Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mutacje, czyli ewolucja - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Mutacje, czyli ewolucja - ebook

Czy ktoś zastanawiał się nad tym, jak wyglądałby nasz świat, gdyby zwierzęta były inteligentne, a co więcej – umiałyby mówić? Czy to, co robimy z naszym środowiskiem jako ludzie, rozumna rasa (?), jest właściwe? Przedstawiony zbiór opowiadań nie jest odpowiedzią na te pytania, lecz wyraźnie sygnalizuje czytelnikom, że jesteśmy odpowiedzialni za nasz świat i inne stworzenia.
Na własne potrzeby autor zdefiniował własne nowele, jako nurt fantastyki proekologicznej (Eko-SF). Trochę żartem, trochę z przekorą przedstawił kilka wersji swojego świata SF, świata zwierząt inteligentnych. Bo gdyby jednak trzeba było się z nimi porozumieć...

Jack Burlay – polski autor SF i kryminałów, piszący pod pseudonimem. Sam o sobie mówi, że jest bardziej rejestratorem wyobraźni, a nie pisarzem. Pisarz to za wielkie słowo dla autora short story. Przyznaje, że pisał przez wiele lat do szuflady i dopiero zachęta kilku osób, które przeczytały jego prace, skłoniła go do ujawnienia swojej twórczości. Mamy nadzieję, że czytelnikom spodoba się jego pióro i doczekamy się więcej opowiadań.

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-948949-1-7
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowanie

Zaprezentowany zbiór opowiadań powstał przy bardzo dużym wsparciu najbliższych mi osób. Chciałbym podziękować w tym miejscu mojej żonie, dzieciom i zięciowi za wsparcie i zachętę do pracy nad opowiadaniami, za pierwsze recenzje i uwagi krytyczne.

Szczególne podziękowanie należy się mojej teściowej za pracę włożoną w pierwszą korektę moich tekstów.

Dziękuję grafikowi za sprawne i szybkie przygotowanie ilustracji oraz cierpliwość wykazaną przy ich poprawkach.

Dziękuję również zespołowi PWN i korektorce za umożliwienie mi wydania tej książki.

Dzięki Wam Wszystkim wykonałem swój pierwszy krok w kierunku pisania i wydawania książek. Mam nadzieję, że nie ostatni.

Jack BurlayBOCIAN

ZAPRASZAMY NA PLANTACJĘ TRUSKAWEK

To moja tablica reklamowa, którą postawiłem przy zjeździe z głównej drogi. Właśnie zaczął się sezon na truskawki, więc powinna przyciągnąć zarówno klientów, jak i sezonowych robotników chętnych do pracy.

Kilometr dalej po lewej stronie wiejskiej drogi stoi mój dom. Po drugiej stronie znajduje się należąca do mnie plantacja truskawek i płytki staw, obrośnięty tatarakiem. Jest w nim dużo żab i każdego wieczora dają nam niezły koncert. Nad staw przylatuje też bocian. Jest tu od lat. Ma gniazdo gdzieś w okolicy, ale nie udało mi się go zlokalizować, pomimo że bociany gniazdują w pobliżu ludzkich domostw.

Do plantacji truskawek doprowadzona jest z domu woda. Od hydrantu znajdującego się w przybudówce biegnie pod ziemią przez podwórko instalacja wodna, potem rurki idą pod drogą i dalej wzdłuż stawu. Za stawem jest rozgałęziacz. Od niego rozchodzą się w obie strony kolejne nitki rurek nawadniających. Rurki wykonane są z miękkiego tworzywa, a tylko połączenia i rozgałęziacze są metalowe. Takie rozwiązanie jest kosztowne, ale po zbiorze truskawek sadzę warzywa, które sprzedaję późną jesienią. Truskawki są jednosezonowe i co roku kupuję gotowe sadzonki. Zatem układ nawadniający ma podwójne zastosowanie. System mierzył wilgotność powietrza w ziemi i tuż nad nią. Gdy było za sucho, pompa włączała się automatycznie.

W tym roku było mało opadów, więc system pracuje codziennie. Będę płacił wysokie rachunki za prąd napędzający pompę głębinową. A i tak mam wrażenie, że wody wypływa znacznie więcej niż w innych latach. Co ciekawe – pomimo ogromnych upałów woda w zbiorniku nieznacznie tylko opadła.

Bocian codziennie wizytował staw i polował na żaby. Truskawki rosły.

Gdy przyszedł rachunek za prąd, oniemiałem. Sprawdziłem faktury za ubiegły rok. Nie pomyliłem się – koszty opłat za prąd do pompy wodnej wzrosły prawie dwukrotnie w porównaniu z rokiem ubiegłym. Postanowiłem sprawdzić instalację wodną, czy nie ma gdzieś wycieku. Moje obawy sprawdziły się. Na rurce przechodzącej koło stawu były przedziurawienia. Trudno pojąć, jak to się stało. Może materiał był słaby? Zakleiłem taśmą uszkodzenia i postanowiłem śledzić codziennie odczyt przepompowywanej wody. Tak na wszelki wypadek. Bocianowi się poszczęściło – miał przez pewien czas zasilane jeziorko, bo woda spływała do niego po łące, która w tym miejscu była trochę nachylona w kierunku stawu.

Przez dwa dni nie było zmian, ale trzeciego pobór wody wzrósł o jakieś 10 procent, a dzień później o kolejne 10 procent. Poszedłem sprawdzić raz jeszcze węże doprowadzające wodę. Znowu miały uszkodzenia. Coś ryło pod ziemią i dziurawiło plastikowy wąż. Ponownie załatałem dziury. Po kilku dniach sytuacja się powtórzyła.

Tym razem wymieniłem cały odcinek węża i przesunąłem go metr dalej od stawu. Tydzień był spokój. Przez ten czas obserwowałem licznik wody. Zauważyłem, że bocian nie krąży po całej łące wokół stawu, tylko skupia się na tej jego części, przy której przebiegał zakopany wąż nawadniający. Zaintrygowało mnie to. Sięgnąłem po lornetkę, wyregulowałem ostrość i zobaczyłem, jak wędruje krok po kroku z pochyloną głową i przesuwa tuż nad ziemią jakiś przedmiot trzymany w dziobie. W pewnym momencie zatrzymał się, odłożył przedmiot na ziemię i zaczął dziobać energicznie glebę, jakby tam coś znalazł i chciał wydobyć na wierzch. To coś znajdowało się mniej więcej tam, gdzie wczoraj zakopałem nowy odcinek węża nawadniającego.

Zostawiwszy lornetkę, wybiegłem z domu. Odległość od domu do stawu przemknąłem w olimpijskim tempie. Spłoszony bocian wystartował w ostatniej chwili, zanim go dopadłem. Odleciał, pozostawiając na ziemi tajemniczy przedmiot. Podniosłem go. Był lekki; czarna obudowa z plastiku, pośrodku przewężona. W przewężeniach na przeciwległych bokach po jednym przycisku. Dwa przyciski na szerszej ściance. Kilka otworów milimetrowej średnicy rozmieszczonych było symetrycznie na pokrywie w kształcie koła. To wszystko. Przedmiot wyglądał jak urządzenie elektroniczne nieznanego zastosowania. Schowałem go do kieszeni. Coś zaszumiało mi nad głową. Spojrzałem do góry i zobaczyłem bociana, jak zatacza nade mną koło. Czyżby mnie obserwował? Zbadałem miejsce, w którym dziobał ziemię. Była wilgotna. Pochyliłem się i rozgarnąłem piasek palcami rąk. Pod spodem natknąłem się na rurkę z wodą. Była podziurawiona tuż obok metalowej złączki. Z dziur sączyła się woda. Nie mogłem w to uwierzyć. Bocian sabotażystą? Zerknąłem na kierunek odpływu wody i zrozumiałem, że płynęła w kierunku stawu. Bocian zasilał sobie staw, jego staw, jego miejsce polowań, spiżarnię ze smakołykami skaczącymi do wody i kumkającymi wieczorami. Nie mogłem uwierzyć. W takim razie co robił z tym dziwnym urządzeniem w dziobie?

Nie znajdując odpowiedzi na te pytania, skierowałem się do domu. Z roztargnienia zapomniałem załatać dziury w rurce nawadniającej.

Nazajutrz pojechałem do miasta do znajomego elektronika. Pokazałem mu przedmiot, który znalazłem na łące koło stawu. Popatrzył, popukał w obudowę i zapytał:

− Mogę to otworzyć?

− Tak, chociaż to nie moje. – Widząc jego zdziwioną minę, dodałem szybko: – Znalezione na łące. Wygląda jak małe urządzenie elektroniczne, ale nie wiem, co to jest i do czego służy.

− Zobaczę, co ma w środku, i może znajdę odpowiedź na twoje pytanie.

Wziął aparat i usiadł z nim przy stole warsztatowym. Mocował się chwilę z plastikową obudową. Po chwili udało mu się rozdzielić ją na dwie części. Uruchomił oscyloskop i zaczął coś tam nim mierzyć. Trwało to kilkanaście minut. W końcu zagwizdał przeciągle.

− Skąd to masz? – spytał i dodał: – To bardzo zaawanswana technologia.

− Kto to mógł wyprodukować i do czego służy? – zapytałem ponownie.

− Aparat skonstruowano w Japonii. Jest numer serii i napis „Made in Japan”. Patrząc na zastosowane elementy, można przypuszczać, że to jakiś detektor.

− Co to znaczy?

− Urządzenie do wykrywania np. metali. Po ściśnięciu dwóch przeciwległych przycisków zaczyna działać. Gdy wyczuje metal, daje jakiś sygnał, ale na wysokiej częstotliwości. Jest niesłyszalny dla ludzkiego ucha.

− A kto to może usłyszeć? Zwierzęta?

− Niektóre może tak. O! Nietoperze odbierają ultradźwięki.

− A ptaki?

− Niektóre zapewne też, ale nie jestem ornitologiem. Tylko po co to ptakom? Ptaki nie poszukują metali. To by się przydało jakiemuś elektrykowi do poszukiwania kabli ukrytych w ścianie lub pod ziemią. Ale zwierzętom? Skąd ten pomysł?

− Ja tylko tak dociekam – zmieszałem się. Bo niby jak mam powiedzieć, że bocian używał tego aparatu na mojej łące? Odesłałby mnie do czubków.

− Dla mnie to nie ma sensu. Prawdopodobnie ktoś, kto używał detektora, miał odbiornik z nim zestrojony i otrzymywał informację czytelną dla człowieka. Co z tym zrobisz?

− Jeszcze nie wiem. Zabiorę do domu. Mieszkam niedaleko miejsca, gdzie to znalazłem. Może ktoś się zgłosi po ten detektor.

Wróciłem do domu głęboko zamyślony. Po drodze zauważyłem, że bocian krąży nad łąką. Przypomniałem sobie przedziurawione przewody doprowadzające wodę do mojej plantacji truskawek i przy okazji do stawu. Coś mi zaczęło świtać w głowie.

Na drugi dzień wybrałem się ponownie do miasta, ale tym razem na zakupy. Dokupiłem trochę sprzętu do systemu nawadniającego. Po powrocie wykopałem z ziemi rurkę doprowadzającą wodę i zamontowałem zakupione elementy w miejscu, w którym bocian ją podziurawił. Ptak stał po drugiej stronie stawu i bacznie obserwował moje poczynania. Gdy skończyłem, odwróciłem się do niego, wykonując zapraszający gest rękoma. Nie wiem, czy mnie zrozumiał. Na wszelki wypadek wykonałem demonstrację powoli, aby widział każdy mój ruch. Przesunąłem dźwignię kranu wzdłuż rurki i popłynęła woda. Przesunąłem ponownie dźwignię, ustawiając ją w poprzek kranu, i woda przestała płynąć. Zawór chodził lekko. Nawet większy ptak mógł go poruszyć, ot, choćby taki bocian. Zrobiłem tak jeszcze dwa razy, aby nie było wątpliwości. Potem zebrałem narzędzia i wróciłem do domu.

W domu wziąłem do ręki lornetkę i spojrzałem w stronę stawu. Bociana tam nie było. Odleciał. Cóż – może zbyt wiele sobie wyobrażałem. Zająłem się swoimi sprawami.

Następnego dnia wstałem wcześniej niż zwykle. Zapowiadano duży upał i chciałem popracować w ogrodzie, zanim zrobi się zbyt gorąco. Z powodu ciepła okna w domu były otwarte nawet w nocy, więc dość wyraźnie usłyszałem klekot znad stawu. Spojrzałem przez lornetkę, która leżała od wczoraj na parapecie okna. Bocian otwierał i zamykał kran z wodą. Za każdym razem, gdy leciała woda, unosił dziób i klekotał radośnie.

„Więc jednak się nie pomyliłem!” – pomyślałem i poszedłem się umyć do łazienki. Bocian już nie sprawia mi kłopotu. Ostatecznie każdy ma prawo do swojego miejsca na Ziemi, o które chciałby zadbać. Ptak włącza sobie kranik tylko wtedy, gdy jest bardzo gorąco i gdy woda szybko paruje. Zachowuje się racjonalnie. Rachunki za prąd ustabilizowały się na rozsądnym poziomie. Jesienią, gdy dojrzeją warzywa, a bociany odlecą do ciepłych krajów, opłaty będą jeszcze mniejsze.

czerwiec 2009 r.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: