Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lighter. Uwolnij się od przeszłości, zbliż do teraźniejszości, otwórz na przyszłość - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 czerwca 2023
Ebook
49,90 zł
Audiobook
49,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
49,90

Lighter. Uwolnij się od przeszłości, zbliż do teraźniejszości, otwórz na przyszłość - ebook

Ta książka sprawi, że lepiej zrozumiesz samego siebie.

Leżałem na podłodze, wypłakując łzy strachu i żalu, gdy nagle mój umysł tak się wyostrzył, że po raz pierwszy spostrzegłem, jak bardzo oddaliłem się od swojego potencjału. (…) Doprowadzałem moje ciało i umysł do niebezpiecznych granic – aż w końcu je przekroczyłem.
– YUNG PUEBLO

yung pueblo odkrył swoją drogę do uzdrowienia po tym, jak sięgnął dna przez uzależnienie od narkotyków i życie nastawione jedynie na przyjemności. W swojej książce opowiada o uzdrawiającej podróży i sile aktywnej pracy nad sobą.
Akceptacja jest pierwszym krokiem do uzdrowienia siebie, swoich związków i świata.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8280-860-5
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Recenzje

yung pueblo to ktoś wyjątkowy – nowoczesny mędrzec i przewodnik. W swojej nowej książce pięknie wyjaśnia, w jaki sposób znalezienie wewnętrznej harmonii prowadzi do stworzenia postępowego społeczeństwa opartego na pasji, otwartości i zrozumieniu. Ta książka to lektura obowiązkowa, i to do wielo­krotnego czytania.

Vex King, autor bestsellera „Sunday Times” –Uzdrawianie twoją siłą

yung pueblo uczy nas uzdrawiania kierowanego empatią. Lighter to mądra, pełna współ­odczuwania książka wiodąca nas ku lepszemu zrozumieniu samych siebie i wsparciu znaczących zmian, zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Praca yung pueblo to poparte życiorysem vademecum uzdrawiania pomimo osobistych doświadczeń cierpienia.

Nedra Glover Tawwab, licencjonowana pracownica socjalna, auto­rka bestsellera „New York Timesa” – Dbałość

To piękna zachęta, by dbać o swoje wnętrze: by uczyć się o nim i je uzdrawiać, by znaleźć wewnętrzny dobrostan i samemu stać się rozwiązaniem wszystkich ważnych problemów.

Jack Kornfield, autor książek Mądrość serca i Oświecenie serca

To dla nas błogosławieństwo móc poznać początki drogi yung pueblo w tej osobistej książce. Lighter pozwala nam zrozumieć, jak codziennie jego stale pogłębiana praktyka wpływa na całe pokolenie poszukujących. Słowa autora pozostawiają niezatarty ś­lad: jego walka z ucieczką od samego siebie i osobista droga do ponownego odnalezienia swojego wnętrza zainspirowały miliony odbiorców. Pełne pokory i skuteczne nauki yung pueblo pomagają nam nadać priorytetową wagę emocjonalnej dojrzałości wobec ciągłych zmian w świecie. A to w naszych niepewnych czasach ogromna siła.

Elena Brower, auto­rka bestsellerów, takich jak

Practice You, Being You oraz Art of Attention

yung pueblo daje wgląd w codzienne praktyki i wybory, które mają moc zdjąć nam z barków ciężar wyuczonych reakcji i dać wolność mądrego rozważania. Z książki Lighter dowiadujemy się, że znajomość umysłu może zmienić zarówno jedno­stkę, jak i całe społeczeństwo.

David Simas, prezes Fundacji Obamy

Lighter to opowieść jednego człowieka i nas wszystkich o tym, jak to jest poszukiwać lekkości, wolności w podróży przez życie, wyzwolenia od ciężaru przeszłości czy przyszłości. To zarówno inspirująca pozycja, jak i praktyczny przewodnik.

doktor Mark Hyman, autor bestsellera „New York Timesa” – Dieta pegań­ska

To nietypowa i dająca do myślenia podróż osobistą drogą uzdrowienia autora, która zainspiruje i was do wyzwolenia się od przeszłości i znalezienia lżejszej ścieżki. Jak zwykle yung pueblo głosi prawdę w niezwykle elokwentny sposób. Ta książka to prawdziwy skarb.

Sheleana Aiyana, auto­rka Becoming the One

W chwili zmiany yung pueblo zwrócił się w głąb siebie i odkrył, że poprzez obserwację jest w stanie odmienić swój sposób my­ślenia i styl życia. Odkrył, że da się kochać samego siebie. W Lighter dzieli się tą drogą w głęboko poruszający sposób, dając nadzieję, że i my, i świat możemy odnaleźć spokój.

Sharon Salzberg, auto­rka Siły medytacjiSpis treści

Okładka

Recenzje

Karta tytułowa

* * *

Wstęp. Moja historia

Rozdział 1. Kochać siebie

Rozdział 2. Uzdrowienie

Rozdział 3. Jak się uwolnić

Rozdział 4. Jak znaleźć swój sposób

Rozdział 5. Nawyki i natura

Rozdział 6. Dojrzałość emocjonalna

Rozdział 7. Relacje

Rozdział 8. Wyzwania na drodze uzdrowienia

Rozdział 9. Gdy wewnętrzne zmiany wypływają na zewnątrz

Rozdział 10. Harmonia ze światem

Rozdział 11. Nowa era

O autorze

Reklama 1

Reklama 2

Reklama 3

Reklama 4

Reklama 5

Reklama 6

Karta redakcyjnaWstęp

Moja historia

Leżałem na podłodze, wypłakując łzy strachu i żalu, gdy nagle mój umysł tak się wyostrzył, że po raz pierwszy spostrzegłem, jak bardzo oddaliłem się od swojego potencjału. Jak bardzo pozwoliłem, by tabletki uniemożliwiły mi radzenie sobie z wewnętrznym smutkiem.

Bez wytchnienia doprowadzałem swoje ciało i umysł do niebezpiecznych granic – aż w końcu je przekroczyłem. Było lato 2011 roku, po kolejnej nocy spędzonej na poszukiwaniu ucieczki i przyjemności, gdy znalazłem się na podłodze i czułem, że serce zaraz wys­koczy mi z piersi. Miałem dwadzieścia trzy lata i pewność, że to zawał. Bałem się, a jedno­cześnie czułem wstyd, że doprowadziłem się do takiego stanu.

Wróciłem myś­lą do nastoletnich lat, gdy pracowałem jako aktywista i organizator w Bostoń­skim Młodzieżowym Projekcie Organizacyjnym (Boston Youth Organizing ­Project, BYOP). Pamiętam, ile spełnienia dawała przynależność do grupy, która pomagała innym odnaleźć siłę i dokonać prawdziwej zmiany. Jakim cudem zboczyłem z tej ścieżki?

Jak z początku mi się zdawało, była to tylko taka zabawa, a ja w pełni się kontrolowałem. Teraz jednak pojąłem, że imprezowanie stało się dla mnie sposobem na ucieczkę od siebie. Zażywałem leki i narkotyki, by uciszyć ból, by znaleźć drogę ucieczki. Czułem w sobie smutek i lęk błagające o uwagę i mogłem jedynie odwrócić się do nich plecami. Pragnienie odciągania uwagi od własnych emocji stanowiło ścianę, zza której nie widziałem, jakie długo­falowe konsekwencje uzależnienie będzie mieć dla mojego dobrostanu i całego życia.

Skupiałem się też na odwadze moich rodziców, na tym, ile poświęcili, jak ciężko pracowali, by dać mnie, mojemu bratu i naszej młodszej siostrze lepsze życie w Stanach. Kiedy miałem cztery lata, przeprowadziliśmy się tam z naszego rodzinnego Ekwadoru. Status imigrantów i próby zbudowania nowego domu w Bostonie pozostawiły ś­lad na nas wszystkich. Na dłuższą metę przeprowadzka okazała się właściwą decyzją, ale przez pierwszych piętnaście lat boleśnie odczuwaliśmy presję biedy. To nas niemal pokonało. Mama sprzątała mieszkania, ojciec pracował w supermarkecie. Tylko cudem udawało nam się wiązać koniec z końcem, ale nader częs­to toczyliśmy niebywałą walkę narażającą nas na ogromny stres. Chociaż wiedliśmy skromne życie bez luksusów w dwupokojowym mieszkanku, i tak stale brakowało nam pieniędzy. Leżałem teraz na podłodze i rozmyś­lałem: „Nie chcę tak umierać. Nie chcę zawieść rodziców. Pracowali ciężko, nie myśleli o sobie, tyle mi dali – to byłoby straszne umrzeć teraz, w ten sposób. Muszę przeżyć. Muszę maksymalnie wykorzystać to, co mi dali”.

Leżałem tak przez jakieś dwie godziny, nie mogąc się ruszyć i czując wstrząsy przepływające falą przez moje ciało. Modliłem się. Błagałem o życie. Błądziłem między żalem a wdzięcznością. Żalem, że powoli straciłem pragnienie służenia innym i że nie zorientowałem się wcześniej, jak mogę sobie radzić z wewnętrznym napięciem w jakiś zdrowszy sposób. Wdzięcznością za to, że moi rodzice byli silni i zdołali wychować mnie oraz moje rodzeństwo w tak wymagających warunkach. Za to, że robili dla nas wszystko i kochali nas bezwarunkowo. Naj­bardziej zaś czułem pragnienie życia, nowego początku, tak bym mógł wykorzystać na maksa energię, którą rodzice włożyli w stworzenie mi szansy na lepsze życie.

Lawirowanie między żalem a wdzięcznością rozpaliło we mnie na nowo żar życia. Po kilku godzinach serce przestało walić jak oszalałe, nie czułem już, że jestem na krawędzi śmierci. Czułem się niewyobrażalnie kruchy i wykończony walką o życie, ale w końcu się podniosłem. Miałem przed sobą jasny cel. Wziąłem wszystkie przepisane samemu sobie „przeciwbóle” i je wyrzuciłem. Tamtego dnia z całą mocą postanowiłem, że od dziś przestaję otępiać moje zmysły i rozpoczynam długą podróż do lepszego życia. To koniec pogrywania własnym życiem tylko dlatego, że boję się moich emocji. Wiedziałem, że muszę się odciąć od leków i być radykalnie szczery z samym sobą.

Nie rozumiałem jeszcze, co się we mnie dzieje i dlaczego popadłem w uzależnienie, ale miałem świadomość, że okłamywałem siebie częściowo ze względu na to, co czułem. Nie wiedziałem jeszcze, jak wrócę do zdrowia, lecz instynkt podpowiadał mi, że właśnie na radykalnej szczerości muszę oprzeć proces rehabilitacji. Byłem zdeterminowany, by przestać się truć i skupić się na budowaniu nowych, zdrowszych nawyków ciała i umysłu.

Powrót do zdrowia był trudny i długo­trwały, powoli jednak rozpoczęły się zmiany. Wiedziałem, że łatwo nie będzie. Wiedziałem, że wyrobienie nowych nawyków będzie przypominać wkraczanie w nieznane. Wiedziałem wreszcie, że jedyny sposób, by przez to przejść, to stawiać każdy krok ­odważnie i zdecydowanie. Miałem dosyć ukrywania się.

Przez te lata, gdy porzuciłem samego siebie, mój umysł sprawiał wrażenie niezaprzeczalnie ciężkiego. Musiałem znaleźć dobry sposób, by poczuć się lżej. Zacząłem od przeanalizowania wszystkich aspektów mojego życia i skupienia się na robieniu odwrotności tego, co niemal doprowadziło mnie do śmierci. Zacząłem więc jeść rzeczy, które wzmacniały moją siłę fizyczną, ćwiczyć oraz zwracać baczną uwagę na wzorce mojego myślenia, nawet gdy napawały mnie niepokojem. Skupiłem się na analizie relacji z przyjaciółmi i krewnymi. Próbowałem zachowywać się uprzejmie i cierpliwie w tych sferach, które niegdyś wypełniały nieprzyjemność i irytacja.

Pracowałem jak detektyw, zadawałem sobie pytania i prowadziłem śledztwo mające mnie doprowadzić do źródła problemów. Ilekroć pojawiało się pragnienie ucieczki w substancje, zwracałem się do wewnątrz siebie i przyglądałem się rosnącym we mnie napięciom. Pamiętam, że znajdowałem w sobie ogromne ilości smutku i strachu, a także pustkę wynikającą z braku miłości. Później odkryłem też, że mogła ją wypełnić tylko moja bezwarunkowa miłość do samego siebie. Nie od razu odnalazłem odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania; dopiero gdy rozpocząłem medytacje, zrozumiałem faktyczne przyczyny mojego cierpienia. W pewnym momencie nie bałem się już uważniej przyjrzeć swojemu wnętrzu, co bardzo mnie rozluźniło. Samo akceptowanie wszystkiego, co w sobie znalazłem, pomogło mi poczuć spokój nawet wtedy, gdy było mi źle. Uciekanie od siebie pochłaniało o wiele więcej energii niż zebranie się na odwagę i zaakceptowanie samo­tności oraz inercji.

Pierwszy rok budowania pozytywnych nawyków znacząco zmienił moje życie. Nie od razu poczułem się znakomicie, nie każdy dzień był też dobrym dniem. Przez ich większość czułem się tak, jakbym toczył poważną walkę. To poświęcenie nie było prostym zadaniem, niezależnie od tego, czy chodziło o intencjonalne siedzenie i obserwowanie przerażającej mnie emocji, czy o żmudne czekanie na zimnie na auto­bus na siłownię. Wszystko było nowe i trudne. W tym czasie przeżyłem wiele wzlotów i upadków, ale nie odpuściłem. Nie zamierzałem wrócić do tego, co już przeżyłem. Nawyki, które z początku zdawały się nieosiągalne, stawały się powoli moją drugą naturą. W miarę upływu czasu coraz częściej czułem się szczęśliwy, a moje serce nabierało sił. Niezależnie od burzliwych emocji w różnych momentach pojawiały się odprys­ki radości. Nadal trwałem w zwracaniu się do wewnątrz i przyglądaniu temu, co we mnie narastało, a gdy zmiany zaczęły się sumować, zauważyłem, że poprawiają się także moje relacje z krewnymi i blis­kimi. Znikało dawne poczucie ciężaru, nieruchomej energii. Przed uzdrowieniem czułem się obcy we własnym ciele i umyś­le. Stopniowo to uczucie się ulatniało, a ja poczułem się dobrze we własnej skórze.

Chociaż byłem nowicjuszem w tym życiu i zdawało mi się, że wiecznie się uczę, gdy w 2012 roku od jednego z przyjaciół usłyszałem o medytacji vipassana, instynkt podpowiedział mi, że właśnie tego potrzebuję, by wznieść swoje uzdrawianie na wyższy poziom. Samo słowo vipassana oznacza „widzieć rzeczy takimi, jakimi są”. To ciche dziesięciodniowe kursy uczące, jak oczyścić podświadomość poprzez samo­obserwację.

Proces uzdrawiania rozpoczął się, gdy zainicjowałem radykalną szczerość, ale gdy sięgnąłem po medytację, ­otworzyły się dla mnie nowe jego sfery. Czyniąc postępy w medytacji i uczęszczając na kilka cichych kursów rocznie, poczułem się nie tylko lepiej, ale i swobodniej. Potrzebowałem sporo czasu, by zacząć regularnie medytować w domu, lecz gdy skupiłem się na codziennej medytacji, począwszy od 2015 roku, odczułem znaczącą poprawę zdrowia psychicznego. W 2016 roku nie piłem już alkoholu, nie paliłem marihuany i wiodłem życie wolne od używek. Miałem wrażenie, że od nich gęstniał mi umysł, podczas gdy medytacja zmniejszała jego ciężar.

Zwrócenie się do wewnątrz poprzez medytację było dla mnie osobistym, intymnym odrodzeniem. Dowiedziałem się wiele o sobie i o możliwościach umysłu. Kiedy zamykałem oczy i odczuwałem to, co faktycznie było we mnie, otwierałem się na zupełnie nowy świat. Nie tylko poznałem moją osobistą historię emocjonalną, ale też odkryłem, jak bardzo cała rzeczywistość podszyta jest nietrwałością. Nauka weszła na nowy poziom, wyszła poza wiedzę i przeszła ku mądrości. Nigdy w życiu nie słyszałem, żeby można było się tak uczyć; coś takiego da się zdobyć jedynie poprzez doświadczenie. Zmiany w moim wnętrzu natychmiast odbiły się na życiu zewnętrznym, zwłaszcza gdy chodziło o wsłuchiwanie się w podszepty intuicji. W moim nowym postrzeganiu świat zdobył lepszą definicję – kwitnąca obecność sprawiła, że wszystko wokół wydawało się jaskrawe, energetyczne. Rozkwitały moja samo­świadomość i poczucie wewnętrznej jasności, które pomagały pokonać strach przed pozostaniem sam na sam z własnymi myś­lami. Mój umysł czuł wreszcie, że ma nową przestrzeń na intencjonalne wybieranie w trudnych okolicznościach tych działań, z którymi naj­bardziej rezonował i które zdawały się naj­mniej szkodliwe.

Ten okres był jak naj­dalszy od ideału. Nie osiągnąłem nic wielkiego, nie uleczyłem się ani nie zys­kałem pełnej mądrości. Nie zostałem oświecony, ale czułem, że moje życie staje się jaśniejsze i lżejsze. Nawiązałem wszechstronny kontakt ze swoim człowieczeństwem i stale rozwijałem umiejętność akceptacji prawdy: opieranie się zmianom tylko utrudnia życie. Chociaż mój umysł nie ugina się już pod ciężarem napięcia i nauczyłem się żyć chwilą obecną, wciąż czuję się pełny niedos­konałości. Wciąż podążam ścieżką leczenia i zys­kiwania wolności. Aż po dziś dzień postrzegam siebie jako ucznia, który ma szczęście czerpać z mądrości, po którą wszyscy możemy sięgnąć poprzez obserwację rzeczywistości ukrytej w ciele.Dlaczego yung pueblo? Dlaczego ta książka?

Kiedy zacząłem medytować, dwie kwestie stały się dla mnie jasne – że głębokie uzdrowienie jest osiągalne i że ludzkość jako taka to młody byt. Gdy dopadały mnie smutek i lęk, nie potrafiłem sobie wyobrazić, że pewnego dnia taki ciężar może się zmniejszyć, a ja uporam się z nim z korzyścią dla własnego zdrowia. Gdy czyniłem postępy w pierwszym roku zmierzania w zdrowszym kierunku i podczas rozpoczętej później praktyki medytacyjnej, przeżyłem szok, bo odkryłem, że naprawdę mogę się poczuć lepiej. To nowe dla mnie doświadczenie dobrostanu nie oznaczało ukrywania swoich emocji ani popadania w złudzenia. Zamiast tego w konkretny, obserwowalny sposób faktycznie łagodziłem sedno mojego psychicznego dys­komfortu. Dokonywałem faktycznej zmiany na naj­bardziej podstawowym poziomie. Chociaż każdy z nas uzdrawia się w inny sposób ze względu na to, że każdy ma wyjątkową historię emocjonalną, stało się dla mnie jasne, że samo uzdrowienie pozostaje dostępne dla wszystkich, którzy go poszukują. Samo­uzdrowienie jest możliwe poprzez uwolnienie się od przeszłości i zbliżenie do teraźniejszości, dzięki czemu otwieramy się na przyszłość. Proces ten postępuje szybko, gdy znajdziemy praktyki rezonujące właściwie z uwarunkowaniami utworzonymi w naszym umyś­le w miarę upływu czasu.

Gdy uczyłem się poprzez medytację, raz po raz wracała do mnie taka myśl: ludzkość jeszcze nie dojrzała. Podstawowe zasady, których nauczono nas w dzieciństwie – sprzątać po sobie, nie kłamać, traktować innych uczciwie, dzielić się, być miłym dla innych, nie krzywdzić ich – nie zostały jeszcze skutecznie zastosowane na poziomie społeczeństwa. Te zasady wskazują nam jednak drogę wspierającą zdrowie i równo­wagę ludzkości. Zwłaszcza w obecnym wieku można poczuć, że znajdujemy się w szczególnym momencie naszej historii jako gatunku, gdy stajemy wobec wielkich wyzwań i przyznajemy, jak wiele krzywdy czynimy sobie nawzajem – zarówno celowo, jak i nieświadomie. To odpowiednia chwila, by zagłębić się w dojrzałość i stworzyć świat, którego struktura już nie rani, a opiera się na współ­odczuwaniu.

Te dwie koncepcje zbiegły się w pseudo­nimie yung ­pueblo, czyli „młodzi ludzie”. Odnosi się on do krytyki społecznej, wskazującej, że ludzkość stale się rozwija i dojrzewa. Oznacza czas, w którym zbiorowo przechodzimy od rządów krótko­wzroczności i egoizmu do docenienia wzajemnych powiązań między nami – co z kolei sprowadza się do traktowania innych z nową, świadomą czułością. Ewolucja ludzkich zachowań i sposobu myślenia wynika z wielu czynników, pośród których wyróżnia się jeden: uzdrowienie jedno­stki. By żyć w dobrym świecie, nie potrzebujemy uleczyć idealnie wszystkich ludzi, ale im więcej z nich zrobi postęp na drodze do uzdrowienia, tym większa szansa na fale zdolne zmienić trajektorię historii ludzkości. Im więcej z nas się uleczy, tym bardziej intencjonalne staną się nasze czyny, tym bardziej pełne empatii będą nasze decyzje, tym większa jasność ogarnie nasze myśli i tym jaśniejszej doczekamy się przyszłości jako świat.

Ta książka została pomyś­lana jako pomost między koncepcjami osobistej i globalnej transformacji. Chcę w niej pokazać, że jedno ściś­le wiąże się z drugim i że jedno wspiera drugie. Pragnę, by moja praca była nie tylko inspiracją, ale też sposobem na demistyfikację osobistego uzdrowienia i jego korzyści. Chociaż skupiam się przede wszystkim na uzdrowieniu jedno­stki i przekraczaniu kolejnych progów od wychowania do natury, nasza podróż zakończy się eksplorowaniem tego, do czego będziemy zdolni, gdy przeniesiemy empatię z poziomu między­ludzkiego na poziom strukturalny. Lighter ma pokazać zrozumienie i doświadczenia, jakimi dzielimy się, gdy wchodzimy w głąb siebie i nawigujemy wśród naszego wewnętrznego świata, niezależnie od tego, z jakiej praktyki przy tym korzystamy. Wprawdzie doświadczenie ludzkie obejmuje szerokie spektrum, istnieją jednak pewne uniwersalne zasady, dzięki którym możemy lepiej zrozumieć siebie i otaczający świat. Mam nadzieję, że przesłanie zawarte w tej książce stanie się jedną z sił działających na rzecz powstania rzeczywistości pozbawionej systemowej krzywdy.

Medytacja to wciąż ogromna część mojego codziennego życia, lecz pisanie jako yung pueblo także okazało się znakomitym narzędziem do przetwarzania tego, czego dowiaduję się na temat uzdrawiania. Gdy zacząłem pokazywać innym to, co napisałem, miałem nadzieję, że chociaż część mojej twórczości będzie rezonować z czytelnikami. W naj­śmielszych snach nie przypuszczałem jednak, że tak wielu ludzi na całym świecie znajdzie w mojej pracy ukojenie i sens. Poważnie traktuję zaufanie, którym mnie obdarzacie. Podejdę do niego z czułością.Rozdział 1

Kochać siebie

Kiedy pytam siebie, od czego właściwie byłem uzależniony, nie przychodzi mi do głowy żaden konkretny lek czy nawet konkretna używka – nic, co byłoby pojedynczym źródłem ciemności. Gdy wyszedłem z uzależnienia, zrozumiałem, że korzystałem z mieszanki wszystkiego, co mogło mi przynieść chwilę przyjemności albo zakleić pustkę we mnie, tę pustkę, z którą nie miałem odwagi się zmierzyć. Nie byłem w stanie jej zapełnić ani uciszyć. Żadne doświadczenie radości, żadna uwaga ze strony innych nie wystarczyły. Czułem, że jest we mnie nies­kończona otchłań, która mogłaby pochłonąć cały świat, wypluć go i żądać jeszcze więcej.

Zmiana nastała wreszcie, gdy przestałem zagłuszać problem przyjemnościami i podarowałem sobie uwagę – bez oceniania, ale uczciwie. Skupienie mojej energii na zmieniających się emocjach podziałało natychmiast. Pomogło zmniejszyć intensywność pragnienia nowych przyjemności. Nie czułem się już wykończony i pusty w środku.

Kiedy rozpoczynała się moja osobista podróż, nie wiedziałem jeszcze o istnieniu angielskiego terminu self-love, ale z pewnością używałem czegoś takiego jako kamienia milowego. Nie byłbym w stanie ruszyć naprzód, gdybym nie zaczął kierować ku sobie – i przyjmować – tej czułej, pełnej akceptacji uwagi. Właśnie miłości do siebie mi brakowało. To ona stanowiła klucz do odnalezienia siebie jako całości, klucz, którego nieświadomie tak długo szukałem. Odkryłem, że oczekiwanie docenienia od innych nie ma tej samej regenerującej mocy co docenienie, uwaga i czułość dla siebie samego.

Co to takiego to self-love?

Jeżeli coś ma być mocne i trwałe, wymaga porządnej podstawy. Kiedy budujemy dom, w pierwszej kolejności skupiamy się na położeniu fundamentów stabilizujących całą konstrukcję. Dopiero gdy jesteśmy ich pewni, możemy dalej budować, rozwijać, tworzyć coś wybitnego. Tak samo ewoluuje jedno­stka. Miłość do siebie, czyli właśnie self-love, to pierwszy krok do sukcesu wewnętrznego i zewnętrznego. Miłość do siebie gwarantuje paliwo dla naszej podróży i stabilność niezbędną do pozostania na szlaku. To potężne zobowiązania odkrywania siebie i wyznaczenia sobie priorytetu: własny dobrostan.

Gdzieś między rokiem 2014 a 2015 rozpoczął się wielki zwrot kulturowy, w centrum którego stanęła właśnie koncepcja miłości do siebie. Zauważyłem zwłaszcza, że pojęcie self-love wkroczyło na salony mediów społecznościowych. Lubię myśleć o platformach społecznościowych jako o swoistym forum, na którym ludzkość gada do siebie – w owym czasie zdawało się, że kolektywnie wybraliśmy pojęcie miłości do siebie i zaczęliśmy się mu przyglądać pod różnymi kątami, obracać na wszystkie strony, by lepiej zrozumieć jego faktyczne znaczenie. Wiele jedno­stek zadawało sobie pytanie, co dla nich znaczy to pojęcie. W tym samym czasie zastanawiałem się nad tym i ja. Myś­lałem: czy miłość do siebie może istnieć naprawdę? Czy jej potrzebujemy? Czy da się ją zastosować w codziennym życiu? Czy różni się od miłości własnej lub egocentryzmu? Jaki jest związek między miłością do siebie a samo­uzdrowieniem?

Z początku tę koncepcję otoczyła fala komercjalizacji. Jak przekonywały mainstreamowe media, jesteśmy w stanie kupić sobie szczęście i poczucie własnej wartości. To jednak błędne stwierdzenie, przez które mylimy nasze potrzeby z zachciankami. Przeświadczenie, że miłość do siebie oznacza dawanie sobie wszystkiego, czego zapragniemy, zwłaszcza w sensie materialnym, w pewnym stopniu ma sens, ale doświadczenia wielu osób jasno pokazują, iż materialne zachcianki to nie wszystko. Oferowanie sobie drobnych prezentów albo wysyłanie samych siebie na wakacje mogą się znajdować w spektrum przejawów self-love, ale nie należy mylić tej koncepcji z materializmem. Fizyczne rzeczy nie mogą wam zapewnić równo­wagi ducha ani nie mogą uleczyć przeszłości. Łatwo posunąć się za daleko w próbach znalezienia ukojenia wśród rzeczy zewnętrznych czy materialnych – i koniec końców dolewać oliwy do ognia zachcianek kończących się niezadowoleniem. Jeśli myślicie o miłości do siebie w kategoriach tego, co możecie kupić czy zdobyć, nie zdołacie aktywować jej przełomowej potęgi.

Inni pojmują miłość do siebie jako stawianie siebie na pierwszym miejscu niezależnie od okoliczności. Nic dziwnego, że wielu z nas tak ją rozumie, skoro mnóstwo osób żyje dla innych i wpada w błędne koło zadowalania otoczenia bez poświęcenia chwili na zadbanie o siebie. Jeśli jednak będziemy myśleć tylko o sobie, ryzykujemy wpadnięcie w pułapkę ego. Stawianie siebie na pierwszym miejscu zawsze i wszędzie może prowadzić do innej skrajności: braku poszanowania dla dobrostanu innych i narastającego egocentryzmu. Gdy rośnie nasze ego, nasz umysł wypełnia się niepokojem i trudno nam widzieć rzeczy takimi, jakimi są. Skoro miłość do siebie ma nam pomóc w życiu, to z pewnością nie jest właściwy kierunek.

Moim zdaniem naj­więcej sensu ma bardziej wewnętrzne pojmowanie miłości do siebie. To sposób na zbliżenie się do siebie z empatią, uczciwie i otwarcie. To bezwarunkowa akceptacja każdego aspektu nas samych, od tych, które naj­łatwiej nam pokochać, po te trudne i niedos­konałe, które naj­chętniej byśmy ukryli. Miłość do siebie zaczyna się od akceptacji, lecz na niej się nie kończy. Prawdziwa miłość do siebie równa się całkowitej zgodzie na wszystko, czym jesteśmy, przy jedno­czesnej świadomości, że mamy przestrzeń na rozwój i sporo spraw, od których musimy się uwolnić. Prawdziwa miłość do siebie to zdradziec­ka sztuka wymagająca wyczucia, ponieważ dopiero ono pozwala wyzwolić jej transformującą moc – dzięki niemu miłość karmi nas, ale nie pozwala popaść w egoizm czy materializm. Nie uważamy już, żebyśmy byli gorsi od innych, lecz przy tym mamy dość pokory, by nie uważać się też za lepszych. Naj­większa korzyść z miłości do siebie to pozytywna relacja z samym sobą. Miłość do siebie oznacza bowiem nie tylko nastawienie, ale też konkretne działania.

W swej naj­wyższej formie miłość do siebie to energia, której potrzebujemy, by móc ewoluować. Ostatecznie zdefiniowałbym ją jako „robienie tego, co jest potrzebne, by poznać i uzdrowić samego siebie”.

Prawdziwa miłość do siebie to zjawis­ko wielo­stronne, obejmujące budowanie pozytywnych nawyków, radykalną szczerość i bezwarunkową samo­akceptację. Te trzy filary współ­działają wewnętrznie i zewnętrznie na rzecz generowania i wspierania trwałego poczucia miłości do samego siebie.

Termin ten składa się ze słów self (samego siebie) i love (kochać). Można go przełożyć za pomocą wyrażenia „miłość własna”, ale z uwagi na jego nacechowanie w języku polskim za bardziej odpowiednie uważam określenie opisowe „miłość do siebie” (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).Radykalna szczerość

To forma autentyczności, która swój początek bierze w nas samych. To ciepła akceptacja, którą z czułością aplikujemy w świadomym życiu. W radykalnej szczerości nie chodzi o to, byśmy wszystkim dookoła mówili, co myślimy. Jest ona raczej źródłem rozwoju samo­świadomości. W jej ramach akceptujemy myśli i emocje, wcześniej przez nas odrzucane bądź ignorowane. Jeśli niegdyś chcieliśmy przed czymś uciekać, teraz mierzymy się z każdym wyzwaniem. A przede wszystkim – z każdym kłamstwem, którym dotąd się karmiliśmy; teraz je analizujemy i pozwalamy prawdzie wyjść na światło dzienne. Kluczem do radykalnej szczerości jest zrozumienie, że nie chodzi o nas i innych, ale o to, w jakich stosunkach jesteśmy z samymi sobą – czy to w pojedynkę, czy w grupie.

Radykalna szczerość nie polega na karaniu się czy krytycznym podejściu do siebie. Chodzi raczej o spokojny i stały związek ze swoją prawdą. Naj­ważniejsze jest właśnie zachowanie równo­wagi. Z początku radykalna szczerość może się wydawać trudna, ale tak naprawdę to projekt długo­falowy. Jeżeli oczekujecie wspaniałych efektów, musicie się w pełni zaangażować w ten proces, zwłaszcza w trudniejszych chwilach, i odeprzeć pokusę powrotu do zachowania z nieświadomą motywacją.

Gdy podążamy nadal ścieżką kłamstw, strach oraz jego dwie podstawowe reprezentacje – lęk i złość – będą się nadal rozwijać. Z początku obawiamy się prawdy, a potem kłamiemy, by pozbyć się strachu, wpadając tym samym w błędne koło karmienia swoich lęków. Każde kłamstwo bowiem napędza dalszy lęk. Jedynym sposobem, by się z tego wydobyć, jest wygaszenie ognia kłamstw prawdą. Nieszczerość to lęk przed prawdą.

Nieszczerość wobec samego siebie tworzy dystans. Im więcej kłamstw nabudowujemy w miarę upływu czasu, tym bardziej obcy stajemy się dla siebie samych. Gdy nie możemy znieść własnej prawdy, kierujemy się ku przeciwieństwu samo­świadomości. Gdy nasz umysł mącą kłamstwa, mętnieje i życie. Trudniej nam ustalić, jaki jest właściwy kierunek działania umożliwiający nam rozładowanie wewnętrznego napięcia. Kłamstwa, którymi się karmimy, manifestują się także jako brak głębi w naszych relacjach. Nie da się wejść w sensowną relację z inną osobą, gdy brak nam blis­kości ze sobą.

W miarę us­kuteczniania radykalnej szczerości zmniejsza się ten dystans, a nasze umysły napełniają się spokojem. Powiedzenie sobie prawdy to pierwszy krok do wewnętrznej harmonii. A ta w jednej chwili doda energii naszym relacjom. Badanie przeszłości i odkrywanie prawdy, której wcześniej sobie odmawialiśmy, wzmacnia siłę naszej szczerości. Dzięki wyższemu stopniowi obecności rozkwitnie nasza samo­świadomość. W końcu i radykalna szczerość dojrzeje do momentu, gdy przestanie podlegać negocjacji – będzie dla nas czymś oczywistym w każdych warunkach i każdej sytuacji jako element bazowy, na którym opieramy nasze decyzje.

Tam, gdzie kiedyś wmawialiśmy sobie, że wszystko jest w porządku, musimy teraz przyznać przed sobą, że czuliśmy niepokój albo zostaliśmy skrzywdzeni. Gdzie niegdyś zmuszaliśmy się, by przyznać, że coś nam się podoba, teraz musimy zgodzić się z tym, że wcale tak nie było. Gdzie niegdyś odmawialiśmy sobie prawa do bólu, przyznajmy, że mamy ranę, którą trzeba opatrzyć.

Miłość do siebie to zaproszenie do swego wewnętrznego świata. Gdy zwracamy naszą uwagę do wewnątrz, odkrywamy, jak jesteśmy uwarunkowani. Radykalna szczerość to nie tylko obserwacja – wymaga ona także podejścia do siebie z ciekawością. Zaangażowanie się za pośrednic­twem ciekawości oznacza spożytkowanie starej energii, z której wcześniej korzystaliśmy, by uciekać od siebie, i nadanie jej nowego celu w postaci zanurzenia się w naszej prawdzie. Gdy natkniemy się na coś trudnego (na przykład odkryjemy u siebie nierozwiązaną traumę odnoszącą się do relacji z rodzicem), nie popadamy w czarne myśli, tylko ustalamy, jak do tego doszło, i robimy, co w naszej mocy, by znaleźć przyczynę.

Ciekawość ma szczególnie użyteczne zastosowanie, jeśli pojawiają się intensywne emocje. Przykładowo, jeśli stykamy się ze smutkiem, możemy zapytać siebie, skąd się bierze. Kiedy dostrzegamy utrwalony wzór postępowania, możemy przeanalizować, jak powstał. Czy to mechanizm przetrwania? Czy u jego podstaw spoczywa strach? Skąd bierze się smutek? Kiedy zaczął się kształtować ten wzór? Co wyzwala jego działanie i jak wpływa on na moje życie?

Ciekawość pozwala nam też wytyczać jasną ścieżkę przemiany. Gdy zmieniamy się i zrzucamy starą skórę, musimy w kółko poznawać się na nowo, zadając sobie pytania: Jakie są moje faktyczne dążenia? Co społeczeństwo zasiało w moim umyś­le – i co tak naprawdę nie jest moje? Z kim faktycznie chcę spędzać czas? Jak mogę lepiej dostosować swoje działania, by wspierały moją ewolucję?

Radykalna szczerość wzmocniona skierowaną do wewnątrz ciekawością pomoże ukierunkować przemianę. Rozpęd, którego nabieramy dzięki szczerości i rosnącej samo­świadomości, zmienia się w źródło siły i pomaga nam pokonać dawne bariery oraz pozbyć się ciężaru, którego nigdy nie chcieliśmy nieść.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: