Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Krwawa klątwa. Trylogia mistrza magii. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Krwawa klątwa. Trylogia mistrza magii. Tom 3 - ebook

Świat nie chce, żeby byli razem. Może się okazać, że tym razem będą musieli go posłuchać.

Kiedy Clio dostała zadanie od Bastiana, żeby wykraść zaklęcia z Podziemia, była przekonana, że w ten sposób ocali swój kraj. Myliła się.

Mimo że udało jej się ujść z życiem i opuścić Podziemie, jej wizyta doprowadziła do tego, że niebezpieczne zaklęcie, które stworzył Lira, trafiło w niepowołane ręce – w ręce Bastiana. Teraz przyrodni brat Clio chce za jego pomocą wywołać wojnę.

Jednak nie tylko Bastian zapragnął władać śmiercionośnym zaklęciem. Teraz także najpotężniejszy architekt zaklęć w Podziemiu wie o jego istnieniu i zrobi wszystko, żeby je zdobyć. To ojciec Liry.

Clio i Lira są w wielkim niebezpieczeństwie. Czy nimfie uda się ocalić demona, którego kocha?

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67014-65-6
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

JEDEN

Pięć, cztery, trzy…

_Lira przyglądał się wskazówce odmierzającej sekundy i odsłoniętym trybikom. Zaklęcia nakładały się na siebie, magia buczała z pełną mocą._

_…dwa, jeden, zero._

_Wskazówka zaskoczyła z kliknięciem. Zaklęcia zamigotały złoto, energia zapulsowała i… nic._

_Lira warknął wściekle, waląc pięścią w stalowy blat. Zegar podskoczył od uderzenia. Lirę kusiło, żeby roztrzaskać idiotyczne urządzenie w drobny mak. Ile już cyklów na nie zmarnował?_

_Opadł na stołek, mamrocząc pod nosem przekleństwa. Stojące w pobliżu pudełko było wypełnione po brzegi klejnotami, grotami strzał, metalowymi dyskami i innymi szpargałami. Były zanieczyszczone nieudanymi zaklęciami. Dzięki temu nowemu czarowi będzie w stanie je wszystkie natychmiastowo oczyścić i zacząć od nowa._

_Ignorując niedokończone zamówienia zaśmiecające połowę stołu roboczego, wziął w dłoń plik swoich notatek i przewertował wyrysowane na nich diagramy. W teorii zaklęcia były idealne. Wziął pod uwagę każdy możliwy czynnik. Rzucił papiery na blat i skrzyżował ramiona, kontemplując zegar. Osadzone w trybikach klejnoty błyskały wesoło. Czar powinien działać, a jednak tak się nie stało._

_Czegoś w nim brakowało._

_Obrócił się powoli na stołku, wpatrując się w nicość. Czego mogło brakować? Obrócił się ponownie. Sofa, regały z książkami i biurko przesuwały się wraz z nim._

_Czar zdolny oczyszczać naładowane magią klejnoty._

_Pokój rozmazywał mu się w oczach. Zaklęcie mające moc wymazywania magii._

_Wbił pięty w podłogę, zatrzymując się gwałtownie. Kręciło mu się w głowie, jednak prawie tego nie czuł. Wpatrywał się w zegar wytrzeszczonymi oczyma._

_Oczywiście, że czegoś brakowało! Zaklęcie zdolne konsumować magię wymagało czegoś więcej niż samej magii. Ale czy to zadziała? Czy to w ogóle było możliwe?_

_Z żołądkiem ściśniętym z nerwów, jednocześnie ogromnie podekscytowany, wyszczerzył zęby i sięgnął po urządzenie._

_Wskazówka odmierzająca sekundy zgrzytnęła, kliknęła i zaczęła się przesuwać. Lira zatrzymał dłoń tuż nad nią, marszcząc brwi. Kluczyk do nakręcania zegara leżał na stole, nietknięty._

_Wskazówka pokonała połowę drogi i ruszyła w górę. Zaklęcia zaczęły się ładować, energia osiągała coraz wyższy poziom. Lira poczuł nagły przypływ paniki. Pragnął chwycić zegar i zatrzymać go siłą, jednak nie był w stanie się poruszyć._

_Tyk, tyk, tyk. Wskazówka zatrzymała się na dwunastej. Zaklęcia rozbłysły złotą poświatą, po czym poczerniały. Z klejnotów zaczęła uwalniać się czarna energia, zbierająca się na blacie. Ciecz bulgotała jak galareta. Wsysała w siebie światło. Lira odskoczył gwałtownie, a stołek uderzył o podłogę._

_Falująca czerń rozprzestrzeniała się we wszystkich kierunkach, pochłaniając stół i pełznąc dalej. Lira odsunął się o kolejny krok._

_Moc eksplodowała, uderzając go jak fizyczny cios i wciągając w wyjącą czeluść. Świat zniknął, czerń pochłonęła wszystko._

_Wił się w próżni, niezdolny zaczerpnąć oddechu. Czuł, jak wysysa z niego moc, życie. Był jednak w stanie odczuwać jej rozprzestrzenianie. Pożerała Poczwarkę, trawiła całe Asfodel._

_Jej celem były Podziemie i każda zamieszkująca je żywa istota._

Lira otworzył gwałtownie oczy i usiadł. Sfatygowany koc zsunął mu się na kolana. Wciągnął głośno powietrze i rozejrzał się nieprzytomnie po otoczeniu. Znajdował się w nieznanej mu kawalerce. Obok niego leżała Clio, zwinięta w kłębek. Włosy miała posklejane krwią, a na policzku przyklejony przylepcem bandaż.

Jego serce powoli się uspokajało. Przeczesał palcami włosy, otrząsając się ze snu i próbując skupić. Gdzie on, do cholery, się znajdował?

Ponownie rozejrzał się po pokoju. Obskurne ściany, malutka kuchnia z pustymi szafkami i dwa niepasujące do siebie krzesła. Dwoje zamkniętych drzwi i okno, za którym panowała ciemność, rozpraszana jedynie rzadko rozsianymi światłami.

Jego łuk stał oparty w kącie, a nieopodal niego porozkładany był cały arsenał – wielki miecz w czarnej pochwie, dwa krótsze miecze i zestaw sztyletów.

Poczuł mrowienie na karku. Obrócił szybko głowę i zauważył parę złotych oczu, przypatrujących mu się z szafki kuchennej. Małe stworzonko prędko schowało się w cieniu.

Otworzyły się jedne z drzwi prowadzących do pomieszczenia. Z niewielkiej łazienki wyłonił się daemon. W dłoni trzymał postrzępiony ręcznik. Włosy miał wilgotne, a ich ciemne pasma połyskiwały głęboką purpurą niczym wino. Miał na sobie czarne spodnie i T-shirt. Z kieszeni spodni zwisała czerwona wstążka, którą zwykle nosił wplecioną we włosy.

Bez całego swojego uzbrojenia Ash wyglądał niemal jak zwykły człowiek.

Chłodne, szare jak burzowe niebo oczy zwróciły się ku Lirze. Ash zarzucił ręcznik na oparcie krzesła i usiadł.

– Widzę, że się obudziłeś.

Lira lekko się zatrząsł. Nawet przyobleczony w urok Ash nadal nie brzmiał całkiem ludzko.

– Co jest zaskakujące – odparł ostrożnie Lira. – Nie spodziewałem się, że przeżyję.

Przyglądał się, jak drakon wiąże wysokie buty. Zachodził przy tym w głowę, jak się tu znalazł. Pamiętał opuszczony park, do którego zabrał go Bastian, oraz przybycie Clio z odsieczą i jej walkę z przyrodnim bratem. Pamiętał też ponowne uderzenie cieniami magii, pozbawienie mocy i wynikające z tego osłabienie. A potem…

– Żniwiarze – wymamrotał. – Co się stało ze żniwiarzami?

Było ich dwóch. Ich przybycie wystraszyło Bastiana i zmusiło do ucieczki z zegarem, jednak wcześniej zdążyli podsłuchać, jaką moc ma zaklęcie. Planowali zabrać Clio i Lirę z powrotem do Asfodel. Wtedy dołączył do nich Ash – i to była ostatnia rzecz, jaką Lira zapamiętał.

– Żniwiarze nie żyją – odparł drakon.

Chwilowe zaskoczenie szybko zastąpiła ulga. Lira rozpatrzył to lakoniczne stwierdzenie, próbując czytać między słowami.

– Zabiłeś ich.

– I zniszczyłem dowody. – Ash odchylił się na krześle. – Spierdoliłeś sprawę, inkubie.

– Nie zaprzeczę, ale co konkretnie masz na myśli?

– Po pierwsze, stworzenie tego czaru. A po drugie, pozwolenie, by wymknął ci się spod kontroli. Coś ty sobie myślał? – kontynuował Ash, nie dając Lirze dojść do słowa. – Czy to, co słyszałem o pozbawianiu magii całych armii i niszczeniu linii energetycznych, to prawda?

Lira skinął głową.

– Jesteś idiotą.

– Dzięki, niezwykle bystra obserwacja – odpowiedział chłodno Lira. – Czy możemy pominąć tę część rozmowy, w której przyznaję się do gigantycznego błędu, i przejść do ważniejszych spraw?

Ash wyciągnął nogi.

– Samael nie wie o istnieniu twojego czaru. Należy go zniszczyć, zanim się o nim dowie.

Samael, watażka Hadesów i faktyczny właściciel Poczwarki, był nie tylko najpotężniejszym daemonem Podziemia, lecz także panem losu Asha – choć na razie Lira nie wiedział, na jakiej podstawie.

– To dlatego nas uratowałeś? – zapytał, spoglądając na Clio, która nadal spała jak zabita.

– Nie widzę innych powodów.

Lira wciągnął głęboko powietrze, zmuszając się do przemyślenia odpowiedzi, nim wyjdzie na przemądrzałego. Zaledwie parę dni temu stoczył z Ashem pojedynek na śmierć i życie w ciemnych alejkach Brinford – Ash wykonywał rozkazy Samaela, a Lira desperacko walczył o przetrwanie.

– Masz rozkazy, by mnie zabić.

– I zrobię to, tylko jeszcze nie teraz.

„Nie teraz”. Lira zaśmiał się gorzko.

– Lepsze to niż nic.

– Rozkazy to rozkazy. – Ash wzruszył obojętnie ramionami. – Jeśli nie chcesz, żebym cię zabił, nie daj się następnym razem złapać.

– Popracuję nad tym. – Lira oparł się plecami o ścianę. – Bastian, książę nimf, ma moje zaklęcie. Żywi urazę do Ra i w zależności od tego, czy ambicja przeważy nad rozsądkiem, może próbować wywołać wojnę. Musimy odzyskać zaklęcie, nim do tego dojdzie.

– „My”?

– A co, planowałeś w pojedynkę zniszczyć zaklęcie zdolne anihilować wszystkie trzy wymiary?

– A kto powiedział, że w ogóle chcę się w to mieszać? Jeśli ktoś nas razem zobaczy, to będzie po mnie.

– Zatem świetnie się składa, że potrafisz się niepostrzeżenie przemieszczać. – Lira przyglądał się drakonowi spod przymrużonych powiek. – Przytargałeś tu mnie i Clio, żebyśmy mogli działać razem, zanim dojdzie do najgorszego. Po wszystkim możemy swobodnie wrócić do prób zamordowania się nawzajem.

Ash położył ramię na oparciu krzesła.

– Dasz radę dotrzymać mi tempa, inkubie?

Lira uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie, jak skakali z Ashem po dachach Asfodel.

– Może… jeśli najpierw wpakuję ci strzałę w nogę.

Lira spochmurniał. Po raz trzeci rozejrzał się po pomieszczeniu, zatrzymując wzrok na Clio.

– Masz rację, Ash. Schrzaniłem sprawę. A jeśli Bastian uwolni zaklęcie gdziekolwiek w pobliżu linii energetycznej, będzie naprawdę źle. Aż ciężko mi to sobie wyobrazić. – Westchnął. – Nie dam go rady znaleźć sam. Nie, by zdążyć go powstrzymać.

– Potrzebujesz mojej pomocy.

Ash wypowiedział już raz te słowa pod jego adresem. Lira ponownie odpowiedział prosto i szczerze.

– Tak.

Ash zmierzył go wzrokiem.

– Obudź dziewczynę i weźmy się do roboty. Musicie mi powiedzieć wszystko, co wiecie.

W opuszczonym parku zbyt wyczerpany, by móc ruszyć nawet palcem, w obliczu żniwiarzy – Lira czuł się całkowicie pokonany. Jednak teraz, gdy wyciągał rękę, by delikatnie obudzić Clio, poczuł pierwszą iskierkę nadziei. Moc Asha. Zaklęcia Liry. Magia Clio. Może razem będą mieli szansę zatrzymać ziszczenie się jego najgorszych koszmarów.DWA

Clio stała bez ruchu, starając się nie rumienić.

Lira trzymał ją delikatnie za szczękę, studiując jej policzek. Palce drugiej dłoni przyciskał do płytkiego skaleczenia, powstałego przez sztylet Eryksa. Na skórze nimfa czuła fale ciepła, będące efektem magii leczniczej.

Siedziała na kontuarze w łazience, a Lira stał przed nią. Ash wybył wiele godzin temu w poszukiwaniu Bastiana; niewielki pokoik był pusty.

Nadal nie mogła w to uwierzyć. Po tym, jak niemal zabił Lirę – a później próbował mu rozbić czaszkę – Ash ich uratował! Ważniejsze dla niego było, by zaklęcie nie dostało się w łapska Samaela, rozkazy były na drugim miejscu. Drakon ryzykował wszystko, by im pomóc.

Choć Clio wahała się, czy może zaufać Ashowi, Lira nie miał takich wątpliwości. Nie wiedziała, jak mógł zapomnieć o szkodach, które wyrządził mu drakon. Ona na pewno nie potrafiła, zwłaszcza że spędziła wiele godzin na leczeniu ran inkuba.

Lira odsunął palce od jej twarzy i się wyprostował.

– Tyle mogę zrobić teraz. Muszę naładować kilka kamieni, choć to też nie da za wiele. Nie jestem dobry w leczeniu.

Skrzywił się, mówiąc to, jednak nie ujmowało to niczego jego przystojnej do bólu twarzy. Tak samo jak Clio, nie przywdział jeszcze uroku, oszczędzając każdą odrobinę odzyskanej magii.

Była cała obolała i czuła się pusta w środku, jakby ktoś wyskrobał jej wszystkie wnętrzności. Nie spotkała się nigdy wcześniej z magią cieni i nigdy więcej nie chciała tego doświadczyć. Nawet długi prysznic nie zmył z niej poczucia wycieńczenia, tak głębokiego i przygniatającego, że nie była w stanie myśleć o niczym innym.

No dobrze, o niczym oprócz bliskości Liry. Jego zapach czereśni i przypraw nieco odwracał jej uwagę od zmęczenia.

– Dziękuję – odezwała się, nie wiedząc, gdzie ma podziać wzrok. Lira stał niemal nos w nos z nią, choć niecelowo, łazienka była po prostu naprawdę mała.

Ponownie musnął palcami jej twarz, przesuwając wzdłuż linii jej szczęki. Uniosła wzrok zaskoczona. Tym razem nie była w stanie powstrzymać pojawienia się rumieńca.

– Dobrze się czujesz, Clio? – zapytał cicho. Najwyraźniej czekał z tym pytaniem, aż Ash sobie pójdzie. I chodziło mu nie tylko o powierzchowne zadrapania, ale też o znacznie głębsze rany.

Otworzyła usta z zamiarem zapewnienia go, że wszystko w porządku, jednak nagle zalała ją fala wspomnień o Bastianie – uświadomienie sobie, że cały czas ją okłamywał, a potem stawienie mu czoła na Ziemi, gdzie nakazał Eryksowi poderżnąć jej gardło, jeśli Lira odmówi współpracy.

Jej przyrodni brat niemal ją zabił, nie wahając się i nie odczuwając żadnych wyrzutów sumienia. Od śmierci matki był dla Clio całym światem, utrzymywał ją i pielęgnował jej poczucie własnej wartości. A potem jej to wszystko odebrał. Skoro nie była jego przybraną siostrą, lojalną i oddaną jego sprawie oraz godną miejsca w jego rodzinie, to kim w takim razie była?

Uniosła głowę.

– Powstrzymamy go.

Lira nie musiał pytać, co Clio ma na myśli.

– Oczywiście.

Na widok błysku w jego bursztynowych oczach serce zabiło jej szybciej. Nawet prawie pozbawiony magicznej energii zasilającej jego urok był zachwycający. Pragnęła dotknąć tatuażu na jego policzku, który symbolizował pochodzenie inkuba. Przesunąć palcami po spiczastych uszach, przekłutych drobnymi złotymi kółkami i diamencikiem. Wsunąć palce w krótkie, zmierzwione włosy, z których po jednej stronie twarzy zwisał warkoczyk zakończony rubinem.

– Dziękuję – powtórzyła, zachrypnięta od emocji. – Za wszystko, Lira.

Inkub uśmiechnął się krzywo.

– Nie mam pojęcia, za co mi dziękujesz. Nie byłem szczególnie użyteczny.

Nimfa przewróciła oczami.

– Nie kłóć się, po prostu przyjmij to do wiadomości.

– Ale co dokładnie?

– Że bez ciebie nie dałabym sobie z tym wszystkim rady.

Twarz Liry przybrała poważny wyraz.

– Ależ dałabyś, Clio. Jesteś twardsza, niż ci się zdaje.

Nimfa skrzywiła się z powątpiewaniem. Lira zawiesił spojrzenie na jej ustach. Ledwo zdążyła się zorientować, w jakim kierunku podążają jego myśli, gdy wsunął palce w jej włosy. Kiedy odchylił jej głowę, serce na chwilę przestało jej bić.

Musnął ustami jej wargi, a ona zamknęła oczy, momentalnie zatracona w żarze rozprzestrzeniającym się w jej ciele. Ich wargi stopiły się w jedno. Clio objęła go za szyję i rozchyliła zapraszająco wargi.

Nagle ciszę przerwał głośny trel.

Clio oderwała się od Liry i uderzyła potylicą o pęknięte lustro za swoimi plecami.

Jej oczom ukazał się mały smok. Trzymał się pazurkami framugi i balansował z na wpół rozpostartymi skrzydłami, wpatrując się w nich karcącym wzrokiem. Stworzonko zaświergoliło surowo i z dezaprobatą, po czym odbiło się od framugi i zniknęło na powrót w salonie.

Clio po raz pierwszy widziała małego smoka w Asfodel. Później dowiedziała się, że stworek niemal zawsze podążał krok w krok za Ashem – z wyjątkiem dzisiejszego dnia. Może drakon zostawił go tu, by pilnował jego gości?

Lira skrzywił się, po czym skierował uwagę z powrotem na Clio. Pocałował ją znowu, wsuwając palce w jej włosy, nadal wilgotne po prysznicu. Przycisnął się do niej, czując przepełniające ją ciepło.

Od strony drzwi ponownie dobiegła ich seria wściekłych świergotów.

Lira po raz kolejny się odsunął, pozostawiając Clio bez tchu, i uśmiechnął się do powarkującego smoczka.

– Nie będziesz mną rządził, mały smoku. Twój pan też nie.

Clio westchnęła. Lira i Ash mogli stworzyć niebezpiecznie perfekcyjny alians – lub pozabijać się nawzajem.

Lira przesuwał palcem po łańcuchu na szyi, w myślach analizując każdy kamień i zawarty w nim czar. Bastian ukradł mu jeden łańcuch, pozostały jeszcze dwa. No cóż, przynajmniej nie stracił łuku. W tych okolicznościach nie miałby szans zastąpić go podobnie wykonaną bronią.

Jego palce zatrzymały się na klejnocie zawierającym jego najlepszą osłonę – tę samą, którą Ash bez problemu przebił, gdy walczyli na moście. Ta walka była naprawdę wyrównana. Każdy z nich mógł zginąć co najmniej kilkakrotnie.

A teraz ponownie ze sobą współpracowali.

Oparł stopę na krześle, a podbródek na dłoni i zapatrzył się w okno. Za nim, na materacu, spała Clio. Przespała z niewielkimi przerwami ostatnie dwadzieścia cztery godziny, wycieńczona przez zaklęcie zawarte w zegarze.

Dłoń Liry powędrowała do kieszeni, w której miał schowaną sakiewkę naładowanych energią kamieni.

Doświadczył już wcześniej skutków magii SIKOR-a, więc tym razem nie marnował czasu. Tuż po zmroku opuścił ich kryjówkę – było to ryzykowne, biorąc pod uwagę jego żałośnie małe rezerwy magii; nie chciał także zostawiać Clio samej, jednak podczas tej misji nie potrzebował towarzystwa.

Słońce zachodziło. Codzienny miejski harmider powoli się uspokajał. Lira wyruszył na łowy. Dwanaście ludzkich kobiet, bezbronnych wobec jego mocy, zapewniło mu wystarczającą ilość energii, by naładować większość kamieni. W ciągu kilku godzin odzyskał całą energię magiczną; teraz borykał się jedynie z czysto fizycznym zmęczeniem.

Niestety, jego kamienie były zestrojone wyłącznie z nim, co czyniło je bezużytecznymi dla Clio. Nimfa nie skomentowała jego powrotu do domu w świetnej formie. Zapewne domyśliła się, że nie udał się tym razem do klubu tanecznego, ale też nie pytała, jak naładował kamienie.

Spojrzał na nią ponownie. Wyglądała tak spokojnie… Pewnie założyła, że przespał się z kilkoma kobietami, by zdobyć ich energię. Gdyby tylko zapytała… No właśnie, co by jej odpowiedział? Że był jej wierny?

Serio? O to się teraz zamartwiał? Przecież był inkubem. Uwodzenie i spanie z kobietami leżało w jego naturze, nigdy się tego nie wstydził. Inkuby nie potrafiły żyć w monogamii. Było to dla nich fizycznie niewykonalne.

Przeczesał palcami włosy, po czym westchnął i spuścił głowę. Nie zdążył jednak zapaść się głębiej w trzęsawisko własnych myśli. Przebiegł go zimny dreszcz. Zesztywniał, rozglądając się bacznie po pomieszczeniu, po czym wyjrzał ponownie przez okno.

Z ciemności wyłonił się olbrzymi skrzydlaty cień i wylądował na parapecie.

Lira zerwał się z krzesła, przewracając je. Potknął się i wylądował z impetem na plecach. Kreatura rodem z sennego koszmaru otworzyła okno i wcisnęła się do środka.

Ash przyoblekł urok w ruchu i wylądował na podłodze w swojej ludzkiej postaci. Spojrzał z politowaniem na Lirę i wywrócone krzesło, po czym zamknął okno.

– Ja pierdzielę – jęknął Lira, wstając i podnosząc krzesło. Następnie zerknął na Clio, by upewnić się, że jej nie obudził. – Chyba postarzałem się ze strachu o parę lat.

– To nie wysiaduj przed oknem.

Lira usiadł z powrotem na krześle i przyjrzał się drakonowi. Ash znów był uzbrojony po zęby, włącznie z olbrzymim mieczem, przewieszonym przez ramię – było to ostrze, które zasmakowało już krwi Liry.

Smoczek, siedzący na szafce kuchennej – okazał się samicą o imieniu Zwi, jak wyjawił im Ash – głośno zamruczał na widok swojego pana. Czyżby kablował na Lirę na temat jego wypadu? Inkub przyglądał się Ashowi, odpinającemu kolejne elementy wyposażenia, i czekał, aż miną ostatnie objawy przerażenia. Nagłe pojawienie się drakona i tak by go wystraszyło, jednak nie tylko to spowodowało jego napad paniki.

– Myślisz, że dałbyś radę nieco wyluzować z terrorem? – zapytał, masując klatkę piersiową na wysokości serca.

– Nie.

– Naprawdę musisz mnie przerażać na śmierć za każdym razem, gdy rozwijasz skrzydła?

Ash zdjął z pleców pochwę z mieczem i odstawił ją w kąt z głośnym stukiem.

– To element magii. Nie istnieje opcja „nieco wyluzować”.

Lira otworzył usta, po czym je zamknął. A więc zdolność siania paniki nie podlegała kontroli drakona? Cholera. Spróbował sobie wyobrazić, jak by to było, gdyby tak samo działała jego afrodyzja.

Ash skończył zdejmować ekwipunek i ruszył w kierunku kuchni. Lira zwlókł się z krzesła i podążył za nim. Drakon wyciągnął z szafki puszkę z wieprzowiną z fasolą.

– Jak ci dziś poszło? – zapytał Lira, sięgając ponad jego ramieniem po kolejną puszkę. Ash był nieobecny niemal całą dobę. Czy on w ogóle sypiał?

– Najprawdopodobniej ich znalazłem.

Lira zamarł z ręką utkwioną w szafce i spojrzał na drakona z niedowierzaniem.

– Znalazłeś Bastiana? Tak szybko?

– Nie widziałem jeszcze samego księcia. – Ash wyciągnął z szuflady sfatygowany nóż i otworzył nim wieczko puszki. – Opuszczony budynek, jakieś trzy przecznice od ambasady Ra, tuż przy rzece. Kręcą się tam pary mężczyzn, blondynów i rudych.

Lira powoli odstawił puszkę na kontuar. Konkretna poszlaka i to tak szybko… Nic dziwnego, że sam nie potrafił wymknąć się drakonowi.

– Kręcą się i co dalej?

– Głównie to obserwują ambasadę Ra.

– Nie podoba mi się to.

Ash podał nóż Lirze.

– Na razie aktywują się w nocy i są bardzo ostrożni. Nie wiem, ilu ludzi wziął ze sobą książę.

Lira otworzył swoją puszkę. Ash wydobył z szuflady łyżkę. Lira wyjął mu konserwę z dłoni i postawił obie puszki na płycie grzewczej.

– Zimna fasola jest obrzydliwa – stwierdził, włączając płytę. – Zanim poczynimy dalsze kroki, musimy wiedzieć, z czym mamy do czynienia.

– Prześledziłem ich schematy zwiadów. Jutro po zapadnięciu zmroku złapię jednego z nich.

– My złapiemy jednego z nich – poprawił go Lira. – Clio potrafi identyfikować kasty po ich aurach, dzięki temu będziemy mieli pewność, że mamy właściwego daemona. A ja zajmę się przesłuchaniem. Afrodyzja jest znacznie skuteczniejsza od tortur i gwarantuje prawdziwe odpowiedzi.

Na wzmiankę o afrodyzji Ash zesztywniał. Oczy mu pociemniały.

– Te wszystkie daemony są płci męskiej.

– Nie dziwi mnie to. Będę musiał się po prostu bardziej przyłożyć.

Ash sposępniał jeszcze bardziej. Sięgnął po jedną z puszek, stojących na płycie, włożył łyżeczkę w nieapetycznie wyglądającą zawartość i zaczął jeść.

Lira również wyciągnął dłoń po puszkę, jednak nie zdążył jej nawet dotknąć – poparzyła go na odległość. Drakon był najwyraźniej całkowicie odporny na żar. Inkub chwycił ścierkę i złapał przez nią puszkę, mieszając bez przekonania jej zawartość.

– Tak więc… – kontynuował. – …we troje przesłuchamy jednego z ludzi Bastiana, dowiemy się, z czym się mierzymy, i wymyślimy, jak przechwycić księcia. Osobiście wolałbym uniknąć kolejnej potyczki z wszystkimi naraz.

Ash mruknął na zgodę.

– Zakładając, że książę nie zebrał całej armii, możemy to wszystko ogarnąć do jutrzejszego wschodu słońca.

– Nie wierzę w swoje szczęście. – Lira dźgnął łyżką fasolę. – Całego farta zużyłem w Asfodel.

Ash oparł się o kontuar obok niego.

– Co planujesz zrobić w sprawie nagrody za pojmanie cię?

– A co mogę zrobić? – Lira wbił wzrok w marny posiłek. Za bardzo zaschło mu w ustach, by mógł żuć. – Zniszczenie zegara nic nie zmieni, jeśli chodzi o wyrok na mnie. Hadesowie i Poczwarka nie przestaną mnie ścigać.

– Narzekanie na pewno nic nie da.

Lira warknął.

– Nie mam innego wyjścia niż ucieczka.

– Nie jesteś typem, który kuli ogon i ucieka – odpowiedział Ash. – Inaczej nie walczyłbyś ze mną do ostatniej kropli krwi.

– A jakie mam według ciebie inne wyjście? – Lira uniósł głos, po czym przypomniał sobie o śpiącej Clio.

Ash odstawił pustą puszkę do zlewu.

– Będą na ciebie polować, dopóki żyjesz. – Wyszedł z kuchni, po czym obejrzał się z błyskiem w ciemnych oczach. – Jest wiele sposobów na to, by zniknąć.

Ash przeszedł przez salon i usiadł pod ścianą, a następnie oparł się o nią plecami i zamknął oczy. Mała smoczyca wypełzła z cienia i wspięła mu się na kolana, czujnie obserwując otoczenie, podczas gdy jej pan odpoczywał.

Lira stał przy kontuarze, przypatrując się drakonowi. Wywołujące mdłości przerażenie, długo zalegające mu w żołądku, powoli mijało. Zaczął nawet nieświadomie jeść, nie czując nawet smaku. Zastanawiał się nad tym, co powiedział Ash. Jeśli chciał przeżyć na tyle długo, by móc nacieszyć się wolnością, potrzebował planu. Najwyższy czas go opracować.TRZY

– To tu? – wyszeptał Lira.

Z jednej strony obok niego kucała Clio, z drugiej Ash właśnie zakrył dolną połowę twarzy chustą. Była jakaś groza w tym geście.

Ciemna alejka, w której się czaili, przypominała każdą inną śmierdzącą boczną uliczkę w Brinford, jednak z tego miejsca, ponad dachami dwu- i trzypiętrowych budynków widzieli światła w oknach drapacza chmur – ambasady Ra.

Ash wskazał głową w przeciwnym kierunku.

– Zadekowali się w magazynie dwie przecznice w tamtą stronę, ale widziałem, jak się tu czają, i to wiele razy. Zawsze w parach.

– Zapewne wysyłają jedną nimfę i jedną chimerę – wymamrotała Clio. – Taka para to niebezpieczna kombinacja. Musimy uważać, żeby nimfy nie zauważyły naszych aur.

– Zastanawiam się, co knują w związku z ambasadą – zastanawiał się na głos Lira, wpatrując się w rozsiane po całym budynku świetlne punkty okien. – Bastian chyba zdaje sobie sprawę, że atak byłby samobójstwem?

– Sama się nad tym zastanawiałam. – Clio gryzła nerwowo paznokieć. – Chyba nie planuje użyć na nich zegara?

Lira przeniósł ciężar ciała na drugą nogę, zdrętwiały od kucania zbyt długo. Ash jak zwykle wydawał się nie przejmować niedogodnościami.

– Bastian wie, że zaklęcie wywoła reakcję łańcuchową. Jeśli użyje go w ambasadzie, nie da rady uciec ze swoimi ludźmi na tyle daleko, by samemu nie oberwać.

– A jak daleko musiałby uciec? – zapytał Ash.

– Zależy od tego, ile daemonów przebywa w ambasadzie i ile jest tam zmagazynowanej magii. – Lira rozejrzał się wokół nich. – Szacunkowo, jeśli zostanie aktywowane w ambasadzie, zaklęcie obejmie zasięgiem co najmniej całe śródmieście. Jeśli książę okaże się na tyle głupi, by go użyć…

– Bastian nie jest głupi. – Clio odgarnęła włosy z oczu. Na policzku miała delikatny ślad cięcia, prawie już zagojonego dzięki wysiłkom Liry. – Nie narazi się na takie ryzyko.

Lira zgodził się z nią w myślach. Ogólnie rzecz biorąc, sam wyznawał zasadę strategicznego tchórzostwa, jednak Bastian nie tylko przejawiał awersję do wystawiania się na niebezpieczeństwo, lecz także manipulował innymi, by ryzykowali dla niego życie.

Mając to na uwadze, Lira nie cieszył się nadmiernie na spotkanie z żołnierzami księcia. Daemony były lojalne wobec swojego władcy, ale nie były z gruntu złe. Przypuszczalnie. A może wszystkie były chodzącymi kupami gówna jak Eryx? Pozostawało mieć nadzieję.

Ash przechylił głowę, jakby czegoś nasłuchiwał.

– Dwóch właśnie zmierza w tym kierunku. Zajmijmy pozycje.

Drakon wstał i ruszył w głąb alejki, nim Clio i Lira zdążyli odpowiedzieć. Nimfa rozejrzała się, nieco zbita z pantałyku.

– Ja myślałam, że już zajęliśmy.

– Najwyraźniej nie. – Lira dał jej dłonią znak, by za nim podążyła, i pospieszył za Ashem. – Mnie natomiast ciekawi, jakim cudem słyszy ich z takiej odległości.

Potruchtał, by zrównać się z drakonem, który stawiał duże kroki. Poruszał się zdecydowanie, było oczywiste, że wcześniej już zbadał teren i wiedział, dokąd zmierza. Skręcił za róg dwupiętrowego ceglanego budynku, rozpędził się i skoczył, chwytając się krawędzi przerdzewiałych schodów ewakuacyjnych.

Lira jęknął cicho. Drakon podciągnął się bez najmniejszego wysiłku; mięśnie ramion i barków napięły mu się imponująco. Ash nie czekał na nich – nawet się nie obejrzał – po prostu ruszył w górę po chwiejnej metalowej konstrukcji, która wyglądała, jakby w każdej chwili mogła oderwać się od budynku.

– Eee… – wyszeptała Clio.

Lira zatoczył krąg barkami. Najpierw Sabir i pustynia, a teraz Ash. Świat był pełen dupków, przy których wychodził na słabeusza.

Lira westchnął, zbliżył się do schodów, odwrócił i złączył dłonie. Clio spojrzała na schody, zaczynające się dwa metry nad jego głową, i sama również westchnęła. Cofnęła się o parę kroków i ruszyła pędem.

Trafiła stopą na jego splecione dłonie. Inkub wyrzucił ją w górę. Clio chwyciła się metalowej poręczy i przeskoczyła ją z gracją. Ash był od niego silniejszy, a Clio – pomijając chwile totalnej niezdarności – niesamowicie sprawna. Niech to szlag.

Clio zaczęła się wspinać na schody. Lira zatarł dłonie, po czym wziął rozbieg i skoczył. Udało mu się chwycić schodów i podciągnąć ze stłumionym jękiem. Ash był już na dachu, Clio i Lira prędko do niego dołączyli.

Drakon kucnął nieopodal krawędzi dachu, spoglądając w aleję biegnącą wzdłuż ściany budynku. Lira zmrużył oczy, próbując przebić wzrokiem mrok. Było już po północy, śródmieście zatopiło się w niemal całkowitej ciemności.

– Widzę ich – szepnęła Clio. – Nimfa i chimera.

– Jak daleko? – spytał Lira.

– Dwadzieścia metrów – odpowiedział za Clio Ash. – Schylcie się, żeby nimfy nie zauważyły waszych aur.

Lira rozpłaszczył się na dachu, a Clio zrobiła to samo tuż obok. Spojrzała na niego wzrokiem mówiącym: „Co, do cholery?”. Jakim cudem Ash widział ich cele, skoro Lira nie był w stanie nic dostrzec, a Clio widziała ich aury jedynie dzięki swojemu darowi?

Ciszę rozproszyły odgłosy ostrożnie stawianych kroków. Lira wyjrzał zza krawędzi i po chwili wyłowił z ciemności sylwetki żołnierzy. Niska, szczupła nimfa poruszała się szybko. Blond włosy żołnierza połyskiwały nawet w ciemnościach. Chimera poruszała się wolniej, czujnym spojrzeniem obserwując ciemne zaułki. Ash ani drgnął, przypatrując się ich postępowi. Żołnierze minęli ich pozycję. Lira przygryzł wnętrze policzka. Nie mógł teraz spytać Asha, co ten planuje, bo każdy hałas był zbyt ryzykowny.

Drakon wstał i postawił jedną stopę na krawędzi. Na dole, w alejce, coś zagrzechotało. Odgłos odbił się echem od budynków. Żołnierze zamarli w bezruchu.

Ash zgiął palce u dłoni, wokół której zawirowała czarna energia. Strzepnął nadgarstkiem, rzucając zaklęcie krępujące. Uderzyło ono w plecy żołnierza nimfę, który padł jak długi.

Ash zeskoczył z dachu. Nie zawracał sobie głowy skrzydłami. Wylądował i przetoczył się, po czym wyprostował, z mieczami w obu rękach. Lira poderwał się, wytrzeszczając oczy. Drakon zaskoczył nieszczęsną chimerę w trakcie zrzucania uroku.

Daemon nie miał szans – cóż, przynajmniej zginął błyskawicznie.

Ash oswobodził ostrze z jego ciała. Clio krzyknęła cicho. Lira skupił uwagę na drugim żołnierzu, któremu udało się wyswobodzić z więzów i teraz próbował się podnieść.

– Cholera – warknął Lira, chwytając krawędź dachu. – Zaczekaj tu.

Skoczył. Skok z drugiego piętra nie był zbyt przyjemny. Owszem, wykonalny dla każdego przeciętnego daemona, ale nie miał nic wspólnego z przyjemnością. Uderzył z impetem o chodnik, przetaczając się. Zanim się poderwał na nogi, żołnierz nimfa zdążył się już oddalić spory kawałek – był niesamowicie szybki. Ash odwrócił się, strzepując krew z klingi i przyglądał się uciekającemu, ale nawet nie próbował go gonić.

– Co ty… – zaczął z wściekłością Lira.

Żołnierz wyhamował gwałtownie, niemal niewidoczny w mroku alejki. Zaczął się powoli wycofywać, ręce miał wyprostowane, jakby próbował się przed czymś bronić. Z cienia wyłoniła się druga sylwetka. Było to coś naprawdę wielkiego.

Ich oczom ukazał się czarny smok. Bestia miała obnażone kły, a jej złote oczy płonęły niesamowitym blaskiem. Smok był rozmiaru sporego konia, a jego potężne skrzydła blokowały wyjście z alejki. Zbliżał się do nimfy powolnym, drapieżnym krokiem, postukując o asfalt zakrzywionymi szponami.

Lira nie miał odwagi się poruszyć. Przestał nawet oddychać.

Ash schował miecze do pochew i ruszył ku nimfie. Chwycił żołnierza za kark i pociągnął w tył. Smok, oddalony o kilka kroków, cicho zawarczał. Nagle jego ciało spowił czarny ogień. Eksplodował tak gwałtownie, że Lira aż odskoczył. Płomienie strzeliły w górę, po czym zgasły tak samo szybko, jak zapłonęły.

Na miejscu wielkiej bestii pozostała mała smoczyca Zwi. Zaświergotała radośnie, wskoczyła Ashowi na plecy i wspięła się na jego ramię. Drakon pociągnął niestawiającego oporu żołnierza ku Lirze. Inkub zamrugał tępo, gdy uświadomił sobie, że Ash rzucił na niego czar usypiający.

– Eee… – odchrząknął Lira. – Twój smok potrafi zmieniać kształt?

– To chyba oczywiste.

– Ale nie użyłeś jej podczas walki ze mną.

Ash zmierzył go zimnym spojrzeniem.

– Ten tu nie jest mistrzem magii. – Wskazał podbródkiem na nimfę.

Lira ponownie przyjrzał się smoczkowi. Cóż mógłby zdziałać smok, nawet duży i uzbrojony w kły i pazury, przeciw potężnemu magowi?

Uniósł głowę. Dwa piętra wyżej dostrzegł bladą twarz Clio, wyglądającą zza krawędzi dachu.

– Może zostań tam na straży, a my przesłuchamy tego gościa! – zawołał cichym głosem.

– Okej! – zgodziła się niechętnie Clio. Lira uśmiechnął się pod nosem. Razem z Ashem zaciągnęli żołnierza w wąski przesmyk między dwoma budynkami. Ash oparł go o ścianę.

– Twoja kolej – mruknął.

– Taa… – przytaknął Lira. – Lepiej się odsuń.

Ash spiął się widocznie, jednak pozostał na swoim miejscu. Lira kucnął i ujął żołnierza za szczękę.

Roztaczanie afrodyzji zawsze było takie proste jak rozluźnianie napiętych mięśni. Poczuł przypływ mocy. Zrzucił urok; Ash w końcu się odsunął.

Lira ocucił śpiącego iskierką magii. Żołnierz otworzył niebieskie oczy i spojrzał na niego nieprzytomnie.

– Jak masz na imię? – Głos Liry wibrował harmonijnie. Nie puszczał twarzy daemona, wpatrując mu się głęboko w oczy.

– Ajax – odparła rozmarzonym szeptem nimfa. – Kim jesteś? Jesteś taki piękny…

Lira uniósł brwi. To było nieoczekiwane. I niezwykle korzystne – Ajax był bardziej podatny na jego urok niż inni mężczyźni.

– Porozmawiajmy o tobie – zasugerował inkub. – Co cię sprowadza do Brinford?

– Och… – Ajax posmutniał. – Tego nie mogę ci powiedzieć.

– Możesz mi powiedzieć wszystko. – Przybliżył się nieco, uśmiechając zalotnie. – Co tu robisz, Ajaksie?

Żołnierz spojrzał na niego szklistymi oczami.

– Książę poprosił mnie o przybycie. Ściśle tajna misja, tylko dla najlepszych i najbardziej lojalnych żołnierzy. – Wypiął dumnie pierś. – Uratujemy Iridę.

– Co planuje książę?

– Zaatakujemy ambasadę Ra. Zmieciemy ją z powierzchni ziemi. To powinno zwrócić uwagę tych aroganckich gryfonów!

– Nie wątpię – przytaknął posępnie Lira, jednak po chwili ponownie uśmiechnął się uwodzicielsko. – Twoja odwaga jest godna podziwu, Ajaksie. Jednak ambasada jest dobrze strzeżona. Jak ją zaatakujecie?

– Książę wszystko zorganizował. Wkrótce przedstawi nam strategię ataku.

Lira się skrzywił. Bastian postąpił mądrze, nie mówiąc za wiele swoim ludziom, jednak to poważnie utrudniało mu teraz przesłuchanie więźnia.

Ajax uniósł dłoń i niezdarnie pogłaskał Lirę po policzku.

– Nigdy nie widziałem takiego daemona jak ty.

Lira pozwolił mu się dotykać, by podtrzymać jego zainteresowanie rozmową. Biedak tonął w afrodyzji, jednak nimfy były tak pasywną kastą, że żołnierz nawet się nie opierał. Większość daemonów na tym etapie zaatakowałoby Lirę ze ślepego pożądania.

– Na pewno nie jesteś jedynym zaufanym żołnierzem, którego książę zrekrutował – zauważył Lira. – Ilu innych doświadczyło zaszczytu dołączenia do Bastiana w tej misji?

– Jest nas dwudziestu.

– A ile nimf?

– Tylko pięć.

Ciekawe – Bastian wybrał siłę chimer, dar widzenia nimf stawiając na drugim miejscu. Lira zamruczał pod nosem, zastanawiając się, na ile Ajax był gotów współpracować. W przypadku mniej podatnej ofiary mógłby zadawać wyłącznie proste pytania, jednak nimfa była zaskakująco przytomna pomimo pozostawania całkowicie pod wpływem inkuba.

– Ajaksie, wydaje mi się, że atak na ambasadę to wielkie ryzyko, a zysk z tego będzie niewielki. Na pewno istnieją lepsze sposoby na zwrócenie uwagi Ra.

– Ambasada to zaledwie początek – odparł żołnierz, przypatrując się nieprzytomnie Lirze. – Książę mówi, że to test. A poza tym jest też nagroda, na którą wszyscy czekaliśmy. I to na pewno zwróci uwagę Ra.

– Czyli?

Ajax pochylił się ku Lirze, przyciskając mocniej twarz do jego dłoni.

– Do ambasady właśnie przybył członek rodziny królewskiej Ra.

Lira wciągnął głośno oddech. Oderwał wzrok od Ajaksa i spojrzał na Asha, stojącego dobre dziesięć kroków od nich, dla własnego dobra. Drakon skinął głową na znak, że pora kończyć.

– Wydajesz się zmęczony, Ajaksie – zamruczał Lira. – Może się zdrzemniesz?

– Nie mogę. Muszę wracać. – Żołnierz zamrugał powoli. W jego oczach pojawił się słaby przebłysk świadomości. – Kończyłem właśnie ostatni patrol, nie mogę się spóźnić…

– Ostatni patrol? – podchwycił Lira, nasycając głos mocą. – A gdzie ci się tak śpieszy?

– Bastian czekał na przybycie członka rodziny Ra. – Żołnierz wzdrygnął się, jakby próbował odpędzić senność. – Jesteśmy gotowi do akcji, kiedy tylko… kim jesteś?

Lira przysunął twarz bliżej do nimfy.

– Śpij, Ajaksie.

Jego głos zawibrował od mocy. Nimfa osunęła się bezwładnie z zamkniętymi oczami. Lira przywdział urok i wstał.

– Zaatakują dziś – warknął, odwracając się do Asha. – Nie mamy za wiele czasu.

Ash wskazał podbródkiem na żołnierza.

– Nie dobijesz go?

– Nie. – Lira wyciągnął dłoń ku śpiącemu, by dołożyć kolejne zaklęcie usypiające. – Ogarniemy wszystko, zanim…

Ash odepchnął Lirę, postawił but na piersi nimfy, chwycił daemona za włosy i szarpnął jego głowę w bok. Rozległ się trzask łamanych kości. Ash złamał żołnierzowi kark.

– Ja pierdolę! – Lira odskoczył w tył, zszokowany. – Co to było, do cholery?!

Ash wyminął go i ruszył przed siebie.

– On musiał umrzeć.

– Był nieprzytomny – warknął Lira, ruszając za drakonem. – Bastian go w to wszystko wrobił. On nie…

– Nie jest istotne, czemu był naszym wrogiem. – Ash obrócił się na pięcie, zmuszając Lirę do zatrzymania się w pół kroku. Oczy miał tak samo błyszczące i bezlitosne jak ostrze jego miecza. – Niesprzątanie za sobą jest pewną drogą do śmierci.

Lira obnażył zęby.

– Sam chciałeś mojej pomocy, inkubie. Już tego żałujesz?

Lira wziął głęboki wdech, odsuwając na bok złość i poczucie winy. Wiedział, w co się pakuje, zawierając przymierze z Ashem – i nie miał zamiaru żałować tej decyzji, ponieważ gdyby nie pomoc drakona, razem z Clio nadal bezowocnie poszukiwaliby Bastiana. Jednak musiał pamiętać, że Ash kierował się zasadą: „w razie wątpliwości – zabić”.

Clio zeskoczyła z dachu i dołączyła do nich, nie komentując śmierci nimfy – choć musiała ją widzieć. Ash poprowadził ich przez labirynt uliczek. Lira zauważył, że smoczyca Zwi gdzieś zniknęła. Inkub zastanawiał się, gdzie się podziała. Ponieważ już wiedział, że potrafi się przemienić w wielkiego skrzydlatego potwora, obiecał sobie na nią uważać.

Ash maszerował przodem, a jego ruchy zdradzały niecierpliwość. Doszli do skrzyżowania ulic, gdzie nagle zwolnił kroku i się przyczaił. Po drugiej stronie ulicy stał czteropiętrowy budynek, w którego ślepej fasadzie znajdowały się wyłącznie pojedyncze metalowe drzwi. Oświetlała je bucząca samotna żarówka.

Ash wahał się przez chwilę, po czym ruszył śmiało naprzód. Lira zaklął pod nosem i podążył za nim, z Clio depczącą mu po piętach.

– Nie powinniśmy trochę bardziej uważać? – syknął do drakona.

– Droga przed nami jest wolna – odpowiedział Ash. Spojrzał na Clio. – Chyba że wyczuwasz coś, czego ja nie zauważyłem.

Nimfa potrząsnęła głową.

– Nie widzę żadnej energii magicznej ani aur.

– To dlatego… – Położył dłoń na powierzchni metalowych drzwi. – …że to miejsce jest opuszczone.

Pchnął drzwi. Ich oczom ukazało się przepastne wnętrze, zastawione przemysłowymi regałami, na których tu i ówdzie spoczywały zakurzone drewniane palety. Weszli do środka. Ich kroki odbijały się echem od ścian.

– Czy to ich baza? – spytał Lira. Jego szept zabrzmiał w pustym wnętrzu jak krzyk.

– To była ich baza. Byli tu jeszcze parę godzin temu. – Ash rozejrzał się w półmroku, rozpraszanym jedynie światłem przedostającym się od wejścia. – Musieli się przenieść bliżej ambasady.

– To miejsce nie jest już wystarczająco blisko?

– Ajax mówił, że zaatakują ambasadę dziś wieczorem. – Clio przestąpiła z nogi na nogę, przenosząc ciężar ciała. – Co jeśli już zaczęli?

Ash przechylił głowę, jakby dając komuś sygnał. Jego mała smoczyca wystrzeliła z ciemności i wyleciała przez drzwi, znikając w głębi alejki.

– Zwi to sprawdzi – odrzekł. – Ale porozstawiałem zaklęcia alarmujące na wszystkich przypuszczalnych trasach stąd do ambasady, jak na razie żadne się nie odezwało.

– Może nimfy zauważyły twoje zaklęcia – zasugerowała powątpiewająco Clio. – Choć trzeba przyznać, że w ciemnościach ciężko wykryć twoją magię.

– No cóż… – westchnął Lira. – Sprawdźmy to miejsce. Zobaczmy, co znajdziemy.

Rozdzielili się i zajęli przeszukiwaniem olbrzymiej głównej hali magazynowej oraz kilku pięter, gdzie znajdowały się pomieszczenia biurowe i składziki. Znaleźli wiele śladów niedawnej obecności nimf, jednak teraz magazyn był całkowicie opuszczony i raczej nikt nie planował tu wracać.

– Cholera – burknął Lira, kiedy spotkali się w biurze na najwyższym piętrze, z oknem wychodzącym na wnętrze magazynu. – To co, ruszamy w kierunku ambasady?

– Zwi dokonała zwiadu wokół niej. Ani śladu wroga.

Lira spojrzał na Asha spod przymrużonych powiek, jednak to Clio zadała oczywiste pytanie.

– Skąd to wiesz?

Ash spojrzał na nich z kamienną twarzą, niechętny do zdradzania swoich sekretów. Lira pokręcił głową i uniósł nieco wyżej trzymane w dłoni magiczne światełko, oświetlając staromodne biurka pokryte warstwą kurzu.

– I co teraz? Ajax twierdził, że Bastian planuje zaatakować dzisiaj. A tymczasem on i jego ludzie zniknęli bez śladu.

– Może przemyślał swój plan – burknął Ash. – Zabójstwo członka rodziny Ra spowoduje znacznie większe reperkusje, niż mu się wydaje. A może, co bardziej prawdopodobne, spanikował, gdy jego ludzie nie wrócili do bazy z patrolu.

– Cholera – rzucił Lira.

– Co teraz robimy? – spytała nerwowo Clio. – Idziemy na zwiady dalej od ambasady Ra?

– Na razie powinniśmy… – Ash urwał i spiął się nagle cały, nasłuchując.

Lira skupił się na odgłosach wewnątrz magazynu. Po chwili jednak uświadomił sobie, że to z zewnątrz dobiega hałas – cichy, ale dobrze słyszalny ryk. Co to, do cholery, było? Samolot? Nie widywało się ich za często.

Ash bez słowa obrócił się na pięcie i wypadł z pomieszczenia. Lira i Clio wymienili zaalarmowane spojrzenia i ruszyli za nim. Drakon wpadł na schody i rzucił się w górę. Wpadł z impetem na drzwi u szczytu klatki schodowej, otwierając je barkiem, i znalazł się na dachu magazynu, pokrytym żwirem chrzęszczącym mu pod butami.

Gdy tylko Lira wybiegł za nim, odległy ryk zyskał na sile czterokrotnie. Ambasada Ra znajdowała się zaledwie kilka przecznic dalej. Nad jej dachem unosiły się dwa masywne czarne helikoptery, podświetlone światłami punktowymi wieży.

– Helikoptery? – zatchnęła się Clio.

– Helikoptery – warknął Lira. Przeklęty książę. Ile musiało go kosztować wynajęcie dwóch z najrzadszych maszyn we współczesnym świecie? I nie były to byle jakie maszyny, lecz wojskowe. Zbrojne bestie, zdolne unieść dziesięciu ludzi na pokładzie każdej z nich.

– Która z twoich strzał jest najmocniejsza? – zapytał Ash.

Wybuchowy pocisk Liry, przesycony krwawą magią, był w stanie roznieść w pył oba helikoptery i najwyższe piętro wieży – jeśli będzie w stanie trafić z takiej odległości. Nigdy wcześniej nie strzelał do helikoptera, nie miał więc pojęcia, na ile powiew rotorów wpłynie na tor lotu strzały.

Jeden z helikopterów obniżył pułap niemal do poziomu dachu ambasady. Lira zrzucił urok i sięgnął za plecy.

– Właśnie zrzucili coś na dach! – Ledwo Clio zdążyła wykrzyknąć te słowa, gdy oba helikoptery wystrzeliły wysoko w nocne niebo.

– Zrzucili SIKOR-a na dach?! – wrzasnął z niedowierzaniem Lira, sparaliżowany.

– Już go uruchomili! – Clio chwyciła go za ramię. – To była wielka świecąca kula magii. Bastian musiał dodać do zegara całą kupę naenergetyzowanych kamieni, żeby mieć pewność, że…

Lira się obrócił, rozglądając się po uliczkach wokół magazynu. Nie był pewien, gdzie dokładnie się znajdują.

– Musimy dostać się do wody. Gdzie jest rzeka?!

Ash chwycił Lirę i Clio za ręce i ruszył biegiem ku krawędzi dachu. Lira poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Był w stanie zeskoczyć z drugiego piętra, ale nie z czwartego. Ash albo tego nie wiedział, albo go to nie obchodziło – gdy tylko dotarli do krawędzi, skoczył bez wahania.

Lira dostrzegł zbliżającą się ku nim powierzchnię ulicy. Oraz rzekę po drugiej stronie. Oczywiście. Bastian celowo wybrał cel blisko wody.

Przelecieli w powietrzu kilka metrów. Nagle ciało Asha zafalowało. Rozpostarły się jego wielkie skrzydła. Lira poczuł taki przypływ przerażenia, że niemal zwymiotował.

Ash nie próbował się wznieść. Zamiast tego poszybowali ciężko w kierunku wody. W głowie Liry panika łomotała jak młot pneumatyczny. Próbował odliczać w myślach, nie wiedział jednak, czy Bastian rzucił zegar od razu po nakręceniu go.

Cienie magii miały eksplodować, doładowane magicznymi kamieniami, na samym szczycie ambasady daemonów. Inkub nie był sobie w stanie wyobrazić rozmiaru katastrofy, jednak cokolwiek się wydarzy, będzie to jego wina – bo to on stworzył zegar i pozwolił, by wpadł w łapska Bastiana. I nie zdążył go na czas odzyskać.

Czuł to nawet w locie – spadek ciśnienia, nadchodząca fala uderzeniowa rozprzestrzeniającej się mocy, zbliżająca się od strony ambasady Ra.

Ash złożył ciasno skrzydła. Przebili powierzchnię lodowatej wody.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: