Leszek Peszek i przepyszne przekąski - ebook
Leszek Peszek i przepyszne przekąski - ebook
Rodzina Leszka staje przed zagadką zniknięcia drzewka czereśniowego, które pewnej nocy wyparowuje z ogrodu. Czyja to sprawka i kto za to oberwie? W szkole pechowy szczęściarz musi się zmierzyć z klasowym zabijaką. Czy wystarczy podsunąć mu prastary batonik? A kto poczęstuje się nietoperzowymi bobkami? Przepyszne przekąski w wydaniu Leszka posmakują nie tylko jego siostrze. Smacznego!
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8057-140-2 |
Rozmiar pliku: | 1 000 B |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Leszek Peszek podskoczył, kiedy dwunastoletnia siostra wpadła do jego pokoju.
– Czego? – warknął. O mało nie stracił równowagi na taborecie, na którym właśnie stał.
– Co ty tam robisz? – zapytała Melinda.
– Nic! Spadaj! – odburknął. Miał jedenaście lat, ale jego odpowiedź zabrzmiała jak skarga pięcioletniego chłopca, któremu odmówiono słodyczy. To starsza siostra miała na niego taki wpływ.
– Muszę pożyczyć twoją linijkę – powiedziała Melinda. – Moją złamałeś niedawno, gdy na nią nadepnąłeś, pamiętasz?
– Świetnie – mruknął Leszek. – Bierz linijkę i znikaj.
Następnie ponownie zainteresował się całkiem sporą dziurą w suficie. Była okrągła, wielkości piłki tenisowej. I znajdowała się dokładnie nad jego łóżkiem. A może nad szafką nocną? Dokładne umiejscowienie dziury nie miało większego znaczenia. Liczyło się, że dziura jest, a więc piłeczka tenisowa Leszka musi być gdzieś na strychu.
Rzecz jasna, to był wypadek. Leszek całe popołudnie spędził na łóżku, podrzucając sobie piłeczkę. Rozmyślał o swojej przyszłej dziewczynie, Gai, najpiękniejszej jedenastolatce we wszechświecie, gdy nagle piłeczka przedarła się przez sufit, jakby był z papieru.
Czasami Leszek trochę się denerwował, gdy myślał o Gai. Niekiedy n a p r a w d ę się stresował, kiedy o niej myślał. I właśnie to przydarzyło mu się dzisiaj. Pomyślał o jej miękkim głosie i zamarzył, żeby mieć na tyle odwagi, by zaprosić Gaję na grilla do swojego kuzyna. Wtem niespodziewanie zdenerwował się i strzelił buraka. Stracił kontrolę nad własną ręką i rzucił piłkę za mocno.
– Co to za smród? – zapytała Melinda, węsząc wokół Leszkowego biurka.
– Jaki niby smród?
– No, ten ohydny fetor czegoś… takiego… – Najwyraźniej próbowała znaleźć słowo możliwie najbardziej obraźliwe dla brata.
– Może fetor głupiej siostruni, co? – zadrwił Leszek z góry.
Melinda parsknęła i porwała z biurka linijkę.
– Myślisz, że jesteś zabawny, panie Smród?
– MAAAMO! TAAATO! – wydarł się Leszek. – Melinda znowu brzydko na mnie mówi!
Dziewczyna zachichotała.
– Nie usłyszą cię, wasza wysokość mości Smrodosmrodzie Flejaśny! – wyjaśniła. – Poszli na zakupy. Może zadzwonię do nich, żeby kupili też odświeżacz powietrza dla ciebie? Twój pokój cuchnie, braciszku.
– Wynocha! – wrzasnął Leszek.
– Tylko zaproponowałam – powiedziała niewinnie.
– WYNOCHA!
– A to co? – zainteresowała się nagle.
„O-ou!” – pomyślał chłopiec. Jego siostra właśnie zauważyła dziurę w suficie.
– Nic! – odparł niewinnie.
– Dziura? – dopytywała się dalej. – O, to dziura, prawda? Masz dziuuurę w suficie. Ale będziesz miał kłooopot, kiedy tato zobaczy.
– Nie zobaczy – zapewnił Leszek, posyłając siostrze najgroźniejsze ze swoich wojowniczych spojrzeń.
– Ależ oczywiście, że zobaczy – upierała się Melinda. – Chyba żeee… – Rozejrzała się po pokoju, próbując namierzyć coś cennego, co mogłaby capnąć, zanim wyjdzie. – Chyba że zawrzemy układ. Dasz mi coś, a ja będę trzymać buzię na kłódkę.
Chłopiec zacisnął zęby.
– Czego chcesz? – burknął.
Dziewczyna wolno obeszła pokój. Drapiąc się po brodzie, uważnie przyglądała się biurku i półkom. Wtem jej oczy spoczęły na stojącej przy łóżku nocnej szafce.
Leżały na niej rodzynki sułtańskie. Leszek wydłubał je z kilku słodkich bułek o smaku cytrynowym, którymi zajadał się podczas odrabiania lekcji. Uwielbiał cytrynowe bułeczki, ale nie cierpiał rodzynek.
Jednak siostra nie była zainteresowana sułtankami.
– Chcę twój dziennik – oznajmiła i, zanim się połapał, porwała z biurka jego
Niesamowicie
Ściśle
Tajny
Dziennik¹,
po czym rzuciła się z nim do drzwi.
– NIE! – wrzasnął chłopiec. Zeskoczył z taboretu i popędził za Melindą.
Dopadł ją, kiedy kładła już dłoń na klamce. Przycisnął siostrę do drzwi i wyrwał jej zeszyt z ręki.
– Zwariowałaś? – krzyknął drżącym głosem.
Melinda parsknęła. Podeszła do biurka brata, najwyraźniej rozglądając się za innym łupem.
– Wiesz co? – powiedziała. – Nie masz absolutnie nic, co by mnie zainteresowało.
– Więc może w końcu zostawisz mnie w spokoju? – zaproponował.
Wepchnął sobie dziennik z tyłu za pasek od spodni i wspiął się z powrotem na stołek. Znowu przyjrzał się z dołu dziurze w suficie.
– Jestem pewna, że tato cię uziemi do końca roku, kiedy mu powiem o tej dziurze – stwierdziła dziewczyna.
Leszek rzucił jej z ukosa krótkie wrogie spojrzenie i wtedy zauważył, że siostra wrzuca coś sobie do ust. Zmarszczył brwi, a potem zerknął na szafkę nocną. Chusteczka i sułtanki zniknęły.
„A co, wykopię ją przez okno i już!” – pomyślał.
Nie chodziło o to, że Melinda ukradła coś ściśle tajnego czy pysznego. Właściwie sam chciał się pozbyć tych rodzynek. Ale porwała coś, co należało do n i e g o. I za to był gotów z miejsca skoczyć jej do gardła. W tym momencie jednak przyszedł mu do głowy genialny pomysł.
– Okej, dobrze – rzekł wesolutkim tonem, myśląc sobie przy tym: „Nic nie zaszkodzi zabawić się przy tym trochę”. – Idź i powiedz tacie o tej nietoperzowej dziurze.
– I tak właśnie zrobię – powiedziała promiennie, wpychając sobie do ust kolejną garść rodzynek.
– Droga wolna, maszeruj – zachęcił Leszek siostrę, pokazując drzwi. – Ale na twoim miejscu wyrzuciłbym te nietoperzowe bobki do kubła.
– Co? – spytała piskliwie.
Chłopiec spojrzał w górę.
– To dziura zrobiona przez nietoperze – wyjaśnił. – Wiszą sobie, uczepione jakiejś belki na strychu. A kiedy się załatwiają, to bobki lecą w dół, nie? Po co ci to zresztą mówię. Na pewno sama wiesz wszystko o nietoperzach.
– Cccooojjj…? – wystękała Melinda, a z jej popstrzonej pryszczami twarzy nagle uciekły wszystkie kolory.
Leszek teatralnie przewrócił oczami.
– Tylko mi nie mów, że nie wiedziałaś o nietoperzach na naszym strychu.
Oczy Melindy robiły się coraz większe i większe, a twarz stawała się coraz bledsza i bledsza. Opadła jej szczęka. Z ust wymknęła się jedna maleńka sułtanka i wyskoczyła na podłogę.
– Zazwyczaj są zupełnie niegroźne, te nietoperze – paplał dalej Leszek. – Ale odkąd przegryzły się przez sufit, w moim pokoju poniewiera się mnóstwo bobków. Śmierdzącego nietoperzowego guana. Obrzydliwych, cuchnących odchodów. Które, nawiasem mówiąc, przed chwilą wpakowałaś sobie do buzi. Co z tobą, siostrzyczko? Smakowały ci nietoperzowe bobki? Skoro tak wcinasz…
– Cccotttyblblwisz?! – wydyszała dziewczyna.
– To, co słyszysz – odparł beztrosko Leszek. – Częstuj się, jeśli ci smakują. Jak chcesz, odłożę dla ciebie więcej bobków. Nie wiedziałem, że lubisz guano. Zamknij za sobą drzwi, z łaski swojej.