Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kraj utracony - ebook

Data wydania:
31 sierpnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kraj utracony - ebook

„Skąd pochodzę? Co robili moi przodkowie? Kim jestem?” – pytania te towarzyszą nam od zawsze, ale nie zawsze można znaleźć na nie odpowiedź. Auvinni Kadreseng, urodzony w 1945 roku w tajwańskich górach, postanowił zmierzyć się z nimi w książce dokumentującej współczesne dzieje swojego ludu, czyli Kocaponganów – jednej z rdzennych społeczności tajwańskich, należącej do etnosu Rukajów.

W efekcie powstała opowieść stanowiąca na poły kronikę, na poły autobiografię autora, opisująca przymusową japonizację, a potem sinizację Kocaponganów, wyjaławianie się ich dawnych ziem, przesiedlenie osady, próby utrzymania tradycyjnej społeczności, zmagania z kolejnymi katastrofami naturalnymi, wreszcie całkowite zniszczenie nowej wioski w następstwie tajfunu Sepat. Kraj utracony to nieoceniony zapis historii zanikania ludu i poruszająca relacja z poszukiwania drogi powrotnej do dawnego domu w górach. Jednocześnie dotyka problemów takich jak bezrefleksyjne niszczenie środowiska oraz zanik tożsamości i odrębności kulturowej. Jest także przypomnieniem o konieczności powrotu do samoanalizy i troski o to, co wspólne.

 

Spis treści

Wstęp...................................................................................................................................... 13
Rozdział 1. Pod ciosami historii................................................................................... 17
1. Krótkotrwały spokój............................................................................................... 17
2. Nadejście nowej władzy......................................................................................... 18
3. Młodzi ochotnicy wstępują do armii................................................................ 19
4. Wioskowa brygada młodzieżowa....................................................................... 21
5. Rząd ogłasza nowe przepisy................................................................................ 23
6. Napływ religii zachodniej..................................................................................... 25
7. Dyrektywa wchodzi w życie................................................................................ 27
8. Grabież gruntów...................................................................................................... 29
9. Pierwszy odpływ ludności.................................................................................... 30
10. Napływ trzeciej nowej religii............................................................................ 34
11. Początki zalesiania................................................................................................ 36
12. Kampania nowego życia..................................................................................... 40
13. Przybycie czwartej nowej religii...................................................................... 43
14. Nasz mit................................................................................................................... 44
Rozdział 2. Ostatnia odsłona......................................................................................... 47
1. Wyczerpanie zasobów naturalnych.................................................................... 47
2. Ostatnia dyrektywa................................................................................................. 52
3. Tryb życia................................................................................................................... 53
4. Społeczeństwo plemienne..................................................................................... 54
5. Zamierająca wioska................................................................................................. 56
6. Ogłoszenie dziewięcioletniego systemu edukacji......................................... 58
7. Filozof górskiego życia.......................................................................................... 62
Rozdział 3. Wielka relokacja wioski........................................................................... 65
1. Początek przeprowadzki....................................................................................... 65
2. Pierwsze domki robotnicze.................................................................................. 67
3. Wczesne nastroje...................................................................................................... 71
Rozdział 4. Nasza nowa wioska................................................................................... 73
1. Plan i rozkład osady............................................................................................... 73
2. Odtwarzanie kultury.............................................................................................. 78
3. Pierwsze Święto Plonów....................................................................................... 81
Rozdział 5. Głosy ze świata natury............................................................................. 89
1. Protest przeciwko zalewowi Majia.................................................................... 93
2. Stopniowe odchodzenie powierników historii oralnej............................... 95
Rozdział 6. Pierwsza dekada........................................................................................101
1. Powiew świeżości..................................................................................................101
2. Stary Lhidaku odchodzi, by odbudować swój dom...................................103
3. Kocapongane staje się zabytkiem drugiej klasy...........................................106
Rozdział 7. Koniec naszej alma mater......................................................................111
1. U źródeł naszej alma mater...............................................................................111
2. Nasza nowa szkoła................................................................................................118
Rozdział 8. Święto Plonów wśród ludu Lhikulao................................................123
Rozdział 9. Rzeźbiarz pierwotnej tradycji...............................................................135
1. Odszedł….................................................................................................................135
2. Moje wspomnienia o zmarłym.........................................................................143
Rozdział 10. Nadchodzi katastrofa............................................................................149
1. Tajfun Herb..............................................................................................................149
2. Tajfun Dujuan.........................................................................................................151
3. Tajfun Haitang........................................................................................................156
4. Dzień, w którym uderzył tajfun Sepat...........................................................158
Rozdział 11. Pierwsza wizyta w ośrodku dla uchodźców.................................163
Założenie komitetu relokacyjnego........................................................................172
Rozdział 12. Obraz katastrofy w wiosce.................................................................179
Wspomnienie dawnych lat.......................................................................................188
Rozdział 13. Ostatnia noc w Tulalkelhe..................................................................193
Rozdział 14. Noc tajfunu Morakot............................................................................209
1. W przeddzień tajfunu.........................................................................................209
2. Noc tajfunu.............................................................................................................212
3. Górski rekonesans.................................................................................................217
4. Przecieranie szlaku do brzostownicy..............................................................219
Rozdział 15. Ai-yi! O, domu mój...............................................................................227
Rozdział 16. Dokąd teraz?............................................................................................235
1. Nastroje.....................................................................................................................235
2. Święto Plonów na obczyźnie.............................................................................243
Rozdział 17. W poszukiwaniu drogi do domu......................................................249
1. Promyk światła.......................................................................................................249
2. Pierwsze roboty......................................................................................................250
3. Pierwsza przeprawa górską ścieżką z Wutai................................................254
4. Druga przeprawa górską ścieżką z Wutai.....................................................255
5. Pierwsza wyprawa z Nowego Kocapongane w stronę ścieżki
nad urwiskiem........................................................................................................256
6. Druga wyprawa z Nowego Kocapongane w stronę ścieżki
przez urwisko.........................................................................................................258
Rozdział 18. Eksploracja „kozich kiszek”...............................................................263
Rozdział 19. Eksploracja ścieżki nad urwiskiem..................................................277
Rozdział 20. Prace nad budową trasy nad urwiskiem........................................283
Rozdział 21. Wartość starego traktu.........................................................................299
1. Wartość historii......................................................................................................301
2. Pejzaż kulturowy....................................................................................................302
Rozdział 22. Epoka Rinari............................................................................................305
1. Dom na stałe...........................................................................................................305
2. Renowacja zabytków.............................................................................................311
3. W poszukiwaniu korzeni....................................................................................313
4. Pierwsze Święto Plonów w Rinari...................................................................316
Rozdział 23. Zniszczenie Balhiu naszych przodków...........................................321
Epilog...................................................................................................................................337

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788382381214
Rozmiar pliku: 11 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AU­TORA

Książka ta pi­sana była w po­śpie­chu. Na myśl o tym, że nasz lud – Ko­ca­pon­ga­nie – na do­bre po­rzu­cił swoje ro­dzime zie­mie oraz śro­do­wi­sko ży­cia i zna­lazł się na gra­nicy, za którą leży zu­peł­nie od­mienna kul­tura, ogar­niało mnie bo­wiem głę­bo­kie prze­świad­cze­nie, że nie ma czasu do stra­ce­nia. Z ko­lei długa zwłoka w pu­bli­ka­cji wy­nika z faktu, że po­cząt­kowo chcia­łem wy­dać ten tekst jako część peł­nej, upo­rząd­ko­wa­nej hi­sto­rii Ko­ca­pon­ga­nów, się­ga­ją­cej aż do mi­tycz­nych „po­cząt­ków stwo­rze­nia”. Osta­tecz­nie jed­nak do­sze­dłem do wnio­sku, że opis tych dzie­jów jesz­cze nie doj­rzał w pełni do druku – zresztą, co hi­sto­ria, to hi­sto­ria, a co współ­cze­sność, to współ­cze­sność. W ni­niej­szej książce za­war­łem więc je­dy­nie frag­ment opo­wia­da­jący o cza­sach od na­sta­nia Re­pu­bliki Chiń­skiej, gdy jesz­cze miesz­ka­li­śmy w Ko­ca­pon­gane, po re­lo­ka­cję wio­ski do Tu­lal­kelhe. Tekst na­pi­sany jest sty­lem ese­istycz­nym, po­nie­waż za­wiera moje oso­bi­ste do­świad­cze­nia i opisy wy­da­rzeń, któ­rych by­łem na­ocz­nym świad­kiem – jest za­tem wy­peł­niony su­biek­tyw­nymi wra­że­niami i opi­niami. W związku z tym nie można go uznać za obiek­tywne dzieło hi­sto­ryczne.

W tym miej­scu mu­szę nad­mie­nić, że „Kraj utra­cony” ma sta­no­wić na­wią­za­nie do na­szej „hi­sto­rii utra­co­nej”, dla­tego też ce­lowo za­cho­wuję w książce dawne na­zwy, po­cho­dzące sprzed cza­sów, gdy do gór­skich lu­dów do­tarła cy­wi­li­za­cja – na­zwy gór, re­gio­nów, stru­mieni, ple­mion, ro­dów czy też imiona po­szcze­gól­nych osób. W ten spo­sób chcę pod­kre­ślić re­la­cje mię­dzy daw­nym na­zew­nic­twem a tymi zie­miami i ich kul­turą. Ro­bię to przede wszyst­kim dla­tego, że po na­sta­niu Re­pu­bliki Chiń­skiej dawne ter­miny zo­stały po­zmie­niane na chiń­skie. Wy­ra­ża­jąca się w nich bo­gata spu­ści­zna kul­tu­rowa i ję­zy­kowa na­szych przod­ków – spu­ści­zna, która nas ukształ­to­wała – zo­stała w związku z tym za­tarta, tak że obec­nie nie da się już in­tu­icyj­nie w nią wnik­nąć ani zro­zu­mieć ko­no­ta­cji na­zew­ni­czych. Trans­kryp­cja ję­zyka ru­kaj­skiego na znaki chiń­skie nie od­daje w pełni jego wy­mowy, a pier­wotne zna­cze­nia słów ule­gły w tym pro­ce­sie znie­kształ­ce­niu – dla­tego też, dla za­cho­wa­nia wła­ści­wego brzmie­nia, przy więk­szo­ści imion czy na­zwisk ro­do­wych po­daję w na­wia­sie trans­kryp­cję w al­fa­be­cie ła­ciń­skim, zaś do naj­waż­niej­szych ter­mi­nów do­łą­czam przy­pisy z ob­ja­śnie­niami.

Pra­gnę go­rąco po­dzię­ko­wać mo­jej je­dy­nej córce Dres­drese oraz zię­ciowi Ku­lele, któ­rzy w trak­cie pi­sa­nia tej książki nie tylko prze­jęli cię­żar opieki nad na­szym do­mem, ale rów­nież oka­zy­wali mi nie­zwy­kłą wy­ro­zu­mia­łość, przez co mo­głem spo­koj­nie po­świę­cić się pi­sa­niu. Dzię­kuję także mo­jej młod­szej sio­strze Slhepe, która od sa­mego po­czątku zaj­muje się mo­imi wnu­czę­tami, dzięki czemu na­sza trójka do­ro­słych może się sku­pić na pracy. Przede wszyst­kim zaś chciał­bym po­dzię­ko­wać mo­jej żo­nie Emme, która do­sko­nale wie­działa, że dziełko to nie bę­dzie przed­sta­wiało żad­nej wy­mier­nej war­to­ści, a mimo to stwier­dziła, że je­śli jako przed­sta­wi­ciel ludu Ru­ka­jów mogę coś uczy­nić dla swo­ich przod­ków i po­bra­tym­ców, to po­wi­nie­nem to zro­bić. Wzięła też na sie­bie nie­mały trud opieki nad dwójką wów­czas jesz­cze ma­ło­let­nich chłop­ców, co rów­nież umoż­li­wiło mi sku­pie­nie się na pi­sa­niu. Wresz­cie dzię­kuję mo­jemu naj­star­szemu sy­nowi Dran­galhu i jego żo­nie Tuyu Ma­sau, któ­rzy nie tylko wspie­rali mnie fi­nan­sowo, ale także bar­dzo trosz­czyli się o moją ja­kość ży­cia i stwo­rze­nie mi wa­run­ków do pracy.

Spe­cjalne wy­razy wdzięcz­no­ści na­leżą się też mo­jej sio­strze­nicy Ala­zumu i jej mę­żowi Pa­ir­ran­gowi, któ­rzy cho­dzili w góry, aby za­jąć się na­szym sta­rym do­mem, i do­kła­dali wszel­kich sta­rań, żeby do­ga­sa­jące pło­mie­nie w pa­le­ni­sku nie tylko nie za­marły, ale znów na­brały mocy. Długi po­byt w Ri­nari, gdzie miesz­kamy te­raz na stałe, spra­wił, że w skry­to­ści du­cha za­czą­łem tra­cić serce dla tej pracy – oni jed­nak wy­czuli, co się dzieje, wy­cią­gnęli do mnie po­mocną dłoń i po­krze­pili, dzięki czemu mo­głem z no­wymi si­łami wró­cić do pi­sa­nia. Gdy w trak­cie pracy twór­czej nę­kały mnie pro­blemy fi­nan­sowe, pro­fe­sor Liu, prze­wod­ni­czący Fun­da­cji Bu­dow­nic­twa i Pla­no­wa­nia Pań­stwo­wego Uni­wer­sy­tetu Taj­wanu, za­pro­po­no­wał mi udział w pro­jek­cie ochrony za­byt­ków dru­giej klasy, za co po­zo­stanę mu do­zgon­nie wdzięczny. Z ko­lei pro­fe­sor Zhu­ang Xia­owen czę­sto przy­jeż­dżał do mnie ze stu­den­tami wy­działu mu­zycz­nego, po­zo­sta­wia­jąc nie tylko in­spi­ru­jącą mu­zykę, ale rów­nież nie­wy­ko­rzy­stany pro­wiant. Chen Yon­glong na­to­miast oka­zy­wał mi dużą tro­skę, a co wię­cej, gdy po­ja­wiał się w oko­li­cach Ko­ca­pon­gane, za­wsze pod­rzu­cał mi ja­kieś Pa­drare. Po­dzię­ko­wa­nia skła­dam także mi­strzyni ce­ra­miki, pani Chen Shu­hui, która pod­czas mo­jej wi­zyty z dwójką dzieci w Ja­skini Nie­to­pe­rzy na­pro­wa­dziła nas na wła­ściwą drogę.

Na ko­niec mu­szę wspo­mnieć o spo­tka­niu, które stało się dla mnie im­pul­sem do na­pi­sa­nia cze­goś na te­mat na­szej wio­ski – cho­dzi mia­no­wi­cie o spo­tka­nie z pa­nią Zheng Yawen z Na­ro­do­wego Mu­zeum Li­te­ra­tury w Ta­ina­nie. To wła­śnie ona naj­moc­niej za­chę­ciła mnie i za­in­spi­ro­wała do chwy­ce­nia za pióro. A gdy prze­by­wa­jąc w ro­dzin­nych stro­nach, w sta­rym Ko­ca­pon­gane, po­pa­da­łem w nie­ja­kie roz­le­ni­wie­nie, wów­czas wi­dząc let­nie słońce wolno chy­lące się ku za­chod­niemu ho­ry­zon­towi – hen poza ta­inań­skim por­tem Xingda – przy­po­mi­na­łem ją so­bie za­raz i ogar­niało mnie straszne po­czu­cie wstydu. „Prze­śliczna Du­liipy!” – mó­wi­łem wtedy w my­ślach – „na pewno do­cią­gnę tę pracę do końca”.

18 maja 2014, Ri­nariROZDZIAŁ 1

POD CIO­SAMI HI­STO­RII

1. KRÓT­KO­TR­WAŁY SPO­KÓJ

Matka wy­dała mnie na ten świat późną je­sie­nią roku 1945 (czyli 34. roku Re­pu­bliki Chiń­skiej), nie­długo po tym, jak za­koń­czyła się druga wojna świa­towa. Oto, jak o tym opo­wia­dała:

– Ze wschodu nad­cią­gał miękki blask słońca, ale oko­liczna ro­ślin­ność za­czy­nała wła­śnie przy­mie­rać. W po­wie­trzu uno­siła się at­mos­fera śmierci i łez, bo wojna roz­pę­tana w la­tach 1939–1945 przez Niemcy i Ja­po­nię, w któ­rej zgi­nęło około pięć­dzie­się­ciu mi­lio­nów lu­dzi, nie oszczę­dziła na­wet nas w tym na­szym od­le­głym gór­skim za­kątku. Z sa­mej na­szej wio­ski po­nad dwu­dzie­stu męż­czyzn po­szło wal­czyć po stro­nie Ja­poń­czy­ków. Dwu­dzie­stu zgi­nęło. Nie mie­li­śmy po­ję­cia, co się stało z resztą.

Za­le­d­wie czter­dzie­ści pięć dni po moim na­ro­dze­niu nad­szedł rok 1946.

– Ten rzadki rok spo­koju był nie­zwy­kle cenny, a jed­nak... – mó­wiła matka – wszy­scy w wio­sce no­sili jesz­cze czarne ża­łobne opa­ski, a twa­rze na­dal były opuch­nięte od pła­czu. W do­datku po­przed­niego roku przy­szła su­sza, więc nie mie­li­śmy żad­nych za­pa­sów. Na przed­nówku spadł na nas nie­spo­ty­kany wcze­śniej głód... Z tru­dem zdo­ła­li­śmy prze­trwać do końca lata i do­piero wtedy mo­gli­śmy ode­tchnąć z ulgą, bo na­de­szła pora zbio­rów Lal­hu­may. Ale pew­nego dnia nie­spo­dzie­wa­nie roz­sza­lała się je­sienna wi­chura. Aku­rat wtedy je­den młody chło­pak z wio­ski, na imię miał Pa­idrisy, wy­brał się ze star­szymi braćmi na łowy nad stru­mie­niem Ka­ca­ci­pulu w gó­rach po wschod­niej stro­nie, i już nie wró­cił. A nie­długo po­tem, w trak­cie pełni księ­życa wy­zna­cza­ją­cej śro­dek je­sieni, na ostrej ka­le­nicy ja­poń­skiego po­ste­runku za­ło­po­tała nowa flaga pań­stwowa: białe słońce na nie­bie­skim nie­bie, oto­czone czer­woną zie­mią.

2. NADEJ­ŚCIE NO­WEJ WŁA­DZY

Czasy, o któ­rych opo­wia­dała matka, to okres prze­ję­cia przez Ku­omin­tang wła­dzy na Taj­wa­nie z rąk ja­poń­skich. Nowy rząd bar­dzo szybko wpro­wa­dził w re­jo­nach gór­skich wła­sną ad­mi­ni­stra­cję; uła­twiły mu to szlaki prze­tarte przez Ja­poń­czy­ków.

– Za pierw­szym ra­zem, jak zo­ba­czy­łam Chiń­czy­ków, to wy­da­wało mi się, że wy­glą­dają zu­peł­nie jak Ja­poń­czycy, no ale... – Tu matka prze­rwała i po chwili wa­ha­nia mó­wiła da­lej: – Jak tylko otwo­rzyli usta, to już wie­dzia­łam, że to nie ci sami lu­dzie.

We wszyst­kich wio­skach na nowo za­re­je­stro­wano każdą osobę i zmie­niono jej imię na chiń­skie, po czym wpi­sano je na li­sty rządu Re­pu­bliki Chiń­skiej. Mnie rów­nież to nie omi­nęło – stało się to nie­jako mi­mo­cho­dem, za­nim jesz­cze mo­głem to so­bie uświa­do­mić. Z zu­peł­nie nie­zro­zu­mia­łych po­wo­dów ca­łej na­szej ro­dzi­nie nadano chiń­skie na­zwi­sko Qiu – i z tak samo nie­zro­zu­mia­łych po­wo­dów otrzy­ma­łem imię Jintu. Naj­bar­dziej ab­sur­dalne było to, że w nie­któ­rych przy­pad­kach człon­ko­wie tego sa­mego rodu skoń­czyli z zu­peł­nie róż­nymi na­zwi­skami – co do imion wła­snych, oczy­wi­ście nikt nie zwra­cał uwagi na to, by od­zwier­cie­dlić w nich ro­dzinną wspól­notę krwi, że o es­te­tyce nie wspo­mnę.

Ja­poń­czycy ja­koś prze­łknęli ru­kaj­ską na­zwę na­szej wio­ski (Ko­ca­pon­gane), ale rząd ku­omin­tan­gow­ski nie był w sta­nie się z nią po­go­dzić – ab­so­lut­nie i ko­niecz­nie na­le­żało ją zmie­nić. Od tej pory na­zy­wano ją „Ha­ocha”, co w zna­kach chiń­skich ozna­cza „Do­bra Her­bata”. Brzmiało to na­wet nie­brzydko, tylko że od tej pory wszy­scy na­brali błęd­nego prze­ko­na­nia, ja­koby ro­sła u nas her­bata zna­ko­mi­tej ja­ko­ści.

Pierw­szy na­bór uczniów w roku 1945 przy­po­mi­nał wy­ła­wia­nie ry­bek w stru­mie­niu – nikt nie pa­trzył, czy dziecko jest małe czy duże, nie przej­mo­wał się wie­kiem: każde ła­pało się w szkolną sieć. Łącz­nie na pierw­szy rok szkolny od czasu, gdy w gó­rach po­ja­wiła się ad­mi­ni­stra­cja ku­omin­tan­gow­ska (czyli do klasy Thi­ma­thi­mau Pa­sa­ke­nego), za­ła­pało się po­nad pięć­dzie­siąt osób. W roku 1946, przy dru­gim na­bo­rze (do klasy Ka­rau­sa­nego Ga­dhu), uczniów było już tylko dwa­dzie­ścioro kil­koro.

Ci, któ­rzy do­ra­stali w tych na­zna­czo­nych po­li­tyką cza­sach, przez sześć klas pod­sta­wówki na­sią­kali po­li­tycz­nymi slo­ga­nami roz­wie­szo­nymi po ca­łej szkole, jak na przy­kład: „Od­bić kon­ty­nent, oba­lić ra­dziec­kich ban­dy­tów, znisz­czyć ko­mu­ni­stycz­nego wroga!”. Na­wet pod­czas musz­try ma­sze­ro­wa­li­śmy do rytmu ta­kich ha­seł. Jed­nak do tej pory pa­mię­tam, że wszystko w szkole zo­stało nam po Ja­poń­czy­kach, sam bu­dy­nek oczy­wi­ście rów­nież był w stylu ja­poń­skim. Na­wet plat­formę z masz­tem za­pro­jek­to­wali Ja­poń­czycy, tyle że zmie­niła się po­wie­wa­jąca na nim flaga.

3. MŁO­DZI OCHOT­NICY WSTĘ­PUJĄ DO AR­MII

Za­częło się nie­długo po przy­by­ciu Ku­omin­tangu. Nie wiem, jak oni zdo­łali ich omo­tać. W pierw­szym rzu­cie za­cią­gnęli się Ta­nu­bake Ga­lan, Pa­ke­drel­has Sa­valhu, Ba­sa­kal­hane Than­gi­ra­dane i Ar­rese Ru­dra­mil­hing – łącz­nie czte­rech chło­pa­ków. Po­je­chali na kon­ty­nent, żeby wal­czyć w imię Ku­omin­tangu z ko­mu­ni­stycz­nymi ban­dy­tami. Tylko dwóm z nich – Ta­nu­ba­kemu i Ar­re­semu – cu­dem udało się stam­tąd po­wró­cić.

Jak opo­wia­dał Ta­nu­bake, mój star­szy ku­zyn:

– Le­dwo zdą­ży­łem się za­pi­sać do li­ceum w Ka­oh­siungu, kiedy pod­szedł ja­kiś woj­skowy in­struk­tor, klep­nął mnie w ra­mię i po­pro­sił na roz­mowę do swo­jego ga­bi­netu. W dro­dze za­pro­sił jesz­cze kilku in­nych chło­pa­ków, tak samo jak ja rdzen­nych Taj­wań­czy­ków. A po­tem bie­rze dłu­go­pis, od­wraca się do nas i mówi: „Zo­sta­li­ście wy­se­lek­cjo­no­wani do służby w woj­sku, je­dzie­cie na kon­ty­nent”. I za­nim się obej­rze­li­śmy, już cze­ka­li­śmy na okręt, który miał nas prze­wieźć na drugą stronę Cie­śniny. Gdy tylko się o tym do­wie­dzia­łem – do­dał – po­bie­głem w te pędy na po­ste­ru­nek, żeby za­dzwo­nić do ro­dzi­ców i po­wie­dzieć, że wzięli mnie do woj­ska: ai-yi! Kiedy już mia­łem wcho­dzić na po­kład, oka­zało się, że oj­ciec zdą­żył jesz­cze do­trzeć do portu, żeby się ze mną po­że­gnać. Prze­szedł pie­chotą z Ko­ca­pon­gane do Shu­imen, a po­tem aż na na­brzeże w Ka­oh­siungu. Za­mie­ni­li­śmy kilka słów, i tyle. A kto wie­dział, czy jesz­cze się kie­dyś zo­ba­czymy na tym świe­cie...

I opo­wia­dał da­lej:

– Le­dwo udało nam się wró­cić do domu. W Szan­ghaju mu­sia­łem za­bić ja­kie­goś ro­bot­nika por­to­wego, żeby ode­brać mu uni­form. Prze­bra­łem się w jego rze­czy i dzięki temu zdo­ła­łem się do­stać na ja­kiś trans­por­to­wiec. A po­tem opróż­ni­łem pierw­szą z brzegu skrzy­nię, ukry­łem w niej mo­jego przy­ja­ciela Ar­re­sego i prze­my­ci­łem go na po­kład, że niby to­war. Jemu to do­piero było ciężko: mu­siał się kryć przez całą drogę z Szan­ghaju aż do Ke­elungu. – W tym miej­scu urwał, po czym do­dał: – Je­dyne, co da­wało mi siłę, żeby wró­cić w ro­dzinne strony, to tamto wspo­mnie­nie ojca, który prze­szedł taki szmat drogi, żeby mnie po­że­gnać...

Ar­rese Ru­dra­mil­hing wspo­mi­nał zaś:

– Umó­wi­li­śmy się we czte­rech już na sa­mym po­czątku. Od razu, pierw­szego wie­czoru. Chcie­li­śmy na­wiać, gdy Pa­ke­drel­has Sa­valhu bę­dzie stał na wach­cie. Naj­pierw miał prze­pu­ścić nas trzech, a po­tem sam prze­pra­wić się za nami przez fosę do­okoła obozu. Ale jak tylko Ta­nu­bake i ja się prze­do­sta­li­śmy, roz­le­gły się strzały z ka­ra­binu. I tamci już do nas nie do­łą­czyli...

Na drugi rzut po­szli: Ma­se­ge­sege Pa­sa­kene, Ar­rese Sa­pay, Ca­make Ru­dra­mil­hing, Lhan­ge­pau Sa­valhu, Mau­rage Ta­le­arane, Pa­ir­rang Ta­lu­pal­hase, Ki­nia­vang Ta­le­arane i Le­geay Ma­di­ling – łącz­nie ośmiu. Tak samo do­pa­dła ich ku­omin­tan­gow­ska klą­twa i za­cią­gnęli się do gar­ni­zonu w Ping­tungu. Ale gdy się prze­ko­nali, że rze­czy­wi­stość wcale nie wy­gląda tak, jak w słod­kich kłam­stew­kach, któ­rymi ich z po­czątku kar­miono, wszy­scy ko­lejno dali nogę i wró­cili do domu. Po­tem mu­sieli kryć się po gór­skich gę­stwi­nach i żyć jak włó­czę­dzy, o mio­dzie wy­ja­da­nym psz­czo­łom. A mimo to na­wet ostatni z nich, mój wu­jek w dru­giej li­nii, Le­geay Ma­di­ling, wo­lał zde­zer­te­ro­wać w ślad za po­bra­tym­cami niż tam zo­stać.

Pa­mię­tam, jak pew­nego dnia, jesz­cze przed wscho­dem słońca, głę­boką nocną ci­szę prze­rwał ja­kiś wy­soki, prze­cią­gły okrzyk.

– To mój ku­zyn Le­geay, już jest, mu­szę do niego iść... – wy­mam­ro­tała wy­rwana ze snu matka. Gdy wy­szła na ze­wnątrz, usły­sze­li­śmy jej płacz: – Ku­zy­nie! Wresz­cie wró­ci­łeś... Póź­niej tego ranka oznaj­miła nam:

– Zła­pał gdzieś po­ciąg po­wrotny i uciekł, ale gdy zo­ba­czył, że po wa­go­nach szu­kają go żan­darmi, wy­sko­czył. I zgi­nął.

Naj­trud­niej­sze do zro­zu­mie­nia było dla nas to, że gdy wu­jek za­cią­gał się do ku­omin­tan­gow­skiego woj­ska, miał już żonę, a ona – moja cio­cia Dre­me­dre­mane – była wła­śnie w ciąży z moją ku­zynką Pa­el­hese (czyli Li Bi­fen). Co go opę­tało, że ją tak zo­sta­wił? Do­piero po­tem się do­wie­dzie­li­śmy, że tych wszyst­kich męż­czyzn wcie­lono do ar­mii siłą.

Po­woli za­czą­łem pod­ra­stać. W mię­dzy­cza­sie mój ku­zyn Ta­nu­bake Ga­lan, ten z pierw­szego rzutu, któ­remu udało się uciec z woj­ska, zo­stał po­li­cjan­tem Re­pu­bliki Chiń­skiej i się oże­nił. Pew­nego dnia o zmierz­chu zo­ba­czy­łem, jak leży z głową na ko­la­nach żony, trzy­ma­jąc w rę­kach po­dwójny flet no­sowy o pię­ciu dziur­kach. Za­grał wtedy naj­pięk­niej­szą me­lo­dię, jaką sły­sza­łem w ca­łym swoim ży­ciu. Do­piero te­raz ro­zu­miem, że coś tak po­ru­sza­ją­cego może po­wstać je­dy­nie w efek­cie ży­cia peł­nego tru­dów i cier­pie­nia.

4. WIO­SKOWA BRY­GADA MŁO­DZIE­ŻOWA

Nie pa­mię­tam już, w któ­rym do­kład­nie to było roku, ale rząd ku­omin­tan­gow­ski wy­dał de­kret, że wszy­scy męż­czyźni i ko­biety w rdzen­nych wio­skach, w wieku od szes­na­stu do czter­dzie­stu pię­ciu lat (z wy­jąt­kiem ku­la­wych – bo nie mogą cho­dzić, głu­chych – bo nie będą sły­szeć po­le­ceń, ra­chi­tycz­nych – bo nie będą mo­gli stać, i tak da­lej), mają się za­pi­sać do tak zwa­nych bry­gad mło­dzie­żo­wych. Po­li­cja nie pa­trzyła na po­sturę: czy kto ni­ski, czy gruby, niech so­bie na­wet bę­dzie jed­no­oki, byle tylko mógł się sa­mo­dziel­nie po­ru­szać – wszy­scy mu­sieli iść, hur­towo.

Pa­mię­tam jesz­cze na­sze zbiórki: wy­glą­da­li­śmy jak kom­pa­nia woj­skowa. Przy­naj­mniej raz na ty­dzień od­by­wał się apel z li­stą obec­no­ści, a raz na mie­siąc mie­li­śmy obo­wiąz­kowe trzy­dniowe musz­try. Poza tym raz na ja­kiś czas no­cami wy­ry­wano nas ze snu na zbiórki alar­mowe. Każdy mu­siał na wła­sną rękę ku­pić so­bie mun­dur i zro­bić so­bie drew­nianą re­plikę ka­ra­binu. Oczy­wi­ście funk­cję do­wód­ców czy też kie­row­ni­ków bry­gad peł­nili miej­scowi po­li­cjanci. Je­śli ktoś się spóź­nił, ka­rano go lekko, tylko bi­ciem. Je­śli w ogóle się nie sta­wił – wtedy po­sy­łano go na przy­mu­sowe ro­boty. Kto chciał opu­ścić wio­skę, mu­siał pro­sić o urlop. W ten spo­sób kon­tro­lo­wano młodą po­pu­la­cję. Choć po praw­dzie ta­kie bry­gady mło­dzie­żowe wpro­wa­dzono już za cza­sów ja­poń­skich.

W owym po­zba­wio­nym twór­czego du­cha okre­sie uło­ży­li­śmy na­stę­pu­jącą pio­senkę pa­trio­tyczną:

Na kon­ty­nent! Chiń­ską ar­mię wy­mie­ciemy, ha­iyaa...

I oj­czy­znę, i ro­da­ków wnet ura­tu­jemy, ha­iyaa...

My, mło­dzi, żoł­nie­rzami zo­stać chcemy, ha­iyaa...

O, ko­cha­nie moje,

Usły­sza­łem zew,

„Say­onara” – mó­wię ci, ścią­ga­jąc brew.

Utwór ten śpie­wa­li­śmy na­stę­pu­jąco: słowo „kon­ty­nent” wy­ma­wia­li­śmy po ja­poń­sku (ta­irike), słowo „chiń­ską” po chiń­sku, „ar­mię” znowu po ja­poń­sku (hi­ta­isan), „wy­mie­ciemy” po taj­wań­sku, a „ha­iyaa” był to nasz wła­sny, ru­kaj­ski za­śpiew. Dwa ko­lejne wersy – „I oj­czy­znę...” oraz „My, mło­dzi...” – śpie­wa­li­śmy w ca­ło­ści po ja­poń­sku, i do­piero „ha­iyaa” wy­ma­wia­li­śmy znowu po na­szemu. Cała koń­cówka też była po ja­poń­sku.

Mimo tego po­mie­sza­nia róż­nych ję­zy­ków wszy­scy wie­dzieli, o co cho­dzi. A me­lo­dia, gdy śpie­wało ją po­nad sto dwa­dzie­ścia osób, brzmiała nie­zwy­kle mocno i po­ru­sza­jąco. Za­pewne ów­cze­śnie ta pio­senka mo­gła bu­dzić pa­trio­tyczne uczu­cia. Ale z per­spek­tywy god­no­ści i ży­cia ludz­kiego na­sze du­sze mu­siały ro­nić krwawe łzy, choć może ra­cjo­nal­nie so­bie tego nie uświa­da­mia­li­śmy.

Mło­dzi lu­dzie tam­tej epoki czę­sto pró­bo­wali wy­mi­gać się od bry­gady mło­dzie­żo­wej, ucie­ka­jąc na rów­niny w po­szu­ki­wa­niu za­ję­cia. Lecz na­wet gdy uda­wało im się zna­leźć ja­kąś pracę, dla od­miany pa­dali ofia­rami ka­pi­ta­li­stycz­nego uci­sku i sta­wali się wy­rob­ni­kami; ich pen­sje le­dwo star­czały na trzy po­siłki dzien­nie, a dłu­go­ter­mi­nowe umowy zmu­szały do po­słu­szeń­stwa ob­cym lu­dziom. Je­śli zaś nie spraw­dzili się na sta­no­wi­sku, lą­do­wali na ulicy jako bez­domni włó­czę­dzy.

Po­zo­stałe w wio­sce ko­biety, które na­le­żały do bry­gady mło­dzie­żo­wej, co­dzien­nie we­dług gra­fiku pil­no­wały te­le­fonu – na­zy­wa­li­śmy to „dy­żu­rem te­le­fo­nicz­nym” i trwał on od ósmej rano aż do pią­tej po po­łu­dniu. Oczy­wi­ście praca była cał­ko­wi­cie nie­od­płatna. Nie zda­wa­li­śmy so­bie sprawy, że to rów­nież jest wy­zy­ski­wa­nie siły ro­bo­czej i czasu zwy­kłych oby­wa­teli. Poza nimi i oso­bami ofi­cjal­nie za­trud­nio­nymi na po­ste­runku, co­dzien­nie przy­cho­dziły tam też inne ko­biety, żeby go­to­wać dla po­li­cjan­tów i zmy­wać po nich na­czy­nia, sprzą­tać kwa­tery miesz­kalne i prać im bie­li­znę. Nie­które prze­żyły tam coś gor­szego – ale komu miały się po­skar­żyć? Prze­cież nie ro­dzi­com, a tym bar­dziej nie po­li­cji, więc po pro­stu do końca ży­cia du­siły to w so­bie.

Mło­dzi lu­dzie po­winni sta­no­wić wtedy naj­więk­szy pro­cent siły ro­bo­czej w wio­sce. Ale gdy za­częto ich tak do­ci­skać, do pracy zo­stali je­dy­nie starcy, cho­rzy, ko­biety i dzieci. I tak oto w na­szych wio­skach, gdzie już wcze­śniej się nie prze­le­wało, ży­cie stało się jesz­cze trud­niej­sze i skrom­niej­sze. Mimo to jesz­cze przez ja­kiś czas po ho­ry­zont ota­czało nas mo­rze zie­leni, słońce wciąż świe­ciło jak za daw­nych lat, a nasi dzia­do­wie na­dal żyli po­dług daw­nych oby­cza­jów. Już wcze­śniej­sze po­ko­le­nia za­częły po­woli wpro­wa­dzać do ży­cia co­dzien­nego obce kul­tu­rowo ele­menty, ale wciąż można było od­dy­chać spo­koj­nie – ży­li­śmy w od­da­le­niu od zgiełku świata, więc sza­le­jące tam na­wał­nice i za­wie­ru­cha po­li­tyczna nie zdą­żyły do nas do­trzeć.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------WY­DAW­NIC­TWO AKA­DE­MIC­KIE

DIA­LOG

Wy­daw­nic­two Aka­de­mic­kie Dia­log
00-112 War­szawa, ul. Ba­gno 3/218
tel.: 22 620 32 11, 22 654 01 49
e-mail: re­dak­cja@wy­daw­nic­two­dia­log.pl

www.wy­daw­nic­two­dia­log.pl

Od­wiedź nas na Twit­te­rze, YouTube, Fa­ce­bo­oku!

www.fa­ce­book.com/Wy­daw­nic­two­Dia­log

www.youtube.com: Wy­daw­nic­two Aka­de­mic­kie Dia­log

www.twit­ter.com/Wy­daw­Dia­log

www.in­sta­gram.com/wy­daw­nic­two­dia­log
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: