Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Moskwa 1612 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,00

Moskwa 1612 - ebook

Zajęcie Moskwy przez wojska polsko-litewskie w październiku 1612 r. było wynikiem układu hetmana koronnego Stanisława Żółkiewskiego z bojarami moskiewskimi, w myśl którego wszystkie stany Państwa Moskiewskiego obrały carem królewicza Władysława. Najważniejszym gwarantem wypełnienia postanowień umowy miały być oddziały Rzeczpospolitej stanowiące garnizon moskiewski. Jego sprawne funkcjonowanie uzależnione było od dostaw posiłków z zewnątrz. Na przełomie sierpnia i września 1612 r. hetman litewski Jan Karol Chodkiewicz podjął próbę dostarczenia żywności garnizonowi. Próba ta się nie powiodła. Po odstąpieniu hetmana od murów kremlowskich sytuacja garnizonu stała się niezwykle trudna. Głód doprowadził do aktów kanibalizmu i upadku dyscypliny. Na początku listopada oddziały polsko-litewskie, broniące Kremla dwa lata, skapitulowały.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-11-17167-1
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

WSTĘP

------------------------------------------------------------------------

Pomnik kupca Kuźmy Minina i księ­cia Dymi­tra Pożar­skiego, który stoi w Moskwie na placu Czer­wo­nym, został wysta­wiony w 1818 r. na fali patrio­tycz­nego unie­sie­nia po zwy­cię­skich kam­pa­niach z Napo­le­onem. Był to hołd dla dwóch boha­te­rów ich histo­rii, uho­no­ro­wa­nie ludzi, któ­rzy w epoce wiel­kiej smuty uchro­nili Rosję przed kata­strofą. Minin i Pożar­ski w 1611 r. zor­ga­ni­zo­wali dru­gie pospo­lite rusze­nie, które było czymś wię­cej niż siłą zbrojną; idea, która im przy­świe­cała – wypar­cie „Lachów i Litwy” z Moskwy i wybra­nie nowego cara przez repre­zen­ta­tywny dla pań­stwa Sobór Ziem­ski – zjed­no­czyła dużą część spo­łe­czeń­stwa moskiew­skiego, w tym wiele skłó­co­nych dotąd śro­do­wisk poli­tycz­nych. W 1612 r., w wyniku kilku ope­ra­cji woj­sko­wych, zmu­sili do kapi­tu­la­cji sta­cjo­nu­jący od bli­sko dwóch lat w Moskwie pol­sko-litew­ski gar­ni­zon. Do dzi­siaj sta­no­wią jeden z ele­men­tów patrio­tycz­nego mitu Rosjan, dodajmy – mitu o odcie­niu anty­pol­skim.

Inter­wen­cja Rze­czy­po­spo­li­tej w wielką smutę była wyda­rze­niem, w któ­rym roz­grywka szła już nie tylko o zagar­nię­cie czę­ści tery­to­rium wroga, ale o pod­po­rząd­ko­wa­nie sobie pań­stwa moskiew­skiego. Do początku XVII w. wojny mię­dzy Rze­czą­po­spo­litą a pań­stwem moskiew­skim toczyły się na pogra­ni­czu. Rury­ko­wi­cze moskiew­scy „zbie­rali zie­mie ruskie”, ostatni Jagiel­lo­no­wie zaś, a po nich Ste­fan Batory, utrud­niali im to, jak mogli. W 1514 r. Moskwi­cini zawo­jo­wali Smo­leńsk, a kil­ka­dzie­siąt lat póź­niej wycią­gnęli ręce po Inf­lanty. Sku­tecz­nie prze­ciw­sta­wił się im Batory w kilku kam­pa­niach, z któ­rych naj­dal­sza dotarła aż pod mury Pskowa, zagony zaś w oko­lice Sta­ricy, gdzie wów­czas rezy­do­wał Iwan Groźny. Ale wciąż były to lokalne kon­flikty. Wojna pol­sko-moskiew­ska epoki smuty wynio­sła kon­flikt mię­dzy oby­dwoma pań­stwami na inny poziom: za oku­pa­cją ziem, które od najaz­dów mon­gol­skich nie zaznały obcego pano­wa­nia, poszedł pro­gram poli­tyczny – osa­dze­nia pol­skiego Wazy na tro­nie moskiew­skim. Mniej­sza o to, jakie były szanse jego powo­dze­nia, ważne było, że część elit moskiew­skich w zamian za utrzy­ma­nie swo­ich wpły­wów skłonna była uznać kró­le­wi­cza Wła­dy­sława Wazę za cara Moskwy. Nic z tego nie wyszło, a w wyniku zbroj­nych dzia­łań wojsk pol­sko-litew­skich zostały znisz­czone ogromne poła­cie pań­stwa moskiew­skiego. W tym sen­sie inge­ren­cję Rze­czy­po­spo­li­tej w smutę moskiew­ską można porów­nać ze szwedz­kim poto­pem: w obu przy­pad­kach za dzia­ła­niami zbroj­nymi szedł plan zmiany władcy – w Rze­czy­po­spo­li­tej Jana Kazi­mie­rza miał zmie­nić Karol Gustaw, wy pań­stwie moskiew­skim Wasyla Szuj­skiego kró­le­wicz Wła­dy­sław – a oba pań­stwa wynisz­czyły wojny.

Jeden z waż­niej­szych epi­zo­dów w okre­sie inge­ren­cji Rze­czy­po­spo­li­tej w pań­stwie moskiew­skim sta­no­wią dzieje pol­sko-litew­skiego gar­ni­zonu Moskwy. Było to ogromne przed­się­wzię­cie, nie­spo­ty­kane dotąd w dzie­jach woj­sko­wo­ści. Na prze­ło­mie paź­dzier­nika i listo­pada 1610 r. woj­ska het­mana wiel­kiego koron­nego Sta­ni­sława Żół­kiew­skiego wkro­czyły do sto­licy pań­stwa moskiew­skiego jako sojusz­nicy, któ­rzy mieli utrzy­mać spo­kój w kraju do czasu obję­cia tronu car­skiego przez Wła­dy­sława Wazę. Powo­dze­nie tej ope­ra­cji zale­żało przede wszyst­kim od roz­wią­za­nia pro­ble­mów natury logi­stycz­nej, któ­rych cel spro­wa­dzał się do zapew­nie­nia sta­łego zaopa­trze­nia i wspar­cia oddzia­łom roz­lo­ko­wa­nym w mie­ście.

Do marca 1611 r. takie dzia­ła­nia podej­mo­wały zwłasz­cza pułki gar­ni­zo­nowe, co nie było trudne, ponie­waż jesz­cze pano­wał spo­kój. Jed­nak w końcu mie­siąca sytu­acja ule­gła dia­me­tral­nej zmia­nie. 29 marca dowódca gar­ni­zonu, refe­ren­darz litew­ski Alek­san­der Gosiew­ski, aby uprze­dzić wystą­pie­nie lud­no­ści spo­wo­do­wane nad­cią­ga­niem pierw­szego pospo­li­tego rusze­nia Pro­kopa Lapu­nowa i Iwana Zarudz­kiego, spro­wo­ko­wał walki w Moskwie, które dopro­wa­dziły do pacy­fi­ka­cji i spa­le­nia dużej czę­ści mia­sta. Od tej pory szcze­gól­nego zna­cze­nia nabrała pomoc z zewnątrz.

Począt­kowo klu­czową rolę w dostar­cza­niu zaopa­trze­nia i uzu­peł­nień do Moskwy odgry­wał pułk sta­ro­sty uświac­kiego Jana Pio­tra Sapiehy. Po jego śmierci, we wrze­śniu 1611 r., zada­nie to prze­jął het­man wielki litew­ski Jan Karol Chod­kie­wicz.

Ciężka zima na prze­ło­mie 1611 i 1612 r., chłodna wio­sna i dżdży­ste lato 1612 r. spo­wo­do­wały słabe zbiory i pogłę­biły kło­poty apro­wi­za­cyjne. Trud­no­ści nasi­liły się, gdy nie­opła­cone oddziały gar­ni­zonu zawią­zały kon­fe­de­ra­cję i opu­ściły Moskwę.

Na prze­ło­mie sierp­nia i wrze­śnia nowe oddziały, które weszły w skład gar­ni­zonu, zna­la­zły się w nie­zwy­kle trud­nym poło­że­niu: głód, cho­roby, a przede wszyst­kim zagro­że­nia ze strony dru­giego pospo­li­tego rusze­nia Minina i Pożar­skiego, ocze­ki­wano więc szyb­kiej odsie­czy het­mana Chod­kie­wi­cza. Tym razem jed­nak, ina­czej niż poprzed­nio, mar­gi­nes dopusz­czal­nego błędu dla dowódcy oddzia­łów nio­są­cych pomoc gar­ni­zo­nowi w Moskwie skur­czył się dra­ma­tycz­nie. Chod­kie­wicz sta­nął wobec wroga jak ni­gdy dotąd sil­nego i zde­ter­mi­no­wa­nego – co wię­cej – opar­tego o mury Moskwy. Co prawda het­man litew­ski dys­po­no­wał bit­nymi i zapra­wio­nymi w bojach oddzia­łami pie­choty oraz husa­rią, jed­nak jego celem nie było roz­bi­cie prze­ciw­nika, lecz przedar­cie się z pro­wian­tem i posił­kami na Kreml. Wszystko wska­zy­wało na to, że nie obej­dzie się bez walk ulicz­nych. Przy­znać trzeba, że to dość nie­miła per­spek­tywa dla armii roz­strzy­ga­ją­cej bitwy szarżą cięż­ko­zbroj­nej jazdy. Powtó­rze­nie wik­to­rii kłu­szyń­skiej wyda­wało się mało praw­do­po­dobne. Jed­nak Chod­kie­wicz pod­jął ręka­wicę i wyka­zał się kunsz­tem dowód­czym.

Bitwa oddzia­łów het­mana z blo­ku­ją­cymi gar­ni­zon moskiew­ski Moskwi­ci­nami 1–3 wrze­śnia 1612 r. odzna­czała się nie­zwy­kłą zacię­to­ścią, obie strony wyka­zały godną podziwu deter­mi­na­cję. Wyda­rze­niom tym nie spo­sób także odmó­wić dra­ma­tur­gii: w kul­mi­na­cyj­nym momen­cie walk oddziały Chod­kie­wi­cza wraz z zapro­wian­to­wa­niem dla gar­ni­zonu dzie­liło od Kremla jedy­nie 1800 metrów – wyda­wało się, że nic nie jest w sta­nie pokrzy­żo­wać pla­nów litew­skiemu dowódcy. Stało się jed­nak ina­czej. Chod­kie­wicz poniósł klę­skę. Z powodu strat ponie­sio­nych przez obie strony bitwę tę zali­czyć trzeba do naj­krwaw­szych starć w histo­rii sta­ro­pol­skiej woj­sko­wo­ści (w dwu­dnio­wych wal­kach Chod­kie­wicz stra­cił około 1500 zabi­tych). Także róż­no­rod­ność roz­wią­zań tak­tycz­nych, które zasto­so­wali dowódcy obu stron każe uznać tę bitwę za wyda­rze­nie godne uwagi.

Pol­ską inter­wen­cję w pań­stwie moskiew­skim wyzna­czają dwie bitwy: zwy­cię­stwo Żół­kiew­skiego pod Kłu­szy­nem, które otwo­rzyło drogę do Moskwy i stwo­rzyło per­spek­tywę osa­dze­nia na tro­nie moskiew­skim pol­skiego Wazy, i klę­ska Chod­kie­wi­cza pod murami Moskwy, która zni­we­czyła ten plan.SAMOZWANIEC I INNI

SAMO­ZWA­NIEC I INNI

------------------------------------------------------------------------

Mia­ro­daj­nym źró­dłem, uka­zu­ją­cym zamie­sza­nie w pań­stwie moskiew­skim za cza­sów Dymi­tra Samo­zwańca II, są pamięt­niki Józefa Budziłły. Był to jeden z najem­ni­ków, któ­rzy licz­nie pocią­gnęli z Rze­czy­po­spo­li­tej na służbę impo­stora. Sam tytuł pamięt­ni­ków jest już bar­dzo wymowny: _Wojna moskiew­ska wznie­cona i pro­wa­dzona z oka­zji fał­szy­wych Dymi­trów od 1603 do 1612 roku_. Bra­kuje w nich jed­nak wyja­śnie­nia przy­czyny obja­wie­nia się owych fał­szy­wych Dymi­trów. Cof­nijmy się więc do wyda­rze­nia, które było począt­kiem całej tej histo­rii.

Iwan Groźny, odcho­dząc z tego świata, pozo­sta­wił po sobie dwóch synów – dwu­dzie­sto­sied­mio­let­niego Fio­dora i dwu­let­niego Dymi­tra. Z racji star­szeń­stwa jego następcą został ocię­żały umy­słowo Fio­dor, brat zaś wraz z matką i naj­bliż­szymi został zesłany do Ugli­cza. Powód był pro­za­iczny – oto­cze­nie nie­ra­dzą­cego sobie z rzą­dze­niem cara oba­wiało się, że zausz­nicy Dymi­tra mogą pod­jąć próbę zde­tro­ni­zo­wa­nia Fio­dora, aby obwo­łać carem jego brata. Mimo wszystko życie Dymi­tra w Ugli­czu upły­wało sie­lan­kowo, aż do feral­nego 15 maja 1591 r. Około połu­dnia, pod­czas zabawy noży­kiem, młody Dymitr dostał ataku apo­plek­sji, w cza­sie któ­rego nie­for­tun­nie zra­nił się w szyję. Cię­cie oka­zało się tra­giczne w skut­kach, uszko­dziło bowiem tęt­nicę, w wyniku czego Dymitr wykrwa­wił się i zmarł. Mimo jed­no­znacz­nego orze­cze­nia nad­zwy­czaj­nej komi­sji śled­czej – na któ­rej czele stał Wasyl Szuj­ski, w przy­szło­ści car – że śmierć Dymi­tra była wyni­kiem nie­szczę­śli­wego wypadku, od samego początku zaczęły krą­żyć pogło­ski, jakoby za wszyst­kim stał Borys Godu­now – wów­czas naj­bar­dziej wpły­wowy czło­wiek w oto­cze­niu cara Fio­dora. Wtedy jesz­cze udało mu się dość łatwo spa­cy­fi­ko­wać nie­przy­chylne wobec sie­bie nastroje. Jed­nak kil­ka­na­ście lat póź­niej – kiedy po wyga­śnię­ciu dyna­stii Rury­ko­wi­czów, Godu­now został carem – sprawa oko­licz­no­ści śmierci Dymi­tra powró­ciła jak zły sen.

W sierp­niu 1604 r. w gra­nice pań­stwa moskiew­skiego wkro­czył pierw­szy z serii uzur­pa­to­rów – Gri­go­rij Otrie­piew – który wszem i wobec ogła­szał, że jest oca­lo­nym przed laty w Ugli­czu Dymi­trem Iwa­no­wi­czem. Po roku był już carem. Jed­nak Otrie­piew krótko cie­szył się wła­dzą. W maju 1606 r. w Moskwie miały miej­sce dra­ma­tyczne wyda­rze­nia: pod­czas zaślu­bin cara z Maryną Mnisz­chówną – córką Jerzego Mnisz­cha, jed­nego z magna­tów, który dopo­mógł mu zdo­być tron – doszło do zamie­szek, w cza­sie któ­rych roz­wście­czony tłum zgła­dził oszu­sta. Pod cio­sami tłusz­czy padło także kil­ku­set wesel­ni­ków z Rze­czy­po­spo­li­tej. Wkrótce carem został Wasyl Szuj­ski naj­bar­dziej wpły­wowy bojar, który był ani­ma­to­rem tych zda­rzeń.

Ale i on nie cie­szył się zbyt długo spo­ko­jem. Już jesie­nią tego roku chłop­sko-kozacka armia Iwana Bołot­ni­kowa oble­gła Moskwę. Co prawda w 1607 r. Szuj­skiemu udało się zmu­sić powstań­ców do odwrotu, a nawet oble­gał ich w Kału­dze, ale mniej wię­cej w tym samym cza­sie na Sie­wiersz­czyź­nie poja­wił się kolejny samo­zwa­niec. Histo­ria jego cudow­nych oca­leń była jesz­cze bogat­sza niż poprzed­niego samo­zwańca, opo­wia­dał mię­dzy innymi jak udało mu się unik­nąć śmierci dwa lata wcze­śniej w Moskwie. Nowy samo­zwa­niec pod wie­loma wzglę­dami róż­nił się od poprzed­nika. Naj­waż­niej­sze było to, że pod jego sztan­dary licz­nie ścią­gnęli najem­nicy z Rze­czy­po­spo­li­tej. Po pacy­fi­ka­cji roko­szu Zebrzy­dow­skiego kraj pełen był oddzia­łów woj­sko­wych, które dla pro­fi­tów gotowe były zaprze­dać się nawet dia­błu. Mię­dzy wrze­śniem 1607 a wrze­śniem 1608 r. pod sztan­dary samo­zwańca ścią­gnęły pułki m.in. Budziłły, Samu­ela Tysz­kie­wi­cza, księ­cia Romana Różyń­skiego, Alek­san­dra Zbo­row­skiego i Jana Pio­tra Sapiehy. Dzięki ich pomocy, w czerwcu 1608 r. dotarł on w oko­lice Moskwy i zało­żył obóz w pod­mo­skiew­skim Tuszy­nie. Szuj­ski, jak ni­gdy przed­tem, został przy­party do muru.

Pań­stwo moskiew­skie znaj­do­wało się wów­czas w opła­ka­nym sta­nie. Wiele kata­kli­zmów spa­dło na ten kraj. Wszystko zaczęło się w 1601 r. Desz­czowe lato spo­wo­do­wało słaby uro­dzaj. To, co udało się zebrać z pól, było liche i nie­wy­star­cza­jące do zaspo­ko­je­nia potrzeb lud­no­ści i zasia­nia ozi­min. Sytu­ację pogor­szyły jesz­cze silne mrozy, które wystą­piły dużo wcze­śniej niż zazwy­czaj, oraz bar­dzo mroźna zima 1601/1602 r. Krótko mówiąc, w 1603 r. w pań­stwie moskiew­skim pano­wał strasz­liwy głód, a ceny żyw­no­ści wzro­sły hor­ren­dal­nie. Kon­rad Bus­sow, cudzo­zie­miec, który wów­czas prze­by­wał w pań­stwie moskiew­skim, tak opi­sał sytu­ację: „(…) klnę się na Boga, naj­praw­dziw­sza prawda, co widzia­łem na wła­sne oczy, jak ludzie leżeli na uli­cach i, na podo­bień­stwo bydła, poże­rali latem trawę, a zimą siano. Nie­któ­rzy byli już mar­twi, a z ich ust wysta­wało siano i nawóz, a inni poże­rali ludzki kał i siano. Nie­po­li­czalne, ile dzieci zostało zabi­tych, zarżnię­tych i ugo­to­wa­nych, rodzi­ców przez dzieci, gości przez rol­ni­ków i odwrot­nie (…). Ludz­kie mięso, drob­niutko pokro­jone i upie­czone w pie­ro­gach, to jest pasz­te­tach, sprze­da­wało się na rynku (…) i poże­rało (…) tak że wędro­wiec w tym cza­sie zmu­szony był baczyć na to, u kogo zatrzy­mał się na noc­leg”¹. Liczby przy­ta­czane przez ówcze­snych pora­żają: ofia­rami głodu w Moskwie stało się ponoć 120 000 ludzi, a w całym pań­stwie moskiew­skim – jedna trze­cia lud­no­ści!

W tych oko­licz­no­ściach na nie­wiele zda­wały się doraźne wysiłki admi­ni­stra­cji car­skiej. Co prawda Borys Godu­now od początku swo­ich rzą­dów roz­po­czął zakro­joną na sze­roką skalę poli­tykę eko­no­micz­nego i woj­sko­wego wzmac­nia­nia pań­stwa, jed­nak straty wśród lud­no­ści spo­wo­do­wane gło­dem ogra­ni­czyły mu pole manewru. Zamie­rzał przy­wró­cić rów­no­wagę mię­dzy bogat­szym i bied­niej­szym dwo­riań­stwem oraz lud­no­ścią chłop­ską. Oprycz­nina cza­sów Iwana Groź­nego wstrzą­snęła struk­tu­rami spo­łecz­nymi pań­stwa, a głód za Godu­nowa pogłę­bił ten chaos.

W ostat­nim trzy­dzie­sto­le­ciu XVI w. wzrost liczby dwo­rian dopro­wa­dził do ich pau­pe­ry­za­cji przez roz­drob­nie­nie przy­dzia­łów ziemi. Taki sam pro­ces nastą­pił wśród dzieci bojar­skich (czyli dwo­rian w car­skiej służ­bie), któ­rych admi­ni­stra­cja nie była w sta­nie wypo­sa­żyć w atry­buty ich pozy­cji: zie­mię i pen­sję. Wobec tego wielu z tych zubo­ża­łych zaczęło wstę­po­wać na służbę u zamoż­niej­szych dwo­rian. Aby zabez­pie­czyć ich prawa, w cza­sach Iwana Groź­nego została sfor­ma­li­zo­wana pozy­cja tzw. kabal­nych ludzi, to jest dwo­rian słu­żą­cych według umowy jako świta moż­no­wład­ców lub na ich dwo­rach. Zagwa­ran­to­wane zostały im prawa zabez­pie­cza­jące przed samo­wolą suwe­re­nów. Jed­nak w końcu XVI w. admi­ni­stra­cja car­ska anu­lo­wała pod­sta­wowy zapis, który chro­nił ich przed sta­niem się nie­wol­ni­kami. Odtąd nie było moż­li­wo­ści wykupu, jedy­nie śmierć suwe­rena zwal­niała ich ze służby. Fak­tycz­nie stali się oni nie­wol­ni­kami (chło­pami i kabal­nymi chło­pami), a o ich losie decy­do­wał teraz wła­ści­ciel. Z mili­tar­nego punktu widze­nia miało to nie­ba­ga­telne zna­cze­nie.

W cza­sie głodu sto­sun­ków pomię­dzy bied­nymi i boga­tymi dwo­ria­nami nie regu­lo­wały żadne prawa: sil­niejsi, nie oglą­da­jąc się na admi­ni­stra­cyjne zarzą­dze­nia, łamali prawa słab­szych – nie tylko dwo­rian, ale i chło­pów.

Spu­sto­sze­nia, które poczy­nił głód, zmu­siły Borysa Godu­nowa do zła­go­dze­nia poli­tyki wobec chło­pów. Na kil­ka­na­ście mie­sięcy – mię­dzy 1601 a 1602 r. – został przy­wró­cony tzw. juriew dien, czyli jeden tydzień w roku, w któ­rym chłopi mogli zmie­nić wła­ści­ciela, jeśli dotych­cza­sowy nie był w sta­nie utrzy­mać ich wraz z rodzi­nami. Mogli wtedy prze­nieść się do dóbr innego dwo­ria­nina lub klasz­tor­nych. W 1603 r. nie­za­do­wo­lone dwo­riań­stwo wymu­siło na Godu­no­wie anu­lo­wa­nie tego roz­po­rzą­dze­nia.

Mimo to chłopi, naj­czę­ściej powo­do­wani gło­dem, wciąż opusz­czali swoje dotych­cza­sowe domo­stwa i umy­kali tam, gdzie mogli stać się cał­ko­wi­cie wolni. Moż­li­wo­ści zaś mieli wiele. For­mo­wali się na przy­kład w zbrojne watahy, które gra­so­wały w mia­stach i na trak­tach. Nawet w Moskwie nie można było czuć się bez­piecz­nym. Chłopi ścią­gali do sto­licy w nadziei, że tutaj uda się im prze­trwać kry­zys. W mie­ście dopusz­czali się gra­bieży, wznie­cali pożary. Powsta­nie Chłopka, któ­rego oddziały w latach 1602–1603 dotkli­wie spu­sto­szyły oko­lice Moskwy, było apo­geum wystą­pień chłop­skich.

Nie­długo potem chłopi przy­stą­pili do rewolty Bołot­ni­kowa. Dla wielu z nich ogólny zamęt był oka­zją do ucieczki nad Don i zasi­le­nia sta­nic kozac­kich.

Mimo spu­sto­szeń, jakich doko­nał głód, pań­stwo moskiew­skie zacho­wało ele­men­tarną zdol­ność w sfe­rze admi­ni­stra­cji i woj­sko­wo­ści. Dowo­dem na to jest roz­bi­cie wojsk pierw­szego samo­zwańca w klu­czo­wym star­ciu w 1604 r. pod Dobry­ni­czami, do czego przy­czy­niła się zna­ko­mita postawa strzel­ców armii car­skiej. Rangi temu zwy­cię­stwu przy­da­wał fakt, że po stro­nie Dymi­tra wal­czyły najemne cho­rą­gwie husar­skie z Rze­czy­po­spo­li­tej (1500–2000 ludzi). I gdyby nie opie­sza­łość dowódcy car­skich wojsk, księ­cia Fio­dora Mści­sław­skiego, zapewne marsz samo­zwańca zakoń­czyłby się już na Sie­wiersz­czyź­nie. Dodajmy tylko, że woj­ska Mści­sław­skiego na początku kam­pa­nii liczyły ponad 13 000 dwo­rian i dzieci bojar­skich oraz 15 000–20 000 bojo­wych pomoc­ni­ków (cho­ło­pów i kabal­nych cho­ło­pów).

Inny przy­kład prze­ma­wia­jący za mili­tarną żywot­no­ścią pań­stwa moskiew­skiego to kam­pa­nia księ­cia Micha­iła Sko­pina-Szuj­skiego, który w latach 1609–1610 razem ze Szwe­dami dał się mocno we znaki pol­sko-litew­skim puł­kom najem­ni­ków, wal­czą­cym po stro­nie dru­giego samo­zwańca.

Mimo tych nie­wąt­pli­wych suk­ce­sów przod­ko­wie mieli lek­ce­wa­żący sto­su­nek do poten­cjału woj­sko­wego pań­stwa moskiew­skiego w pierw­szej deka­dzie XVII w. Sta­ni­sław Nie­mo­jew­ski, jeden z Pola­ków, któ­rzy podą­żyli do Moskwy na ślub Maryny z Dymi­trem Samo­zwań­cem, w cza­sie pobytu w Smo­leń­sku w pamięt­niku zapi­sał: „Do zamku żad­nego z naszych nie pusz­czano, a iż nam podle zam­ko­wego muru było jechać, bramy poza­my­kali, któ­rych jeno dwie do tak wiel­kiej obory. Strzel­ców do 600 przed zam­kiem stało, pod­pie­ra­jąc się zardze­wia­łemi rusz­ni­cami”². Dodajmy tylko, że nie­ba­wem ta „obora” przez dwa­dzie­ścia mie­sięcy będzie opie­rała się armii Zyg­munta III.

„Nato­miast po dotar­ciu pod Moskwę stało hosu­dar­skich arce­rzów 100, dra­ban­tów 200 z ala­barty. Arce­rze ci, cho­ciaż nie w bar­wie byli, ale mieli prze­cię każdy jaki taki ubiór jedwabny na sobie, w płasz­czach wszy­scy, z ala­barty, u nich topo­rzy­ska okrę­cone dru­tem srebr­nem. Dra­banci zaś bez płasz­czów, ala­barty już inak­sze i bez drutu, w suk­ni­skach lada­ja­kich, w czar­nych, w skó­rza­nych, roz­ma­itych, jedni z szpa­dami, w bóciech kowa­nych albo bacz­ma­gach, dru­dzy z sza­bli­skami kozac­kiemi, w trze­wi­kach albo w skórz­niach in summa znać było rze­mieśl­niki, alias kana­lie. Podle tych ala­bart­ni­ków stało strzel­ców 600 z rusz­ni­cami, w żupa­nach tylko, każdy w inak­szej sukni, z pętli­cami po pas. Może się rzec, że woź­nic na gro­ma­dzie trudno się ma wię­cej ujrzeć, na któ­rych oni bar­dziej byli, niż na pie­chotę poszli. To ich samo tylko zdo­biło, że każdy w bia­łej cza­peczce”³.

Mniej wię­cej w tym cza­sie, kiedy oddziały dru­giego samo­zwańca zakła­dały obóz w pod­mo­skiew­skim Tuszy­nie, król pol­ski Zyg­munt III zin­ten­sy­fi­ko­wał przy­go­to­wa­nia do zbroj­nej inter­wen­cji w pań­stwie moskiew­skim. Z zamia­rem tym nosił się już wcze­śniej, przy­naj­mniej od czasu „krwa­wych godów moskiew­skich”, które, jak pamię­tamy, poło­żyły kres życiu i wła­dzy Dymi­tra. Mając jed­nak na gło­wie rokosz Miko­łaja Zebrzy­dow­skiego, zmu­szony był chwi­lowo zarzu­cić myśl o woj­nie i pod­jąć grę dyplo­ma­tyczną. Na prze­ło­mie 1606/1607 r. do Kra­kowa przy­było posel­stwo moskiew­skie. Na jego czele stał ks. Gri­go­rij Woł­koń­ski i diak Andriej Iwa­now, któ­rzy w cza­sie nie­ofi­cjal­nych roz­mów z sena­to­rami dali do zro­zu­mie­nia, że wielu boja­rów chęt­nie usu­nę­łoby Wasyla Szuj­skiego z tronu. Dostoj­nicy kró­lew­scy odpo­wie­dzieli, że można byłoby go zastą­pić kró­lem Zyg­muntem lub jego synem, kró­le­wi­czem Wła­dy­sła­wem. Jest mało praw­do­po­dobne, aby była to ze strony moskiew­skiej pro­wo­ka­cja. Raczej auten­tyczny wyraz opo­zy­cyj­nych nastro­jów panu­ją­cych w Moskwie wobec słabo umo­co­wa­nego Szuj­skiego. I nie było ważne to, że Moskwi­cini oskar­żali Zyg­munta i Rzecz­po­spo­litą ni mniej, ni wię­cej, tylko o sia­nie zamętu w pań­stwie moskiew­skim. Liczyło się jedno – Szuj­ski nie był gwa­ran­tem sta­bil­no­ści.

Te same akcenty zabrzmiały na jesieni 1607 r., kiedy z rewi­zytą do Moskwy przy­byli pol­scy posło­wie. Wtedy to, prócz zawar­cia pra­wie czte­ro­let­niego rozejmu, boja­rzy rów­nież dali do zro­zu­mie­nia, że kró­le­wicz Wła­dy­sław, jako następca Szuj­skiego, byłby przez nich mile widziany. Zyg­munt III zaczął więc nama­wiać szlachtę do zaak­cep­to­wa­nia pomy­słu wojny z pań­stwem moskiew­skim. Do tego celu posłu­żyła mu instruk­cja na sej­miki par­ty­ku­larne, która wyszła z kan­ce­la­rii kró­lew­skiej w listo­pa­dzie 1608 r. Zyg­munt, chcąc unik­nąć kło­po­tów z sej­mi­kami, tak jak to miało miej­sce przed sej­mem 1607 r., użył odpo­wied­nio zma­ni­pu­lo­wa­nych argu­men­tów: uwagę szlachty zwró­cił na fakt, że posta­no­wie­nia rozejmu zawar­tego z carem Szuj­skim w więk­szo­ści nie zostały zre­ali­zo­wane. Car co prawda uwol­nił Alek­san­dra Kor­wina Gosiew­skiego i Miko­łaja Ole­śnic­kiego (posłów, któ­rzy z Dymi­trem mieli wypra­co­wać warunki soju­szu), Mnisz­cha wraz z córką i nieco wesel­ni­ków z ich oto­cze­nia, ale więk­szość więź­niów zatrzy­mał w nie­woli. Choć według króla Zyg­munta jedy­nym roz­wią­za­niem była zbrojna inter­wen­cja, zobo­wią­zał się, że bez zgody sejmu nie podej­mie żad­nej decy­zji w spra­wach moskiew­skich.

Wyniki kam­pa­nii przed­sej­mo­wej oka­zały się dla króla bar­dzo obie­cu­jące: choć więk­szość Litwy i część Mazow­sza z rezerwą potrak­to­wała jego suge­stie, to sej­miki: pro­szo­wiecki, san­do­mier­ski i sie­radzki, a więc naj­waż­niej­sze, opo­wie­działy się po jego stro­nie. Wobec tego władca prze­my­śli­wał nawet o roz­po­czę­ciu wojny już u schyłku 1608 r., jed­nak za radą kilku sena­to­rów odstą­pił od tej kon­cep­cji i posta­no­wił pocze­kać do sejmu.

Jego obrady roz­po­częły się w stycz­niu 1609 r. w War­sza­wie. Inte­re­su­jące, że – mimo korzyst­nych wyni­ków kam­pa­nii sej­mi­ko­wej – Zyg­munt nie zde­cy­do­wał się oma­wiać sprawy wojny z Moskwą na forum sejmu. Naj­wy­raź­niej znowu posłu­chał rady kilku sena­to­rów, któ­rzy twier­dzili, że naj­ko­rzyst­niej będzie poru­szyć ten temat w cza­sie taj­nej narady senatu. Szcze­gól­nie zna­mienna była wypo­wiedź pry­masa Woj­cie­cha Bara­now­skiego: „O woj­nie moskiew­skiej nie zda nic się Naj­ja­śniej­szy Miło­ściwy Królu, aby­śmy tak in facto mówić mieli, a to dla­tego, żeby nie­przy­ja­ciel nie wie­dział, na jaki cel mamy ude­rzyć”⁴.

Do spo­tka­nia z sena­to­rami doszło na początku lutego 1609 r. Więk­szość z nich poparła lub co naj­mniej nie sprze­ci­wiła się wypra­wie. Sejm nato­miast uchwa­lił kon­sty­tu­cję, która bez­po­śred­nio doty­czyła przy­szłej ope­ra­cji woj­sko­wej, oraz „Arty­kuły wojenne het­mań­skie…”, co ozna­czało zgodę sej­mu­ją­cej braci szla­chec­kiej na to przed­się­wzię­cie.

Wkrótce po zakoń­cze­niu obrad sejmu król odbył roz­mowę z het­ma­nem Żół­kiew­skim. Zadzi­wia­jące, ale jesz­cze wtedy król wahał się, czy roz­po­czy­nać wyprawę. Zako­mu­ni­ko­wał het­ma­nowi, że decy­zję podej­mie w Kra­ko­wie. Jed­nak w końcu lutego 1609 r. wyda­rzyło się coś bar­dzo zło­wiesz­czego, co przy­spie­szyło bieg wyda­rzeń. Oto 28 tegoż mie­siąca w Wyborgu pań­stwo moskiew­skie zawarło sojusz ze Szwe­cją. Posta­no­wie­nia trak­tatu były skie­ro­wane prze­ciw Rze­czy­po­spo­li­tej. Już dosta­tecz­nym powo­dem do nie­po­koju było to, że Karol IX zobo­wią­zał się wysłać na pomoc Wasy­lowi Szuj­skiemu 2000 jazdy i 3000 pie­choty oraz oddział najem­ni­ków. Jed­nak decy­zję przy­spie­szyły pozo­stałe warunki soju­szu: Szuj­ski zre­zy­gno­wał na rzecz Szwe­cji z praw do Inf­lant, zobo­wią­zał się dostar­czyć władcy szwedz­kiemu rów­no­rzędny liczeb­nie i na tych samych warun­kach kon­tyn­gent woj­skowy w wypadku kon­fliktu Szwe­cji z Rze­czą­po­spo­litą, Szwe­dzi dostali zgodę (zapewne w cza­sie dzia­łań na tere­nie pań­stwa moskiew­skiego) na bra­nie do nie­woli lub zabi­ja­nie Pola­ków i Litwi­nów.

Szuj­ski drogo za te warunki zapła­cił: musiał oddać Szwe­cji Kare­lię.

Na wieść o soju­szu moskiew­sko-szwedz­kim Zyg­munt III, tym razem już nie­odwo­łal­nie, puścił w ruch machinę wojenną Rze­czy­po­spo­li­tej. Aktyw­ność dyplo­ma­tyczną i wywia­dow­czą wzmo­gli sta­ro­sto­wie pogra­niczni. Alek­san­der Gosiew­ski (sta­ro­sta wie­li­ski) i Andrzej Sapieha (sta­ro­sta orszań­ski) pod­jęli próbę oso­bi­stego spo­tka­nia z woje­wodą smo­leń­skim Micha­iłem Sze­inem. Rze­ko­mym powo­dem była potrzeba uzgod­nie­nia warun­ków prze­jazdu gońca kró­lew­skiego Sta­ni­sława Rad­niew­skiego, który – jak ofi­cjal­nie utrzy­my­wano – miał nakło­nić oddziały pol­sko-litew­skich najem­ni­ków do porzu­ce­nia samo­zwańca. Dla litew­skich pogra­niczników był to rzecz jasna pre­tekst, chcieli bowiem prze­ko­nać woje­wodę smo­leń­skiego, aby pod­dał się Zyg­muntowi III. Jak można było się spo­dzie­wać, Szein oka­zał się wytraw­nym gra­czem i nie wpadł w pułapkę, którą pró­bo­wali na niego zasta­wić litew­scy urzęd­nicy. Gosiew­ski, prócz dzia­łań dyplo­ma­tycz­nych, wio­sną 1609 r. przed­się­wziął akcje zbrojne, które pogłę­biły zamie­sza­nie na pogra­ni­czu litew­sko-moskiew­skim. Jego brat, Szy­mon Gosiew­ski, zajął sporne tery­to­ria przy­le­ga­jące do sta­ro­stwa wie­li­skiego. Sta­ro­sta wie­li­ski nakła­niał też do pod­da­nia się kilku woje­wo­dów moskiew­skich.

Powróćmy jed­nak do Smo­leń­ska. Tutaj – jak dono­sił Gosiew­ski Lwu Sapie­sze na początku wrze­śnia 1609 r.: „chło­pów z wło­ści gwał­tem dla osa­dze­nia zamku pędzą, bo bojar i strzel­ców wysłano do Sko­pina-Szuj­skiego (…)”⁵. Jak widać, Michaił Szein dosko­nale wie­dział o przy­go­to­wa­niach Rze­czy­po­spo­li­tej do wojny i przy­go­to­wy­wał się do odpar­cia ude­rze­nia. Zna­mienna była też infor­ma­cja, która dotarła do króla na trzy tygo­dnie przed prze­kro­cze­niem gra­nicy moskiew­skiej. Jeden z kup­ców zeznał, że co prawda „(…) na Smo­leń­sku ludzi do boju nie­wiele, oprócz boja­rów 300, a strzel­ców 200, miru do 2000 żyw­no­ści na dwie lecie, pro­chu dość, dział sto kil­ka­dzie­siąt sztuk, bro­nić się wolą mają (…)”⁶. Służby kontr­wy­wia­dow­cze Wiel­kiego Księ­stwa Litew­skiego zano­to­wały także wzmo­żoną dzia­łal­ność szpie­gow­ską orga­ni­zo­waną przez pogra­nicz­nych woje­wo­dów moskiew­skich. W związku z tym jeden z urzęd­ni­ków kró­lew­skich w końcu sierp­nia 1609 r. odno­to­wał: „O woj­sku KJM i o wszyst­kim pra­wie dobrze wie­dzą, gdyż śpie­gów pełno tak z naszych, jako i z Moskwy po pań­stwie KJMci”⁷.

Warto zwró­cić uwagę, że król Zyg­munt i Żół­kiew­ski mieli odmienne kon­cep­cje kam­pa­nii wojen­nej: władca chciał naj­pierw opa­no­wać Smo­leńsk, a następ­nie ruszyć na Moskwę, Żół­kiew­ski zaś opo­wia­dał się za zaję­ciem Moskwy i dopiero wtedy prze­pro­wa­dze­niem sto­sow­nych dzia­łań dyplo­ma­tycz­nych i woj­sko­wych. Rzecz jasna każ­demu przy­świe­cał inny cel, przy­naj­mniej w krót­kiej per­spek­ty­wie. Zyg­munt chciał naj­pierw odzy­skać dla Rze­czy­po­spo­li­tej utra­cone nie­gdyś zie­mie przy­gra­niczne, a dopiero potem zre­ali­zo­wać plan osa­dze­nia sie­bie lub swo­jego syna na tro­nie moskiew­skim. Żół­kiew­ski zaś od początku mie­rzył naj­wy­żej: dla niego celem była czapka Mono­ma­cha dla pol­skiego Wazy.

Jed­nak naj­waż­niej­szym pro­ble­mem było zapew­nie­nie wystar­cza­ją­cych środ­ków finan­so­wych. Na dopiero co zakoń­czo­nym sej­mie kró­lowi udało się uzy­skać od szlachty zgodę na… jeden pobór – i to też uchwa­lony przez część woje­wództw. Dla­tego też władca pod­jął jesz­cze jedną próbę uzy­ska­nia pie­nię­dzy od szlachty. Pomysł był pro­sty: król chciał, aby na sej­mi­kach posej­mo­wych uchwa­lono poda­tek w tych woje­wództwach, które nie wyra­ziły zgody na sej­mie, prócz tego raz jesz­cze namó­wić do szczo­dro­ści tych, co uchwa­lili już jeden pobór. Posej­mowe zjazdy szlachty odbyły się w kwiet­niu, jed­nak król nie osią­gnął pra­wie nic, z tego co chciał. Ostat­nią szansą miały być sej­miki depu­tac­kie, które zwo­łano na wrze­sień 1609 r. Na dodat­kowy pobór zgo­dziły się sej­miki: różań­ski, łom­żyń­ski, gene­ralny mazo­wiecki i wisz­neń­ski. Wyjąt­kowo hojna oka­zała się szlachta średzka, dotąd opo­zy­cyj­nie nasta­wiona wzglę­dem pla­nów kró­lew­skich, która nie dość, że uchwa­liła dodat­kowy pobór, to jesz­cze czo­powe i dodat­kowe cła. Nie­stety, dodat­kowym podat­kom zde­cy­do­wa­nie sprze­ci­wiły się sej­miki: pro­szo­wicki, san­do­mier­ski i oświę­cim­ski. Mal­bor­ski co prawda wyra­ził zgodę na jeden pobór, ale po uprzed­niej kon­sul­ta­cji z innymi woje­wództwami. Finanse Zyg­munta III na wojnę nieco pod­ra­to­wało 180 000 zło­tych ze szka­tuły elek­tora, wypła­cone w zamian za nadaną mu kura­telę w Księ­stwie Pru­skim.

Mimo mar­nej kon­dy­cji finan­so­wej Zyg­munt III, nie spo­dzie­wa­jąc się cudu, czyli szczo­dro­ści pacy­fi­stycz­nie nasta­wio­nej szlachty, przy­stą­pił do dzieła. 28 maja 1609 r. w Kra­ko­wie wydał „Uni­wer­sał strony odjazdu króla”. Władca okre­ślił w nim pro­ce­dury zarzą­dza­nia pań­stwem w cza­sie jego nie­obec­no­ści oraz przed­sta­wił motywy, które zmu­siły go do pod­ję­cia wyprawy na wschód. Ta część „Uni­wer­sału” nie­wąt­pli­wie sta­no­wiła kon­ty­nu­ację pro­pa­gandy, którą dwór kró­lew­ski roz­wi­nął w mie­sią­cach poprze­dza­ją­cych wyprawę, a także pole­mikę z jej prze­ciw­ni­kami.

Po przy­by­ciu do Lublina Zyg­munt III spo­tkał się z het­ma­nem Żół­kiew­skim, który – ostrze­ga­jąc króla przed całym przed­się­wzię­ciem – stwier­dził, że „się daleko weszło w czas roku, droga daleka, żoł­nierz nie­go­towy, pie­nię­dzy nie brał, nie może się żadną miarą aż pod kopy ruszyć, nim gra­nicy moskiew­skiej doj­dzie, jesień, zimna, które tam prędko nad­ści­gną, facul­ta­tem rei gerende odejmą” ⁸. Żół­kiew­ski miał nie­wąt­pli­wie rację, ale odwieść władcę od wyprawy było już nie­po­dobna. Inna sprawa, że nie tylko Rzecz­po­spo­lita, ale nie­mal cała Europa wie­działa, że władca przed­mu­rza chrze­ści­jań­stwa zamie­rza podą­żyć z kru­cjatą do pań­stwa moskiew­skiego. W tym kon­tek­ście odwo­ła­nie wyprawy odczy­tano by jako dezer­cję wobec Naj­wyż­szego.

Zyg­munt III, naj­pew­niej za namową het­mana, aby zde­men­to­wać oskar­że­nia, że ata­kuje prze­ciw­nika wyłącz­nie w swoim inte­re­sie, sfor­mu­ło­wał w Lubli­nie ode­zwę do szlachty i sena­to­rów zgro­ma­dzo­nych w Try­bu­nale Koron­nym. „Nic ani wła­snego w tym, ani swego zgoła nie upa­truję nie tylko, abym zysko­wać miał, ale dobro ojczy­ste, poży­tek Rze­czy­po­spo­li­tej, roz­sze­rze­nie gra­nic, sławę narodu pol­skiego” – po raz kolejny pod­kre­ślił król⁹.

21 wrze­śnia armia kró­lew­ska prze­kro­czyła gra­nicę moskiew­ską. Woj­ska ścią­gały pod Smo­leńsk w turach. W tym miej­scu warto przy­to­czyć jedną z tych histo­rii, która oddaje kli­mat tam­tych dni. Oto kilku cho­rą­gwiom kwar­cia­nym przy­szło prze­dzie­rać się przez lasy i chasz­cze w stre­fie nad­gra­nicz­nej, a paskudną drogę utrud­niał dodat­kowo jeden z urzęd­ni­ków biskupa wileń­skiego Bene­dykta Wojny, który, aby uchro­nić dobra swo­jego pryn­cy­pała przed ewen­tu­al­nym splą­dro­wa­niem, „mosty poza­mia­tał i drogi zaro­bieł”. Możemy sobie wyobra­zić, ile prze­kleństw i zło­rze­czeń padło pod­ów­czas z ust kwar­cia­nych: nie dość, że żoł­nie­rzom utrud­niono dotar­cie na miej­sce kon­cen­tra­cji, to jesz­cze nie mieli oka­zji pogra­so­wać po oko­licz­nych dobrach¹⁰.

Na początku paź­dzier­nika, pod murami Smo­leń­ska armia kró­lew­ska liczyła około 12 tys. żoł­nie­rzy, z tego około 1/3 sta­no­wiła pie­chota.

Zyg­munt III liczył na to, że gdy pojawi się pod murami Smo­leń­ska Michaił Szein, wraz z całym gar­ni­zo­nem podda się mu, cho­ciaż dotych­cza­sowe postę­po­wa­nie woje­wody smo­leń­skiego zda­wało się prze­czyć tym kal­ku­la­cjom. Władca Rze­czy­po­spo­li­tej sta­rał się jed­nak zjed­nać sobie prze­ciw­nika: zanim armia kró­lew­ska prze­kro­czyła gra­nicę moskiew­ską litew­scy urzęd­nicy bom­bar­do­wali Sze­ina pismami, w któ­rych nakła­niali go do nie­sta­wia­nia oporu woj­skom kró­lew­skim. Na prze­ło­mie sierp­nia i wrze­śnia sta­ro­sta orszań­ski Andrzej Sapieha prze­ko­ny­wał go, że Zyg­munt III przy­bywa, aby uchro­nić Smo­leńsz­czy­znę przed oddzia­łami samo­zwańca. Przy oka­zji, jako gest dobrej woli, zapro­po­no­wał Sze­inowi uka­ra­nie uczest­ni­ków najaz­dów na Smo­leńsz­czy­znę, do któ­rych doszło w ostat­nich mie­sią­cach. Pod warun­kiem wszak, że woje­woda smo­leń­ski dostar­czy sta­ro­ście kata­log strat i rosz­czeń. Jed­nak odpo­wiedź Sze­ina była jed­no­znaczna: nie dość, że odrzu­cił wszel­kie pro­po­zy­cje kapi­tu­la­cji, to pora­dził, aby król – nie prze­le­wa­jąc krwi chrze­ści­jań­skiej – wyco­fał się na Litwę. Wobec nie­prze­jed­na­nej postawy woje­wody smo­leń­skiego król, 19 wrze­śnia, w spe­cjal­nym uni­wer­sale do miesz­kań­ców Smo­leń­ska i powiatu smo­leń­skiego, wezwał, aby powi­tali go „chle­bem i solą”. „Idziemy ku wam – pisał król – nie dla­tego, aby­śmy wojo­wać albo krew waszę prze­le­wać mieli, ale dla­tego, iżby z pomocą Bożą i modli­twami Prze­naj­święt­szej Bogu­ro­dzicy naszej i wszyst­kich świę­tych wybra­nych Bożych was od wszyst­kich nie­przy­ja­ciół waszych obro­nić i z nie­woli od ostat­niego zagu­bie­nia wyba­wić. Krew chrze­ści­jań­ską jako naj­prę­dzej ująć, wiarę pra­wo­sławną, ruską nie­na­ru­sze­nie zadzier­żeć”¹¹.

Uni­wer­sał kró­lew­ski nie spo­tkał się ze zro­zu­mie­niem miesz­kań­ców Smo­leń­ska. Nadzieje na poko­jowe zaję­cie mia­sta roz­wiał incy­dent z 28 wrze­śnia: pod Smo­leń­skiem jeden z zago­nów natknął się na wiszące na drze­wie zwłoki jakie­goś nie­szczę­śnika. Przy­pięta do piersi kartka nie pozo­sta­wiała wąt­pli­wo­ści: „(…) to wor Michał Bory­so­wicz wisi, dla woro­wa­nia swego, które miał ze Lwem Sapiehą, oznay­mu­jąc mu, co się w zamku działo ”¹². Tym, któ­rzy go odna­leźli, zapewne zro­biło się nie­swojo, powiało minio­nymi cza­sami: to oprycz­nicy Iwana Groź­nego przy­pi­nali do piersi wie­sza­nych nie­szczę­śni­ków podobne do tej sen­ten­cje.

Oblę­że­nie Smo­leń­ska zasko­czyło pol­sko-litew­skie rycer­stwo, bijące się już drugi rok za „samo­zwań­czą” sprawę. Jak można się było spo­dzie­wać, ope­ra­cję zaczepną Zyg­munta III powi­tało ono z nie­za­do­wo­le­niem. Rot­mistrz Miko­łaj Mar­chocki dosko­nale zapa­mię­tał wrze­nie, które miało miej­sce w obo­zie Jana Pio­tra Sapiehy: „Z tej oka­zji wrzawa powstała w woj­sku, mówiąc: a co nam po tym, mamy na kogo robić; nie wiemy, jakim duchem król na nasze prace krwawe nastą­pił”¹³. Pomruki nie­za­do­wo­le­nia roz­le­gły się także w Tuszy­nie. Aby całą sprawę wyja­śnić, wypra­wiono pod Smo­leńsk posel­stwo, któ­rego pod­stawą stała się świeżo zawią­zana w Tuszy­nie kon­fe­de­ra­cja pod hasłem „Dimi­tra nie odstę­po­wać, ni z kim, imo niego, nie trak­to­wać”. Posło­wie mieli prze­ko­nać króla, aby zanie­chał swo­jej wojny i wyco­fał się z pań­stwa moskiew­skiego. Ponie­waż ani na jotę nie odstą­pili od otrzy­ma­nych instruk­cji, toteż reak­cja władcy była dosyć chłodna, choć prag­ma­tyczna: co prawda król był zawie­dziony upo­rczy­wym i nie liczą­cym się z maje­sta­tem kró­lew­skim sta­no­wi­skiem posłów, jed­nak zgo­dził się na dal­sze per­trak­ta­cje w Tuszy­nie. Przy oka­zji ostrzegł ich, że pre­zen­to­wana przez woj­sko tuszyń­skie pycha to kar­dy­nalny błąd, szcze­gól­nie w sytu­acji, kiedy Wasyl Szuj­ski nie został jesz­cze rzu­cony na kolana. Aby przy­go­to­wać grunt pod dal­sze per­trak­ta­cje, po ojcow­sku zwró­cił się do żoł­nie­rzy: „Nie­chaj uważy posel­stwo ojcow­skie do sie­bie posłane, a wróci się do powin­no­ści wier­nego pod­dań­stwa i szcze­rego Polaka, który nie cudzo­ziem­skim zapa­łem, ale zwy­czaj­nym roz­sąd­kiem pol­skim i wro­dzoną cnotą ich, z ojczy­zną i panem postę­po­wać winien”¹⁴. Pro­po­zy­cje króla – jak można było się spo­dzie­wać – podzie­liły obóz tuszyń­ski. Co prawda, het­man łże-Dymi­tra, książę Roman Różyń­ski, oraz puł­kow­nik Alek­san­der Zbo­row­ski twardo sta­nęli przy samo­zwańcu, jed­no­cze­śnie opo­wia­da­jąc się za nie­przyj­mo­wa­niem kró­lew­skich posłów, a za nimi murem sta­nęła duża część pod­le­głych im oddzia­łów. Jed­nak nie mniej liczni opo­wie­dzieli się za przy­ję­ciem wysłan­ni­ków Zyg­munta III. Pobudki, któ­rymi się kie­ro­wali, były pro­za­iczne: wieść nio­sła, że król dys­po­nu­jąc astro­no­micz­nymi fun­du­szami, nie tylko przyj­mie na służbę oddziały, które porzucą sprawę samo­zwańca, ale wypłaci im żołd, z któ­rym zale­gał rze­komy car. Szalę na korzyść zwo­len­ni­ków kom­pro­misu prze­wa­żyło sta­no­wi­sko Jana Pio­tra Sapiehy, który nie koń­cząc wpraw­dzie oblę­że­nia klasz­toru Tro­icko-Sier­gie­jew­skiego, dał do zro­zu­mie­nia, że jeśli posło­wie kró­lew­scy nie zostaną wysłu­chani, on ze swo­imi oddzia­łami przej­dzie na stronę króla.

Dzięki temu nie­ba­wem do Tuszyna przy­byli wysłan­nicy kró­lew­scy i, trzeba przy­znać, zna­leźli się w nie­zręcz­nej sytu­acji: pod nosem samo­zwańca, któ­rego prze­cież kan­ce­la­ria kró­lew­ska trak­to­wała jako uzur­pa­tora, mieli dopro­wa­dzić do poro­zu­mie­nia pomię­dzy obo­zem kró­lew­skim a słu­żą­cymi mu pol­sko-litew­skimi oddzia­łami. Z tego względu żaden z dostoj­nych człon­ków posel­stwa nie zamie­rzał wda­wać się w jakie­kol­wiek z nim kon­szachty. Zresztą już ich sam wjazd do Tuszyna był oso­bli­wym wido­wi­skiem: co prawda, przed­sta­wi­cieli króla powi­tali i wpro­wa­dzili do obozu Różyń­ski i Zbo­row­ski oraz przed­sta­wi­ciele samo­zwańca, jed­nak posło­wie demon­stra­cyj­nie prze­je­chali przed jego „dwor­kiem”, nie zwra­ca­jąc nawet głów w tę stronę. Afront był tym więk­szy, że z nie­ukry­waną nie­cier­pli­wo­ścią z okien przy­glą­dała się im „car­ska” para.

Nakła­nia­jąc żoł­nie­rzy do poro­zu­mie­nia z obo­zem kró­lew­skim, posło­wie przed­sta­wili przy­czyny, z powodu któ­rych Zyg­munt III roz­po­czął dzia­ła­nia wojenne: pamiętną rzeź Pola­ków w Moskwie, pogwał­ce­nie przez Szuj­skiego immu­ni­tetu pol­skich dyplo­ma­tów oraz zawar­cie przez niego soju­szu ze Szwe­cją. Zapew­niali także, że król dąży wyłącz­nie do osią­gnię­cia korzy­ści dla Rze­czy­po­spo­li­tej. Choć celem stra­te­gicz­nym posel­stwa było prze­cią­gnię­cie żoł­nie­rzy na stronę króla, jed­nak przed­sta­wi­ciele Zyg­munta III zasu­ge­ro­wali, aby część wojsk pozo­stała przy samo­zwańcu. Defi­ni­tywne wyeli­mi­no­wa­nie go byłoby bowiem nie na rękę pol­skiemu władcy, który zamie­rzał wcią­gnąć samo­zwańca do walki z Szuj­skim. Roko­wa­nia z pol­sko-litew­skimi oddzia­łami oka­zały się dla posłów kró­lew­skich trud­nym orze­chem do zgry­zie­nia. Wygó­ro­wane żąda­nia finan­sowe, które doty­czyły nie tylko wypła­ce­nia zale­głego żołdu, ale przede wszyst­kim swego rodzaju gra­ty­fi­ka­cji za odstą­pie­nie od samo­zwańca, się­ga­ją­cej 20 mln zło­tych pol­skich, dopro­wa­dziły do impasu w nego­cja­cjach. I mimo że znaczna część żoł­nie­rzy opo­wia­dała się prze­ciw takim nie­re­al­nym warun­kom swo­ich kom­pa­nów, to wyda­wało się, że poro­zu­mie­nie trudno będzie osią­gnąć. Jed­nak nie­ocze­ki­wa­nie – z powodu zatargu księ­cia Różyń­skiego z samo­zwań­cem – wyda­rze­nia przy­spie­szyły swój bieg. Pre­tek­stem stał się książę Adam Wiśnio­wiecki, kie­dyś mar­sza­łek samo­zwańca, który wygnany z Tuszyna po zabi­ciu przez Różyń­skiego pierw­szego het­mana samo­zwańca Miko­łaja Mie­cho­wic­kiego, teraz pod osłoną posel­stwa kró­lew­skiego zamie­rzał powró­cić do gry. Wiśnio­wiecki ryzy­ko­wał głową, ale liczył, że w chwili kiedy wszy­scy będą zajęci nego­cja­cjami, nie będzie rzu­cał się w oczy. W nocy z 17 na 18 grud­nia samo­zwa­niec, mając za kom­pana wła­śnie księ­cia Adama, urzą­dził ucztę suto zakra­pianą alko­ho­lem. Gdy towa­rzy­stwo było pod­ocho­cone, car jął obda­ro­wy­wać Wiśnio­wieckiego: wspa­niała odzież, okra­szona sobo­lami i per­łami, piękny rumak, repre­zen­ta­cyjna zbroja i sza­bla miały świad­czyć o tym, że samo­zwa­niec darzy swo­jego eks-mar­szałka nie­by­wa­łymi wzglę­dami. Wieść o tym zaj­ściu doszła uszu bie­sia­du­ją­cego z posłami i nie­źle już wsta­wio­nego, Różyń­skiego, zapewne za pośred­nic­twem roz­ża­lo­nych żoł­nie­rzy, któ­rzy przy­bie­gł­szy do kwa­tery księ­cia ze łzami w oczach krzy­czeli: „płotce albo raczej łga­rzowi ma co dać, a nam nic”. Tego już Różyń­ski nie zdzier­żył i popę­dził do samo­zwańca. Tam zru­gał Wiśnio­wiec­kiego tymi sło­wami: „Co tu czy­nisz, łga­rzu?! Bie­rzesz za swe plotki nasze zasługi!”, a następ­nie, zamach­nąw­szy się na Wiśnio­wiec­kiego kulą, którą się pod­pie­rał (to efekt daw­nej kon­tu­zji), o mało się nie prze­wró­cił. Gdy Wiśnio­wiecki umknął, het­man zaczął besz­tać samo­zwańca: „Ej ty, moskiew­ski sukin­synu. Po co ci wie­dzieć, jaką sprawę mają do mnie posło­wie! Czort cię wie, ktoś ty taki. My, Polacy, już długo prze­le­wamy krew za cie­bie, a jesz­cze ani razu nie dosta­li­śmy wyna­gro­dze­nia za to (…)”¹⁵. Awan­tura prze­ra­ziła samo­zwańca do tego stop­nia, że posta­no­wił uciec z Tuszyna. Pierw­szą próbę pod­jął 20 grud­nia, jed­nak Różyń­ski dopę­dził go i zawró­cił. Od tej pory trzy­mano go w aresz­cie domo­wym.

W końcu, 6 stycz­nia 1610 r., wraz z wier­nymi sobie koza­kami udało mu się zbiec do Kaługi. Jego ucieczka spo­wo­do­wała, że żoł­nie­rze masowo zaczęli prze­cho­dzić na stronę króla.

Król wysłał posłów do Moskwy, ich taj­nym zada­niem było wyba­da­nie, czy bojar­stwo moskiew­skie poprze kan­dy­da­turę Zyg­munta lub Wła­dy­sława na tron moskiew­ski. Ofi­cjal­nym celem posel­stwa miało być nawią­za­nie kon­taktu z carem Szuj­skim. Posło­wie wysłali więc do Moskwy gońca z listami do Szuj­skiego, boja­rów, patriar­chy moskiew­skiego Her­mo­ge­nesa i ludu, w któ­rych pod­kre­ślili, że król przy­był do pań­stwa moskiew­skiego, aby je uspo­koić i prze­rwać prze­lew krwi. Zapro­po­no­wali także Szuj­skiemu per­trak­ta­cje poko­jowe. Jak można było się spo­dzie­wać, przed­sta­wi­ciel car­ski przy­jął tylko trzy pisma, prócz adre­so­wa­nego do Szuj­skiego. Powód był oczy­wi­sty: posło­wie kró­lew­scy – jak wie­lo­krot­nie przed­tem, z roz­my­słem – pomi­nęli w nim zwroty, jakimi powinni posłu­żyć się, zwra­ca­jąc się do cara. Mimo iż wysłan­nik car­ski listy zatrzy­mał dla sie­bie, ich treść stała się ogól­nie znana. Pospól­stwo, gdy dowie­działo się o zatrzy­ma­niu pism od posłów kró­lew­skich, a przede wszyst­kim o dekla­ro­wa­nej w nich dobrej woli, oka­zało nie­za­do­wo­le­nie. Szuj­ski, za pośred­nic­twem swo­ich „burzy­cieli”, roz­po­wszech­niał w Moskwie wie­ści, że król pol­ski zamie­rza znisz­czyć Cer­kiew pra­wo­sławną i sze­rzyć kato­li­cyzm w pań­stwie moskiew­skim. Prze­ciwko pro­pa­gan­dzie Szuj­skiego posło­wie kró­lew­scy pod­jęli zde­cy­do­wane dzia­ła­nia: Moskwi­cini z Tuszyna poin­for­mo­wali boja­rów moskiew­skich, że król pol­ski nie uznaje prawa Szuj­skiego do car­skiego tytułu, ale nie uznaje go także wobec samo­zwańca. Tym samym przy­po­mnieli im, że alter­na­tywą może być osa­dze­nie na tro­nie car­skim kró­le­wi­cza Wła­dy­sława. Agenci, wysłani przez dyplo­ma­tów kró­lew­skich do Moskwy, zapew­niali o przy­chyl­nym nasta­wie­niu Zyg­munta III do wiary pra­wo­sław­nej.

Na krótko przed ucieczką samo­zwańca z Tuszyna posło­wie kró­lew­scy pod­jęli także tajne próby poli­tycz­nego poro­zu­mie­nia się z boja­rami w Tuszy­nie. Tam­tej­szą elitę poli­tyczną two­rzyli: metro­po­lita rostow­ski Fila­ret, książę Gri­go­rij Sza­chow­ski, Lew Plesz­cze­jew, książę Jurij Tru­becki, ksią­żęta Tro­je­ku­ro­wie, książę Daniel Dołgo­ruki, Michaił Sał­ty­kow i jego syn Iwan, książę Jurij Chwo­ro­sty­nin, kniaź Wasy­lij Masal­ski, dia­ko­wie: Iwan Gra­mo­tin, Fio­dor Andro­now-Soło­wiecki, oraz ata­man Iwan Zarudzki. Silną pozy­cję w obo­zie tuszyń­skim miał także książę Uraz-Mah­met, który stał na czele, uzna­ją­cej wła­dzę car­ską, ordy kasi­mow­skiej. Pola­kom cho­dziło o odcią­gnię­cie ich od samo­zwańca i prze­ko­na­nie do kan­dy­da­tury króla lub kró­le­wi­cza na tron moskiew­ski. Po ucieczce samo­zwańca do Kaługi roko­wa­nia zin­ten­sy­fi­ko­wano. Dopro­wa­dziły one do tego, że za kan­dy­da­turą Zyg­munta III opo­wie­dział się jedy­nie Uraz-Mah­met. Zde­cy­do­wana więk­szość dostoj­ni­ków, na czele z metro­po­litą Fila­retem, zaak­cep­to­wała kan­dy­da­turę kró­le­wi­cza Wła­dy­sława. Trzeba przy­znać, że w tych warun­kach była to opcja naj­bar­dziej realna. Mimo pojed­naw­czych zapew­nień Zyg­munta III Uraz-Mah­met, boja­rzy oba­wiali się jego ultra­ka­to­li­cy­zmu, podej­rze­wa­jąc go, że naje­chał pań­stwo moskiew­skie po to, aby sze­rzyć kato­li­cyzm. Opo­wia­da­jąc się za kró­le­wi­czem Wła­dy­sła­wem, zastrze­gli, że decy­zję o wybra­niu go carem mogą pod­jąć tylko stany zgro­ma­dzone na Sobo­rze Ziem­skim. Była to jed­nak tylko pro­po­zy­cja, sta­no­wi­sko czę­ści elity tuszyń­skiej, które nale­żało jesz­cze prze­dys­ku­to­wać. W tym celu 13 stycz­nia pod Smo­leńsk wyru­szyło posel­stwo, na któ­rego czele sta­nęli Michaił i Iwan Sał­ty­kowowie, Wasyl Masal­ski, Iwan Gra­mo­tin, Fio­dor Miesz­czer­ski, Jurij Chwo­ro­sty­nin, Lew Plesz­cze­jew i Fio­dor Andro­now. Całe przed­się­wzię­cie przed­sta­wiało się obie­cu­jąco: boja­rzy zawarli bowiem z woj­skiem tuszyń­skim kon­fe­de­ra­cję, w któ­rej odcięli się od samo­zwańca oraz Wasyla Szuj­skiego.

Zarówno roko­wa­nia, jak i pobyt pod Smo­leń­skiem licz­nego orszaku boja­rów miały bogatą oprawę. Król i jego dostoj­nicy doło­żyli wszel­kich sta­rań, aby zjed­nać sobie moskiew­skich ary­sto­kra­tów. Tak więc czas pomię­dzy nara­dami i per­trak­ta­cjami upły­wał na nie­ustan­nych ban­kie­tach, toa­stom i świad­czo­nym sobie grzecz­no­ściom nie było końca. Dla króla sta­no­wiło to znaczne obcią­że­nie finan­sowe. Lapi­dar­nie i barw­nie ujął to Krzysz­tof Dzier­żek, sekre­tarz kró­lew­ski: „Moskwa ta, która z posłu­szeń­stwem z obozu tam­tego do KJM przy­je­chali, wałę­sają się po obo­zie. A kosz­tują KJM strawą i upo­minki przez 30 000, tak iż i teraz do tego przy­szło, że na nie mię­dzy pany i panięty col­lecty zbie­rano stra­wu­jąc ich”¹⁶.

W ciągu dwóch tygo­dni udało się wypra­co­wać plat­formę pod dal­sze dzia­ła­nia dyplo­ma­tyczne. Stał się nią układ zawarty 14 lutego 1610 r., w myśl któ­rego kró­le­wicz Wła­dy­sław miał zostać carem moskiew­skim w momen­cie cał­ko­wi­tego uspo­ko­je­nia pań­stwa moskiew­skiego. Nie zostało spre­cy­zo­wane, jak długo mia­łoby to potrwać, jed­nak do tego czasu rządy w pań­stwie moskiew­skim miał w jego zastęp­stwie spra­wo­wać ojciec – Zyg­munt III. Król przy­stał na to, aby Wła­dy­sław został koro­no­wany na cara przez patriar­chę moskiew­skiego. Usta­lono także, że pra­wo­sła­wie zachowa domi­nu­jącą pozy­cję; w poli­tyce wewnętrz­nej i zagra­nicz­nej nowy car będzie się kon­sul­to­wał z boja­rami, a pra­wo­daw­stwo moskiew­skie, szcze­gól­nie prawo karne, zosta­nie zbli­żone do pol­skiego. Stro­nie tuszyń­skiej cho­dziło szcze­gól­nie o zaadap­to­wa­nie na grunt moskiew­ski prawa _Nemi­nem cap­ti­va­bi­mus_, czyli prze­kła­da­jąc na realia moskiew­skie, że od tej pory żaden bojar czy dwo­ria­nin nie będzie prze­śla­do­wany przed wyda­niem przez sąd wyroku. Dopiero na pod­sta­wie wyroku sądo­wego car będzie miał prawo uwię­zić pod­sąd­nego lub skon­fi­sko­wać jego mają­tek. Innym posta­no­wie­niem, pod­ję­tym w tym duchu, było umoż­li­wie­nie pod­da­nym cara wysy­ła­nia swo­ich synów na stu­dia do kra­jów chrze­ści­jań­skich, bez obawy, że za karę ich majęt­no­ści zostaną zare­kwi­ro­wane lub pójdą z dymem, jak to wie­lo­krot­nie miało miej­sce. Oba pań­stwa miały zawrzeć sojusz mili­tarny i gospo­dar­czy. Kupcy z obu kra­jów mieli otrzy­mać prawo wol­nego han­dlu. Król zgo­dził się też na utrzy­ma­nie swo­istego sta­tus quo pań­stwa moskiew­skiego w sfe­rze gospo­dar­czej: podatki miały pozo­stać na tym samym pozio­mie, a dobrami i urzę­dami mieli być obdzie­lani tylko pod­dani cara. W celu reali­za­cji układu woj­ska kró­lew­skie miały ude­rzyć na Moskwę. Nie roz­strzy­gnięto jedy­nie, kiedy i w jaki spo­sób mia­łyby zostać pod­jęte dzia­ła­nia zbrojne. Jak zoba­czymy, o tej kwe­stii zde­cy­duje roz­wój wyda­rzeń.

Układ był kom­pro­mi­sem, jedy­nym na który wów­czas było stać obie strony. Co prawda, strona moskiew­ska, zwłasz­cza jej kon­ser­wa­tyw­nie nasta­wiona część, uznała kwe­stię przej­ścia Wła­dy­sława na pra­wo­sła­wie za zaak­cep­to­wany i nie­odwo­łalny punkt układu, dla Zyg­munta III jed­nak ustęp­stwo w tej kwe­stii było doraź­nym gestem poli­tycz­nym. Nie spo­sób przy­pu­ścić, że miła jego sercu byłaby kon­wer­sja syna na schi­zma­tycką kon­fe­sję. Tym­cza­so­wość układu rzu­cała się w oczy: posta­no­wie­nia miały zatwier­dzić sejm i senat Rze­czy­po­spo­li­tej, a tym samym dla króla do momentu raty­fi­ka­cji układ nie był wią­żący.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: