Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Księżniczka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 grudnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Księżniczka - ebook

Czasem to, co najpiękniejsze, przydarza się w najmniej spodziewanym momencie, lecz aby mogło na stałe zagościć w twoim życiu, ty sam musisz wyciągnąć po to rękę. Tak, jak musiał zrobić to Evan.

Gdy w centrum Londynu dochodzi do napaści na córkę miliardera z Dubaju, to właśnie on – początkujący architekt i informatyk – postanawia zrobić wszystko, aby ją uratować. Znajduje bezpieczną kryjówkę, otacza dziewczynę opieką i chroni przed napastnikami, a w końcu, w jej obronie… zabija. Doprowadzony do ostateczności Evan jest jednak przekonany, że tylko tak zdobędzie ukochaną księżniczkę. A co, jeśli się myli, a wszystkie złożone przez niego ofiary nie wystarczą, by zapewnić im wspólną przyszłość?

Po kilku dłużących się minutach zatrzymała się czarna limuzyna, a jej kierowca pokazał ręką, że czekający mają wolną drogę. Turyści ruszyli pierwsi, chłopak trzymał dziewczynę za rękę, ona w drugiej – przewodnik. Za nimi poszły dwie młode ekspedientki i pracownicy restauracji i biur. A on stał jak wryty. Nawet obdarty lump poszedł, wolno powłócząc nogami. Na środku ulicy zdjął wełnianą czapkę i skinął głową, dziękując kierowcy. Evan nie ruszył się, stał i patrzył na dziewczynę znajdującą się na tylnym siedzeniu samochodu, i nie mógł od niej oderwać wzroku. Miała na sobie dżinsową kurtkę założoną na białą bluzkę, a piękne, czarne, lśniące włosy zaplotła w fantazyjny warkocz, owinęła go wokół głowy i przypięła czerwonozłotymi spinkami. Na lewej ręce, którą dotykała policzka, dostrzegł drogi zegarek, a na środkowym palcu – czerwonozłotą obrączkę. Dziewczyna była ładna i bardzo smutna.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8313-232-7
Rozmiar pliku: 736 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Smutna dziewczyna

Evan czekał, prosząc w duchu, by samochody jadące ulicą zatrzymały się, a on przebiegnie na drugą stronę Knightsbridge. Nie miał z mieszkania daleko do biura architektonicznego, w którym zatrudnił się zaledwie sześć miesięcy wcześniej. Był jednak bardzo, bardzo spóźniony. Na wprost widział Wilton Place. Gdy tam dotrze, skręci w prawo w Kinnerton Street, a potem jeszcze raz w prawo. Po lewej stronie uliczki, w budynku niegdyś z czerwonej, a teraz już brudnobrązowej cegły, mieści się biuro firmy z wejściem w bramie. Stanie pomiędzy dwiema donicami, z których zwieszają się różowe begonie, przed drewnianymi drzwiami pomalowanymi na seledynowo i osadzonymi w białej futrynie. Pod mosiężnym dzwonkiem informującym niegdyś metalicznym dźwiękiem o przybyciu gościa. Otworzy, ale tym razem dzwonek nie zadzwoni, gdyż stalowy łańcuszek dawno temu skorodował i nie wprawia mechanizmu w ruch. Znajdzie się w środku dużego pomieszczenia zaadaptowanego wraz z sąsiednimi na biuro projektowe i…

Późnym rankiem zbudził go hałas przetaczanych i opróżnianych metalowych pojemników, dźwięk śmieci wpadających do wnętrza śmieciarki, warkot samochodu i głosy pracowników firmy odbierającej odpady komunalne. Zaspał. Pracował do późnej nocy – robił wizualizację do projektu rewitalizacji budynku na rogu Bedford Street i Maiden Lane. Mógł ją skończyć wcześniej, nawet wiele dni przed terminem, ale smutna dziewczyna zabrała mu minuty i godziny, a nawet całe wieczory, gdy o niej rozmyślał. W biurze nie dokończył wizualizacji, a następnego dnia miał prezentację. Ślęczał długo przed monitorem, wklejał zdjęcia, dodawał napisy, tworzył film i podkładał głos lektora. Pracował prawie do świtu, położył się na chwilę na łóżku, zdrzemnął się – i zaspał. Zapomniał wieczorem ustawić budzik w telefonie i gdy spojrzał na zegar wiszący na ścianie, zrobiło mu się gorąco. Wpadł w popłoch. Narada z właścicielem firmy rozpocznie się za kwadrans, a on już był spóźniony. Wyskoczył z łóżka, niewiele czasu zajęła mu toaleta, tylko umył zęby i ochlapał wodą twarz, nawet nie wytarł jej ręcznikiem, nie napił się kawy i nie zjadł kanapki. W jednej chwili się ubrał, zarzucił na ramię plecak, w którym miał laptopa i aparat fotograficzny – kompaktową Leicę ze zmiennoogniskowym obiektywem – i wyszedł z mieszkania, śliniąc rękę i przygładzając nią zwichrzone włosy. Dobiegnięcie do stacji Bethnal Green zajęło mu niecałe sześć minut, ale podróż metrem do Hyde Park Corner z przesiadką na Holborn trwała ponad czterdzieści. Wbiegł ze stacji metra po stronie Hyde Parku i w The Lodge Café kupił kawę i bułkę ze smażonym bekonem, sałatą i pomidorem. Teraz, z plecakiem zarzuconym na jedno ramię i papierową torbą w ręce, czekał na jakiegoś uprzejmego kierowcę, który, nie zważając, że przejście dla pieszych jest dwieście, a może więcej metrów dalej, zatrzyma samochód i go przepuści.

Wyjął z kieszeni telefon komórkowy.

– Prawie godzina spóźnienia – powiedział do siebie. – Za minutę będę w pracy, jeśli jakiś gamoń wciśnie hamulec i pozwoli mi przejść na drugą stronę.

Stanęła przy nim para turystów – dziewczyna i chłopak, z plecakami obydwoje, a ona z przewodnikiem po Londynie w ręce. Był też obdarty lump w wełnianej czapce na głowie, w przydługim, brudnym i podartym płaszczu, postrzępionych spodniach sięgających tylko za kolana i w klapkach na nogach. Tuż przy Evanie ustawiło się kilkoro pracowników pobliskich biur, sklepów i restauracji, tak jak i on spieszących się do pracy. Czekali wraz z nim, prosząc wzrokiem kierowców o odrobinę uprzejmości.

Samochody jechały ulicą, a ich kierowcy nie zważali na chcących przejść. Tak jak i on, spieszyli się do biur, urzędów, szkół i w miejsca sobie tylko wiadome.

Po kilku dłużących się minutach zatrzymała się czarna limuzyna, a jej kierowca pokazał ręką, że czekający mają wolną drogę. Turyści ruszyli pierwsi, chłopak trzymał dziewczynę za rękę, ona w drugiej przewodnik, za nimi dwie młode ekspedientki i pracownicy restauracji i biur. On nadal stał jak wryty. Nawet obdarty lump poszedł, wolno powłócząc nogami. Na środku ulicy zdjął wełnianą czapkę i skinął głową, dziękując kierowcy. Evan nie ruszył się, stał i patrzył na dziewczynę siedzącą w samochodzie, i nie mógł od niej oderwać wzroku. Miała na sobie dżinsową kurtkę założoną na białą bluzkę, a piękne, czarne, lśniące włosy zaplotła w fantazyjny warkocz, owinęła go wokół głowy i przypięła czerwonozłotymi spinkami. Na lewej ręce, którą dotykała policzka, dostrzegł drogi zegarek, a na środkowym palcu – czerwonozłotą obrączkę. Dziewczyna była ładna i bardzo smutna. Patrzyła przed siebie i nie dostrzegała niczego i nikogo. Żałował, że nawet na chwilę nie spojrzała przez okno. Zobaczyłaby go, a on dostrzegłby kolor jej oczu.

Gdyby wiedziała, że tu stoję… – pomyślał Evan.

Ale ona wpatrywała się w plecy kierowcy i rozmyślała. Widział ją kilka razy, gdy szedł Strand do stacji metra Temple, ale za każdym razem mignęła mu tylko przed oczami. Oprócz niej niewiele w samochodzie zauważył. Wielokrotnie, nawet w trakcie pracy, chodził na Strand i jej wypatrywał. Tak było też wczoraj, a gdy wyszedł z biura, godzinami snuł się ulicami miasta.

Teraz zobaczył osoby towarzyszące dziewczynie. Obok niej siedział krępy mężczyzna, a drugi, wysoki, o atletycznej budowie – na przednim siedzeniu przy kierowcy. Dotykał głową podsufitki w samochodzie. Tylko mężczyzna za kierownicą wyglądał na rdzennego Europejczyka. Pozostali – na osoby z Bliskiego Wschodu lub mające tam korzenie. Kierowca zatrąbił, dając mu znak, także ręką, że też może przejść, lecz on stał na chodniku i wpatrywał się w dziewczynę. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Kierowca jeszcze raz użył klaksonu i powoli nacisnął pedał gazu, gdy nie dostrzegł reakcji Evana, który wzrokiem odprowadził oddalający się samochód. Chłopakowi wróciła świadomość i wyjął z plecaka aparat fotograficzny, skierował obiektyw w stronę odjeżdżającego pojazdu, lecz było już za późno, by mógł zrobić zdjęcie.

– Wyjątkowy ze mnie dupek – powiedział. – Miałem przed sobą dziewczynę, widziałem tablice rejestracyjne, a stałem jak słup soli, gdy jeden aparat tkwił w plecaku, a drugi mam w telefonie. Jestem beznadziejną ofermą. Taka okazja się nie powtórzy.

Po kilku minutach zatrzymał się kolejny samochód, więc Evan przebiegł przez ulicę, zagłębił się w wąskie uliczki i wpadł zdyszany w bramę budynku.

Stanął przed drzwiami, głęboko westchnął i zastanawiał się, jaką wymówkę ma wcisnąć szefowi i Helen, która została wyznaczona na lidera grupy architektów. Oprócz ich dwojga należeli do niej Brenda, Harry i dużo starszy od nich Walter. Jeszcze raz westchnął. Wiedział, że udobrucha Helen bez najmniejszego problemu. O prawie sześć lat starsza dziewczyna patrzyła na niego wzrokiem, który mówił: „Umów się ze mną. Poza tobą świata nie widzę. Kochaj się ze mną, kiedy i gdzie tylko zechcesz”.

Leciała na niego, czego początkowo nie dostrzegał i dopiero Harry zwrócił mu uwagę na jej maślane oczy, gdy na niego ukradkiem spoglądała. Evan zaczął ją obserwować, a gdy patrzył na nią, spuszczała wzrok, gdy niby niechcący ją dotykał, cała drżała, jak liść na wietrze.

Przyznał rację koledze.

Z Helen dałby sobie radę, lecz spóźnienie o prawie godzinę na spotkanie zorganizowane przez Juliusa Gordona, szefa i właściciela Gordon Architects, mogło go kosztować posadę. Uważał, że tak się stało.

Trochę ponad rok wcześniej ukończył studia architektoniczne i uzyskał tytuł licencjata. Przez kilka miesięcy, tylko dorywczo pracując, szukał dobrze płatnej roboty. Był już zrezygnowany i zastanawiał się, czy podjąć stałą pracę niekoniecznie zgodną z jego wykształceniem, gdy nagle spadła mu jak manna z nieba. Podchmielony mężczyzna siedzący obok niego przy barze w pubie zwierzył mu się, nieznajomemu człowiekowi, że wyleci z firmy, jeśli nie przygotuje wizualizacji przebudowy starej wieży ciśnień w centrum Londynu.

– Cholera! – wrzasnął Harry. – Nie potrafię. Jestem dobry w projektowaniu architektonicznym, lecz komputerowa obróbka, a zwłaszcza wizualizacje, to nie moje poletko. Nie mam zdolności, chęci i pomysłu, a zostały mi tylko dwa dni. Jeśli nie zdążę, ten świrus Gordon wywali mnie na zbity pysk.

– Gordon? Nie znam tego faceta – powiedział Evan. – Dlaczego mówisz, że jest świrusem?

– Jest moim szefem i właścicielem firmy. Do niedawna zajmował się projektowaniem wnętrz. Pewnie słyszałeś o Gordon Interior Design. Znasz takie biuro?

Nie czekając na odpowiedź, kontynuował:

– Założył kolejne, Gordon Architects, i wygrał przetarg na przebudowę wieży ciśnień. Zatrudnił w nim mnie i kilka osób i znęca się nad nami. Trzeba przyznać, że dobrze płaci, ale to wyjątkowy drań. Wyrzuca ludzi nawet z błahego powodu. Mała wpadka, złe spojrzenie, pięć minut spóźnienia i następnego dnia zamiast fotela przy komputerze czeka na delikwenta koperta z tygodniówką i podziękowanie za współpracę.

– Masz się czym zamartwiać? Znajdziesz inną robotę.

– Nie tak szybko można znaleźć dobrą posadę. Nikt nie płaci tak dobrze jak ta kanalia. Kupiłem mieszkanie i spłacam kredyt, moja żona jest w ciąży, mamy małą córeczkę, a na koncie ledwie półtora tysiąca funtów. Nie chcę podawać piwa w pubie albo pracować w markecie, by utrzymać rodzinę. Za to, co tam zarobię, nie spłacę kredytu. A ty gdzie pracujesz?

– Szukam roboty.

– Witaj więc w klubie! – powiedział załamany Harry.

Zawołał barmana i złożył zamówienie.

Od słowa do słowa – i po kolejnych kuflach piwa zostali przyjaciółmi. Mrok już zapadł, gdy wyszli razem z pubu, wsiedli do taksówki i pojechali do mieszkania Harry’ego. Było małe, ale przytulne. Żona nowego kumpla Evana zrobiła im kolację, położyła się z córką spać, a oni zasiedli przed komputerem. Evan do rana poprawił wizualizację, a właściwie zrobił ją od nowa. Harry nie mógł wyjść z podziwu.

– Jesteś architektem, a na programach komputerowych znasz się lepiej niż znani mi informatycy. Pomyliłeś się z wyborem zawodu.

– Też mi się tak wydaje. Informatyka i programowanie to moje hobby od dzieciństwa. Nie chcę się chwalić, ale byłbym niezłym hakerem – odpowiedział Evan.

Rano opuścili mieszkanie po obfitym śniadaniu podanym przez żonę Harry’ego, a ten uściskał nowego przyjaciela i zapisał na wszelki wypadek numer jego telefonu. Evan wrócił do domu i zasnął po trudach nocy. Nie spał długo. Harry zadzwonił przed południem i poprosił go, by następnego dnia zjawił się w biurze. Tym sposobem chłopak stał się pracownikiem Gordon Architects, u tego Gordona – świrusa.

Po raz trzeci westchnął głęboko i nacisnął klamkę. Ledwo znalazł się po drugiej stronie drzwi, gdy usłyszał tubalny głos Juliusa Gordona. Siedział on, a właściwie leżał, w fotelu z filiżanką kawy w jednej ręce i cygarem w drugiej.

– Korci mnie, by cię wywalić na zbity pysk, lecz Helen stanęła w twojej obronie – zwrócił się do chłopaka. – Prosiła prawie na kolanach, bym ci darował, bo uważa, że tylko ty jesteś w stanie dokończyć na czas projekt przebudowy budynku przy Maiden Lane. Nie mam czasu na zmianę prowadzącego…

Patrzył mu w oczy, a chłopak unikał jego wzroku.

– A może jednak kogoś znajdę na twoje miejsce.

Filiżankę postawił na stoliku i sięgnął po obcinarkę. Przyciął głowę cygara, zapalił złotą zapalniczkę żarową i przysunął ją do niego, a gdy cygaro się rozpaliło, włożył je do ust. Wciągnął dym i go wydmuchał. Gordon robił to z takim namaszczeniem, że patrzący na celebrowanie przez szefa tej prostej czynności, jaką jest palenie cygara, nie śmieli nawet drgnąć.

– Harry! Dokończysz za niego projekt? – zapytał.

Mężczyzna, do którego skierował pytanie, tylko spuścił głowę i się nie odezwał.

– Widzę, że nie masz chęci – powiedział. – Twój przyjaciel nie chce cię zastąpić – zwrócił się do Evana. – Chłopcze! Podziękuj Helen, że nadal u mnie pracujesz. Ale nie daruję, jeśli jeszcze raz mnie zlekceważysz.

– Przepraszam! To się nie powtórzy – kajał się Evan. – Byłem rano w budynku przy Maiden Lane – skłamał. – Potrzebne mi były dodatkowe zdjęcia. Inne, ciekawsze ujęcia.

Gordon spojrzał na niego, jakby miał przed sobą zupełnego wariata, a przynajmniej człowieka z małą ilością rozumu.

– Czy ty naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, jaka jest hierarchia w mojej firmie? – zapytał. – Myślę, że nie, więc ci wytłumaczę. Ja jestem najważniejszy, po mnie bardzo długo jest pustka, aż wreszcie są projekty, które realizujemy, a dopiero po nich są tacy wyrobnicy jak ty i reszta pracowników, którym płacę i od których wymagam. Zapamiętaliście? – zapytał wszystkich obecnych. – Mam jeszcze raz powtórzyć?

Nikt się nie odezwał.

– A teraz pokaż, co upichciłeś. Moja żona dobrze gotuje, więc sprawdzę, czy to, co wysmażyłeś, jest lepsze od jej wczorajszej kolacji.

Wstał i usiadł na wprost dużego monitora. Evan podłączył do niego laptopa, ale zanim rozpoczął pokaz, pomyślał: Jesteś wyjątkowym egocentrykiem.

Prezentacja Evana zadowoliła Juliusa Gordona, lecz nie dał tego po sobie poznać. Mruknął tylko, że jest w porządku, i przypomniał Helen, że zostały im jeszcze dwa tygodnie na dokończenie projektu i wizualizacji. Na odchodne poinformował zebranych, że remont pomieszczeń w siedzibie firmy jest na ukończeniu i za trzy tygodnie, najpóźniej za miesiąc, wrócą na stare śmieci do City i dołączą do reszty zespołu. Wstał i włożył niedopalone cygaro do filiżanki z niedopitą kawą.

– Możecie mnie nie odprowadzać do wyjścia – powiedział.

Tymi słowami pożegnał się i gdy drzwi się za nim zamknęły, wszyscy odetchnęli z ulgą, lecz jeszcze obserwowali przez okno, jak wsiada do limuzyny i odjeżdża. Dopiero wtedy spadł im poziom adrenaliny i uśmiechy wróciły na ich twarze.

Evan nie zamierzał brać się do pracy. Wyjął z papierowej torby kanapkę i kubek z zimną kawą i rozsiadł się wygodnie w fotelu przed monitorem. Chciał się zrelaksować i zjeść śniadanie, lecz Helen postanowiła wykorzystać zaistniałą sytuację. Poprosiła go, by przyszedł do jej gabinetu.

– Uratowałam ci dupę – powiedziała, gdy zamknął drzwi. – Nie wywiniesz się jednak, ściskając mi rękę w podzięce albo racząc mnie tym twoim szelmowskim uśmiechem. Uważam, że zasłużyłam na dobrą kolację.

– Skończymy projekt i wtedy zaproszę cię na obiad – zgodził się.

– Nie zrozumiałeś mnie, mój drogi. Nie jutro i tym bardziej nie kiedyś. Dzisiaj zabierzesz mnie do porządnej restauracji. Niech ci tylko nie przyjdzie na myśl kiepska jadłodajnia z hamburgerami.

– Nie mogę. Umówiłem się ze znajomymi – powiedział.

Helen miała go w garści, o czym dobrze wiedziała, a Julius Gordon jej w tym pomógł, choć nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.

– Nie wywiniesz się. Jeszcze raz ci powtórzę, czego oczekuję za ocalenie twojej skóry. Dotarło do mnie, że kombinujesz, więc w tym momencie zmieniłam plany. Ty też zmodyfikuj swoje i odwołaj popijawę z kumplami w pubie. W zamian przyjdziesz do mnie wieczorem na kolację. Wydam ją dla nas dwojga o dwudziestej. – Uśmiechnęła się do niego. – Wiesz, gdzie mieszkam, i nie olej mnie jak Juliusa Gordona. Z dwojgiem nas nie wygrasz.

Wyszła do pracowni i poleciła Harry’emu przegrać z laptopa Evana na jej komputer materiały związane z projektem budynku.

Zabezpiecza się – pomyślał Evan. – Wiem, że nie robi tego złośliwie, lecz gdyby mnie poprosiła, sam bym skopiował projekt.

Evan jadł bułkę ze smażonym bekonem, sałatą i pomidorem, pił zimną kawę i rozmyślał nad słowami Gordona i Helen. Postanowił z nią nie zadzierać i stawić się u niej wieczorem. Pomyślał, że jedna kolacja we dwoje niczego nie zmieni. Jednak w głębi duszy czuł, że nie skończy się tylko na posiłku przy świecach.

Zmartwiła go bardzo wiadomość o rychłych przenosinach do biurowca w City. Z mieszkania przy Cyprus Street nie miał tam dalej niż do biura przy Kinnerton Street. Do City było bliżej, a podróż ze stacji Bethnal Green do stacji Bank wraz dojściem do siedziby Gordon Architects zajmie mu dwadzieścia pięć minut, a nie jak teraz – ponad czterdzieści. Martwiło go, że pracując tam, nie będzie widywał smutnej dziewczyny. Postanowił działać. Projekt był gotowy. Zostało mu dokończenie wizualizacji, co zrobi w domu w ciągu dwóch wieczorów. Czas, który pozostał do oficjalnego przekazania dokumentacji inwestorowi, wykorzysta na odkrycie, kim jest dziewczyna, gdzie mieszka i dokąd wożą ją codziennie rano. Wiedział, że wmówi Helen potrzebę swojego codziennego pobytu w budynku przy Maiden Lane. Jednak w godzinach pracy, zamiast siedzeniem nad projektem, zajmie się zabawą w detektywa. Szukając dziewczyny, spędzi wiele godzin na Strand. Wierzył, że jakimś zrządzeniem losu ona wysiądzie z samochodu i poda mu rękę na powitanie.

Wieczorem zjawił się u Helen, a po drodze wstąpił do sklepu i kupił – zdając się na sprzedawczynię – czerwone wino oraz elegancko zapakowane czekoladki. Zapukał do drzwi. Helen mu otworzyła, a gdy na nią spojrzał, stwierdził, że jest niestosownie ubrany. Miał szczęście, że zostają w domu. Założył najlepsze – jego zdaniem – ubranie: granatowe dżinsy i błękitną koszulę, na którą narzucił szarą marynarkę. Zamierzał przyjść w granatowo-szarej bluzie z kapturem, lecz na szczęście w ostatniej chwili z niej zrezygnował. Włożył też mokasyny i wziął plecak, z którym się nie rozstawał. Helen wyglądała, jakby zamierzała wyjść na kolację do najelegantszej restauracji Londynu. Miała na sobie beżową obcisłą sukienkę, kończącą się wysoko nad kolanami, szpilki w tym samym kolorze i biały żakiet. Jedynym dodatkiem do stroju był delikatny złoty łańcuszek na szyi.

– W dzieciństwie obrywałam płatki kwiatów, pytając, czy dana osoba przybędzie czy nie – przywitała go tymi słowami. – Dzisiaj oberwałam płatki z czterech kwiatów. Jeden płatek – przyjdzie, drugi – nie przyjdzie, i tak dalej. Cztery ogołocone kwiaty i dwa razy mi wyszło, że pojawisz się u mnie, a dwa razy, że kolację zjem samotnie. Piątego nie miałam.

– Zostałem zaproszony, więc jestem – odpowiedział Evan. – Wyglądasz przepięknie.

– Przesadzasz, ale dziękuję, jesteś miły. Zarumieniłam się i chyba się rozpłaczę.

Wytarła delikatnie łzę, która zakręciła się w jej oku.

– Powiedziałem prawdę.

– Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa, ale dlaczego przez cały czas naszej znajomości nie zwracałeś na mnie uwagi?

– Nie miałem śmiałości, by cokolwiek ci zaproponować.

– Potrafisz wybrnąć z każdej sytuacji. Zauważyłam, że nawet na najtrudniejsze pytania masz zawsze odpowiedź. Jednak teraz nie jest ważne, co było kiedyś. Wejdź dalej i się rozgość. Zaraz przyniosę smakołyki, które zrobiłam.

Odebrała od niego torbę z butelką wina i czekoladkami. Ucieszyła się z prezentu i posadziła gościa przy stole, na którym stały już kieliszki, talerze, sztućce, wino i w dzbanku woda z cytryną i kostkami lodu. Przygotowanie potraw zajęło jej dłuższy czas, a gdy wróciła, postawiła na stole bruschettę – grzanki z pieczywa posmarowanego oliwą i roztartym czosnkiem, z fetą, suszonymi pomidorami i listkami bazylii, sałatkę Cezar i zapiekankę makaronową z wędzonym łososiem i szpinakiem.

– Mam nadzieję, że moje kulinarne dzieło będzie ci smakować – powiedziała. – Zajmij się alkoholem.

Odkorował butelkę, nalał wina do kieliszków i rozpoczął jedzenie od bruschetty. W połowie kolacji butelka wina była już opróżniona, głównie przez Helen, która starając się pokonać stres, częściej sięgała po kieliszek. Rozmawiali głównie o pracy i projektach, którymi się zajmowali, a także o współpracownikach i niedalekich przenosinach do City. Po skończonym posiłku Helen zapytała Evana, czy ma ochotę na ciasto.

– Odłóżmy słodycze na później – odpowiedział.

– Zgadzam się z tobą. Jeśli zjem dwa kawałki szarlotki i wypiję kolejne dwa kieliszki wina, nie będę się nadawać do tego, o czym myślę od chwili, gdy cię pierwszy raz zobaczyłam.

Patrzył na nią i się uśmiechał.

– Ten twój szelmowski uśmiech. Jakże go lubię – powiedziała. – Tylko nie udawaj, że nie wiesz, czego od ciebie chcę.

– Powiedz mi.

– Nie domyślasz się?

– Wiem, czego dziewczyna zazwyczaj chce od chłopaka, a on od niej, lecz chcę to usłyszeć.

– Idziemy do łóżka? Chcesz tego? – zapytała.

– Tak – odpowiedział i kiwnął głową na znak zgody.

Wzięła go za rękę i zaprowadziła do sypialni. W niewielkim pomieszczeniu stało dwuosobowe łóżko. Z jednej jego strony była szafka nocna z lampką, którą włączyła, z drugiej – komoda. Przy drzwiach wnękowa szafa, a obok nieduży fotel. Zdjęła żakiet i poprosiła o pomoc w rozpięciu sukienki. Uporał się z suwakiem, a ona rzuciła ją na fotel i stanęła przed nim w eleganckiej, koronkowej bieliźnie.

– Będziesz tylko patrzył czy pójdziesz w moje ślady?

– Będę patrzył, a do ciebie dołączę, gdy na twojej szyi pozostanie jedynie łańcuszek.

Zarumieniła się.

Zsunęła szpilki z nóg, zdjęła koronkowy stanik i majtki i stanęła przed nim naga.

– Zastanawiasz się, czy warto? – zapytała.

– Nie wierzysz w siebie? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

Rozbierał się powoli, cały czas na nią spoglądając. Urodę miała przeciętną, ale ładną figurę, jędrne piersi i, dopiero teraz to zauważył, lekko odstające uszy, które dodawały jej uroku, a w pracy ukrywała je pod rozpuszczonymi włosami.

– Długo mam jeszcze czekać? – zapytała i zamknęła oczy.

Gdy je otworzyła, on leżał już na łóżku i zachęcająco zapraszając ją do siebie, unosił kołdrę powleczoną w różową jedwabną poszwę. W jednej sekundzie znalazła się przy nim, zrzuciła kołdrę na podłogę i powiedziała:

– Dawno nie widziałam nagiego mężczyzny, więc chcę cię obejrzeć i zapoznać się z każdym kawałkiem twojego ciała.

Przywarła ustami do jego ust, całowała go i zsuwała się wzdłuż jego ciała, a gdy nie było już miejsca, na którym by nie złożyła pocałunku, usiadła na nim. Była spragniona miłości i seksu. Kochali się do samego rana, z przerwami na krótkie drzemki. Późnym rankiem obudził się niewyspany, zmęczony i obolały. Helen była już po kąpieli i owinięta w ręcznik parzyła kawę. Wyszedł z łazienki, a gdy znalazł się przy niej, ona pchnęła go na krzesło i usiadła na jego udach, przodem do niego, objęła go i kochali się kolejny raz.

– Czas na nas. Pora iść do pracy – powiedziała, gdy skończyli.

Wypili kawę, ubrali się i pojechali do biura. Kazała mu wysiąść na następnej stacji i przyjść za pół godziny.

– Domyślą się, że coś nas łączy, gdy wejdziemy razem. Walter jest gumowym uchem szefa. Doniesie, jak się sprawy mają, i Gordon jedno z nas wyrzuci.

Przez cały dzień nie rozmawiali ze sobą. Ona w swoim gabinecie, rozmyślając o minionym wieczorze i nocy, nie mogła skupić się na pracy, a on poświęcił cały czas na dokończenie projektu. Zamówił nawet lunch z dowozem do biura. Przed końcem pracy zamknął projekt przebudowy budynku. Brakowało mu kilku zdjęć aktualnego stanu elewacji i schodów wewnętrznych, ale to nie stanowiło żadnego problemu. Nie potrzebował kolejnych, lecz postanowił zamienić te, które miał, na nowe, z lepszymi ujęciami. Zrobi je za kilka dni, a wpasowanie ich do wizualizacji zajmie mu niecałą godzinę. Zabezpieczył hasłem katalog z plikami i skupił się na odszukaniu smutnej czarnowłosej dziewczyny. Tuż przed końcem pracy otrzymał na komórkę wiadomość od Helen. Proponowała mu kolejną randkę. Odpisał jej, że ma zaległe spotkanie z kumplami w pubie, a do niej wpadnie wieczorem następnego dnia.

Wrócił do domu, ugotował makaron i odgrzał mielone mięso z sosem pomidorowym, przełożył na talerz i posypał całość startym serem. Jadł spaghetti i zastanawiał się, co smutna dziewczyna robi w samochodzie z trzema mężczyznami, skąd i dokąd codziennie ją wożą, a najważniejsze: kim jest, jak się nazywa i gdzie mieszka. Te pytania nie dawały mu spokoju. Włączył laptopa i na mapie wyświetlił miejsce ostatniego z nią spotkania. Widok Knightsbridge i Wilton Place podsunął mu odpowiedź na jedno z pytań. Dziewczyna była córką bogatych ludzi, o czym świadczyła limuzyna z kierowcą i, jak się domyślał, towarzysząca jej obstawa. Najbliżej był One Hyde Park, kompleks mieszkalno-handlowy z nieprawdopodobnie drogimi apartamentami. Przyjrzał się mapie, powiększył ją do maksimum i wybrał miejsce, z którego powinien obserwować budynek i ulicę. Zastanawiał się, jak się przygotować do ewentualnego spotkania. Nic mu nie przychodziło do głowy. Co miałby zrobić? Wszystko, czego potrzebował, było w plecaku, który zawsze miał ze sobą, a najważniejsza była kompaktowa Leica ze zmiennoogniskowym obiektywem. Położył się spać, lecz nie mógł zasnąć. Cały czas miał przed oczami smutną czarnowłosą dziewczynę. Sen go w końcu zmorzył, a on w tym śnie widział ją, a ona na niego nie patrzyła.

Rankiem następnego dnia jechał metrem, lecz nie zamierzał wysiąść na Hyde Park Corner. Kolejną stacją była Knightsbridge, tuż przy kompleksie mieszkalno-handlowym One Hyde Park. Coś podpowiadało mu, że spotka tam smutną dziewczynę. Wysiadł z wagonu i po kilku minutach znalazł się na zewnątrz, przed wyjściem ze stacji metra. Dotarł do apartamentowca – miał go przed sobą po drugiej stronie ulicy – i zobaczył parkującą pod nim znajomą czarną limuzynę. Bardzo wysoki mężczyzna o śniadej karnacji i atletycznej budowie stał oparty o nią i patrzył w stronę budynku. Czekał na kogoś. Miał ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu – prawie dwa metry, krótko ostrzyżone włosy, a jego oczy schowane były za ciemnymi okularami. W samochodzie siedział kierowca i drugi ochroniarz. Evan przeszedł na pas rozdzielający dwie jezdnie i oparł się o słup latarni. Wyjął z plecaka aparat fotograficzny, ukrył go pod bluzą i czekał na dziewczynę. Pojawiła się po kilku minutach, ubrana w dżinsową kurtkę, białą bluzkę i spodnie. Poczekał, aż zbliży się do samochodu, wycelował w nią obiektyw i zrobił jej kilka zdjęć. Zauważył go ochroniarz i niezadowolony wskazał dziewczynie chłopaka z aparatem fotograficznym. Chciał iść do niego i odebrać mu sprzęt, lecz został przez nią powstrzymany. Evan był zbyt daleko, by usłyszeć ich rozmowę zagłuszaną przez hałas miasta, ale gdyby dotarła do jego uszu, nie zrozumiałby, co mówią. Rozmawiali po arabsku, a on nie znał tego języka.

– Hani! Stój! Zostaw chłopaka w spokoju! – rozkazała dziewczyna.

– Zrobił panience zdjęcia – odpowiedział bardzo wysoki mężczyzna.

– Fotografował budynek, a nami nie był zainteresowany.

– Proszę spojrzeć. Nadal nas fotografuje. Powinienem mu zabrać aparat.

– Hani! Nic złego się nie stało. Wsiadaj do samochodu. Nie jest nam potrzebna awantura.

– Powiadomię ojca panienki o tym incydencie.

– Nie waż się, a jeśli to zrobisz, powiem mu o narkotykach.

– Karim mu doniesie, że nie zareagowałem.

– Poproszę, by milczał, a on mnie posłucha. Hani! Proszę! Wsiądź do samochodu. Ojciec kazał ci wykonywać moje polecenia.

– Ojciec panienki też nam polecił rozmawiać po angielsku.

– Zapomniałam się – powiedziała dziewczyna.

Spojrzała na chłopaka, który już nie robił jej zdjęć, tylko się w nią wpatrywał i do niej uśmiechał.

– Panienko! Proszę wsiąść.

Hani otworzył drzwi, dziewczyna wsiadła, a on, obchodząc samochód, by zająć miejsce przy kierowcy, mruknął:

– Pożałujesz, gówniaro.

Samochód ruszył, a Evan odprowadził go wzrokiem. Zobaczył, że dziewczyna odwróciła głowę i na niego patrzyła. Poczekał, aż zniknęła za zakrętem, i poszedł do biura. Wszedł do środka i zamyślony odpowiadał prawie niesłyszalnie na powitania. Zasiadł przed komputerem, ale nie w głowie mu była praca.

Helen też nie mogła się na niej skupić i nie spuszczała go z oczu. Chciała z nim porozmawiać, powiedzieć mu o uczuciach, które do niego żywi, zaproponować kolejną randkę, ale biuro nie było odpowiednim miejscem do takich rozmów. Zrezygnowana zajęła się przeglądaniem maili, a on wyświetlił na monitorze jeden z rysunków projektu. Gdy nikt nie patrzył, zajmował się zdjęciami zrobionymi smutnej dziewczynie. Wybrał trzy najlepsze i w programie komputerowym obrobił je, usuwając zbędne elementy – samochód i wysokiego ochroniarza. W przerwie na lunch, gdy Helen i Brenda wyszły zjeść, wydrukował na dużym formacie portrety smutnej dziewczyny, zwinął je w rulon i schował do biurka, by po pracy zabrać do domu.

Było południe, a on nic nie jadł od rana. Zadzwonił do dziewczyn z pytaniem, gdzie są, i dołączył do nich w The Lodge Café. Siedziały przy stoliku pod parasolem na zewnątrz baru. Kupił tortillę, butelkę wody i przysiadł się. Helen jadła kanapkę i spoglądała na niego pytająco, czym zwróciła uwagę Brendy.

– Jestem twoją przyjaciółką, więc ci szczerze radzę, powiedz mu wprost, czego oczekujesz, a nie patrz na niego jak zbity pies – powiedziała Brenda.

Helen zarumieniła się i spłoszona spoglądała raz na nią, raz na chłopaka.

– No! Mów! Zje tortillę i pójdzie, zanim ty wydukasz dwa słowa.

– Evan! – Helen zwróciła się do chłopaka. – Chcę cię zapytać, czy skończyłeś projekt.

– Nie do wiary!

Tylko na taki komentarz zdobyła się Brenda.

– Projekt jest kompletny, ale wymyśliłem, że pokażę elewację w ostrym świetle i wewnętrzne schody z innej perspektywy – odpowiedział Evan. – Zrobię kilkanaście fotek przy różnym oświetleniu, rano, w południe i wieczorem, wybiorę kilka i je dołączę. Samo wklejenie zdjęć zajmie mi pół dnia. Można uznać, że skończyliśmy. Za kilka dni będziesz mogła pokazać Gordonowi gotowy projekt.

– Ja chyba śnię – stwierdziła Brenda. – Spadliście z księżyca? – zapytała. – Nie znacie prostych słów, które dziewczyna mówi do chłopaka, a on do niej? Ile ich jest? Jedno, dwa, najwyżej trzy? Niewiele potrzeba, a wy bredzicie o pracy.

– Proszę. Nie czepiaj się mnie – powiedziała Helen.

– Jak sobie życzysz. Jesteś dorosła i nie potrzebujesz podpowiedzi. Zmieniam temat, bo czuję się jak słoń w składzie porcelany. Wybierzecie się ze mną i moim chłopakiem na koncert do The Jazz Café w Camden Town? – zapytała. – Zjemy tam kolację przy dobrej muzyce. Byłam na kilku koncertach. Fajne eklektyczne miejsce, w którym zatarły się granice między muzyką elitarną i popkulturą. Na scenie występują giganci jazzu, soulu, funku i lokalne zespoły dobijające się do bram sławy. Mogę załatwić bilety.

Helen odetchnęła z ulgą. Nie chciała dłużej ciągnąć drażliwej dla siebie rozmowy.

Propozycja Brendy ją zainteresowała. Po uzyskaniu aprobaty Evana umówiła się na wspólne spędzenie wieczoru w The Jazz Café.

Zamówili jeszcze trzy małe tarty owocowe i trzy kawy na wynos.

W drodze powrotnej do biura Evan nachylił się nad uchem Helen i szepnął:

– Wpadnę do ciebie wieczorem.

Twarz dziewczyny się rozpromieniła.

– Nie zapytałaś, a doczekałaś się odpowiedzi – mruknęła uśmiechnięta Brenda.

Kolejne dni Evan miał zajęte od rana do wieczora. Wstawał wcześnie, jeździł na Knightsbridge i tam pod One Hyde Park czekał na dziewczynę. Nie wiedział, co zrobi, gdy ona się pojawi. Nie miał gotowego scenariusza. Zastanawiał się, czy ma ją zaczepić, poprosić o telefon, umówić się z nią, czy tylko będzie się jej przyglądać.

– Nie wiem, na co mam się zdecydować. Co mam zrobić, by ją poznać? – pytał sam siebie.

Nie miał pewności, czy jej obstawa dopuści go tak blisko, by mógł zamienić z nią kilka słów. Gdy obserwował ją w limuzynie, z kierowcą i ochroniarzami, bez trudu doszedł do wniosku, że smutna dziewczyna nie jest z jego ligi. Porównując z piłką nożną jej i jego pozycję w społeczeństwie, uważał, że ona gra w Premiership, a on w amatorskiej lidze, pełniąc w niej funkcję tylko rezerwowego, którego trener nie widzi w pierwszym zespole, a kibice nie zwracają na niego uwagi.

Urodził się w biednej robotniczej rodzinie, ojca nie pamiętał – zniknął, nim Evan skończył półtora roku. Matka oddała go, niespełna dwulatka, dziadkom na wychowanie i po ponownym wyjściu za mąż i urodzeniu kolejnych dzieci wyjechała do Australii. Nie interesowała się nim, a on za nią nie tęsknił. Nie miał wspomnień, które przyspieszałyby bicie serca. Jedyną jego rodziną byli dziadkowie, londyński robotnik i sprzedawczyni w sklepie. W opiece nad wnukiem pomagali im sąsiedzi, dużo młodsi Emma i Jacob Scottowie – bezdzietne małżeństwo w wieku jego rodziców. Chcieli go nawet adoptować. Nic z tego nie wyszło, ale traktowali go jak syna. Spędzał dużo czasu z nimi, w ich domu. Nie byli bogaci, podobnie jak większość ich sąsiadów, jak on i jego dziadkowie. Całym jego majątkiem był talent pozwalający mu już w szkole średniej tworzyć futurystyczne i klasyczne wizje budynków, docenione na kilku konkursach. Pokonał w nich wielu dorosłych twórców. Dobre wyniki w nauce i wygrane konkursy nie zapewniały mu uznania wśród rówieśników, dla których liczyły się tylko forsa, znajomości i sportowe wyniki. Nie znosił rugby, które trenowali najwięksi twardziele w szkole, a do uprawiania koszykówki był za niski pomimo stu osiemdziesięciu czterech centymetrów wzrostu. Zapisał się do sekcji lekkoatletycznej, trenował judo, karate i strzelectwo. Był bardzo dobry w każdej z tych dyscyplin, ale sukcesów nie odniósł. Wziął na siebie zbyt wiele, a do tego interesowały go projektowanie i informatyka. Nawet bardziej niż sport. Wysoką pozycję wśród rówieśników zapewniły mu za to liczne bójki, kończące się różnym rezultatem. Nie zawsze wychodził z nich zwycięsko, a bardzo często – mocno poobijany. Awantury i bijatyki na ulicy i w zaułkach nie wpłynęły na to, jak go odbierali nauczyciele, bo nic o nich nie wiedzieli. Uważali Evana za porządnego, zdolnego i pilnego ucznia. Doskonałe referencje otrzymane ze szkoły, wysokie oceny i nagrody pomogły mu dostać się na studia architektoniczne. Utrzymał się na nich dzięki wyjątkowym zdolnościom informatycznym, które przełożyły się na rzeczywiste dochody. Ukończył studia, ale dziadkowie nie doczekali tej chwili i nie widzieli, jak odbiera dyplom. Zmarli w krótkim odstępie czasu, gdy był jeszcze w szkole średniej. Zostali mu tylko Emma i Jacob. Poza zdolnościami i skończonymi studiami nie miał niczego o wymiernej wartości. Cały jego majątek – laptop, aparat fotograficzny i portfel z kartą bankomatową – mieścił się w plecaku, który zawsze ze sobą nosił. Miał jeszcze w domu komputer i monitor.

Nie zastanawiał się nad tym, co było kiedyś. Liczyło się to, co jest dziś, i nadzieja, że wkrótce spotka smutną dziewczynę. Wiele razy przychodził rano lub wieczorem pod One Hyde Park i czekał – nadaremnie. Dziewczyna się nie pojawiła. Nie natknął się też na limuzynę, gdy w godzinach pracy snuł się ulicami, na których wcześniej ją widział. Tłumaczył Helen, że idzie na sesję fotograficzną, a spędzał czas głównie na Strand, gdzie kilka razy dostrzegł smutną dziewczynę w samochodzie. Sądził, że mijają się, nieszczęśliwym zrządzeniem losu. Przemierzał ulicę od pomnika króla Karola I Stuarta aż do Carting Lane i skręcał w nią, by dojść do stacji metra Temple. Nieraz szedł dalej, aż do Waterloo Bridge. Na rogu Strand i Carting Lane zatrzymywał się i przyglądał postępowi prac przy remoncie narożnego budynku. Był on miejscem jego studenckiej praktyki. Opiekun grupy załatwił swoim studentom wakacyjną pracę w biurze projektów. Inwentaryzowali obiekt i porównywali pomiary z archiwalną dokumentacją. Sporządzone przez nich rysunki stały się dla architektów podstawą dokumentacji projektowej. Znał więc w budynku każdy detal i zakamarek, każde pomieszczenie. Teraz, przyglądając się, czego dokonali robotnicy, oceniał postęp prac remontowych.

Wieczorem odwiedzał Helen i zostawał u niej na noc. Czekała na niego z kolacją, a on przynosił wino, słodycze, ciastka, owoce, niczego więcej mu nie pozwalała. Szli do łóżka, kochali się, a ona zasypiała w jego ramionach. Rankiem budził się z wyrzutami sumienia, bo wiedział, że traktuje ją przedmiotowo, wykorzystuje dla swoich celów, którymi są spokój w pracy i możliwość nieograniczonych wyjść. Jednak gdy głęboko się zastanowił, stwierdził, że dużo winy jest po stronie Helen. Zaszantażowała go, a on spełnił jej żądanie, by nie stracić dobrej posady. Nie bacząc na konsekwencje, mógł przestać się z nią spotykać, ale lubił się z nią kochać, i nie tylko. Zaczął doceniać, co dla niego robiła.

Zbliżał się termin przekazania projektu inwestorowi. Evan wyszedł wcześniej z biura i pojechał na Maiden Lane. Słońce chyliło się ku zachodowi i znajdując się nisko nad horyzontem, oświetlało ulicę. Był zadowolony. Światło załamując się na wystających elementach, wspaniale kładło cienie na elewacji. Zrobił kilka ujęć i wszedł do środka budynku. Fotografowanie schodów zajęło mu dużo czasu. Mimo starań długo nie mógł znaleźć odpowiedniej perspektywy. Przejrzał zdjęcia w aparacie i stwierdził, że o takie mu cały czas chodziło. Z Maiden Lane poszedł na Strand i swoim zwyczajem zatrzymał się przy narożnym budynku. Drzwi były otwarte. Wszedł do środka i usłyszał głosy, gdzieś wysoko na piętrze rozmawiało kilka osób. Pomyślał, że projektanci dyskutują z inwestorem o zmianach w projekcie, jak często się zdarza na budowach. Rozejrzał się, porównując stan obecny do tego, który widział prawie dwa lata wcześniej. Dużo się zmieniło. Widać było, że prace dobiegały końca i niedługo wykonawca zajmie się już tylko parterem.

Jeszcze dwa, najwyżej cztery miesiące i budynek zostanie oddany do użytku – pomyślał.

Zamierzał wyjść na ulicę, stanął w drzwiach i pierwsze, co ujrzał, to chmury zasnuwające niebo i krople deszczu, drobne, pojedyncze, a po chwili – czarną limuzynę. Zatrzymała się na wprost niego, i ze zdziwieniem zobaczył, jak kierowca otwiera drzwi, a szyba w nich zabarwia się na czerwono. Ułamek sekundy później otworzyły się tylne i z samochodu wypadła dziewczyna, poderwała się natychmiast i wbiegła w Carting Lane, wąską uliczkę prostopadłą do Strand.2

Rusz się, bo będziesz trupem

Po incydencie z chłopakiem fotografującym ją przed One Hyde Park źle się czuła przez kilka kolejnych dni. Powodem nie był związany z tym stres, podłapana w szkole infekcja czy kobiece przypadłości. Postanowiła odpocząć, zmęczona nadopiekuńczością matki i ojca, ustalaniem przez niego szczegółowego grafiku jej zajęć i wszechobecną ochroną w ciągu dnia. Zadzwoniła do sekretariatu szkoły i poinformowała, że jest chora i na zajęciach pojawi się za kilka dni, a Haniemu i Karimowi powiedziała, że mają wolne. Wiedziała, że zawsze będą w jej pobliżu, nawet wtedy, kiedy pójdzie do restauracji Dinner by Heston Blumenthal. Nie rozumiała, jakim cudem w jednej chwili zjawiają się w pobliżu, gdy ukradkiem usiłuje wyjść z One Hyde Park albo opuścić szkołę w trakcie zajęć. Czuła się więźniem. Nie upłynął kwadrans od powiadomienia Karima o decyzji, jak rozdzwonił się telefon. Pierwszy skontaktował się z nią ojciec, a po nim – matka, oboje zatroskani stanem zdrowia córki. Skłamała, że powodem jej złego samopoczucia są kobiece dolegliwości.

– Będziemy co kilka godzin dzwonić do ciebie i pytać, jak się czujesz – powiedziała matka. – Może chcesz, bym przyleciała do Londynu? Zaopiekuję się tobą.

– Nawet się nie waż – odpowiedziała dziewczyna. – Minął niecały miesiąc od waszej ostatniej wizyty. Chcąc uprzedzić twoje kolejne pytania, powiem ci, że mam lodówkę zapchaną jedzeniem, a obok jest restauracja, w której wspaniale gotują. Mam też do przeczytania kilka lektur.

– Naprawdę nie chcesz, bym się tobą zajęła?

– Proszę! Daj mi trochę swobody. Kocham cię, mamo.

– Dbaj o siebie, córeczko.

– Tak! Teraz zadbam o siebie – odpowiedziała matce i pomyślała o chłopaku, który ją fotografował.

Na to wspomnienie uśmiech pojawił się na jej twarzy, a serce zabiło mocniej.

Dni, które samotnie spędziła w apartamencie, przeznaczyła na czytanie książek, oglądanie telewizji i surfowanie po internecie. Nie wyszła do parku i restauracji, bo nie chciała ciągnąć za sobą ogona w postaci Haniego albo Karima. Rozmawiała codziennie z ojcem i matką, informowała ich o coraz lepszym stanie zdrowia. Wieczorem w łóżku rozmyślała o chłopaku z aparatem. Uśmiechała się, gdy wspominała, jak ją fotografował i jak na to zareagował Hani.

– Broniłam go! – Była z siebie dumna.

Zastanawiała się, kim jest i dlaczego robił jej zdjęcia. Uznała, że jest niewiele starszy od niej. Widziała, że jest wysoki, ale nie tak wysoki jak Hani, ma jasne włosy i dostrzegła, że uśmiechał się do niej. Zasnęła, myśląc o nim. Śniła, że trzymają się za ręce. W kolejnych dniach coraz mniej czasu poświęcała na lekturę, a coraz więcej na rozmyślanie o chłopaku. Jeden był sposób, by go zobaczyć, a wiedziała, że siedząc w apartamencie, z nim się nie spotka. Zadzwoniła do Karima i poleciła mu, by po nią przyjechał, ponieważ wraca do szkoły.

Czarna limuzyna parkowała pod budynkiem. Hani stał obok niej, jak zawsze oparty o dach samochodu. Dziewczyna podeszła bliżej i zauważyła, że mężczyzna ma przekrwione oczy.

Wciągnął o dwie kreski amfetaminy za dużo – pomyślała. – Powiem ojcu, by go odwołał, bo ten idiota może mi narobić kłopotu. Karim w zupełności wystarczy, będzie mnie chronił, nie rzucając się w oczy, jak ten ćpun.

Rozejrzała się, ale nie zauważyła chłopaka z aparatem. Przez całą drogę do szkoły spoglądała przez okno i wypatrywała znajomej sylwetki. Postanowiła, że gdy go zobaczy, każe kierowcy się zatrzymać. Wysiądzie z samochodu i, nie zważając na protesty Haniego i Karima, z nim porozmawia. Na początek wymienią się numerami telefonów. Na zajęciach była rozkojarzona, a gdy dobiegły końca, odetchnęła z ulgą. Wyszła z budynku razem z innymi studentami, pożegnała się z przyjaciółmi i poszła do samochodu stojącego na parkingu. Hani nie wyszedł jej naprzeciw, jak mu polecił jej ojciec, lecz siedział w środku. Była kilka kroków od limuzyny, gdy wysiadł i otworzył jej drzwi. Wyglądał gorzej niż rano. Kiwał się, oczy miał przekrwione, trzęsły mu się ręce i głupio się uśmiechał.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: