Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Morderstwo w Middle Temple - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
9 lutego 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,99

Morderstwo w Middle Temple - ebook

Najlepszymi oszustami są ci, którzy znają się na prawie.

Middle Temple - ekskluzywna dzielnica londyńskiej palestry. Na schodach jednego z budynków odnaleziono ciało mężczyzny. Sprawą zajmują się dziennikarz Frank Spargo i detektyw Rathbury. W kieszeniach denata nie ma nic, co pomogłoby ustalić jego tożsamość, poza... skrawkiem papieru z adresem kancelarii pewnego młodego, ale bardzo ambitnego adwokata. Śledczy podążają tym śladem i wkrótce wpadają w matnię środowiskowych układów i intryg.

Powieść była chwalona i polecana przez samego prezydenta USA Woodrowa Wilsona.

Wyśmienita lektura dla miłośników przedwojennych kryminałów, w stylu twórczości Arthura Conana Doyle'a.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-284-6304-8
Rozmiar pliku: 488 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY
SKRAWEK SZAREGO PAPIERU

Zazwyczaj Spargo opuszczał biuro „Watchmana” o drugiej w nocy. Gazeta szła wtedy do druku. Dla niego, niedawno awansowanego na młodszego redaktora, po wydaniu kolumny, za którą był odpowiedzialny, nie było już nic do roboty, w zasadzie mógł iść do domu, zanim maszyny zaczęły pracować. Jednak z reguły kręcił się, żartując, aż nadeszła druga. Przy takiej okazji, rankiem 22 czerwca 1912 roku, został dłużej niż zwykle, gawędząc z Hacketem, zajmującym się wiadomościami zagranicznymi, który zaczął opowiadać mu o telegramie, który właśnie przyszedł z Durazzo. To, co Hacket miał do powiedzenia było interesujące: Spargo nie mógł się doczekać, aby wszystko usłyszeć i to przedyskutować. W sumie było już dobrze po wpół do drugiej, kiedy wyszedł z biura, nieświadomie wydychając ostatnie tchnienie atmosfery, w której minęła mu północ. Na Fleet Street powietrze było świeże, prawie słodkie, a pierwsze szarości nadchodzącego świtu załamywały się słabo wokół głuchej ciszy St Paul’s.

Spargo mieszkał w Bloomsbury, po zachodniej stronie Russell Square. Każdej nocy chodził do biura „Watchmana” i każdego poranka wracał tą samą trasą: Southampton Row, Kingsway, the Strand i Fleet Street. Rozpoznawał wiele twarzy, szczególnie wśród policjantów. Wyrobił sobie nawyk wymiany pozdrowień z różnymi funkcjonariuszami, których spotykał w tych samych miejscach, gdy szedł powoli do domu, paląc fajkę. Również tego ranka, gdy zbliżał się do Middle Temple Lane, zobaczył znajomego policjanta, niejakiego Driscolla, który stał przy wejściu i rozglądał się wokół. Nieco dalej pojawił się inny spacerujący policjant. Driscoll podniósł rękę i dał znak, w tym czasie odwracając się, zobaczył Spargo. Zrobił krok lub dwa w jego stronę. Spargo wyczytał na jego twarzy przejęcie.

– Co się dzieje? – zapytał Spargo.

Driscoll wskazał kciukiem za ramię, w kierunku częściowo otwartej bramy w uliczce. W środku Spargo dostrzegł mężczyznę, który pośpiesznie zakładał kamizelkę i marynarkę.

– Tan tam, portier – odpowiedział Driscoll, – mówi, że w jednym z tych wejść w dole uliczki leży człowiek. Myśli, że on nie żyje. Podobno, jak mówi, został zamordowany.

Spargo powtórzył to słowo.

– Ale czemu tak myśli? – zapytał, zerkając z ciekawością poza krzepką postać Driscolla. – Dlaczego?

– Mówi, że jest tam krew – odparł Driscoll. Odwrócił się, spojrzał na nadchodzącego posterunkowego, a następnie zwrócił się ponownie do Spargo.

– Pan jest z gazety? – zapytał.

– Jestem – odpowiedział Spargo.

– Lepiej niech Pan idzie z nami – powiedział Driscoll z uśmiechem. – Będzie temat na artykuły w gazecie. A przynajmniej, może być.

Spargo nie odpowiedział. Nadal spoglądał w dół uliczki, zastanawiając się, jaką tajemnicę ona kryje, aż w końcu podszedł drugi policjant. W tym samym momencie wyszedł portier, teraz już w pełni ubrany.

– Proszę za mną! – powiedział krótko. – Pokażę wam.

Driscoll mruknął słowo lub dwa do nowo przybyłego posterunkowego, a następnie zwrócił się do portiera.

– Jak pan go znalazł? – zapytał.

Portier skinął głową w kierunku drzwi, którymi wychodzili.

– Słyszałem, jak te drzwi trzasnęły – odpowiedział z irytacją, jakby fakt, o którym wspomniał, sprawił mu przykrość. – Wiem, że tak było! Więc wstałem, aby się rozejrzeć. I wtedy, no cóż, zobaczyłem to!

Uniósł rękę, wskazując w dół uliczki. Trzej mężczyźni podążyli za jego wyciągniętym palcem. I wtedy Spargo zobaczył stopę mężczyzny, w butach i szarych skarpetach, wystającą z wejścia po lewej stronie.

– Leży tam, tak jak ją teraz widzicie – powiedział portier. – Nie dotknąłem go. I tak...

Przerwał i skrzywił się, jakby na wspomnienie jakiejś nieprzyjemnej rzeczy. Driscoll kiwnął głową ze zrozumieniem.

– A więc poszedł Pan i zerknął? – zasugerował. – Tak po prostu, żeby ustalić, o ile to możliwe, kto to jest.

– Tylko po to, żeby zobaczyć, co było do zobaczenia – zgodził się portier. – Wtedy zauważyłem, że jest tam krew. I wtedy, cóż, pomyślałem sobie, że muszę o tym powiedzieć jednemu z was, chłopaki.

– To najlepsza rzecz, jaką mógł pan zrobić – powiedział Driscoll. – Cóż, ruszajmy zatem...

Mały orszak zatrzymał się przy bramie. Wejście było samo w sobie zimne i surowe. Nie było to przyjemne miejsce do leżenia, nawet dla martwego. Miało na ścianach białe glazurowane płytki i betonową podłogę. Coś w jego wyglądzie, w tym szarym porannym powietrzu, skojarzyło się Spargo z kostnicą. W to, że człowiek, którego stopa wystawała ponad stopień, był martwy, nie wątpił – świadczyła o tym jego wiotka postawa.

Przez chwilę żaden z czterech mężczyzn nie poruszył się ani nie odezwał. Dwaj policjanci nieświadomie wsunęli kciuki za paski i bawili się palcami. Portier pocierał w zamyśleniu brodę – Spargo zapamiętał potem zgrzytliwy dźwięk tej czynności. On sam włożył ręce do kieszeni i zaczął pobrzękiwać pieniędzmi i kluczami. Każdy z nich miał własne przemyślenia, gdy kontemplował fragment ludzkiego ciała, który leżał przed nimi.

– Zauważycie – zauważył nagle Driscoll, mówiąc ściszonym głosem – Zauważycie, że on tam leży w dziwny sposób, tak jakby został ułożony. Na początku był chyba oparty o ścianę, a potem się osunął.

Spargo analizował wszystkie szczegóły fachowym wzrokiem. Widział u swoich stóp ciało starszego mężczyzny, jego twarz była odwrócona w bok, wciśnięta w glazurę ściany. Jednak mógł ocenić, że mężczyzna był w podeszłym wieku, ponieważ miał siwe włosy i bielący zarost. Był ubrany w porządny, dobrze uszyty garnitur z szarego tweedu. Buty też były porządne, tak samo jak lniany mankiet koszuli, który wystawał z wiotko zwisającego rękawa, Jedna noga była do połowy podwinięta pod ciało, druga wyciągnięta prosto przez próg, tułów skręcony w stronę ściany. Na białej glazurze kafelków, o które opierało się ramieniem uszkodzone ciało, widniały plamy krwi. Driscoll, wyciągając rękę zza pasa, wskazał na nie palcem.

– Wydaje mi się – powiedział powoli – wydaje mi się, że został uderzony od tyłu, gdy stąd wychodził. Ta krew jest z jego nosa, wypłynęła, gdy upadł. Co ty na to, Jim?

Drugi policjant zakaszlał.

– Lepiej sprowadzić tutaj inspektora – powiedział. – I lekarza z karetką. Nie żyje, prawda?

Driscoll schylił się i położył kciuk na dłoni, która leżała na chodniku.

– Jak zwykle – zauważył lakonicznie. – I do tego sztywny. No, pospiesz się, Jim!

Spargo czekał, aż przyjedzie inspektor i karetka pogotowia. Wraz z nią przyjechało więcej policjantów, którzy przenieśli ciało do pojazdu, a wtedy Spargo zobaczył twarz zmarłego. Patrzył na nią długo i wytrwale, podczas gdy policjanci układali kończyny, zastanawiając się cały czas nad tym, na kogo patrzy, jak do tego doszło, co było celem mordercy i wiele innych rzeczy. W ciekawości Spargo było sporo profesjonalizmu, ale również zwykła niechęć do przyznania, że człowiek może zostać tak bezceremonialnie wyrzucony z tego świata.

W twarzy zmarłego nie było nic nadzwyczajnego. Było to oblicze mężczyzny w wieku od sześćdziesięciu do sześćdziesięciu pięciu lat, o prostych, wręcz swojskich rysach, czysto ogolonego, z wyjątkiem białego zarostu, przyciętego według staromodnego wzoru, między uchem a czubkiem szczęki. Jedyne, co było w nim niezwykłe, to to, że był mocno zniszczony przez życie. Miał liczne zmarszczki, głębokie wokół kącików ust i w rogach oczu. Ten człowiek, można by rzec, prowadził ciężkie życie i przetrwał burzę, zarówno psychiczną jak i fizyczną.

Driscoll szturchnął Spargo łokciem. Mrugnął do niego, mówiąc

– Lepiej niech pan jedzie do kostnicy – mruknął poufnie.

– Dlaczego? – zapytał Spargo.

– Sprawdzą go dokładnie – wyszeptał Driscoll. – Przeszukają go, widzicie? Wtedy dowiecie się o nim wszystkiego, i tak dalej. To może pomóc w napisaniu tego artykułu do gazety, nie?

Spargo zawahał się. Miał za sobą ciężką noc w pracy i aż do spotkania z Driscollem gorąco oczekiwał na posiłek, który czekał w jego pokoju, i na łóżko, do którego miał się potem położyć. Poza tym wystarczyło zdobyć wiadomość drogą telefoniczną. Nie było konieczności, by policjant odsyłał go do kostnicy. Takie rzeczy nie należały, póki co, do jego obowiązków.

– Powinien pan załatwić sobie jedną z tych dużych kart do gry, na której będzie coś o tajemnicy – zasugerował Driscoll. – Nigdy nie wiadomo, co leży u podstaw takich spraw, już nie wiadomo”.

To ostatnie spostrzeżenie przekonało Spargo, na dodatek zaczął się odzywać jego stary instynkt zdobywania informacji.

– W porządku – powiedział. – Pójdę z wami.

Zapalił ponownie fajkę i podążył za małym pochodem ulicami, które były jeszcze opustoszałe i ciche, a idąc za nimi, zastanawiał się nad tajemniczym powodem, dla którego zamordowany mógł się tu kręcić. Bez wątpienia było to morderstwo, i bez wątpienia dokonano go z zimną krwią, przy głównej arterii Londynu, bez zamieszania i hałasu, przez profesjonalistów, dla których zajmowanie się tego rodzaju sprawami było rutynową sprawą. Bez wątpienia.

– Osobiście uważam – odezwał się głos przy boku Spargo – osobiście uważam, że zrobiono to gdzie indziej. Nie tam! On został tam przeniesiony. Tak właśnie uważam.

Spargo odwrócił się i zobaczył, że idzie obok niego portier. On również towarzyszył ciału.

– Och! – powiedział Spargo. – Pan myśli, że...

– Myślę, że został zabity gdzie indziej i przeniesiony tam – powiedział portier. – Może w czyimś pokoju. Słyszałem o różnych dziwactwach w naszej części Londynu! Ale cóż! Jego nie meldowałem u siebie wczoraj wieczorem, to jest pewne. Jestem ciekaw, kim on jest? Z tego, co widzę, nie jest typem, który by się u tu nas kręcił.

– Tego się wkrótce dowiemy – powiedział Spargo. – Zamierzają go przeszukać.

Ale Spargo został wkrótce uświadomiony, że przeszukujący nic nie znaleźli. Chirurg policyjny stwierdził, że nieboszczyk został bez wątpienia uderzony od tyłu strasznym ciosem, który złamał czaszkę i spowodował śmierć prawie natychmiast. Driscoll uważa, że morderstwo zostało popełnione w celu rabunkowym. Na ciele nie znaleziono bowiem żadnych innych śladów. Można było przypuszczać, że dobrze ubrany człowiek posiada zegarek na łańcuszku, a w kieszeniach ma pieniądze i ewentualnie pierścienie na palcach. Ale nie znaleziono niczego wartościowego, właściwie w ogóle nie znaleziono nic, co mogłoby doprowadzić do identyfikacji, Żadnych listów, żadnych papierów, nic. Było jasne, że ktokolwiek uderzył denata, pozbawił go wszystkiego, co miał przy sobie. Jedyną wskazówką, dotyczącą jego możliwej tożsamości był fakt, że miękka czapka z szarego materiału wyglądała na świeżo zakupioną w modnym sklepie na West Endzie.

Spargo poszedł do domu, wydawało się, że nie ma się po co zostawać dłużej. Zjadł posiłek i położył się do łóżka, tylko po to, żeby się źle wyspać. Nie był typem człowieka, na którym robią wrażenie horrory, ale w końcu uznał, że poranne wydarzenie zniweczyło jego szansę na odpoczynek. Dlatego wstał, wziął zimną kąpiel, wypił filiżankę kawy i wyszedł. Nie był pewien, o czym właściwie myślał, kiedy spacerował po Bloomsbury, ale nie zdziwił się, kiedy pół godziny później stwierdził, że doszedł do komisariatu policji, w pobliżu którego w kostnicy leży ciało nieznanego mężczyzny. Spotkał tam Driscolla, który właśnie kończył służbę. Driscoll uśmiechnął się na jego widok.

– Ma pan szczęście – powiedział. – Ledwie pięć minut temu w kieszeni kamizelki biedaka znaleziono kawałek szarego papieru do pisania. Wsunął się w szczelinę. Proszę wejść, to pan zobaczy.

Spargo wszedł do biura inspektora. W następnej chwili wpatrywał się w skrawek papieru. Nie było na nim niczego oprócz adresu, nabazgranego ołówkiem: Ronald Breton, Barrister, King’s Bench Walk, Temple, Londyn.ROZDZIAŁ DRUGI
JEGO PIERWSZA SPRAWA

Spargo spojrzał na inspektora i skinął szybkim ruchem głowy.

– Znam tego człowieka – powiedział.

Inspektor wykazał zainteresowanie.

– Co, pana Bretona? – zapytał.

– Tak. Pracuję w „Watchmanie”, wie pan, jako młodszy redaktor. Wziąłem od niego artykuł na temat „Idealnych miejsc na campingi”. Przyszedł w tej sprawie do biura. Więc to znaleziono w kieszeni zmarłego?

– Znaleziono to w dziurze w jego kieszeni, jak rozumiem, Sam nie byłem przy tym obecny. To niewiele, ale może dać jakąś wskazówkę co do jego tożsamości.

Spargo podniósł skrawek szarego papieru i przyjrzał mu się uważnie. Wydawało mu się, że jest to rodzaj papieru, który można znaleźć w hotelach i klubach. Został oderwany z większego arkusza.

– Co – zapytał zamyślony – co teraz zrobicie z identyfikacją tego człowieka?.

Inspektor wzruszył ramionami.

– Och, to co zwykle, jak sądzę. Będzie trochę szumu, wie pan. Przypuszczam, że sam pan napisze specjalny reportaż dla swojej gazety, prawda? Potem będą inni. A my wydamy zwykłe oświadczenie. Ktoś się bez wątpienia zgłosi, żeby go zidentyfikować. I...

Do biura wszedł mężczyzna o spokojnej twarzy, cichym usposobieniu, dobrze ubrany, który mógł być szanowanym handlowcem wychodzącym na spacer. Przywitał się z inspektorem, podchodząc do biurka, jednocześnie wyciągając rękę w kierunku skrawka papieru, który Spargo właśnie tam położył.

– Pójdę na King’s Bench Walk i zobaczę się z panem Bretonem – stwierdził, zerkając na zegarek. – Jest już po dziesiątej, myślę, że już tam będzie.

– Ja też tam pójdę – rzucił Spargo, jakby mówił do siebie. – Tak, pójdę tam.

Nowo przybyły spojrzał na Spargo, a następnie na inspektora. Inspektor skinął głową.

– Dziennikarz – powiedział. – Pan Spargo z „Watchmana”. Pan Spargo był tam, kiedy znaleziono ciało. I zna pana Bretona.

Następnie kiwnął głową, wskazując Spargo osobę o spokojnej twarzy.

– To jest detektyw-sierżant Rathbury, ze Scotland Yardu – powiedział do Spargo. – Przyjechał, żeby zająć się tą sprawą.

– Aha – odparł Spargo beznamiętnie. – A co – kontynuował z nagłym ożywieniem – co pan zrobi z Bretonem?.

– Niech przyjedzie i obejrzy ciało – odpowiedział Rathbury. – Może zna tego człowieka, a może nie. W każdym razie jego nazwisko i adres są tutaj, nieprawdaż?.

– Chodźmy – powiedział Spargo. – Pójdę tam z panem.

Spargo przez całą drogę wzdłuż Tudor Street milczał jak głaz. Jego towarzysz również zachowywał milczenie w sposób, który pokazywał, że z natury był człowiekiem, który nieczęsto się odzywał. Dopiero gdy obaj wchodzili po starych, tralkowych schodach domu przy King’s Bench Walk, w którym znajdowało się mieszkanie Ronalda Bretona, Spargo przemówił.

– Czy nie uważa pan, że ten stary człowiek został zabity z powodu tego, co mógł mieć przy sobie? – zapytał, nagle zwracając się do detektywa.

– Chciałbym wiedzieć, co miał przy sobie, zanim odpowiem na to pytanie, panie Spargo – odpowiedział Rathbury z uśmiechem.

– Jasne – powiedział Spargo, zamyślony. – Pewnie, że tak. Mógł nie mieć nic przy sobie, prawda?.

Detektyw roześmiał się i wskazał na tablicę, na której wypisane były nazwiska.

– Jeszcze nic nie wiemy, proszę pana – zauważył. – Oprócz tego, że pan Breton mieszka na czwartym piętrze. Z tego wnioskuję, że całkiem niedawno jadł swoją kolację.

– Och, on jest młody, bardzo młody – powiedział Spargo. – Powiedziałbym, że ma jakieś dwadzieścia cztery lata. Spotkałem go tylko...

W tym momencie na schodach rozległy się odgłosy niewątpliwe dziewczęcego śmiechu. Dwie dziewczyny wydawały się śmiać, a po chwili dołączył do nich męski śmiech.

– Wygląda na to, że tam na górze studiują prawo w bardzo przyjemny sposób. – powiedział Rathbury. – To z mieszkania pana Bretona. I drzwi są otwarte.

Zewnętrzne dębowe drzwi do mieszkania Ronalda Bretona były szeroko otwarte, wewnętrzne były dobrze uchylone. Przez tak zrobiony otwór Spargo i detektyw uzyskali pełen wgląd we wnętrze mieszkania pana Ronalda Bretona. Tam, na tle książek prawniczych, wiązek papierów związanych różową taśmą i oprawionych w czarne ramy obrazów sławnych prawniczych notabli, zobaczyli ładną, wesołą dziewczynę o żywych oczach, która, siedząc na krześle, w peruce i todze, z masą papierów, przemawiała do wyimaginowanego sędziego i ławy przysięgłych, ku rozbawieniu młodego mężczyzny, który stał tyłem do drzwi i innej dziewczyny, która poufale opierała się o jego ramię.

– Pozostawiam to waszej ocenie, panowie przysięgli, pozostawiam to z przekonaniem, czując, że musicie być... musicie być, niektórzy z was, być może, braćmi, być może mężami i ojcami... Czy możecie, na podstawie waszych sumień, wyrządzić mojemu klientowi wielką krzywdę, nieodwracalną szkodę...

– Niech pani wymyśli jeszcze jakieś przymiotniki! – wykrzyknął młody człowiek. – Palącą i silną, proszę ich docisnąć. To jest to, co lubią... Tak, proszę!?

Wykrzyknik powstał z faktu, że w tym momencie detektyw uderzył w wewnętrzne drzwi, a następnie wsunął głowę za ich krawędź. Wtedy młoda dama, która przemawiała, stojąc na krześle, pospiesznie z niego zeskoczyła, druga młoda dama odsunęła się od opiekuńczego ramienia młodego mężczyzny, rozległ się kobiecy chichot i świst spódnic, gdy pośpiesznie wybiegały do znajdującego się dalej pokoju, a pan Ronald Breton wyszedł naprzeciw, rumieniąc się nieco, aby powitać osobę, która mu przerwała.

– Wejdźcie, wejdźcie! – zawołał pośpiesznie. – Proszę...

Następnie zatrzymał się, dostrzegając Spargo, i wyciągnął do niego rękę z wyrazem zaskoczenia.

– Och, pan Spargo? – powiedział. – Jak się pan miewa? My... my... my po prostu sobie żartowaliśmy, za kilka minut wychodzę do sądu. Co mogę dla pana zrobić, panie Spargo?.

Gdy mówił, cofał się w kierunki drzwi wewnętrznych, teraz je zamknął i odwrócił się ponownie do obu mężczyzn, patrząc na jednego i drugiego. Detektyw z kolei przyglądał się młodemu adwokatowi. Zobaczył wysokiego, szczupłego młodzieńca, o przystojnych rysach twarzy i ujmującej prezencji, doskonale uczesanego, nienagannie ubranego i sprawiającego wrażenie dobrze sytuowanego. Odniósł wrażenie, że pan Breton jest jednym z tych szczęśliwych młodych ludzi, którzy mogą wykonywać każdy zawód, ale na pewno nie są od niego zależni. Odwrócił się i spojrzał na dziennikarza.

– Dzień dobry – powiedział Spargo powoli. – Ja... właściwie przyszedłem tutaj z panem Rathburym. On chciał się z Panem zobaczyć. To detektyw-sierżant Rathbury ze Scotland Yardu.

Spargo wymówił ten formalny wstęp, jakby powtarzał lekcję. Ale obserwował twarz młodego adwokata. Breton zwrócił się do detektywa z wyrazem zaskoczenia.

– Och! – powiedział. – Chciałby pan...

Rathbury grzebał w kieszeni w poszukiwaniu skrawka szarego papieru, który starannie umieścił w mocno zużytym notatniku.

– Chciałem zadać pytanie, panie Breton – powiedział. – Dziś rano, około kwadrans przed trzecią, mężczyzna, starszy mężczyzna, został znaleziony martwy w Middle Temple Lane, i nie ma wątpliwości, że został zamordowany. Pan Spargo był obecny, gdy znaleziono ciało.

– Wkrótce potem – poprawił Spargo. – Kilka minut później.

– Kiedy to ciało zostało zbadane w kostnicy – kontynuował Rathbury, w swoim rzeczowym, zawodowym tonem – nie znaleziono niczego, co mogłoby doprowadzić do identyfikacji. Wygląda na to, że mężczyzna został okradziony. Nie było przy nim niczego, oprócz tego kawałka podartego papieru, który został znaleziony w dziurze w podszewce kieszeni jego kamizelki. Jest na nim pańskie nazwisko i adres, panie Breton. Widzi pan?

Ronald Breton wziął skrawek papieru i spojrzał na niego ze ściągniętymi brwiami.

– Mój Boże! – mruknął. – To rzeczywiście dziwne. Jak wygląda, ten człowiek?

Rathbury zerknął na zegar, który stał na kominku.

– Czy może pan podejść i spojrzeć na niego, panie Breton? – zapytał. – To niedaleko.

– Cóż... Faktem jest, że mam sprawę w sądzie, u pana sędziego Borrowa – odpowiedział Breton, również zerkając na zegar. – Ale nie zacznie się ona przed jedenastą. Czy...

– Mamy dużo czasu, proszę pana – powiedział Rathbury – nie zajmie to panu więcej niż dziesięć minut, aby przejść tam i z powrotem. Wystarczy, że pan spojrzy. Przypuszczam, że nie rozpoznaje pan tego charakteru pisma?

Breton nadal trzymał skrawek papieru w palcach. Spojrzał na niego jeszcze raz, intensywnie.

– Nie! – odpowiedział. – Nie rozpoznaję. W ogóle tego nie kojarzę. Oczywiście nie mogę sobie wyobrazić, kim mógłby być ten człowiek, i dlaczego miał moje nazwisko i adres. Pomyślałem, że to może jakiś wiejski adwokat, który chciałby skorzystać z moich usług – kontynuował z nieśmiałym uśmiechem, zerkając na Spargo. – Ale o trzeciej nad ranem?

– Doktor – zauważył Rathbury – doktor uważa, że nie żył od dwóch i pół godziny.

Breton zwrócił się do drzwi wewnętrznych.

– Powiem tylko tym paniom, że wychodzę na kwadrans – powiedział. – Pójdą ze mną później do sądu. Wczoraj dostałem swoją pierwszą sprawę – kontynuował z chłopięcym śmiechem, zerkając na prawo i lewo na swoich gości. To nic wielkiego, mała sprawa, ale obiecałem mojej narzeczonej i jej siostrze, że mogą być przy tym obecne, wiecie panowie. Chwileczkę.

Zniknął w następnym pokoju i po chwili wrócił, prezentując się w całej okazałości, z nowym jedwabnym kapeluszem. Spargo, młody człowiek, który nigdy nie przywiązywał wagi do swojego ubioru, zaczął porównywać swój własny strój z przyciągającym uwagę wyglądem tego młodzieńca. Szybko zauważył, że dwie dziewczyny, które wślizgnęły się do wewnętrznego pokoju, były podobnie ubrane, nosiły wytworne kostiumy, bardziej charakterystyczne dla Mayfair niż Fleet Street. Odczuwał teraz dziwną ciekawość w stosunku do Bretona i do młodych dam, których rozmowę słyszał za wewnętrznymi drzwiami.

– No, chodźmy – powiedział Breton. – Chodźmy tam od razu.

Kostnica, do której prowadził Rathbury, była zimna, ponura i odpychająca, zwłaszcza z perspektywy radosnego letniego poranka. Spargo mimowolnie zadrżał, gdy wszedł do środka i omiótł wzrokiem pomieszczenie. Ale młody adwokat nie okazał żadnych uczuć, rozejrzał się szybko wokół siebie i powoli podszedł do ciała martwego człowieka, z którego twarzy detektyw ściągał płótno. Przyglądał się chwilę z uwagą nieruchomym rysom twarzy. Potem cofnął się, potrząsając głową.

– Nie! – powiedział z przekonaniem. – Nie znam go. Nigdy w życiu nie widziałem go na oczy, o ile mi wiadomo.

Rathbury założył płótno na twarz denata.

– Nie przypuszczałem, że tak będzie – stwierdził – Cóż, spodziewam się, że musimy działać według zwykłych procedur. Ktoś inny go zidentyfikuje.

– Mówi pan, że został zamordowany? – zapytał Breton. – Czy to pewne?

Rathbury trącił kciukiem zwłoki.

– Tył jego czaszki jest roztrzaskany – powiedział lakonicznie. – Lekarz mówi, że musiał zostać uderzony od tyłu, i to strasznym ciosem. Jestem panu bardzo zobowiązany, panie Breton.

– Och, nie ma sprawy – powiedział Breton. – Cóż, wie pan, gdzie mnie znaleźć, jeśli będzie mnie pan potrzebował. To bardzo interesujące. Do widzenia... do widzenia, panie Spargo.

Młody adwokat oddalił się pospiesznie, a Rathbury zwrócił się do dziennikarza.

– Niczego się po tym nie spodziewałem – stwierdził. – Jednak trzeba było to zrobić. Zamierza pan napisać o tym do swojej gazety?

Spargo przytaknął.

– Cóż – kontynuował Rathbury – wysłałem człowieka do Fiskie’s, kapelusznika, skąd pochodzi ta czapka, wie pan. Może uda nam się uzyskać trochę informacji z tej dzielnicy, to całkiem możliwe. Jeśli zechce się pan że mną spotkać tutaj o dwunastej, powiem panu wszystko, co udało mi się ustalić. A na razie idę na śniadanie.

– W takim razie spotkamy się tutaj – powiedział Spargo – o dwunastej.

Patrzył, jak Rathbury znika za rogiem, sam ruszył w drugą stronę. Poszedł do biura „Watchmana”, napisał kilka zdań, które zamknął w kopercie dla redaktora wydania dziennego i ponownie wyszedł. W jakiś sposób stopy poprowadziły go w górę Fleet Street i zanim zorientował się, co robi, znalazł się przy Sądach.ROZDZIAŁ TRZECI
WSKAZÓWKA Z CZAPKI

Nie mając bladego pojęcia, co doprowadziło go do tego miejsca, Spargo błąkał się bez celu po wielkiej sali i przyległych korytarzach, aż urzędnik, który uznał go za zagubionego, zapytał go, czy jest jakaś szczególna część budynku, którą chciałby zobaczyć. Przez chwilę Spargo wpatrywał się w tego człowieka, jakby nie rozumiał jego pytania. Potem jego siły umysłowe ponownie się ożywiły.

– Czy pan sędzia Borrow nie siedzi dziś rano w jednej z sal? – zapytał nagle.

– Numer siedem – odpowiedział urzędnik. – Jaka jest pańska sprawa i kiedy się odbędzie?

– Nie mam żadnej sprawy – odpowiedział Spargo. – Jestem dziennikarzem, reporterem, wie pan.

Urzędnik wystawił palec.

– Za rogiem: pierwszy zakręt w prawo, drugi w lewo – powiedział automatycznie. – Znajdzie pan tam dużo wolnych miejsc, dziś rano nic się tam nie dzieje.

Odwrócił się, a Spargo ponownie rozpoczął swoją pozornie bezcelową wędrówkę po ponurych, przygnębiających korytarzach.

– Niech mnie! – mruknął. – Naprawdę nie wiem, po co tu przyszedłem. Nie mam tu nic do roboty.

Właśnie wtedy skręcił za róg i stanął twarzą w twarz z Ronaldem Bretonem. Młody adwokat był teraz w peruce i todze, niósł plik papierów przewiązanych różową taśmą. Eskortował dwie młode damy, które śmiały się i gawędziły, potykając się u jego boku. Spargo, przyglądając się im w zamyśleniu, instynktownie wiedział, którą z nich on i Rathbury podsłuchali, gdy wygłaszała swoją burleskową mowę. To nie była starsza, która szła obok Ronalda Bretona z pełnym pewnym poczuciem własności, lecz młodsza, dziewczyna z roześmianymi oczami i żywym uśmiechem. Nagle dotarło do niego, że gdzieś, w głębi tkwiła w nim nadzieja, że zobaczy tę dziewczynę ponownie. Dlaczego, tego nie mógł wtedy stwierdzić.

Spargo, stając twarzą w twarz z tą trójką, mechanicznie uchylił kapelusza. Breton zatrzymał się, zaciekawiony. Jego oczy zdawały się zadawać pytanie.

– No tak – powiedział Spargo. – Przypomniałem sobie, że wspominał pan, że tu przyjedzie i przyjechałem za panem. Chciałbym, gdy będzie pan miał trochę czasu, porozmawiać, zadać panu kilka pytań. O-o-tej sprawie z nieboszczykiem, wie pan.

Breton przytaknął. Stuknął Spargo w ramię.

– Proszę posłuchać – powiedział. – Kiedy skończę z tą sprawą, mogę dać panu tyle czasu, ile pan zechce. Czy może pan trochę poczekać? Dobrze? No to proszę mi zrobić tę przysługę. Zabierałem te panie na galerię, dookoła i po schodach, i trochę brakuje mi czasu. Czeka na mnie adwokat. Niech pan je zabierze, dobry człowieku, a potem, gdy sprawa się skończy, proszę je przyprowadzić tutaj, wtedy porozmawiamy. Zatem przedstawię was wszystkich, bez ceremonii. Panna Evelyn Aylmore, panna Jessie Aylmore. Pan Spargo z „Watchmana”. A teraz, muszę już iść!

Breton natychmiast się odwrócił, jego toga zatrzepotała za rogiem i Spargo znalazł się w towarzystwie dwóch uśmiechniętych dziewczyn. Zobaczył, że obie są ładne i atrakcyjne, a jedna z nich wydaje się być starsza o jakieś trzy lub cztery lata od drugiej.

– To bardzo miłe ze strony Ronalda – zauważyła starsza z młodych dam. – A może jego plany nie pasują panu, panie Spargo? Proszę nie...

– Och nie, to nic nie szkodzi! – powiedział Spargo, czując się wyjątkowo głupio. – Nie mam nic do roboty. Ale, gdzie pan Breton powiedział, że chcą panie zostać zabrane?

– Na galerię sądu numer siedem – odpowiedziała szybko młodsza dziewczyna. – Za tym rogiem... wydaje mi się, że znam drogę.

Spargo, wciąż zadziwiając się szybkością, z jaką sprawy posuwały się tego ranka, wcielił się w rolę _cicerone_ i zaprowadził obie młode damy na sam przód jednej z tych publicznych galerii, z których próżniacy i zainteresowani widzowie mogą oglądać i słuchać co dzieje się w źle wentylowanych i źle oświetlonych klitkach, w których wymierza się sprawiedliwość w sądach. Na galerii nie było nikogo innego, woźny w korytarzu na zewnątrz wydawał się być bardzo zdumiony, że ktokolwiek chciałby tam wejść, po czym otworzył drzwi, skinął na Spargo i w połowie schodów wyszedł mu naprzeciw.

– Dziś rano nic wielkiego się tu nie dzieje – szepnął z uniesioną do ust ręką. – Ale w numerze piątym jest ładna ciekawa sprawa z naruszeniem prawa. Jeśli pan chce, dostanie pan tam trzy dobre miejsca.

Spargo odrzucił tę kuszącą ofertę i wrócił do swoich obowiązków. Do tego czasu stwierdził, że panna Aylmore ma około 23 lat, a jej siostra mniej więcej 18. Uważał również, że młody Breton jest szczęściarzem, że posiada tak uroczą przyszłą żonę i równie uroczą szwagierkę. Usiadł u boku panny Jessie Aylmore i rozejrzał się dookoła, jakby był bardzo zaskoczony swoim otoczeniem.

– Przypuszczam, że można rozmawiać, dopóki nie wejdzie sędzia, prawda? – wyszeptał. – Czy to naprawdę pierwsza sprawa pana Bretona?

– Oczywiście, w każdym razie pierwsza samodzielnie prowadzona – odpowiedziała towarzyszka Spargo, uśmiechając się. – I jest bardzo zdenerwowany, podobnie jak moja siostra. Prawda, Evelyn?

Evelyn Aylmore spojrzała na Spargo i zaśmiała się cicho.

– Przypuszczam, że człowiek zawsze denerwuje się przy pierwszym wystąpieniu – powiedziała. – Myślę jednak, że Ronald ma dużo pewności siebie i, jak sam mówi, to nie jest duża sprawa. To nawet nie jest sprawa dla ławy przysięgłych. Obawiam się, że wyda się to panu nudne, panie Spargo, to tylko sprawa o weksel.

– Och, nie mam nic przeciwko, dziękuję – odpowiedział Spargo, nieświadomie wracając do ulubionej formuły. – Zawsze lubię słuchać prawników, udaje im się powiedzieć tak wiele o...

– O niczym – powiedziała Jessie Aylmore. – Ale cóż, to tak samo jak ludzie, którzy piszą do gazet, czyż nie?

Spargo już miał przyznać, że w tej kwestii było sporo prawdy, gdy panna Aylmore nagle zwróciła uwagę swojej siostry na mężczyznę, który właśnie wszedł do sali sądowej.

– Spójrz, Jessie! – powiedziała – Tam jest pan Elphick!

Spargo spojrzał w dół na wskazaną osobę. Starszy mężczyzna, o dużej twarzy, gładko ogolony, trochę za gruby, który w peruce i w todze powoli zmierzał stojącego w roku fotela, tuż za tym uroczym wewnętrznym _sanctum,_ gdzie mogą zasiadać wyłącznie urzędnicy królewscy. Opadł na fotel w sposób, który pokazywał, że jest jednym z tych ludzi, którzy kochają osobisty komfort. Usadowił swoją pulchną osobę pod najbardziej dogodnym kątem i wkładając monokl do prawego oka, rozejrzał się wokół siebie. W pobliżu kilku braci po fachu, pół tuzina adwokatów i innych urzędników, rozmawiających z jednym lub drugim. Byli urzędnicy sądowi. Ale dżentelmen z monoklem omiótł ich wszystkich obojętnym spojrzeniem i skierował wzrok ku górze, gdzie zauważył dwie dziewczyny. Wtedy ukłonił się łaskawie w ich kierunku, a jego szeroka twarz rozpromieniła się w promiennym uśmiechu, następnie pomachał im białą ręką.

– Czy zna pan pana Elphicka, panie Spargo? – zapytała młodsza panna Aylmore.

– Wydaje mi się, że widziałem go gdzieś w okolicach Temple – odpowiedział Spargo. – Właściwie, to jestem pewien, że go tam widziałem.

– Jego biura znajdują się w Paper Buildings – powiedziała Jessie. – Czasami wydaje w nich przyjęcia herbaciane. Jest opiekunem Ronalda, nauczycielem i mentorem. Przypuszczam, że wpadł do tego sądu, aby posłuchać, jak radzi sobie jego uczeń.

– Jest Ronald – szepnęła panna Aylmore.

– A tutaj – powiedziała jej siostra – jest Jego Lordowska Mość. Wygląda na bardzo zmartwionego. Teraz, panie Spargo, czeka pana to samo.

Spargo, prawdę mówiąc, nie zwracał uwagi na to, co działo się pod nim. Sprawa, którą otworzył młody Breton, była sprawą handlową, dotyczyła pewnych praw i właściwości wystawionego weksla. Dziennikarzowi wydawało się, że Breton poradził sobie z nią bardzo dobrze, wykazał się znajomością szczegółów finansowych i mówił z odwagą i pewnością siebie. O wiele bardziej interesowały go jego towarzyszki, a szczególnie młodsza z nich, i zastanawiał się, w jaki sposób mógłby kontynuować ich dalszą znajomość. Kiedy się ocknął, dowiedział się, że obrona, zdając sobie sprawę, że nie ma szans, zgodziła się wycofać, i że pan sędzia Borrow już wydaje wyrok na korzyść Ronalda Bretona. W następnej chwili wychodził z galerii za dwiema siostrami.

– Bardzo dobrze, naprawdę bardzo dobrze – powiedział z nieobecnym wzrokiem. – Wydawało mi się, że bardzo jasno i zwięźle przedstawił swoje argumenty.

Na dole, w korytarzu, Ronald Breton rozmawiał z panem Elphickiem. Wskazał palcem na Spargo, gdy ten ostatni podszedł z dziewczynami. Spargo zrozumiał, że Breton mówił o morderstwie i o jego, Spargo, związku z nim. Bezpośrednio po tym, jak się zbliżyli, przemówił:

– To jest pan Spargo, młodszy redaktor „Watchmana” – powiedział Breton. – To pan Elphick, panie Spargo. Właśnie mówiłem mu, że widział pan tego biednego człowieka wkrótce po tym, jak został znaleziony.

Spargo, rzucając okiem na pana Elphicka, zobaczył, że jest on bardzo zainteresowany. Starszy adwokat złapał go – dosłownie – za dziurkę od guzika.

– Mój drogi panie! – powiedział. – Widział pan tego biedaka? Leżał martwy w trzecim wejściu na Middle Temple Lane? Trzeci wjazd, tak?

– Tak – odpowiedział prosto Spargo. – Widziałem go. To był trzeci wjazd.

– Osobliwe! – powiedział pan Elphick, wyraźnie zamyślony. – Znam człowieka, który mieszka w tym domu. W sumie odwiedziłem go wczoraj wieczorem i nie wychodziłem prawie do północy. I ten nieszczęsny człowiek miał w kieszeni kartkę z nazwiskiem i adresem pana Ronalda Bretona?

Spargo przytaknął. Spojrzał na Bretona i wyciągnął swój zegarek. Właściwie nie miał powodu, by wcielać się w rolę informatora pana Elphicka.

– Tak, to prawda – odpowiedział krótko. Następnie, patrząc znacząco na Bretona, dodał: – Czy może mi pan dać teraz te kilka minut?

– Tak, tak! – odpowiedział Ronald Breton, kiwając głową. – Wybaczcie. Evelyn, zostawię na chwilę ciebie i Jessie panu Elphickowi, muszę iść.

Pan Elphick raz jeszcze przytrzymał Spargo.

– Mój drogi panie! – powiedział z zapałem. – Czy myśli pan, że mógłbym zobaczyć ciało?

– Jest w kostnicy – odpowiedział Spargo. – Nie wiem, jakie są ich przepisy.

Następnie uciekł z Bretonem. Przeszli Fleet Street i znaleźli się w spokojnym cieniu Temple, zanim Spargo się odezwał.

– Coś powinienem panu powiedzieć – powiedział w końcu. – To było... tak. Ja... cóż, zawsze chciałem pracować jako dziennikarz, mieć naprawdę dużą sprawę o morderstwo. Myślę, że to jest właśnie to. Chcę się w nią zagłębić całkowicie, od początku do końca. I myślę, że może mi pan w tym pomóc.

– Skąd Pan wie, że to jest sprawa o morderstwo? – zapytał cicho Breton.

– Bo to jest sprawa o morderstwo – odpowiedział sztywno Spargo. – Ja to czuję. Być może to instynkt. Zamierzam dowiedzieć się prawdy. I wydaje mi się, że...

Zatrzymał się i rzucił swojemu towarzyszowi ostre spojrzenie.

– Wydaje mi się – kontynuował – że wskazówka leży w tym skrawku papieru. Ten papier i ten człowiek są łącznikami między panem a kimś innym.

– Możliwe – zgodził się Breton. – Chce pan znaleźć tego innego?

– Chcę, aby pan pomógł mi go znaleźć – odpowiedział Spargo. – Wierzę, że jest to duża, bardzo duża sprawa. Chcę to zrobić. Nie wierzę za bardzo w policyjne metody. Przy okazji, właśnie idę spotkać się z detektywem Rathburym. Być może o czymś słyszał. Czy zechciałby pan przejść się tam ze mną?

Breton pobiegł do swojego gabinetu w King’s Bench Walk, zostawił togę i perukę, i razem ze Spargo poszedł do biura policji. Rathbury wyszedł im na przeciw, gdy wchodzili.

– Och! – powiedział. – Ach! Mam coś, co może okazać się pomocne, panie Spargo. Mówiłem panu, że wysłałem człowieka do Fiskiego, kapelusznika! No cóż, właśnie wrócił. Czapka, którą miał na sobie denat, została kupiona u Fiskiego wczoraj po południu i została wysłana do pana Marbury’ego, pokój numer 20, w hotelu „Anglo-Orient”.

– Gdzie to jest? – zapytał Spargo.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: