Śniadanie u Tiffany'ego, mroczne sekrety i zdrada w świecie glamour - ebook

Truman Capote, autor Śniadania u Tiffany'ego, zdobył przyjaźń najsłynniejszych kobiet swoich czasów. Nazywał je „łabędzicami”, chętnie słuchał ich najintymniejszych zwierzeń oraz korzystał z majątku ich mężów.

Tylko po to, żeby je zdradzić.

Ta książka to prawdziwa historia niezwykłych kobiet, które były podziwiane na całym świecie, ikon swoich czasów. Zdeterminowane, aby zyskać status, majątek lub arystokratyczny tytuł, poślubiły „właściwych” mężczyzn. Piękne, bogate i często bardzo nieszczęśliwe znajdowały powiernika w Trumanie Capotem, który w bezwzględny sposób wykorzystał ich największe tajemnice.

Kobiety Capotego to zaproszenie do najlepszych nowojorskich salonów – pełnych szyku, glamour i mrocznych sekretów, które do dziś budzą silne emocje.

Na podstawie książki powstaje serial Feud. W role „łabędzic” wcielą sięNaomi Watts, Calista Flockhart i Demi Moore.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-9612-1
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Wysłuchane modlitwy

Przez lata Truman Capote wszystkim dookoła z dumą oświadczał, że pisze „najwybitniejszą powieść epoki”. Książka miała opowiadać o grupie najzamożniejszych, najbardziej eleganckich kobiet na świecie. Postacie były fikcyjne, oczywiście… Wszyscy jednak wiedzieli, że ich pierwowzorów należy szukać wśród najbliższych przyjaciółek pisarza – koterii cudownych, błyskotliwych i bajecznie bogatych kobiet, które nazywał swoimi łabędzicami.

Truman rozumiał, co osiągnęły te kobiety i w jaki sposób im się to udało. Nie wszystkie pochodziły z zamożnych rodzin, ale stały się ich częścią w wyniku zawartych małżeństw, często nawet kilku. Starannie pielęgnowały swoje wdzięki, a osobom postronnym wydawało się, że mają wszystko. Lecz dla większości z nich szczęście było nieuchwytnym ptakiem, ciągle znikającym z oczu. A pięćdziesięcioletni Truman zdawał sobie z tego sprawę. Swojej powieści o łabędzicach nadał tytuł _Wysłuchane modlitwy_, nawiązując do słów przypisywanych świętej Teresie z Ávili: „Więcej łez wylano z powodu wysłuchanych niż niewysłuchanych modlitw”.

W 1975 roku Truman był jednym z najsławniejszych pisarzy na świecie. Nawet ci, którzy nie przeczytali nic jego autorstwa, słyszeli o tym drobnym ekstrawaganckim homoseksualnym artyście. Jego mikropowieść z 1958 roku _Śniadanie u Tiffany’ego_ wychwalano wszem wobec, a gwiazda, która wystąpiła w ekranizacji książki, robiła furorę w 1961 roku, kiedy to odbyła się premiera filmu. W _Z zimną krwią_ z 1966 roku, opartym na prawdziwych wydarzeniach mistrzowskim kryminale, zaczytywały się miliony Amerykanów, a jeszcze większa ich liczba obejrzała filmową adaptację, która trafiła na ekrany w kolejnym roku. Nazywany „Maleńkim Terrorystą” Truman stale pojawiał się w nadawanych o późnych porach programach telewizyjnych, gdzie hipnotyzował widzów swoimi przerażającymi opowieściami.

Bogaty, sugestywny styl Trumana oraz niesłychany międzynarodowy sukces, który zapewniła mu powieść _Z zimną krwią_, zaskarbiły pisarzowi publiczność z niecierpliwością wyczekującą kolejnych owoców jego pracy. _Wysłuchane modlitwy_ miały być śmiałym wyczynem literackim, demaskującym towarzystwo z wyższych sfer i łączącym fikcyjne ozdobniki ze _Śniadania u Tiffany’ego_ z narracją _Z zimną krwią_ opartą na faktach znanych autorowi z pierwszej ręki. Tylko jemu udało się aż tak zbliżyć do tych kobiet i ich nieuchwytnego, sekretnego świata. Oczywiście byli już pisarze tacy jak Marcel Proust i Edith Wharton, których zaliczane do klasyki powieści koncentrowały się na elitach współczesnych autorom – oni jednak należeli do grona uprzywilejowanych: urodzonych i wychowanych w kręgach wyższych sfer. Truman natomiast pochodził z zewnątrz. Odkąd kilka dekad wcześniej przybył z małego miasteczka w stanie Alabama do Nowego Jorku, zdobył wyjątkową pozycję wśród socjety tego miasta – jako nieustannie zajmujący gość, którego urok otwierał drzwi prowadzące do najbardziej ekskluzywnych kręgów… Zawsze uważny, z szeroko otwartymi oczami, nadstawiający uszu.

Piękno, gust oraz maniery ludzi uprzywilejowanych przyciągały Trumana w równym stopniu, jak odpychały go ich aroganckie poczucie wyższości i lekceważenie życia zwykłych zjadaczy chleba. Życia pełnego prawdziwych doświadczeń i trudnych lekcji. Napięcie między tymi dwoma systemami wartości zainspirowało Trumana do stworzenia swojego nieśmiertelnego dzieła.

Kluczowe miało okazać się przywołanie świata łabędzic, który dałoby się streścić w jednym słowie: przepych. Każda z tych kobiet znała potęgę pieniędzy – wiedziały, co mogą za nie kupić i jak wiele bogactwo może im wynagrodzić. Niemniej jednak wbrew temu, co sugerowali ich zjadliwi przeciwnicy, nie zawdzięczały swojego czaru wyłącznie majątkowi. „Możliwe, że nieprzemijający łabędź sunie po wodach skroplonej mamony; to jednak nie uzasadnia samej istoty”, napisał Truman w swoim eseju, który ukazał się w „Harper’s Bazaar” w październiku 1959 roku¹. To prawda, że jego łabędzice były zamożne. Miały jednak znacznie więcej do zaoferowania.

Dla Trumana każda łabędzica była ucieleśnieniem ekskluzywnego blichtru w powojennym świecie. Każda prezentowała zbiór wyjątkowych cech. Niebywała uroda oraz elegancki styl sprawiały, że oglądali się za nimi zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Czegoś takiego nie można było kupić. „A gdyby liczył się tylko koszt, pokaźna populacja wróbli wkrótce przerodziłaby się w łabędzie”², napisał Truman. Dostrzegał prawdziwe oblicza łabędzic, skryte za fasadą ze złota, srebra i klejnotów. Historia każdej z tych kobiet była niezwykła, a jedynie on mógł opowiedzieć je światu.

Łabędzice, wszystkie bez wyjątku, słynęły z urody. Ale czy wygląd je definiował?

Truman utrzymywał, że nie do końca. To prawda – każda z nich była cudowna, ale przyciągały uwagę nie tyle pięknem, ile niezwykłą prezencją. Wiele z tych kobiet sławiono przez lata, a nawet dekady, a przyczynił się do tego nie tylko ich wygląd, lecz także wyjątkowy styl. Mogły sobie pozwolić na ubieranie się u najlepszych projektantów, zresztą to właśnie one najlepiej potrafiły zaprezentować na sobie te fantastyczne stroje. Inne kobiety pragnęły wyglądać jak łabędzice, a mężczyźni kierowali ku nim spojrzenia pełne uznania, a nierzadko także pożądliwości.

Piękno łabędzic nie ograniczało się jednak do powierzchowności. Mogły pochwalić się inteligencją, a także przebiegłością. Ich cięte riposty i ploteczki intrygowały nawet tak bezlitosnego krytyka jak Truman. Wiedziały, że uwagę mężczyzn zdobywa się wyglądem, ale potrzeba również lotnego umysłu i sprytu, aby ich przy sobie zatrzymać. A chciały ich zatrzymać za wszelką cenę. Truman zdawał sobie sprawę z tego, jak wielkiej dyscypliny i determinacji wymagało wykreowanie siebie i niewychodzenie z roli przez kolejne dekady, jeszcze długo po tym, gdy inne kobiety zrezygnowały już z tworzenia iluzji wiecznej młodości.

Truman uznawał za prawdziwe łabędzice prawdopodobnie nie więcej niż tuzin kobiet. Wszystkie trafiały na międzynarodowe listy najlepiej ubranych, wszystkie były wychwalane zarówno na łamach prasy modowej, jak i poza nimi i wszystkie się ze sobą znały. Ale ani one, ani zaprzyjaźniony z nimi pisarz nie mieli pojęcia, że należą do zagrożonego gatunku, który narodził się i przepadł za życia jednego tylko pokolenia.

Truman wybierał swoje łabędzice tak, jakby kolekcjonował drogocenne obrazy mające zdobić jego dom aż po kres jego dni.

Jako pierwszą pisarz wziął na cel Barbarę „Babe” Paley, często nazywaną najpiękniejszą kobietą na świecie. Truman po prostu lubił na nią patrzeć i podziwiać jej niewiarygodną klasę.

Znacznie prostszy styl niż Babe prezentowała oszałamiająca Kalifornijka – Nancy „Slim” Keith. Dowcipna i niezwykle energiczna, potrafiła dorównać Trumanowi w przerzucaniu się powiedzonkami.

W czasach renesansu Pamela Hayward słynęłaby jako jedna z najwspanialszych kurtyzan swojej epoki. We współczesnym świecie istniały jednak inne określenia dla jej stylu życia. Początkowo Trumana zraziło bezwstydne zachowanie, na które sobie pozwalała, kiedy chciała zyskać i utrzymać uwagę bogatych mężczyzn, od których łaskawości zależał jej los. Ale ostatecznie, podobnie jak wielu przed nim, Truman dał się uwieść jej talentom i urokowi.

Urodzona w Meksyku Gloria Guinness jako jedyna z łabędzic mogła konkurować z Babe pod względem urody. Była żoną Loela Guinnessa, należącego do grona najbogatszych ludzi na świecie, wiodła więc życie pełne przepychu w swoich domach rozrzuconych po całym świecie. Nie było takiego tematu, którego Truman nie mógłby omówić z tą niebywale inteligentną i spostrzegawczą kobietą.

Kiedy w marcu 1956 roku w przerwie między kolejnymi aktami premierowego spektaklu _My Fair Lady_ na Broadwayu Truman ujrzał stojącą przy barze wysoką i elegancką Lucy Douglas „C.Z.” Guest, uznał, że musi się z nią zaprzyjaźnić. Pochodząca z bostońskiej elity C.Z. emanowała wrodzoną pewnością siebie, tak rzadką u Amerykanów. Jako rasowa elitarystka otwarcie odrzucała ludzi, których uważała za niegodnych uwagi. Jeśli jednak darzyła kogoś sympatią, tak jak Trumana, doskonale spełniała się w roli przyjaciółki.

Żadna z łabędzic nie mogła pochwalić się tak znakomitym pochodzeniem jak Marella Agnelli, która przyszła na świat jako włoska księżniczka. Poślubiona Gianniemu Agnellemu, dyrektorowi generalnemu Fiata i jednemu z największych włoskich biznesmenów, ta niezwykle oczytana, kreatywna kobieta pod pewnymi względami była traktowana jak pierwsza dama.

Z kolei Lee Radziwiłł z pierwszymi damami łączyło coś więcej niż zwykła znajomość – jej starsza siostra Jacqueline Kennedy Onasis należała do ich grona. Truman uważał Lee za znacznie piękniejszą i o wiele bardziej interesującą osobę od jej sławnej siostry i ofiarował przyjaciółce więcej niż którejkolwiek ze swoich łabędzic.

Truman pływał ich jachtami, latał ich samolotami, mieszkał w ich posiadłościach, jadał przy ich stołach i wysłuchiwał ich najbardziej intymnych historii. Heteroseksualni mężczyźni uwielbiali z nimi sypiać, ale często nie okazywali tym kobietom szczerego, ludzkiego zainteresowania. I tym różnili się od Trumana. On doceniał ich pomysł na życie, ich wypracowaną, skomplikowaną kreację niebywale eleganckiej damy. Inni widzieli w nich jedynie trywialność i rozpasanie, dla Trumana były jednak pewnego rodzaju żywymi dziełami sztuki.

Ten błyskotliwy obserwator ludzkiej natury spędził z niektórymi ze swoich łabędzic aż dwie dekady. W tym czasie poznawał najgłębsze zakamarki ich życia. I próbował je zrozumieć. Orientował się, w jakie wyzwania obfitowały ich nieszczęśliwe losy, z czym się mierzyły i jak udało im się przetrwać. Miał wszystko, czego potrzebował, aby pisać o nich z głębią i subtelnością, odkrywając zarówno to, co dobre, jak i to, co złe, zarówno światło, jak i mrok. Wiedział, że _Wysłuchane modlitwy_ staną się jego arcydziełem – książką, która zapewni mu w panteonie literatury miejsce wśród najwspanialszych pisarzy wszech czasów.

Truman latami rozwodził się nad genialnością swojej powstającej powieści, tymczasem zatracił się we własnej sławie i w efekcie pisanie zajęło mu dłużej, niż obiecywał. Znacznie dłużej. Jego wydawcy stracili cierpliwość, zaliczki, które mu wypłacili, dawno się rozeszły, a literacka elita zaczęła szeptać, że być może książka wcale nie okaże się taką rewelacją. Podejrzewano, że Truman w ogóle nad nią nie pracował.

To go rozwścieczyło. Ci bezczelni krytycy zwyczajnie nie rozumieli procesu. Aby dowieść swoich racji, Truman opublikował rozdział _Wysłuchanych modlitw_ w czerwcowym wydaniu „Esquire” w 1975 roku. Fragment zatytułowany _Mojave_ nie spotkał się ze spodziewanym entuzjazmem, dlatego pisarz postanowił zaprezentować światu drugi rozdział. Tekst miał potwierdzić, że jego nowa książka będzie elektryzująca i rewolucyjna, że przywróci mu chwałę dni literackiej świetności, kiedy to cieszył się wręcz niewyobrażalną sławą.

Latem 1975 roku Truman pokazał autorowi swojej autoryzowanej biografii Geraldowi Clarke’owi fragment zatytułowany _La Côte Basque, 1965_, który zamierzał zamieścić w listopadowym wydaniu „Esquire”. Pisarz utrzymywał, że tworzy majstersztyk gwarantujący mu miejsce między Proustem a Wharton, w którym przedstawi intymne, błyskotliwe i przenikliwe spojrzenie na kaprysy i dziwactwa przedstawicieli wyższych sfer połowy XX wieku. Ale Clarke był… zawiedziony. Otrzymał tekst napisany kunsztownym stylem Trumana, lecz jego treść składała się na serię plotkarskich miniatur powielających szkaradne pogłoski przekazywane szeptem podczas wystawnych bankietów.

Clarke zorientował się bez trudu, że opowiastki zostały zaczerpnięte głównie z życia ukochanych łabędzic pisarza i ich przyjaciół. Od razu rozpoznał większość postaci – łabędzice należały do grona najsłynniejszych i najpopularniejszych kobiet epoki – a tożsamości pozostałych zdradził mu sam Truman. Jako że Clarke’a łączyła z pisarzem bardzo szczera relacja, powiedział mu, że ci, o których napisał, natychmiast rozpoznają się w jego słowach… „i nie będą zachwyceni”³.

– E tam, są na to za głupi – odparł Truman. – Nie połapią się, kto jest kim⁴.

1 Truman Capote, _Gromada łabędzi_ tegoż, _Portrety i obserwacje. Eseje_, tłum. Rafał Lisowski, Warszawa: Wydawnictwo Albatros, 2012, s. 261.

2 Tamże.

3 Gerald Clarke, wywiad przeprowadzony przez autora za pośrednictwem poczty elektronicznej.

4 George Plimpton, _Truman Capote. In Which Various Friends, Enemies, Acquaintances, and Detractors Recall His Turbulent Career_, Nowy Jork: Doubleday, 1997, s. 339.2

Jak dziecko we mgle

Kiedy magnat branży telewizyjnej William S. Paley, znany jako Bill, przyleciał do swojej posiadłości na Jamajce w styczniu 1955 roku, zaprosił swojego najlepszego przyjaciela Davida O. Selznicka, producenta _Przeminęło z wiatrem_. Selznick odparł, że razem z żoną, wówczas Jennifer Jones, z przyjemnością skorzystają z zaproszenia… Czy nie byłoby jednak ciekawiej, gdyby pojawili się w towarzystwie swojego znajomego, Trumana?

Multimilioner znał tylko jednego Trumana. I nie był to wcale niewysoki pisarz, ale były prezydent Stanów Zjednoczonych. „Jasne, zabierzcie go ze sobą”, zgodził się Bill. Chociaż założyciel CBS nigdy nie poznał Harry’ego Trumana, w ogóle go nie zdziwiło, że polityk miałby ochotę na rejs jego samolotem. W końcu Bill należał do grona najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w Ameryce. Który były prezydent nie chciałby spędzić z nim czasu?

Billowi nie było zatem do śmiechu, kiedy ten drobny człowieczek gustujący w szalikach tak długich, że prawie się o nie potykał, wsiadł na pokład samolotu i przedstawił się jako Truman. Zaraz po starcie poirytowany Bill rzucił więc do Selznicka:

– Wiesz, kiedy powiedziałeś: „Truman”, sądziłem, że masz na myśli Harry’ego Trumana. Kto to jest?

– To jest Truman Capote, nasz wielki pisarz¹ – odparł Selznick.

Para zacieśniła relację z Capotem na początku 1953 roku, kiedy przez dwa miesiące pracował nad scenariuszem do filmu Johna Hustona _Pobij diabła_, w którym Jones partnerowała Humphreyowi Bogartowi i Ginie Lollobrigidzie. Obraz kręcono przez ponad dziesięć tygodni w Ravello, włoskim mieście na Wybrzeżu Amalfitańskim. Przez większość tego czasu Truman wyprzedzał aktorów ledwie o jedną czy dwie sceny, a tworzone przez niego dialogi były pełne ciętych ripost.

Kreatywność Trumana nie ograniczała się wyłącznie do srebrnego ekranu. Szczególnie nieposkromiona bywała właśnie w tego typu towarzyskich okolicznościach: gdy znajdował się z grupą intrygujących ludzi w hotelu na odludziu czy właśnie na planie _Pobij diabła_. Selznick uważał pisarza za „cudownego, ale niegrzecznego małego chłopca”². Jako zuchwały impresario Truman każdego wieczoru tworzył niezapomniane dramaty, równie intrygujące jak historia, którą filmowali.

W Ravello nikt nie interesował Trumana bardziej niż Jennifer. Kierowany pragnieniem zaprzyjaźnienia się z aktorką zaatakował z poufałością, przedzierając się do najgłębszych zakamarków jej życia, i zanim zdjęcia dobiegły końca, Jennifer przyjęła pisarza do grona swoich najbliższych przyjaciół.

Ale kiedy tamtego zimowego poranka Truman ruszył między rzędami siedzeń w samolocie, nie zajął miejsca obok Jennifer, lecz dosiadł się do żony Billa – Babe. Za każdym razem, gdy Jennifer zerkała w ich stronę, widziała rodzącą się między nimi niewiarygodną więź. Przypominało to niemal zaloty: oddzieleni od innych, Truman i mierząca sto siedemdziesiąt dwa centymetry posągowa Babe nie przestawali do siebie szeptać, cali podekscytowani. Jeszcze przed lądowaniem na Jamajce Jennifer zrozumiała, że została porzucona dla relacji łączącej w sobie zarówno miłość, jak i przyjaźń. „Poczułam ukłucie zazdrości, ponieważ do tej chwili to ja byłam jego najlepszą przyjaciółką”, opowiadała³. Lecz w obliczu tak zjawiskowej wspólnoty dusz mogła tylko przyglądać się jej w zachwycie.

Subtelny w swoim pisarstwie Truman często wypowiadał się dobitnymi hiperbolami. Dlatego też okrzyknął Babe nie tyle najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkał, ile „najpiękniejszą kobietą XX wieku”⁴. Autor przez dwa miesiące mieszkał w Palermo w tym samym hotelu co Gina Lollobrigida, oszałamiająca młoda aktorka o zniewalającej zmysłowości. Uznawana za olśniewającą według przyjętych standardów piękna, ponętna Włoszka nie mieściła się jednak w definicji ideału Trumana. Uważał, że piękno wymaga klasy, której ucieleśnienie stanowiła Babe.

„Kiedy ją zobaczyłem po raz pierwszy, pomyślałem, że nigdy nie widziałem kogoś bardziej idealnego – ta jej postawa, ten sposób trzymania głowy, ten sposób poruszania się”⁵, relacjonował Truman z zapartym tchem. Wszystko w Babe było wytworne, od jej porcelanowej cery po arystokratyczną ogładę. Na jej pociągłej owalnej twarzy nie było ani śladu niedoskonałości, takich jak za duży nos czy za cienkie brwi.

Truman wiedział, że takie połączenie piękna i perfekcji nie powstaje przypadkowo. Uważał Babe za artystkę, która uczyniła z siebie inspirujące dzieło w postaci żywej rzeźby. Dlaczego w czasach, gdy puszki z zupą i bazgroły na płótnie uznawano za sztukę wysoką, Babe nie miałaby być traktowana jak doskonały przykład performansu?

Paleyowie starannie wykreowali niezwykły wizerunek, który prezentowali światu, a podczas pobytu na Jamajce Truman miał okazję oglądać jego najlepsze wydanie. Bill należał do grona najpotężniejszych dyrektorów generalnych w Ameryce, lecz na ich tle wyróżniało go szczególne zainteresowanie życiem towarzyskim, które podzielała jego żona. Na terenie ich posiadłości znajdowało się kilka domków gościnnych, a zapraszani przez nich ludzie mogli liczyć na obsługę, jakiej nie zapewniono by im nawet w najlepszych hotelach.

Trumanowi nigdy by się nie udało zbliżyć tak bardzo do Babe, gdyby nie dogadał się z Billem. Prezes CBS jednakże zaakceptował pisarza i czerpał przyjemność z jego towarzystwa. Truman przypominał bowiem cyrk pełen niekończących się atrakcji. Zachłanny Bill wręcz nie potrafił się nim nasycić. Kiedy Truman spędzał weekend w posiadłości Paleyów na Long Island albo podróżował z nimi po zachodnim świecie samolotem biznesmena, byli jak trzej muszkieterowie, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Nowy przyjaciel Paleyów miał jeszcze jedną istotną zaletę: szaleńczo zazdrosny Bill nie musiał się przejmować, że Truman uwiedzie mu żonę.

Najczęściej pisarz nie czuł się swobodnie w obecności mężczyzn, ponieważ dostrzegał ich skrępowanie. Dlatego na wystawnych przyjęciach, kiedy po kolacji dżentelmeni udawali się do salonu – na cygara i koniak, a często także nużące rozmowy o polityce, sporcie, interesach i seksie – Truman wolał dotrzymywać towarzystwa damom, których rozmowy ciekawiły go znacznie bardziej. Kiedy ze szczegółami opisywał swój pierwszy orgazm, obecni przy tym mężczyźni czuli się zażenowani albo zagrożeni⁶. Dla odmiany kobiety zachęcały go, aby kontynuował. Może i lubił paplać z Billem, ale prawdziwą rozmowę Truman zaczynał wtedy, gdy zostawał sam na sam z Babe.

„Pani P. miała tylko jedną wadę: była idealna. Poza tym była idealna”⁷, zapisał w jednym ze swoich notatników. Czasem nawet lakoniczne wypowiedzi Trumana trzeba wywracać na drugą stronę, aby zrozumieć ich sens. Bycie ideałem nie było idealne. Wymagało bowiem nieustannej pracy. Paleyowie mieli oddzielne sypialnie. Babe budziła się jako pierwsza i robiła makijaż, zanim pokazała się mężowi. Nigdy, nawet smagana listopadowym wiatrem, nie pozwalała, aby wysunął się jej choć jeden niesforny kosmyk albo grymas niezadowolenia przemknął po jej niewzruszonym obliczu. Bill dorównywał żonie pod względem perfekcjonizmu i wymyślał jej, gdy tylko sprawy nie układały się tak, jak powinny.

Babe szykowała przyjęcia z namaszczeniem, które niemal każdy uznałby za perfekcjonizm, a nakrycia idealnie dopasowywała do zaproszonych gości. Tymczasem Bill potrafił wrócić do domu, spojrzeć na stół i wszystko poprzestawiać, ignorując wysiłki żony. Podczas gdy innym nie szczędził hojności, wobec Babe zachowywał się jak niesłychany dusigrosz i wydzielał jej pieniądze jak kieszonkowe dziecku. „Sądzę, że lubił ograniczać jej budżet, ponieważ w ten sposób sprawiał, że stawała się bardziej od niego zależna i bardziej mu uległa”⁸, uważał Truman. I pewnie tak właśnie było, ale poza tym Bill nie czuł potrzeby trwonienia pieniędzy na kogoś, na kim nie musiał wywrzeć wrażenia.

Niektórzy przypisują Babe powiedzenie, że „nie da się być zbyt bogatym ani zbyt szczupłym”⁹. Istny absurd, ponieważ Babe widziała na własne oczy, jak bogactwo potrafi rujnować życie. Zdawała sobie również sprawę z tego, że kobieta ogarnięta pragnieniem zachowania niezmiernie smukłej linii mogła wpaść w anoreksję i zamienić własną egzystencję w jedną wielką obsesję.

Truman gromadził ludzkie doświadczenia, aby pewnego dnia dać im wyraz w swojej artystycznej ekspresji. A właśnie wtedy, na wczesnym etapie przyjaźni z Babe, wiele lat przed pojawieniem się pomysłu napisania _Wysłuchanych modlitw_, pierwszy raz w pełnej odsłonie ujrzał, że za pieniądze nie da się kupić szczęścia. To jeden z motywów przewodnich ludzkiego istnienia. Może i truizm, ale jakże prawdziwy.

Mimo że Truman roztaczał aurę wyrafinowanego światowca, pod pewnymi względami nadal przypominał chłopczyka z dalekiego Południa, który dopiero co przyjechał do wielkiego miasta. Babe weszła w rolę guru pisarza. Wytłumaczyła mu, jak powinien się zachowywać, aby domy wybrańców stanęły przed nim otworem. Nauczyła go, jak członkowie elity urządzają swoje wnętrza. Zainteresowanie sztuką było nieodzowne – dzięki Babe pisarz dowiedział się, jakimi dziełami zamożni i obyci w świecie ludzie ozdabiają swoje salony. Nawet jeśli Trumana nie było stać na picassa ani matisse’a, zawsze mógł ze znawstwem rozprawiać o sztuce i wykorzystać ją jako przepustkę do wewnętrznego kręgu.

Podczas ich niekończących się rozmów także Truman odgrywał rolę nauczyciela, zapoznając Babe z niektórymi z największych pisarzy epoki. Omawiali encyklopedycznych rozmiarów _W poszukiwaniu straconego czasu_ autorstwa Prousta, które Babe, jak twierdziła, przeczytała od deski do deski. W ich rozmowach pojawili się: Henry James, Gustave Flaubert oraz, wyjątkowo ważna dla Babe, Edith Wharton.

Wharton prowadziła kroniki nowojorskich wyższych sfer końca XIX wieku. Z wyjątkową przenikliwością i świdrującą zjadliwością pisała przede wszystkim o należących do elity przedstawicielkach płci pięknej. Jako kobiety pozłacanego wieku żyły w najprawdziwszych pozłacanych klatkach. Całe ich życie koncentrowało się wokół ślubu z odpowiednio bogatym mężczyzną, a następnie wokół starań, aby także ich córki dobrze wyszły za mąż. Edukacja byłaby niepotrzebnym zbytkiem. Najlepiej było „wykończyć” je delikatnie stosownym fornirem uroku, bez grama niebezpiecznej wiedzy mogącej obrażać uczucia ich mężów. Doskonale radziły sobie z rękodziełem, tworząc głównie własny wizerunek. Najczęściej nie miały pojęcia, że żyją w cieplarnianych warunkach, zniewolone przez patriarchalne społeczeństwo, które je definiowało. „Nie było sensu emancypować taką żonę, która ani przez chwilę nie wątpiła, że jest wolna”¹⁰, napisała Wharton w swojej nagrodzonej Pulitzerem powieści _Wiek niewinności_.

Babe charakteryzowało coś, co Wharton nazywała „potrzebą zewnętrznego wykończenia życia”¹¹. Nie chodziło wyłącznie o gładki lakier rozprowadzony po powierzchni istnienia, ale o samą jego esencję. Bo co pozostawało bez takiej fasady? Śmiała próba wydostania się zza niej mogła zostawić kobietę z niczym, poniżoną, wyklętą i odrzuconą. Mimo że _Wiek niewinności_ opublikowano w 1920 roku, sytuacja kobiet z nowojorskich wyższych sfer nie zmieniła się wiele przez te kilka dekad.

Pod kątem zawodowym kobiety miały ograniczony wybór. Mogły zostać nauczycielkami, pielęgniarkami albo sekretarkami i nic ponadto. Kobietom pokroju Babe do głowy by nie przyszło, że mogłyby wykonywać takie plebejskie prace jak nauczanie w szkole podstawowej czy opiekowanie się pacjentami w jakimś szpitalu – nie wspominając o przełamywaniu barier i próbowaniu sił w nowym fachu. Ich życie nie zmieniło się istotnie od czasów, gdy Wharton tak wyraziście opisała kręgi towarzyskie, w których się obracały. Nieważne, jak błyskotliwe i energiczne, dobrze urodzone kobiety wiedziały, że nie wolno im wyściubiać nosa poza mury swojego świata.

Ojciec Babe, neurochirurg, w znacznie większym stopniu zasłużył sobie na szacunek niż dziedzice fortun prezentowani czytelnikom w powieściach Wharton. Doktor Harvey Cushing był jednym z najlepszych lekarzy pierwszej połowy XX wieku. Związany najpierw z Uniwersytetem Johnsa Hopkinsa, wówczas czołową instytucją badawczą w Ameryce, a później z Uniwersytetami Harvarda i Yale, rozumiał nadrzędną wartość edukacji. Niemniej jednak stosował tę miarę wyłącznie w odniesieniu do swoich dwóch synów, a pomijał trzy córki, wychowywane prawie wyłącznie przez matkę – Katharine Stone Cushing.

Pierworodny syn doktora William był dla ojca wszystkim i bez wątpienia został wysłany na studia do Yale po to, aby nazwisko Cushing mogło święcić dalsze triumfy. Właśnie tam w 1926 roku William zginął w wypadku samochodowym, a jego ojciec nigdy nie otrząsnął się z szoku po tym wydarzeniu.

Katharine marzyła o tym co każda matka: żeby jej córki dobrze wyszły za mąż. Miała jednak trochę inne standardy. Nie satysfakcjonowało jej samo tylko bogactwo i bez wątpienia nie uważała miłości za warunek konieczny do małżeństwa. Miała konkretny cel: jej córki mogły poślubić albo europejskiego szlachetnie urodzonego właściciela zamku lub okazałej posiadłości, albo któregoś z najbogatszych mężczyzn w Ameryce. Szukanie męża było poważną grą, a córki Katharine, dzięki odpowiedniemu wychowaniu, potrafiły grać w nią zdumiewająco dobrze.

Kiedy matka Babe zaprezentowała swój wielki plan, żadnej z zainteresowanych nie wydał się on osobliwy. W końcu jej córki zostały wyszkolone do zadowalania mężczyzn, a ponieważ osiągnęły pełnoletniość, wydawały się gotowe wypełnić swój los. Doskonale ukształtowane młode damy wspaniale się prezentowały, kiedy szły razem, ramię w ramię.

W 1930 roku środkowa z sióstr, dwudziestodwuletnia Betsey, jako pierwsza wyfrunęła z gniazda, aby wyjść za mąż za Jamesa Roosevelta, którego ojciec – gubernator Franklin D. Roosevelt – należał do możnowładców starego porządku. Większość ludzi uznałaby młodego Jamesa za jedną ze znakomitszych partii, ten jednak nie uszczknął dla siebie nic z rodzinnej fortuny, co nie zadowoliłoby dwóch pozostałych córek Cushingów.

Dwa lata później, kiedy Roosevelt wygrał wybory prezydenckie, małżeństwo Betsey wyglądało na trafny wybór. Bal inauguracyjny w marcu 1933 roku był eleganckim wydarzeniem, nawet jeśli wielu podstarzałych polityków prezentowało się tak, jakby pierwszy raz w życiu występowali we fraku. Podczas tych tradycyjnych waszyngtońskich tańców sześć tysięcy gości krążyło po parkiecie, sprawdzając, kogo zaproszono, a kogo wręcz przeciwnie. W tym tłumie imiennik prezydenta Franklin D. Roosevelt Jr przechadzał się pod rękę z najbardziej olśniewającą młodą kobietą na balu¹². Babe miała wtedy dopiero siedemnaście lat – najpiękniejsza z sióstr Cushing zapewne była najmłodszą z obecnych tam osób, ale choć kurczowo ściskała ramię Franklina, sprawiała wrażenie obytej w świecie.

W okresie bożonarodzeniowym Babe pojawiła się na zorganizowanym w Białym Domu przyjęciu dla młodych ludzi¹³. Jeszcze przed sylwestrem większość studentów wsiadła do pociągu, aby wrócić na Północ. W efekcie prezydent i pierwsza dama witali Nowy Rok w skromnym gronie, do którego zaliczali się James i Betsey Rooseveltowie oraz Babe¹⁴.

Życie Babe, najmłodszej z sióstr Cushing, było jak ze snu. A potem, na początku 1934 roku spotkała ją tragedia. Poważny wypadek samochodowy pozbawił ją zębów i przysporzył siniaków, skaz oraz blizn¹⁵. Chirurgia plastyczna dopiero raczkowała, ale kiedy lekarze przeprowadzili konieczne operacje, Babe odzyskała urodę – nieskazitelną, a może nawet udoskonaloną. Nikt nie potrafił jednak naprawić jej zębów. Dlatego też każdego dnia rano zaraz po przebudzeniu musiała zakładać sztuczną szczękę. Dla większości starszych ludzi byłaby to całkiem zwyczajna okoliczność, ale z całą pewnością nie dla młodej kobiety, która miała przed sobą całe życie. Babe jednak nie wycofała się na boczny tor, lecz mierzyła się ze światem jak gdyby nigdy nic, a z pewnością trzeba było do tego odwagi. Oczywiście w dzisiejszych czasach poza urazami fizycznymi zapewne doszukano by się u niej także niewidocznych gołym okiem uszczerbków na psychice. Wtedy jednak nikt, z dobrze wychowanymi młodymi kobietami na czele, nie zawracał sobie głowy kwestiami emocjonalnymi. Jeśli dama dobrze wyglądała, wszystko było z nią w porządku… a Babe wyglądała nad wyraz dobrze.

Kiedy w 1935 roku Babe wyzdrowiała, Betsey zorganizowała dla niej w Białym Domu tańce¹⁶. Z czymś takim nie mogli się równać nawet jej najzamożniejsi rówieśnicy o największych ambicjach towarzyskich. Każdy, kto widział ją wirującą na parkiecie tamtego popołudnia, nie mógł uwierzyć, że ledwo rok wcześniej jej połamane ciało wyciągnięto z wraku auta. Wspomniane wydarzenie miało nie tylko wprowadzić najmłodszą z sióstr Cushing do świata waszyngtońskiej elity, lecz także zapewnić jej pozycję w środowisku, w którym mogła znaleźć odpowiedniego męża.

Betsey uczyniła to samo dla swojej starszej siostry Minnie, z tym że w jej przypadku polowanie na męża wynikało z pilnej potrzeby. Minnie była już po trzydziestce i zbliżała się do wieku, w którym kobieta otrzymywała znienawidzoną łatkę „starej panny”. Podczas przyjęcia w Białym Domu Betsey przedstawiła siostrę Vincentowi Astorowi, którego fortuna rodzinna wywodziła się z sięgającego XVIII wieku handlu futrami. Ten należący do grona najbogatszych ludzi na świecie mężczyzna przez dwie i pół dekady był mężem Helen Huntington Astor, dobrze wychowanej i wyrafinowanej kobiety, która przetrwała, omijając swojego dziwacznego męża szerokim łukiem. Astorowie nie mieli dzieci i szeptano nawet, że seks interesował Vincenta w równym stopniu co bieda.

Większość kobiet na wydaniu nigdy nie wzięłaby Vincenta pod uwagę, ale Cushingowie inaczej patrzyli na świat i jego możliwości. Zasmucała ich jedynie skromna liczba niewiarygodnie bogatych mężczyzn, których uważali za właściwych do roli męża dla ich córek. Z tego względu nie mogli beztrosko zignorować nadarzającej się okazji tylko dlatego, że odpowiedni kandydat miał żonę.

Ofiara nieświadoma tego, że jest ścigana, zawsze jest łatwiejszym celem. W dodatku polowanie na żonkosia miało pewne zalety. Minnie zaczęła spędzać tak dużo czasu z o piętnaście lat starszym od niej Vincentem, że bardziej przypominała u jego boku kochankę niż przyjaciółkę. Większość niezamężnych kobiet nie postawiłaby się w tak dwuznacznej sytuacji, ale Cushingowie mieli dalekosiężne plany i nie tracili z oczu czekającego na linii mety trofeum.

Minnie polowała na swoje złoto, tymczasem małżeństwo Betsey zakończyło się rozwodem. Zostawiwszy żonę z dwojgiem dzieci, James Roosevelt wyruszył na zachód w nadziei na karierę w Hollywood. Pani Cushing – która po śmierci męża w 1939 roku przeprowadziła się do Nowego Jorku, aby być blisko córek – stanęła przed nowym wyzwaniem.

Siostry były dla Babe zarówno przykładem aspiracji, jak i przestrogą, lecz ona musiała zająć się własnym życiem. Nie ubierała się tylko po to, aby podobać się mężczyznom albo prezentować swój styl światu. Modę miała we krwi i uwielbiała cały proces kreacji. Dobrym posunięciem wydawało się więc dołączenie do matki w Nowym Jorku i przyjęcie posady najpierw asystentki redakcyjnej, a potem redaktorki w „Vogue”.

Ekskluzywny magazyn o modzie zachwycał tekstami, intrygującymi i eleganckimi, a także publikowanymi sesjami zdjęciowymi. Tuż przed drugą wojną światową zarówno „Vogue”, jak i jego siostrzany tytuł „Harper’s Bazaar” w niczym nie ustępowały innym amerykańskim magazynom, a dodatkowo tworzyły zdecydowanie kobiece światy, w których zamożne kobiety takie jak Babe czuły się komfortowo.

Często fotografowana dla „Vogue”, Babe początkowo okazywała nieśmiałość – bała się konfrontacji z obiektywem i jego możliwościami. Powoli jednak przyzwyczajała się do niego, aby ostatecznie uczynić z obiektywu swojego sojusznika. Biura redakcji przypominały wybiegi na pokazach mody, jako że dobrze ubrane młode kobiety posuwistym krokiem przemierzały korytarze tam i z powrotem. Ale żadna z nich nie olśniewała bardziej od szczupłej jak modelka Babe. Projektanci prześcigali się w obdarowywaniu jej swoimi ubraniami bądź sprzedawali je dziewczynie z dużymi rabatami, aby potem paradowała w nich po wspomnianych korytarzach albo na przyjęciach elity Manhattanu, reklamując ich marki. Oprócz projektów opatrzonych takimi nazwiskami jak Molyneux czy Balenciaga Babe nosiła też niezwykle oryginalne stroje zaprojektowane przez siebie.

Kobiety w typie Babe pojawiały się w redakcji i opuszczały ją wedle własnego widzimisię, podczas gdy całą ciężką pracę wykonywali przedstawiciele klasy średniej. Przemierzające korytarze reprezentantki wyższych sfer uważały poważne obowiązki za męczące i nudne. Zostawiały je więc innym. Babe była utalentowaną, kreatywną osobą i najprawdopodobniej zostałaby jedną z lepszych redaktorek modowych, gdyby tylko zechciała sprawdzić się w tej roli. Ona jednak nie wybrała dla siebie takiej drogi. Była nieodrodną córką swojej matki i jako Cushingówna miała jeden cel: dobrze wyjść za mąż. Tymczasem dawno już skończyła dwadzieścia lat, a czas uciekał.

Truman i Babe często rozmawiali o czasach swojego dzieciństwa i rodzicielkach, które zdominowały ich życie. Matka Babe wpoiła swoim trzem córkom, że poślubienie bogatego, prominentnego mężczyzny nie wynika wyłącznie z aspiracji, ale z konieczności. Nie liczyły się dzieci ani szczęście, lecz zamożny małżonek. Babe uczyniła z tego ideału własny i miała na jego punkcie taką samą obsesję jak jej matka.

Z kolei należąca do klasy średniej pochodząca z miasteczka w Alabamie Lillie Mae Faulk, która wydała na świat Trumana, mogła wydawać się nieszczególnie podobna do matki Babe. Obie kobiety łączyły jednak podobne ambicje i pragnienie wejścia po drabinie społecznej powyżej szczebla, na którym przyszło im się urodzić. Tylko marzenia Lillie Mae nie koncentrowały się wokół jej jedynego syna, lecz jej samej. Postawiła sobie za cel zająć należne jej miejsce wśród tych, których uważała za „lepszych ludzi”. Niestety aspiracje pochłonęły ją bez reszty, a ostatecznie doprowadziły do tragedii.

Jak dotąd dla Trumana największą skarbnicą literackich inspiracji było jego spędzone na Południu dzieciństwo. Bez względu na to, jak daleko zaszedł lub w jak szerokie kręgi towarzyskie wchodził, snute przez niego historie zawsze wracały do jego matki.

Lillie Mae pochodziła z Monroeville w stanie Alabama, miasteczka liczącego niewiele ponad tysiąc osób, które nie zasługiwało na więcej niż żwirowe drogi. Owdowiała matka Lillie Mae osierociła córkę, gdy ta miała trzynaście lat. Zostawiła jej majątek wystarczający do napędzania wielkich marzeń o życiu poza granicami Monroeville. Ta drobna kobietka, mierząca niewiele ponad sto pięćdziesiąt centymetrów, zdecydowanie zasługiwała na miano ślicznotki.

Nie wiadomo, czego mogłaby dokonać Lillie Mae, gdyby podobnie jak Babe zapolowała na cenną zdobycz. Popełniła jednak błąd, wiążąc swoje nadzieje z młodzieńcem, który nazywał się Arch Persons – był kanciarzem o złotym głosie, akurat przejeżdżał luksusowym autem przez miasteczko Lillie i złożył jej obietnice bez pokrycia. Miała zaledwie siedemnaście lat i dopiero kształciła się na nauczycielkę, kiedy 23 sierpnia 1923 roku poślubiła dwudziestopięcioletniego Archa w swoim domu rodzinnym w Monroeville.

30 września 1924 roku w Nowym Orleanie przyszedł na świat Truman Streckfus Persons, mimo że początkowo Lillie Mae Persons chciała dokonać aborcji. Truman uważał swoją matkę za jedną z najpiękniejszych kobiet na Południu i to właśnie ona zapoczątkowała jego obsesję na puncie urokliwych dam, których czar uznawał za niezwykłe błogosławieństwo.

Rola żony i matki nie przeszkadzała Lillie Mae w sprowadzaniu do swojej sypialni innych mężczyzn podczas częstych nieobecności Archa. Uroda bywała jednak dla niej przekleństwem. Faceci nie widzieli w Lillie nic poza wyglądem, zresztą ona sama nie oferowała im nic więcej. I nie ograniczała się wyłącznie do pokojów hotelowych. Pewnego dnia, kiedy Truman podróżował z matką pociągiem z Memphis do St. Louis, ich przedział mijał były mistrz wagi ciężkiej Jack Dempsey. Jako dżentelmen zaprosił matkę z dzieckiem do siebie. Wkrótce jego współpracownik zabrał małego Trumana do wagonu restauracyjnego na colę i spędził tam z nim kilka godzin, podczas gdy Jack i matka chłopca zajmowali się sobą¹⁷.

Historii o niekończącej się paradzie mężczyzn było bez liku. Truman najgorzej wspominał okres, kiedy miał mniej więcej cztery lata, a Lillie Mae zamykała go w kolejnych pokojach hotelowych, w których spędzał samotnie całe wieczory. „Bez ustanku waliłem w drzwi, żeby się wydostać, waliłem, krzyczałem i wrzeszczałem – opowiadał później. – To mnie zmieniło. Panicznie boję się zamknięcia w pokoju czy porzucenia. Sama myśl o odtrąceniu przez jakiegoś przyjaciela albo kochanka budzi mój strach”¹⁸. Zdaniem niektórych Truman wymyślał te szokujące opowieści, żeby sprawiać wrażenie bardziej interesującego. Jednak ludzie, gdy kłamią, zazwyczaj wypowiadają się zbyt ogólnie, wymijająco; za to ci wierni prawdzie drobiazgowo opisują wydarzenia ze swojego życia, a tak właśnie robił Truman. Przez dekady powtarzał te historie, i to w nietypowy dla siebie sposób: niemal bez żadnych zmian – z tymi samymi szczegółami i takim samym bólem.

Latem 1930 roku Lillie Mae podrzuciła Trumana swojemu kuzynostwu z Monroeville i wyruszyła w bliżej nieokreślonym kierunku. Właśnie tam, w domu zamieszkanym przez trzy niezamężne siostry i ich brata, starego kawalera, Truman odkrył świat, o którym miał później pisać. Matka i ojciec czasem wracali, zawsze oddzielnie, niczym świetliste zjawy reprezentujące świat poza granicami Monroeville, znikali jednak równie szybko, jak się pojawiali.

W domu kuzynostwa panował stale zmieniający się układ silnych kobiet, nic więc dziwnego, że funkcja głowy rodziny przypadła nie małomównemu, astmatycznemu Budowi Faulkowi, który ledwo radził sobie z zarządzaniem swoją farmą, lecz jego siostrze Jennie Faulk, z powodzeniem prowadzącej sklep z kapeluszami na Main Street. Ich młodsza siostra Callie zajmowała się księgowością i pod każdym względem pozostawała podporządkowana Jennie.

Sook, najstarszą z sióstr, ludzie uważali za prostoduszną. Nie otrzymała żadnego wykształcenia i nigdy nie oddaliła się od Monroeville dalej niż na kilka kilometrów. Po zabiegu mastektomii lekarz przepisał jej morfinę. Sook używała tego najbardziej nęcącego z narkotyków, by łatwiej jej było przetrwać dnie i noce. Może i była prostoduszna, ale w lepszych czasach człowiek tak dobry jak ona mógł zdziałać naprawdę wiele. Razem z ciotką Lizą, starszą czarną służącą, gotowała obfite posiłki, a do tego miała mnóstwo przydatnych umiejętności. I to ona została najlepszą przyjaciółką Trumana.

„Mogło dziwić, że młody chłopak tak bardzo zaprzyjaźnił się z leciwą starą panną, ale żadne z nas nie miało typowego podejścia do życia ani typowej przeszłości. Musiała więc połączyć nas, uwięzionych w swoich samotnych światach, wyjątkowa więź – napisał Truman w opowiadaniu _The Thanksgiving Visitor_. – Zbieraliśmy zioła w lesie, łowiliśmy ryby w odległych strumieniach (wysuszoną trzciną cukrową zamiast wędkami) i wynajdowaliśmy ciekawe gatunki paproci oraz inne rośliny, które potem przesadzaliśmy do cynowych wiader oraz nocników, gdzie rozrastały się i pięły”¹⁹. Sook uzmysłowiła Trumanowi, że ludzie uważani przez społeczeństwo za bezwartościowych mogli wieść życie pełne dobrodziejstw, a kiedy uważnie się ich słuchało, można się było wiele nauczyć.

To w Monroeville Truman zawarł pierwszą przyjaźń z rówieśniczką. Nelle Harper Lee, chłopczyca, była wyrzutkiem niemal w równym stopniu jak Truman. Ta córka prawnika przychodziła do domu Faulków jak do siebie. Razem z Trumanem mieli domek na drzewie, w którym opowiadali sobie o swoich marzeniach i sekretach. Kiedy Truman postanowił, że zostanie pisarzem, i zaczął gorliwie stukać w klawisze maszyny do pisania, do tego samego zachęcał Nelle²⁰.

Jako wieczny outsider Truman padał ofiarą kpin, przez cudaczne lniane szorty, które przysyłała mu Lillie Mae, był nazywany maminsynkiem albo bladolicą kukłą sunącą przez zakurzone drogi. Już wtedy przemawiał cichym przymilnym głosikiem, który kilka dekad później stał się jego znakiem rozpoznawczym. Jeszcze przed ukończeniem ósmego roku życia zaczął opisywać w swoim notatniku sceny przenoszące go daleko poza granice zaściankowego Monroeville, co zdefiniowało go jako pisarza²¹.

„Do siódmych czy ósmych urodzin był szczęśliwym dzieckiem – utrzymywała jego ciotka Marie Rudisill. – Potem zaczęło do niego docierać, że został odrzucony przez własnych rodziców. Postanowił, że już nikt nigdy go nie porzuci… to on będzie porzucał innych. I dokładnie tak potem było”²².

Truman nie był „normalny”. Nie znał normalności ani się nią nie przejmował. Prawdopodobnie miał nie więcej niż dziesięć lat, kiedy zaczął zaciągać do łóżka starszych od siebie chłopców. „Zawsze byłem tuż obok – opowiadał. – Dzieciaki lubiły mnie za to. Naprawdę cieszyłem się sporą popularnością. Byłem zabawny i ładny… Początkowo ludzi odrzuca to, co inne, ale bardzo łatwo ich ugłaskać. Ja ich uwodzę!”²³. Trumana nie zrażało, gdy jakiś chłopak uważał się za heteroseksualnego – szybko wyprowadzał go z błędu.

Trumana łączyła z matką relacja oparta na miłości i nienawiści, często z naciskiem na to ostatnie. Choć Lillie Mae budziła w synu ambiwalentne uczucia, to jednak była nieustraszoną kobietą i miała silny charakter, który jej syn po niej odziedziczył. W wieku dwudziestu sześciu lat bez formalnego wykształcenia wyjechała do Nowego Jorku, by mieście swoich marzeń zacząć wszystko od nowa – to wymagało odwagi!

Lillie Mae znalazła pracę w restauracji na Dolnym Manhattanie. Wkrótce zaczęła się umawiać z Josephem Garcią Capotem, którego poznała pięć lat wcześniej w Nowym Orleanie. Joe był od niej niewiele wyższy, a kiedy razem przemierzali szerokie ulice Manhattanu, przypominali parę porcelanowych lalek.

Capote pochodził z licznej kubańskiej rodziny o hiszpańskich korzeniach. Podobnie jak Arch marzył o łatwych pieniądzach, ale w przeciwieństwie do niego wytrwale dążył do swoich celów. Zaczął od skromnej pozycji spedytora. Wieczorami studiował księgowość i zarządzanie na Uniwersytecie Nowojorskim, a ostatecznie objął stanowisko kierownika biura w firmie tekstylnej. Może nie stał za sterami General Motors, lecz w krótkim czasie osiągnął imponująco dużo i malowała się przed nim świetlana przyszłość.

Lillie Mae i Joe zakochali się w sobie i byli zachwyceni nową relacją. Ona rozwiodła się z Archem w listopadzie 1931 roku, aby cztery miesiące później poślubić Joego. Przysługiwało jej wówczas dziewięć miesięcy opieki nad Trumanem w roku. Kobieta nie zrobiła jednak nic, aby sprowadzić go na stałe do Nowego Jorku. Chłopak został więc w Monroeville z uczuciem porzucenia silniejszym niż kiedykolwiek przedtem.

Gdyby siostry Cushing stworzyły idealnego męża dla Babe, nie prezentowałby się lepiej od Stanleya Graftona Mortimera Jr. Wywodził się on z rodu Johna Jaya, pierwszego przewodniczącego Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, a jego status ekonomiczny zachwycał w równym stopniu jak pochodzenie, gdyż dziadek Mortimera ze strony matki był założycielem Standard Oil. Sam Stanley ukończył Harvard i pracował na szczeblu kierowniczym w branży reklamowej. Spędzał w biurze kilka godzin dziennie, ale znacznie bardziej ekscytowały go popołudnia w klubie Tennis and Racquet, gdzie rozgrywano mecze prawdziwej wagi. Stanley był zachwycająco przystojny i kiedy szedł razem z Babe, ludzie przystawali, żeby na nich popatrzeć²⁴.

Fundamenty rodzinnej fortuny nie były jednak tak solidne, jak to się mogło wydawać osobom postronnym. Dziadek Stanleya ze strony ojca istotnie odziedziczył pokaźny majątek. Ten jednak z biegiem lat rozpłynął się w „inwestycjach”, jak wytwornie określano namiętny hazard i bezgraniczną rozrzutność, na które przeznaczono większość rodzinnego bogactwa. Syn posłusznie poszedł w ślady ojca, trwoniąc miliony i nie robiąc nic produktywnego.

Mężczyźni ci byli typowymi dziedzicami, wzgardliwie traktującymi amerykańskiego ducha przedsiębiorczości i niespożytą energię społeczną. Dopóki pozostawali w swoich enklawach, dopóty uznawano ich za szanowanych dżentelmenów – gdyby odważnie wyszli naprzeciw światu, prawdopodobnie okazaliby się bezwartościowymi próżniakami. „Nikt nie wytykał im niekompetencji, a oni nie wydawali się w najmniejszym stopniu zażenowani swoimi porażkami – napisała Eve Pell o swoim dziadku i pradziadku. – Zarabianie pieniędzy było natomiast czymś, co krępowało dżentelmena”²⁵.

Mimo wszystko rodzina Stanleya Mortimera zachowała wystarczający majątek i co ważniejsze, pozycję społeczną, aby uczynić mężczyznę poważną partią dla olśniewającej i tryskającej energią córki Cushingów. Dwudziestopięcioletnia Babe wyszła za mąż za dwudziestosiedmioletniego Stanleya 21 września 1940 roku w kościele episkopalnym św. Łukasza w East Hampton. Siostra panny młodej Minnie złapała bukiet, który poszybował nad głowami znacznie młodszych od niej kobiet. I nie okazało się to bez znaczenia, ponieważ tydzień później Minnie poślubiła świeżo rozwiedzionego Astora.

Kiedy Babe i Stanley gdzieś razem wychodzili, nie było zabawniejszego ani bardziej towarzyskiego dżentelmena. Ale to tylko jedna strona medalu. „Wuj Stanley bywał szaleńczo depresyjny – powiedziała Pell w 2020 roku. – Kiedy miał dobry nastrój, był najbardziej czarującym człowiekiem na świecie, czarującym ponad miarę. Kiedy był przygnębiony, zamykał się w sobie i przepadał dla świata”²⁶.

Pewnego razu przyszedł do swojego klubu po długiej nieobecności. Członek personelu zwrócił się do niego:

– Dawno pana nie widzieliśmy, panie Mortimer.

– Miałem depresję – odparł Stanley. – Słono mnie kosztowała. Nie próbowałbym tego na twoim miejscu.

Stanley znajdował się dopiero na początku długiego, dotkliwego upadku, którego kulminacja nastąpiła w 1969 roku, kiedy się postrzelił, co policja uznała za próbę samobójczą²⁷. To jednak miało wydarzyć się dopiero za kilka dekad. Bez względu na swoje problemy, kiedy Japończycy zaatakowali Pearl Harbor 7 grudnia 1941 roku, Stanley bezzwłocznie zaciągnął się do lotnictwa morskiego marynarki wojennej²⁸. Ciężarna wówczas Babe postanowiła towarzyszyć mężowi w podróży pociągiem na południe do Pensacoli, gdzie miało odbyć się jego szkolenie.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_

1 Gerald Clarke, _Truman Capote. Biografia_, tłum. Jarosław Mikos, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 2008, s. 320.

2 Tamże, s. 274.

3 Tamże, s. 320.

4 Tamże, s. 322.

5 Tamże.

6 Tamże, s. 315.

7 Tamże, s. 319.

8 Sally Bedell Smith, _In All His Glory_, Nowy Jork: Simon & Schuster, 1990, s. 343.

9 Fred Shapiro, _You Can Quote Them_, „Yale Alumni Magazine”, styczeń/luty 2008.

10 Edith Wharton, _Wiek niewinności_, tłum. Urszula Łada-Zabłocka, Warszawa: Czytelnik, 1981, s. 68.

11 Taż, _The House of Mirth_, New York 1905, s. 17 .

12 _The Inaugural Ball in Washington_, „New York Herald Tribune”, 12 marca 1933.

13 _Boston Young Folks White House Guests_, „Boston Globe”, 30 grudnia 1933.

14 AP, _Capital Hopeful as 1934 Arrives_, „New York Times”, 1 stycznia 1934.

15 Tamże, s. 39. David Grafton, _The Sisters. Babe Mortimer Paley, Betsey Roosevelt Whitney, Minnie Astor Fosburgh. The Life and Times of the Fabulous Cushing Sisters_, Nowy Jork: Villard Books, 1992, s. 56.

16 Tamże, s. 39.

17 Gerald Clarke, _Truman Capote…_, dz. cyt., s. 19.

18 Anne Taylor Fleming, _The Private World of Truman Capote_, „New York Times”, 9 czerwca 1978.

19 Truman Capote, _The Complete Stories of Truman Capote_, Nowy Jork: Vintage, 2005, s. 243.

20 George Plimpton, _Truman Capote…_, dz. cyt., s. 15.

21 Tamże, s. 13.

22 Lawrence Grobel, _Truman’s Aunt Remembers_, „Redbook”, grudzień 1986.

23 Anne Taylor Fleming, _The Private World_…, dz. cyt.

24 Sally Bedell Smith, _In All His Glory_, dz. cyt., s. 251.

25 Eve Pell, _We Used to Own the Bronx. Memoirs of a Former Debutante_, Albany: State University of New York Press, 2009, s. 19.

26 Taż, wywiad przeprowadzony przez autora podczas rozmowy telefonicznej, 2020.

27 _Harriman Son-in-Law Recovering After Shooting; Stanley Mortimer Improves Following What Police Call an Attempted Suicide_, „New York Times”, 21 czerwca 1969.

28 David Grafton, _The Sisters…_, dz. cyt., s. 62.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: