Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Krzysztof Kolumb. Odkrywca z wyspy Chios - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 marca 2021
Ebook
19,99 zł
Audiobook
29,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,99

Krzysztof Kolumb. Odkrywca z wyspy Chios - ebook

Krzysztof Kolumb to jedna z najbardziej znanych postaci w historii świata. Kim tak naprawdę był wielki odkrywca Ameryki? Do tej pory niewiele mówiło się o jego pochodzeniu i statusie społecznym. Najwyższy czas, by przyjrzeć się temu tajemniczemu bohaterowi! Jarosław Molenda, znany podróżnik i popularyzator nauki zabiera czytelników w niezbadaną dotychczas trasę greckich śladów Krzysztofa Kolumba. Tropy wiodą na wyspę Chios, a żeby je odczytać należy cofnąć się aż do czasów bizantyjskiego rodu Dishypatos. Wiele wskazuje na to, że odkrywca Ameryki mógł być powiązany z członkami ostatniej dynastii bizantyjskiego cesarza Konstantyna XI.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-268-3248-8
Rozmiar pliku: 478 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORA

Ostatnie pięć lat poświęciłem na podróżowanie śladem Kolumba. Nie wszędzie zdołałem dotrzeć, ale odwiedziłem chyba większość najważniejszych w jego życiu miejsc. Wszystko po to, aby przekonać się, jaka jest prawda o Krzysztofie Kolumbie. Moje zainteresowanie odkrywcą Ameryki zrodziło się po wizycie na Chios, gdzie spotkałem się z plantatorem drzew mastyksowych Vassilisem Ballasem z urokliwej Mesty.

Podróżnicy odwiedzający tę grecką wyspę już pod koniec średniowiecza nazywali ją wyspą gumy pistacjowej. Lentyszek, bo i tak bywa nazywany mastyks, był bardzo ważnym składnikiem balsamów wschodnich. Przez tubylców używany do żucia, stosowany był w lecznictwie (na przykład jako środek zapewniający poprawę… potencji). Dzisiaj również znajduje zastosowanie w branży perfumeryjnej czy też kosmetycznej, a ponadto w cukiernictwie i piekarnictwie, jak również w przemyśle spirytusowym. Ba, w sprzedaży jest nawet mastyksowa woda sodowa.

Mesta to miejsce, gdzie zatrzymał się czas, a wrażenie to potęgują grube mury obronne pamiętające jeszcze wieki średnie. Wioski produkujące mastykę zostały zbudowane przez Genueńczyków w XIV i XV wieku jako złożone struktury obronne. Znawcą tematu jest Giorgios Papaliodis, autor monografii _Mesta. Historia. Folklor_, którego spotykam w jego barze „Eneticon” usytuowanym na ryneczku Mesty. Zgodził się oprowadzić po zaułkach twierdzy-miasta kolegę po piórze z Polski.

— Łuki przerzucone nad uliczkami nie tylko powiększały dostępną przestrzeń i zapewniały dodatkowe wsparcie w przypadku trzęsienia ziemi — pokazuje ręką charakterystyczne konstrukcje — ale także służyły jako tajne przejścia, którymi mieszkańcy mogli przemieszczać się w sposób niewidoczny dla najeźdźców.

Centrum stanowi średniowieczna twierdza zbudowana z kamienia, poprzecinana labiryntem ciasnych uliczek. Obrazkiem charakterystycznym dla tego miasta są zawieszone na ścianach lub balkonach pomidorki koktajlowe, które suszą się na słońcu. Dzięki takiemu zabiegowi pozostają wewnątrz soczyste, a wysuszeniu ulega tylko skórka. Podobne obrazki można ujrzeć w miasteczku Pyrgi, leżącym ponad 10 km od Mesty.

Ale to miasteczko znane jest przede wszystkim z unikalnej architektury, a właściwie elewacji domostw w stylu _xysta_ — to greckie określenie techniki renesansowego zdobienia ścian _sgrafitto_. W uproszczeniu, polega ona na pokryciu domu warstwą ciemnego tynku, w skład którego wchodzi między innymi wulkaniczny pył z niedalekiej plaży Mavra Volia. Potem należy położyć jasną wyprawę, a po jej wyschnięciu wydrapuje się geometryczne wzory aż do warstwy grafitowej.

Gdy Giorgios usłyszał, że zamierzam zawitać do Pyrgi, powiedział:

— Nad drzwiami większości domów widnieje nazwisko właściciela, przypatruj się uważnie, a dostrzeżesz coś intrygującego związanego z odkryciem Ameryki.

Nic więcej nie chciał powiedzieć, uśmiechał się tylko zagadkowo. Nie wiem, czy byłem bardziej zły, czy zaintrygowany trochę niezrozumiałą dla mnie tajemniczością Greka. Na drugi dzień znalazłem się w Pyrgi. Rzeczywiście spacer wąskimi uliczkami przyniósł zaskakujące odkrycie. Na frontonach niektórych budynków widniało nazwisko Kolombos. Czy to miał na myśli Giorgios? Postanowiłem zasięgnąć języka w miejscowym _kafenionie_.

W takim miejscu można ujrzeć tłumek mężczyzn w różnym wieku, rozlokowanych przy stolikach, zamaszyście wymachujących dłońmi, które często lądują z plaskiem na blatach stołów. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że zaraz poleje się krew z rozbitych warg. Po chwili okazuje się jednak, że ofiar nie będzie. To tylko sposób wymiany poglądów w wykonaniu Greków, którzy są znani z zamiłowania do polityki i piłki nożnej. Atmosferę podgrzewa dodatkowo trudna sytuacja ekonomiczna i narzucone przez Unię Europejską oszczędności.

Oryginalny, tubylczy _kafenion_ zawsze wygląda tak samo, a jego wystrój nie rzuca na kolana, nazwać go skromnym — to eufemizm. Nad topornymi stolikami i prostymi krzesłami unosi się zapach parzonej kawy i gwar rozmów, które nie są w stanie zagłuszyć włączonego telewizora. Można odnieść wrażenie, że zatrzymał się tu czas. Kiedyś była to instytucja przyciągająca i jednocząca całą męską społeczność wioski. Dziś _kafeniony_ z wolna ustępują miejsca kafejkom internetowym.

Jeśli ktoś potrzebował stolarza, szukał go w _kafenionie_. Zapodział się gdzieś listonosz? Z pewnością wciąż siedzi w _kafenionie_, gdzie zapomniał o bożym świecie w ferworze dyskusji o wyższości Panatinaikosu Ateny nad Olimpiakosem Pireus. Jeśli gdziekolwiek można dowiedzieć się czegoś ciekawego, to tylko tutaj, bo w takich miasteczkach na końcu świata nie istnieją punkty informacji turystycznej.

Zamówiłem _kaffés Ellinikos_ i włączyłem się w powolny, spokojny rytm lokalu, wyznaczany przez przesiadywanie przy jednej „małej czarnej” i namiętne oddawanie się ulubionej grze _tavli_, podczas gdy kibice wpatrzeni w plansze nie zapominają o przesuwaniu palcami po koralikach swoich _komboloi_. Moja osoba szybko zwraca uwagę miejscowych, ale Grecy to nie jest naród nachalny. To ja muszę wykonać pierwszy krok. Po wybadaniu, kto zna język angielski, pytam o intrygująco brzmiące nazwiska.

— Zgadza się, nawet miejscowy ksiądz nazywa się Kolombos — potwierdzają.

— Czy to jakiś krewny odkrywcy Ameryki? — pytam z niewinną miną, gotów obrócić pytanie w żart, na wypadek gdyby zaczęli się głośno śmiać.

— Być może. Kto to wie, jego rodzina mieszka tu od 600 lat, a sto metrów stąd stoi dom Krzysztofa Kolumba — odpowiadają ze śmiertelną powagą.

— Kolumb tutaj mieszkał? — upewniam się, czy dobrze zrozumiałem.

— Ba! — Wzruszają ramionami. — On się tutaj urodził. Szczęka opada mi ze zdziwienia. Szybko płacę za kawę i pędzę w kierunku rzeczonej uliczki, by przekonać się, ile jest prawdy w ich gadaniu. Początkowo nie zauważam skromnego budynku. Dopiero właścicielka sąsiedniego sklepiku pokazuje mi właściwe drzwi, obok których wisi tablica w języku greckim poświadczająca, że obiekt „Dom Kolumba” znajduje się pod auspicjami UE. Nieco skołowany wracam do stolicy wyspy, skąd wieczorem odpływa mój powrotny prom do Pireusu.

Mam jednak dość czasu, by ruszyć na poszukiwanie księgarń, w nadziei na znalezienie jakiegoś miarodajnego opracowania na temat związku Krzysztofa Kolumba z tym regionem Grecji. Natrafiam na broszurkę Ruth Durlacher-Wolper, którą przeczytałem, zanim dopłynąłem do Pireusu. Przeglądając zamieszczoną w tym opracowaniu bibliografię, natrafiam na kolejne źródło. Jest to książka sprzed 70 lat zatytułowana _Christopher Columbus. A Greek Nobleman_ autorstwa Seraphima Canoutasa, którą udało mi się zakupić w jednym z amerykańskich antykwariatów.

Po tej lekturze postanowiłem osobiście przekonać się, czy spekulacje i teorie tych autorów, według których Kolumb był pół-Grekiem, mają sens. Im bardziej zgłębiałem się w temat, tym większego nabierałem przekonania, że — jak to się mówi — coś jest na rzeczy. Moje śledztwo rozpocząłem w Genui, bo zgodnie z oficjalną biografią Admirał miał włoskie korzenie. Na następnych stronach zaprezentuję hipotezę, którą z braku zdecydowanych dowodów czeka trudna droga, zanim — o ile w ogóle — stanie się uznanym faktem. Można się z nią nie zgodzić, ale z pewnością warto ją poznać, by uświadomić sobie, jak często w literaturze naukowej mamy do czynienia ze zlepkiem owego dwornego kłamstwa, jakim jest historia.ROZDZIAŁ I

Genueńczyk, który nie mówił po włosku

Może to zabrzmi jak bluźnierstwo, ale chyba tylko o Jezusie Chrystusie powstało więcej książek niż o najsłynniejszym żeglarzu, który do historii przeszedł pod nazwiskiem Krzysztofa Kolumba. Ale czy rzeczywiście tak się nazywał? Czy rzeczywiście był tym, za kogo się podawał, i — co ważniejsze — tym, za kogo uważali go jemu współcześni? Przez ponad pięćset lat, które upłynęły od śmierci Admirała, przy opisywaniu jego dokonań popełniono wiele błędów i to z prostego powodu: niechęci do czytania i wiary w jego osobiste zapiski i dziennik.

Jeden z biografów Kolumba pisze:

(…) wystarczy przejrzeć nieliczne dokumenty, jakie do dziś przetrwały, i zanalizować je nawet pobieżnie i wyrywkowo, by zdać sobie jasno sprawę, że prawdziwy wizerunek Krzysztofa Kolumba daleki jest od tego, jaki przetrwał, czy właściwie został nam narzucony, przez wieki .

Rzeczywiście wszystkie wzmianki — prawdziwe i osnute legendą — o narodzinach Kolumba bardziej utrudniają, niż ułatwiają ustalenie tożsamości i pochodzenia żeglarza.

Nic dziwnego, skoro nie mamy aktu urodzenia syna szlachetnie urodzonego mężczyzny pochodzenia greckiego, uważanego za Genueńczyka. Poza tym wielu historyków nie podjęło żadnej próby rekonstrukcji zdarzeń ani nawet zapoznania się z dziełami, które czytał Kolumb, nie podjęło wysiłku przestudiowania ksiąg o nawigacji, XV-wiecznych map i atlasów. Dochodzę do wniosku, że aby poznać prawdę o człowieku, który przybrał nazwisko Kolumb, należy uporządkować jego życiorys, który przypomina skomplikowany warkocz, w który wpleciono między innymi XV-wieczną modę, dialekty i listy.

Nasze postrzeganie Krzysztofa Kolumba uległo diametralnej zmianie od 1892 roku, kiedy to obchodzono 400-lecie jego pierwszego rejsu. W ciągu stulecia Kolumb ze „świętego” przekształcił się w „czarny charakter”, z bohatera wszystkich zmienił się w sprawcę największego ludobójstwa w dziejach. Dziś trudno sobie nawet wyobrazić, że w połowie XIX wieku hrabia Rosselly de Lorgues proponował, aby papież… kanonizował Kolumba.

Już na samym początku wiele moich wątpliwości wzbudził fakt, że w najwcześniejszych źródłach na temat życia Kolumba nigdzie nie ma wzmianki o tym, skąd on pochodził. W listach, kronikach i opracowaniach dwudziestu sześciu współczesnych Admirałowi lub żyjących stosunkowo niedługo po jego śmierci autorów (szesnastu Włochów — w tym trzech z Genui siedmiu Hiszpanów oraz trzech Portugalczyków), spośród których kilku z nich znało Kolumba osobiście i korespondowało z nim, nie ma żadnych informacji na ten temat.

Inni, nawet jeśli podawali jakieś informacje o rodzinnych stronach Kolumba, to były one albo niejasne, albo sprzeczne. Większość natomiast nazywała go po prostu „Włochem”, „pewnym Liguryjczykiem”, „Genueńczykiem” lub człowiekiem „z genueńskiego narodu”. Mało który wskazał na konkretne miasto Ligurii, jak Piacenza lub Księstwo Mediolanu (Genua stanowiła wówczas protektorat tego Księstwa). Czy to nie jest dziwne, że już wtedy nikt nie potrafił podać konkretnego miejsca urodzenia?

Genua była jednym z najważniejszych morskich miast ówczesnej Europy. Pod tym względem walczyła ona o palmę pierwszeństwa nawet z zanurzoną po pas w wodach Adriatyku Wenecją. Zawsze byli potrzebni ludzie chętni do morskiego fachu. Każda dzielnica Genui dostarczała flocie nowych uzupełnień. Każda, z wyjątkiem jednej. Najdalej na wschód położona dzielnica miasta o nazwie Santo Stefano z morzem nie chciała mieć nic wspólnego. Przedmieście to stało się kolebką rzemiosła tekstylnego. Dzieci od małego uczono tu nie morskiego fachu, lecz sztuki sortowania, folowania, skręcania i płukania wełny oraz tkania różnych gatunków sukna .

Na paradoks zakrawa, że w takim miejscu miałby przyjść na świat jeden z największych żeglarzy w dziejach. Porządek społeczny w Europie w XV wieku był prosty: syn monarchy był przeznaczony do władania państwem, a potomka kowala edukowano tak, by w przyszłości prowadził kuźnię ojca. Tymczasem

wystarczyło, by Kolumb się przedstawił. Wystarczyło, by zapukał do bram pałaców i największych europejskich dworów — dziwi się Ruggero Marino — a się przed nim otwierały. Korespondował z władcami, korespondował z papieżami, miał kontakty z najtęższymi umysłami tamtych czasów, z geografami i uczonymi .

Owszem, kariera w amerykańskim stylu „od pucybuta do milionera” była możliwa, choćby za zasługi na polu bitwy, ale Kolumb niczego jeszcze nie dokonał, a jest przyjmowany na królewskich dworach. Gołodupiec ze średniowiecznej Genui i jego projekt dotarcia do Indii Wschodnich z zachodu, a nie ze wschodu, jak sugeruje sama nazwa tego regionu, brzmi tak samo nierealnie jak przysłowiowy Jan Kowalski w Białym Domu proponujący Barackowi Obamie zasiedlenie Alfa Centauri.

Po 24 godzinach jazdy z Polski autokar popularnej firmy przewozowej wypluwa mnie na Piazza Verdi w pobliżu dworca Genova Brignole. Czeka mnie półgodzinny spacer do dzielnicy portowej, gdzie zarezerwowałem pokój w hostelu. Chcę jak najszybciej dotrzeć do miasteczka Quinto, które obecnie stanowi część Genui. Wiemy, że przed rokiem 1429 Jan Kolumb, dziadek Krzysztofa, pochodzący z Moconesi, miejscowości położonej w Val Fontanabuona, przeprowadził się bliżej Genui, do „willi” w Quinto, która wówczas wchodziła w skład majątku Bisagno.

Jan miał syna Dominika, który przyszedł na świat około 1418 roku, ale nie udało się dokładnie ustalić, czy urodził się w rodzinnej miejscowości ojca, czyli w Terrarossa di Moconesi (w niektórych dokumentach Krzysztof Kolumb wspominany jest wraz z przydomkiem „de Terrarubea”), czy w „willi”, do której przeprowadził się jego ojciec. Sam budynek rozczarowuje i właściwie szkoda było czasu na ten wypad.

W wieku jedenastu lat Dominik został posłany do Wilhelma Brabante, tkacza sukna w Genui, jako _famulus et discipulus_ (czyli sługa i uczeń), aby nauczyć się rzemiosła.

Johannes de Columbo de Mocónexi, mieszkaniec osady Quinto, przyrzekł Guiglielmowi di Brabante, rodem z Niemiec, obecnemu tu tkaczowi sukiennikowi, i potwierdził to uroczyście, że spełni i skutecznie wykona, co następuje: swego syna Domenica, a ma on jedenaście lub około jedenastu lat, odda wymienionemu Guiglielmowi na sześć najbliższych lat na służbę i naukę, aby wyuczył się tam rzemiosła tkackiego .

Poniżej dwa kleksy, podpisy i data: 21 lutego 1429 roku. Według ówczesnego prawa kontrakt opiewał na sześć lat. Dziesięć lat później Dominik był już mistrzem, a w swoim zakładzie miał także ucznia (dokument z 1 kwietnia 1439 roku). 6 września 1440 roku wynajął _in perpetuum_ (czyli na wieczyste użytkowanie) od klasztoru św. Stefana z Genui dom z przyległą ziemią położoną w _carrubeus Olivelle_ (zaułku Olivella), która należała do dzielnicy Portoria. Znajdowała się ona niedaleko bramy o tej samej nazwie.

Z dokumentu z 15 grudnia 1445 roku wiemy, że Dominik „de Terrarubea” mieszkający w Quinto sprzedał tkaczowi wełny Benedyktowi z Moconesi część ziemi położonej w Quinto.

Szlachetnie urodzony pan Matteo Fieschi, hrabia Lavagni i syndyk, prokurator i mąż zaufania władz miejskich (…) działający z upoważnienia genueńskiego benedyktyńskiego klasztoru świętego Stefana (…) w obecności mnichów wymienionego klasztoru, za ich poparciem i zgodą potwierdził, że (…) owi mnisi, zebrawszy się na dźwięk dzwonów całą kapitułą (…) odstąpili prawo do dzierżawy działki ziemi klasztornej Domenicowi Colombowi, tkaczowi sukiennikowi, obecnemu tutaj, i nie tylko jemu, ale i jego następcom z prawego łoża, żyjącym obecnie i jeszcze nienarodzonym. Na wymienionej działce stoi dom, położony jest on w Genui, w zaułku Olivella, z jednej strony przylegając do domu Pietra Grosy z Rapallo, z drugiej zaś strony do posiadłości Vertora Valera, dzierżawiących one domy od wymienionego klasztoru. Od przodu przebiega droga przejezdna, z tyłu zaś znajduje się _guintana_ .

Szkopuł w tym, że wówczas Dominik Kolumb miał już mieszkać w Genui, gdzie posiadał warsztat oraz wynajęte mieszkanie. Jednak jeszcze w dokumencie z 20 kwietnia 1448 roku, kiedy na pewno Dominik na stałe rezydował w Genui, zarówno on, jak i jego brat Antonio, wspominani są jako _habitatores ville Quinti_, czyli „mieszkańcy willi Quinti”. Dwaj bracia po śmierci ojca Jana, przesyłali kuzynowi Pasqualemu „de Fritalo” połowę sumy posagu ich siostry Battistiny, w skład którego weszło także sześć srebrnych łyżeczek.

Gdy miasto podzieliło się pomiędzy zwolenników rodzin Adorno i Fregoso, Dominik Kolumb skłaniał się ku tym ostatnim. 4 lutego 1447 nowy doża Giano Fregoso mianował go stróżem wieży i bramy Olivella („ad custodian turris et porte Olivelle di leetum suum Dominieum de Columbo”). Zaułek Olivella przecinał ciasno zabudowany rejon i dochodził do Porta dell’Olivella, przebitej w Nowych Murach. Wątpliwe, by brama była strzeżona, istniało jednak stanowisko _custode della torre_ — dozorcy wieży, które to stanowisko w roku 1447 zajmował Domenico Colombo. Za strzeżenie bramy otrzymywał miesięcznie siedem lirów. Wynagrodzenie przeciętne, za te pieniądze można było jednak kupić półtorej miny (330 kilogramów) zboża albo wypasionego barana .

Był to więc urząd szczególny i rentowny, co według Tavianiego spowodowało, że Dominik Kolumb stał się kimś w rodzaju partyjnego aktywisty. W następnym roku Kolumb brał udział w kondukcie pogrzebowym doży Fregosa do kościoła św. Franciszka z Castelletto (16 grudnia 1448). Kiedy po trzech miesiącach Dominikowi wygasł mandat, został ponownie wybrany na to stanowisko 10 listopada 1450 roku przez Piotra Fregoso, następcę na stanowisku doży po wuju Ludwiku. 25 września następnego roku ostatecznie zrezygnował z kariery urzędniczej.

W tych latach Dominik Kolumb nie porzucił jednak zajęcia tkacza w Olivelli. Był to okres względnej prosperity dla niego, udało mu się nawet nabyć część ziemi w Quarto, płacąc połowę w denarach, a połowę w materiałach bławatnych. Później, 26 marca 1450 roku, z sukcesem wynajął ją sprzedawcy. Funkcja stróża surowo nakazywała mu przebywanie w domu w Olivelli, wynajmowanym wraz z żoną Zuzanną, córką Jakuba z Fontanarossa, tkacza mieszkającego w Val Bisogno.

Niemożliwym jest określenie daty ślubu z Zuzanną (fakt ten wzmiankowany jest po raz pierwszy w dokumencie z 25 maja 1471 roku), pozostaje zatem jedynie hipoteza, potwierdzana wielokrotnie w literaturze historycznej, że Dominik miał jeszcze inne dzieci. Zmarły one przed narodzinami Krzysztofa, który miał stać się, jak to określił jeden z biografów, „największym tkaczem marzeń i największym strażnikiem wież, jakich świat kiedykolwiek poznał” .

W 1455 roku Dominik poznał Jakuba Fieschiego, brata i opiekuna kardynała Jerzego Fieschiego, który sprawował pieczę nad klasztorem św. Stefana. Kolumb kupił dom od klasztoru w dzielnicy św. Stefana, _in carrubeo recto_, czyli w „zaułku prostym”, tuż za bramą św. Andrzeja, gdzie musiał przenieść swój warsztat i dom. W dzielnicy św. Stefana znajdowały się od najdawniejszych czasów gminnych zakłady rzemieślnicze produkujące wełnę. Wody przepływającego tędy strumienia („Rivoturbidus” w średniowiecznych źródłach)wykorzystywano do czynności związanych z rzemiosłem tkackim.

Nie mamy innych informacji o Dominiku Kolumbie aż do 1462 roku, kiedy pojawia się on jako poręczyciel w dokumencie z 15 marca. Dwa lata później jako _formaiarius_ (serowar), zakupił na kredyt partie nabiału (dokument z 5 lipca 1464 roku). Jego tkackie interesy prawdopodobnie zaczęły podupadać wraz z kryzysem ekonomicznym, który dotknął Genuę w tych latach, co popchnęło go do szukania nowego zajęcia.

W dwóch świadectwach z 1465 roku, odpowiednio z 9 stycznia (pełnomocnictwo, w którym ojciec Krzysztofa figuruje jako świadek) i z 14 września (wyrok sądowy, także charakter świadka), Dominik wzmiankowany jest jako dobry serowar, natomiast w innym dokumencie z 17 stycznia 1466 roku mówi się o nim jako o dobrym tkaczu.

Bardziej niż megalomania lub dynamizm przynależny „duchowi niespokojnemu i przedsiębiorczemu”, jak to ujął Antonio Balestreros Beretta w _Cristóbal Colón y el descubrimiento de América_, to konieczność ekonomiczna popchnęła Dominika do szukania nowych zajęć, by zwiększyć dochody, które — z wyjątkiem okresu, gdy był stróżem bramy i wieży w Olivelli — nigdy nie osiągnęły oszałamiającego poziomu. W dobie ówczesnego kryzysu podobnie postępowali inni, nawet w jego rodzinie, ponieważ Mateusz, krewny Dominika, z tkacza jedwabiu przekwalifikował się na karczmarza.

Dwa dokumenty, na które zwrócono uwagę ostatnio, poświadczają, że Dominik Kolumb prowadził interesy z Wilhelmem Fontanarossą, zamieszkałym w Zinestrato i być może krewnym żony, gdyż Zuzanna również pochodziła z Fonta narossów. 9 sierpnia 1469 roku oboje przed sędzią powierzyli opiekę nad ziemią i wynajętym domem Wilhelmowi, który to wyrokiem z 20 listopada tegoż roku został zmuszony do zapłaty Kolumbowi pewnej kwoty jako zabezpieczenia.

Jednak kłopoty finansowe nadal były udziałem Dominika: w sierpniu następnego roku przebywał w więzieniu, ale w końcu uznano go za niewinnego i wypuszczono na wolność za poręczeniem na prośbę sędziego, przed którym tegoż samego dnia podpisał kompromis ze swoim wierzycielem, Hieronimem „de Portu”, powołując na swojego obrońcę Jana Augustyna „de Goano”. Wyrok z 28 września skazywał ojca Krzysztofa na zapłatę w przeciągu roku określonej kwoty, która, _notabene_, nie została jednak zapłacona. Dominik często sięgał po posag żony, by podołać trudnościom ekonomicznym.

Sprzedaż nieruchomości należącej do rodziny Zuzanny spowodowała natychmiastowy sprzeciw jej krewnych (w szczególności brata Gioagnino di Fontanarossa). Zuzanna pojawia się w aktach notarialnych, aby poświadczyć operacje finansowe męża zmuszonego do sprzedaży mebli, które stanowiły jej wiano. Należy wspomnieć, że Dominik i Zuzanna dorobili się pięciorga dzieci: Krzysztofa, Jana Pellegrino (zmarł przed 21 lipca 1489 roku, ponieważ w dokumencie wydanym z tą datą nie jest wspomniany wśród synów), Bartłomieja, Jakuba i Blanchinettę.

Pomimo protestów krewnych, ale ze wsparciem podesty , Kolumbowie sprzedali ziemie i domy wchodzące w skład posagu Zuzanny oraz grunty, które Dominik przekazał braciom Julianowi i Stampinowi „de Caprili” rok wcześniej, co potwierdzono aktem z 25 maja 1471 roku. Pięć dni później Kolumb i jego kuzyn Goagnino zgodnie powierzyli rozwiązanie ich sporów fi-nansowych dwóm rozjemcom. Spór ciągnął się rok, ale w końcu Goagnino uznał własność Dominika, który otrzymał od kuzyna sumę pieniężną uzgodnioną z dwoma braćmi Caprili.

28 listopada 1470 roku ojciec Krzysztofa przebywał w Genui, na co wskazuje dokument, w którym Dominik protestuje jako członek cechu przeciwko naciskom „wełniarzy”, aby obniżyć płace tkaczom wełny. W Genui był jeszcze wiosną następnego roku (źródła z 25 i 30 maja 1471 roku), ale w świadectwie z 10 września 1471 roku jest wspomniany jako mieszkaniec Savony. Niemożliwe jest jednak potwierdzenie wiarygodności tej wzmianki, ponieważ dokument, który o tym mówił, nie dotrwał do naszych czasów.

Dominik z rodziną przeprowadził się do Savony w okresie pomiędzy końcem 1471 roku a pierwszą połową roku następnego, choć dopiero w dokumencie z 9 czerwca 1472 roku mowa jest o tym, że ojciec Krzysztofa tu mieszka. Przeprowadzkę Kolumbów umożliwiła liberalna polityka w odniesieniu do nowych zawodów i związanych z tym przepisów, które zastosowano wobec tkackiego rzemiosła w Savonie.

W Savonie Dominik wykonywał zaszczytny zawód karczmarza (_tabernarius_), często figuruje w świadectwach historycznych jako „lanerius”. Źródło z 22 września 1470 roku napomyka o Krzysztofie (złożył podpis pod dokumentem wraz z ojcem), inne (z 31 października tego samego roku) określa wiek Krzysztofa na dziewiętnaście lat. Na ślady syna Dominika natrafiamy w zapiskach z Savony z marca i sierpnia 1472 oraz z sierpnia 1473 roku.

Działalność tkacka wymagała znacznego kapitału. Konieczność zdobycia środków na prowadzenie zakładu zmusiła Dominika do sprzedaży domu w Genui w dzielnicy Olivella, na który żona zaciągnęła hipotekę. 7 sierpnia 1473 roku Zuzanna, razem z synami Krzysztofem i Janem Pellegrino (z wszelkim prawdopodobieństwem drugim z kolei), przekazała dom na sprzedaż.

Następnego roku Dominik kupił dom z kawałkiem ziemi w Legino w Valcalda, który miał spłacić w naturze w ciągu pięciu lat (dokument z 19 sierpnia 1474 roku) i otrzymał pozwolenie na wynajem ziemi od savońskiego kanonika. Wybrałem się do Savony, by dowiedzieć się, czy aktualny właściciel domu nie dysponuje jakimiś informacjami lub pamiątkami.

Na szczęście XV-wieczny dom przetrwał do naszych czasów. Jest to typowy dom kolonialny położony na wzniesieniu porośniętym winoroślą i gajem oliwnym, charakterystycznym dla wsi liguryjskich, wtopionych w ogrody warzywne. Kiedyś można było dotrzeć tu jedynie na grzbiecie muła. Okazuje się, że znalezienie budynku nie jest łatwe, chociaż wiem, że jest to ostatni z domów mieszczących się przy ulicy Valcada.

Ba, mimo że do celu prowadzi jedyna tu, kręta droga, to nawet miejscowy taksówkarz ma problemy ze zlokalizowaniem zabytku. W końcu stajemy przed bramą, ale nigdzie nie widać potwierdzenia, że to dom Kolumba. Front w niczym nie przypomina zdjęcia, jakie widziałem w Internecie. Czy to aby na pewno tutaj?

Kierowca spogląda na mnie pytającym wzrokiem, licznik taksówki przecież bije. Na szczęście pojawia się kobieta, która okazuje się współwłaścicielką zabudowań. Zgadza się wpuścić mnie na podwórko, bym mógł uwiecznić się na zdjęciu z domem, w którym mieszkał Dominik Kolumb, w tle.

Jak mówi kamień położony tu 22 maja 1940 roku przez Stowarzyszenie Historyków Savońskich „A Campanassa”, Dominik Kolumb, ojciec Krzysztofa, kupił ten dom w 1474 roku od savończyka Corrada da Cuneo za cenę 250 lirów w srebrze. Miał samodzielnie uprawiać winorośl i sprzedawać wino własnej produkcji w dzielnicy Savony Cassari, gdzie wykonywał zawód tkacza oraz sprzedawcy wina i sera.

Fakt ten zainspirował powstanie „Domu Krzysztofa Kolumba”, nowej marki produktów enogastronomicznych i słodyczy rozprowadzanych od 12 października 2012 roku w trzech punktach sprzedaży Conad w Savonie. Pomysł pochodzi od savońskiego przedsiębiorcy Daria Vulpettiego i jego współpracowników Marka Borghiego, Claudia Lazzary i Franka Mantovanniego.

Wśród produktów „Domu Krzysztofa Kolumba” znajdują się: wina produkowane z winogron dojrzewających na wzgórzach wokół Savony, tradycyjne ciasto _pan dolce_ „Rocznica” (_Anniversario_) z orzeszkami pinii, suszonymi figami i pistacjami (niebawem — jak zapewnił mnie jeden z przedsiębiorców — pojawi się ponadto wersja z bazylią i sosem pesto), produkowane przy ul. Pietro Giuria — w odległości kilkudziesięciu metrów od dawnych domów dzielnicy Cassari, za Brandale, gdzie Dominik Kolumb miał swój sklep. Co ciekawe, na zwykłej torebce cukru można ujrzeć wizerunek Kolumba.

Zadłużenie spłacane z opóźnieniem wskazuje na to, że sytuacja ekonomiczna Dominika musiała być niestabilna. Nie zdoławszy spłacić długów wobec notariusza Franciszka z Camogli, 2 listopada 1476 roku ojciec Krzysztofa został zmuszony do scedowania domu w Savonie na Mikołaja „Malium”. Wiadomo, że w sierpniu 1481 roku Dominik wynajął pewnemu Janowi Picasso dom w Valcalda. Może już wówczas myślał o powrocie do Genui, do swojego dawnego zajęcia (choć od dawna nie pracował w zawodzie). Dopiero w dokumencie z 27 stycznia 1483 roku jest wspomniany jako _olim textor pannorum_ („stary tkacz sukna”).

W wyniku trudności finansowych Dominik zmuszony był wynająć szewcowi warsztat i dużą część domu w dzielnicy św. Stefana, ograniczając się do zamieszkania na pierwszym piętrze i w _viridarium_. Dnia 10 września 1484 roku Jakub Kolumb, lat około 16, uzgodnił z niejakim Cadematorim z Savony, że będzie u niego odbywał praktyki przez okres 22 miesięcy; 25 sierpnia 1487 roku ten sam Jakub poświadcza prawdziwość testamentu, podając jako swoją profesję zawód tkacza. 17 listopada 1491 roku znów pojawia się przed notariuszem, aby dostać od swojego ojca pewne zwolnienie finansowe.

Blanchinetta, siostra Krzysztofa, wyszła za mąż za niejakiego Giacomo Bavarello, handlarza serem, i miała przynajmniej jednego syna imieniem Panteleone. Wiemy jednak, że Dominik wciąż klepał biedę i nie był w stanie zapewnić zięciowi należnego posagu, mimo iż w 1489 roku pracował jako tkacz. Bavarello wystąpił do sądu o zapłatę, w efekcie teść musiał na niezbyt korzystnych warunkach sprzedać dom (mówi o tym dokument z 21 lipca 1489 roku), czego nie doczekała już żona Zuzanna.

Wiadomo, że Dominik pozostał w Genui, gdzie w latach 1490–1491 zajmował się tkactwem. Zastanawiające jest, że nie ma śladów wskazujących na to, by w tym czasie utrzymywał kontakt z synem Krzysztofem, przebywającym w Hiszpanii. Nieznana jest dokładna data śmierci Dominika, można jednak określić, że nastąpiła między grudniem 1494 a 8 kwietnia 1500 roku (wówczas wspomina się jego synów jako spadkobierców).

Kiedy Krzysztof Kolumb w 1493 roku powrócił do Hiszpanii ze swojej pierwszej zamorskiej podroży, aby zdać raport władcom ze swojego niezwykłego odkrycia, zostało dla niego przygotowane olśniewające przyjęcie w Barcelonie, gdzie przebywał cały dwór królewski w owym czasie. Jak pisał syn Krzysztofa:

Zaś Ich Wysokości, nieskończenie z tego rade i zadowolnione, wydały rozkaz, iżby na jego cześć, na cześć męża, co tak wielkie oddał ich Koronie usługi, zgotowano uroczyste przyjęcie. Tedy wyszli mu na spotkanie wszyscy mieszkańcy Barcelony i cały Dwór; zaś Ich Wysokości witały go w publicznym miejscu, w całej okazałości swego majestatu, usadowione na przebogatym siedzisku popod przetykanym złotem brokatowym baldakimem. Kiedy w chwilę po rozpoczęciu ceremonii powitalnej Admirał zbliżył się do królewskiej pary, by ucałować jej ręce, Ich Wysokości, tak jakby witały kogoś bardzo znacznego, powstawszy z miejsc i postąpiwszy parę kroków w jego stronę, umknęły mu ręki, a następnie poprosiły, iżby spoczął podle nich .

Świadkiem tej uroczystej chwili był Pietro Martire d’Anghiera, włoski uczony, który w 1487 roku przeprowadził się do Hiszpanii. Według niego król i królowa „pozwolili mu zasiąść w swojej obecności, co było wielkim błogosławieństwem z ich strony i łaską” . Ich Królewskie Mości po wysłuchaniu sprawozdania potwierdziły tytuł admirała i wicekróla odkrytych ziem i wszystkie przywileje z tym związane, tak jak przyrzeczono mu poprzedniego roku. Wydano natychmiast rozkazy rozpoczęcia przygotowań do następnej ekspedycji, która miała składać się z 17 statków i 1500 ludzi, zarówno załogi jak i też kolonistów.

W międzyczasie, jak pisze kronikarz żyjący na przełomie XVI i XVII wieku, Antonio de Herrera,

Król wziął Kolumba pod rękę i przechadzali się tak po Barcelonie i wszyscy szlachetnie urodzeni zapraszali go na obiad, ale to kardynał Hiszpanii, Don Pedro Gonzales de Mendoza, książę szlachetnego charakteru i pełen cnót wszelakich, był pierwszym, któremu przyznano zaszczyt biesiadowania z Admirałem i zasiadania u szczytu stołu .

Po tych wydarzeniach naturalne wydawało się, że imię Kolumba zostało rozsławione w całej Hiszpanii, a potem w innych europejskich państwach. Wydawało się też oczywiste, że ludzie, którzy byli świadkami tak wielkiego przyjęcia Kolumba w Barcelonie, zaczęli spekulować na temat jego pochodzenia i życia przed przybyciem do Hiszpanii, gdzie znany był dotąd jako „obcokrajowiec”. Fakt, że Martire napisał o nim „pewien człowiek z Ligurii”, a później Antonio Gallo powtórzył to sformułowanie, było powodem do dumy mieszkańców tego regionu, czego dowodem są pomniki w Rapallo czy Santa Margherita Ligure.

Ważniejsze, że już w czasach Ferdynanda Kolumba i biskupa Las Casasa jakieś sześć wiosek i miast w północnych Włoszech uzurpowało sobie prawo do bycia ojczyzną Kolumba i aż do połowy XVI wieku opierało swoje racje tylko na fakcie, że na ich terenach zamieszkiwały rodziny o tym samym nazwisku (czyli Colombo). Ani jedno z tych miast nie posiadało żadnych dowodów na to, że byli to krewni słynnego odkrywcy!

Ba, w 1586 roku rząd Republiki Genui w głosowaniu podczas obrad Serenissimo Senato postanowił przekazać listowne instrukcje swojemu genueńskiemu ambasadorowi nazwiskiem Giambattista Doria, który rezydował na hiszpańskim dworze królewskim, aby wspomógł rodaków w sprawie odzyskania spadku po wnuku Kolumba Ludwiku, zmarłym w 1572 roku bez legalnego potomka płci męskiej. List ten wyraźnie wskazuje, że pod koniec XVI wieku sama Genua uznawała Cogoleto jako prawdziwe miejsca narodzin Krzysztofa Kolumba. W dodatku pół wieku później na mapie Mercatora z 1638 roku można przeczytać: „Coguretto Christophori Columbi Patria” .

Potwierdzeniem tego, że Kolumb pochodził z Cogoleto, a już z pewnością nie z Genui, zdaje się fakt nieobecności nazwiska Krzysztofa Kolumba wśród słynnych mieszkańców Genui. W dziele _Di Uberto Foglietta, Della Republica di Genova_ z 1559 roku nie wspomina się o Kolumbie. Są za to wymienieni: Biagio D’Assereto, kapitan (późniejszy admirał) dowodzący kilkunastoma okrętami, który w pierwszej połowie XV wieku odważnie starł się z aragońską armadą w pobliżu Genui; kapitan Simone Vignoso, który w 1466 roku z trzema statkami służył Republice Genui podczas „wydarzeń” na Chios; Lazaro Doria dowodzący w 1467 roku sześcioma okrętami przeciwko Katalończykom; kapitan Ludovico di Riparolo, który w 1477 roku doskonale wywiązał się z powierzonych mu zadań i który miał pod komendą sześć galeasów .

Dlaczego Foglietta ani razu nie wspomniał o Krzysztofie Kolumbie, prawdopodobnie najbardziej znanym ze wszystkich genueńskich kapitanów? Dlaczego żaden z innych genueńskich historyków, oprócz Giustinianiego, Galla i Senaregiego, nie podaje informacji o Genueńczyku Kolumbie? Dlaczego nazwiska odkrywcy Ameryki nie ma w pismach, których autorem jest zmarły w 1647 roku senator Federico Federici?

Również Gianbattista Richeri, który tak jak Federici był pochodzenia patrycjuszowskiego, nie rzuca więcej światła na ten temat; owszem, jego roczniki wydane około 1724 roku, a obejmujące okres od 1299 do 1502 roku, zawierają wzmianki o istnieniu osiemnastu Kolumbów, ale w jego _Foliatum Notariorum Genuensium_ nie pojawia się żaden Domenico lub Christopher (oryginał znajduje się w Biblioteca Comunale Berio di Genova).

Jadę do Cogoleto, by zobaczyć stosunkowo mało znany obraz przedstawiający Kolumba. Spacer uliczkami nadmorskiego miasteczka natychmiast utwierdza mnie w przekonaniu, że jego mieszkańcy są dumni z tego, że tutaj — przynajmniej ich zdaniem — przyszedł na świat odkrywca Ameryki. Na fasadzie kościoła Santa Maria dostrzegam tablicę, gdzie widniej nazwisko Kolumba.

Jednej z głównych uliczek miasta nadano imię Krzysztofa, obok na niewielkim skwerku stoi pomnik, a dosłownie kilkanaście, no, może kilkadziesiąt metrów dalej wznosi się kamienica, której poszukuję. Na jej fasadzie znajdują się freski w bardzo złym stanie, ale można odczytać niektóre napisy, w tym nazwisko Kolumba. Oto ich treść:

A Cristoforo Colombo

Con generoso ardir dall’Arca all’onde

Ubbidiente il vol Colomba prende

Corre, s’aggira, terren scuopre e fronde

D’olivo in segno al gran Noè ne rende.

L’imita in ciò Colombo, ne s’asconde

E da sua Patria il mar solcando fende:

Terreno alfin scuoprendo diede fondo

Offrendo all’Ispano un nuovo Mondo.

Li 2 dicembre 1650.
Prete Antonio Colombo

Udaje mi się skontaktować z miejscowym historykiem Antoniem Calcagnem, który głosi teorię, jakoby Cogoleto miało być rodzinnym miastem Kolumba. Nie jest to teoria nowa, bo Felice Isnardi w pierwszej połowie XIX wieku przekonywał, że Kolumb był synem Domenica Colomba z Cogoleto. Wymieńmy jeszcze publikację Andrei Covino opublikowaną we Florencji w 1880 roku i zaakceptowaną oczywiście przez ministerstwo spraw publicznych jako książka dla szkół w kró lestwie włoskim: „ta _picolla terra_ ma zaszczyt być miejscem pochodzenia Kolumba” .

Jak zdradził mi Antonio Calcagno, w drugiej połowie XIX wieku wydawało się, że to Cogoleto przypadnie palma pierwszeństwa w wyścigu o miano miasta rodzinnego Kolumba. To małe miasteczko zostało unieśmiertelnione jako miejsce narodzin Kolumba przez Alfreda Tennysona, który zatrzymał się tutaj w czasie swojej podroży w 1851 roku. Ten największy poeta postromantyzmu wiktoriańskiego w czasie zażywania odpoczynku z kieliszkiem wina zapisał taką wizję:

Jak młody wydawał się Kolumb,

a jednak obecny w swoim gaju,

zawieszony wysoko na górze

i wypływający z odległej purpurowej jaskini .

Po takiej reklamie inni brytyjscy i amerykańscy celebryci przybywali tłumnie do tego miejsca, by na własne oczy zobaczyć dom czcigodnego ojca Kolumba i ocenić portret „przechowywany od trzystu lat” w tamtejszym urzędzie miasta i przedstawiający „prawdziwe oblicze” wielkiego odkrywcy. Przekonane są o tym również władze miasta, na jednym z budynków umieszczono płaskorzeźbę z wizerunkiem Krzysztofa Kolumba, otoczoną kompozycją z ceramicznych płytek (coś w rodzaju _azulejos_). Niestety po obrazie Kolumba ani śladu, już chcę zrezygnować, bo nikt z zaczepianych mieszkańców nie umie mi pomóc, najczęściej powodem jest ich nieznajomość angielskiego i moja — włoskiego.

Na szczęście na końcu małej promenady dostrzegam punkt informacji turystycznej, ale i tutaj natrafiam na barierę językową. W końcu pojawia się jedna z pracownic, która rozumie trochę po angielsku, ja wygrzebuję z pamięci resztki zapamiętanego słownictwa języka niemieckiego, którym z kolei lepiej posługuje się sympatyczna Włoszka. Ze zdziwieniem dowiaduję się, że i oni nic nie wiedzą o żadnym obrazie na płótnie.

Gdy tłumaczę, że widziałem to malowidło w Internecie, że istnieje naprawdę, dziewczyna wzrusza ramionami i odpowiada, że czego to nie ma w sieci (po powrocie do Polski skonstatuję, że nawet we włoskiej wersji Wikipedii widnieje ten portret). Tymczasem mój upór sprawia, że Włoszka postanawia wyjaśnić sprawę i prawdopodobnie udowodnić mi, że plotę androny. Rozkazuje kierownikowi biura zająć jej miejsce za stolikiem z broszurami, a sama bierze torebkę i prowadzi mnie do Ufficci del Comune di Cogoleto, czyli miejscowego urzędu miasta / ratusza.

Tam, po przekonaniu strażników na bramce, że przyjechał dziennikarz z Polski, którego trzeba wpuścić, dziewczyna biegnie na pierwsze piętro i zaczyna pukać do każdych drzwi z pytaniem o _pittura ad olio di Cristoforo Colombo_. W czwartym pokoju słyszy coś, co sprawia, że patrzy na mnie ze zdumieniem i mówi, że rzeczywiście taki obraz jest. Ba, on wisi w pokoju burmistrza czy mera (nie wiem, kto stoi na czele rady miasta). Zmotywowana Włoszka próbuje teraz odszukać kogoś, kto pozwoli mi wejść do tego gabinetu i nacieszyć się widokiem XVI-wiecznego artefaktu.

W budynku mieści się również mała ekspozycja związana z Kolumbem. Odczuwam satysfakcję, że jestem jednym z niewielu turystów, którzy mogli stanąć przed obliczem Admirała. Nie usłyszałem jednak niczego, oprócz pobożnych życzeń, że Krzysztof Kolumb urodził się właśnie tutaj. Kiedy w 1578 roku zmarł ostatni męski dziedzic Kolumba, pewien Baltassare Colombo z Cuccaro i niejaki Bernardo Colombo z Cogoleto objawili się jako spadkobiercy jego majątku i wszystkich jego tytułów. Po długich kłótniach obie strony zgodziły się działać wspólnie, a reprezentantem wyznaczono Bernarda Colomba.

Wkrótce po zawarciu porozumienia Bernardo udał się do Hiszpanii, mając przy sobie różne sfałszowane dokumenty, a także listy polecające od Senatu Genui, datowane na 7 listopada 1586 roku i adresowane do genueńskiego ambasadora Joannesa Batisty Dorii, który miał występować w imieniu Bernarda. Genueńskie władze POTWIERDZIŁY fakt, że Admirał nie miał nic wspólnego z Kolumbem z Genui.

Gdy fałszywy potomek Kolumba zjawił się na hiszpańskim dworze, król Filip II zarządził poszukiwania danych genealogicznych w rejestrach Genui, które nie przyniosły jednak żadnych rezultatów. Uberto Fogliata w swoich kronikach zawierających nazwiska wybitnych rodzin z Genui w latach 1100–1527 nie wymienia żadnego Kolumba. Wprawdzie historyk Agostino Giustiniani pisał w swoim _Psałterzu_, opublikowanym w 1516 roku: „Cristoforo, nazwiskiem Kolumb, Genueńczyk, zrodzony z rodziców niskiego stanu”, ale jego wiarygodność podważał już syn Kolumba, który uważał, że do pism tegoż autora:

(…) stosuje się rzeczenie _Mendacem oportet esse memorem_, co się wykłada: Kłamiącemu tęgiej potrzeba pamięci. Jeśli bowiem pamięć ma lichą, po niejakim czasie zaprzeczy temu, co pierwej gadał i twierdził, to jest zachowa się tak, jak zachował się Giustiniani w ułożonym przez się w czterech językach porównawczym wydaniu _Psalmów Dawidowych_. (…) Tedy sam Giustiniani daje dowód, iż jest dziejopisem fałszu się imającym, daje się poznać jako nieroztropny i stronniczy uczony tudzież jako złośliwy współziomek .

Na nieszczęście dla Bernarda i jego popleczników, hiszpański sąd rozpatrywał sprawę przez wiele lat. Wyrok stwierdził, że dowody Bernarda są fałszywe, a jego twierdzenia nie mają żadnego uzasadnienia. W związku z tym prawo dziedziczenia po Kolumbie przeszło na kobiety w jego rodzinie, tak jak chciał sam odkrywca w swoim testamencie. Pomimo tego wyroku sądu różne miasta we Włoszech dalej rościły sobie pretensje do tego, aby zostać kolebką pochodzenia odkrywcy.

W pierwszej połowie XIX stulecia hrabia Francesco Napione i Francesco Cancellieri twierdzili, że Kolumb był synem Domenica Colomba z Cucarro, a Giovanni Battista Belloro, prawnik z Savony, był zdania, że z tego właśnie miasta pochodził Kolumb. Tej hipotezy trzyma się dziś Franco Icardi w książce _Navigare rende curiosi. Cristoforo Colombo e Amerigo Vespucci_ (_Żeglowanie czyni ciekawskim. Krzysztof Kolumb i Amerigo Vespucci_). Jego zdaniem Krzysztof Kolumb, który odkrył Amerykę, urodzony 16 lat wcześniej, niż podają podręczniki, miał być innym żeglarzem.

Ba, ponoć sam odkrywca w grudniu 1491 roku potwierdził to w obecności hiszpańskiej pary królewskiej. Lorenzo Galíndez de Carvajal, jeden z pierwszych doradców władców hiszpańskich, odnotowuje w _Memoriale o Registro di Corte_ (_Memoriał i Spis Dworu_):

Rok 1491. W tymże roku królowie zawarli ugodę z Krzysztofem Kolumbem, Genueńczykiem (lub Liguryjczykiem czy też pochodzącym z prowincji genueńskiej), urodzonym w Savonie (_Christóbal Colón ginovés, natural de Saona_) .

Mowa tu o oficjalnym rejestrze Dworu Królów Hiszpańskich.

Choć Kolumb prosi o godność admirała, wicekróla i gubernatora ziem, które odnajdzie, jest absolutnie koniecznym, by udowodnił swoje korzenie władcom. On sam potwierdza, że pochodzi z Savony. Franco Icardi w mailu do mnie zwrócił uwagę na pewne szczegóły. Podczas gdy większa część notariuszy genueńskich ówczesnych czasów, podając po łacinie miejsce urodzenia jakiegoś savończyka, pisze: „Savone” lub „Sagone”, co oznacza „z Savony”, to sami zaś savończycy używają tej nazwy w dialekcie lokalnym: „Saone”.

Co ciekawe, Krzysztof Kolumb, wracając z drugiej wyprawy, podczas której dokonał między innymi rozpoznania południa Kuby i Dominikany, odnotowuje:

W 1494 roku znalazłszy się na wyspie Saona, która leży

się na wysuniętym cyplu na wschód wyspy Hispanioli,

było tu 14 września zaćmienie księżyca, zaobserwo-

wałem różnicę średnio 5 i pół godziny między Saoną

a przylądkiem św. Wincentego w Portugalii.

Ta notatka znalazła się w rękopisie jego _Księgi proroctw_ wydanej już po śmierci odkrywcy.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: