Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłość i inne deliria - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 października 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Miłość i inne deliria - ebook

„Miłość i inne deliria” to książka o uzależnieniu i strachu przed uczuciami, które biorą się z niezaspokojonych potrzeb. To autentyczne świadectwo ucieczki od życia. Pomaga refleksyjnie przyjrzeć się własnym demonom i z bezpiecznej odległości ocenić, jaką trajektorię przybiera nasze życie.

Książkę najcelniej streszcza hasło: kobieta, alkohol, seks… katastrofa. To historia kilku kobiet i ich zabójczego związku z mężczyznami i alkoholem.

Bohaterki Miki Dunin zdobyły się na odwagę, by opowiedzieć o kolejnych etapach życia pod wpływem alkoholu, miłosnego zamroczenia i seksualnej obsesji. Z perspektywy czasu szczegółowo analizują historie swojego uwikłania i pokazują spustoszenie, jakie uczyniło ono we wszystkich sferach ich życia i relacjach z bliskimi.

Książka zachwyca pięknymi słowami. Mika Dunin po mistrzowsku nas nimi uwodzi, nawet wówczas, gdy pokazuje sponiewierane marzenia.

Mika Dunin jest autorką dwóch dotychczas wydanych książek: „Antyporadnik” i „Alkoholiczka”. W 2017 roku została laureatką (wraz z Kingą Dębską) najbardziej prestiżowego polskiego konkursu scenariuszowego Script PRO 2017, za scenariusz „Zabawa, zabawa” o kobietach „na zakręcie”.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0979-9
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Miałam dziesięć lat, gdy zostałam kurwą. Nie bardzo jeszcze wiedziałam, co to znaczy, ani że przywrze to do mnie na ćwierć wieku. Rozumiałam jednak, że to ważne. Oznajmił to mój ówczesny bóg, mój ojciec. Nawet jeśli tego nie pojmowałam, nawet jeśli mi się to nie podobało, musiało być prawdą. Ojcowie małych dziewczynek się nie mylą.

Ojciec był niczym szaman, na skraju świadomości, przeniesiony tam mocą swojskiego pejotlu z meliny. Byłam kurwą, to oczywiste, z matki kurwy cóż innego mogło wyrosnąć. Mój wiek nie miał znaczenia, ojciec nie takie rzeczy widział na tym świecie.

Ojciec lubił koktajl liryki z twardym chłopskim słowem. W fundamentalnych sprawach posługiwał się nim z lubością. Rozpościerał woal cudzych metafor i przyszpilał go przekleństwem. W takich momentach sięgał po frazy najprostsze, jak rasowy orator dopasowując komunikat do możliwości słuchaczy. Nie ufał naszym zdolnościom, a może po prostu nie chciało mu się wysilać. Przeważnie kończyło się na ogranych motywach piosenek. Mało zrozumiałą metkę „kurwa” miał wyjaśniać nabrzmiały z wysiłku głos Felicjana Andrzejczaka, werset o autobusie Arabów, z którym ktoś kogoś kiedyś zdradził. Ale nie wyjaśniał. Fakt, niedaleko naszego domu było miasteczko uniwersyteckie, akademiki dla obcokrajowców, ale co to miało do rzeczy? Nie rozumiałam wtedy, ani przez kolejne lata, podstaw ekonomii, kwestii popytu i podaży oraz wymiany dóbr. I już wtedy brzydziłam się wszelkimi przejawami „materializmu”, zwłaszcza w sprawach tak delikatnych i ulotnych jak uczucia. A o to, zdaje się, ojcu chodziło – rajstopy za seks, seks za arafatkę, coś w tym stylu. Niby się brzydziłam, a nie zauważyłam nawet, kiedy tę teorię prymitywnego kapitalizmu wprowadziłam w życie: seks za obietnicę miłości.

Mniej więcej w tym samym czasie ojciec śpiewał przedwojenną piosenkę o Murce, policyjnej suce, co za zdradę zapłaciła własną krwią. To dla mnie ją śpiewał, zdobiąc podłogę wzorem pogardliwych splunięć. Wcześniej pobił matkę (łamiąc jej dwa palce – serdeczny i mały – nie do końca rozmrożoną kurą, która sterczała smętnymi pazurkami znad krawędzi zlewozmywaka i ewidentnie, tymi pazurami właśnie, przyzywała do jakiegoś aktu), a ja pobiegłam na jej jedyny w życiu sygnał do budki telefonicznej, żeby wezwać pomoc. Milicja niewiele zdziałała, bo matka na ich widok skurczyła się w sobie, jakby zapominając o rozczapierzonych w zlewie kurzych łapkach. Ojciec poczuł się zupełnie bezkarny, a jednocześnie strasznie skrzywdzony. Nie mógł pozostawić tego bez okropnych dla winowajczyń konsekwencji. Dobrze, że jeszcze wtedy nie znałam wszystkich zwrotek Murki, dobrze, że on ich nie pamiętał. I że nie całkiem rozumiałam przesłanie tego poetyckiego ostrzeżenia. Mimo wszystko się bałam.

Bałam się zwykłych w domu alkoholika rzeczy: bicia, awantury, tego czegoś, nie wiadomo czego, ale właśnie to niewiadome jest najstraszniejsze. Jak w horrorze – wiesz, że coś wylezie, coś obrzydliwego i potwornego, ale nie wiesz co. I boisz się jeszcze bardziej. Ale nie bałam się, że ojciec zaczai się na mnie w ciemnym pokoju i zadźga kuchennym nożem za to, że doniosłam na niego milicji. Chociaż tyle było mi zaoszczędzone.

Z jakich powodów zostaje się kurwą? Dlaczego tak mnie nazwał? Prawdopodobnie nie zadawałam wtedy takich pytań. Dopiero później, ale i wówczas pytałam wyłącznie siebie, żeby nie narazić się na nieprzyjemności. I nie wiem, która nieprzyjemność jest bardziej nieprzyjemna: przykra prawda, której się nie chce usłyszeć, czy bycie przyłapanym na karygodnej niewiedzy. Takie pytanie mogłam zadać dopiero wtedy, gdy zobaczyłam, że są sytuacje, w których dostaje się metkę „kurwa”, ot tak. Na przykład, ktoś jest na ciebie zły, zazdrosny albo się pomylił. Fałszywa przyjaciółka? Niedoszły albo już były chłopak? Być może nie pytałam, bo znałam odpowiedź. Może już byłam naznaczona, po co więc zadawać pytania? Zbędne, gdy i tak nie można niczego zmienić. Losu nie da się oszukać, nie można go przegadać ani naciągnąć na jeszcze jedno rozdanie, tym razem już naprawdę ostatnie i na serio. Zawsze zresztą istnieje ryzyko, że to kolejne byłoby jeszcze gorsze.

Ojciec powiedział to pierwszy. Ale nie jedyny. Nasłuchałam się od babki, parę lat później, bo nieodpowiednio się ubierałam i zachowywałam, i nie wiadomo, po kim to miałam, cała rodzina była przecież porządna, zgrzebną uczciwością prostaczków. Od dziadka się nasłuchałam, bo powtarzał za babką jak echo. Moja eteryczna matka nigdy mnie tak nie nazwała. Nie musiała. To słowo, cuchnąca pieczęć, wisiało nad naszymi głowami podczas niejednego cichego starcia. Tak cichego, że można by je uznać za niebyłe, a naszą relację za zgodne współżycie. Nie było żadnej zgody, to tylko ja bałam się jej sprzeciwić otwarcie. Połykałam łzy wściekłości i upokorzenia, i patrzyłam na nią tak, że powinna się zapaść pod ziemię, rozsypać w pył lub choćby zamknąć te okropne, głupie usta, które wypowiadały podłe kłamstwa o mnie i moich intencjach, które tak wypaczały moje zachowania, słowa i potrzeby, które mi nie wierzyły. W kwestiach dla mnie najważniejszych. Nie stała za mną murem wtedy, gdy matka za córką stać powinna. „Na pewno już nie jesteś dziewicą!” – syczała. Była jak macocha z mrocznych baśni Andersena. Chciałam, żeby umarła, choć tak naprawdę pragnęłam, żeby mnie kochała. Żeby stała się znowu mamą, dobrą, ciepłą, jasną. Ale było całkiem inaczej. „Wiem, że się puszczasz”, dopowiadała innym razem. A ja miałam czternaście lat i jeszcze się nawet nie całowałam z żadnym chłopakiem, choć bardzo pragnęłam mieć chłopaka, marzyłam, by ktoś mnie pokochał, ale nikt jakoś nie chciał.

Matka była mistrzynią w spojrzeniach, które zamieniają cię w pełzające plugawe coś, co sprawiło wielki, wielki zawód. Nigdy nie stanęła po mojej stronie, choć musiała wiedzieć, jak bardzo bolesne są to zarzuty – sama ich przecież doświadczała. To ona, taka delikatna, niosła na sobie ciężar utrzymania domu, dzieci i pozorów. Ojciec wypisał się z tego zadania chyba dość szybko, ja w każdym razie nigdy nie widziałam go wychodzącego rano do normalnej pracy. Znikał na długie tygodnie, ale z kontrolowania domu się jakoś nie wypisał. W tamtym czasie każde wyjście matki (głównie do kolejnej dorywczej pracy, zawsze poniżej jej kwalifikacji), a zapewne również brak wyjścia, oznaczało puszczanie się z kochankami, fagasami, przydupasami, gachami. Mój ojciec to wiedział, miał radar, szósty zmysł. Innych mogła oszukać, ale nie jego! Doszukiwał się kurewstwa we wszystkim. Zdobył najpiękniejszą dziewczynę, jaką kiedykolwiek spotkał, smukłą szatynkę o zielonych oczach w kształcie migdałów, a potem nie był w stanie tego wyboru unieść. I docenić. Zamiast tego więził ją, żeby mu się nie wymknęła. Taka piękna. Podczas gdy on taki żaden, przysadzisty świński blondyn. Więc trzeba zamknąć, stłamsić, zbrzydzić, bo chwila nieuwagi i zaraz ktoś ją skradnie.

Musiało jej być ciężko. Zasłaniała się mną i wysługiwała, zabierając ze sobą do pracy, do pomocy, żeby uniknąć oskarżeń, brała na świadka, bezmyślnie wciągając mnie w tę ich popieprzoną grę. Może ta psychoza podejrzliwości, obsesja ohydztwa przenosiła się drogą kropelkową? Może przelazła z ojca i na nią? To dlatego w każdym moim spóźnieniu węszyła nieprzyzwoitość i odrażające świństwo.

*

Przez całe lata żyłam pod dyktando tamtego zaklęcia. Choć czułam, że nie jestem taka, jednocześnie jakbym właśnie taka musiała być, ponieważ ktoś kiedyś tak zdecydował. Trzynasta wróżka ukryta pod niezbyt urodziwą powłoką mojego pijanego ojca. Musiałam być kurwą, choć nie miałam takich inklinacji, moje ciało odmawiało udziału w tej zabawie, ale mus to mus, nie ma ucieczki przed przeznaczeniem. Dostajesz przydział i masz przechlapane.

*

W dniu mojego niepotrzebnego ślubu zdarzyło się coś, co pozwoliłoby rozwiązać zagadkę zgniłego proroctwa i zatrzymać rozpędzone koło. Jakieś dwa lata wcześniej ojciec zniknął. Dziwna sprawa, której nikt nie palił się wyjaśnić. Na pewno nie dzieciom. Najważniejsza była ulga. Zawarło się piekło, które zgotował i przez te wszystkie lata konsekwentnie co parę wieczorów, a potem codziennie, nam urządzał. Nikt nie chciał wywoływać ducha. I oto przedślubne ustalenia i matka, która nie umie podać przyszłej teściowej sensownego powodu nieobecności ojca panny młodej na ceremonii. Powiedzenie prawdy o naszym niebieskim ptaku nie wchodziło w grę. Może by się teściowa wycofała z układu? I tak była niezadowolona. Nie wiem, co sobie wyobrażała matka, ale wybrała najgorsze ze wszystkich rozwiązań – poinformowała, kogo trzeba, że córka wychodzi za mąż. Podejrzewała, jak to się skończy, i nie pomyliła się. Wstydziła się reakcji jednej kobiety, teraz tym wstydem mogła nakarmić stu weselnych gości, rozmnożywszy go jak chleb nad galilejskim jeziorem.

Gdybym była bystrzejsza – zauważyłabym. Gdybym tylko wiedziała, że to odkrycie może mnie uratować! Ale nie wiedziałam nawet, że zdarzą się te wszystkie historie, które zmienią mnie na zawsze, które mnie zmiażdżą.

Ze smętnym bukietem czerwonych goździków w garści, w niemal stylowym beżowym trenczu z rozwianymi połami i kraciastą podszewką, kompletnie zamroczony ojciec rzucił się na ustrojoną bukiecikami i wstążkami maskę samochodu z młodą parą. Rzucił się, wykrzykując imię matki. Nie zamierzał pozwolić jej odjechać. Jej! Był przekonany, że to matka właśnie wzięła ślub. Nie widział, nie myślał. Może wtedy się nie myśli? Nie w chwili, kiedy świat się wali, bo kobieta, która miała być jego do końca życia, właśnie wychodzi za mąż za innego!

No, więc nie, nie skojarzyłam faktów. Nie złożyłam w sensowne równanie stanu umysłu mojego ojca, jego pijackiej gorączki, tego, że patrząc na mnie, widzi swoją żonę, ale nie tę prawdziwą, tylko chore rojenia o niej i jej rzekomym wiarołomstwie. To nie dotyczyło mnie, choć tak wyglądało. Jednak, chciałam czy nie, musiałam wypełnić kurewskie przeznaczenie. Będąc przekonana, że jest moje. Przez lekkomyślność czy nieuwagę przegapiłam pomyłkę. Ale trzeba przyznać, gładko – przynajmniej na pierwszy rzut oka – weszłam w rolę.

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: