Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Layla - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 marca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,99

Layla - ebook

Nowa powieść autorki bestsellerów Hopeless i Ugly Love

Layla oczarowała Leedsa swoją szczerością i bezpośredniością. Znany muzyk już od pierwszej chwili czuł, że łączy ich wyjątkowa więź. Po pierwszej wspólnie spędzonej nocy oboje byli pewni, że są bratnimi duszami, że będą razem już do końca życia…

Jednak ktoś ma inne plany i próbuje zabić Laylę. Dziewczyna przez wiele tygodni dochodzi do siebie po brutalnym ataku. Niestety jej psychiczne rany nie goją się równie szybko jak fizyczne. Leeds ma wrażenie, że to zupełnie inna kobieta niż ta, w której się zakochał. Aby ratować ich związek, zabiera ukochaną do pensjonatu, w którym wszystko się zaczęło. Tam Layla zaczyna czuć się jeszcze gorzej, a jej dziwne zachowania coraz bardziej się nasilają. A to tylko niektóre z wielu niewytłumaczalnych zdarzeń w pensjonacie…

Leeds musi podjąć trudną decyzję. Wie, że jeśli dokona złego wyboru, może zaszkodzić nie tylko Layli.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-911-5
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZESŁUCHANIE

Przed zejściem na dół zakleiłem Layli usta dwiema warstwami taśmy klejącej, wciąż jednak, gdy detektyw siada przy stole, słyszę jej stłumione jęki.

Mężczyzna ma ze sobą stary magnetofon, jeden z tych, które widuje się w filmach z lat osiemdziesiątych: około dwudziestu pięciu centymetrów długości na piętnaście szerokości, z wielką czerwoną kropką na lewym przycisku. Wciska go wraz z klawiszem odtwarzania i przesuwa sprzęt na środek stołu. Kółka kasety zaczynają się kręcić.

– Nazwisko – zaczyna.

Odchrząkuję.

– Leeds Gabriel.

Kieszeń na kasetę trzyma się dzięki starej taśmie klejącej przyklejonej z obu stron magnetofonu. Trochę mnie to bawi. Niby jakim cudem ten grat, który zapisuje każde wypowiedziane przeze mnie słowo, może pomóc?

Jestem już bliski poddania się. Przestałem wypatrywać światełka na końcu tunelu. Nie wiem nawet, czy ten tunel ma jakiś koniec.

Czy mogę mieć nadzieję, że jest jakieś wyjście, skoro wszystko wymknęło się spod kontroli? Rozmawiam z poznanym w sieci detektywem, a moja dziewczyna piętro wyżej odchodzi od zmysłów.

Jakby domyślając się, że o niej myślę, robi coraz większy hałas. Drewniany zagłówek uderza rytmicznie o ścianę pokoju na piętrze, a łoskot odbija się upiornym echem od ścian tego wielkiego, pustego domu.

– No dobrze – odzywa się detektyw. – Od czego zaczniemy?

Zdaje się nie zwracać uwagi na hałasy. Nie jestem pewien, czy mnie też się to uda. Nie tak łatwo zignorować fakt, że Layla cierpi z powodu moich czynów. Każdy stukot sprawia, że się wzdrygam.

– To może zacznij od tego, jak się poznaliście – sugeruje mój gość.

Nie chcę odpowiadać na pytania, które, jak wiem, nie doprowadzą nas do odpowiedzi, ale w tej chwili wolę słyszeć własny głos niż zduszone pojękiwania Layli.

– Poznaliśmy się zeszłego lata. Tutaj był kiedyś pensjonat. A ja byłem basistą w kapeli, która grała na weselu jej siostry.

Detektyw milczy. Odchyla się na krześle, wpatrując się we mnie. Nie wiem, co jeszcze miałbym powiedzieć. Mam to jakoś rozwinąć?

– Czy nasze spotkanie miało jakiś wpływ na to, co się tutaj dzieje? – dopytuję.

Kręci głową i się pochyla, opierając ręce na stole.

– Może i nie – przyznaje. – Ale dlatego tu właśnie jestem, Leeds. Wszystko może dostarczyć nam wskazówek. Chcę, żebyś przypomniał sobie pierwszy dzień waszego pobytu tutaj. Co Layla miała na sobie? Dlaczego tu przyjechaliście? Jakie były jej pierwsze słowa? Czy któreś z was zauważyło tej nocy coś dziwnego? Im więcej informacji, tym lepiej, nawet najmniejszy szczegół może okazać się ważny.

Opieram łokcie na blacie i zakrywam dłońmi uszy, żeby nie słyszeć hałasów dobiegających z góry. Nie mogę słuchać, jak Layla cierpi. Bardzo ją kocham, ale nie mogę tam wrócić i jej wyjaśnić, dlaczego mimo miłości zmuszam ją do czegoś takiego.

Staram się nie myśleć o tym, jak idealna wydawała mi się początkowo nasza miłość. Bo kiedy to robię, narasta we mnie przekonanie, że to ja odpowiadam za to, jak się skończyła.

Zamykam oczy i wracam pamięcią do naszego pierwszego spotkania. Gdy wszystko było znacznie łatwiejsze i żyliśmy w błogosławionej nieświadomości.

– Beznadziejnie tańczyła – zaczynam. – To pierwsze, co dostrzegłem…ROZDZIAŁ 1

Beznadziejna z niej tancerka.

To pierwsze, co dostrzegam, stojąc na scenie przed rzednącą publiką. Zdaje się nie mieć kontroli nad swoimi długimi rękami. Tańczy boso na trawie, tupiąc bez cienia delikatności właściwej dla tej piosenki. Szaleńczo potrząsa głową, a na jej twarz opadają niesforne, kręcone czarne włosy, upodobniające ją do fanki heavy metalu.

Co jest o tyle zabawne, że nasza kapela gra country. Nudne, do bólu nijakie country. Cały zestaw koszmarnych piosenek, których nie da się słuchać, a co dopiero grać.

Garrett’s Band, czyli Kapela Garretta.

Tak właśnie się nazywa. Garrett’s Band. Szczyt kreatywnych pomysłów samego Garretta.

Jestem nieoficjalnym czwartym członkiem zespołu, ostatnim, który dołączył do grupy. I gram na basie. Nie na budzącym szacunek kontrabasie, tylko na zwykłym elektryku. Niedocenianym, niewidzialnym instrumencie, na którym zwykle grają niewidzialni muzycy, wtapiający się w tło każdej piosenki. Tyle że nie przeszkadza mi bycie tłem. Może nawet właśnie dlatego wolę bas od innych instrumentów.

Skończyłem studia muzyczne w Belmont i chciałem zostać tekściarzem i wokalistą, ale nie pomagałem Garrettowi przy pisaniu tych kawałków. Nie chciał pomocy. Inaczej podchodzimy do muzyki, więc piszę do szuflady, czekając na dzień, w którym poczuję się na tyle pewny siebie, by nagrać solową płytę.

Zespół w ostatnich latach zyskał pewną popularność, jednak mimo zwiększenia popytu i, co za tym idzie, zarobków, moja stawka pozostaje niezmienna. Mógłbym pogadać o tym z resztą grupy, ale nie wiem, czy ma to sens, zresztą chłopaki potrzebują kasy bardziej ode mnie. Nie wspominając już o tym, że taka rozmowa może sprawić, że zechcą zaproponować mi oficjalne miejsce w kapeli, a szczerze mówiąc, tak bardzo nie znoszę tej muzyki, że wstydzę się teraz stać z nimi na scenie.

Każdy występ odbiera mi skrawek duszy. Kawałek po kawałku. Obawiam się, że jeśli tego szybko nie rzucę, zostanie ze mnie jedynie cielesna powłoka.

Szczerze mówiąc, nie wiem, co mnie przy nich trzyma. Nie zamierzam dołączyć do grupy na stałe, ale z jakiegoś powodu nie umiem się ogarnąć na tyle, by zacząć działać samodzielnie. W wieku osiemnastu lat straciłem ojca, a jego śmierć sprawiła, że nie muszę się przejmować pieniędzmi. Zostawił mnie i matce solidną polisę oraz doskonale prosperującą firmę z branży internetowej. Jej pracownicy nie życzą sobie, bym w jakikolwiek sposób zmieniał budowany przez lata dochodowy interes. Trzymamy się więc z matką z dala od niego, żyjąc z przychodów.

Jestem za to oczywiście wdzięczny, ale trudno być z tego dumnym. Nikt by mnie nie szanował, wiedząc, jak łatwo mam w życiu. Może to dlatego wciąż tkwię w tym zespole. Sporo podróżujemy, dużo pracujemy, często zarywamy noce. Te męczarnie dają mi poczucie, że przynajmniej choć trochę zapracowałem na to, co mam w banku.

Stoję na scenie i gram, przyglądając się tej dziewczynie. Nie wiem, czy jest pijana, naćpana, czy też nabija się tym tańcem z naszych okropnych utworów. Niezależnie od powodów, które sprawiają, że trzepocze się jak ryba w sieci, jestem jej za to wdzięczny. To najbardziej ekscytująca rzecz, jaka przytrafiła się Garret’s Band od bardzo dawna. Przyłapuję się nawet na tym, że się uśmiecham, co ostatni raz przydarzyło mi się Bóg jeden wie kiedy. I pomyśleć, że obawiałem się tego występu.

Może to dlatego, że gramy na prywatnej imprezie weselnej. A może dlatego, że nikt nie zwraca na nas uwagi, a większość gości już wyszła. A może sprawiła to trawa we włosach tancerki i zielone plamy na sukience powstałe po tym, jak trzykrotnie upadła na ziemię w trakcie piosenki. Albo pół roku celibatu po zerwaniu z dziewczyną.

A może to połączenie tego wszystkiego sprawia, że skupiam dziś na niej całą swoją uwagę. Nie jest to zaskakujące, bo nawet z makijażem rozmazanym na policzkach i kilkoma kosmykami przyklejonymi do mokrego czoła jest tu najładniejsza. Tym dziwniejsze, że nikt nie zwraca na nią uwagi. Ostatni goście siedzą przy basenie wraz z nowożeńcami, a my gramy ostatni kawałek wieczoru.

Tylko ona nas jeszcze słucha. Kończymy i zabieramy się do pakowania sprzętu.

Słyszę, jak okropna tancerka domaga się głośno bisu, gdy za kulisami wkładam gitarę do pokrowca. Zamykam go w pośpiechu z nadzieją, że znajdę tę dziewczynę, gdy już zapakujemy wszystko do auta.

Mamy na tę noc zaklepane dwa pokoje w tutejszym pensjonacie. Od Nashville dzieli nas jedenaście godzin, więc nic dziwnego, że nikomu nie uśmiechała się jazda po nocy.

Garrett zamyka drzwi furgonetki, gdy pojawia się pan młody i zaprasza nas na drinka. Zwykle odrzucam tego rodzaju propozycje, ale wciąż mam nadzieję, że pijana tancerka gdzieś się tu kręci. Rozbawiła mnie. I podobało mi się, że nawet nie próbowała nucić tekstów. Chyba nie mogłaby mi się spodobać dziewczyna, która faktycznie lubi muzykę Garretta.

Znajduję ją w basenie. Unosi się na wodzie, wciąż ubrana w kremową suknię druhny poplamioną trawą.

Nie ma tam nikogo poza nią, więc biorę piwo, podchodzę do głębszego końca basenu, pozbywam się butów i zanurzam nogi w wodzie, nie przejmując się tym, że zmoczę dżinsy.

Fale wywołane ruchem docierają na jej koniec basenu, ale dziewczyna nie podnosi głowy, by sprawdzić, kto do niej dołączył. Nieruchoma i milcząca unosi się na wodzie, nie odrywając wzroku od nieba. Cóż za kontrast w zestawieniu z tym, co odstawiała jeszcze chwilę temu.

Wpatruję się w nią kilka minut, aż w końcu woda pochłania całe jej ciało i dziewczyna znika. Po chwili wynurza się i patrzy prosto na mnie, jakby od początku wiedziała, że tam siedzę.

Utrzymuje się na powierzchni dzięki delikatnym ruchom stóp i rąk. Powoli zmniejsza dzielący nas dystans, aż wreszcie zatrzymuje się przy moich nogach i zadziera głowę. Księżyc za moimi plecami rozświetla jej oczy niczym dwie malutkie żarówki.

Gdy byłem na scenie, wydawało mi się, że jest ładna. Kiedy mam ją parę centymetrów od siebie, dociera do mnie, że nigdy nie widziałem nikogo piękniejszego. Wydatne różowe usta. Delikatny podbródek, który mam nadzieję kiedyś pogładzić. Oczy zielone jak trawa wokół basenu. Chciałbym się zsunąć do wody obok niej, ale w kieszeni mam telefon, a w dłoni niemal pełną puszkę piwa.

– Oglądasz czasami na YouTubie filmiki z ludźmi, których dosłownie skręca ze wstydu?

Nie mam pojęcia, skąd się wzięło to pytanie, ale cokolwiek by w tym momencie powiedziała, byłbym tak samo poruszony. Ma delikatny, melodyjny głos, słowa płyną bez najmniejszego wysiłku.

– Nie – przyznaję.

Przez to, że musi się utrzymywać na wodzie, jej oddech staje się lekko urywany.

– To taki montaż żenujących sytuacji, które przytrafiają się ludziom. Kamera zawsze robi im zbliżenie w najgorszym momencie. I każdy wygląda tak, jakby chciał się zapaść pod ziemię. – Dziewczyna przeciera oczy dłońmi. – Tak właśnie dziś wyglądałeś przez cały wieczór. Jakbyś miał umrzeć ze wstydu.

Nawet nie zauważyłem, że spoglądała na scenę, a co dopiero, że zwróciła na mnie uwagę i miała czas odkryć, jak się naprawdę czuję za każdym razem, gdy muszę publicznie wykonywać te okropne kawałki.

– Już umarłem. Zaraz pierwszej nocy, gdy zagrałem z tym zespołem.

– Tak mi się wydawało. Podobał ci się mój taniec? Bo chciałam cię trochę rozweselić.

Kiwam głową i piję łyk piwa.

– Zadziałało.

Uśmiecha się i na chwilę zanurza w wodzie. Kiedy znów pojawia się na powierzchni, odgarnia włosy z czoła i pyta:

– Masz dziewczynę?

– Nie.

– Chłopaka?

– Nie.

– Żonę?

Kręcę głową.

– To może chociaż jakichś przyjaciół?

– Nie bardzo – przyznaję.

– Rodzeństwo?

– Jedynak.

– O kurde. Musisz być bardzo samotny.

Kolejne słuszne przypuszczenie. Choć w moim wypadku to samotność z wyboru.

– A kto jest dla ciebie w życiu najważniejszy? – pyta dalej. – Rodzice się nie liczą.

– Tak na teraz?

– Tak. – Kiwa głową. – W tym momencie. Kto jest najważniejszy w twoim życiu?

Zastanawiam się nad tym przez chwilę i wychodzi mi na to, że poświęciłbym się tylko dla matki. Członkowie zespołu są mi obojętni. A skoro zabroniła mi wymieniania rodziców, to nikt inny poza pływającą przede mną dziewczyną nie przychodzi mi do głowy.

– Wychodzi na to, że ty – odpowiadam.

– Smutne to trochę – stwierdza. Patrząc na mnie, mruży oczy i przekrzywia głowę. Odbija się stopami od ściany basenu między moimi nogami i odpływa. – Chyba muszę ci jakoś osłodzić ten wieczór.

Jej uśmiech jest zalotny. Traktuję go jak zaproszenie.

Przyjmuję je, odkładając telefon na beton, tuż obok opróżnionej puszki po piwie. Zdejmuję koszulkę i przyglądam się dziewczynie, która nie odrywa ode mnie wzroku, gdy wślizguję się do wody.

Jesteśmy na tym samym poziomie i niech mnie diabli, jeśli z bliska nie jest jeszcze piękniejsza.

Krążymy wokół siebie, uważając, aby się nie dotknąć, choć to oczywiste, że oboje tego chcemy.

– Kim jesteś? – chce wiedzieć.

– Basistą.

Odpowiada śmiechem, który jest całkowitym przeciwieństwem jej delikatnego głosu – raptownym i niespodziewanym. Jestem nim zauroczony.

– Jak się nazywasz? – doprecyzowuje.

– Leeds Gabriel.

Nadal krążymy wokół siebie. Przyjmuje moją odpowiedź i zastanawia się nad nią przez chwilę, przechylając głowę.

– Brzmi jak nazwisko frontmana. Dlaczego grasz w czyjejś kapeli? – Nie czekając na odpowiedź, dodaje: – Nazwali cię na pamiątkę miasta w Anglii?

– Tak. A ty jak masz na imię?

– Layla – szepcze, jakby dzieliła się ze mną jakąś tajemnicą.

Doskonałe imię. Jedyne, jakie do niej pasuje. Jestem o tym całkowicie przekonany.

– Layla – słyszę czyjś głos za plecami. – Otwórz buzię.

Spoglądam za siebie i widzę pannę młodą, która wyciąga rękę w stronę Layli. Dziewczyna podpływa, wystawia język, a gospodyni imprezy kładzie na nim małą białą pigułkę. Layla przełyka. Nie mam pojęcia, co wzięła, ale wygląda to zajebiście podniecająco.

Zauważa, że nie mogę oderwać oczu od jej ust.

– Leeds też by chciał – mówi, sięgając po kolejną tabletkę. Panna młoda podaje jej pigułkę i odchodzi. Nie pytam, co to. Mam to gdzieś. Chcę być Romeem dla tej Julii i zażyję każdą truciznę, jaką mi poda.

Otwieram usta. Ma mokre palce, więc tabletka częściowo się rozpuszcza, nim czuję ją na języku. Jest gorzka i trudno ją połknąć bez popicia, ale jakoś mi się udaje.

– A kto był dla ciebie najważniejszy wczoraj? – kontynuuje Layla. – Zanim się pojawiłam?

– Ja.

– Zepchnęłam cię z podium?

– Na to wygląda.

Pływa na plecach bez żadnego wysiłku, jakby więcej czasu spędzała w wodzie niż na lądzie. Znów wpatruje się w niebo z szeroko rozłożonymi ramionami, a jej klatka piersiowa unosi się, gdy bierze potężny haust powietrza.

Opieram się o ścianę basenu i chwytam się betonowej krawędzi. Moje serce przyspiesza, a krew gęstnieje.

Nie wiem, co mi dała, najpewniej ecstasy albo jakiegoś spida, bo wchodzi błyskawicznie. O wiele lepiej czuję, co dzieje się w mojej piersi niż w reszcie ciała. Serce mi puchnie, mam wrażenie, że przestało się mieścić w klatce piersiowej.

Layla wciąż unosi się na wodzie, ale jest blisko mojego torsu. Tuż przede mną. Gdybym się nachylił, przestałaby widzieć niebo. Patrzyłaby na mnie.

To gówno naprawdę daje kopa.

Czuję się doskonale. Jestem pewny siebie.

Woda jest tak spokojna, że Layla wydaje się unosić w powietrzu. Ma zamknięte oczy, ale otwiera je, gdy uderza czubkiem głowy o moją pierś, i patrzy, jakby się czegoś spodziewała.

Spełniam więc jej oczekiwania.

Pochylam się jedynie na tyle, by zetknęły się nasze usta. Gdy się całujemy, jej dolna warga wślizguje się pomiędzy moje. Jej usta są niczym delikatna eksplozja doprowadzająca do wybuchów na polu minowym ukrytym pod moją skórą. Jest to dziwne i fascynujące zarazem, bo wciąż leży na plecach, unosząc się na wodzie. Wsuwam język głębiej, ale z jakiegoś powodu wciąż nie czuję się godny, by jej dotknąć, więc dalej trzymam się krawędzi basenu.

Layla nadal ma rozłożone ręce i porusza jedynie ustami. Jestem wdzięczny za ten pierwszy pocałunek do góry nogami, ponieważ rozbudza ogromne nadzieje na prawdziwy, we właściwej pozycji. Już nigdy nie chcę się z nikim całować bez takiego wspomagania, jakie podała nam panna młoda. Wydaje mi się, że moje serce z każdym uderzeniem zmniejsza się do rozmiarów monety, a potem puchnie jak balon.

Jego rytm nie jest taki, jaki powinien być. Żadnego łagodnego bum-bum, bum-bum, bum-bum. Zmieniło się w pyk i BUM.

Pyk, BUM, pyk, BUM, pyk, BUM.

Nie mogę jej dłużej całować w takiej pozycji. Doprowadza mnie to do szaleństwa. Nie możemy się do końca dopasować, a chciałbym, żeby moje usta idealnie pasowały do jej warg. Chwytam ją w pasie i obracam na wodzie, a ona patrzy prosto na mnie. Przyciągam ją do siebie. Oplata mnie nogami i łapie obiema dłońmi za tył głowy, co powoduje, że trochę się zanurza, bo tylko ja utrzymuję ją teraz ponad powierzchnią. Jestem jednak zbyt zajęty gładzeniem jej pleców, więc oboje schodzimy pod wodę i nie walczymy z tym. Nasze usta są złączone, gdy pochłania nas toń. Nie wedrze się między nie nawet kropla wody.

Opadamy na dno, wciąż nierozłączni. Dopiero wtedy otwieramy oczy i rozdzielamy się, żeby na siebie popatrzeć. Z włosami unoszącymi się nad głową Layla przypomina zatopionego anioła.

Żałuję, że nie mogę zrobić zdjęcia.

Bańki powietrza wypełniają przestrzeń między nami, więc oboje wynurzamy się na powierzchnię.

Wypływam dwie sekundy przed nią. Znów patrzymy na siebie, gotowi do kolejnego pocałunku. Obejmując się, wracamy do poprzedniej pozycji. Odszukuję jej usta, ale kiedy tylko czuję na nich posmak chloru, przerywają nam czyjeś okrzyki.

Słyszę, że to Garrett i jeszcze kilka osób dopinguje nas z brzegu. Layla rzuca okiem i wystawia w ich kierunku środkowy palec.

Odpływa ode mnie do krawędzi basenu.

– Chodź! – woła, gramoląc z wody. Nie ma w tym żadnej gracji. Wychodzi na głębokim końcu, półtora metra od drabinki, więc musi się podciągnąć i przeturlać na beton. Jest niezdarna, a zarazem doskonała. Ruszam w jej ślady i wkrótce znajdujemy sobie ciemniejsze, intymniejsze miejsce z boku domu. Trawa pod moimi stopami jest jednocześnie chłodna i miękka jak topniejący lód.

Czyli chyba po prostu woda. Ale wcale nie czuję, że chodzę po wodzie. To roztopiony lód. Narkotyki nie ułatwiają wyjaśnień.

Layla łapie mnie za rękę i pada na stopiony trawolód, pociągając mnie za sobą. Opieram się na łokciach, by mogła oddychać, i przez chwilę nie odrywam od niej wzroku. Ma piegi. Nieliczne i rozproszone, głównie na grzbiecie nosa. Kilka na policzkach. Muskam je dłonią.

– Dlaczego jesteś taka śliczna?

Parska śmiechem. Słusznie. To było żenujące.

Odwraca mnie na plecy i podciąga sukienkę, żeby mnie dosiąść. Jej uda przyklejają mi się do boków, bo oboje jesteśmy przemoczeni. Opieram dłonie na jej biodrach, rozkoszując się mocą tego odlotu.

– Wiesz, dlaczego to miejsce nazywa się Corazón del País? – pyta.

Nie mam pojęcia, więc tylko potrząsam głową, w nadziei że to długa historia i będę mógł jej posłuchać. Tego głosu mógłbym słuchać całą noc. W pensjonacie jest pokój zwany salonem, wypełniony setkami książek, które mogłaby mi czytać aż do rana.

– To oznacza „serce kraju” – wyjaśnia. W jej głosie słychać ekscytację, wzmacnia ją jej rozpalony wzrok. – Bo właśnie tutaj, w tym miejscu, gdzie teraz leżysz, wypada środek kontynentalnych Stanów Zjednoczonych.

Być może to dlatego, że skupiam się akurat na biciu swojego serca, jej odpowiedź wydaje mi się bez sensu.

– To skąd taka nazwa? – dopytuję. – Przecież to żołądek, a nie serce leży pośrodku ciała.

Znów słyszę jej wysoki, ostry śmiech.

– Racja. Ale Estomago del País nie brzmi tak dobrze.

Ja pierdolę.

– Mówisz po francusku?

– Wydaje mi się, że to hiszpański.

– Obojętne. I tak jest podniecające.

– Uczyłam się tylko przez rok w szkole – broni się. – Nie mam żadnych ukrytych talentów. Wszystko widać jak na dłoni.

– Wątpię. – Przetaczam ją na plecy i przyciskam jej nadgarstki do trawy, kładąc się na niej. – Jesteś utalentowaną tancerką.

Śmieje się. A ja ją całuję.

Całujemy się przez kilka minut.

I robimy nie tylko to. Pieścimy się. Poruszamy. Jęczymy.

Wszystko wydaje się przesadzone, jakbym znalazł się na granicy śmierci. Moje serce naprawdę może w każdej chwili eksplodować. Nie wiem, czy powinniśmy to ciągnąć. Narkotyki i całowanie się z Laylą to trochę za dużo naraz. Nie mogę pozwolić, by wciąż się do mnie kleiła, bo zaraz odlecę od tych wszystkich emocji, które mi towarzyszą. Czuję się, jakby moim zakończeniom nerwowym wyrosły nowe zakończenia. Wszystko dociera do mnie z podwójną intensywnością.

– Muszę przestać – szepczę, wyzwalając się z jej objęć. – Co my, kurde, łyknęliśmy? Aż nie mogę oddychać.

Przetaczam się na plecy, walcząc o oddech.

– Pytasz, co dała nam moja siostra?

– To była twoja siostra?

– Tak. Trzy lata starsza. Nazywa się Aspen. – Spogląda na mnie, podpierając się na łokciu. – A co? Spodobało ci się?

– Tak. – Kiwam głową. – Uwielbiam to.

– Mocne, no nie?

– Jak skurwysyn.

– Aspen zawsze mi to daje, gdy za dużo wypiję. – Nachyla się, muska ustami moje ucho, po czym szepcze: – To aspiryna.

Gdy się cofa, wyraz mojej twarzy wywołuje jej uśmiech.

– A co, myślałeś, że jesteś naćpany?

To niby dlaczego czuję się w taki sposób?

– To nie była aspiryna – stwierdzam, siadając.

Layla wybucha śmiechem, pada na plecy i wykonuje znak krzyża na piersi.

– Przysięgam, dostałeś aspirynę.

Śmieje się tak mocno, że nie może złapać tchu. Kiedy jej się to w końcu udaje, wzdycha i jest to po prostu urocze. Czy ja, kurwa, właśnie użyłem słowa urocze?

Kręci głową, patrząc na mnie z łagodnym uśmiechem.

– To nie przez narkotyki tak się czujesz, Leeds. – Podnosi się i rusza do domu. A ja ponownie idę za nią, bo jeśli to faktycznie była aspiryna, to mam przejebane.

Przejebane.

Nie miałem pojęcia, że ktoś może sprawić, bym poczuł się tak dobrze jak teraz, bez wspomagania się żadnymi substancjami.

Kiedy wchodzimy do domu, Layla nie idzie do sypialni, tylko prosto do salonu, tego pomieszczenia z książkami i fortepianem. Zamyka za nami drzwi na zamek. Z moich dżinsów i jej sukienki wciąż kapią krople.

Gdy się zatrzymuję i na nią patrzę, ona wbija wzrok w kałużę zbierającą się pod moimi stopami.

– To stary parkiet – zauważa. – Musimy uważać.

Zdejmuje przemoczoną sukienkę przez głowę i staje w półmroku półtora metra przede mną, ubrana jedynie w stanik i majtki. Nie pasują do siebie. Stanik jest biały, a majtki zdobi zielono-czarna kratka. Podoba mi się, że nie przyłożyła większej wagi do tego, co włożyć pod sukienkę. Przyglądam się przez chwilę, podziwiając jej krągłości i to, że nie próbuje się przede mną zakrywać.

Moja ostatnia dziewczyna mogła stawać w szranki z topmodelkami, ale nigdy nie czuła się dobrze we własnym ciele. Stało się to jedną z rzeczy, które z czasem zaczęły mnie w niej irytować, bo chociaż była piękna, najbardziej rzucała się w oczy jej nieśmiałość.

Layla zachowuje taką pewność siebie, że byłaby piękna niezależnie od urody.

Spełniam jej prośbę i pozbywam się dżinsów, zostając w samych bokserkach. Dziewczyna zbiera nasze ciuchy i rzuca je na dywan, który jest pewnie więcej wart od parkietu, ale nie zamierzam jej psuć nastroju.

Rozglądam się po pokoju i dostrzegam brązową skórzaną kanapę pod ścianą obok fortepianu. Chciałbym rzucić na nią Laylę i pogrążyć się w rozkoszy, ale ona ma inne plany.

Wyciąga taboret i siada przy instrumencie.

– Umiesz śpiewać? – pyta, wciskając kilka klawiszy.

– Tak.

– To czemu nie robisz tego na scenie?

– Bo to kapela Garretta. Nigdy nie prosił.

– Garrett? To ten wokalista?

– Właśnie ten.

– Jest tak samo okropny jak jego teksty?

Nie potrafię powstrzymać śmiechu. Kręcę głową i dołączam do niej na taborecie.

– Jest okropny, ale nie aż tak – wyjaśniam.

– Jest o ciebie zazdrosny? – dopytuje, wciskając środkowe C na klawiaturze.

– A dlaczego miałby być? Jestem tylko basistą.

– Nie nadaje się na frontmana. Ty się nadajesz.

– Odważne stwierdzenie. Nie słyszałaś, jak śpiewam.

– Nieważne. Możesz być okropny, ale na scenie reszta jest tylko tłem dla ciebie.

– Tak jak weselni goście byli jedynie tłem dla twojego tańca?

– Tylko ja tańczyłam.

– Sama widzisz. Nawet nie zauważyłem.

Nachyla się do mnie, jakby znów chciała mnie pocałować, ale zamiast tego szepcze w moje usta:

– Zagraj coś dla mnie.

Potem przenosi się na kanapę.

– Zagraj coś godnego tego instrumentu – proponuje, rozciągając się wygodnie.

Krzyżuje stopy i pozwala jednej ręce opaść na podłogę. Muska parkiet palcami, czekając, aż zacznę grać, ale ja nie mogę oderwać od niej wzroku. Nie wiem, czy jest na tym świecie druga kobieta, na którą chciałbym patrzeć tak długo bez mrugania, aż całkiem wyschną mi oczy. Jej wzrok wciąż zdradza wyczekiwanie.

– A jeśli nie spodoba ci się moja muzyka? – pytam. – Dasz się znowu pocałować?

Na jej twarzy pojawia się uśmiech.

– To jakaś ważna dla ciebie piosenka?

– Piszę prosto z duszy.

– Więc nie masz się o co martwić – uspokaja mnie cichym głosem.

Odwracam się do klawiatury i opieram na niej palce. Waham się przez chwilę. Jeszcze nigdy dla nikogo nie zagrałem tego kawałka. Jedyną osobą, której chciałbym go zaśpiewać, był mój ojciec, ale on już nie żyje. To jego śmierć sprawiła, że napisałem ten utwór.

Granie kawałków Garretta na scenie nigdy nie przyprawiało mnie o tremę, ale teraz jest inaczej. Bardziej osobiście. Choć mam zaledwie jednoosobową publiczność, czuję, że jest to najważniejsza publiczność, dla jakiej kiedykolwiek grałem.

Nabieram powietrza i wypuszczam je powoli, przechodząc płynnie do piosenki.

_Tej nocy porzuciłem wiarę w niebo_

_Nie wierzę w bóstwa tak okrutne_

_A ty?_

_Tej nocy nie modliłem się na kolanach_

_I przestałem się modlić w ogóle._

_A ty?_

_Tej nocy pozamykałem okna i drzwi_

_Przesiedziałem ją w mroku_

_A ty?_

_Tej nocy zrozumiałem, że szczęście to bajka_

_Tysiąc stron czytanych na głos_

_Przez ciebie._

_Tej nocy porzuciłem wiarę w Boga_

_Byłeś nasz, a on miał to gdzieś_

_Zabrał cię_

_Więc tej nocy przestałem…_

_Przestałem…_

_Po prostu_

_Przestałem._

_Tej nocy przestałem._

_Przestałem._

_Po prostu przestałem._

_Tej nocy przestałem._

_Ja…_

Kończę grać i kładę dłonie na kolanach, bojąc się odwrócić i spojrzeć na Laylę. Po ostatniej nucie zapada cisza tak głęboka, jakby ktoś wyssał z domu wszystkie dźwięki. Nie dociera do mnie nawet jej oddech.

Opuszczam klapę fortepianu i powoli odwracam się na taborecie. Layla ociera oczy, wpatrując się w sufit.

– Łał – szepcze. – Tego się nie spodziewałam. Jakbyś mnie walnął w pierś.

Dokładnie tak samo się czułem, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy tego wieczoru.

– Podoba mi się zakończenie – kontynuuje. Siada na kanapie i podkurcza nogi. – To, że urywasz w połowie zdania. Świetny zabieg. Ma moc.

Nie wiedziałem, czy zauważy i doceni taki finał. Teraz, gdy okazuje się, że tak, czuję, że jestem nią zauroczony jeszcze bardziej.

– Znajdę to gdzieś na Spotify?

– Jeszcze niczego nie wydałem. – Kręcę głową.

Patrzy na mnie z udawanym przerażeniem, uderzając dłonią o oparcie kanapy.

– A czemu, kurde, nie?!

Wzruszam ramionami.

– Nie wiem. – To szczera odpowiedź. Naprawdę nie wiem. – Może dlatego, że każdemu w Nashville się wydaje, że jest kimś. A ja nie chcę być osobą, która myśli, że jest kimś.

Wstaje i podchodzi do fortepianu. Kładzie dłonie na moich ramionach i popycha mnie tak, że muszę się oprzeć plecami o instrument. Potem na mnie siada, kolana opiera na taborecie. Trzymając moją uniesioną twarz w dłoniach, patrzy na mnie z góry spod przymrużonych powiek.

– Byłbyś samolubny, trzymając takie piosenki dla siebie. A lepiej być szczodrym kimś niż samolubnym nikim.

Chyba się cieszę, że poznałem tę dziewczynę.

Naprawdę się cieszę.

Chwytam jej głowę i przyciągam do swoich ust. Nie wiem, co się tutaj dzieje. Wiele czasu minęło od chwili, gdy ostatni raz polubiłem jakąś dziewczynę na tyle, by zastanawiać się, jak spędzi kolejny dzień.

Ale… gdzie Layla będzie jutro?

Gdzie była wczoraj?

Gdzie jest jej dom?

Gdzie dorastała?

Kogo najbardziej lubi na świecie?

Chcę to wiedzieć. Chcę wiedzieć wszystko.

Layla przerywa pocałunek.

– Aspen ostrzegała mnie dzisiaj przed tobą. Widziała, jak się na ciebie gapię. Kazała mi obiecać, że będę się trzymać z dala od muzyków, bo mogą mnie zarazić chlamydią.

Parskam śmiechem.

– I obiecałaś, że będziesz się trzymać z daleka?

– Nie. Powiedziałam jej, że chlamydia mi nie przeszkadza, bo pewnie masz przy sobie gumki.

– Nie mam chlamydii. Ale gumek też nie.

Słysząc to, wyswobadza się z moich objęć i wstaje.

– To nic. Mam jakieś u siebie. – Odwraca się i rusza do drzwi.

Zgarniam nasze mokre ciuchy i idę za nią. Wchodzimy po schodach. Nie zaprasza mnie co prawda do swojego pokoju, ale wiem, że oczekuje, abym za nią poszedł, bo nie przestaje mówić.

– Minęło trochę czasu od ostatniego razu – wyjaśnia. – Mam te gumki dlatego, że wszyscy się ich domagali na wieczór panieński. – Zatrzymuje się w pół kroku i odwraca do mnie. – Nie miałam pojęcia, że w prawdziwym świecie trzeba się tyle natyrać, żeby pójść z kimś do łóżka. Na studiach to nie wymaga żadnego wysiłku… Ale potem? Ech… – Odwraca się i kontynuuje wspinaczkę po schodach. Wchodzę za nią do pokoju. – Problem z seksem po studiach polega głównie na tym, że nie znoszę chodzić na randki. To zajmuje stanowczo za dużo czasu. Trzeba zmarnować cały wieczór na osobę, o której już po pierwszych minutach wiesz, że to nie to.

Zgadzam się z nią. Ja również wolę od razu iść na całość. Zawsze marzyłem o poznaniu kogoś, z kim momentalnie złapię porozumienie, a później dam się pochłonąć uczuciu.

Nie wiem, czy to Layla jest tą osobą, ale na pewno to poczułem, gdy opadliśmy na dno basenu. W życiu nie doświadczyłem intensywniejszego pocałunku.

Layla wyjmuje mokre ubrania z moich rąk i zanosi je do łazienki. Wrzuca je pod prysznic, a po powrocie do sypialni sugeruje:

– Powinieneś odejść z zespołu.

To chyba najbardziej nieprzewidywalna osoba, jaką kiedykolwiek poznałem. Nawet jej najprostsze stwierdzenia zwalają mnie z nóg.

– Dlaczego?

– Bo jesteś nieszczęśliwy.

Ma rację. Jestem. Oboje podchodzimy do łóżka.

– A ty z czego się utrzymujesz? – pytam.

– Nie mam pracy. Zwolnili mnie w zeszłym tygodniu.

Siada, opierając się o zagłówek. Kładę się na boku i uważnie na nią patrzę. Moja twarz jest na wysokości jej biodra i bliskość jej uda jest jednocześnie dziwna i podniecająca. Muskam je ustami.

– Czemu cię zwolnili?

– Nie chcieli mi dać wolnego na wesele Aspen, więc po prostu więcej tam nie poszłam. – Kładzie się naprzeciwko mnie. – Twoje bokserki są dalej mokre. Chyba musimy się pozbyć reszty ubrań.

Jest bezpośrednia, ale pasuje mi to.

Chwytam ją w pasie i wciągam na siebie. Pasujemy do siebie tak idealnie, że wzdycha z zadowoleniem. Jestem wyższy, więc nie sięga do mnie twarzą, jednak nadal chcę ją pocałować. Ona też musi tego pragnąć, ponieważ podciąga się, a nasze usta wreszcie się spotykają.

Nie mamy na sobie już wielu ubrań, więc wystarcza kilka sekund, by się ich pozbyć, i niemal robi się za późno na nałożenie prezerwatywy. Ale nie znam jej, a ona mnie, więc czekam, aż znajdzie w ciemności swoją torebkę. Kiedy podaje mi gumkę, sięgam pod nakrycie i naciągam ją na siebie.

– Chyba masz rację – stwierdzam.

– Z czym?

Kładę się na niej, a ona rozchyla nogi, bym mógł swobodnie w nią wejść.

– Z tym, że powinienem rzucić zespół.

Kiwa głową.

– Będziesz szczęśliwszy, grając swoją muzykę, nawet jeśli nic na tym nie zarobisz. – Całuje mnie, ale po chwili się odsuwa. – Znajdź sobie jakąś znośną pracę. Ponagrywaj coś na boku. Lepiej być biednym i spełnionym… niż biednym i pustym. Miałam powiedzieć: bogatym i pustym, ale chyba nie jesteś bogaty, bo przecież gdybyś był, nie grałbyś w tym zespole.

Powiedziałbym jej, że nie jestem biedny, ale przyznanie się do tego, że gram w tej kapeli z własnej woli, a nie z konieczności, byłoby tak żenujące, że wolę się nie odzywać.

– Jeśli już jesteś skazany na biedę, to lepiej być szczęśliwym biedakiem – dodaje.

Co racja, to racja. Całuję jej szyję i piersi, a potem nasze usta znów się stykają.

– Chyba się cieszę, że cię poznałem.

Odsuwa się nieco, patrząc na mnie z uśmiechem.

– Chyba? Czy na pewno?

– Na pewno. Bardzo się cieszę, że cię poznałem.

Layla obrysowuje palcem kontur moich ust.

– A ja bardzo się cieszę, że poznałam ciebie.

Znów się całujemy, tym razem z leniwym wyczekiwaniem, świadomi, że mamy przed sobą całą noc i nic nas nie goni. No, prawie, bo mam już nałożoną prezerwatywę, a Layla wprowadza mnie w siebie.

Nie mam zamiaru się spieszyć. Absolutnie nie.

Każda minuta z nią wydaje się bardziej znacząca niż te spędzone bez niej.

*

Layla leży na brzuchu, a ja sunę niegodnymi palcami po delikatnej krzywiźnie jej kręgosłupa.

Docieram do karku i wsuwam palce w jej włosy, gładząc tył głowy.

– Zabiłabym teraz za taco – rzuca.

Jeszcze nigdy nie chciałem poznać umysłu żadnej dziewczyny tak bardzo jak Layli. Działa zupełnie inaczej. Zupełnie jakby nie miała żadnych filtrów między mózgiem a ustami ani świadomości, że powinna czuć się źle z powodu czegokolwiek, co palnęła. Niczego nie żałowała, mówiła bez ogródek. Nawet jeśli było to bolesne.

Aż do tej nocy nie zdawałem sobie sprawy, że brutalna szczerość może być tak podniecająca.

Kilka minut temu powiedziałem jej, że to był najlepszy seks w moim życiu. Myślałem, że zrewanżuje się komplementem, ale ona tylko się uśmiechnęła.

– Zawsze nam się tak wydaje, gdy jesteśmy w trakcie. Ale potem pojawia się ktoś nowy i zapominamy, jak dobrze było wcześniej, a cały cykl zaczyna się od nowa.

Zaśmiałem się, sądząc, że żartuje, ale nie żartowała. Kiedy teraz zastanawiam się nad jej słowami, przyznaję jej rację. Zaliczyłem pierwszy raz w wieku piętnastu lat.

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: