Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

La gaya scienza - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,00

La gaya scienza - ebook

Fryderyk Nietzsche (1844-1900) uznawany jest za jednego z najważniejszych niemieckich filozofów, a był także poetą i filologiem. Jego poglądy znacząco wpłynęły na całe późniejsze myślenie o kulturze, cywilizacji, człowieku, religii. Nietzsche głosił upadek cywilizacji zachodniej, opartej na myśli greckiej, sokratejskiej, a zatem z gruntu apollińskiej (połączonej dodatkowo z chrześcijańską etyką). Tej postawie przeciwstawiał postawę dionizyjską, witalną (połączoną dodatkowo z pojęciami woli mocy i pojęciem nadczłowieka. Jak pisze R.J. Hollingdale W La gaya scienza Nietzsche kontynuuje eksperymenty prowadzone w poprzednich książkach, ale są już niej obecne, w postaci zalążkowej, jego najdojrzalsze teorie - teoria woli mocy, śmierci Boga, nadczłowieka i wiecznego nawrotu. Ponadto autor nie pozwala ani na chwilę zapomnieć, że zasadniczą przesłanką wszystkich tych eksperymentów jest zniknięcie świata metafizycznego. Obecna edycja to wreszcie nowy przekład, po raz pierwszy w Polsce będziecie mogli zapoznać się z myślą Nietzschego, nie poprzez pryzmat młodopolskich (jak wcześniejsze przekłady) uniesień, lecz w przekładzie oddającym i treść i ducha Nietzschego. Jak pisze tłumacz, Jerzy Korpanty ten przekład to powrót do właściwego, wybranego przez Nietzschego tytułu dzieła, powrót do oryginalnej specyficznej interpunkcji autora, merytoryczne przypisy ułatwiające lekturę, w znaczących przypadkach pozostawianie w nawiasach niemieckich słów oryginału, co pozwala czytelnikowi rozpoznawać gry słowne, w których lubował się Nietzsche. A dodajmy jeszcze za R. Safranskim Księga ta, którą ukończył na wiosnę 1882 roku, miała opisać krajobraz życia i poznania pod wpływem światła, które Nietzsche ujrzał latem 1881 w Sils Maria. Napisał ją z wielkim polotem, kiedy tygodniami wolny był od dokuczliwych i przygnębiających cierpień ciała, szkicował jej plan podczas słonecznych wędrówek w okolicach Genui, wyznając w niej miłość do różnokształtnego wybrzeża, skał, usłanych willami i altanami wzgórz, widoków na morze. Ta sceneria, w której znajduje udane życie, jest w tej książce wszędzie obecna.

Kategoria: Filozofia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7998-803-7
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SŁOWO OD TŁUMACZA

Jak dotąd La gaya scienza Nietzschego tłumaczona była na polski dwukrotnie: w 1907 przez niespełna trzydziestoletniego Leopolda Staffa pt. Wiedza radosna (wyd. Mortkowicza) i w 2008 przez znakomitą, doświadczoną tłumaczkę Małgorzatę Łukasiewicz pt. Radosna wiedza (wyd. słowo/obraz terytoria). Przekład pierwszy jest dziś w zasadzie niemożliwy do przetrawienia, nieznośnie archaiczny, pełen błędów, usterek i niedokładności. Przekład drugi jest o niebo lepszy, bardziej precyzyjny i dokładny, choć pozostawia wiele do życzenia, jeśli chodzi o właściwe rozumienie i interpretację ujętych w słowa myśli Nietzschego, który, jak wiadomo, chciał być zarówno rozumiany przez jednych (mniejszość), jak i nierozumiany przez drugich (większość).

W niniejszym przekładzie dziełu Nietzschego przywraca się przede wszystkim jego właściwy tytuł: La gaya scienza czyli Nauka radująca duszę. Die fröhliche Wissenschaft to nie „Wiedza radosna” ani nawet „Radosna wiedza”, lecz dosłownie „Radosna nauka”, przy czym słowo Wissenschaft, czyli „nauka”, Nietzsche rozumiał w jego jak najszerszym znaczeniu jako „ogół wiedzy w danej dziedzinie”. Nietzschemu, zagorzałemu krytykowi dziewiętnastowiecznych nauk przyrodniczych (Naturwissenschaften), zależało na stworzeniu czegoś w rodzaju własnej, specyficznej nauki dla pokrewnych sobie dusz/duchów, o czym zresztą wielokrotnie pisze w La gaya scienza i nie tylko. Co ciekawe, pojawiające się wtedy słowo Wissenschaft zarówno Staff, jak i Łukasiewicz tłumaczą je – oczywiście – jako „nauka”! Poprzedni polski tytuł można chyba wybaczyć Staffowi, który będąc z wykształcenia romanistą, korzystał najpewniej z francuskiego przekładu dzieła Nietzschego zatytułowanego… Le Gai Savoir, i stąd zapewne wzięła się ta nieszczęsna wiedza. W przypadku pani Łukasiewicz i jej „autorskiego przekładu” (cokolwiek to znaczy!), jak czytamy na okładce, sprawa ma się już jednak zgoła inaczej. Die fröhliche Wissenschaft jest dokonanym przez samego Nietzschego „tłumaczeniem” na niemiecki pojęcia La gaya scienza, które go wówczas fascynowało, a które pierwotnie odnosiło się do sztuki poetyckiej prowansalskich trubadurów. Zresztą mówiąc i pisząc o swoim dziele, np. w Ecce homo, Nietzsche posługuje się często wyłącznie tytułem La gaya scienza. A ponieważ Nietzsche był pierwszym wielkim nowożytnym psychologiem i sprawy duszy miały dlań niebagatelne, by nie powiedzieć pierwszorzędne, znaczenie (patrz np.: C.G. Jung, Zaratustra Nietzschego, Notatki z seminarium, 1934-1939), dlatego autor niniejszego przekładu pozwolił sobie dodać w polskim tytule słowo „dusza”. Niech mi będzie wolno sądzić, że sam Nietzsche nie miałby nic przeciwko temu. Na zakończenie tej kwestii warto może jeszcze dodać, że podziwiany przez Nietzschego i namiętnie czytywany R. W. Emerson mawiał o sobie żartobliwie, że jest „a professor of Joyous Science”, czyli „profesorem Radosnej Nauki”!

Drugą kwestią jest przywrócenie oryginalnej, specyficznej interpunkcji Nietzschego, która oddaje jego styl formułowania myśli, a zapewne także styl mówienia, wraz z zachowaniem wszystkich tych „ach” i „och”, które bywają beztrosko pomijane lub niezauważane przez tłumaczy. Ponieważ Nietzsche wszystkie swoje książki napisał ręcznie – maszyną do pisania zaczął posługiwać się dopiero w 1882, sporadycznie i wyłącznie w korespondencji – wyróżnione przez siebie słowa podkreślał. Tak też postanowiono tym razem wyróżnić je w druku w przeciwieństwie do pisania ich kursywą czy tzw. pismem rozstrzelonym.

Ponieważ w języku niemieckim wszystkie rzeczowniki pisze się wielką literą, brak w nim możliwości odróżnienia wielkością pierwszej litery słowa „Bóg” od „bóg”. Dlatego robi się to przy pomocy rodzajnika – tak więc Gott znaczy „Bóg” („ten, nasz, chrześcijański, trzech głównych religii monoteistycznych”), tymczasem ein Gott znaczy „bóg” („jakiś, jeden z wielu, z panteonu religii politeistycznych”). Wiedzieli o tym doskonale zarówno Staff, jak i pani Łukasiewicz, ale… o ile Staff w 1907 stosował to rozróżnienie, to pani Łukasiewicz w 2008 nie zawsze. Dziwne? Owszem! W rezultacie w jej „autorskim przekładzie” (np. §§ 8, 43, 141, 152, 215, 263, 285, 300, 347, 357 ) z „jakiegoś” boga, z „jednego z” bogów robi się Bóg, tak że czasami uśmiercony przez Nietzschego Bóg zdaje się wręcz zmartwychwstawać. Biedny Nietzsche musi przewracać się w grobie (oczywiście ze śmiechu)!

Parę drobniejszych kwestii: Erkenntnis to nie tylko „poznanie”, lecz także „zdobywanie/poszukiwanie wiedzy”; Männer to „mężczyźni”, a nie ludzie, zwłaszcza w „męskim” świecie Nietzschego!

Ponieważ Nietzsche lubuje się w grach słownych, żonglowaniu słowami, w dwu- i wieloznacznościach, aluzjach, odniesieniach etymologicznych itp., wiele znaczących niemieckich słów i wyrażeń podano w przypisach, by w ten sposób zobrazować polskiemu czytelnikowi zakres tego rodzaju praktyk. Stosowane przez Nietzschego z premedytacją powtórzenia i podwojenia zostały zachowane zgodnie z intencją autora.

Cały tekst został opatrzony przez tłumacza merytorycznymi przypisami, mającymi ułatwić i uatrakcyjnić lekturę polskiemu czytelnikowi.

W pracy nad niniejszym przekładem tłumacz konsultował najlepsze przekłady La gaya scienza na angielski (Kaufmann , Nauckhoff ) i włoski (Colli/Masini ). Nie mógł niestety skorzystać z epokowego, przygotowywanego właśnie do druku opracowania – niezwykle szczegółowego komentarza do La gaya scienza – Kommentar zu Nietzsches „Die fröhliche Wissenschaft” (Heidelberger Akademie der Wissenschaften, De Gruyter, 2021).

Jeśli chodzi o kontekst powstania La gaya scienza oraz chronologię wydarzeń i rozwój myśli Nietzschego w tamtym okresie, warto zajrzeć do którejś z wydanych w Polsce biografii myśliciela, przy czym najciekawszym opracowaniem jest niewątpliwie książka Lesley Chamberlain Nietzsche in Turin: An Intimate Biography (Picador, 1997).

„LA GAYA SCIENZA” CZYLI NAUKA RADUJĄCA DUSZĘ

„Dla poety, dla filozofa1, wszystkie rzeczy są przyjazne i uświęcone, wszystkie zdarzenia korzystne, wszystkie dni święte, wszyscy ludzie boscy”.

Ralph Waldo Emerson

motto wydania z 1882

„Mieszkam w swoim własnym domu,

Nigdy nikogo w niczym nie naśladowałem,

Za to wyśmiewałem każdego mistrza,

Który sam nie śmiał się z siebie”.

Napis nad drzwiami mojego domu.

motto wydania z 1887

------------------------------------------------------------------------

1 W oryginale angielskim mamy: „Dla poety, dla filozofa, dla świętego, wszystkie rzeczy…”; opuszczenie „dla świętego” dokonane przez Nietzschego (wszystkie przypisy oraz uzupełnienia podane w nawiasach kwadratowych pochodzą od tłumacza).PRZEDMOWA DO WYDANIA DRUGIEGO

1

Tej książce przydałaby się zapewne więcej niż jedna przedmowa; jednak i tak w końcu pozostałaby wątpliwość, czy ktoś, kto nigdy nie przeżył czegoś podobnego, zdołałby dzięki przedmowom zbliżyć się do przeżycia, z którego zrodziła się ta książka. Wydaje się napisana językiem wiatru zwiastującego odwilż: jest w niej swawolna zarozumiałość2, niepokój, sprzeczność, kwietniowa pogoda, nieustannie przypominająca zarówno o bliskości zimy, jak i o zwycięstwie nad zimą, które nadchodzi, musi nadejść, może już nadeszło… Wypływa z niej strumień wdzięczności, jak gdyby właśnie nastąpiło to, co najmniej spodziewane, wdzięczności ozdrowieńca, – albowiem to właśnie ozdrowienia najmniej można się było spodziewać. „Nauka radująca duszę”: to znaczy saturnalia3 ducha, który cierpliwie przeciwstawiał się długotrwałemu, straszliwemu naporowi – cierpliwy, stanowczy, zimny, nieustępliwy, ale i bez nadziei –, i który teraz nagle i niespodziewanie został całkowicie owładnięty przez nadzieję, nadzieję zdrowia, upojenie ozdrowienia. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji na jaw wychodzi wiele z tego, co bezrozumne i błazeńskie, wiele swawolnej czułości, trwonionej nawet na problemy, które mają ostrą kolczastą sierść i dlatego w żadnym razie nie nadają się do pieszczot i bliższego poznania. Cała ta książka nie jest niczym innym jak rodzajem odprężającej rozrywki, radosnym świętem następującym po długim okresie wyrzeczeń i bezsilności, uciechą, jaką przynoszą powracające siły, na nowo rozbudzona wiara w jutro i pojutrze, nagłe poczucie i przeczucie możliwej przyszłości, bliskości przygód, ponownego wyruszenia na pełne morze, znowu dopuszczalnych, znowu prawdopodobnych celów podróży. A w rzeczy samej, czegoż to ja nie mam za sobą! Ten jakże rozległy obszar pustyni, skrajnego wyczerpania, niewiary, zlodowacenia w samym środku młodości, te pierwsze oznaki starości zupełnie nie w porę, ta tyrania bólu i jeszcze bardziej bezwzględna od niej tyrania dumy, która odrzuca wszelkie wynikające z bólu konkluzje – a przecież konkluzje są zawsze jakimś rodzajem pocieszenia –, to radykalne odosobnienie jako obrona konieczna przed patologicznie jasnowidzącą pogardą dla człowieka, to zasadnicze ograniczenie się do tego, co nieprzyjemne, dotkliwe, bolesne w procesie poznania, zgodnie z zaleceniami obrzydzenia, które narastało stopniowo wskutek nieostrożnej diety duchowej i rozdelikacenia – nazywamy je romantyzmem –, och, któż zdołałby wczuć się w moje ówczesne położenie! Gdyby jednak znalazł się ktoś taki, to z pewnością wybaczy mi również coś więcej niż tylko tę parę niedorzeczności i swawolnych wybryków, tę całą „naukę radującą duszę”, – na przykład wiązankę pieśni, które tym razem dołączono do książki – pieśni, w których poeta w raczej niewybaczalny sposób dworuje sobie ze wszystkich poetów. – Ach, ten z-chorych-wstały4 wyzłośliwia się zresztą nie tylko na poetów i ich śliczne „uczucia liryczne”: kto wie, jaką ofiarę jeszcze sobie znajdzie, jaki potwór, mogący dostarczyć mu materiału do parodii, wkrótce go sobą zaciekawi? „Incipit tragoedia”5 – czytamy pod koniec6 tej podejrzanie poważnie-lekkomyślnej7 książki: należy więc zachować wzmożoną czujność! Zapowiada się coś wyjątkowo niemiłego i złośliwego: incipit parodia8, nie ma co do tego wątpliwości…

2

– Ale zostawmy pana Nietzschego: cóż nas obchodzi, że pan Nietzsche odzyskał zdrowie?… Psycholog zna niewiele równie zajmujących kwestii, jak ta dotycząca wzajemnych relacji między zdrowiem a filozofią, a w przypadku, kiedy sam zachoruje, podchodzi do swojej choroby z całą naukową ciekawością i wnikliwością. Albowiem, przy założeniu, że jesteśmy osobami, każdy z nas ma też z konieczności filozofię swojej własnej osoby: jest jednak pewna zasadnicza różnica. U jednego filozofują jego braki i niedostatki, u drugiego, jego bogactwa i siły. Ten pierwszy potrzebuje swojej filozofii, czy to jako oparcia, środka uspokajającego, lekarstwa, wybawienia9, uwznioślenia, czy to samowyobcowania; dla tego drugiego filozofia jest tylko pięknym luksusem, w najlepszym razie rozkoszą triumfującej wdzięczności, która na koniec musi się jeszcze zapisać kosmicznymi majuskułami na niebie pojęć. Jednak w tym pierwszym, znacznie częstszym przypadku, kiedy to filozofię uprawiają konieczności, jak u wszystkich chorych myślicieli – a niewykluczone, że w historii filozofii takich jest większość – : co stanie się z samą myślą pod naporem choroby? Oto pytanie, które najbardziej interesuje psychologa: i tu możliwy jest eksperyment. Tak samo jak postępuje podróżny, który postanawia sobie obudzić się o określonej godzinie, a następnie spokojnie zapada w sen: tak też i my, filozofowie, oczywiście przy założeniu, że zachorujemy, na jakiś czas oddajemy się cali, duszą i ciałem, chorobie – niejako zamykamy oczy na samych siebie. I tak jak podróżny, wie, że coś nie śpi, coś odlicza godziny i obudzi go, tak i my wiemy, że decydujący moment zastanie zaś czuwających, – że wówczas coś wyskoczy i przyłapie ducha na gorącym uczynku, to jest w chwili słabości, albo odwrotu10, albo kapitulacji, albo usztywnienia, albo przygnębienia i jak tam jeszcze nazywają się te wszystkie chorobliwe stany ducha, które w dniach zdrowia mają przeciwko sobie dumę ducha (rację ma bowiem stare powiedzenie: „dumny duch, paw i rumak to trzy najbardziej dumne stworzenia11 na świecie” – ). Po takim badaniu samego siebie i wodzeniu samego siebie na pokuszenie, uczymy się bystrzejszym okiem spoglądać na wszelkie dotychczasowe filozofowanie; lepiej niż przedtem rozpoznajemy mimowolne zejścia na manowce, błądzenia bocznymi uliczkami, przystanki i miejsca postoju, słoneczne miejsca myśli, na które cierpiących myślicieli naprowadza i zwodzi12 ich własne cierpienie; wiemy teraz, ku czemu chore ciało i jego potrzeby nieświadomie skłaniają, popychają, wabią ducha – ku Słońcu, ciszy, łagodności, cierpliwości, lekarstwu, do poszukiwania jakiegokolwiek rodzaju wytchnienia i pokrzepienia. Każda filozofia, która pokój stawia wyżej niż wojnę, każda etyka dysponująca negatywną definicją pojęcia szczęście, każda metafizyka i fizyka, która zna jakikolwiek rodzaj finale, stanu końcowego, każda w głównej mierze estetycznie lub religijnie umotywowana tęsknota za jakimś Tam, Po Tamtej Stronie13, Poza, Ponad, upoważnia do zadania pytania, czy to aby nie choroba była tym, co zainspirowało filozofa. Nieświadome przebieranie potrzeb fizjologicznych i prezentowanie ich w kostiumie tego, co obiektywne, idealne i czysto duchowe, odbywa się na przerażająco wielką skalę, – tak że nieraz zadawałem sobie pytanie, czy filozofia, w szerokim ujęciu, nie była dotąd jedynie interpretacją ciała i błędnym rozumieniem ciała. Za najbardziej wzniosłymi sądami wartościującymi, które jak dotąd wyznaczały kierunek historii ludzkiej myśli, kryje się błędne rozumienie ludzkiej kondycji cielesnej, zarówno w odniesieniu do jednostek, klas społecznych, jak i całych ras. Wszystkie te szaleńczo śmiałe uroszczenia metafizyki, w szczególności odpowiedzi na pytanie o wartość istnienia, można przecież zawsze uznać za symptomy określonych ciał; a jeśli w takich aktach ryczałtowej afirmacji bądź negacji świata nie zawiera się, stosując miarę naukową, ani jedno ziarno znaczenia, to przecież dla historyka i psychologa są one tym cenniejszymi wskazówkami, jako symptomy, jak się rzekło, ciała, świadczące o jego sukcesach i porażkach14, jego potencjale, mocy, suwerennej pozycji w historii albo też o jego zahamowaniach, zmęczeniu, zubożeniu, przeczuciu własnego końca, woli końca. Wciąż jeszcze czekam, że jakiś filozoficzny lekarz w wyjątkowym znaczeniu tego słowa – ktoś, kto postawi sobie za zadanie zbadanie problemu całokształtu zdrowia15 narodu, epoki, rasy, ludzkości – zdobędzie się kiedyś na odwagę, żeby podążyć konsekwentnie tropem moich podejrzeń, a nawet posunąć się jeszcze dalej i zaryzykować następujące stwierdzenie: w całym dotychczasowym filozofowaniu nie chodziło wcale o „prawdę”, lecz o coś zgoła innego, powiedzmy, o zdrowie, przyszłość, wzrost, moc, życie…

3

– Jak łatwo się domyślić, nie chciałbym niewdzięcznie żegnać się z owym czasem ciężkiego niedomagania, którego korzyści do dziś jeszcze w pełni nie spożytkowałem: tym bardziej, że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak wielką przewagę daje mi moje kapryśne i nieustabilizowane zdrowie nad wszystkimi po chłopsku niezmiennie zdrowymi i krzepkimi okazami ducha16. Filozof, który przeszedł i wciąż przechodzi przez różne rodzaje zdrowia, przebył tyle samo różnych filozofii: przy tym nie ma on innego wyjścia, jak tylko za każdym razem swój stan przeobrażać w najbardziej uduchowioną formę i rzutować w najdalszą dal – ta sztuka transfiguracji jest właśnie filozofią. Nam, filozofom, nie wolno oddzielać od siebie duszy i ciała, jak czyni to lud17, tym bardziej nie wolno nam oddzielać od siebie duszy i ducha. My nie jesteśmy myślącymi żabami, aparatami do obiektywizowania i rejestrowania z wyziębionymi, jałowymi bebechami – my musimy nieustannie rodzić nasze myśli z naszego bólu, a następnie po matczynemu karmić je wszystkim, co tylko mamy: własną krwią, sercem, ogniem, żądzą, namiętnością, męką, sumieniem, losem, fatum. Żyć – znaczy dla nas, wszystko, czym jesteśmy, nieustannie przekształcać w światło i płomień; także wszystko, co nas dotyka i na nas spada, po prostu nie możemy inaczej. A jeśli chodzi o chorobę: to aż korci nas pytanie, czy choroba nie jest nam wręcz niezbędna? Albowiem dopiero wielki ból jest ostatecznym wyzwolicielem ducha, jako mistrz wielkiej podejrzliwości, który z każdego U robi X18, prawdziwe autentyczne X, czyli literę przed-przedostatnią… Dopiero wielki ból, ów długotrwały, powolny ból, który ma dużo czasu i któremu nigdzie się nie śpieszy, w którym spalamy się niczym na stosie ułożonym z jeszcze zielonych drew, każe nam, filozofom, zstąpić w naszą najdalszą głębię, odrzucając przy tym wszelką ufność, wszystko, co łagodne, zawoalowane, delikatne, średnie, a więc to, w czym wcześniej upatrywaliśmy zapewne istotę naszego człowieczeństwa. Wątpię, czy taki ból „ulepsza” – : wiem jednak, że nas pogłębia. Już choćby dlatego, że uczymy się przeciwstawiać mu naszą dumę, nasze szyderstwo, naszą siłę woli i zachowujemy się jak ten Indianin19, który, bez względu na to, jak bardzo boleśnie jest katowany20, nie poddaje się biernie swojemu oprawcy21 lecz, starając się powetować sobie swoją krzywdę, bez przerwy mu złorzeczy i obrzuca wyzwiskami; czy to dlatego, że wycofujemy się przed bólem w ową orientalną Nicość – mówią o niej Nirwana – w głuche, nieme, znieruchomiałe porzucenie samego siebie, zapomnienie o samym sobie, wygaszenie swojego „ja”: z takich długich, niebezpiecznych ćwiczeń w panowaniu nad sobą, nad swoim „ja”, wychodzi się innym człowiekiem, z kilkoma dodatkowymi znakami zapytania, a przede wszystkim z wolą, by pytać dalej, dogłębniej, bardziej natarczywie, dociekliwie, twardo, nieustępliwie i jednocześnie spokojniej niż pytaliśmy przedtem. Nasza dawna ufność do życia bezpowrotnie się ulotniła: samo życie stało się problemem. – Nie należy jednak sądzić, że wskutek tego człowiek robi się koniecznie ponurakiem! Nawet miłość do życia jest jeszcze możliwa, – z tym, że teraz kocha się już inaczej. Przypomina to miłość do kobiety, co do której mamy pewne wątpliwości… Jednak urok tego, co problematyczne, radość z powodu X jest w przypadku takich bardziej uduchowionych, bardziej przepojonych duchem22 ludzi nazbyt duża, by radość ta nie wystrzeliwała wciąż na nowo, niczym jasny płomień, ponad wszelkie uciążliwości i problemy związane z tym, co problematyczne, ponad wszelkie zagrożenia związane z niepewnością, a nawet ponad zazdrość kochającego, pochłaniając je wszystkie ze szczętem. Poznajemy nowy rodzaj szczęścia…

4

I wreszcie, żeby nie zapomnieć powiedzieć o sprawie najważniejszej: z takich otchłani, z takiego ciężkiego niedomagania, także z choroby ciężkiej podejrzliwości człowiek powraca nowonarodzony, po zrzuceniu starej skóry, bardziej wrażliwy na łaskotki, złośliwszy, z wysubtelnionym smakiem na wszelką radość, z wydelikaconym podniebieniem na wszelkie dobre rzeczy, z weselszymi zmysłami, z drugą, bardziej niebezpieczną niewinnością w radości, bardziej dziecinny i jednocześnie stokroć bardziej wyrafinowany, niż był kiedykolwiek przedtem. O, jakże wstrętna wydaje się teraz wszelka rozrywka z nieodłączną konsumpcją23, ta prostacka, duszna, brunatno-piwna rozrywka, tak jak ją rozumieją ci, którzy w ten właśnie sposób dziś sobie używają24, nasi „wykształceni”, nasi bogaci, nasi rządzący! Z jaką odrazą przysłuchujemy się temu ogłuszającemu jarmarcznemu łubu-dubu, przy dźwiękach którego „człowiek kulturalny” i mieszkaniec wielkiego miasta pozwala sztuce, książkom i muzyce przymuszać się gwałtem do konsumowania tego rodzaju „duchowej rozrywki”25, oczywiście nie bez udziału napojów alkoholowych26! Jakże boleśnie rani nam uszy ten teatralny wrzask namiętności, jakże obcy stał się naszemu smakowi cały ten romantyczny zgiełk i zamęt zmysłów uwielbiany przez kulturalne pospólstwo z jego aspiracjami do tego, co wzniosłe, wyszukane i udziwnione! Nie, jeśli my, ozdrowieńcy, w ogóle potrzebujemy jeszcze jakiejś sztuki, to jest to zupełnie inna sztuka – szydercza, lekka, ulotna, bosko swobodna i nienachalna, bosko sztuczna sztuka27, która niczym jasny płomień bucha w górę, pod bezchmurne niebo! Przede wszystkim: sztuka dla artystów28, tylko dla artystów! Poza tym teraz rozumiemy lepiej, także jako artyści, co jest do tego konieczne i niezbędne: pogoda ducha29, i to w każdym tego słowa znaczeniu, moi przyjaciele! – : myślę, że mógłbym to udowodnić. Zresztą teraz niejedno wiemy aż za dobrze, my, wiedzący: o, jakże pilnie uczymy się, jako artyści, sztuki dobrego zapominania, dobrego nie-wiedzenia! A co się tyczy naszej przyszłości: to raczej nie spotka się nas ponownie na ścieżkach wydeptanych przez owych egipskich młodzieńców, którzy nocami zakradają się do świątyń, obejmują posągi i wszystko, co nie bez powodu trzyma się zakryte, chcą koniecznie odsłonić, odkryć, ujrzeć w pełnym świetle30. Nie, taki zły gust, taka wola prawdy, „prawdy za wszelką cenę”, takie młodzieńcze szaleństwa z miłości do prawdy – wszystko to już nam obmierzło: jesteśmy na to zbyt doświadczeni, zbyt poważni, zbyt ironiczni, zbyt rozpłomienieni, zbyt głębocy… My nie wierzymy już, że prawda pozostanie prawdą, kiedy zerwie się z niej zasłonę; zbyt długo żyliśmy, aby w to wierzyć. Dziś jest dla nas kwestią przyzwoitości, że nie należy chcieć oglądać wszystkiego całkiem nago, bez żadnego okrycia, przy wszystkim być obecnym, wszystko rozumieć i wszystko „wiedzieć”. „Czy to prawda, że dobry Bóg jest wszędzie? – spytała matkę mała dziewczynka – przecież to nieprzyzwoite” – oto i wskazówka dla filozofów! Należy bardziej szanować wstydliwość natury, która osłania się zagadkami i wielobarwną niepewnością. Może prawda jest kobietą, która ma swoje powody, żeby nie ujawniać swoich powodów, nie wystawiać wszystkich swoich wdzięków na pokaz? Może jej imię brzmi po grecku Baubo31?… Ach, ci Grecy! Oni wiedzieli, jak żyć: do tego zaś trzeba umieć się zatrzymać i pozostać przy powierzchni, wierzchnim okryciu, naskórku, wielbić pozór, wierzyć w formy, w dźwięki, w słowa, w cały Olimp pozorów! Grecy byli powierzchowni – z powodu swojej głębi! I czy nie powracamy właśnie do tego także i my, nieustraszeni śmiałkowie ducha, którzy właśnie zdobyliśmy najwyższy i najbardziej niebezpieczny szczyt współczesnej myśli i stamtąd rozejrzeliśmy się dokoła, spoglądając na wszystko z góry? Czy w tym właśnie nie jesteśmy – Grekami? Wielbicielami form, dźwięków, słów? A przez to właśnie – artystami?

Ruta32 koło Genui, jesienią roku 1886

------------------------------------------------------------------------

2 Niem. Übermut, także: „lekkomyślność, radosna beztroska”.

3 Rzymskie święto obchodzone pod koniec grudnia, w jego trakcie organizowano liczne uczty i zabawy, przy czym niewolnicy świętowali na równi z ludźmi wolnymi, nierzadko zamieniając się z nimi rolami.

4 Niem. der Wieder-Erstandene, aluzja do der Auf-Erstandene, czyli „Zmartwychwstały” (Jezus).

5 Łac. dosł. „zaczyna się tragedia, początek tragedii”.

6 Początkowo La gaya scienza kończyła się na § 342.

7 Gra słów: bedenklich-unbedenklichen, także: „budzący obawy zastrzeżenia/zaniepokojenie wątpliwy – nieszkodliwy/niebudzący obaw/zastrzeżeń”.

8 Łac. dosł. „zaczyna się parodia, początek parodii”.

9 Niem. Erlösung, także: „zbawienie”.

10 Niem. Umkehr, także: „nawrócenie” (w sensie religijnym).

11 Niem. Tiere, dosł. „zwierzęta”.

12 Gra słów: „geführt und verführt“.

13 Niem, Jenseits, także: „tamten świat, zaświaty”.

14 Gra słów: „Geratens und Missratens”.

15 Niem. Gesamt-Gesundheit.

16 Niem. Vierschrötigen des Geistes.

17 Niem. Volk, także: „zwykli ludzie, pospólstwo”.

18 Niem. aus jedem U ein X macht, nawiązuje do znanego niemieckiego powiedzenia „Jemandem ein X für ein U vormachen” czyli dosł. „wmawiać komuś, że U to X”, a przenośnie: „oszukiwać kogoś, okłamywać, nabierać, dopuszczać się manipulacji”. Pierwotnie chodziło o rzymskie cyfry zapisywane literami V (= U) i X; liczbę 5 (V) można łatwo zamienić w 10 (X), przedłużając w dół ramiona litery V, a więc „wmawiać komuś, że V (5) to X (10)”.

19 Niem, Indianer; niewykluczone, że dla Nietzschego był to synonim słowa Inder, czyli Indus/Hindus.

20 Niem. gepeinigt.

21 Niem. Peiniger.

22 Gra słów: „geistigeren, vergeistigeren Menschen”.

23 Niem. Genuss.

24 Niem. Geniessenden.

25 Niem. geistigen Genuss.

26 Niem. geistiger Getränke, czyli „spirytualiów”, od łac. spiritus, „duch”.

27 Niem. „künstliche Kunst”.

28 Niem. „Kunst für Künstler”.

29 Niem. Heiterkeit, także: „dobry nastrój, wesołość”.

30 Patrz: Księga II, § 57, przyp. 155 oraz historia o młodzieńcu szaleńczo zakochanym w posągu Afrodyty opisana przez Lukiana w: tegoż, Dialogi, „Bogowie miłości”.

31 Inaczej Iambe, literacka personifikacja żartu, nierzadko obscenicznego; według mitu stara służąca króla Keleosa, której w końcu udało się żartami rozśmieszyć zasmuconą z powodu utraty córki Persefonę (patrz: Hymny homeryckie, „Hymn do Persefony”); według innej wersji mitu Demeter gościła w Eleusis u Dysaulesa i jego żony Baubo, która chcąc rozweselić boginię, w pewnej chwili zadarła szaty, bezwstydnie obnażając przyrodzenie (patrz: Klemens Aleksandryjski, Zachęta Greków).

32 Miejscowość nadmorska położona na południowy wschód od Genui.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: