Łóżeczko, z którego wyjęłam miłość. Adopcja chorego dziecka zmieniła nasze życie - ebook
Łóżeczko, z którego wyjęłam miłość. Adopcja chorego dziecka zmieniła nasze życie - ebook
Autentyczna opowieść o nadziei.
Wzruszająca historia o Rodzicielstwie przez duże ,,R”.
Urzekające opowiadanie o tym, że warto kochać, bo miłość zawsze zwycięża.
Każdy chciałby mieć piękną zdrową rodzinę i dzieci jak z obrazka. Jednym te marzenia się spełniają, innym nie. Nie każdej kobiecie jest też dane nosić pod sercem przez dziewięć miesięcy swoje dziecko. Ten smutny czas wypełnić może proces adopcji, czyli oczekiwania na dziecko. Dookoła nas jest tyle maluchów, biednych, chorych, porzuconych, potrzebujących miłości, dotyku, przytulania, którego nigdy wcześniej nie zaznały.
Alanek został jednym z tych szczęśliwców, któremu los zesłał rodzinę adopcyjną. Ma cudownych rodziców, na które inne dzieci wciąż czekają. Nie każdy jednak ma odwagę zaopiekować się chorym dzieckiem. Jednych to przeraża, innych odstrasza, a jeszcze inni nie dopuszczają do siebie myśli o dziecku z jakimkolwiek schorzeniem. Ale KAŻDE DZIECKO ZASŁUGUJE NA MIŁOŚĆ!
Alanek mimo bardzo młodego wieku przeszedł w życiu wiele złego. Po urazie mózgowo-czaszkowym i po trepanacji czaszki przebywał w szpitalu. Jego stan lekarze określali jako bardzo ciężki. To właśnie wtedy maluszek potrzebował największej MIŁOŚĆI, by przeżyć.
Mimo dramatycznych wydarzeń znalazła się rodzina, która pokochała malca miłością bezwarunkową. To cud miłości – jeden z wielu, który dzieje się gdzieś obok.
Chłopiec trafił do cudownej rodziny, w której dominacja miłości, wiary i siły, mają niesamowity wpływ na chore dziecko. Wychowywaniu chorego dziecka towarzyszą ból, trud i liczne wyrzeczenia, które są niczym, kiedy mamy u boku upragnione dziecko.
,,Łóżeczko, z którego wyjęłam miłość. Adopcja chorego dziecka zmieniła nasze życie” to historia o rewolucji zarówno w życiu dziecka, jak i rodziny.
,,Moja książka powstała z myślą o przyszłych kandydatach na rodziny zastępcze, rodziny adopcyjne, a także z myślą o potrzebujących, samotnych dzieciach z niepełnosprawnością. Być może wielu z was będzie stało, lub stoi przed podjęciem tak bardzo ważnej i trudnej decyzji, jaką jest adopcja chorego dziecka” – Magdalena Madeja
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8119-511-9 |
Rozmiar pliku: | 975 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziękuję Powiatowemu Centrum Pomocy Rodzinie w Elblągu za to, że stali się częścią naszego życia.
Dziękuję Wojewódzkiemu Szpitalowi Zespolonemu w Elblągu za pomoc, na którą zawsze możemy liczyć, a przede wszystkim Pani Dyrektor Elżbiecie Gelert, Pani Dyrektor ds. Pielęgniarstwa Bożenie Ropelewskiej, Pani ordynator z Oddziału Noworodka, Patologii i Intensywnej Terapii Noworodka im. Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy –Barbarze Chomik oraz lek. Pawłowi Bryl.
Wyrazy uznania i wdzięczności dla doktora Mikołaja Eibl i jego asystentów oraz dla całego personelu z oddziału neurochirurgii ze Szpitala Dziecięcego im. prof. dr med. Jana Bogdanowicza w Warszawie za uratowanie życia naszemu synowi oraz wspaniałą opiekę.
Wielkie podziękowania również dla naszych najbliższych i przyjaciół, za ich obecność w naszym codziennym życiu.Moja książka powstała z myślą o przyszłych kandydatach na rodziny zastępcze, rodziny adopcyjne, a także z myślą o potrzebujących, samotnych dzieciach z niepełnosprawnością. Być może wielu z was będzie stało, lub stoi przed podjęciem tak bardzo ważnej i trudnej decyzji, jaką jest adopcja chorego dziecka. Dlatego też pragnę, by ta krótka część naszej historii dotarła do jak największej ilości czytelników. Chciałabym, aby nasz adopcyjny synek, pomimo zaznanego cierpienia, był przykładem dla wielu. Warto dostrzec, jak ważne w życiu dziecka jest poczucie przynależności, jak ważną rolę spełnia rodzina i wiara, by rzeczy niemożliwe możliwymi się stały. Moim największym marzeniem jest to, żeby adopcja dziecka z niepełnosprawnością nie kojarzyła się z wyrzeczeniem, lecz z darem. Bo cóż może być piękniejszego od widoku szczęśliwego, kochającego, ufającego człowieka?
Był rok 2016. W okresie wiosennym razem z mężem ukończyliśmy kurs na niezawodową rodzinę zastępczą. Do tej pory byłam aktywną, spełniającą się zawodowo pielęgniarką. Moja praca dawała mi dużo satysfakcji. Pracowałam na Oddziale Intensywnej Terapii oraz na bloku operacyjnym. Nie wyobrażałam sobie innego życia. Nasi synowie byli na tyle dojrzali, że mój zmianowy system pracy im nie przeszkadzał. Skąd zatem pomysł o utworzeniu rodziny zastępczej?
Od kilku lat mój mąż wspominał o kolejnym dziecku. Niestety, z powodu wcześniejszych komplikacji w ciąży, które kończyły się cięciami cesarskimi, fizycznie nie było to możliwe, bym mogła urodzić trzeciego potomka. W związku z tym, coraz częściej w naszym domu mówiło się o adopcji. Dziś wiem, że to mój mąż prowokował dyskusję na ten temat, bo ja sama nie byłam na to gotowa. Za bardzo ceniłam swoją niezależność, bałam się adopcji, tego, że nie będę w stanie sprostać psychicznym rezultatom trudnej przeszłości dziecka, które miałoby zostać u nas na zawsze. Z czasem jednak sama zaczęłam szukać różnych informacji na ten temat. Wymieniałam się swoimi obawami, refleksjami z wieloma ludźmi. Trafiłam na wspaniałego psychologa, który zasugerował nam, żebyśmy zaczęli od pełnienia funkcji rodziny zastępczej. Kiedy powiedziałam o tym mężowi, na drugi dzień zaciągnął mnie do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie, by wypełnić wszystkie formalności. Tak też ruszyliśmy z kursem. Od początku jednak stanowczo mówiłam, że z powodu mojej pracy przyjmiemy tylko dziecko zdrowe w wieku przedszkolnym. Płeć nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Czułam potrzebę pomagania potrzebującym dzieciom, ale nadal nie chciałam, aby odbywało się to kosztem mojej pracy. Po ukończonym kursie nasze życie wygląda tak samo. Praca, dom, wspólne wyjazdy rodzinne, spotkania z przyjaciółmi. Pod koniec września 2016 roku zadzwonił telefon, zupełnie odmieniający nasze życie. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Elblągu zwróciło się do nas z prośbą o przyjęcie półtoramiesięcznego chłopczyka. Dziecko po urazie mózgowo-czaszkowym, po trepanacji czaszki, które przebywało w szpitalu. Stan chłopczyka był na tyle poważny, że żadna rodzina zastępcza zawodowa nie chciała podjąć się jego opieki. Byliśmy ostatnią deską ratunku, by uchronić go przed placówką opiekuńczą. Alanek, tak miał na imię chłopczyk, w dziesiątej dobie swojego życia wypadł z wózka na schody. Liczne krwiaki, pęknięta podstawa czaszki oraz walka o życie w samotności, bez bliskiej mu osoby u boku, wywarły ogromny wpływ na dalszy jego rozwój fizyczny i psychiczny.
To była dla mnie bardzo trudna decyzja – w końcu nie tak miało wyglądać nasze rodzicielstwo zastępcze. Zdawałam sobie sprawę z tego, że, przyjąwszy tego chłopca, będę zmuszona zrezygnować na jakiś czas ze swojej ukochanej pracy. Mimo wszystko, po rozmowie z mężem Filipem, naszymi dziećmi, Adrianem i Ksawerym uznaliśmy, że musimy pomóc Alankowi. Dlatego też na drugi dzień poinformowałam Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie o naszej gotowości do przyjęcia tego chłopca.
Byliśmy przekonani, że procedura zabrania go do naszego domu odbędzie się w trybie natychmiastowym. Niestety, zanim mogliśmy to zrobić, z niepewnością czekaliśmy kolejne dwa tygodnie na decyzję sądu o ustanowieniu nas rodziną zastępczą. Przez ten cały czas żyłam podobnie jak dotychczas. Praca, dom, dzieci, wyjazdy rodzinne, spotkania z przyjaciółmi. Coś się jednak zmieniło. Myślami ostatnio byłam gdzieś indziej, przy Alanku. Nic mnie tak wtedy nie niszczyło od wewnątrz, jak czekanie na decyzję sądu i świadomość, że on jest w szpitalnym łóżeczku zupełnie sam, że nie ma przy nim nikogo, kto trzymałby go za rękę. Został porzucony przez wszystkich swoich najbliższych, nam natomiast zabroniono go zobaczyć, odwiedzić, zanim sędzia nie podpisze tego cholernego papierku. Czułam wtedy narastającą we mnie złość na urzędy, rodzinę biologiczną dziecka, na cały świat.
Koniec Wersji Demonstracyjnej
Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.
Wydawnictwo Psychoskok