Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłość czy fałsz - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
13 lutego 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
12,99

Miłość czy fałsz - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook

Markiz Carew jest młodym dżentelmenem rozchwytywanym przez kobiety. Świetnie idzie mu również w sporcie. Po kolejnych wygranych wyścigach spotyka swojego przyjaciela, jednak to nie w jego towarzystwie ma zamiar świętować. Upojną noc ma zamiar spędzić ze swoją kochanka lady Burton, która ma chorobliwie zazdrosnego męża, a markizem interesuje się tylko ze względu na jego majątek. Markiz podczas rozmowy ze swoim przyjacielem dowiaduje się jednak, że mąż lady Burton wcale nie jest w podróży i wrócił do kraju. To daje markizowi do myślenia, rozszyfrowuje niecne zamiary lady Burton, która pewnie chce ujawnienia romansu i szantażowania markiza dla uzyskania gratyfikacji finansowej. W tym samym czasie pewna młoda dama- Lela postanawia uciec z domu, gdyż jej ojczym chce ją wydać za zamożnego Johna Hapthorna, co uratowałaby ich sytuację majątkową. Lela, która jest wielbicielką sztuki postanawia znaleźć schronienie u swojej ciotki w Holandii. Tam oddaje się kontemplacji sztuki, przebywaniu w muzeach i pozowaniu holenderskim malarzom. Drogi markiza i Leli skrzyżują się w Holandii, gdyż oboje pałają miłością do sztuki. Co wydarzy się podczas spotkania młodej miłośniczki malarstwa i modelki podczas spotkania z uwodzicielskim markizem?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-117-7064-1
Rozmiar pliku: 387 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

ROK 1903

Markiz Kynestonu przybył do Londynu w wyśmienitym humorze. Sam powoził czterokonnym zaprzęgiem, a jego kasztany budziły podziw wszystkich, których mijał na ulicy.

Czuł potrzebę podzielenia się z kimś wiadomością o sukcesie, który odniósł w jednym z najtrudniejszych w swoim życiu wyścigów konnych. Dlatego też zatrzymał pojazd przed White’s Club i podał lejce stangretowi.

— Odprowadź konie do domu, James — rzekł — i przyślij z powrotem powóz za niecałą godzinę.

— Zrobię, jak wasza lordowska mość każe.

Wszedł do klubu dumny jak paw. Nie tylko odniósł zwycięstwo w niezwykłym wyścigu, lecz również zdołał pobić własny rekord na trasie do Londynu.

Wiedział, że wielu jego przyjaciół wolało podróże pociągami lub ryzykowną jazdę nowoczesnymi samochodami, które miały zwyczaj psuć się po przejechaniu kilku mil.

Markiz jednak zdecydował się pozostać przy koniach.

Wiele osób z jego sfery utrzymywało, że schyłek epoki koni mógłby oznaczać kres dla nich samych.

Wszedł do jadalni, gdzie spodziewał się zastać grono przyjaciół. Najpierw ujrzał Williego Melivale’a, jednego ze swych najlepszych kolegów z lat szkolnych. Ruszył przez salę, aby przekonać się, czy miejsce obok niego jest wolne.

— Cześć, Carew! — wykrzyknął Willy. — Nie musisz nic mówić! Z twojej twarzy łatwo wyczytać, że znów zwyciężyłeś.

— To prawda — odrzekł markiz. — Szkoda tylko, że ciebie tam nie było. Finisz był tak zacięty, że Crayfordowi i mnie wprost zaparło dech w piersiach!

— Ale to ty zostałeś zwycięzcą! — odrzekł Willy z odrobiną złośliwości w głosie.

— Tak, ja! — odparł markiz z pełną satysfakcją.

Zamówił drinka, następnie usadowił się wygodnie w skórzanym fotelu, upajając się myślą, że był to jeden z najbardziej udanych dni w jego życiu.

— Jakie masz plany na wieczór? — spytał Willy. — Pomyślałem, że moglibyśmy zjeść razem obiad.

Na chwilę zapadła cisza, po czym markiz odpowiedział:

— Bardzo bym chciał, ale niestety jestem już umówiony.

Mówiąc to miał świadomość, że spotkanie z Daphne Burton, które planował, najpełniej uwieńczyłoby sukces na torze wyścigowym.

Pierwszy raz spotkał lady Burton miesiąc temu. Obserwując ją podczas wystawnego obiadu w Apsley House, stwierdził, że jest ona, bez wątpienia, jedną z najatrakcyjniejszych kobiet, jakie dotąd spotkał. Fascynowała czymś więcej niż urodą.

Nie zdziwiło go wcale, że znalazł ją u swego boku, gdy panowie dołączyli do dam w jadalni.

— Tak wiele o panu słyszałam, milordzie — rzekła miękkim, pieszczotliwym głosem.

— Mam nadzieję, że były to same pochwały! — odparł markiz.

Rozbawiło go badawcze spojrzenie jej ciemnych oczu i odrobina kpiny na jej idealnie wykrojonych wargach, gdy rzekła:

— Ależ oczywiście! Jakże mogłoby być inaczej?

Zaśmiał się, ponieważ oboje zdawali sobie sprawę, że choć był znakomity w wielu dziedzinach, to głównie jego miłostki były przedmiotem plotek.

— Na Boga, przecież staram się zachować dyskrecję! — powiedział w myśli.

Niestety, był zbyt ważną osobistością i zbyt wiele odnosił w życiu sukcesów, aby o nim nie rozmawiano.

Król, będąc jeszcze księciem Walii, wprowadził zwyczaj obnoszenia się wręcz ze swoimi romansami.

Tak więc markiz nie mógł postępować inaczej.

Był on w każdym razie nie tylko wyjątkowym jeźdźcem, ale i skrupulatnym gospodarzem; poświęcał wiele czasu i uwagi swemu majątkowi. Obecnie zaś żywo zajmował się wystrojem rodowej siedziby Kyne w Huntingfordshire, która stanowiła wspaniały przykład architektury palladiańskiej.

Poprzednie pokolenia wprowadziły, co prawda, kilka unowocześnień, ale pominęły paradne apartamenty, którymi w końcu zajął się markiz. Starał się on również odkupić część mebli z czasów króla Jerzego, które na początku długiego panowania królowej zastąpiono tym, co sam nazywał wiktoriańskim ohydztwem. Ważnym posunięciem było powiększenie galerii obrazów. Uzupełnił kolekcję o dzieła, które wyszły spod pędzla artystów nie docenianych przez jego przodków. Ostatnio zakupił obraz Wenus, której urodą zachwycał się do momentu, kiedy ujrzał panią Burton i stwierdził, że ona bardziej zasługuje na to miano.

Na początku dosyć leniwie zabiegał o jej względy, później stał się jednak bardziej zdecydowany, ponieważ coraz częściej widywał ją w towarzystwie innych mężczyzn.

— Mój mąż jest o mnie chorobliwie zazdrosny — wyznała — dlatego musi pan zrozumieć, że chociaż chcę się z panem spotykać, wiem, że byłby to błąd.

— Co pani rozumie przez... błąd? — zapytał markiz i zapłonął w nim jeszcze większy ogień.

Bywały jednak takie wieczory, że choć pora była pozornie odpowiednia, czuł się zbyt zmęczony, by rzucać się w wir namiętności.

Gdy spotkali się na przyjęciu wydanym przez hrabiego Doncasteru, lady Burton towarzyszył mąż, rzeczywiście niezwykle zaborczy. Markiz gotów był już zrezygnować z zalotów.

Nieoczekiwanie jednak dwa dni później Daphne Burton obwieściła mu, że mąż wyjeżdża do Paryża.

— Nie będzie go od środy do piątku — rzekła.

Markiz zamilkł.

— Pomyślałam — ciągnęła lady Burton — że może zjedlibyśmy razem kolację w czwartek wieczorem; takie małe przyjęcie.

Nie tyle słowa, co jej spojrzenie powiedziało wyraźnie, co miała w planie. A więc tradycyjnie zjedzą posiłek z przyjaciółmi; on będzie zwlekał, aż wszyscy wyjdą, i wówczas zostaną sami.

— Może być pani pewna, że z utęsknieniem będę czekał na ten wieczór — markiz zniżył głos.

— Ja również — wyszeptała.

Nie było okazji, by powiedzieć sobie coś więcej. Markiz złapał się na tym, że przez kolejne dwa dni jego myśli nieustannie krążyły wokół czwartkowego wieczoru. Był przekonany, że Daphne Burton jest uosobieniem wszystkich męskich pragnień. Kobieca, uległa i podniecająca... z pewnoścą miała ognisty temperament.

Mam ogromne szczęście, że Henry Burton wyjeżdża do Paryża, podczas gdy wszyscy o tej porze roku są zawsze w Londynie i nigdzie się nie wybierają — pomyślał.

Jednocześnie wiedział, że w tym czasie mógłby zjeść kolację z Willym, podzielić się z nim szczegółami wyścigu i zadecydować, które konie ma wystawić w Ascot.

Właśnie o tym rozmyślał, gdy Willy zapytał go:

— Jesz dziś kolację z Daphne Burton?

— Owszem — odpowiedział markiz — i mam nadzieję, że ty również znajdziesz się wśród gości?

— Nie — odpowiedział Willy — nie zostałem zaproszony.

W głosie jego zabrzmiało coś, co sprawiło, że markiz spojrzał na przyjaciela podejrzliwie. Znał Williego doskonale. Tak wiele w życiu mieli ze sobą wspólnego, że trudno im było cokolwiek przed sobą ukryć. Teraz markiz był już pewien, że Willy nie patrzy na niego tak po prostu, lecz usilnie się nad czymś zastanawia.

Nie miał pojęcia, co go mogło trapić, gdyż nawet z tak bliskim przyjacielem nie zwykł rozmawiać o sprawach sercowych. Pomyślał więc, że to, co go martwiło, nie mogło w żaden sposób dotyczyć Daphne Burton.

Markiz dopił drinka i właśnie miał spojrzeć na zegarek, gdy Willy rzekł:

— Dziś po południu widziałem Henry’ego Burtona!

Markiz zamarł.

— Widziałeś Burtona? — powtórzył. — Ależ to niemożliwe! On jest w Paryżu!

— Zobaczyłem go, gdy wracałem z Ranelagh — powiedział Willy. — Skręciłem w złą przecznicę, gdzieś na przedmieściach, i dostrzegłem wyraźnie jego postać zmierzającą w stronę raczej marnie wyglądającego hotelu.

Markiz wpatrywał się w przyjaciela z niedowierzaniem.

— Czy jesteś pewien, że to był Burton?

Willy skinął głową. Po chwili milczenia dodał:

— Zresztą nie mówiłbym ci tego, ale jakiś rok temu Daron Haughton przegrał do niego sporo pieniędzy.

— Daron Haughton? — zapytał markiz.

— Spotkali się z państwem Burton na wsi — wyjaśnił Willy.

Markiz przypomniał sobie, jak Daphne Burton wspomniała, że właśnie z tego powodu nie spotkali się wcześniej. Mieszkała na wsi, pogrążona w żałobie po matce.

Markiz wiedział, że lord Haughton jest człowiekim niezmiernie bogatym i że strata jakiejkolwiek sumy nie ma dla niego większego znaczenia. Ale wydało mu się dziwne, że to właśnie Burton, który ostatnio źle radził sobie finansowo, miał być jej zdobywcą.

Markiz więc rozsiadł się wygodnie w fotelu i rzekł stanowczym głosem, który tak dobrze znał jego przyjaciel:

— Opowiedz mi lepiej całą historię, Willy.

— Dobrze — powiedział Willy zniżając głos. — To proste. Burton wrócił nieoczekiwanie do domu i Haughton zapłacił za swe winy!

Markiz zacisnął usta, bez słowa wstał i ruszył w stronę drzwi. Willy patrzył jeszcze za nim, potem westchnął i dał znak kelnerowi, aby przyniósł mu jeszcze jednego drinka.

Kiedy markiz zszedł po schodach, powóz właśnie zajechał. Gdy znalazł się w środku, wyraz jego twarzy różnił się znacznie od tego, co malowało się na niej w momencie przyjazdu.

Gdy był wściekły, nie tracił panowania nad sobą, jak to bywa z większością mężczyzn; nie stawał się agresywny, nie krzyczał, nie klął, czując nagły przypływ krwi do mózgu. Zachowywał kamienny spokój. Dla tych, którzy znali markiza, jego milczenie było bardziej przerażające, niż słowa.

Kiedy wszedł do swego domu przy Park Lane, lokaj, mężczyzna liczący ponad sześć stóp, stanął przed nim na baczność, prężąc się jeszcze bardziej niż zwykle. Butler zapytał głosem pełnym szacunku, czy jego lordowska mość rozkaże coś na dziś wieczór. Markiz zastanowił się przez chwilę, następnie odrzekł:

— Powóz o siódmej trzydzieści! — I wszedł na górę.

Milczał, gdy kamerdyner pomagał mu się rozebrać. Po długiej kąpieli ubrał się w elegancki wieczorowy strój.

Szykując się do wyjścia, uzmysłowił sobie z odrobiną goryczy, że w gruncie rzeczy nie mógł już się doczekać tego wieczoru.

Może to po prostu pomyłka — pomyślał.

Wiedział jednak, że Willy nie przysięgałby, że widział Burtona, jeśli nie byłby tego całkowicie pewien.

Od momentu gdy markiz ukończył szkołę, rozrywany był nieustannie przez kobiety, które nie mogły oprzeć się jego czarowi. Rzeczywiście był mężczyzną nadzwyczaj przystojnym.

Ponieważ był wyjątkowym jeźdźcem i oddawał się wszystkim możliwym dyscyplinom uprawianym na wolnym powietrzu, miał wysportowaną sylwetkę, z czego był szczerze dumny. W porównaniu do swych przyjaciół pił bardzo mało alkoholu.

Jadł o wiele mniej niż król i ci wszyscy, którzy otaczali go w Marlborough House, a teraz w Pałacu Buckingham.

Markiz nie pamiętał, aby choć raz spotkał kobietę, która nie obsypywałaby go komplementami, mówiąc na przykład, że wygląda jak grecki bóg.

Był skłonny w to uwierzyć.

Z trudem mógł jednak pogodzić się z faktem, że spośród wszystkich kobiet, które darzył względami, właśnie Daphne Burton interesowała się nim jedynie ze względu na jego status majątkowy.

Wiedział dobrze, jak łatwo ktoś taki jak on mógłby zostać złapany w pułapkę, gdyby mąż z żoną spiskowali razem przeciwko niemu i rozegraliby swą partię umiejętnie.

Jeśli tylko Willy się nie mylił, to dziś wieczór Daphne miała zamiar pozbyć się innych gości wcześniej i zrobić wszystko, co w jej mocy, by zatrzymać markiza. Zaprowadziłaby go na górę do swej sypialni. Byliby w łóżku, kiedy drzwi otworzyłyby się i Henry Burton wpadłby do środka.

Daphne krzyknęłaby z przerażenia, podczas gdy on wpatrywałby się w nią, jakby nie wierząc własnym oczom. Następnie przyszłaby kolej na zarzuty i oskarżenia. Burton zapewniałby, że ponieważ złapał ich na gorącym uczynku, natychmiast występuje o rozwód. Ona żałośnie błagałyby go, aby zaoszczędził jej skandalu i bojkotu towarzyskiego.

To, jak wiedział markiz, byłby dla niego sygnał, aby włączyć się w spór.

Aby wyjść z całej tej sprawy z honorem i ratować dobre imię kobiety, której reputację zszargał, musiałby zaoferować znieważonemu mężowi pokaźną sumę. To wszystko trwałoby wieki i byłoby niesamowicie upokarzające. On byłby nagi, a Burton kompletnie ubrany w strój, w którym miał podróżować z Paryża.

Taka sytuacja nadawałaby się na dobry melodramat, lecz dla bezpośrednio w nią zaangażowanych nie byłaby zabawna.

Widział wszystko aż nader wyraźnie: Haughton został przyłapany i jedyne, co mu pozostało, to wypłacić Burtonowi tyle, ile zażąda. On znalazłby się w równie kłopotliwym położeniu, z tą różnicą, że jest bogatszy niż lord Haughton i uregulowanie sprawy kosztowałoby go dużo więcej.

— Jak ja w ogóle mogłem być takim głupcem? — pytał sam siebie.

Pomyślał, ze mógł przecież się domyślić, iż u Burtonów ostatnimi czasy krucho z pieniędzmi.

Bez wątpienia, do momentu spotkania z nim wydali już większość tego, co otrzymali od Darona Haughtona.

Burton uwielbiał hazard, natomiast jego żona pragnęła poruszać się w światku towarzyskim w sposób, który nieuchronnie narażał ich na astronomiczne wydatki.

Ich dom nie był duży, ale znajdował się w modnej, eleganckiej dzielnicy Mayfair na londyńskim West Endzie. Mieli powóz i konie, a markiz słyszał również, że zeszłej zimy Burton polował ze sforą znakomitych chartów.

Nie było wątpliwości, że musiało im już brakować pieniędzy.

Któż inny jak nie markiz mógłby poratować ich finansowo?

Z zaciśniętymi ustami, tuż przed wpół do ósmej zszedł na dół, gdzie czekał Butler, trzymając jego wieczorowy płaszcz podbity czerwonym atłasem.

Jeden lokaj wręczył mu cylinder, drugi laskę, a trzeci rękawiczki. Markiz bez słowa wyszedł i wsiadł do powozu. Lokaj w liberii Kynestonu trzymał otwarte drzwi, inny okrył mu nogi ciepłym pledem i powóz ruszył.

Do rezydencji Burtonów nie było daleko. Mieściła się na jednej z najwęższych uliczek w pobliżu Shepherd Market.

Gdy tylko przekroczył próg domu, od razu spostrzegł, że dywany w holu były nieznacznie wytarte. Kompozycje kwiatowe na półpiętrze bynajmniej nie składały się z najdroższych odmian goździków.

Kiedy majordomus otworzył drzwi do salonu i oznajmił o jego przybyciu, markiz wymusił uśmiech.

— Przyszedł markiz Kynestonu, milady!

Daphne Burton odwróciła się od mężczyzny, z którym rozmawiała, z lekkim okrzykiem zachwytu. Ruszyła w stronę markiza z wdziękiem, który czynił, że wydawała się płynąć w powietrzu. W jej oczach i na ślicznej twarzy malowało się zadowolenie. Trudno było uwierzyć, że było tylko udawane.

— Niezmiernie się cieszę, że pana widzę — rzekła łagodnym głosem, kiedy ujął jej dłoń i poczuł, jak jej palce zacisnęły się na jego ręku.

Przedstawiła go pozostałym gościom, którzy jak się zresztą spodziewał, byli już leciwi.

Był wśród nich wybitny, emerytowany dyplomata z żoną i jeszcze jedno sędziwe małżeństwo.

Wchodząc do jadalni czuł się prawie tak, jakby czytał rozdział doskonale znanej książki i wiedział dokładnie, co za chwilę nastąpi. Obiad był dobry, chociaż nie mógł równać się z daniami serwowanymi przez jego kuchmistrzów w którymkolwiek z jego domów. Wino było smaczne, lecz nie należało, jak szybko się zorientował, do najdroższych. Rozmowa zanudziłaby go na śmierć, gdyby nie wyraz oczu gospodyni i sposób, w jaki muskała go, niemal przypadkowo. Czuł, że niemal w każdym jej słowie czaiła się ukryta aluzja.

Kiedy panowie wyszli z jadalni, zupełnie nie zdziwiły markiza słowa dyplomaty:

— Czy nie będzie pan miał nam za złe, milordzie, jeśli wyjdziemy wcześniej? Moja żona nie czuje się najlepiej, a poza tym z wiekiem coraz gorzej znosimy trwające do późnej nocy przyjęcia.

— Jestem przekonany, że postępuje pan roztropnie — odrzekł markiz kurtuazyjnie.

— Po prostu jestem ostrożny, co w zasadzie znaczy to samo — odpowiedział sędziwy dyplomata.

Markiz pomyślał, że jego również nie można posądzić o brak ostrożności.

Poczekał, aż goście zeszli do holu i zaczęli się ubierać.

Wtedy powiedział spokojnie:

— Ja również muszę już iść.

— Pan wychodzi?!

Niewątpliwie w głosie Daphne Burton dało się wyczuć zdziwienie, a jej twarz wyrażała popłoch.

Wyglądała pociągająco i zdawała się szczerze zaniepokojona. Przemknęło mu przez myśl, że może Willy mylił się; może naprawdę ją oczarował?

Bez wątpienia sprawiała takie wrażenie przez cały czas, kiedy siedzieli obok siebie przy obiedzie.

Markiz milczał, a ona po chwili rzekła niepewnie:

— Myślałam... wierzyłam, że pan i ja moglibyśmy być razem, jak tego od dawna pragnęłam.

— Ja również miałem taką nadzieję — odpowiedział markiz — ale słyszałem, że pani mąż wrócił z Paryża, więc taka możliwość nie wchodzi już w rachubę.

Mówiąc to, bacznie ją obserwował. Nerwowe mruganie oczami i sposób, w jaki łapała oddech, wskazywały na to, że Willy miał rację. Nastąpiło długie milczenie, po czym Daphne Burton krzyknęła:

— Henry wrócił? Co też pan mówi? Ma wrócić dopiero jutro.

— Obawiam się, że się mylisz, pani — powiedział markiz.

— Dobranoc i dziękuję za przemiły wieczór.

Niedbale uniósł jej dłoń do ust i zostawiwszy ją w niemym osłupieniu, zszedł na dół. Znalazł się w holu w momencie, gdy ostatni goście właśnie wychodzili przez frontowe drzwi.

Powóz już czekał. Markiz pomyślał, że znów zwyciężył, ale tym razem było to pyrrusowe zwycięstwo.

O mały włos zrobiono by z niego głupca; nigdy tego nie zapomni.

Nagle uświadomił sobie, że jest w drodze do domu.

Stwierdził, że nie może tak wcześnie położyć się i rozmyślać o Daphne Burton i o tym, jak łatwo udałoby się jej go oszukać. Laską zastukał w szybę, która odgradzała go od stangreta, i konie natychmiast zatrzymały się.

Woźnica zszedł z kozła i otworzył drzwi. Markiz podał mu adres, pod jaki ma jechać.

Od jakiegoś czasu markiz nie miał żadnej kochanki, która, podobnie jak konie, stanowi nieodzowną część mienia każdego zamożnego człowieka.

Dwa miesiące temu, niewiele się zastanawiając, uwiódł bardzo atrakcyjną aktoreczkę z jednego z kabaretów na St. John’s Wood. Dollie Leslie występowała w _Toreadorze,_ który miał być ostatnim przedstawieniem wystawianym w starym kabarecie. Następnie planowano go zburzyć, a nowy miał ruszyć w październiku.

Nadchodził zmierzch epoki najsłynniejszych kabaretów, które przyciągały dotąd niezliczone tłumy ludzi. Stanowiły one część angielskiej historii.

Stare ulice, otaczające kabaret na St. John’s Wood, pamiętały jeszcze czasy Tudorów, a teraz miały lec w gruzach. Londyn zmieniał się.

Jedyną rzeczą, która na szczęście pozostała nie zmieniona, był urok tancerek kabaretowych. Wniosły one w atmosferę Londynu całkowicie świeży powiew, jakiego wcześniej nie znano.

Prześliczne, zwiewne tancerki szybowały po parkietach kabaretów z niepowtarzalnym wdziękiem i gracją.

George Edwardes zasłynął jako największy pożeracz niewieścich serc, o jakim świat nigdy przedtem nie słyszał.

Od 1868 roku przedstawienia olśniewały blaskiem, wprawiały w magiczny trans tłumy londyńczyków.

Markiza można by chyba posądzić o brak ludzkich uczuć, gdyby nie reagował na ich niezwykły blask.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: