Migawka - ebook
Migawka - ebook
Gdybyście mogli odtworzyć jeden dzień, jakie mroczne sekrety udałoby się wam odkryć?
Brandon Sanderson stworzył thriller policyjny inny niż wszystkie. Anthony Davis i jego partner Chaz są jedynymi prawdziwymi ludźmi spośród dwudziestu milionów mieszkańców miasta. Trafili tam na podstawie nakazu sądowego, by dowiedzieć się, co wydarzyło się w prawdziwym świecie przed dziesięcioma dniami. To z kolei umożliwi odnalezienie ukrytych dowodów w realnym mieście.
Wewnątrz odtworzonej Migawki 1 maja Davis i Chaz są najwyższą władzą. Ich odznaki pozwalają im ominąć każdą przeszkodę i lekceważyć prawa obywatelskie otaczających ich podróbek. Jednak przestępstwa, które mają zbadać, wydają im się banalne – do chwili, gdy natrafią przypadkiem na ofiary seryjnego mordercy. I mimo iż centrala nie pozwala im przeprowadzić dochodzenia, obaj policjanci postanawiają zignorować ten rozkaz.
Rozpoczęło się polowanie. A choć miasto wraz z podróbkami przestanie istnieć po wyłączeniu Migawki, nie oznacza to jeszcze, że Davis i Chas wyjdą z niego z życiem.
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66712-76-8 |
Rozmiar pliku: | 1 001 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Aby opowieść trafiła do rąk czytelników, nie wystarczy, bym ją napisał. Za kulisami pracuje duża grupa, która stara się, by cała książka była piękna i wygładzona.
Dziękuję Peterowi Orullianowi i Steve’owi Diamondowi, którzy bardzo się starali, by Migawka była niesamowita w każdym aspekcie. Moshe Feder, Joshua Bilmes i niekwestionowany Peter Ahlstrom jak zawsze zgłosili doskonałe poprawki redakcyjne, dzięki którym historia stała się lepsza. Deanna Hoak zapewniła świetną korektę, a utalentowany Howard Lyon odpowiada za piękną ilustrację na okładce.
Jestem ogromnie wdzięczny społeczności pierwszych czytelników za nieocenione informacje zwrotne, które od nich otrzymałem. Byli to Trae Cooper, Mark Lindberg, Nikki Ramsay, Ted Herman, Gary Singer, Ross Newberry, Alice Arneson, Louis Hill, Bob Kluttz, Lyndsey Luther, Megan Kanne, Brian T. Hill, Richard Fife, Ben Black, Aubree Pham, Bao Pham, Josh Walker, Jory Phillips i Eric Lake. Szczególnie chciałbym podziękować Lorze Jean Buss i Glenowi Bussowi, za informacje związane z ochroną porządku publicznego, i Kristinie Kugler za pomoc w korekcie.
Po raz kolejny mój zespół z Dragonsteel przeczytał tę historię, skomentował ją i wciąż wspiera mnie i moją twórczość na wszystkie możliwe sposoby. Peter Ahlstrom, Karen Ahlstrom, Kara Stewart, saac Stewart, Adam Horne i Emily Sanderson.
Brandon SandersonRozdział pierwszy
Anthony Davis – jeden z dwóch prawdziwych ludzi w mieście liczącym dwadzieścia milionów mieszkańców – złapał burrito, które rzucił mu jego partner.
– Na którym końcu jest musztarda?
– Musztarda? – powtórzył Chaz. – A kto dodaje musztardę do burrito?
– Ty. Z której strony?
Chaz uśmiechnął się, ukazując idealne białe zęby. Były sztuczne. Po tym, jak przed dwoma laty oberwał w twarz stołkiem barowym, stracił jeden, ale kazał dentyście wstawić implant, który wyglądał zbyt idealnie i nie pasował do pozostałych zębów. Do tej pory zdążył wymienić już większość.
– Musztarda jest na końcu po twojej lewej. – Chaz wskazał na burrito. – Skąd wiedziałeś?
Davis jedynie chrząknął i oderwał koniec burrito. Fasolka, ser, wołowina. I musztarda. Chaz żywił to idiotyczne przekonanie, że pewnego dnia jego partner odgryzie kawałek z musztardą i się nawróci. Davis pokręcił głową i wyrzucił oderwany kawałek burrito do najbliższego kosza.
Szli ulicą w cywilnych ubraniach. Otaczało ich olbrzymie miasto New Clipperton, tak autentyczne, że nikt by nie powiedział, iż jest Migawką – odtworzeniem określonego dnia w prawdziwym mieście. Całe miasto zostało zrekonstruowane z wykorzystaniem metod, które prosty gliniarz taki jak Davis ledwie pojmował.
W rzeczywistości znajdowali się w olbrzymim podziemnym kompleksie, ale zupełnie tego nie zauważał – widział słońce nad głową i czuł smród dochodzący z bocznej uliczki, którą mijali. Wszystko wydawało mu się realne. Na swój sposób było realne – zbudowane z surowej materii, którą można było poczuć, powąchać, usłyszeć i – o czym świadczył kęs, który odgryzł Davis – posmakować.
A niech to. Przegapił trochę musztardy.
– Zastanawiałeś się kiedyś – Chaz mówił z pełnymi ustami – ile kosztują te burrito? To znaczy tak naprawdę. Energia potrzebna, by je stworzyć i umieścić tutaj, żebyśmy mogli je kupić?
– Kupę kasy. – Davis odgryzł kolejny kęs. – I jednocześnie zupełnie nic.
– Hmm… To trochę tak, jak ty mówisz różne rzeczy, które jednocześnie zupełnie nic nie znaczą?
– Projekt Migawka to koszty utopione, Chaz. Goście w garniakach już zapłacili za to miejsce i technologię potrzebną do jego stworzenia. Wszystko jest na miejscu, a koszty początkowe były ogromne. Ale tak naprawdę nie mieliśmy wyboru.
Kiedy nowy amerykański rząd wycofał się z Clipperton, postanowił nie usuwać instalacji pod miastem. Davis był przekonany, że Amerykanie chcieli, żeby pozostała, na wypadek gdyby postanowili wrócić i jeszcze trochę pobawić się swoim eksperymentem. Ale nie chcieli też tak po prostu jej oddać. I dlatego New Clipperton – oficjalnie niezależne państwo-miasto – dostało „szansę” na przejęcie Projektu Migawka. Za bardzo wysoką opłatą.
Davis odgryzł kolejny kęs burrito.
– Całość mnóstwo nas kosztowała, ale co się stało, to się nie odstanie, więc równie dobrze możemy z tego korzystać.
– No tak, ale to burrito, stary. Robią dla nas burrito. Zawsze się zastanawiałem, czy goście z księgowości nie pomyślą pewnego dnia „Burrito są zbyt błahe. Usuńmy je”.
– To tak nie działa. Jeśli zamierza się wykorzystać Migawkę do odtworzenia dnia, trzeba to zrobić doskonale. Czyli nasze burrito, graffiti na tamtej ścianie, ta kobieta, na którą się gapisz… wszystko jest w pakiecie. Drogie, a jednocześnie za darmo.
– Niezła jest, co? – Chaz odwrócił się i szedł tyłem, wpatrując się w kobietę.
– Chaz, miej trochę przyzwoitości.
– Dlaczego? Ona nie jest prawdziwa. Nikt z nich nie jest.
Kubki smakowe Davisa nie zauważały, że burrito, które właśnie przeżuwa, nie jest prawdziwe. Oczywiście, co to znaczyło „prawdziwy”? Fasolka i ser zostały wymodelowane na podstawie prawdziwego burrito w prawdziwym mieście i wszystko się zgadzało nawet na poziomie cząsteczkowym. Nie była to też wirtualna symulacja. Gdyby umieścić to burrito obok takiego z realnego świata, nawet za pomocą mikroskopu elektronowego nie dałoby się zauważyć różnicy.
Chaz chrząknął i wgryzł się w swoje burrito.
– Zastanawiam się, kto kupił je w prawdziwym mieście.
Dobre pytanie. Migawka została stworzona w ciągu jednej nocy i była dokładną repliką dnia sprzed dziesięciu dni – 1 maja 2018 roku. Cała rekonstrukcja miała zostać usunięta w chwili, gdy Chaz i Davis opuszczą ją na noc. Nacisną guzik i wszystko w środku zmieni się z powrotem w surową materię i energię.
Chaz i Davis byli jednak prawdziwi – przybyli z „prawdziwego życia”, jeśli można tak to określić. Ich wprowadzenie – choć konieczne – było również kłopotliwe. Kiedy wchodzili w interakcje z Migawką, powodowali coś, co nazywano Odchyleniami – różnice między Migawką a tym, jak rozegrały się wydarzenia prawdziwego pierwszego maja.
Niektóre rzeczy, które robili – choć nie dało się przewidzieć, które – odbijały się na całej Migawce, sprawiając, że wydarzenia w rekonstrukcji rozgrywały się inaczej niż prawdziwego dnia. Procent Odchylenia – obliczony przez statystyków – brano pod uwagę w czasie wszystkich procesów powiązanych z dowodami odkrytymi w Migawce.
Chaz i Davis zwykle pozostawiali to gościom w księgowości. Czasami przez cały dzień robili rzeczy, które w ich przekonaniu powinny zniweczyć wszelkie szanse na uznanie dowodów – ale w końcu wszystko dobrze się kończyło i procent Odchylenia okazywał się niewielki. Innym razem Davis zamknął się w hotelowym schronie, zdecydowany nie tworzyć żadnych Odchyleń. Niestety, trzaskając drzwiami, obudził kobietę w sąsiednim pokoju. Jej z kolei udało się dotrzeć na czas na rozmowę o pracę, a to miało swoje konsekwencje w całej Migawce, powodując Odchylenie wynoszące dwadzieścia procent. I w efekcie sprawa została umorzona.
Nikt nie miał do nich pretensji. Gliniarze w Migawkach wywoływali Odchylenia, taka była natura tego, co robili. Mimo wszystko to go dręczyło. Tutaj wszyscy inni byli fałszywi, ale on i Chaz… jakimś sposobem byli czymś jeszcze gorszym. Usterki w doskonałym systemie. Intruzi. Wirusy pozostawiające za sobą chaos.
Nieważne, powiedział sobie, kończąc burrito. Skup się na misji. Psychiatra z wydziału kazała mu się skupiać na tym, co robił, na bieżącym zadaniu. Obsesja na punkcie Odchyleń uniemożliwiała mu działanie.
Dotarli na róg Trzeciej i Dwudziestej Siódmej, w pobliżu szeregu sklepików. Całodobowe spożywczaki, monopolowy z kratami w oknach. Na tyłach szyldów naklejki z nazwami przypadkowych zespołów. To nie była lepsza dzielnica miasta – tych niewiele już pozostało.
Davis znów przywołał na telefonie parametry misji i przyjrzał im się uważnie.
– Sądzę, że powinniśmy stanąć w środku. – Davis wskazał na monopolowy.
– Trudno będzie kogoś gonić.
– Tak, ale on nas nie zobaczy. Żadnych Odchyleń.
– Odchyleń nie da się powstrzymać.
Miał rację. Każdego dnia wypytywano ich o to, co robili, zgrywano też dane z telefonów, które śledziły ich położenie. Ich działania podlegały audytowi przez księgowych z wydziału spraw wewnętrznych, ale zawsze mówiono o „minimalizowaniu ryzyka Odchylenia celów”. Nigdy o eliminowaniu Odchyleń.
Poza tym danymi z telefonów dało się manipulować, o czym Davis dobrze wiedział, a sygnały z zewnątrz z trudem docierały do wnętrza Migawki. I tak naprawdę nikt nie mógł być pewien, co tu robili.
Chaz jednak nie sprzeciwiał się dłużej, kiedy Davis zajął stanowisko w sklepie monopolowym, otwartym mimo wczesnej pory. Choć dzielnica była kiepska, w środku pachniało czystością i panował porządek. Brodaty Sikh w szykownym czerwonym turbanie zamiatał podłogę przy kasie. Przyglądał im się z zaciekawieniem, kiedy ustawili się przy oknie od frontu.
Davis znów przeczytał parametry misji i spojrzał na zegarek. Pół godziny. Niewiele czasu. Nie powinni robić sobie przerwy na śniadanie, mimo narzekań Chaza.
Sklepikarz nie przerywał zamiatania, ale od czasu do czasu posyłał im spojrzenie.
– Będziemy mieli z nim problem – zauważył Chaz.
– Jesteśmy dwoma zwykłymi klientami.
– Którzy niczego nie kupują. Teraz wyglądamy przez okno, a jeden z nas co piętnaście sekund patrzy na zegarek.
– Wcale nie…
Davis przerwał, kiedy sklepikarz w końcu odstawił miotłę na bok i podszedł do nich.
– Będą musieli panowie wyjść – powiedział. – Muszę zamknąć, żeby, no, pójść na lunch.
Davis uśmiechnął się, przygotowując kłamstwo, żeby uspokoić mężczyznę.
Chaz machnął mu przed nosem odznaką.
W oczach Davisa wyglądała normalnie. Srebrzysta tarcza ze standardowym, oficjalnym grawerowaniem. Nie było w niej niczego niezwykłego. Tyle tylko, że to była odznaka realności. Dla każdego z Migawki – każdego, kto był podróbką, fałszywym człowiekiem – wcale nie wyglądała jak odznaka policyjna. Miast tego zaświadczała, że noszący ją ludzie są prawdziwi.
A patrzący na nią wręcz przeciwnie.
Sikh wpatrywał się w odznakę szeroko otwartymi oczyma. Davis zawsze się zastanawiał, co takiego widzą. Wszyscy mieli to samo odległe spojrzenie, jakby wpatrywali się w coś ogromnego. Oszołomione. Nawet odrobinę przestraszone.
Czy moja podróbka kiedykolwiek widziała jedną z nich? – zastanawiał się. Wierzył, że jest prawdziwym mną, całkowicie ignorując fakt, że on – i jego cały świat – to jedynie Migawka. Aż zobaczył odznakę…
Sklepikarz otrząsnął się i popatrzył na nich.
– Hej, niezła sztuczka. Jak pan… to znaczy, jak to się robi…? – Znów spojrzał na odznakę.
Podróbki zawsze instynktownie ją rozpoznawały. Coś w ich wnętrzu wiedziało, co znaczy odznaka, nawet jeśli o niej nie słyszeli. Oczywiście większość słyszała, przez te całe ostatnie spory o prywatność. Poza tym opinia publiczna w Odnowionej Unii Amerykańskiej fascynowała się projektem, stawał się popularny w kinie. Na serwisach było z pół tuzina dramatów policyjnych o gliniarzach pracujących wewnątrz Migawki – choć, o ile Davis wiedział, jedynym oficjalnie działającym obiektem był ten w New Clipperton.
Dramaty policyjne nigdy nie pokazywały, jak wyglądała odznaka realności. Wydawało się to swego rodzaju niepisaną zasadą. W głowie wyglądała lepiej.
Sklepikarz szepnął coś w ojczystym języku. Później znów na nich spojrzał, tym razem przytomniej. Chaz pokiwał głową.
Sklepikarz przyjął to nieźle. Po prostu… sobie poszedł. W oszołomieniu otworzył drzwi sklepu i zostawił wszystko za sobą. Po co miał pracować w handlu, skoro właśnie odkrył, że nie jest prawdziwy? Po co miał się czymkolwiek przejmować, skoro cały jego świat miał się skończyć w porze kolacji?
– Napijesz się czegoś? – spytał wesoło Chaz, kiedy już schował odznakę do kieszeni na piersi. Wskazał na niepilnowane półki sklepu.
– Nie musiałeś tego robić.
– Zostało nam tylko kilka minut. Nie ma czasu na pogaduszki. Tak było najlepiej.
– Wprowadzi Odchylenia.
– Nie da się zatrzymać…
– Zamknij się.
Davis oparł się o okno i znów spojrzał na zegarek. Czasami cię nienawidzę, Chaz, pomyślał.
Choć jednocześnie zazdrościł Chazowi. Czułby się lepiej, gdyby po prostu zaczął traktować wszystko tutaj – włącznie z ludźmi, których mijali – jako fałszywki. Marionetki stworzone z surowej materii i na krótko ożywione.
Tyle tylko że… byli doskonałymi rekonstrukcjami, łącznie z chemią mózgu. Jak mógł nie postrzegać ich jako prawdziwych ludzi? On i Chaz jedli burrito i traktowali je jako prawdziwe, a jednocześnie mieli udawać, że napotkani ludzie to niewiele więcej niż obrazy? To się nie wydawało właściwe.
Chaz ścisnął go za ramię.
– Tak jest lepiej. Będzie mógł przyjemnie spędzić to, co zostało z jego życia, czaisz? – Sięgnął do kieszeni i wyłożył na parapet garść monet. – Proszę. Ze stoiska z burrito.
Chaz poszedł po butelkę India Pale Ale. Davis przez chwilę się denerwował, po czym sprawdził parametry misji. Dziś dwie sprawy. Jedna tutaj, na rogu ulicy, później druga, w pobliżu Warsaw Street o dwudziestej siedemnaście. Do tej pory procent Odchylenia mógł być dość wysoki, szczególnie jeśli Chaz był dziś w nastroju, ale wciąż mogli zrobić coś dobrego. Pomóc rozwiązać sprawy dziejące się w prawdziwym świecie. Przekazać informacje prawdziwym gliniarzom.
I Warsaw Street. Godzina dwudziesta siedemnaście.
Davis w końcu wziął garść monet i zaczął je przeglądać, unosił każdą do porannego słońca wpadającego przez okno i sprawdzał datę. Chaz wrócił do niego spacerowym krokiem i pokręcił głową.
– Moglibyśmy pójść do banku, czaisz? Poprosić ich o całe wiadro monet.
– To by się nie liczyło.
Davis zmarszczył czoło, wpatrując się w dwadzieścia pięć centów, które trzymał. Czy miał już rok 2002 z mennicy w Filadelfii? Wyciągnął telefon i przewinął ekran.
– To by się nie liczyło? – spytał Chaz. – Według czyich zasad?
– Moich własnych.
– To je zmień.
– Nie mogę.
Tak, rok 2002 już znalazł. Potrzebował 2003. W dzisiejszych czasach trudno było znaleźć miejsca, które korzystały z monet. Uliczni handlarze, czasem małe sklepiki spożywcze.
– Masz pojęcie, jak bardzo utrudniasz sobie życie, prawda?
– Czasami – przyznał Davis. – Ale nie mogę oszukiwać albo kolekcja straci wszelkie znaczenie. Poza tym Hal zna zasady.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki