Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Maybe Now. Maybe Not - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 stycznia 2020
Ebook
42,90 zł
Audiobook
37,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
42,90

Maybe Now. Maybe Not - ebook

MAYBE NOW

Ridge najchętniej nie rozstawałby się z Sydney, jednak musi pomóc swojej byłej, z którą się przyjaźni. Po rozstaniu z nim Maggie postanowiła żyć pełnią życia i zrobić to wszystko, na co wcześniej nie miała odwagi. Kiedy skacze ze spadochronem, poznaje niezwykle inteligentnego i przystojne go Jake’a. Jednak obiecała sobie, że już z nikim się nie zwiąże, bo dzięki temu uniknie rozczarowań.

Może jednak warto czasem zaryzykować?

Może właśnie teraz?

MAYBE NOT

Co się stanie, kiedy charyzmatyczny i zabawny Warren zamieszka z zimną i wredną Bridgette? Może uda mu się ją przekonać, że warto czasem zdjąć pancerz i otworzyć się na miłość? A może nie...

Dwie wyjątkowe historie, wiele pytań: Czy miłość pojawi się tam, gdzie nikt na nią nie czeka? Może warto postawić wszystko na jedną kartę? Może właśnie teraz? A może jednak nie...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-856-9
Rozmiar pliku: 985 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Założę się, że w piekle zainstalowano głośniki i wszyscy grzesznicy muszą codziennie wysłuchiwać dzwonienia mojego budzika.

To właśnie dlatego nigdy nikogo nie zamorduję – po prostu nie wytrzymałbym słuchania tego dźwięku przez wieczność. Ledwo jestem w stanie go znieść przez pięć sekund.

Sięgam po budzik i wyłączam go, myśląc z przerażeniem o kolejnym dniu w pracy. Muszę pracować jako barista, żeby opłacić studia. Całe szczęście, że Ridge przymyka oko na to, że tylko sporadycznie dokładam się do czynszu – w zamian jestem menadżerem zespołu jego brata. Na razie się to sprawdza, ale i tak nienawidzę poranków.

Przeciągam się, a potem przykładam ręce do oczu, by je przetrzeć. W tej samej chwili odnoszę wrażenie, że spełnią się moje najgorsze obawy i będę smażyć się w piekle, bo… KURDE! Sukinsyn! Zabiję go!

– Ridge! – wrzeszczę.

Jezu, ale piecze!

Zrywam się na równe nogi, równocześnie próbując otworzyć oczy, ale tak bardzo pieką, że nie nadają się do użytku. To najbardziej oklepany numer ze wszystkich. Nie do wiary, że padłem jego ofiarą. I to po raz kolejny.

Jezu, ale piecze! Nie mogę znaleźć spodenek, więc idę na oślep w kierunku łazienki, żeby zmyć z oczu i rąk sok z papryki. Udaje mi się znaleźć klamkę i otworzyć drzwi, po czym dobiegam do umywalki. Wydaje mi się, że słyszę krzyk jakiejś dziewczyny, ale równie dobrze może to być mój krzyk.

Podstawiam dłonie pod strumień wody i przykładam je do oczu. Płuczę je do chwili, gdy przestają piec. Ledwo zaczynam czuć ulgę, kiedy ktoś zaczyna mnie tłuc po plecach.

– Spadaj stąd, zboku!

Jestem już na tyle przytomny, by zorientować się, że to jednak były krzyki dziewczyny, a nie moje, i że teraz ta dziewczyna okłada mnie pięściami. W mojej łazience.

Przyciskam ręcznik do oczu, jednocześnie zasłaniając się łokciem przed ciosami.

– Właśnie sikałam, popaprańcu! Wynoś się stąd!

Ja pierniczę, silna jest. Dalej jej nie widzę, ale umiem rozpoznać ciosy, kiedy lądują na moim ciele. Łapię ją za nadgarstki, żeby ją powstrzymać.

– Przestań mnie bić! – krzyczę.

Drzwi łazienki prowadzące do salonu otwierają się. Moje lewe oko już na tyle wydobrzało, że rozpoznaję Brennana.

– Co tu się dzieje?

Podchodzi do nas, odciąga moje ręce od jej nadgarstków, po czym staje między nami. Znów przykładam ręcznik do oczu i zaciskam powieki.

– Wlazł tutaj, kiedy robiłam siku! – krzyczy dziewczyna. – I to nagi!

Otwieram jedno oko i patrzę w dół. Rzeczywiście, nic na sobie nie mam.

– Jezu, Warren. Włóż coś na siebie – wzdycha Brennan.

– Skąd miałem wiedzieć, że zostanę zaatakowany we własnej łazience? – odpowiadam, pokazując na dziewczynę. – Skąd ona w ogóle się tutaj wzięła? Twoi goście mają korzystać z twojej łazienki.

Brennan podnosi ręce w obronnym geście.

– Ona nie spędziła tej nocy ze mną.

– Fuj… – mamrocze dziewczyna.

Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego Ridge’owi wydawało się, że wynajęcie mieszkania z czterema sypialniami będzie dobrym pomysłem. Chociaż jedna z nich stoi pusta, i tak jest o dwie osoby za dużo. Zwłaszcza gdy goście zostają na noc i nie mają pojęcia o przydziale łazienek.

– Słuchajcie – mówię, popychając ich w kierunku drzwi prowadzących do salonu. – To moja łazienka i chciałbym z niej skorzystać. Nic mnie nie obchodzi, gdzie i z kim ta laska spała. Wiem jedno: powinna sikać w twojej łazience. Ta jest moja.

Brennan unosi palec i odwraca się do mnie.

– Właściwie – mówi – to jest wspólna łazienka. Dzielisz ją z mieszkańcem tego pokoju. – Pokazuje na drzwi, za którymi znajduje się druga sypialnia. – A ten pokój zajmuje w tej chwili… – kiwa na dziewczynę – Bridgette. Twoja nowa współlokatorka.

Nieruchomieję.

Dlaczego nazwał ją moją współlokatorką?

– Co masz na myśli, mówiąc: współlokatorka? Nikt mnie nie pytał, czy chcę mieć współlokatorkę.

Brennan wzrusza ramionami.

– Rzadko dokładasz się do czynszu, Warren. Naprawdę nie masz nic do gadania w tej sprawie.

Doskonale wie, że w zamian za to, że nie płacę czynszu, jestem menadżerem jego zespołu. Nic jednak nie mówię, bo niestety ma rację. Prawda jest taka, że to głównie Ridge bierze na siebie ciężar wydatków.

Niedobrze. Nie mogę dzielić łazienki z dziewczyną. Zwłaszcza z dziewczyną obdarzoną tak silnym ciosem. I tak idealnie opaloną skórą.

Z trudem odrywam od niej wzrok. Wkurza mnie to, że jest taka seksowna. A także to, że jest brunetką. Naprawdę podobają mi się jej potargane długie włosy.

Kurde!

– To było naprawdę zabawne – mówi Bridgette, po czym podchodzi do mnie, kładzie ręce na moich ramionach i wypycha mnie z łazienki. – Teraz twoja kolej, współlokatorze.

Drzwi zamykają się tuż przed moim nosem. Stoję w swoim pokoju, w dalszym ciągu nagi. I może też odrobinę mniej męski.

– Ty też możesz wyjść – mówi Bridgette do Brennana i słyszę trzask drzwi do salonu. Chwilę później rozlega się szum wody.

Ona jest pod prysznicem.

Moim prysznicem.

Pewnie zdążyła już zdjąć koszulkę, rzucić ją na podłogę i wyskoczyć z majteczek.

Mam przejebane.

To mieszkanie jest moją świątynią. Jaskinią. Jedynym miejscem, w którym moim życiem nie rządzą kobiety. Moja szefowa jest kobietą, tak samo wszystkie wykładowczynie, siostra i matka. Od chwili, gdy Bridgette wejdzie pod mój prysznic i oznaczy terytorium tymi wszystkimi dziewczyńskimi szamponami, maszynkami do golenia i innym badziewiem, będę miał przechlapane. To mój prysznic.

Podchodzę pod drzwi pokoju Ridge’a i kilka razy wciskam włącznik światła, żeby wiedział, że wchodzę, bo jest głuchy i nie usłyszy pukania ani kroków. Przypominam dziecko chcące się poskarżyć na młodszego brata.

Wciskam włącznik jeszcze dwa razy i otwieram drzwi. Ridge podpiera się na łokciach, patrząc na mnie zaspanym wzrokiem. Widząc moją gniewną minę, zaczyna się śmiać, błędnie zakładając, że sprowadził mnie tutaj jego dowcip.

Nie mogę sobie darować, że dałem się tak zrobić. Nic nie poradzę na to, że głęboko śpię – za każdym razem mu się udaje.

– Głupi kawał – migam do niego. – Ale nie z tego powodu tutaj jestem. Musimy pogadać.

Siada na łóżku i sięga po budzik, żeby sprawdzić, która godzina. Potem patrzy na mnie ze zdziwieniem.

– Dopiero wpół do siódmej – miga. – O czym chcesz, do jasnej cholery, rozmawiać o wpół do siódmej rano?

Pokazuję w kierunku sypialni nowej współlokatorki.

Bridgette.

Nie cierpię tego imienia.

– Pozwoliłeś się tutaj wprowadzić dziewczynie? – Migam znak „współlokatorka”. – Dlaczego zgodziłeś się, żeby zamieszkała z nami laska?

Ridge w odpowiedzi miga imię „Brennan”.

– To przez niego. Strasznie mu zależało.

Śmieję się.

– Od kiedy to dziewczyny są dla niego takie ważne?

– Wszystko słyszałem – mówi Brennan, stając za mną. – I widziałem.

Odwracam się do niego.

– Dobrze się składa. Odpowiedz na pytanie.

Mierzy mnie gniewnym spojrzeniem, po czym przenosi wzrok na Ridge’a.

– Śpij dalej. Poradzę sobie z tym dzieciuchem.

Gestem zaprasza mnie do salonu. Wychodząc, gasi światło w sypialni Ridge’a.

Lubię Brennana, ale znamy się od tak dawna, że czasami mam wrażenie, jakby był moim młodszym bratem. Strasznie wkurwiającym młodszym bratem. Młodszym bratem, któremu wydaje się, że ściąganie lasek do naszego mieszkania jest dobrym pomysłem.

– Tylko na kilka miesięcy – tłumaczy, przechodząc do kuchni. – Przeżywa trudny okres i musi się gdzieś zatrzymać.

Idę za nim.

– Odkąd to prowadzisz schronisko dla bezdomnych? Nie pozwalasz dziewczynom zostać nawet na noc, a co dopiero zamieszkać z tobą. Zakochałeś się czy co? Bo jeśli tak, to najgłupsza decyzja w twoim życiu. Znudzisz się nią po tygodniu. I co wtedy?

Brennan patrzy na mnie ze spokojem i unosi palec.

– Mówiłem ci już, że to nie tak. Nie jesteśmy ze sobą i nigdy nie będziemy. Ale jest dla mnie ważna i akurat przechodzi trudny okres. Chyba możemy jej pomóc, nie? – Wyjmuje z lodówki butelkę wody i otwiera ją. – Zobaczysz, nie będzie źle. Studiuje i pracuje na cały etat, więc prawie jej tu nie będzie. Nawet jej nie zauważysz.

Jęczę i przesuwam dłońmi po twarzy.

– Świetnie – mamroczę. – Ostatnia rzecz, jakiej mi trzeba, to laska panosząca się w mojej łazience.

Brennan przewraca oczami i rusza z powrotem do swojej sypialni.

– To tylko łazienka, Warren. Nie zachowuj się jak dupek.

– Ona mnie pobiła!

Odwraca się i unosi brwi.

– Właśnie to miałem na myśli.

Wchodzi do pokoju i zamyka za sobą drzwi.

Woda przestaje lecieć i słyszę przesuwanie zasłonki prysznicowej. Gdy tylko rozlega się trzask drzwi jej sypialni, ruszam do łazienki. Mojej łazienki. Próbuję dostać się do niej z salonu, lecz drzwi są zamknięte od środka. Wchodzę do swojego pokoju i usiłuję wejść do niej stamtąd. Również bezskutecznie. Wracam do salonu i bez zastanowienia wchodzę do jej sypialni. Przez chwilę widzę jej nagie ciało, zanim z krzykiem przyciąga do siebie ręcznik.

– Co ty wyprawiasz, do jasnej cholery?

Rzuca we mnie butem. Uderza mnie w ramię, ale ani drgnę. Ostentacyjnie nie zwracając na nią uwagi, wchodzę do łazienki i trzaskam drzwiami. Opieram się o nie, przesuwam zasuwkę, po czym zamykam oczy.

Kurde, ale laska.

Dlaczego musi być aż taką laską?

Widziałem ją tylko przez chwilę, ale zdążyłem dostrzec, że… jest wygolona. Wszędzie.

Jakby nie wystarczało, że będę dzielił łazienkę z dziewczyną, to jeszcze muszę ją dzielić z naprawdę niezłą laską. Laską, która przy okazji jest ostatnią cholerą. Laską z opalenizną i tak długimi i gęstymi włosami, że zasłaniają jej piersi nawet wtedy, gdy są mokre. Niech to szlag!

Nienawidzę Brennana. Nienawidzę Ridge’a. A jednocześnie uwielbiam ich za to, że mi to zrobili.

Może jednak będzie fajnie.

– Hej, dupku! – krzyczy do mnie zza drzwi. – Zużyłam całą gorącą wodę. Miłej zabawy.

A może nie.

Idę do pokoju Brennana. Właśnie pakuje walizkę. Nawet nie podnosi wzroku, kiedy do niego podchodzę.

– Co tym razem? – pyta zirytowanym głosem.

– Muszę cię o coś zapytać, ale chciałbym, żebyś był ze mną całkowicie szczery.

Wzdycha i odwraca się do mnie.

– O co chodzi?

– Spałeś z nią?

Patrzy na mnie jak na idiotę.

– Już ci mówiłem, że nie.

Nie cierpię tego, że zachowuje się tak dojrzale, bo moje zachowanie w tej chwili wcale takie nie jest. A przecież to Brennan zawsze był dziecinny. Od chwili, gdy poznałem Ridge’a… Jezu, kiedy to było? Dziesięć lat temu? Mam dwadzieścia cztery lata, a Brennan dwadzieścia jeden… Tak, dziesięć lat temu. Kumpluję się z nimi od dekady, a po raz pierwszy czuję się młodszy od Brennana.

Nie podoba mi się to. To ja jestem ten odpowiedzialny. Oczywiście nie tak odpowiedzialny jak Ridge, ale nikt taki nie jest. Jestem menadżerem zespołu Brennana i świetnie sobie radzę, więc dlaczego w tej chwili zupełnie nad sobą nie panuję?

Oto dlaczego. Znam siebie na tyle dobrze, by wiedzieć, że jeśli natychmiast nie pozbędę się nowej współlokatorki, na sto procent się w niej zakocham. A jeśli istnieje takie ryzyko, najpierw powinienem się upewnić, że Brennan nic do niej nie czuje.

– Musisz być ze mną szczery. Podejrzewam, że się w niej zakochałeś. Chcę, żebyś zapewnił mnie, że tak nie jest, bo wydaje mi się, że w najbliższym czasie mogę chcieć ją całować. I dotykać… Dużo dotykać… Wszędzie.

Brennan przykłada ręce do czoła i patrzy na mnie, jakbym postradał rozum. A potem się cofa.

– Czy ty w ogóle siebie słyszysz, Warren? Kurwa, człowieku! Jeszcze trzy minuty temu nawrzeszczałeś na mnie, bo jej szczerze nienawidziłeś i nie chciałeś, żeby tu była, a teraz twierdzisz, że się w niej kochasz? Cierpisz na dwubiegunówkę?

Ma rację.

Co się ze mną dzieje?

Przemierzam pokój, usiłując pozbierać myśli. Ona nie może tutaj zostać. Ale chcę, żeby została. Nie mogę dzielić z nią łazienki, ale nie chcę też, żeby ktoś inny dzielił z nią łazienkę. Chyba jestem trochę samolubny.

Przystaję i spoglądam na Brennana.

– Dlaczego ona jest taka wredna?

Brennan podchodzi do mnie i kładzie ręce na moich ramionach.

– Warrenie Russellu, musisz się uspokoić. Zaczynasz mnie wkurzać.

Kręcę głową.

– Wiem, sorki. Po prostu nie chcę kręcić z laską, do której coś czujesz. Muszę wiedzieć, na czym stoję, bo za długo się znamy, żebyśmy mieli przez to jakieś kwasy. Ale musisz też wiedzieć, że nie możesz rzucać mi w ramiona dziewczyny, która tak wygląda, i spodziewać się, że się w niej nie zakocham. Właśnie widziałem ją nagą i już po mnie. Masakra. Po prostu ideał… – Patrzę mu w oczy. – Chcę mieć pewność, że się nie wkurzysz, jeśli tej nocy trochę o niej pofantazjuję.

Brennan wpatruje się we mnie, zastanawiając się nad właśnie usłyszanym wyznaniem. A potem klepie mnie dwa razy po ramieniu i wraca do pakowania.

– Jest wredna, to prawda. To chyba najwredniejsza laska, jaką znam. Więc jeśli zabije cię we śnie, nie mów, że cię nie ostrzegałem. – Zamyka walizkę i zaczyna ją zasuwać. – Szukała miejscówki, a my akurat mieliśmy wolny pokój. Przy tym, co przeszła, życie moje i Ridge’a wydaje się dziecinnie łatwe, więc bądź dla niej miły.

Siadam na brzegu łóżka. Próbuję zdobyć się na współczucie, jednak odzywa się we mnie cyniczny menadżer. Coś mi w tym wszystkim nie gra.

– Po prostu pojawiła się znikąd i zapytała, czy nie może się do ciebie wprowadzić? Nie sądzisz, że to trochę podejrzane, Brennan? Nie wydaje ci się, że może to mieć związek z tym, że twój zespół wreszcie stał się znany?

Brennan przeszywa mnie gniewnym wzrokiem.

– Ona nie jest taka, uwierz mi. I możesz się w niej zakochać po uszy, nic mnie to nie obchodzi.

Rusza do drzwi, po drodze wyjmując kluczyki z komody.

– Wracam w przyszłym tygodniu po ostatnim koncercie. Zarezerwowałeś nam pokoje?

Kiwam głową.

– Wysłałem ci e-mail ze szczegółami rezerwacji.

– Dzięki – odpowiada, po czym wychodzi z pokoju.

Opadam na łóżko, żałując, że Brennan nie jest w niej zakochany. To oznacza, że bez przeszkód mogę do niej zarywać.

Miałem cichą nadzieję, że będzie inaczej.

W następnej chwili uśmiecham się do siebie, bo jednak mam szansę.2

– Co robisz? – miga Ridge.

Wchodzę do sypialni Bridgette z kolejnym kubkiem wody. Stawiam go ostrożnie na podłodze obok pozostałych, po czym wracam do salonu.

– Mieszka tu już od dwóch tygodni – odpowiadam. – Jeśli ma być naszą współlokatorką, trzeba jej zrobić jakiś numer. Takie są zasady.

Ridge kręci głową z dezaprobatą.

– Co jest? – pytam.

Wzdycha ciężko.

– Nie wydaje mi się osobą, która zna się na żartach. Zobaczysz, że to się na tobie zemści. Ona nawet się do nas nie odzywa.

– Nie odzywa się do ciebie, bo nie zna języka migowego. A do mnie dlatego, że ją onieśmielam.

– Raczej wkurzasz – miga Ridge. – Nie sądzę, żeby coś było w stanie onieśmielić tę dziewczynę.

Kręcę głową.

– Wcale jej nie wkurzam. Leci na mnie i dlatego mnie unika. Uważa, że współlokatorzy nie powinni ze sobą kręcić.

Ridge pokazuje na drzwi jej sypialni.

– To dlaczego zawracasz sobie głowę robieniem jej kawałów? Nie chcesz w ten sposób zwrócić na siebie uwagi? Jeśli uważasz, że współlokatorzy nie powinni ze sobą kręcić, to chyba nie powinieneś…

– Nie powiedziałem, że współlokatorzy nie powinni ze sobą kręcić – przerywam mu. – Powiedziałem, że to dlatego mnie unika.

– Więc chcesz z nią kręcić?

Przewracam oczami.

– Nic nie rozumiesz. Nie chcę z nią kręcić. Po prostu lubię się gapić na jej tyłek. A robię jej kawał, bo jeśli ma tu mieszkać, musi się do nich przyzwyczaić. Jeśli wejdziesz między wrony…

Ridge unosi ręce w obronnym geście i rusza do swojego pokoju. W tej samej chwili otwierają się drzwi naszego mieszkania. Wbiegam do swojej sypialni i zamykam się, zanim zdążyła mnie zauważyć.

Siadam na łóżku i zaczynam czekać.

Czekam.

I czekam.

Kładę się. I dalej czekam.

Z jej pokoju nie dobiega żaden dźwięk. Nie słyszę, by wpadła w złość, że wypełniłem ponad pięćdziesiąt naczyń wodą i poustawiałem je w strategicznych punktach w całej sypialni. Nie słyszę, by szła z nimi do kuchni. Nie słyszę, by pukała do moich drzwi, chcąc w odwecie chlusnąć mi wodą w twarz.

Mam mętlik w głowie.

Wstaję i wychodzę z sypialni, ale nie znajduję jej ani w kuchni, ani w salonie. Przy drzwiach stoją jej buty, więc wiem, że wróciła do domu. I poszła do siebie.

Co za rozczarowanie. Przez jej brak reakcji zaczynam myśleć, że kawał się nie udał, chociaż wiem, że był świetny. Nie ma mowy, żeby zrobiła choć jeden krok w swoim pokoju bez wpadnięcia na jakieś naczynie z wodą.

Wracam do sypialni i kładę się na łóżku. Chcę być na nią zły. Chcę nienawidzić jej za to, że nie przyszła się zemścić.

Tyle że nie mogę. Nie mogę przestać się uśmiechać, bo jej reakcja całkowicie mnie zaskoczyła. Podoba mi się, że człowiek nie wie, czego spodziewać się po tej dziewczynie.

*

– Warren.

Jej głosik jest taki słodki… Chyba mi się to śni.

– Warren, obudź się.

Przesłodki. Wręcz anielski.

Przez kilka chwil przyzwyczajam się do jej głosu, do tego, że mnie budzi i że jest w mojej sypialni, wołając mnie po imieniu. Następnie powoli otwieram oczy, przewracam się na plecy, po czym opieram się na łokciach i patrzę na nią. Stoi w drzwiach naszej wspólnej łazienki. Włożyła za dużą koszulkę z logo Sounds of Cedar i wygląda na to, że nic pod nią nie ma.

– Co się dzieje? – pytam.

Pragnie mnie. Po prostu mnie pragnie.

Krzyżuje ramiona na piersiach, przekrzywia głowę i mruży oczy. Patrzę, jak zmieniają się w malutkie wściekłe szparki.

– Nie waż się wchodzić do mnie pod moją nieobecność, dupku.

Prostuje się, wraca do łazienki i trzaska drzwiami.

Patrzę na budzik. Jest druga w nocy. Trochę to trwało, ale doczekałem się reakcji na swój dowcip. Ciekawe, czy czekała, aż zasnę, żeby tu wpaść, obudzić mnie i na mnie nawrzeszczeć? Czy tak właśnie wyobraża sobie zemstę?

Co za amatorszczyzna.

Uśmiecham się do siebie i obracam na łóżku. I wtedy zaczyna się na mnie lać woda.

Co jest, kurwa?

Unoszę wzrok w chwili, gdy pusty kubek spada z wezgłowia i wali mnie centralnie między oczy.

Zaciskam powieki, zawstydzony, że tego nie przewidziałem. Wstyd mi za siebie. Będę musiał spać na ręcznikach, bo cały materac jest przemoczony.

Kiedy odrzucam kołdrę i zwieszam nogi, moje stopy trafiają na kolejne naczynia z wodą. Próbując wstać, wywracam kilka z nich, co wywołuje efekt domina. Pochylam się, usiłując powstrzymać kubki przed przewracaniem się, ale tylko wszystko pogarszam. Poustawiała je tak blisko siebie, na całej podłodze, że nie mogę znaleźć wolnego miejsca, żeby w nim stanąć.

Próbuję sięgnąć do szafki nocnej, równocześnie podnosząc prawą nogę, żeby nie wywrócić kolejnych kubków, ale tracę równowagę i w rezultacie… tak. Przewracam się. Prosto na stertę kubków pełnych wody. Po chwili mam już zalany cały dywan.

Brawo, Bridgette.

*

Robię kilka kursów z kubkami ze swojego pokoju do kuchni. Ridge siedzi przy stole, przyglądając mi się z zaciekawieniem. Domyślam się, że ma ochotę zapytać, jakim cudem wszystkie te naczynia znalazły się w mojej sypialni, ale woli mnie nie drażnić. Pewnie moja mina przekonała go, że bezpieczniej będzie powstrzymać się przed „a nie mówiłem”.

Drzwi pokoju Bridgette otwierają się i dziewczyna wychodzi z plecakiem przewieszonym przez ramię. Zastygam w bezruchu i gapię się na nią przez dłuższą chwilę. Włosy zebrała w koński ogon. Ma na sobie dżinsy i błękitną bluzkę na ramiączkach. Zwykle nosi skąpy strój kelnerki restauracji Hooters. Nie zrozumcie mnie źle, super w nim wygląda. Ale to? Kiedy patrzę na nią w tej bluzeczce, w japonkach na nogach i bez makijażu… Przestań się na nią gapić, upominam siebie w myślach.

– Dzieńdoberek, Warren – wita się, przeszywając mnie gniewnym wzrokiem. Spogląda na kubki w moich rękach. – Jak się spało?

Uśmiecham się do niej ponuro.

– Wal się, Bridgette.

Marszczy nos i kręci głową.

– Dzięki, ale nie – odpowiada, ruszając do drzwi mieszkania. – Aha, zapomniałabym. Skończył się papier toaletowy. I nie mogłam znaleźć swojej maszynki do golenia, więc skorzystałam z twojej. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu. – W progu odwraca się do mnie. – I… – znów marszczy nos – niechcący wrzuciłam twoją szczoteczkę do zębów do sedesu. Przepraszam. Ale nie martw się, wypłukałam ją.

Rzucam w nią kubkiem, ale zdążyła uciec na korytarz i naczynie uderza o drzwi.

To dopiero suka.

Ridge mija mnie jak gdyby nigdy nic, kierując się do swojego pokoju. Nawet na mnie nie patrzy, bo zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny i wie, że nie powinien się teraz odzywać.

Szkoda, że Brennan nie zna mnie lepiej, bo wybucha śmiechem, wchodząc do kuchni. Za każdym razem, gdy na mnie zerka, śmieje się coraz głośniej.

– Wiedziałem, że jest wredna, ale to już przesada. Jezu, Warren, ona cię nienawidzi. – Nie przestając się śmiać, otwiera zmywarkę, żeby włożyć do niej naczynia. – Naprawdę cię nienawidzi.

Przechodzę przez salon i stawiam puste kubki na blacie obok zlewu.

– Nie dam rady dłużej – mówię. – Nie mogę mieszkać z tą dziewczyną.

Brennan patrzy na mnie z rozbawieniem. Nie bierze na serio moich słów.

– Dzisiaj wieczorem. Dzisiaj wieczorem ma stąd zniknąć. Może zamieszkać z przyjaciółką albo ze swoją siostrunią, z którą ciągle gada przez telefon. Nie chcę jej tutaj, Brennan.

Wie już, że nie żartuję. Prostuje się i opiera dłonie na blacie za sobą, po czym kręci głową.

– Ona się nie wyprowadzi.

Zamyka zmywarkę i wciska guzik. Rusza w kierunku swojego pokoju, więc idę za nim.

– To nie ty decydujesz o tym, kto tu mieszka. Przez dwa tygodnie próbowałem się z nią dogadać, ale to, kurwa, niemożliwe.

Brennan odwraca się i patrzy na kubki piętrzące się na blacie kuchennym

– Myślisz, że robienie jej głupich dowcipów to próba dogadania się? – Przenosi wzrok na mnie. – Musisz się jeszcze wiele nauczyć o kobietach, Warren. – Odwraca się z powrotem i idzie do swojej sypialni. – Ona zostaje. Jest twoją współlokatorką, pogódź się z tym.

Trzaska drzwiami, czym wkurza mnie jeszcze bardziej, bo naprawdę mam już dosyć tego ciągłego trzaskania. Przechodzę przez salon i zamaszyście otwieram drzwi jego pokoju.

– Ona albo ja! – krzyczę.

I momentalnie żałuję tych słów. Chociaż nie. Nie zamierzam się stąd wynieść, ale może ta pogróżka sprawi, że zmieni zdanie. On jednak tylko wzrusza ramionami.

– To na razie – mówi beztrosko.

Walę pięścią we framugę.

– Poważnie? Wolisz, żebym to ja się wyprowadził?

Wstaje i podchodzi do mnie.

– Tak. Właśnie tak. Więc przemyśl to, a potem daj mi znać, kiedy się stąd wyniesiesz.

Próbuje zamknąć mi drzwi przed nosem, ale udaje mi się je odepchnąć.

– Posuwasz ją – stwierdzam.

– Przestań wreszcie! Wcale jej nie posuwam.

Zaciskam szczęki i kiwam powoli głową. To jedyne wytłumaczenie, dlaczego bez przerwy jej broni.

– Nie wiem, czemu tego po prostu nie przyznasz, Brennan. To nic takiego. Kochasz Bridgette i nie chcesz, żeby się wyprowadziła. Jeśli to przyznasz, przestanę.

Brennan również zaciska szczęki, po czym jęczy z frustracją. Sunie dłońmi po włosach i nagle to dostrzegam. Ma to wypisane na twarzy.

On ją kocha.

Trochę nieswojo się z tym czuję, co nie ma sensu, bo przecież nic mi ta laska nie robi i usiłuję się jej stąd pozbyć.

– Warren – mówi Brennan spokojnym głosem.

Cofa się i pokazuje mi, żebym wszedł. Nie wiem, dlaczego tak bardzo pragnie prywatności, skoro jedyną poza nami osobą w mieszkaniu jest Ridge. Zamyka za mną drzwi, opiera dłonie na biodrach i przez dłuższą chwilę wpatruje się w podłogę. Kiedy w końcu przenosi wzrok na mnie, w jego oczach dostrzegam rozpacz.

Wiedziałem.

– Nie kocham Bridgette – tłumaczy spokojnie. – A przynajmniej nie tak, jak myślisz. Ona jest moją siostrą.3

Chodzę po pokoju, trzymając się za głowę i przystając co kilka kroków, żeby popatrzeć na Brennana.

Wolałbym już, żeby ją posuwał.

– Jak to? – pytam. – Jak to w ogóle możliwe? – Odwracam się do niego. – I dlaczego nic mi nie powiedzieliście?

Czuję się trochę urażony tym, że Ridge i Brennan próbowali utrzymać to w tajemnicy przede mną. To nie _fair_, przecież jestem dla nich jak rodzina. To u mnie zamieszkali, gdy wynieśli się z domu. Moi rodzice ich przygarnęli.

– Ridge o niczym nie wie – odpowiada Brennan. – Nie chcę mu mówić, dopóki nie będziemy na sto procent pewni. Niedługo zrobimy test DNA. Na razie nie mieliśmy czasu, a poza tym to trochę kosztuje.

Świetnie. Nie mogę mieć tajemnic przed Ridge’em. To mój najlepszy kumpel od dziesiątego roku życia. Nigdy niczego przed nim nie ukrywałem, zwłaszcza czegoś tak poważnego.

– Warren, przyrzeknij, że mu nie powiesz. Ostatnie, czego mu w tej chwili trzeba, to jeszcze więcej stresów. Poza tym jeśli dowie się, że kontaktowałem się z naszym ojcem, potraktuje to bardzo osobiście.

Unoszę dłonie.

– Z waszym ojcem? Co ci strzeliło do łba, żeby spotykać się z tym bydlakiem?

Kręci głową.

– To nie była moja inicjatywa. Kiedy Bridgette odkryła, że jej matka miała romans z naszym ojcem, odnalazła mnie i poprosiła o pomoc. – Krzyżuje ręce na piersiach i wbija wzrok w podłogę. – Ostrzegałem ją, ale uparła się, żeby się z nim zobaczyć. Nie chciałem go widzieć, ale wiem, że jeśli Ridge dowie się, że ją do niego zabrałem, będzie miał mi za złe, że zrobiłem to za jego plecami.

– Co wasz ojciec powiedział, kiedy zjawiłeś się po latach?

Ridge i Brennan zamieszkali ze mną i moimi rodzicami, kiedy mieli odpowiednio siedemnaście i czternaście lat. Minęło jakieś siedem lat, odkąd kontaktowali się z ojcem.

Brennan kręci głową.

– Jest dokładnie taki sam jak kiedyś. Zamienił z nami ze dwa zdania, zanim odesłał nas w cholerę. Wydaje mi się, że rozczarowało ją to tak bardzo, że myśli o teście DNA tylko ze względu na mnie i Ridge’a. Chce się przekonać, czy jesteśmy jej braćmi. Chyba po prostu chciałaby mieć jakąś rodzinę. To dlatego jej pomagam. Strasznie mi jej żal.

Nie mieści mi się to wszystko w głowie. Nigdy bym na to nie wpadł.

– Nawet nie jest do was podobna.

Brennan i Ridge wyglądają niemal identycznie i obaj pod względem wyglądu wdali się w ojca. Jeśli Bridgette rzeczywiście jest ich siostrą, powinno coś ją z nimi łączyć. Tymczasem wszelkie podobieństwa kończą się na ciemnych włosach. Nawet oczy mają inne (oni brązowe, ona zielone), więc musiała wdać się w matkę. Inna sprawa, że nie chciałbym, aby byli do siebie podobni. Trochę dziwnie bym się z tym czuł.

Brennan wzrusza ramionami.

– Ciągle nie mamy pewności. Jeśli okaże się, że jednak nie jest jego córką, Ridge nigdy się nie dowie o całej tej sprawie.

Kiwam głową, przyznając Brennanowi rację. Ridge i tak ma już na głowie kłopoty z Maggie. Dopóki nie mają stuprocentowej pewności, lepiej nie dodawać mu stresów.

– Co stanie się z Bridgette, jeśli okaże się, że jednak nie jest waszą siostrą? – pytam.

Brennan wzrusza ramionami.

– Wtedy pozostanie po prostu naszą współlokatorką.

Siadam na łóżku, próbując to jakoś ogarnąć. To wszystko zmienia. Jeśli Bridgette okaże się siostrą Ridge’a i Brennana, przestanie być tylko moją współlokatorką. Ona, jej wredny charakter i skąpe stroje kelnerki staną się na zawsze częścią naszego życia.

Nie wiem, co o tym wszystkim sądzić.

– Jesteś pewien, że nie próbuje cię oszukać?

Brennan przewraca oczami.

– Ta dziewczyna po prostu usiłuje jakoś przetrwać. Miała naprawdę pojebane życie. Nawet jeśli się okaże, że nie jest z nami spokrewniona, zasługuje na szansę. Nie wymagam od ciebie, żebyś ją polubił. Proszę cię tylko o jedno: pozwól jej tu zostać.

Kiwam głową i opadam na łóżko. Siostra?

– No dobra – odzywam się w końcu. – Chyba rzeczywiście nie kochasz się w niej. A to znaczy, że ja mogę.

Brennan rzuca we mnie poduszką.

– Jesteś obrzydliwy.4

Brennan ma rację. Jestem obrzydliwy. W życiu nie byłem tak zdegustowany swoim zachowaniem jak przez ostatnie dwa tygodnie. Od chwili, gdy dowiedziałem się, że Bridgette może być siostrą Ridge’a i Brennana, nie mogę przestać się na nią gapić. Wciąż usiłuję dostrzec jakieś podobieństwo między nimi, ale jedyne, co dostrzegam, to że niesamowicie seksownie wygląda w swoim mundurku kelnerki.

Napawa mnie to obrzydzeniem do siebie, co z kolei wywołuje naprawdę dziwne sny. Ostatniej nocy na przykład śniło mi się, że wszedłem do mieszkania, a ona stała w kuchni w tych swoich kusych pomarańczowych spodenkach i z odsłoniętym brzuchem. Kiedy jednak przeniosłem wzrok na jej twarz, okazało się, że to nie ona, tylko Brennan. Uśmiechnął się do mnie głupkowato, a kiedy się zakrztusiłem, ze swojego pokoju wyszedł Ridge. On również miał na sobie strój kelnerki.

Kiedy się obudziłem, natychmiast pobiegłem do łazienki i umyłem zęby, choć nie mam pojęcia, dlaczego myślałem, że akurat mycie zębów w czymś pomoże. Cała ta sprawa mąci mi w głowie bardziej, niż powinna. Z jednej strony fajnie by było, gdyby Ridge i Brennan mieli siostrę. Z drugiej nie chcę, żeby tą siostrą była właśnie Bridgette. Głównie dlatego, że mam pewne wątpliwości co do powodu, z jakiego zjawiła się tutaj akurat w chwili, gdy Brennan zaczął odnosić sukcesy. Czy nie kierują nią żadne ukryte motywy? Może myśli, że jest bogaty?

Jako menadżer zespołu mogę ją zapewnić, że nie jest. Na razie całą kasę zarobioną przez zespół zżera promocja i koszty tras. Chłopaki wkładają w granie mnóstwo czasu i wysiłku, ale jeśli nie zaczną zarabiać podczas następnej trasy, może okazać się ona ich ostatnią. To dlatego jestem trochę cięty na Bridgette – Brennan powinien teraz w pełni skoncentrować się na Sounds of Cedar, a Ridge na tworzeniu piosenek. Nie chcę, żeby pochłonął ich rodzinny dramat.

Tylko… kurde. Te spodenki…

Stoję w drzwiach swojej sypialni i nie mogę oderwać od niej wzroku. Jest w kuchni, rozmawia przez telefon, jednocześnie robiąc sobie coś do jedzenia. Telefon leży na blacie, dziewczyna włączyła głośnik.

Na razie mnie nie zauważyła, więc korzystam z okazji i się gapię. Jeszcze nigdy nie byłem świadkiem tego, jak prowadzi normalną rozmowę. Dziwne, biorąc pod uwagę, że dosyć często widzi się ludzi rozmawiających ze sobą. To dużo mówi o Bridgette. Bez wątpienia stanowi ciekawy przypadek z punktu widzenia antropologii – najwyraźniej nie przystosowała się do norm zachowania typowych dla młodych kobiet.

– Nie wytrzymam dłużej w tym akademiku – rozlega się głos w komórce. – Moja współlokatorka ma inteligencję pantofelka.

Bridgette spogląda w kierunku telefonu. Ciągle jeszcze mnie nie zauważyła.

– Wytrzymasz do końca szkoły.

– I co wtedy? Zamieszkamy razem?

Wytężam słuch, licząc na pozbycie się Bridgette.

– Nie stać nas na własne mieszkanie – odpowiada dziewczyna.

– Byłoby nas stać, gdybyś wróciła do grania w pornosach.

– To był tylko jeden pornos – prostuje Bridgette. – Potrzebowałyśmy kasy. A poza tym mój występ trwał zaledwie trzy minuty, więc przestań mi o tym ciągle przypominać.

Jasna cholera. Proszę, podaj tytuł. Muszę znać tytuł tego filmu.

– Dobra, już dobra – odpowiada jej rozmówczyni ze śmiechem. – Nie będę ci o tym przypominać, jeśli obiecasz, że za trzy miesiące nie będę już mieszkała w akademiku.

Bridgette kręci głową.

– Wiesz, że nie składam obietnic bez pokrycia. A poza tym przypomnij sobie te trzy miesiące, kiedy mieszkałyśmy razem. Dotąd jestem w szoku, że się nie pozabijałyśmy. Zachowajmy może zdrowy dystans. Wierz mi, lepiej ci będzie w akademiku.

– Wiem, wiem… – wzdycha dziewczyna. – Muszę po prostu ruszyć dupsko i znaleźć pracę. Jak tam ci się układa w Hooters?

Bridgette prycha.

– To najgorsza robota, jaką miałam. – Odwraca się, by wziąć komórkę, i wtedy mnie dostrzega.

Nawet nie próbuję ukrywać, że słyszałem tę rozmowę. Przeszywając mnie wściekłym wzrokiem, podnosi telefon do ucha i rzuca:

– Zadzwonię później, Brandi. – Rozłącza się i rzuca komórkę na blat. – O co ci chodzi?

Wzruszam ramionami.

– O nic – odpowiadam, po czym ruszam w kierunku kuchni.

Nie gap się na jej spodenki, nie gap się na jej spodenki…

– Po prostu nie wiedziałem, że umiesz normalnie rozmawiać.

Bridgette przewraca oczami i unosi talerz z jedzeniem, które właśnie skończyła przygotowywać. Idzie do swojego pokoju.

– Jestem miła dla osób, które na to zasługują.

W drzwiach odwraca się do mnie.

– Podwieź mnie za godzinę do pracy. Oddałam samochód do warsztatu.

Po chwili znika w sypialni.

Krzywię się, bo z jakiegoś niejasnego powodu myśl o podrzuceniu jej do pracy podnieca mnie, a to z kolei sprawia, że jestem sobą rozczarowany. Czuję się tak, jakbym cierpiał na rozdwojenie jaźni. Z jednej strony uważam swoją nową współlokatorkę za szalenie atrakcyjną, z drugiej natomiast nie mogę znieść obecności tej suki.

Z kolei trzecia strona mojej osobowości każe mi przeszukać wszelkie możliwe strony pornograficzne. Muszę znaleźć film, w którym grała. Po prostu muszę. Dopóki go nie zobaczę na własne oczy, nie będę w stanie myśleć o niczym innym.

*

– Jak się nazywa Bridgette? – pytam Brennana. Przez ostatnie pół godziny wysłałem do niego pięć esemesów z tym pytaniem, ale nie odpisał, więc ostatecznie do niego dzwonię. Jestem pewien, że znając jej nazwisko, bez problemu wyguglam tytuł.

– Cox. A co?

Wybucham śmiechem.

– Bridgette Cox? Naprawdę?

Na linii przez chwilę panuje cisza.

– Co w tym śmiesznego? – pyta w końcu. – I do czego potrzebne ci jej nazwisko?

– Bez powodu – odpowiadam. – Dzięki.

Rozłączam się bez wyjaśnień. Ostatnia rzecz, o jakiej powinien się dowiedzieć, to że jego hipotetyczna siostra grała w pornosie.

Ale Cox? To rasowe nazwisko gwiazdki porno; brzmi jak _cocks_, czyli kutasy! Zbyt piękne, żeby było prawdziwe.

Następny kwadrans spędzam, szukając jej powiązań z seksbiznesem. Bez skutku. Najwyraźniej występowała pod pseudonimem.

Drzwi mojej sypialni otwierają się raptownie. Zamykam pospiesznie laptop.

– Jedziemy – mówi Bridgette.

Wstaję i wkładam buty.

– Nie umiesz pukać? – pytam, idąc za nią przez salon.

– Serio, Warren? Mówi to facet, który przez ostatnie dwa tygodnie co najmniej trzy razy zaskoczył mnie w łazience?

– Trzeba było zamykać drzwi – odgryzam się.

Bez słowa wychodzi z mieszkania. Zgarniam klucze z barku i ruszam za nią. Ciekaw jestem, dlaczego nigdy się nie zamyka, kiedy idzie pod prysznic. Pierwsze, co przychodzi mi do głowy: robi to specjalnie. Chyba się jej podoba to, że na nią wpadam. Dlaczego w innym wypadku by się nie zamykała?

No i nosi ten cholerny mundurek kelnerki o wiele dłużej, niż powinna. Wkłada go jakieś dwie godziny przed wyjściem do pracy i nie zdejmuje długo po powrocie. Większość ludzi chodzi jak najkrócej w ciuchach roboczych, jednak Bridgette najwyraźniej lubi świecić mi przed oczami gołym tyłkiem.

Zatrzymuję się na dole schodów i wpatruję w jej tyłek, gdy dziewczyna idzie w kierunku mojego samochodu.

Ja cię kręcę. Ona mnie podrywa.

Kiedy nie udaje się jej otworzyć drzwi auta, odwraca się do mnie. Patrzy wyczekująco, ja tymczasem dalej stoję, gapiąc się na nią z otwartymi ustami.

Podobam się jej.

– Otwieraj, Warren. Jezu…

Unoszę kluczyk, celuję w samochód i odblokowuję drzwi. Bridgette wsiada, opuszcza osłonę przeciwsłoneczną i przegląda się w lusterku, poprawiając włosy. Kiedy zajmuję miejsce za kierownicą, na moich ustach pojawia się uśmiech.

Bridgette na mnie leci.

Nieźle się zapowiada.

Wycofuję auto z parkingu i wyjeżdżam na ulicę. Usiłuję się skupić na jeździe, ale ciągle zerkam na jej nogi. Kładzie jedną z nich na desce rozdzielczej i gładzi się po udzie. Trudno zgadnąć, czy mnie uwodzi, czy po prostu lubi odgłos paznokci skrobiących o rajstopy.

Poprawiam się w fotelu i przełykam głośno ślinę. Nigdy jeszcze nie znajdowaliśmy się tak blisko siebie przez tak długi czas. Napięcie między nami jest ewidentne. Ciekawe, czy tylko ja je wyczuwam, czy ona też. Chrząkam i staram się z godnością przejechać drogę do jej pracy. To najbardziej niezręczne szesnaście kilometrów, jakie w życiu pokonywałem.

– Hm… – Usiłuję jakoś przełamać pierwsze lody. – Lubisz swoją pracę?

Bridgette śmieje się półgębkiem.

– Jasne, Warren. Uwielbiam ją. Uwielbiam, gdy stare oblechy łapią mnie za tyłek, a pijaczki traktują moje cycki jak swoje zabaweczki.

Kręcę głową. Nie wiem, dlaczego przyszło mi do głowy, że rozmowa z nią to dobry pomysł. Wypuszczam powietrze z płuc i rezygnuję z dalszych pytań. Z nią po prostu nie da się gadać.

Przez kolejne trzy kilometry w samochodzie panuje milczenie. W końcu słyszę, jak ciężko wzdycha. Zerkam na nią, ale nie odrywa wzroku od szyby.

– Dają niezłe napiwki – szepcze.

Uśmiecham się i z powrotem koncentruję na drodze przed sobą. Wiem, że w ustach Bridgette to przeprosiny.

– Fajnie – mówię. To z kolei mój sposób na powiedzenie: „przeprosiny przyjęte”.

Przez resztę drogi już się nie odzywamy. Kiedy zatrzymuję się przed restauracją, wysiada z auta, po czym pochyla się i patrzy na mnie.

– Przyjedź po mnie o jedenastej w nocy.

Trzaska drzwiami, nie mówiąc „proszę”, „dziękuję” czy choćby „cześć”. A jednak, chociaż jest najbardziej niegrzeczną osobą, jaką znam, nie mogę przestać się uśmiechać.

Chyba jesteśmy sobie przeznaczeni.

*

Po powrocie do domu zabieram się do przeglądania pornosów dostępnych w usłudze _pay-per-view_ w naszej kablówce. Przez kilka godzin oglądam je wszystkie w przyspieszeniu, wciskając pauzę za każdym razem, gdy widzę dziewczynę choć trochę przypominającą Bridgette. Zakładam, że mogła nosić perukę, więc nie ograniczam się tylko do kobiet o jej kolorze włosów.

Kiedy na kanapie obok mnie siada Ridge, zastanawiam się przez chwilę, czy nie włączyć napisów, ale w końcu tego nie robię. Bądźmy szczerzy, filmów dla dorosłych nie ogląda się dla dialogów.

Ridge szturcha mnie, żeby przyciągnąć moją uwagę.

– Skąd to nagłe zainteresowanie? – pyta, nawiązując do tego, że przez cały dzień oglądam pornosa za pornosem.

Uznaję, że nie mogę sobie pozwolić na szczerość.

– Po prostu lubię porno – odpowiadam, wzruszając ramionami.

Kiwa głową, po czym wstaje.

– Nie będę kłamał – miga. – Robi się trochę niezręcznie. Gdybyś mnie potrzebował, jestem na balkonie.

Włączam pauzę.

– Napisałeś jakąś nową piosenkę? – pytam.

Ridge sprawia wrażenie przygnębionego.

– Jeszcze nie – odpowiada, kręcąc głową.

Kiedy odchodzi, ogarniają mnie wyrzuty sumienia, że zapytałem. Nie wiem, co się zmieniło przez ostatnie miesiące, ale nie jest już taki jak dawniej. Wydaje się bardziej zestresowany niż zwykle i zaczynam się zastanawiać, czy nie pokłócił się z Maggie. Twierdzi, że nie, ale nie miał jeszcze nigdy aż tak dużych problemów z pisaniem muzyki dla zespołu, a wszyscy wiedzą, że muzycy czerpią inspirację głównie z miłości.

Zawsze trochę zazdrościłem Ridge’owi i Brennanowi talentu. Właściwie to zazdroszczę Ridge’owi wielu rzeczy. Na przykład tego, że wydaje się taki dojrzały. Nie jest tak porywczy jak ja i chyba też bardziej ode mnie zwraca uwagę na uczucia innych. Wiem, że Brennan też zawsze go podziwiał, więc ciężko nam patrzeć, jak się z czymś boryka. Wiedział, w co się pakuje, gdy zaczął chodzić z Maggie. Nie jestem pewien, czy jest coraz bardziej nieszczęśliwy w tym związku, czy po prostu martwi się, że ona jest coraz bardziej nieszczęśliwa z nim. Niezależnie od tego, o co chodzi, nie wiem, jak mu pomóc.

Właściwie nie sądzę, żebym był w stanie to zrobić.

Przenoszę uwagę z powrotem na telewizor i przewijam na podglądzie kolejne sceny. Trzy filmy dalej uświadamiam sobie, że już jedenasta i spóźniłem się z odebraniem Bridgette.

Cholera. Przy pornosach czas szybko mija.

Następne kilka minut to jakby ciąg dalszy przewijania na podglądzie. Pokonuję piętnaście kilometrów do Hooters w rekordowym tempie. Widzę Bridgette stojącą przed wejściem do restauracji z rękami skrzyżowanymi na piersiach i przeszywającą gniewnym wzrokiem mój samochód. Otwiera drzwi i wsiada.

– Spóźniłeś się.

Czekam, aż zamknie drzwi, i dopiero wtedy ruszam.

– Nie ma za co, Bridgette.

Czuję, że jest wściekła. Zżera mnie ciekawość, czy to z powodu mojego spóźnienia, czy miała beznadziejną zmianę w pracy, jednak nie pytam. Ledwo zajeżdżamy na osiedle, wyskakuje z samochodu, zanim jeszcze się zatrzymałem. Wbiega po schodach i trzaska drzwiami.

Kiedy wchodzę do mieszkania, jest już w sypialni. Staram się być wyrozumiały, ale to po prostu… cholernie chamskie z jej strony. Zafundowałem jej przejażdżkę do pracy i z powrotem, a co otrzymałem w zamian? Nie trzeba być ekspertem od _savoir-vivre_’u, by wiedzieć, że ta dziewczyna zachowuje się po prostu niegrzecznie. Do diabła, jestem jednym z najbardziej niegrzecznych ludzi, jakich znam, ale nawet ja nie potraktowałbym kogoś tak jak ona mnie.

Wchodzę do swojej sypialni, a stamtąd wprost do łazienki. Już tam jest, stoi przy umywalce i myje twarz.

– Znowu problem z pukaniem? – pyta, przewracając oczami.

Nie zwracając na nią uwagi, podchodzę do sedesu. Podnoszę klapę, rozpinam rozporek i zaczynam sikać. Słysząc, jak zaskoczona wciąga gwałtownie powietrze, z ledwością powstrzymuję uśmiech.

– Serio? – pyta.

Dalej ją ignorując, kończę, po czym spuszczam wodę. Specjalnie zostawiam podniesioną deskę i podchodzę do umywalki. Zobaczymy, kto jest większym dupkiem, Bridgette.

Wyciskam pastę na szczoteczkę i zaczynam myć zęby. Szturcha mnie, próbując mnie odepchnąć od kranu. Odpowiadam jej tym samym i dalej szczotkuję zęby. Kiedy zerkam w lustro na nasze odbicia, podoba mi się to, co widzę. Jestem kilkanaście centymetrów wyższy od niej, mam ciemniejsze włosy i brązowe oczy, a nie tak jak ona zielone. Mimo to pasujemy do siebie. Stojąc przy niej, widzę, że tworzylibyśmy ładną parę. Pewnie dorobilibyśmy się słodkich dzieciaków.

Cholera.

Nie powinienem pozwalać sobie na takie myśli.

Bridgette kończy ścierać makijaż z twarzy, a potem też chwyta za szczoteczkę. Przepychamy się, walcząc o miejsce przy kranie, prawdopodobnie szorując zęby z większą zapalczywością niż kiedykolwiek przedtem. Z wściekłością spluwamy do umywalki, szturchając się przy tym.

W końcu płuczę szczoteczkę i wkładam ją do uchwytu. Ona robi to samo. Kiedy podstawiam dłonie pod wodę i pochylam się, żeby wypłukać usta, Bridgette odpycha mnie, sprawiając, że zalewam wodą cały blat. Odczekuję chwilę i gdy podstawia ręce pod kran, robię to samo. Woda jest wszędzie.

Zaciska palce na blacie i oddycha głęboko, próbując się uspokoić. Najwyraźniej nie udaje jej się to, bo nagle podstawia dłoń pod kran i pryska mi w twarz.

Zamykam oczy, próbując wczuć się w jej sytuację. Może miała dzisiaj kiepski dzień. Może nie cierpi swojej pracy. Może nie cierpi swojego życia.

Wszystko to nie usprawiedliwia tego, że dotąd nie podziękowała mi za podwózkę. Traktuje mnie, jakbym zniszczył jej życie, tymczasem próbuję jej we wszystkim pójść na rękę.

Otwieram oczy i omijając ją wzrokiem, zakręcam kran, po czym biorę ręcznik i wycieram twarz. Przygląda mi się uważnie, czekając na odwet. Podchodzę do niej, a ona się cofa, dopóki nie dotyka pośladkami blatu. Cały czas się we mnie wpatruje, kiedy się nad nią pochylam.

Niemal dotykamy się piersiami. Czuję jej gorący oddech, kiedy otwiera usta. Już mnie nie odpycha. Sprawia wrażenie, jakby zachęcała mnie, bym posunął się dalej, nie przerywał.

Opieram się dłońmi o blat po obu stronach, zamykając jej drogę ucieczki. Wciąż nie protestuje i wiem, że gdybym spróbował ją pocałować, nie opierałaby się. W innych okolicznościach już bym ją całował. Rozdzieliłbym językiem jej usta, bo, kurwa, są przepiękne. Nie wiem, jakim cudem tyle jadu może wypływać z tak delikatnych usteczek.

– Bridgette – mówię spokojnie.

Przełyka głośno ślinę, nie odrywając ode mnie wzroku.

– Warren – odpowiada głosem tyleż zdecydowanym, co pełnym desperacji.

Uśmiecham się ledwie kilka centymetrów od jej twarzy. To, że dopuściła mnie tak blisko siebie, dowodzi tylko słuszności mojej teorii. Ona mnie pragnie. Pragnie, bym ją pieścił, całował i zabrał do łóżka. Zastanawiam się, czy w sypialni jest równie dzika jak poza nią.

Pochylam się jeszcze niżej, a z jej ust wydobywa się cichutki jęk. Przenosi spojrzenie z moich oczu na usta. Powoli zagryzam dolną wargę. Wpatruje się w nią z wyraźną fascynacją. Serce podchodzi mi do gardła i czuję, że pocą mi się dłonie. Nie jestem pewien, czy mogę to zrobić. Nie jestem pewien, czy dam radę się jej oprzeć.

Sięgam za nią prawą ręką i biorę z blatu płyn do płukania ust. Gdy już nasze wargi mają się zetknąć, odsuwam się i odkręcam nakrętkę z buteleczki. Nie odrywając wzroku od Bridgette, nabieram płynu do ust, po czym zakręcam flakonik i odstawiam na blat.

Widzę, jak pożądanie w jej oczach ustępuje miejsca wściekłości. Jest zła zarówno na mnie, jak i na siebie. Może też zawstydzona. Kiedy dociera do niej, że się zabawiłem jej kosztem, mruży oczy i wpatruje się we mnie z furią. Podchodzę do umywalki, wypluwam płyn i wycieram usta ręcznikiem. A potem ruszam do swojej sypialni.

– Dobranoc, Bridgette – rzucam na odchodnym.

Zamykam drzwi, opieram się o nie i przymykam powieki. Kiedy dobiega mnie trzaśnięcie drzwi jej sypialni, oddycham z ulgą. Nigdy jeszcze nie czułem równie wielkiego podniecenia. Nigdy też nie byłem tak dumny z siebie. Wyrzeczenie się jej ust i tęsknego spojrzenia było najtrudniejszą rzeczą pod słońcem. A także najważniejszą. Musiałem mieć wszystko pod kontrolą, bo ta dziewczyna miała nade mną zbyt dużą władzę i nawet o tym nie wiedziała.

Gaszę światło i idę spać, próbując nie myśleć o tym, do czego o mało nie doszło. Po kilku minutach kapituluję. Postanawiam wykorzystać obrazy, które mam w głowie. Wkładam rękę w bokserki i myślę o jej pomarańczowych spodenkach. I o jej ustach. A także o jej oddechu, gdy pochyliłem się nad nią.

Zamykam oczy i fantazjuję, co by się mogło stać, gdybym nie był aż tak uparty. Nie skończyłoby się tylko na pocałunkach. Myślę też o tym, że znajduje się zaledwie kilka metrów ode mnie. Mam nadzieję, że również ją trawi frustracja.

Dlaczego ona jest taka wredna? W następnej chwili dociera do mnie, że nie powinienem się dziwić. Przecież mam słabość do wrednych lasek.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: