Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kolczyk Artemidy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 września 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
34,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kolczyk Artemidy - ebook

I tom serii o rodzinie Morozowowej.

Nastia jest aspirującą aktorką. Ma siedemnaście lat i trudną relację z matką Tonieczką Morozową. Nastia jest pewna, że kobieta nie osiągnęła w życiu niczego wartościowego.

N egzaminie wstępnym do instytutu teatralnego Nastia i jej przyjaciel Dania są świadkami śmierci młodej aktorki. Policja próbuje ustalić, czy był to nieszczęśliwy wypadek, czy jednak morderstwo. Tonieczka rozpoczyna własne śledztwo, kiedy jednocześnie Nastia zostaje zamieszana w sprawę i zaczyna grozić jej niebezpieczeństwo.

Tatiana Ustinowa to jedna z najbardziej znanych rosyjskich pisarek, autorka ponad 40 powieści kryminalnych o łącznym nakładzie ponad 35 milionów egzemplarzy, laureatka licznych nagród i wyróżnień, scenarzystka i znana prezenterka telewizyjna. Ta niezwykła pisarka weszła do świata literatury ponad 15 lat temu, ale nawet teraz każda jej nowość niezmiennie trafia na listy bestsellerów na całym świecie.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-9953-6
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

…Wybitna aktorka leżała twarzą w dół w pobliżu brzózki, niemal pod stopniami metalowych schodów przeciwpożarowych. Rękę miała dziwnie, nienaturalnie wygiętą, a z torebki wypadły jej jakieś drobiazgi.

Nastia zaczęła pospiesznie robić zdjęcia.

– Przestań!

– Jak sądzisz, czemu ona tu tak leży?

– Daj spokój.

Powiedział to tak dziwnie, że Nastia aż się ocknęła.

– Co? Coś się stało, prawda?

Dania ostrożnie, powoli, jakby czegoś się obawiał, podszedł do leżącej kobiety, przykucnął, spojrzał, dotknął jej ręki.

– Czemu ona tak leży?! – wrzasnęła nagle Nastia i zakryła usta dłońmi, tak bardzo się przeraziła.

_Tego samego dnia, rano_

Zaczyna się! Znowu to samo! Znowu woła, bo czegoś chce! Tego nie da się wytrzymać! To nie do zniesieeeenia!

– Co znowu?

– Nastia, odłóż ten telefon i chodź do mnie.

– Pooo cooo?

Cisza. Normalnie jakby ogłuchła tam na tym parterze!

– Pytam się, pooo cooo?!

– A pooo tooo!

_Za nic nie pójdę._ _ZA_ _NIC! Niech sobie wrzeszczy, ile jej się podoba. Jestem zajęta, co tu jest do rozumienia? Jestem bardzo poważnie zajęta: muszę zrepostować kota, takiego śmiesznego, bo wcześniej nie zdążyłam, skupiłam się na Soni. A kot ma taaaaką wstążeczkę i tak śpi, zupełnie jak człowiek. A Sonię trzeba polajkować? Pewnie, że trzeba! Wrzuciła zdjęcia śniadania, wszystko takie śliczne, a lajków raptem siedemnaście. Jeszcze się obrazi. Nie może się obrazić. Sonia jest super i czasem zaprasza do swojego towarzystwa, a towarzystwo ma pierwsza klasa. Jeszcze trzeba zajrzeć do Mariany, podobno wyrzuciła Rustama ze znajomych. Warto zobaczyć to na własne oczy._

– Nastiu!

– Babciu, daj spokój, zajęta jestem.

– Wcale nie jesteś. Schodź tu natychmiast!

Jedynie kota zdążyła zrepostować! Szybko polajkowała Sonię – bo Sonia jest super! – wcisnęła telefon do tylnej kieszeni dżinsów, a wybiegając z pokoju, z całej siły trzasnęła drzwiami. Ot, dla rozwiania wszelkich wątpliwości.

Stary dom aż zadrżał w posadach.

Dom zadrżał, a ONA ani drgnęła. Stała tak obok schodów z pokerową twarzą, wyprostowana, z rękami wzdłuż boków, jak jakiś rzeźbiony bożek!

– Jestem zajęta! Zaraz wychodzę! Mam przesłuchanie! Co, nie pamiętasz? Muszę się przygotować!

– Bujać to my, ale nie nas – odparowała babcia-bożek. – Nie przygotowujesz się do żadnego przesłuchania i wcześniej też się nie przygotowywałaś!

– Nieprawda! Przygotowywałam się!

– Weź konewkę i podlej hortensje przy ganku. Mnie jest za ciężko.

– Babciu, mam przesłuchanie za trzy godziny!

– A ja chwilę temu posadziłam hortensje – odparła babcia, zupełnie jakby jakaś tam przeklęta hortensja cokolwiek znaczyła. – Trzeba je podlać.

Klnąc pod nosem i wyklinając babkę, Nastia poszła do przedpokoju. Kiedy mijała seniorkę, ta zręcznie wyjęła telefon z kieszeni dziewczyny.

– Oszalałaś? – ryknęła Nastia, łapiąc się za pośladki, które bez telefonu wydały się jej jakby obce. – Po co ci to?

Babcia tylko się uśmiechnęła, zmarszczyła znacząco brwi i odrzekła, że telefon nie jest niezbędny do podlewania hortensji.

Nastia słyszała, jak biedna komórka wydaje żałobne piski – w obcych rękach! Aparat wzywał ją tam, gdzie tętniło życie: gdzie wszyscy udostępniają zdjęcia, dają i dostają lajki i repostują. Wszyscy tam czekali na nią, na Nastię. Wymieniali śmieszne memy i ważne newsy. W komunikatorach kipiały niezwykłe uczucia, a Nastia już od minuty… nie była na bieżąco. Nie żyła tam już całą minutę!

Poza tym doskonale znała tę kobietę! Skoro zabrała telefon, bez problemu mogła go skonfiskować nawet na cały dzień.

– Babciu – odezwała się płaczliwym głosem Nastia. Wiedziała, że musi wziąć przeciwnika na litość, ale jak wziąć na litość KOGOŚ TAKIEGO? – Podleję te twoje gladiole i co tam jeszcze trzeba, ale muszę dostać z powrotem telefon, rozumiesz? Potrzebuję go na przesłuchaniu! Może coś się wtedy wydarzy, a ja nie będę na bieżąco!

– I co niby takiego ma się wydarzyć? – Babcia była bezlitosna.

– No nie wiem! Odwołają przesłuchanie albo przełożą! Albo w ogóle!

– W ogóle to podlej teraz hortensje, potem zjesz zupę i pojedziesz na tę swoją uczelnię.

– Bez telefonu?!

Babcia tylko się zaśmiała – och, jakże Nastia jej w tej chwili nienawidziła! – i sobie poszła.

Nastii wszystko leciało z rąk, a nogi kopały, co popadło, gdy polewała wodą to cholerne zielsko – jego też nienawidziła z całego serca – i człapała na podwórze.

– Jestem aktorką! – wrzasnęła na całe gardło, patrząc w stronę okna, gdzie jej zdaniem przyczaiła się babka. – Nie będę podlewać waszych zasranych kwiatków i nosić waszych zasranych kaloszy! Wyjadę stąd! Wyjadę! Do niczego mnie nie zmusicie! Dostanę się na studia, pójdę mieszkać do akademika! Słowem się już do ciebie nie odezwę! Nigdy! Pożałujesz!

– Nastiu, lej, ile się da – rzekła polubownie babka tuż obok niej. – Za dużo wylewasz bez sensu.

Wyszło na to, że żmija wypełzła z leża tylnymi drzwiami i podkradła się do Nastii.

Nastia wylała wodę z rozpadającej się konewki i podeszła do beczki, by nalać jeszcze.

– Będę znana na całym świecie! – mówiła z przejęciem. – Będę grać u największych reżyserów! Zobaczycie! Wszyscy pożałujecie! A te wasze hortensje to niech sobie zwiędną!

– O której masz egzamin? – zapytała babcia, kiedy wnuczka wyciągnęła konewkę z beczki.

– Nie wiem! – wrzasnęła Nastia. Szeroki strumień wody wybił się spod luźnej ziemi i wlał się do jej kaloszy. I na dżinsy chlapnął! – Przecież zabrałaś mi telefon. A w ogóle to nie egzamin, tylko przesłuchanie! Prze-słu-cha-nie na studia! Nie łapiesz różnicy?

– Nie rozumiem, co łączy telefon z terminem egzaminu – odparła babcia. – Jeszcze jedna konewka będzie potrzebna. Czy to telefon wyznacza ci godzinę?

– Godzinę wyznacza komisja egzaminacyjna, moja droga babciu! – Nastia wylała resztę wody i wróciła do balii. – Ale może ją zmienić! Rozumiesz? Mo-że zmie-nić! A ja nic nie będę wiedziała!

– Jeżeli zmienią godzinę, to przecież będzie wisiała informacja. Przyjdziesz na uczelnię i sama zobaczysz.

– Babciu, nikt już tak nie robi! Nikt, rozumiesz?! Wszyscy sprawdzają wiadomości w necie!

– No to powodzenia – odparła babcia bez mrugnięcia okiem. – Postaw konewkę pod wiatą, wykąp się, przebierz i siadaj do stołu. Zostało ci mało czasu. Może i mam już demencję, ale godzinę egzaminu pamiętam i bez telefonu. Jest o trzeciej.

To rzekłszy, żmija popełzła do domu. Nastia odprowadzała ją pełnym nienawiści spojrzeniem.

Nic nie rozumieją, ani babka, ani matka! Ani troszeczkę nie rozumieją! No jasne, w końcu są już stare. Matce w tym roku stuknęła czterdziestka, oszaleć idzie, a ile lat ma babcia, tego nikt nie wie, może nawet sześćdziesiąt. Ale przecież nawet takie staruchy powinny mieć jakiś rozum! Nastia zostanie aktorką, dawno to postanowiła, gdy miała piętnaście lat! To jej powołanie, jej wybór! Jest artystką. W przedszkolu naprawdę ładnie rysowała, mama skrzętnie przechowywała albumy z malowanymi przez nią domami i bałwanami. W przedstawieniach zawsze grała Śnieżynkę, Wiosnę albo Księżniczkę. A do tego jaki ma głos, kiedy śpiewa! I jeszcze umie układać piękne fryzury! Kiedyś zrobiła mamie taki fryz na jakąś nudną imprezę w pracy, że podobno wszyscy ją pytali, u jakiego fryzjera była! Nastia zostanie aktorką, dostanie się do szkoły teatralnej, będzie grać w filmach. Babka złośliwie protestowała, że przecież żeby grać w filmach, trzeba iść do szkoły filmowej, a nie teatralnej, ale co za różnica! No jaka, jaka?! Jak się nie znasz, to się nie wypowiadaj! Nastia w necie czytała blogi znanych aktorek i wszystkie były absolwentkami szkoły teatralnej. I Swietłana Dolczikowa, i Elgiza Tucherowa, i Ania Wiesowska! Zresztą, co tam Dolczikowa i Tucherowa! Nastia będzie grać w Hollywood, w „Grze o tron”! To bzdury, że już nakręcono i wyemitowano ostatni sezon! Szybko skończą się studia, to przecież raptem cztery lata, a zaraz po nich posypią się propozycje. „Gra o tron” to wybitny serial, wy-bit-ny, i jego twórcy jeszcze ze sto razy dojdą do wniosku, że trzeba nakręcić ciąg dalszy. A Sophie Turner i Maisie Williams zdążą się zestarzeć, pod trzydziestkę już będą!

Straszne! Pod trzydziestkę!

A tu babcia zabrała telefon! Do licha, przecież on Nastii jest potrzebny jak powietrze! O czym trwa dyskusja na grupie „Nowe gwiazdy”? Nastia dostała do niej zaproszenie na poprzednim przesłuchaniu! W tej grupie siedzą najfajniejsi kandydaci do teatralnej! I wszyscy nie znoszą tych, co się dostaną po znajomości; tych, o których wiadomo już z góry, że przeszli, tych wszystkich synalków i córeczek! Nastia, ma się rozumieć, też nie znosiła synalków i córeczek. Zazdrościła im. O nią, początkującą aktorkę, nikt się nie zatroszczył. Zupełnie nikt: ani mama, ani babka. Nikogo nie obchodzi! Matki jakby nie było, siedzi w tym swoim urzędzie od rana do wieczora, do tego zabiera pracę do domu, tkwi wieczorami przy biurku, skrobie jakieś raporty. A o babci to nie ma co mówić w ogóle, skąd ona miałaby mieć jakieś znajomości… Za młodu pracowała w Muzeum Puszkina. Teraz Nastia zna tam każdy kąt, każde drzwi, każde wyjście ewakuacyjne! Tylko co z tego? No właśnie: co?! Jak można przeżyć całe życie i nie dorobić się żadnych znajomych, nawet najdalszych?! Nastia, jak tylko zacznie grać w Hollywood, od razu zaprzyjaźni się ze wszystkimi znanymi blogerami, internetowymi dziennikarzami, pisarzami i poetami! A podobno ze sportowcami też można, więc i z nimi się zaprzyjaźni! Będzie miała tyle znajomości, że ho, ho!

W jej pokoju panował nie to, że bałagan, ale najprawdziwszy chaos porównywalny z chińskim second-handem po trzęsieniu ziemi. Nastia z furią zabrała się za przekopywanie hałd dobytku. Musiała przecież wyglądać, i to jak milion dolarów! Musiała się spodobać! Na „Naszych gwiazdach” dziewczyny szczególnie koncentrowały się na aparycji. Niektóre twierdziły, że lepiej wyglądać poważniej: w okularach, ołówkowej spódnicy, bluzce zapinanej pod szyję i z torebką od Gucciego (starannie wybraną na lokalnym bazarku). Inne protestowały: liczą się nie okulary i torebka, tylko uroda. URODA! Co jest najważniejsze u aktorki? Dokładnie to: musi być piękna!

Nastia postanowiła być piękna. Założyła superkrótką spódniczkę, pasiaste podkolanówki, top taki, żeby trochę było widać pępek i żeby ramiączko zsuwało się z jednego ramienia. Buty, buty… jakie by tu dobrać buty? Najlepiej lakierki bez palców, takie się teraz nosi. To modne: buty bez palców, a pod nie skarpetki! Ale takich pantofli nie ma, bo ileż to matka zarabia – tyle, co kot napłakał! Nie idzie się niczego doprosić.

Nastia potoczyła wzrokiem po zwałach odzieży… czyli adidasy. Dobra, niech będą adidasy.

Omal nie jęcząc od palącego zniecierpliwienia – ach, żeby tak czym prędzej odzyskać telefon! – wykonturowała twarz, wyszczotkowała brwi i kredką nadała im kształt ostrych łuków. Na szczęście miała paletkę marki Kylie, na którą wydała wszystkie swoje oszczędności.

Włosy nakręciła lokówką już z samego rana i schowała pod chustką w specjalny sposób. Potem wystarczy potrząsnąć głową i po ramionach rozsypią się loki.

– Nastiu, powinnaś już wychodzić – oznajmiła babka.

– Nie mam telefonu, więc nie wiem, ile jest! – odwrzasnęła Nastia.

– Około dwunastej – odparła babka. – A poza tym, nie mówi się „ile jest”, tylko „która jest”. Doskonale o tym wiesz. Chodź tu.

Kiedy Nastia zeszła na parter, stół był już nakryty, coś było na talerzu i coś było w kubku. Żmijowata babka siedziała w fotelu i szeleściła gazetą. Spojrzeć tylko na nią! Nawet teraz gazety czyta, jak zwierzę! I to pierwotne!

Na widok wnuczki babka nieco zmieniła wyraz twarzy i odłożyła gazetę.

– Co znowu?! – ryknęła Nastia. – Co się tak na mnie gapisz?! Gdzie mój telefon? A tego nie zamierzam jeść. Normalni ludzie tego nie jedzą, nie załapałaś? Daj mi tysiaka, to kupię sobie w wegańskiej knajpie komosę i frappé na mleku migdałowym! Zjem jak człowiek!

– Szczawiowa i kompot – odparowała babka. – Zjedz albo żadnego telefonu nie będzie.

– Nie zjem!

– To nie jedz – zgodziła się babka bez walki. – I powodzenia na egzaminie, wnusiu. Pociąg masz za czterdzieści minut. Zdążysz z zapasem.

– Oddaj mi telefon! Natychmiast!

– Zupa i kompot.

– Nie!

– No to powodzenia.

Nie można się rozpłakać. W żadnym wypadku! Oczy się rozmażą i konturowanie diabli wezmą. Boże jedyny, co też młoda aktorka musi przeżyć, ile cierpienia znieść! I to przed najważniejszym sprawdzianem w dotychczasowym życiu!

Zresztą, któraś aktorka, chyba Dolczikowa albo Tucherowa, wrzuciła post o cierpieniu. Że niby wpływa ono korzystnie na karierę. Coś potem z tą traumą trzeba robić, chyba jakoś przepracować, i coś potem z tego wychodzi, co się reżyserom podoba.

Z nienawiści i bólu Nastia oddychała ciężko i głęboko, gdy siadała za stołem, by zabrać się za zupę.

Przepracowywanie traumy nie było trudne ani długie! Szczawiową z jajkiem, porządnym kawałkiem rozgotowanego mięsa, młodymi ziemniakami i słodką drożdżówką do zagryzienia – babcia zawsze podawała słodką drożdżówkę do szczawiowej – przyszła aktorka uwielbiała już od dziecka. Przestała ją lubić dopiero niedawno, kiedy odkryła, że szczawiowa, zwłaszcza z mięsem, to danie zakazane, a co dopiero drożdżówki! Czy ludzie wiedzą, ile w nich jest glutenu? W dodatku babka robi ciasto na prymitywnym krowim mleku, a nie migdałowym czy kokosowym.

Nastia pożarła drugą drożdżówkę, dojadła szczawiową i jednym haustem opróżniła szklankę z kompotem.

– Widzisz, zjadłam. Gdzie telefon?

– Zadzwoń, jak będziesz po – poleciła babka. – I nie łaź nigdzie po nocy. Jak tylko się dowiesz, że… Krótko mówiąc: od razu wracaj do domu.

Nastia spojrzała na nią spode łba. No tak, wszystko jasne! Babka nie wierzy w jej sukces. Z góry zakłada, że nie będzie żadnego sukcesu, tylko jedna wielka porażka.

Jeszcze zobaczy! Wszyscy zobaczą! Nie wierzą, śmieją się z Nastii, zabierają jej telefon, a ona im wszystkim pokaże! Będzie wielką aktorką i nigdy więcej na nich nawet nie spojrzy!

– Telefon jest w twoim plecaku – ciągnęła babka jak gdyby nigdy nic. – A ja ci jeszcze, Nastiu, poradzę…

– Nie potrzebuję twoich rad – burknęła wnuczka, przeszukując plecak. Drżało jej serce, gdy czuła, że telefon jest tak blisko.

– Daj z siebie wszystko – powiedziała babka. – Po prostu to zrób. Z boku zawsze widać, kiedy człowiek się stara.

Nastia przycisnęła telefon do piersi. Boże jedyny, ileż tam wszystkiego: wiadomości, na które nie odpisała, postów, których nie zobaczyła, wszystkiego, czego nie ogarnęła – całe życie, które ją omijało!

– Lepiej byś mi pomogła zamiast dawać jakieś debilne rady. – Nastia zawiązała but, przerzuciła włosy na ramię i zabrała się za sznurowadła przy drugim adidasie. – Żyjemy jak na jakiejś pustyni: ani znajomości, ani układów, niczego zupełnie! Gdyby ktoś mógł się za mną wstawić, ktokolwiek!

– Nie zostaniesz aktorką, bo ktoś się za tobą wstawił.

– A wiesz, jaka w tym roku jest konkurencja? A moja matka wie?! Osiemset osób na jedno miejsce! Prawie tysiąc!

Babcia nie skomentowała tej informacji.

– Zatem miejmy nadzieję, że wybiorą najlepszych.

Nastia miała ochotę zacząć krzyczeć i tupać nogami, ale babcia dyskretnie wypchnęła ją z przedpokoju i niemal niezauważalnie wykonała znak krzyża.

– Wróć jak najszybciej – dodała na koniec, już do pleców wnuczki, kiedy ta biegła w stronę ulicy.

– Jasne! – odkrzyknęła przyszła aktorka i nawet się nie odwróciła. Po drodze patrzyła w telefon, pospiesznie przeglądała powiadomienia i niemal dławiła się ze zniecierpliwienia.

– Same z tobą zmartwienia – skonstatowała babcia.

W dziesięcioosobowej grupie Nastii wszyscy byli… top. Porządnie wyglądali. Nastia dyskretnie obejrzała samą siebie – wszystko super! Fakt faktem, odrobinę ją zdenerwowało, że wśród dziewczyn znalazła się osoba niesamowicie podobna do niej, normalnie siostra bliźniaczka, ale za to w czerwonych lakierkach. Może to i lepiej, że uboga matka swego czasu nie kupiła takich Nastii?

Do auli wpuszczono od razu wszystkich dziesięcioro. Na środek wzywano po nazwisku i słuchano bez zainteresowania. Przeszkadzał zwłaszcza jeden taki z komisji, wielki i zarośnięty jak gajowy, jak Hagrid. Nastia od razu poczuła do niego niechęć. Odrywał od słuchania całą komisję. Coś tam przeglądał w telefonie, śmiał się bezgłośnie, błyskając białymi zębami, podawał telefon za plecami pozostałych i egzaminatorzy oglądali się, podawali go sobie, też chichotali. Po co mu w takim ważnym momencie, na przesłuchaniu, telefon?!

Kiedy przyszła kolej Nastii, zrobiło jej się potwornie… niezręcznie i strasznie. Gdzieś znikła cała jej pewność siebie. Z niepojętych powodów dziewczyna zaczęła obciągać spódniczkę, chociaż nogi przecież miała zniewalające, poprawiać ramiączko (a przecież opadało celowo!), wciskać je pod stanik, żeby nie spadało, i seksowny top odsłaniał więcej brzucha. A brzuch był jej słabym punktem – nie przypominał sześciopaku.

Zębaty i kudłaty Hagrid powiedział obojętnie:

– Nazwisko? – I nawet nie podniósł spojrzenia znad telefonu.

Przyszła gwiazda wykrztusiła, że na imię jej Nastia, na nazwisko Morozowa, urodziła się i wychowała w Moskwie, w tym roku skończyła szkołę… zapomniała numeru swojej szkoły. Umie śpiewać i tańczyć. Po co ona, idiotka, to powiedziała?! Pewnie wepchną ją na jakiś wydział estrady!

– To może niech nam pani od razu zatańczy? – ożywił się Hagrid, wciąż patrząc w telefon.

– Chwileczkę, Igorze Markowiczu – przerwała mu surowa kobieta w okularach, ponoć dawna znakomita aktorka, a obecnie wybitna pedagożka. – Gołym okiem widać, że dziewczyna się przygotowała. No to niech pani zaczyna.

Nastia miała przygotowany wiersz Brodskiego, ten o zgłupiałym Burku¹, baśń „Lis i Bóbr” i monolog tej idiotki Nataszy Rostowej, która chciała się rzucić z balkonu.

Przerwano jej właściwie od razu, jeszcze przy Brodskim.

– Wystarczy – oznajmił kudłaty i spojrzał na nią przelotnie. – Dosyć już, dosyć, jest pani wolna.

– Ale mam jeszcze tę… no… jak jej tam… Nataszę… i jeszcze bobra…

– Niech pani potem sprawdzi listę – polecił kudłaty. – Będzie lista, wtedy się pani dowie. Następny!

Wtedy zdarzyło się coś niespodziewanego: nagle podrzucił telefon, złapał, zręcznie wsunął do kieszeni – wyglądało to tak, jakby smartfon sam tam wylądował – wstał, rozłożył ręce i ruszył w stronę Nastii, wyjąc:

– Ach! O ho, ho, ho!

Nastia w panice odskoczyła na bok jak koza.

– Proszę, na kogo ja tu czekałem! Proszę, dla kogo cierpiałem nieznośne męczarnie! Oto i ona! Wiecznie spóźniona, nasza Kuma Lisa!

Z tymi słowy rzucił się obejmować chudziutką, śliczniutką dziewczynę, która właściwie niezauważenie wsunęła się do auli i stanęła tuż za plecami Nastii.

Śliczniutka i chudziutka zachichotała zaskakująco niskim, niemal basowym śmiechem, a potem nagle… Nastia ją rozpoznała. Wszyscy ją rozpoznali.

Wybitna aktorka Swietłana Dolczikowa, w filmach wyglądająca na wysoką, gładką, długonogą, w rzeczywistości okazała się malutka i całkiem chuda. Łokieć, na którym miała zawieszoną torebkę, sterczał dziwacznie. Jej twarz była zupełnie blada, właściwie biała, może dlatego, że bez grama makijażu?

Za Dolczikową do sali wszedł postawny mężczyzna w średnim wieku, w przeciwieństwie do aktorki bardzo opalony, niemal jak wódz Indian z filmu o dzieciach kapitana Granta!

Nastia w dzieciństwie uwielbiała ten film.

– Chodź tu, no chodź! – Kudłaty popchnął Dolczikową w stronę stolika komisji egzaminacyjnej. – Posiedź zamiast mnie! Spójrz tylko, jakie utalentowane dzieciaki do nas w tym roku zawitały! No dalej, nie wstydź się! A my tu sobie z Aleksandrem Naumowiczem porozmawiamy, prawda, Naumycz?

Hm. Jakoś bez szacunku się do niej zwracał. A przecież to była sama Dolczikowa! Taka gwiazda! Pierwszej wody gwiazda, wszyscy ją chcą, u wszystkich gra, dosłownie u wszystkich!

Niechęć Nastii do kudłatego tylko się pogłębiła i dziewczyna nie omieszkała o tym wspomnieć siedzącemu na korytarzu kandydatowi na aktora, który sterczał pod samymi drzwiami auli.

– Ty w ogóle czaisz, co się dzieje? – obraził się kandydat. – Przecież to sam Sieriebrijski, rektor. Nigdy nie przyjeżdża na przesłuchania, nie wiadomo w ogóle, dlaczego akurat dzisiaj przyjechał!

– Myślałby kto: rektor! – przeraziła się na śmierć Nastia. Co za koszmar! Sam rektor nie chciał jej słuchać! – Widziałeś Dolczikową? To jest dopiero!

– Dopiero co? – nie dał jej dokończyć kandydat i wyciągnął szyję, próbując podsłuchać, co się dzieje w auli. Tam ktoś coś głośno mówił, i to od jakiegoś czasu, i nikt mu nie przerywał. – Zwyczajna artystka, takich mamy na tony.

– Na tony? – warknęła Nastia. – Zastanów się, idioto, co ty mówisz!

Kandydat machnął na nią ręką.

Tymczasem na szerokim korytarzu kłębił się i hałasował cały tłum. Krążyli niespokojnie przejęci młodzi ludzie z papierami w rękach. Inni siedzieli na podłodze i na parapetach, a jeden przycupnął na skraju ogromnej ceramicznej donicy, z której wystawała cherlawa palma. Niektórzy coś tam między sobą szeptali, przewracali oczami, inni śmiali się nerwowo. Trzy dziewczyny siedzące w kącie omawiały jakiś ewidentny sekret, ponieważ mówiły do siebie na ucho – w całym tym rwetesie! – i od czasu do czasu rozglądały się konspiracyjnie.

Nastia nerwowo oblizała wargi, po czym otarła je dłonią. Na skórze pozostał ślad szkarłatnej szminki. W końcu miała być na przesłuchaniach absolutną pięknością!

Jakże to tak, sama Dolczikowa chodzi po korytarzach całkiem nieumalowana, z twarzą, jakby ją mąką posypali?

Chłopak siedzący na skraju donicy trzymał na kolanach grubą książkę i czytał, jakby nie wiadomo co tam napisano. Nastia przeszła obok niego, próbując ustalić, co też on czyta, ale nie ustaliła.

Boże jedyny, kiedy w końcu wywieszą tę przeklętą listę?

Przejrzała powiadomienia w telefonie. Już z rana wrzuciła post o przesłuchaniach i wszyscy życzyli jej powodzenia. Jakiego znowu powodzenia! Snuje się po korytarzu jak zombie, nawet jej nie wysłuchano, o jakim powodzeniu można mówić?!

Polajkowała zdjęcie Soni, w końcu Sonia była super. Sonia wrzuciła zdjęcia brunchu na Patriarszych Prudach i Nastia poczuła gwałtowny przypływ nienawiści. Jasne, łatwo jeść brunch na Patriarszych Prudach, kiedy ma się bogatego ojca i matkę, która wygląda jak ta zarąbista blogerka, Chiara Ferragni. Łatwo wrzucać śliczne fotki, a chodź, spróbuj się dostać do teatralnej, w dodatku bez znajomości!

Chłopak na donicy podrapał się po głowie i całkiem potargał sobie włosy. Na moment oderwał wzrok od książki, rozejrzał się i znów wsadził nos między strony. Nastia zamarła.

Przystojny był. I to bardzo. Miał delikatne rysy twarzy, wyraźnie zarysowane kości policzkowe z lekkim zarostem, długi nos, z którym bardzo mu było do twarzy… Oczywiście jeśli można powiedzieć, że człowiekowi do twarzy jest z jego własnym nosem.

Tego to na pewno przyjmą! Za samą urodę. Nie będzie potrzebował żadnego „Lisa i Bobra”.

Nastia momentalnie zapomniała o Soni, Marianie i Rustamie – może i Mariana z powrotem przyjęła go do znajomych. Nawet o rektorze, którego znienawidziła, Nastia zdążyła zapomnieć, tak jej się spodobał ten chłopak.

Przeszła obok donicy raz, drugi. Chłopak nie podnosił już głowy, tylko znowu się podrapał. Nastia zachwyciła się jego ręką z długimi palcami i wąskim nadgarstkiem. Wreszcie podjęła działanie i przysiadła obok, na skraju skraja donicy. W piersi zrobiło jej się zimno, a policzki przeciwnie, zapłonęły ogniem.

Chłopak zerknął na nią.

– Nie ma gdzie usiąść – oznajmiła buńczucznie i wskazała głową tłum. – To przez to, że do jedenastego maja nie ma szkoły, wszystko przez te święta. Cześć.

– Tak, sporo narodu – zgodził się chłopak. Nawet głos miał piękny. – Cześć.

I wrócił do lektury.

Nastia zajrzała do książki. Jakiś Grigorij wlókł dokądś jakąś Aksinię… Szaleństwo!

– Będziesz to recytować?

– Słucham?

– Wziąłeś stąd monolog?! Oszalałeś? Kto tego będzie słuchać?! Nawet wierszy nie słuchają!

– Kto nie słucha?

– Oni. – Nastia wykonała głową ruch w stronę auli. – A może już recytowałeś?

– „Cichy Don”? – zapytał ze zdumieniem chłopak. – Nie recytowałem, tylko czytałem. I od czasu do czasu czytam po raz kolejny.

– A twoją dziesiątkę już wołali? Do jakiego opiekuna aplikowałeś?

Chłopak zamknął książkę. Na okładce widniały tłuste litery układające się w napis: „Cichy Don”.

W szkole Nastia przerabiała ten cały Don, nawet było z niego wypracowanie, ale dziewczyna sprytnie napisała bez czytania. Kiedy niby miałaby czytać te starocie?

Dyskretnie wysunęła ramiączko topu spod stanika, żeby malowniczo opadało, i wciągnęła brzuch. Od tego wciągania przechyliła się w tył, do donicy, a chłopak podtrzymał jej plecy.

Jego ręka… Boże jedyny, jaką on miał rękę!

– Moim opiekunem jest profesor Michaił Grigorjewicz Jakobson – odparł chłopak. – Czyli dziekan. Zacząłem studia w zeszłym roku i nie tutaj, tylko w IKAA.

– A co to takiego IKAA?

– Instytut Krajów Afryki i Azji – wyjaśnił rzeczowo. – Nie słyszałaś o nim?

– Czyli co, nie aplikujesz do teatralnego?!

– Nie – westchnął w odpowiedzi. – Rok temu zacząłem studia w IKAA.

– To dlaczego jesteś… tutaj?

– Przyszedłem z przyjacielem. Raz już się nie dostał, boi się, że znowu wszystko przepadnie. Przyszedłem w ramach wsparcia moralnego.

Nastia omal nie zapłakała z żalu. Nie aplikuje! Tak sobie siedzi na skraju donicy, a ona już nigdy więcej go nie zobaczy!

– Jak się nazywasz? – wykrztusiła w desperacji, jakby na zawsze się z nim żegnała.

– Dania – odparł chłopak. – Daniła Lipnicki. A ty?

– Nastia Morozowa. A… „Cichy Don” to ciekawa książka?

– Wybitna – powiedział po prostu Daniła Lipnicki. – Tata mówi, że w całej historii światowej literatury było zaledwie kilka takich książek.

– A ja nie mam taty – wyznała Nastia, współczując samej sobie. – Umarł.

– Mnie zmarła mama. Dawno, wcale jej nie pamiętam. Tata mówi, że była… piękna.

Nastii zrobiło się odrobinę lepiej. Okazuje się, że oboje są prawie sierotami. Mają coś wspólnego! Łączą ich doświadczenia, a to o wiele lepsze niż wspólne studia.

Ale mimo wszystko szkoda, że nie złożył papierów do teatralnej! Przyjęliby go. Oczy ma niebieskie. Takie naprawdę intensywnie niebieskie. Dostał się do jakiejś Afryki i jeszcze Azji. Po co komuś _takiemu_ Afryka i Azja?

– Widziałeś Dolczikową? Przyjechała, siedzi teraz z komisją egzaminacyjną. Wyrecytowałabym przed nią. Ona by na pewno wysłuchała do końca!

– A kto to taki, ta Dolczikowa?

Nastia zerknęła na niego i wyjaśniła:

– Wielka aktorka.

– Aha – mruknął z szacunkiem Daniła. – Wiesz, ja niezbyt się na tym znam. Powinnaś porozmawiać z Romanem, on zna wszystkich! I aktorów, i reżyserów! W ubiegłym roku tak strasznie chciał się tu dostać, a go nie wzięli, wyobrażasz sobie? Tata mówi, że…

Nastia miała już trochę dosyć tego jego taty.

Obok nich przeszli znienawidzony rektor i ten opalony. Rektor gestykulował i coś mówił, opalony go słuchał i strzygł uszami. Przez tłum przeciskała się uparta dziewczyna w dżinsowym kombinezonie. Rektor nagle ryknął:

– Miła! Miła!

Dziewczyna się obejrzała.

– Chodź no, zawołaj Dolczikową! – Po czym zwrócił się do opalonego rozżalonym głosem: – Sam nie pójdę, nie mogę! Nigdy w życiu nie siedziałem na przesłuchaniach, a tutaj, wyobraź sobie, od rana…! To Oniegina recytują, to wiersze Cwietajewej, ale najgorszy ze wszystkich jest Brodski. Powariowali z nim, idioci! Jeden po drugim, wszyscy go recytują, jakby się zmówili! A recytować Brodskiego to nie to co tabliczkę mnożenia! To trzeba umieć, poczuć albo chociaż, w najgorszym razie, rozumieć! A oni nie rozumieją i mamlają bez sensu!

– A ja akurat Brodskiego recytowałam – wyszeptała z rezygnacją Nastia.

– Ja wolę Gumilowa – śmiało przyznał Dania. – Do przedostatniej klasy najbardziej lubiłem Majakowskiego, a potem spodobali mi się i inni. „Ryczą pawiany wśród wilczomlecza krzewów, białym, lepkim sokiem umorusane. Mkną jeźdźcy, z karabinów strzelając w biegu, przed się rzucając długimi kopiami”².

– Jakie znowu pawiany? Jacy… jeźdźcy?!

– To Gumilow. Lubię go. A ty wolisz Brodskiego, tak?

Nastia tymczasem obserwowała upartą Miłę. Ta wpadła do auli i drzwi nie zdążyły się za nią dobrze zamknąć, a już wyleciała z powrotem, ciągnąc za chudziutką rączkę opierającą się Dolczikową.

– To właśnie ona! – szepnęła Nastia Dani na ucho. – Patrz, patrz!

Ten spojrzał najpierw na nią, potem na tłum – zupełnie w inną stronę.

Nieużyty jakiś.

– Nie tam, o, tutaj patrz! Słuchaj, wezmę od niej autograf. Teraz, zaraz!

I babci pokażę, myślała. Niech wie, z jakimi znakomitościami zadaje się jej beznadziejna wnuczka, z kim potem będzie pracować, grać w jednym filmie albo spektaklu!

Zresztą najpierw trzeba zdobyć autograf.

Dolczikowa rozmawiała z rektorem i tym drugim, opalonym. Miła ze zniecierpliwieniem przestępowała z nogi na nogę. Widać było, że musi iść, a rektor ani myślał jej puszczać.

Wreszcie się rozeszli! Rektor przecisnął się przez tłum i zaprowadził swojego znajomego do pomieszczenia z tabliczką „Nieupoważnionym W”, a Miła pociągnęła Dolczikową w drugą stronę.

– I poszli – wykrztusiła Nastia, po czym złapała Danię za ramię. Niby mimochodem. Niby w poszukiwaniu wsparcia. Och, jakie on miał palce! Złapałaby go za te palce i nie puszczała…

Dania w ślad za nią podniósł się z krawędzi i omal nie upuścił grubego tomiszcza zatytułowanego „Cichy Don”.

– Przepraszam! Przepraszam panią!

Dolczikowa obejrzała się za siebie.

– Mogę prosić o autograf? – zapytała Nastia, patrząc na aktorkę wyjątkowo oddanym wzrokiem wyjątkowo oddanej fanki. – Uwielbiam panią! We wszystkich filmach! Pani jest wybitna! A już zwłaszcza w „Romansie o miłości”! I w „Dzikich śniegach”!

Dolczikowa milczała, zacisnąwszy pozbawione koloru usta. Na dusznym korytarzu powiało dzikimi śniegami, a może i lodem.

– Bardzo panią proszę! – Nastia poczerwieniała. – Tylko o autograf.

– Swieta, idę na górę – niecierpliwie poinformowała Miła. – Tam się spotkamy, dobra? Ale potem zajdź do Igora Markowicza!

– Najpierw zapalę!

Miła machnęła ręką i pobiegła na piętro, przeskakując po dwa stopnie.

– Romans o miłości, to brzmi jakoś głupio – ni z gruchy, ni z pietruchy zawyrokował Dania. – Nie, nie istnieją inne romanse! Nie ma romansów o… kosmitach albo na ten przykład o czołgach.

Wybitna aktorka spojrzała na niego, a w jej wzroku pojawiło się coś ciepłego.

– To nie my wybieramy tytuły – powiedziała niskim głosem, niemal basem. – Dobrze, to gdzie mam się podpisać?

Aktorka wyciągnęła Dani spod pachy „Cichy Don” – chłopak tylko na to patrzył – i zamaszyście wpisała się na stronie tytułowej.

– To dla mnie! – krzyknęła Nastia. – Dziękuję, bardzo, bardzo dziękuję! A możemy sobie zrobić selfie?

– Nie – ucięła Dolczikowa. – W żadnym wypadku.

Z tymi słowy wmieszała się w tłum.

– Po co podpisała mi książkę? – zapytał rozgoryczony Dania. – Przecież nie jest Szołochowem!

– A co za różnica, ważne, że podpisała! – jęknęła Nastia, napawając się autografem i faktem, że razem przeglądają „Cichy Don”.

„M. Szołochow”, widniało na stronie tytułowej, a poniżej, z zawijasami i ozdobnymi wykończeniami: „Swietłana Dolczikowa”.

– Widziałeś jej zegarek?

– Nie. Przecież nie jest Szołochowem.

– Wyglądał jak medalion na łańcuszku. Selfie byłoby super! Chociaż bez makijażu wygląda jakoś tak strasznie, to aż dziwne! – W tym momencie nagłe oświecenie odebrało Nastii dech. – Słuchaj, lećmy za nią! Może po prostu zrobię jej zdjęcie po cichu i wrzucę do sieci. Że też nie pomyślałam o tym wcześniej!

– Nie no, ale dlaczego w książce?

Nastia zupełnie nie rozumiała, co za różnica, gdzie podpisała się wielka Dolczikowa. Znakomicie, że w książce, w końcu autograf zdobyty, oto on, można się chwalić znajomym w sieci, można podsunąć pod nos babce, która ani trochę nie wierzyła w sukces Nastii!

– Lecimy za nią!

Przystojny Dania wciąż marudził z powodu tomiszcza, a Nastia pociągnęła go w stronę miejsca, gdzie znikła Dolczikowa. W tłumie nie było widać aktorki, ale pewnie nie przepychałaby się między kandydatami na studia. Prawdopodobnie poszła na piętro.

Na pierwszym piętrze, a potem na drugim potężne, stare drzwi okazały się zamknięte i nie było dokąd ucieć z klatki schodowej. Czyli Dolczikowa musiała być na trzecim!

– Po co idziemy po schodach? – zapytał nieoczekiwanie Daniła Lipnicki, który zdążył złapać lekką zadyszkę. – Na górze też są egzaminy?

Ale Nastia nie miała czasu na jego nieogarnięcie!

Kiedy dotarli na trzecie piętro, można było odnieść wrażenie, że znaleźli się na nadmorskim klifie. Z dołu dobiegał odległy, głuchy szum, a u góry panowała cisza, nie było ludzi i w słonecznym świetle tańczyły drobinki kurzu.

Wszystko to wyglądało wspaniale, ale gdzie się podziała Dolczikowa?

Na korytarzu nie było ludzi ani drzwi, nie licząc jednych, niemal „balowych”, jak z filmów o tej idiotce Nataszy Rostowej: rzeźbionych, z wypolerowanymi miedzianymi klamkami i zakurzoną tabliczką z napisem „Sala prób”. Nastia nacisnęła klamkę. Zamknięte.

– Tam chyba jest jakieś wyjście – poinformował Dania.

Nastia rozejrzała się. Na drugim końcu korytarza znajdowały się drzwi, a za nimi światło, całe morze światła. Nastia rzuciła się w ich kierunku i pociągnęła za jedno ze skrzydeł, a ono poddało się jej dotykowi.

– Cicho! – przykazała szeptem i wcisnęła telefon w szparę. – Ona tam jest, czuję to! Teraz ostrożnie…

– Co tu się dzieje?! – głośno i z pretensją zapytał jej towarzysz, złapał skrzydło i otworzył drzwi na oścież. Okazało się, że to wyjście na przestronny balkon zasłany niedopałkami. Gdzieniegdzie z balustrady odpadał tynk. Wiekowe płytki na posadzce podniosły się, a miejscami nie było ich w ogóle. W kącie balkonu drżały listki młodej brzózki.

– Nikogo tu nie ma – z rezygnacją oznajmiła Nastia i opuściła telefon. – Gdzie ona mogła…?

I wtedy oboje ją ujrzeli.

Swietłana Dolczikowa, wybitna aktorka, leżała twarzą w dół nieco dalej od brzózki, niemal pod stopniami metalowych schodów przeciwpożarowych. Rękę miała dziwnie, nienaturalnie wygiętą, a z torebki wypadły jej jakieś drobiazgi.

Nastia zaczęła pospiesznie robić zdjęcia.

– Przestań!

– Jak sądzisz, czemu ona tu tak leży?

– Daj spokój.

Powiedział to tak dziwnie, że Nastia aż się ocknęła.

– Co? Coś się stało, prawda?

Dania Lipnicki ostrożnie, powoli, jakby czegoś się obawiał, podszedł do leżącej kobiety, przykucnął, spojrzał, dotknął jej ręki.

– Czemu ona tak leży?! – wrzasnęła nagle Nastia i zakryła usta dłońmi, tak strasznie jej się zrobiło.

Kiedy była dzieckiem i czegoś się przestraszyła, rzucała się pędem na oślep, biegła ze wszystkich sił, zaciskając powieki i młócąc powietrze piąstkami, aż dobiegła do miejsca ratunku: mamy, babci albo ciepłego psiego boku.

– Miałam psa – odezwała się, wycierając usta dłońmi i drżąc na całym ciele. – Duży był, kudłaty. Wszędzie za mną chodził. Miał na imię Azor. Mądry był! A potem umarł. I… ona… – Nastia wskazała Dolczikową podbródkiem – …ona też umarła, prawda?

– Odejdź, o, tam – rzucił Dania Lipnicki. – Azor to dobre imię dla psa. Jakiej był rasy?

– Żadnej. Po prostu z nami mieszkał, był naszym psem.

Dania wstał, wyjął z kieszeni telefon i do kogoś zadzwonił.

– Tato, ja z dziwną sprawą. Pojechałem z Romanem na przesłuchania i chyba… – westchnął – …chyba kogoś tu zabili. Przed chwilą. Nie, nie metaforycznie. Nie, nie dostałem udaru. Nie, nie żartuję. Nie, nie przejęzyczyłem się. Nie żyje jakaś dziewczyna, przed chwilą ją widzieliśmy… żywą i zdrową. Byliśmy na parterze, teraz jesteśmy na trzecim piętrze. I ona leży… na balkonie leży. Tato, posłuchaj…

– Swietłana Dolczikowa – pisnęła Nastia. – Wybitna aktorka!

– Wybitna aktorka – powtórzył Dania. – Dzwonię po policję. Dobrze, zrozumiałem. Dzwonię i czekam na ciebie. Tak, tato, zrozumiałem.

Ludzie w granatowych mundurach w niepojęty sposób w kilka chwil podzielili ogromny tłum kandydatów i egzaminatorów na grupy i porozsadzali w różnych salach. Nastia i Dania wylądowali w jednym pomieszczeniu z rektorem Sieriebrijskim, opalonym mężczyzną, który przyjechał z biedną Dolczikową, Miłą oraz członkami komisji egzaminacyjnej, którzy nie wysłuchali jej recytacji o Burku zgłupiałym. Nastia od czasu do czasu przypominała sobie to zdarzenie jak coś bardzo odległego, i wtedy przestawała drżeć niczym zmarznięty pies.

Potem Dania poprosił, żeby się nie trzęsła, więc całkiem przestała.

Nikt nic nie mówił, wszyscy jak gdyby na coś czekali. Opalony marszczył brwi i spoglądał na zegarek, zupełnie jakby wyczekiwał, kiedy skończy się to całe irytujące nieporozumienie, które nie pozwalało mu wrócić do swoich spraw.

Wtem otworzyły się drzwi. Wszyscy naraz się obejrzeli. Na progu stanął rozczochrany chłopak, powiódł wzrokiem po zgromadzonych i wykrzyknął:

– Igorze Markowiczu! Jak dobrze, że pana zastałem!

– Czego chcesz, Alliłujew?

– Kazano mi pana znaleźć, więc oto jestem. Podobno tylko pan wie!

– Co niby wiem, Alliłujew?

– Co dalej z tymi zasrakami. Przesłuchują ich, wypuszczają, a nikt do domu nie idzie. Czekają wszyscy. Jedni na listy, inni na przesłuchania, nowych terminów chcą…

– Nie tak głośno, Alliłujew, i bez tego głowa mi pęka! Zaraz… Chodźmy, Mario Grigorjewna.

Wywołana kobieta z komisji egzaminacyjnej, która podobno była znakomitym pedagogiem, machnęła ręką.

– Niech pan sam idzie, Igorze Markowiczu. I tak teraz nic nie ustalimy.

– Zasrańcami? – cicho wzburzyła się Nastia. Brzydkie słowo odwróciło jej uwagę od traumy. – On o nas mówi, o kandydatach?! Jak on tak śmiał!

Dania Lipnicki zerknął na nią z ukosa.

– Nie zasrańcami, tylko zasrakami. To taki stary dowcip: Zas-Ra-K to zasłużony rabotnik, czyli pracownik, kultury. W Związku Radzieckim było takie wyróżnienie, ponoć prestiżowe, ale jednak nie bardzo. Niefortunny skrót, sama rozumiesz. A ten gość tak żartem was nazwał.

Nastia obraziła się na amen. Czemu on tak do niej mówił, jakby była jakaś opóźniona w rozwoju?!

– A na co my czekamy, bo nie rozumiem? – odezwał się ktoś, gdy tylko za rektorem zamknęły się drzwi. – Ile jeszcze mamy tak siedzieć?

– Czekamy na postępy śledztwa, o ile dobrze zrozumiałam – odparła genialna pedagożka Maria Grigorjewna, nie kryjąc sarkazmu. – A czy się ich kiedyś doczekamy, to jeden Bóg wie.

– Postępy! Jakie mogą być postępy, kiedy tu, w tych murach…

– W tych świętych murach – podpowiedziała usłużnie Maria Grigorjewna.

– Otóż to! Sam Wachtangow krążył po tych murach! A tu zabójstwo!

Nagle zaczęli mówić wszyscy, jeden przez drugiego, jakby dostali pozwolenie z góry:

– Od dawna mówiłam na zebraniach, że trzeba zamknąć wyjście na schody pożarowe! Przecież ona spadła z tych schodów…

– Skąd to pani przyszło do głowy?!

– A skąd indziej miała spaść?!

– Swietoczka wcale nie spadła, tylko ją zabito, zamordowano! Te tutaj dzieci znalazły ją taką… zabitą.

Wszystkie co do jednego spojrzenia jak na komendę zwróciły się na Nastię i Danię.

– Dzień dobry – mruknęła Nastia i spąsowiała.

– To Swietoczkę… zamordowano czy nie?!

– Otóż… – zaczął Dania Lipnicki stanowczo, ale nie zdążył powiedzieć nic więcej.

– Mamy tu jakąś Morozową? Która to Morozowa?!

– To ja! – krzyknęła Nastia. – Ja!

– Pani pójdzie ze mną.

Nastia ruszyła za człowiekiem w mundurze, nawet nie obejrzawszy się na nowego znajomego. Ba, był teraz więcej niż znajomym, był jak przyjaciel! Przepadłaby bez niego, całkiem się zagubiła w całym tym… okropieństwie.

O okropieństwach młode aktorki też pisały na blogach. Dolczikowa również. „Okropnie pięknie, oszaleć można” – tak opisywała zdjęcia w jakimś polskim mieście, chyba Krakowie albo innej Warszawie. Jeszcze było „mistycznie”. „Mistycznie piękne miejsce!”

Nagle Nastii zrobiło jej się żal, tak strasznie żal. Rozpłakałaby się, ale w tym momencie zza pleców policjanta w granatowym mundurze idącego środkiem pustego, tak dziwnie pustego korytarza, wyjrzała… jej własna matka!

A ona co tu robiła?

Matka rzuciła się w jej stronę, jakby Nastii ze sto lat nie widziała, chociaż żegnały się rano, i to w nie najlepszy sposób: Nastia chciała pieniędzy, a matka dała jej marny tysiąc rubli i twierdziła, że więcej nie ma!

Matka rzuciła się, przytuliła córkę, przycisnęła do siebie, całowała – zupełnie jak w tym programie, gdzie jedni idioci szukają innych idiotów i tak samo robią, kiedy ich znajdą.

– Nastiu, Boże jedyny…! Jak się czujesz? Co się stało?! Dlaczego od razu nie zadzwoniłaś?!

– Daj mi spokój, mamo! Po co przyjechałaś?!

– Ale… nic ci nie jest? – Matka przyjrzała się jej, znowu ją mocno przytuliła, przecież znała swoją córkę! – Jak sobie dałaś radę z tym wszystkim?

– Wracaj do domu, dobrze? – wysyczała Nastia. – Tutaj dzieją się poważne rzeczy, nie rozumiesz?

– Otóż właśnie, poważne – potwierdził wysoki mężczyzna, bardzo przystojny, chociaż przy tym stary. Nastia nieoczekiwanie się na niego zapatrzyła. Przypominał jakiegoś aktora, ale nie pamiętała kogo.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: