Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kto fałszuje Jezusa? - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
59,90

Kto fałszuje Jezusa? - ebook

Samozwańczy, antykatoliccy zbawcy świata zrobią wszystko, by zniszczyć Kościół. Jak się temu przeciwstawić? Jak rozpoznać fałszywych proroków promujących nowego boga, którym jest ludzki rozum? Jak zdemaskować tych, którzy w imię walki o powierzchowną prawdę niszczą Tradycję i chrześcijańskie dziedzictwo? I dlaczego komuś tak bardzo zależy na tym, by zabrać Kościołowi Jezusa?

Paweł Lisicki wyrusza w prawdziwe śledztwo, które demaskuje fałszywe ideologie niszczące Kościół katolicki, również od wewnątrz, oraz krzywdzące stereotypy masowo powielane przez światowe media. Uważnie przygląda się tezom głoszonym przez czołowych krytyków chrześcijaństwa, misjonarzy ateizmu, między innymi Davida Randa czy Richarda Dawkinsa, i ukazuje kryjące się w nich fundamentalne błędy oraz pułapki rozumowania. Dociera także do korzeni antychrześcijańskich tez, które znajduje w siedemnastowiecznej Hadze.

Ta książka to oręż na wroga, który pod maską pięknych i wzniosłych idei kryje oblicze prawdziwego demona.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66859-15-9
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Pisanie tego listu na pewno nie należało do miłych czynności. Baruch Spinoza z trudem tłumił gniew. Z wielką niechęcią odpisywał niewiernemu uczniowi, jednemu z najlepszych, jakich miał, który to, o zgrozo, porzucił go – głosiciela jedynej prawdziwej filozofii – dla wielokrotnie już przecież obalonych guseł rzymskiego katolicyzmu. Nie tylko porzucił. Anthony Burgh śmiał jeszcze, co tylko wzmocniło irytację filozofa, napisać do swego mistrza list, w którym wezwał go do porzucenia bezbożności, fałszywej nauki i ateizmu i zamiast tego do przyjęcia słodkiego jarzma Chrystusa. Dlatego pisanie odpowiedzi na te bezczelne roszczenia – podczas mglistej jak zawsze i deszczowej jesieni 1675 roku w Hadze – naprawdę nie należało do rzeczy przyjemnych.

A jednak Spinoza próbował stanąć na wysokości zadania. Nie zdecydował się, jak sam zaznacza, skupiać się na występkach i słabościach rzymskiego kleru – zdaje sobie sprawę, że byłoby to pójście na łatwiznę, niegodne miana wielkiego mędrca. Odpowiadając nawróconemu na katolicyzm uczniowi, nie może jednakże powstrzymać się od pogardy i poczucia wyższości: „O, biedny nędzniku – pisze – ty mnie opłakujesz? Moją filozofię, której nigdy nie zrozumiałeś, nazywasz chimerą? O, młodzieńcze pozbawiony rozumu, kto opętał ciebie tak, że wierzysz, że Najwyższy i Wieczny jest jedzony przez ciebie i zachowany w twoich wnętrznościach?”. Niezbyt może subtelna aluzja do Eucharystii pokazuje jedynie stan świadomości i wiedzy Spinozy, który w spożywaniu ciała i krwi Pańskiej widział co najwyżej akt kanibalizmu. Następnie uczony z Hagi dowodzi, że wiara Burgha nie może być bardziej prawdziwa niż przeświadczenia faryzeuszy, a więc współczesnych Spinozie Żydów, z którymi wcześniej zerwał. Jedni i drudzy bowiem chełpią się tym samym: ciągłością tradycji sięgającej początków ludzkości. Kiedy Burgh powołuje się na to, że w Chrystusie spełniły się proroctwa, i wspomina o dokonanych przez Niego cudach, Spinoza z sarkazmem odpowiada: opowieści o cudach, o których opowiadają Żydzi, zmęczyłyby tysiące języków.

Oczywiście, konkluzja jest łatwa do przewidzenia: filozof trwa przy swoim i odrzuca ofertę zbawienia. W jego umyśle to, co Burgh nazywa tajemnicami i sekretami, może być już jedynie przesądem i zabobonem. I jest tak, mimo że w swoich innych pismach, również w słynnym Traktacie teologiczno-politycznym Spinoza wyraża się o samym Jezusie z szacunkiem, przeciwstawiając Go często Mojżeszowi i innym nauczycielom Izraela. „Nie wierzę, by ktokolwiek inny osiągnął takie wyżyny doskonałości, przewyższając wszystkich innych, jak Chrystus”. Głos Chrystusa może być nazwany słusznie głosem Boga – pisze Spinoza. Nie jest to jednak w żadnym razie wyznanie wiary: trzeba pamiętać, że ów Bóg i natura są w myśli Spinozy tym samym. Jezus jest jedynie człowiekiem obdarzonym wyjątkowo jasną wiedzą o naturze człowieka, wzorcem moralnym. Co do zasady nic nie różni Go od Sokratesa czy innych wielkich nauczycieli pogaństwa. Skoro Boga innego niż natura nie ma i być nie może, to i Jezus może być właśnie jedynie człowiekiem, filozofem, nauczycielem moralności. Używając późniejszego języka ewolucjonistów: Jezus stanowiłby przykład szczytowego rozwoju ludzkości.

Dlaczego przypominam tu ten pozornie odległy spór? Bo żeby zrozumieć współczesność, warto wracać do początków. Jeśli zaś szukać początków racjonalistycznej i ostatecznie wrogiej objawieniu postawy, która prowadzi do odrzucenia prawdy Ewangelii, to tkwią one właśnie w myśli Spinozy. To u niego i podobnie myślących ateistów i deistów z XVII wieku można odnaleźć zasady tego rozumowania, które dziś, na początku XXI wieku, dominuje. Jak zauważył trafnie jeden z badaczy jego filozofii, dokonana przez Spinozę krytyka cudów i nadprzyrodzoności nie ma sobie równych, a pod względem radykalizmu dorównuje jej być może jedynie myśl Nietzschego. Spinoza stworzył pierwszy całościowy, konsekwentny system filozoficzny, w którym nie tyle kwestionowało się istnienie Boga Biblii, ale wręcz Go wykluczało. W świecie Spinozy Bóg nie mógł ani działać, ani się pojawić. Nie mógł być na zewnątrz niego, bo świat, natura i Bóg miały być tym samym. Zatem już u progu ery nowożytnej, nim jeszcze w pełni rozkwitło oświecenie, nim zaczęły się przygotowania do rewolucji francuskiej, która ostatecznie przeorała Zachód, pojawił się system doskonale zamknięty, na swój sposób pełny, którego cechą charakterystyczną była radykalna doczesność. Do tego świata nie mogło przeniknąć nic z zewnątrz. Był doskonały jak piekło. Żaden promyk wieczności, żadne dotknięcie nadprzyrodzoności nie mogło się do niego wedrzeć.

A jednak dokładniejsze przyjrzenie się argumentom, którymi posługiwał się autor Traktatu, pokazuje, że – jakkolwiek obrazoburczo by to brzmiało – jego ocena oparta była w ogromnej mierze na ignorancji. Im większa ignorancja, tym większe zadufanie. Im mniej mędrzec wiedział, tym śmielej wypowiadał sądy. Ta właśnie ignorancja, ślepota, niezdolność do oddzielania faktów od stereotypów, świadectw od uprzedzeń, wnikliwości od pychy i zarozumiałości – to przez wieki przypadłość różnych odmian myśli ateistów. Z faktu, że istnieją różne religie, wnoszą, iż żadna nie może być prawdziwa. Z tego, że w historii opowiada się o różnych cudownych zdarzeniach, wyciągają wniosek, iż nic cudownego zdarzyć się nie mogło. Z tego, że katolicy wierzą w realność przeistoczenia chleba i wina w ciało i krew Chrystusa, wnosi się, iż są ludożercami. Żeby nie stanąć twarzą w twarz z tym, co w historii Jezusa z Nazaretu jest absolutnie oryginalne i unikatowe, uciekają się do niewłaściwych porównań, fałszywych analogii, banalnych i płaskich uogólnień.

Z niezrównaną jasnością i logiką opisał to Giuseppe Ricciotti w swojej klasycznej książce Życie Jezusa Chrystusa: „Po pierwsze, opierając się na źródłach ewangelicznych, poznajemy czyny i słowa Jezusa za pośrednictwem ludzi czy to współczesnych i bliskich Jemu, lub przynajmniej żyjących niewiele później, ale zawsze doskonale poinformowanych; po drugie, ci nasi świadkowie potwierdzają zdarzenia w ścisłym tego słowa znaczeniu cudowne; po trzecie, czyny te zostają dokonane po to, by dowieść, że misja religijna Jezusa była prawdziwa” (s. 196). Nic dziwnego zatem, że od samego początku pojawienia się myśli racjonalistycznej, ateistycznej, myśli opartej na negacji nadprzyrodzoności, pierwszym przedmiotem ataku musiała być wiarygodność Ewangelii. Jeśli ktoś uznaje, że cuda nie mogą się zdarzyć, a w ewangeliach o nich się wyraźnie pisze i dowodzi się, że dokonywał ich Jezus, to możliwości rozwiązania jest kilka. Przede wszystkim, jeśli ewangelie zostały spisane przez współczesnych Jezusowi, to mogli oni być marnymi świadkami.

Po pierwsze, mogli być ignorantami, ludźmi prymitywnymi, niewykształconymi. To by w pewnej mierze tłumaczyło łatwowierność, uleganie zabobonom, niezdolność uchwytywania realnych stosunków między zdarzeniami. Ta hipoteza jednak nie jest najlepsza. Pod względem wiedzy o świecie, zdolności formułowania sądów, umiejętności literackich autorzy chrześcijańskich przekazów w niczym nie ustępowali współczesnym im pisarzom starożytnym, historykom, filozofom (a niektórzy z nich, jak św. Łukasz, nawet ich przewyższali). Po drugie, mogli być świadomymi fałszerzami. Jednak czy poważnie można przyjąć, że tylu różnych świadków w takim stopniu świadomie wypaczyło prawdę? Dlatego współcześni racjonaliści wolą od razu już odrzucić pierwszą zasadę wspomnianą przez Ricciottiego i sądzą na ogół, że opowieści ewangeliczne zostały spisane na tyle późno, iż nie przekazują prawdziwej wiedzy o zdarzeniach, a jedynie o doświadczeniach, wrażeniach i refleksjach autorów. Naturalnie wówczas bardzo trudno, a być może wcale nie da się z nich wydobyć prawdziwego obrazu Jezusa z Nazaretu. W przekazach ewangelicznych doszło do niezwykłego splątania, niedającego się już oddzielić połączenia wrażliwości, idei, oczekiwań i nadziei piszących pod koniec I wieku po Chr. pisarzy i ich bohatera. Skonstruowali Go oni na swoją miarę, umieszczając w Nim swoją wiarę. Dlatego od XVIII wieku dziedzice Spinozy, tak jak on wyrzucający Boga poza granice prawdziwego świata, musieli uznać, że postać Jezusa z Nazaretu jest wewnętrznie pęknięta, rozdarta. Pamięć o Nim byłaby osobliwą hybrydą, utworzoną po części z wiary (stąd pochodzą słowa i czyny niebiańskiego Chrystusa), po części z prawdziwych wspomnień (stąd pochodzą słowa żyjącego w historycznym czasie Jezusa). Tak powstał schizofreniczny Jezus Chrystus, czyli Jezus historii i Chrystus wiary. W gruncie rzeczy cała racjonalistyczna krytyka przypomina, z tego punktu widzenia, działanie psychoanalityka, który usiłuje spod warstw religijnych oczekiwań, pragnień, potrzeb i nadziei wydobyć ukryte pod nimi autentyczne jądro osobowości. Trudno się dziwić, że w efekcie takiego działania racjonalistyczni krytycy docierają nie do Jezusa Chrystusa przekazanego w pamięci uczniów i Kościoła, ale do własnej wizji tego, kim On powinien być. A skoro od XVII wieku włącznie kolejni filozofowie byli wyznawcami racjonalistycznej moralności, to nic dziwnego, że dokładnie tym kimś musiał być w ich oczach Jezus – co najwyżej prekursorem tych idei, które głosili Spinoza, Kant, Hegel i później już kolejni krytycy. Wszyscy oni aż do teraz, aż do współczesnych racjonalistycznych konstruktorów prawdziwego Jezusa – Jezusa Żyda, Jezusa rabina, Jezusa terapeuty, Jezusa nauczyciela moralności, Jezusa rewolucjonisty – musieli stawić czoło Jezusowi Synowi Bożemu, wyznawanemu przez chrześcijan. Wszyscy musieli zderzyć się z wyzwaniem, jakim są świadectwa. Z faktem niewygodnym, ambarasującym i wciąż dotkliwym: jedyny Jezus, jakiego znają teksty źródłowe, ma cechy boskie. Ewangelie od samego początku upierają się, i to jest prawdziwa zgroza, że Jezus zawsze jest i od początku był i mędrcem, i cudotwórcą, i nauczycielem, i Synem Bożym. A to przecież – wiedzą o tym wszyscy dziedzice Spinozy – niemożliwe! Skoro niemożliwe są proroctwa i niemożliwe są cuda, to nie jest możliwy Jezus taki, jakim przekazali Go nam ewangeliści i Tradycja Kościoła.

Ta „niemożliwość”, ta wrogość wobec tego, co nadprzyrodzone, ta zarozumiałość ludzkiego rozumu, oburzonego na myśl, że nie wszystko jest jego własnym dziełem, ta urażona ambicja i poniżona autonomia – oto prawdziwe źródła przekonania o podziale na Jezusa historii i Chrystusa wiary. Widać je wyraźnie w tekstach najważniejszych, najbardziej popularnych autorów propagujących ateizm. Dla nich wszystkich nie ulega wątpliwości, że opowieści o Jezusie przekazane w Nowym Testamencie są fałszywe. Ogromna część racjonalistycznej krytyki Pisma sprowadza się do jednego: do negowania autentyczności świadectw. W roli sędziego występuje pewny siebie, żądny władzy i hegemonii rozum, który sam siebie ustanawia, sam sobie rozkazuje, sam z siebie wywodzi prawa i żadnego objawienia, żadnego Boga poza sobą samym nie zniesie. Kolejne pokolenia racjonalistycznych krytyków idą dokładnie tą samą drogą, którą wytyczył Spinoza, i wołają: to jest niemożliwe, dlatego nie mogło się zdarzyć i dlatego wszystko sprowadza się do jednego – trzeba ustalić motywy kierujące sprawcami opisów, to jest ewangelistami. Ci od początku zostają posadzeni na ławie oskarżonych.

Dla jednych racjonalistów motywem twórczości ewangelistów była żądza władzy, dla innych niemożność pogodzenia się z własną słabością, dla jeszcze pozostałych instrumentalne wykorzystanie Mistrza do ambicjonalnych rozgrywek. Zmieniają się jedynie nazwiska i czasy, a od końca XVII wieku wszystkim tym krytykom przyświeca ten sam duch, towarzyszy ta sama podejrzliwość, ta sama pewność siebie. Zmienia się z kolei układ sił. Pod koniec XVII wieku racjonaliści ledwo ośmielali się jeszcze otwarcie atakować ewangelie. Tworzyli zamkniętą sektę, grupę wtajemniczonych. Wymieniali się listami i poglądami we własnym gronie i pilnowali się, by zbytnio nie bulwersować niewyznawców. Funkcjonowali w salonach, lożach, klubach. Pod koniec XVIII wieku powoli zaczęli zdobywać miejsca na uniwersytetach, a ich myśl z wolna zaczęła przenikać do szerszych kręgów. Nadal jednak musieli zachowywać ostrożność.

Dziś różnej maści racjonaliści – otwarci ateiści, bezbożnicy, protestanccy liberałowie, katoliccy postępowcy – opanowali większość ośrodków akademickich i zdobyli dominujący wpływ również w samym Kościele. Prawdziwym pozytywnym bohaterem dziejów ma być, tak twierdzą, krytyczny rozum. Tak to widzi jeden ze współczesnych dziedziców epoki oświecenia, niemiecki teolog i biblista Jens Schröter, autor wydanej niedawno książki o Jezusie Jesus. Leben und Wirkung. „Pytanie, jakie zadaje sobie chrześcijańska teologia od czasów oświecenia, brzmi: Czy można oddzielić przedstawienia Jezusa w Nowym Testamencie od rzeczywistego, historycznego Jezusa?” (s. 12). Czy można? Ależ oczywiście. Więcej, nie da się inaczej. Być dzisiaj teologiem, twierdzi profesor, wykładowca w Berlinie i Oslo, to znaczy uznawać, że naiwny sposób patrzenia na Pismo jako na zapis Bożych słów należy odłożyć do lamusa. Ale nic straconego. W miejsce pokonanego raz na zawsze Pisma, które przekazywało słowo Boga, pojawił się rozum ludzki, który od teraz radośnie sprawuje całkowitą władzę. „Miarą pozwalającą dokonać tego rozróżnienia stał się krytyczny rozum, który nauczył się rozróżniać między Jezusem a interpretacjami Jego osoby” (s. 13). Proszę bardzo, wszystko jasne. Krytyczny rozum umie rozróżniać. Można wprawdzie zapytać, skąd ów rozum wie, że należy takiego rozróżnienia dokonywać? To oczywiste. Krytyczny rozum nie uznaje nadprzyrodzoności. Krytyczny rozum może tyle, ile przyznali mu Spinoza, Kant, David Friedrich Strauss czy Rudolf Bultmann.

Nie uznaje Boga, który mógłby mieszać się do naszych ludzkich spraw. Koniec z tym. Otóż „dokonanie teologii protestanckiej w XVIII i XIX wieku polega na tym, że doprowadziła ona do zmiany relacji między ludzkim rozumem a tekstami biblijnymi. Dzięki niej traktuje się teksty Pisma jako spisane przez ludzi świadectwa, ludzi, którzy przekazali nam swoje rozumienie Boga, człowieka i jego zbawienia, ale nie uważa się, że w tekstach tych znajduje się bezpośrednie lub inspirowane przez Boga słowo i dlatego nie są one wolne od błędów” (s. 13). Nie chodzi tylko zresztą o teologię protestancką, niestety, bo od połowy lat sześćdziesiątych XX wieku dołączyła do niej, niekiedy wręcz ścigając się na radykalizm, teologia katolicka. Od tamtej pory obie teologie zgodnie (wspaniały to przykład prawdziwie ekumenicznego porozumienia na rzecz walki z prawdą) przygotowują grunt pod rozkwit radykalnego ateizmu.

Nic dziwnego, skoro ojcem tego krytycznego rozumu ma być Hermann Samuel Reimarus – „przedstawiciel zyskującego coraz większe uznanie w Europie XVIII wieku poglądu, że roszczenie do prawdy, jakie wysuwają religie, może być poddane weryfikacji przy pomocy krytycznego rozumu” (Schröter, s. 16). Brzmi pięknie. W praktyce ów nauczyciel języków orientalnych w Hamburgu (1694–1768) wyłożył, co rozumie przez krytyczny rozum, w Fragmente eines Unbekannten, które to pismo wydał nie on sam, lecz po jego śmierci Lessing. Najważniejszym fragmentem z siedmiu był ten poświęcony właśnie postaci Jezusa – Von dem Zwecke Jesu und seiner Jünger. Ciekawe, że całe dzieło ukazało się w jednym wydaniu dopiero w 1972 roku – był to już czas, kiedy to, co w latach siedemdziesiątych XVIII wieku mogło szokować, stało się dobrem powszechnym i pospolitym – chociaż słowo „dobro” niespecjalnie tu pasuje. W każdym razie, jak zauważa słusznie Georg May, żyjemy obecnie w epoce renesansu Reimarusa, a czasy są dla niego wyjątkowo przychylne. Sam niemiecki orientalista przez całe swoje życie doskonale zachowywał pozory i udawał pobożnego chrześcijanina – w końcu nie każdy musi być męczennikiem – jednak w ukryciu i potajemnie przez lata pracował nad ostatecznym ciosem, jaki należy zadać zabobonowi. Kluczowym posunięciem miało być pokazanie prawdziwego, to jest racjonalistycznego obrazu Jezusa. Jak łatwo będzie dostrzec, tezy hamburczyka dziś są niemal powszechnie przyjmowane. Nikim nie wstrząsają, nikogo nie skłaniają do protestu. Otóż Jezus nie jest dla niego założycielem chrześcijaństwa, ale przede wszystkim Żydem. „Był On zawsze wierny religii żydowskiej i nigdy nie pragnął zakładać innej” – zauważa, opisując myśl Reimarusa, May. Skąd zatem się wzięło chrześcijaństwo? Oczywiście, to wynik błędu uczniów. To oni zafałszowali pierwotne posłanie Jezusa i dodali do niego wszystko, co cudowne i nadprzyrodzone, oraz koszmarną ideę odkupienia (proszę bardzo, mamy tu od razu całą wielką szkołę krytyczną).

Głównym celem Jezusa było wywołanie powstania przeciw Rzymowi, co się nie udało i dlatego Nazarejczyk skończył jako przegrany buntownik na krzyżu. Najciekawiej brzmiał pomysł Reimarusa – w tym najbardziej przejawiła się przenikliwość krytycznego rozumu – wyjaśniający wiarę w zmartwychwstanie. Mianowicie grób był pusty, bo ciało wykradli uczniowie, po czym ogłosili, że Jezus powstał z martwych. Podobnie jak niektórzy współcześni ateiści, Reimarus ma ewangelistów za „zapiekłych oszustów i kuglarzy”. Nie zmienia to faktu, znowu celnie zauważa May, że „wiele myśli Reimarusa zostało przyjętych przez protestanckich teologów i w części są one do dziś ich dziedzictwem”. Łatwo zauważyć, że taką kluczową częścią spadku jest oddzielenie nauki Jezusa od nauczania Jego apostołów. Podobnie jak rzekome, to stało się wręcz sloganem, przeświadczenie, że opisy ewangeliczne ze szczególnym uwzględnieniem opowieści o zmartwychwstaniu roją się wręcz od sprzeczności. Naprawdę między tezami Reimarusa – może z wyjątkiem nieco nazbyt ekstrawaganckiej hipotezy dotyczącej wykradnięcia zwłok Nazarejczyka – a opiniami dzisiejszych guru racjonalnej krytyki nie ma wielkiej różnicy. Śmiało można hamburczyka uznać za założyciela nie tyle szkoły krytycznej, ile szkoły ateizmu i bezbożnictwa. O ile jednak w czasach gdy pisał hamburczyk, poglądy jego uznawano za wywrotowe i niebezpieczne, dziś są chlebem powszednim. Zwolennicy racjonalistycznej krytyki nigdy nie mieli takich wpływów jak obecnie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: