- W empik go
Miłość do trzech zuckerbrinów - ebook
Miłość do trzech zuckerbrinów - ebook
Czy proroctwo o końcu naszego świata powinno nas zatrwożyć? Swoistym końcu ma się rozumieć – takim na miarę ludzkości, bo przecież nie Boga… Chociaż – jeśli wziąć pod uwagę ingerencję cywilizacji obcej w nasz rozwój (?), to czy rządzący światem, i nie mówimy tu o marionetkach postawionych na urzędach, nie planują Boga zastąpić i za pomocą odpowiednich przycisków ten nasz cały system wywindować w kosmos?
Już teraz możliwe jest zanurzanie się w świat cyfrowy. Można uprawiać seks, prowadzić wojny, w ciele własnego awatara zaglądać do obcych lokalizacji komputerowych. A wszystko bez wychodzenia z domu, bez schodzenia z własnego wygodnego fotela. Ba! Czując się całkowicie bezpiecznym, bo przecież „nikt mnie nie kontroluje, nie widzi!”. Czy aby na pewno?
Świat widziany oczami Wiktora Pielewina dla zwyczajnego zjadacza chleba jest światem nierealnym, budzącym sprzeciw, zanim się w niego wgłębi… bo i po co nam wiedza, że jesteśmy kontrolowani, że ktoś wysoko nad nami postawiony porusza sznurkami naszych rąk, nóg, a co najważniejsze UMYSŁÓW.
Aby poznać sposób myślenia autora, trzeba dużego samozaparcia, bo książka jego nie jest książką „do poduszki” to nerwy, czasem pozrywane na strzępy, a za chwilę objawienie typu „ależ tak, przecież to logiczne!”, by po chwili trzasnąć książką o blat, wziąć głęboki oddech i otworzyć na ostatnio czytanej stronie – kontynuować swoiste sado-maso własnego rozumienia świata.
Tłumacz, Aleksander Janowski jest przykładem, że nie trzeba być Rosjaninem, by zrozumieć, a nawet rozmiłować się w skomplikowanym systemie twórczym Pielewina w „Miłości do trzech zuckerbrinów”.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8119-093-0 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ta dziwna książka zawiera trzy powieści (jedną nieproporcjonalnie długą) oraz tekst objaśniający, łączący je w jednolitą całość. Materiał wiążący (nazwałem go Kiklopem) można potraktować jako dodatkowe opowiadanie, w pełni dokumentalne, chociaż przyznaję, że w takim charakterze nie nadaje się do niczego – zawiera długi i szczegółowy wstęp i zakończenie, lecz prawie brakuje w nim części narracyjnej. Zamiast niej, czytelnik napotka kilka stronic moich chwiejnych rozmyślań zalatujących popularnym żargonem naukowym, czyli popnauką.
Chcę prosić o wybaczenie mi tych niedociągnięć – książka mimo wszystko nie mogła być inna. Szczegółowo opisywać pracy Kiklopa nie chciałem z powodów, które za moment staną się w pełni zrozumiałe. Z drugiej strony, nie mogłem nie powiedzieć o Kiklopie nic – wtedy wszystkie trzy powieści utraciłyby wewnętrzną spójność: nikt by nie zrozumiał, co mają ze sobą wspólnego, kto je napisał i z czego powstały.
Dlatego proszę mieć na uwadze: zamierzałem opowiedzieć nie tyle o Kiklopie, ile o tym, co bohater zobaczył i zrozumiał na swoim stanowisku. Wiele z tych spostrzeżeń i przemyśleń zasługuje, moim zdaniem, na odnotowanie.
W swojej książce wykorzystuję czasem terminologię naukową. Chcę podkreślić, że nie jestem fizykiem i w ogóle nie mam żadnej wiedzy technicznej. Usiłuję po prostu objaśnić postrzegane realia przy użyciu terminów, z którymi jesteśmy dostatecznie obyci, by nie tworzyć zbyt wiele neologizmów. Fizycy być może znajdą w mojej opowieści pewne luki i sprzeczności. W takich przypadkach proponuję, by wymyślili wyjaśnienie lepsze od mojego i… zachowali je sobie dla pamięci.
Fizyczna strona zagadnienia nie jest dla mnie szczególnie ważna, aczkolwiek bywa dość interesująca.
W czasach Galileusza i Kopernika do dobrego tonu należało na wstępie czynić ukłon w stronę dogmatu kościelnego i przymierzać doń wszystkie hipotezy i przypuszczenia. W dzisiejszych czasach z takim samym pietyzmem kłaniamy się dogmatom naukowym. Kiedy mówię więc o „multiversie” czy „wielowymiarowości”, czynię to z podobnymi mniej więcej uczuciami, z jakimi tenże Galileusz mógłby wspominać w swej książce o proroku Eneaszu czy aniołach Bożych: z nieśmiałą wiarą, że ja – grzeszny czarownik – chociaż po części zrozumiałem i prawidłowo interpretuję Pismo Święte.
Książka nie zawiera żadnego związku z aktualną rzeczywistością. Sądzę, że w obecnych czasach jest to raczej zaleta niż jej odwrotność.
Wobec tego z szacunkiem składam u stóp Czytelniczek i Czytelników swoje skromne dzieło.