Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kryptonim Romeo - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 marca 2021
Ebook
26,99 zł
Audiobook
29,95 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kryptonim Romeo - ebook

Szpieg i dwie kobiety. Która okaże się miłością jego życia, a która śmiertelną pułapką?

Robert Kidd pół Polak, pół Amerykanin otrzymuje szokującą wiadomość. Jego żona, która rzekomo zginęła trzy lata wcześniej w wypadku, nagle pojawia się gdzieś na Półwyspie Arabskim.

Polskie służby wywiadowcze uruchamiają tajną operację, ale Kidd zaczyna działać na własną rękę. Niczym we współczesnej wersji mitu o Orfeuszu i Eurydyce rusza na poszukiwania żony. Jeśli uda mu się ją odnaleźć, będzie musiał wyplątać się z uczuciowego trójkąta… Niedawno bowiem Kidd związał się z Kaśką, żywiołową dziewczyną, która doskonale potrafi zadbać o swoje sprawy.

„Kryptonim Romeo” to pełna akcji powieść szpiegowska, a zarazem wciągający thriller o zdradzie i namiętnościach. Sceneria zmienia się jak w kalejdoskopie – Warszawa, Cypr, USA, Egipt, Izrael, Arabia Saudyjska, Bahrajn, Sycylia. Tropy się mnożą… A przeciwnik cały czas działa i nadal nie wiadomo, gdzie się ukrywa ani skąd uderzy ponownie.

 

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66730-66-3
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

GŁÓWNE POSTACI:

Robert Kidd – pół Polak, pół Amerykanin, oficer Agencji Wywiadu

Julia Kidd – żona Roberta

Helena – matka Julii

Zenon – ojciec Julii

Łukasz i Tomasz – bracia bliźniacy, synowie Julii i Roberta

Kaśka Sobańska – była dziewczyna Roberta, na celowniku polskich służb

Centralne Biuro Śledcze Policji:

Szef – Ryszard Dąbrowski, pułkownik CBŚP

Młody – Paweł Malinowski, funkcjonariusz CBŚP

Agata Bartnicka – funkcjonariuszka CBŚP

Agencja Wywiadu:

Maciej Karpiński – podporucznik AW, szef sekcji prowadzącej operację Romeo

Sebastian Strzelecki – oficer AW

Krystyna Makowska – analityk AW, ekspertka od spraw Bliskiego Wschodu

Fidler – rezydent polskiego wywiadu w Katarze

Zarzycki – podpułkownik, wiceszef AW

Obce służby:

Oleg Szakunow – rezydent obcego wywiadu w Warszawie

Gabriel – agent Mosadu, przyjaciel KiddaCZĘŚĆ I

1

Jego żona zmartwychwstała. Żyje. I prawdopodobnie ma się dobrze.

Trzy lata wcześniej Robert Kidd dostał wiadomość o jej śmierci. Włączył akurat komórkę po wyjściu z samolotu na lotnisku w Ras al-Chajma, stolicy emiratu o takiej samej nazwie. Oślepiło go słońce, nozdrza zapiekły od gorącego pustynnego powietrza. Zaczęły przychodzić esemesy o nieodebranych połączeniach: od matki, ojca, teściowej. Kolejne i następne, komórka wibrowała jak oszalała, nie chciała przestać.

„Zadzwoń, to pilne”.

„Zadzwoń!”.

„ZADZWOŃ!”.

Już wiedział, że stało się coś złego. Z bijącym sercem wybrał numer matki. Wokół niego pasażerowie spieszyli się do autokaru podstawionego na płytę lotniska. Czekając na połączenie, Kidd czuł przy uchu kolejne wibracje komórki informujące o nadchodzących esemesach. W końcu usłyszał w słuchawce histeryczny szloch.

– Julia... – Jego matka zdołała wyłkać tylko jedno słowo.

Przykucnął. Żeby się nie przewrócić, musiał podeprzeć się ręką o płytę lotniska.

Rozgrzany beton parzył, a powietrze wokół drżało. Przed oczami Kidd miał przykurzony biały autobus, do którego wsiadali pasażerowie jego samolotu. Nieco dalej kołował boeing 737 tanich indyjskich linii lotniczych SpiceJet. Na boku autobusu naklejona była wielka reklama przedstawiająca roześmianego mężczyznę na plaży, podającego równie roześmianej partnerce roześmiane dziecko.

Oni zawsze będą beztroscy i szczęśliwi, a on już nigdy.

– Are you all right? – spytała go szczupła staruszka w kapelusiku przeciwsłonecznym, myśląc, że zasłabł po wyjściu z klimatyzowanego samolotu na czterdziestostopniowy żar.

Nie był w stanie wydobyć z siebie głosu, pokiwał tylko głową. Był jak bokser, który upadł na deski i jest liczony.

W jednej chwili jego świat runął, rozsypał się w gruzy. Robert Kidd, szczęśliwy mąż i ojciec, z arcyciekawym życiem zawodowym, podróżujący po całym świecie oficer polskiego wywiadu, umarł tamtego dnia wraz z żoną.

A teraz, trzy lata później, kiedy już pogodził się z jej śmiercią, okazuje się, że Julia żyje. Została namierzona na Półwyspie Arabskim.

Podobno.

Targały nim sprzeczne emocje: od euforii do niedowierzania, dezorientacji, a nawet strachu. Jako oficer Agencji Wywiadu niejedno widział i przeżył. Był odporny i zahartowany, ale coś takiego przerosłoby każdego.

Na usta cisnęły mu się tysiące pytań. Jak? Jakim cudem Julia żyje? Co robi na Bliskim Wschodzie? Dlaczego, do cholery, ukrywa się przed nim? Przed synami?! Jak mogła pozwolić, by myśleli, że umarła?!

Nie, to na pewno jakaś perfidna pomyłka. Nie ma większego koszmaru niż trwanie w płonnej nadziei. Dlatego Kidd wolał zachować jak najdalej posuniętą ostrożność.

Otrząsnął się ze wspomnień i spojrzał przed siebie, w ciemność, na szosę, którą pokonywali w zawrotnym tempie. Służbowa skoda octavia rozwijała nieprzepisową prędkość. Oprócz świateł samochodu mrok nocy co chwilę rozświetlał granatowy błysk przyczepionego na dachu koguta. Sygnał dźwiękowy nie był włączony, nie było takiej potrzeby, bo droga krajowa numer siedem była niemal pusta. Rytmiczne sine rozbłyski dziwnie kontrastowały z ciszą, jaka panowała w aucie. Zakłócały ją jedynie warkot silnika i szum nawiewu. Na wprost oczu Kidda, który siedział na środku tylnej kanapy, dyndał zapach samochodowy, zielony kartonik w kształcie czterolistnej koniczynki.

Jako mężczyzna na wskroś racjonalny Kidd, z wykształcenia inżynier, wierzył tylko w to, co da się zobaczyć, obliczyć i zmierzyć. A najlepiej dotknąć. Kiedy pracował na Bliskim Wschodzie, zdarzało mu się widzieć na pustyni miraże, fatamorganę. Srebrzystą taflę jeziora, która, gdy podjechał autem bliżej, rozpływała się w powietrzu.

Czuł, że musi dotknąć żony, porozmawiać z nią, pocałować ją... Dopiero wtedy uwierzy, że Julia żyje.

Nagle przed oczami zobaczył jej smukłą dłoń, która mocno złapała go za rękę.

2

– Ja wiedziałam... – Głos teściowej wibrował od emocji, a jednocześnie wydawał się słaby, złamany. – Serce matki się nie myli. Nigdy się nie pogodziłam z jej śmiercią. Ja wiedziałam...

Helena siedziała po prawej stronie Kidda, zaciskając zimną, drżącą rękę na jego palcach. Dłonie miała identyczne jak jego żona, a jej córka: drobne, ale ze smukłymi, długimi palcami i starannie wypielęgnowanymi paznokciami w kształcie migdałów. Z taką samą skromną obrączką na serdecznym palcu.

Z lewej strony Kidda przysypiał teść, który znieczulił się większą niż zwykle dawką koniaku. Samochód prowadził policjant z CBŚP o przezwisku Młody. Zapach przetrawionego alkoholu mieszał się z intensywnym aromatem perfum Heleny i dymem papierosowym, którym przesiąknięte było ubranie ostatniego z pasażerów – siedzącego obok kierowcy pułkownika Ryszarda Dąbrowskiego zwanego Szefem.

Kidd znów spojrzał na dyndającą przed jego oczami zawieszkę w kształcie czterolistnej koniczynki. Nie czuł jej zapachu, mimo że napięcie wyostrzało mu zmysły. Zapewne odświeżacz powietrza zdążył już wywietrzeć. Kidd zaczął się zastanawiać, jak pachnie czterolistna koniczynka.

Weź się w garść! – skarcił się w myślach.

Siny błysk. Ciemność. Znów błysk. Ciemność. Kidd łapał się kurczowo myśli, że jego żona żyje, po czym znów puszczał ją ze strachu, że to nieprawda. I tak mijała kolejna godzina tej upiornej podróży.

– Ty oczywiście ułożyłeś już sobie życie na nowo. Z tą... młódką – kontynuowała po chwili Helena, po czym zaczęła oddychać głośno przez otwarte usta, jakby walczyła z atakiem paniki. – Ale Zenon i ja... Jezu Chryste...

Raniące słowa teściowej nie ruszały go specjalnie. Był uodporniony. Nie miał też za złe Helenie, że gada od rzeczy. Była w szoku. Wiadomość, która spadła na nich jak grom z jasnego nieba, mogła odebrać zmysły. A przecież trzeba się było przygotować na kolejne wstrząsy.

To prawda, że u jego boku pojawiła się ostatnio inna kobieta. W zimie żałoby była jak jaskółka zwiastująca wiosnę. Czarnowłosa, piękna, miała na imię Kaśka i odczarowała go. Niestety, równie szybko jak się pojawiła, znikła.

– Mamo... – Kidd odwrócił głowę w stronę Heleny. Starał się zawrzeć w głosie troskę i opanowanie. – Wiem, że to trudne, ale musimy uzbroić się w cierpliwość. Jeszcze nic nie wiemy na pewno...

– Nie, ja tu zwariuję! – Teściowa odpięła klamrę pasa bezpieczeństwa. – Jeszcze to ustrojstwo mnie dusi. Niech pan jedzie szybciej, błagam, młody człowieku. Ja tu nie wytrzymam!

Kierowca nie odpowiedział, tylko na moment oderwał wzrok od drogi i spojrzał na Szefa, szukając u niego wskazówki, jak ma postąpić. Jednocześnie nacisnął przycisk zamka centralnego, jakby się bał, że kobieta za chwilę przy pełnej prędkości otworzy drzwi auta i wyskoczy.

– Szybciej! – poganiała Helena. – Dlaczego w ogóle musimy tłuc się do Warszawy? Naprawdę, mogliście zrobić ukłon w stronę zrozpaczonych rodziców, ale nie... Stolyca...

– Droga pani, nie ja o tym decydowałem – powiedział beznamiętnym tonem Szef. – Ani nikt inny z policji. Mamy za zadanie tylko dowieźć państwa na miejsce.

– Spychologia... Typowe! – mruknęła Helena, opatulając się szczelniej szerokim kremowym szalem, spiętym na piersi ozdobną złotą agrafką. – Nic dziwnego, że nic w tym państwie nie działa. Dziadostwo. Jak mawiał ksiądz Tischner... – Helena urwała. Trudno powiedzieć, czy cytat wyleciał jej z głowy, czy liczyła na to, że pozostali sami się domyślą.

Kidd zastanawiał się, czy dobrze zrobił, informując teściów od razu, gdy tylko dostał szokującą wiadomość. Uznał, że nie może inaczej, chodzi przecież o ich córkę. Natomiast synom jeszcze nie powiedział. Chłopcy spędzali wakacje w USA u jego rodziców. Zobaczy, czego się dowie, i wtedy do nich zadzwoni. Lepiej nie rozbudzać ich nadziei, dopóki informacje o Julii nie zostaną potwierdzone. Przecież to jest szaleńczo nierealne, że ich matka jednak żyje...

Kidd zaczął krążyć myślami wokół tamtego dnia trzy lata temu, kiedy dowiedział się o śmierci żony.

Czy to możliwe, że Julia nie zginęła?

Nie widział jej po śmierci, nie identyfikował ciała. Wypadek samochodowy spowodował jej szef i promotor, profesor Adamski. Zasłabł za kierownicą i uderzył w barierę na autostradzie tuż przed Hamburgiem, prawie u celu ich podróży. Julia była jego asystentką i współpracowniczką, razem mieli wziąć udział w konferencji naukowej. Trzy trupy na miejscu, bo w samochodzie jechał jeszcze syn profesora Adamskiego, doktorant idący w ślady ojca.

Kiedy do Kidda dotarła tragiczna wiadomość, stracił kilkanaście godzin, nim załatwił lot do domu. Wracał przez Stambuł, a gdy znalazł się w Polsce, w pierwszej kolejności chciał zająć się synami. Nie było już sensu jechać do Hamburga. Zaplombowane trumny z ciałami Julii, profesora i jego syna były w drodze do Warszawy.

– Jak mogłeś?! – Z zamyślenia wyrwał go wściekły, oskarżycielski jęk teściowej. – Jak mogłeś jej nie rozpoznać?

Kidd zrozumiał, że Helena nie mówi do niego, lecz do swojego męża. To Zenon pojechał wtedy do Niemiec i dokonał identyfikacji.

Teściowa sięgnęła do torebki, z której wyszarpnęła chusteczkę. Przytknęła ją sobie do oczu. Kidd poczuł, jak jej ciałem wstrząsa szloch. Z drugiej jego strony teść kulił się bez słowa, jakby chciał wtopić się w samochodową kanapę i zniknąć.

– Ależ kochanie... – wymamrotał Zenon.

– Przyznaj się, byłeś pijany! Schlany w trupa!

W samochodzie zapadła cisza, przerywana jedynie pomrukiem silnika i rytmicznym stukotem amortyzatorów, bo wjechali akurat na gorszy odcinek drogi. Kidd kątem oka zauważył, że podwójny podbródek teścia drży. Korpulentny mężczyzna o siwych kręconych włosach z trudem powstrzymywał szloch.

– Patrzyłem na nią, ale ona była... – Urwał, jakby nie był w stanie kontynuować.

Kidd obrócił się lekko i w uspokajającym geście dotknął jego ramienia. Domyślał się, co Zenon chce powiedzieć. Czytał raport. Właściwie znał go na pamięć. Samochód profesora po uderzeniu w barierę przerwał ją, spadł z estakady i spłonął. Z auta wydobyto trzy ciała. Kto mógł nim jechać, jeśli nie profesor, jego syn i asystentka? Nie przeprowadzono badań genetycznych, ponieważ nie było żadnych wątpliwości.

Aż do dziś.

Kidd przetarł zmęczoną twarz. Było mu gorąco, ale teściowa poprosiła, żeby ze względu na jej alergię nie włączać klimatyzacji. Rozświetlił ekran komórki i odpalił nawigację. Spojrzał na mapkę, na której pulsowała niebieska kropka. Byli już niecałe sto kilometrów od Warszawy.

Za godzinę wszystko się wyjaśni – pomyślał. Schował komórkę i poprawił pas bezpieczeństwa.

3

Do stolicy dojechali przed szóstą rano. Było już jasno. Cieć musiał zostać uprzedzony, bo stał przy bramie, z której łuszczyła się ciemnozielona farba. Otworzył ją ręcznie i wjechali na parking przed dawnym budynkiem Instytutu Maszyn Matematycznych przy ulicy Krzywickiego na Ochocie. Kidd lekko się zdziwił, bo nie miał pojęcia, że Agencja Wywiadu ma tu jakiś lokal.

Było pochmurno, ale ciepło. Miasto powoli budziło się do życia, choć pozostawało jeszcze we władaniu ptaków. Kawki i wrony przechadzały się po chodniku lub wydziobywały resztki z kosza na śmieci. Mżył ledwo wyczuwalny deszczyk, ale Helena, która pierwsza wysiadła z samochodu, głośno zganiła męża za to, że nie zabrał ze sobą parasola.

– Chodźcie – powiedział Szef, zapalając od razu papierosa. – Szkoda czasu.

We czwórkę podeszli do drzwi wejściowych. Kidd otworzył je i przytrzymał, puszczając teściów przodem. Kątem oka zarejestrował, jak Młody ziewa za kierownicą skody. Szef łapczywie zaciągnął się papierosem, po czym zgasił go w stojącej przed drzwiami popielniczce na długiej metalowej nóżce.

W recepcji przejął ich młody mężczyzna w mundurze funkcjonariusza ABW, który przedstawił się jako chorąży Staszczak. Obok niego stała młoda dziewczyna, chyba nie miała trzydziestu lat – krótko obcięta szatynka, chudziutka, nerwowa w ruchach, w szarym kostiumie i z zielonkawą apaszką ciasno zawiązaną wokół szyi.

– Martyna Dąbrowska – przedstawiła się. – Jestem psychologiem i będę się starała...

– Psychologiem? O Boże! – weszła jej w słowo Helena i zaczęła szlochać. – Co się stało? Dlaczego? Dlaczego!

Kidd zerknął na Szefa, zastanawiając się, czy to przypadkowa zbieżność nazwisk, czy ma przed sobą jego córkę. Pułkownik Dąbrowski, widząc spojrzenie Kidda, lekko pokręcił głową. Rozumieli się bez słów.

Psycholożka pospiesznie zapewniła Helenę, że jej obecność ma jedynie pomóc poradzić im sobie z silnymi emocjami. Ewentualnymi.

– Co za idiotyzm! – fuknęła teściowa. – Silne emocje to pani jak na razie wywołuje. I to negatywne.

Dziewczyna spąsowiała i zaproponowała im środki uspokajające; „wsparcie farmakologiczne”, jak to nazwała.

– Narkotyki? Nie, dziękuję... – powiedziała Helena zimnym tonem. – Nigdy nie szłam na skróty i teraz też nie pójdę. Jestem gotowa stanąć w prawdzie. Szybciej, idziemy!

Teściowa odzyskała panowanie nad sobą. Wyprostowana jak struna, otulona szalem, trzymała męża pod ramię, ale to raczej on potrzebował jej wsparcia niż ona jego.

Prowadzeni przez młodego funkcjonariusza ABW, przeszli w milczeniu przez cały budynek, mijając trzy klatki schodowe wyłożone brunatnym lastrykiem. Kiedy doszli do czwartej, skierowali się do windy. Wjechali na trzecie piętro, potem jeszcze odbili pół kondygnacji schodami w bok, jakby do jakiegoś sekretnego półpiętra. Chorąży Staszczak użył karty magnetycznej, żeby otworzyć zamek w drzwiach, do których przyczepiona była tabliczka z napisem „Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Biuro analiz”.

– Bogowie, miejcie nas w swej opiece – powiedziała głośno Helena, przekraczając próg.

Z pozbawionego okien przedsionka już zwyczajne drewniane drzwi prowadziły do niewielkiej sali konferencyjnej z widokiem na zieleń Filtrów. Sielski obrazek zaraz zniknął, bo w oknach opuszczono rolety. Nikt z zewnątrz nie mógł widzieć materiałów, które za chwilę będą pokazane rodzicom oraz mężowi Julii Kidd.

– Dzień dobry, zapraszam państwa – powiedział niski, szczupły brunet.

Przedstawił się jako podporucznik Karpiński z Agencji Wywiadu. Kidd nigdy wcześniej nie spotkał go osobiście, ale miał świadomość, że ktoś taki istnieje. Jego nazwisko przewijało się w „wykazach osób znających sprawę”, w teczkach z dokumentacją kilku operacji, w których Kidd brał udział.

Karpiński był czterdziestolatkiem o zaciętej twarzy, z cieniem zarostu na policzkach. Miał wąskie usta i przenikliwe spojrzenie. Czarny garnitur, biała koszula, szary krawat – wypisz, wymaluj agent wywiadu. Jego ruchy były energiczne, ale nie nerwowe. Ich staranne, precyzyjne wręcz wykończenie zdradzało adepta wschodnich sztuk walki.

– Zanim zaczniemy... – Głos Karpińskiego był dość wysoki, szczekliwy, jednakże nie odbierało mu to charyzmy. – Państwa Słuckich poproszę o zapoznanie się z zobowiązaniem do zachowania poufności, a następnie złożenie swoich czytelnych podpisów.

Nawet teściowa Kidda poczuła respekt wobec Karpińskiego. Wprawdzie mruczała pod nosem coś o lojalce i czasach słusznie minionych, ale podporządkowała się. Pociągnęła męża za rękaw, oboje usiedli przy stole konferencyjnym i podpisali przygotowane dokumenty.

W sali była jeszcze dwójka oficerów Agencji Wywiadu, mężczyzna i kobieta. Po lewej stronie Karpińskiego siedział Sebastian Strzelecki – dobiegający pięćdziesiątki, wysoki, o jasnobrązowych włosach i oczach zmęczonego spaniela, trochę rozmemłany, w koszuli ekskluzywnej, acz niedoprasowanej, bez krawata. To nazwisko Kidd również kojarzył, bo kiedyś współpracowali, choć tylko wirtualnie, bez kontaktu twarzą w twarz. Po prawej zaś stronie Karpińskiego siedziała szczupła czterdziestoparolatka w okularach o grubych czarnych oprawkach, specjalistka od Bliskiego Wschodu. Nazywała się Krystyna Makowska. Ją Kidd znał osobiście, jeszcze z czasów, kiedy odszedł z pionu operacyjnego i zaczął pisać analizy dla Agencji.

Krystynę na swój sposób lubił, a na pewno cenił jej ogromną wiedzę. Była znana z tego, że zawsze ubierała się na szaro albo czarno, ale za to nosiła ekscentryczną biżuterię. Teraz też na jej szyi dyndała jakaś instalacja artystyczna z blachy i bursztynu, odcinająca się od skromnej szarej tuniki. Na palcach kobieta miała kilka pierścieni, do tego na obu przegubach srebrne bransolety.

Nie było nikogo z MSZ, jednak Kidd złożył to na karb wczesnej pory. Obecni w salce konferencyjnej pracowali pewnie całą noc, żeby przygotować briefing. Na stole stał metalowy dzbanek-termos z kawą, a przed każdym z trójki pracowników Agencji Wywiadu – identyczna biała filiżanka bez żadnego logo.

– Drogi panie! – Helena bezceremonialnie przerwała Karpińskiemu, który zaczął od biurokratycznej przemowy. – My już wiemy, że są jakieś zdjęcia. Szybciej, na miłość boską! Do ad remu! Serca pan nie masz?

– Właśnie dlatego, że je mam, chcę państwa przygotować na to, co się wydarzy – odszczeknął bez namysłu Karpiński.

W salce zapadła grobowa cisza.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: