Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mama lama, czyli macierzyństwo i inne przypadłości życiowe - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 listopada 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,99

Mama lama, czyli macierzyństwo i inne przypadłości życiowe - ebook

Mam wrażenie, że moje imię to Wyrzut Sumienia. Gdy jestem w pracy, żałuję, że nie ma mnie dla moich dzieci, gdy jestem z nimi, to czasem myślę, że zwariuję. Ciągle tylko wymyślam nowy plan pogodzenia wszystkiego.

A jaki jest twój plan pogodzenia wszystkiego? Czy myślisz, że kiedykolwiek wcielisz go w życie? Nie przejmuj się! Wymyślisz jeszcze niejeden, lepszy, bo każdy dzień przyniesie ci nowe zaskakujące doświadczenia.

Ania i Ola to mamy lamy – zupełnie zwykłe, nieidealne, a zarazem najlepsze na świecie mamy dla swoich dzieci. Opowiedzą ci, jak przetrwały i jak każda z nich radzi sobie w życiu z trójką dzieci.

Macierzyństwo – jako jedyne spośród życiowych zjawisk – jest dla nas zawsze szokiem. Niezależnie od liczby przeczytanych poradników, blogów i przestudiowanych badań, wciąż zostajemy z tym naszym macierzyństwem same.

Dlatego "Mama lama" to książka dla wszystkich mam – obecnych i przyszłych, tych, które już wszystko wiedzą i po prostu potrzebują chwili relaksu w towarzystwie innych podobnych mam, jak i tych, które szukają wszelkich możliwych podpowiedzi, jak się to macierzyństwo „robi”, bo póki co zupełnie nie wiedzą, czego mają się spodziewać...

Ola i Ania prowadzą na YouTube kanał Mama Lama, który obserwuje już prawie osiemdziesiąt tysięcy osób. Dlaczego? Bo z poczuciem humoru i dystansem do siebie i świata opowiadają o tym, jak radzą sobie z macierzyństwem oraz innymi przypadłościami życiowymi.

Ta książka jest jak przyjacielska rozmowa z drugą mamą. Śmiałam się do łez, czytając anegdoty Oli i Ani, i powtarzałam co chwila: „O matko, znam to!” – a potem z zapałem wracałam do bycia mamą.

MARIA ŚPIKOWSKA

@mamajastado

„Macierzyństwo to lekka choroba psychiczna”, stwierdza mama Ola. I nie bez racji! Jaka jest zatem na nie recepta? Bądź mamą lamą – uśmiechniętą i wyluzowaną! Jeśli akurat przeżywasz macierzyńskie rozterki, koniecznie przeczytaj tę książkę. Kamień spadnie ci z serca!

PATRYCJA BIEGAŃSKA

@

Mama lama to błyskotliwa i zabawna książka o życiowej rewolucji, jaką jest macierzyństwo. Napisana bez zbędnego patosu i lukru, ale też bez dramatyzowania. Przeczytaj i zyskaj nowe koleżanki – fajne mamy lamy!,/i>

PATRYCJA SOŁTYSIK

@pati_soltysik

Naprawdę niewiele lepszych rzeczy może dla siebie zrobić kobieta w ciąży czy świeżo upieczona mama od zafundowania sobie takiej dawki zdrowego dystansu, jaka jest zawarta w tej książce. Nurt macierzyństwa bez lukru zyskał właśnie kolejną lekturę obowiązkową!

AGNIESZKA BURSKA-WOJTKUŃSKA

autorka bloga Mrs. Polka Dot

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-849-1
Rozmiar pliku: 18 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Kim ja jestem, żeby dzielić się swoimi przemyśleniami? Czy mam dziesiątkę dzieci i wychowałam je w buszu bez pralki i wszelkich ekranów? Nie, tylko trójkę i jedynie mieszkam blisko lasu. Czy może jestem mamą genialnego astrofizyka i sprzedam wam triki pozwalające takiego geniusza wyhodować? Nic z tych rzeczy. Czy przeżyłam życiową tragedię i teraz niosę innym matkom jakieś szczególne przesłanie? Dzięki Bogu nie i mam nadzieję, że nie będzie mi dane takiej tragedii doświadczyć. Przesłanie tej książki sprowadza się tak naprawdę do kilku prostych informacji. Będzie dobrze. Ciężko, ale dobrze. To my wpływamy na to, czy macierzyństwo nas zabije czy wzmocni. To my decydujemy o tym, jak będziemy wychowywać dzieci, z jakich porad skorzystamy, jak zorganizujemy naszą codzienność. Te decyzje każda z nas podejmuje indywidualnie i sama mierzy się z ich konsekwencjami. Dobrze jest więc podejmować je świadomie i odpowiedzialnie, równocześnie dostrzegając wolność i możliwości, jakie mamy. Tylko tyle i aż tyle.

Nie brzmi atrakcyjnie? Jasne, lżej byłoby przeczytać książkę pod tytułem „Macierzyństwo to pestka: cztery sposoby na szczęśliwą mamę i szczęśliwe dziecko”, ale nie byłaby to książka o tym świecie. Nawet jeśli nie mamy ochoty pracować nad sobą każdego dnia, dobrowolnie brać trud na swoje barki i rezygnować z siebie, to warto pamiętać, że złoto wydobywa się w pocie czoła, a brylant trzeba najpierw precyzyjnie oszlifować. Jest jednak i druga strona tego ciężkiego i wartościowego medalu: luz i spokój. Stresowanie się rzeczami, na które nie mamy wpływu, jest naszą specjalnością, choć nigdy nie przyniosło nikomu niczego dobrego. Macierzyństwo to ważkie i wzniosłe zadanie, często jednak najlepiej jest odpuścić, obniżyć poprzeczkę, wyrzucić do śmieci swoje oczekiwania i ambicje. Właśnie wtedy zaczyna się radość, której żadne inne doświadczenie życiowe nie jest w stanie dać. Radość z bycia mamą. Mamą lamą.Czy to, że nie jestem wykształconym pedagogiem albo psychologiem, a mój staż rodzicielski nie jest zbyt duży i dzieci mam tylko troje – a nie szesnaścioro – nie pozwala mi dzielić się przemyśleniami o macierzyństwie? Każda z nas jest cząstką wielkiej całości splecionej w sieć milionów ludzi i każda z nas ma znaczenie. Nasza historia – choć może nie tak emocjonująca jak historia osoby obok – ma wpływ na tę sieć. Dlatego podjęłyśmy się napisania tej książki w nadziei, że przyniesie komuś ulgę i zrozumienie w tym bardzo specyficznym czasie, kiedy witamy w rodzinie nową istotę. Nie jest to książka o użalaniu się nad sobą ani o dziesięciu złotych zasadach, które zbawią nasze macierzyństwo, choć miejscami pewnie pojawi się i to, i to. Będą anegdotki z życia, fotki, mniej lub bardziej odkrywcze porady oraz kilka półfilozoficznych wywodów. Obiecujemy też, że parę razy zdarzy wam się uśmiechnąć podczas lektury. Zatem bawcie się dobrze!Ciekawostka – nie mogę spać. Jest 4.30 rano, a ja zaprzątnięta myślami różnej maści i lekko zestresowana tym, że z niczym nie zdążę, wstałam i zasiadłam do komputera. Jest mi zimno w stopy, bo kołdra, którą wzięłam ze sobą z łóżka, ich nie sięga, a to jest najgorsze na świecie. Może być mi zimno w ręce, w głowę albo w łydki, ale jak jest mi zimno w stopy, to nie mogę się na niczym skupić. Po półtorej godziny pisania nawet nie chce mi się spać, ale te stopy mnie tak męczą, że idę się zagrzać do łóżka. Tym bardziej, że kątem ucha słyszałam, jak moje dwa małe kaloryferki przetransferowały się już do naszego łóżka. Uciekam!Może w moim procesie dorastania coś poszło nie tak i w okresie nastoletnim, żyjąc w kulturze zachodnioeuropejskiej, charakteryzującej się dobrobytem i zachęcającej, by skupiać się na sobie, byłam... zbyt skupiona na sobie! Po prostu. A może to indywidualna cecha charakteru? Tak czy inaczej, zanim zostałam mamą, wydawało mi się, że jest tylko jedna droga do osiągnięcia obranego celu. No dobrze, może dróg jest więcej, ale jedna jest tą właściwą. Nie zawsze uważałam, że ją znam, ale byłam pewna, że wytyczają ją logiczne zależności. Żeby mieć dobrą pracę, dużo się uczysz i idziesz na dobre studia. Żeby być dobrą żoną, postępujesz tak i tak, a żeby być dobrą mamą, robisz takie, takie i takie rzeczy. Od zawsze miałam w głowie doprecyzowany scenariusz mojego życia. Nie mam tu na myśli detali: kierunku studiów, miejsca zamieszkania czy wieku, w jakim chciałabym osiągnąć to czy tamto. Tutaj akurat byłam bardzo elastyczna i w zależności od tego, jak zawiało, sprytnie ustawiałam się do wiatru, by jego energię wykorzystać i polecieć jak najdalej. To bardzo dobrze sprawdza się w życiu codziennym, a w macierzyństwie jeszcze intensywniej wykorzystuję tę metodę.

Mam tu jednak na myśli inny rodzaj scenariusza życia – ten głęboki, oparty na hierarchii wartości, dotyczący kamieni milowych i kluczowych wyborów. Czy chcę wyjść za mąż? A jeśli tak, to po co? Czy ma to służyć mnie, czy może moje małżeństwo ma służyć czemuś więcej niż zaspokajaniu moich potrzeb? Czy chcę zostać mamą? Jaka jest moja motywacja do tego? Czy zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności za życie innych ludzi, którą biorę na siebie w wyniku tych decyzji? Takie pytania zadawałam sobie już naprawdę wcześnie, a w konsekwencji nie szukałam chłopaka, ale przyszłego męża, z wielką ostrożnością wypowiadałam deklaracje przyjaźni czy miłości (przez pierwszy rok chodzenia Adam, mój przyszły mąż, wyznawał mi miłość, na co ja odpowiadałam: „mhmm” lub „aha”). Świadomie rezygnowałam z wypełniania swojego życia treściami nie wnoszącymi do niego wartości.

Brzmi trochę nudno, choć wcale tak nie było. W tym samym czasie byłam radosnym, spontanicznym dzieciakiem z wielką wyobraźnią i lekko łobuzerskim temperamentem. Nie lubiłam natomiast bezrefleksyjności, starałam się poświęcić należną uwagę tym rzeczom, które uważałam za ważne, i unikałam podejmowania decyzji bezmyślnie. Nie jestem perfekcjonistką, ale ponieważ bardzo nie lubię marnowania czasu, to wychodziłam z założenia, że skoro już coś się robi, to trzeba to robić dobrze, a właściwie najlepiej. Jednak całe to na pozór dojrzałe podejście miało też drugą, zupełnie niedojrzałą stronę. Nie mogę powiedzieć, żebym kiedykolwiek uważała, iż znam całą prawdę. Jednak moje skłonności do refleksji nad sprawami, nad którymi moi rówieśnicy nie zastanawiali się prawie w ogóle, doprowadziły mnie do podskórnego przekonania, że jeśli mam coś w głowie należycie przemyślane i ułożone, a moje intencje są dobre, to znaczy, że to, co zaplanuję i do czego dojdę, TO BĘDZIE TO.

To bardzo krótkotrwałe. Rację bytu ma tylko do tego momentu, gdy spotykam inną kobietę, która tak jak ja poświęciła czemuś energię, czas i uwagę, jej intencją było wybrać opcję najlepszą, a mimo wszystko doszłyśmy do sprzecznych wniosków i wybrałyśmy zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że w macierzyństwie takich okazji jest milion: karmisz piersią – karmisz butelką, wozisz w wózku – nosisz w chuście, śpisz z dzieckiem – nie śpisz z dzieckiem, szczepisz – nie szczepisz, robisz papki – stosujesz BLW, dałaś smoczek – nie dałaś smoczka, wracasz do pracy – nie wracasz do pracy, stosujesz kary – nie stosujesz kar. A wszystko to razem urasta do ogromnych rozmiarów: kochasz własne dziecko – nie kochasz własnego dziecka lub jesteś wspaniałą mamą – jesteś fatalną mamą.

To także bardzo ryzykowne, ponieważ prowadzi do wniosku, że ktoś ma tu rację, a ktoś nie. Albo więc będę miała sieczkę w mózgu, zarzucając sobie, że nie jestem wystarczająco dobra, bo coś robię źle, albo będę miała sieczkę w sercu, czując się lepsza od innych, „głupich” matek. Odkrycie, że mamy prawo się różnić, że możemy osiągać cele różnymi sposobami, bez wartościowania, który jest lepszy, a który gorszy, zmieniło mnie jako człowieka. Odegrało również rolę w zmianie postrzegania przeze mnie świata nie tylko w kontekście macierzyństwa, ale w ogóle. Jako gratis wraz z tą myślą przyszła także wolność: nie muszę czuć, że podlegam czyjejś ocenie, ponieważ ta pani, koleżanka, mama czy ciocia dokonały własnych wyborów, których ja też nie muszę oceniać.

Kiedy byłam mała, patrzyłam na dorosłych i wydawało mi się, że wiedzą wszystko. Dzieckiem być przestałam, sama stałam się dorosła, a standardy, do jakich aspirowałam jako mała dziewczynka, pozostały na tym samym miejscu. Dopiero będąc w ciąży, w kontakcie z innymi mamami, od których chciałam chłonąć całe ich doświadczenie, zorientowałam się, że jeśli czegoś nie przeżyłam, to naprawdę nie wiem, jak to jest. A i nawet jak przeżyję, to nadal nie będę wiedziała wszystkiego. Nie wiem i nie muszę wiedzieć. Nie muszę się znać na wszystkim. Mając pięciomiesięczne niemowlę, nie muszę udawać, że wiem dokładnie, jak smakuje wychowywanie nastolatka. Mając zdrowe dzieci, nie będę udawać, że rozumiem, z czym zmaga się mama, gdy jej dziecko jest przewlekle chore. Nikt ode mnie tego nie oczekuje.Piszę z Józkiem w chuście i laptopem na kolanach. Od dwóch godzin. ;) Marzę więc o tym, żeby zmienić pozycję, rozprostować bolący kręgosłup i zrobić sobie kawę, ale nie mam jak. Przykuta do sofy, przeglądając insta, minęłam chyba ze trzy fotki perfekcyjnego flatlay’a: białe biurka, czyściutkie laptopy w odcieniu różowego złota, kawka w pastelowym kubku. Trochę zazdroszczę, trochę się z tego w duchu śmieję, a tak najbardziej to moje serce wypełnia wdzięczność za tego małego smyka na mojej klacie. Dziś chyba ma jakiś skok rozwojowy czy coś, bo jest „nieodkładalny”.Macierzyństwo (choć pewnie życie w ogóle) jest trochę podobne do składania prześcieradła z gumką – nikt za bardzo nie wie, jak to zrobić poprawnie, każdy ma swój sposób i ostatecznie wszyscy jakoś wpychają je do szafy z pościelą. Absurdalne byłoby jednak stać nad kimś i tłumaczyć, jaki jest ten właściwy sposób, szczególnie pod presją, że jeśli zrobisz to nieco inaczej, to umniejsza to twojej wartości jako gospodyni domowej. Niedorzecznością jest także przyjmowanie takich porad z płaczem i utratą wiary we własne możliwości złożenia tego prześcieradła. Gdy więc wyjdziemy z tej bańki absurdu i staniemy z boku, to zobaczymy, że nie musimy się zawsze zgadzać, robić wszystkich rzeczy tak samo i dokonywać tych samych wyborów. Okaże się, że w zamian możemy czerpać od siebie nawzajem, w wolności i szacunku. To chyba pierwsza i całkiem porządna lekcja, jaką dało mi macierzyństwo.

Jest taka niemierzalna, a niezwykle pożądana cecha, którą prawie każdy ma w swoim CV. Jej posiadanie ma oznaczać, że potrafimy szukać rozwiązań „spoza pudełka”. Kreatywność – każdy pracodawca chciałby, by jego pracownik wpadał na nowe pomysły, tworzył świeże koncepcje, stosował oryginalne rozwiązania. Z drugiej strony nie każdy pracodawca jest chętny do zatrudniania mam, a to jest moim zdaniem pewna niespójność. Macierzyństwo to najintensywniejsza lekcja kreatywności, jaką odebrałam, a dodam, że skończyłam liceum muzyczne i jestem magistrem sztuki. Kreatywność w wydaniu matczynym jest z mojej perspektywy pakietem _de luxe_, ponieważ kształtuje się w ścisłym połączeniu z elastycznością, cierpliwością oraz umiejętnościami organizacji czasu i zarządzania zasobami. Żaden kierunek studiów nie dałby mi tego, co codzienność z moimi dziećmi, a ukończyłam także Uniwersytet Jagielloński na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej.Chyba w żadnym momencie życia nie byłam tak świadoma siebie i swoich emocji, jak teraz jako mama. Nie zgłębiłam ich jeszcze rzecz jasna w stu procentach, bo to otchłań bezdenna, której żaden algorytm uporządkować nie jest w stanie, ale ciąża, połóg, niewyspanie, niezdyscyplinowanie moich dzieci, niewychodzenie z domu, mniej „kontaktu” z mężem – to wszystko bez wątpienia miało wpływ na moje emocje i musiałam nauczyć się je lokalizować, a potem nazywać. Samotność – jak ja to rozumiem! Dom niby pełny, głośny, dzieciaki szaleją, mąż pojawia się i znika, a jakby nikt mnie nie widział, nie rozumiał. Niby rozmawiałam dziś z Adamem o wycieczce w przedszkolu, o kupie Józka, o butach dla Stefana, o tym jak Antek na mnie nakrzyczał, o tym jak starszaki wychlapały wodę z wanny... a jest tak jakbyśmy się nie widzieli pół roku. Wcześniej nawet nie uświadamiałam sobie takiej emocji, teraz nie tylko umiem ją rozpoznać i nazwać, ale z czasem uczę się też, jak ją przepracować. Jako nastolatka czytałam chrześcijańską książkę pewnej dorosłej kobiety – mamy, która wyznawała w niej, że w chwilach samotności wyobraża sobie, że Bóg trzyma ją w swoich dłoniach i kołysze. Pamiętam, że bardzo mnie wtedy ten obraz rozśmieszył. „Ona? Stara baba ma takie dziecięce wyobrażenia? Przecież jest już dorosła, powinna sobie radzić!” Kilkanaście lat później już rozumiem, że kiedy pojawiają się dzieci i jestem tak bardzo pochłonięta tym, by roztaczać opiekę nad nimi, okazuje się, że wizualizuję sobie dokładnie to samo, ponieważ potrzebuję poczucia, że ktoś się mną opiekuje. Uczę się też wciągać w to męża, mówić mu, że pragnę, żeby mnie zauważył. Wprost i bez ogródek – nie oczekiwać w skrytości serca, a potem frustrować się, że nie widzi moich potrzeb, tylko po prostu o nich komunikować.Wyprowadzili mnie dziś z równowagi. Konkretnie. Ale teraz już śpią słodziutko i wszystko mi przeszło. Piszę na zmianę z przeglądaniem ich zdjęć w pełnym rozczuleniu i postanawiam wywołać to konkretne i powiesić w sypialni, by mi zawsze przypominało, że nie wychowuję moich dzieci dla siebie, ale wyposażam je, by poszły kiedyś własną ścieżką. Stanie się to znaaaacznie prędzej, niż mi się zdaje, wiec warto cieszyć się tymi chwilami, gdy są tak blisko i tak zależne ode mnie. A jutro pewnie znowu wyprowadzą mnie z równowagi. ;)Macierzyństwo wypełnione jest koncepcjami w każdym obszarze życia z dzieckiem. Od sposobów na usypianie, poprzez nurt wychowawczy czy pedagogiczny, którym się inspirujemy, do sposobu edukacji dziecka. I bardzo dobrze. Jako rodzice potrzebujemy jakiegoś drogowskazu, czegoś, za czym możemy podążać i na podstawie czego możemy dokonywać wyborów. Dobrze, że mamy możliwości oraz wolność wyboru tego, co nam odpowiada, co pasuje do naszych przekonań i pragnień. Z drugiej strony, pewnego wieczoru, składając pranie i słuchając na YouTube pewnej amerykańskiej mamy siódemki dzieci edukującej je domowo, odkryłam, jakie tkwi w tym również niebezpieczeństwo. Bardzo mi się podoba i nęci mnie koncepcja edukacji domowej. Czy będę miała możliwość, by ją wprowadzić w nasze życie, i czy sprawdzi się u nas – nie wiem. Wtedy jednak byłam niezwykle podekscytowana na myśl o tym, by się na takie rozwiązanie zdecydować. I nagle, ni z tego, ni z owego, moja idolka w tej dziedzinie mówi, że w tym roku szkolnym będzie edukować to i to dziecko w domu, a to, to i to idzie do szkoły (i nie było to uzależnione od wieku). Teraz już właściwie nie rozumiem czemu, ale wtedy jakoś nie mogłam tego pomieścić w głowie. Jak można być tak niespójnym i nie podążać za jedną wybraną koncepcją? No to posyłasz do szkoły czy jesteś za edukacją domową, do diaska?! Przestałam więc składać pranie i słucham, a ona tłumaczy dalej. Temu synowi będzie lepiej w szkole, tamtemu zależy na przyjacielu z ławki, inne dziecko natomiast zostaje w domu, bo jego zeszłoroczny pobyt w szkole nie sprawdził się najlepiej i tak dalej. Co za bajzel, pomyślałam. A potem dotarło do mnie: ta kobieta wybiera to, co aktualnie będzie najlepiej sprawdzać się w jej życiu, biorąc pod uwagę zarówno dobro dzieci, jak i jej własne. To jest prawdziwa wolność!

Jak łatwo jest z bycia wolnym w wyborze stać się niewolnikiem jakiejś koncepcji. Sprawić, że to, co miało pracować dla nas, staje się kulą u nogi. Gdy teraz ktoś pyta mnie, jaką koncepcję wychowania stosuję czy jaką książkę polecam, to nie potrafię odpowiedzieć, ponieważ z wielu biorę coś dla siebie i stosuję to, co dla mnie wygodne i co w danym momencie służy mojej rodzinie najlepiej. To odkrycie realnie zmieniło moje postrzeganie życia. Chcę swoimi wyborami czynić życie prostszym, a nie je sobie utrudniać.

Z takim podejściem wiąże się coś jeszcze. Wolność w przyznawaniu, że jakiś wybór był nietrafiony, że coś się nie sprawdziło. Pozostawanie w miejscu, w którym coś mnie męczy, a nawet więzi, i robienie w tym wszystkim dobrej miny do złej gry, jest nie tylko wykańczające, ale przede wszystkim nie daje możliwości zmiany stanu rzeczy. Chyba najlepiej nazwać to zjawisko pokorą. To taki gest przyzwolenia, by przyznać przed sobą, a czasem także przed innymi, że nie wiem wszystkiego, że „to nie działa”. Kiedyś się tego bałam, wydawało mi się to równoznaczne z ogłoszeniem życiowego bankructwa. Teraz uważam, że doskonale jest znaleźć się w takim punkcie, bo właśnie tam zaczyna się możliwość postawienia kolejnego kroku. I choć ciężko byłoby mi napisać, że „macierzyństwo nauczyło mnie pokory” w czasie przeszłym, bo to zdecydowanie dopiero rozpoczęty proces, to jednak uczy mnie jej jak nic innego. Czasem boleśnie, ale paradoksalnie przynosząc ulgę i dając prawo do tego, by przyznać, że nie wiem, nie mam siły, że coś mi się wydawało, że miałam w stosunku do siebie wyższe oczekiwania i teraz jestem rozczarowana sama sobą. To wbrew pozorom niezwykle odciążające.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: