Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

My, trans - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 listopada 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

My, trans - ebook

Stale towarzyszy im lęk, samotność, poczucie zagubienia. Cierpią na depresję, a nierzadko podejmują próby samobójcze. Boli ich brak tolerancji i zrozumienia w społeczeństwie. A pragną tak niewiele: żyć normalnie.

Oto poruszający zbiór wywiadów z osobami transpłciowymi, a także ich rodzicami, psycholożką, adwokatką, aktywistką i… księdzem, przełamujący tabu i otwierający oczy na potrzeby drugiego człowieka.

Piotr Jacoń – dziennikarz TVN 24. Autor m.in. reportażu o rodzicach osób transpłciowych Wszystko o moim dziecku oraz cyklu rozmów Bez polityki. Pracował w Radiu Plus, Radiu Gdańsk i w „Dzienniku Bałtyckim”. Mieszka w Gdyni.

Piotr Jacoń mówi o miłości do transpłciowej córki w państwie, w którym prominentni politycy powtarzają, że „LGBT to nie ludzie” W jego słowach czujemy dojrzałość, ojcowskie wsparcie i spokój. Emanacją postawy dziennikarza jest książka My Trans. Odważni bohaterowie pokazują, jak istotny jest brak ocen i moralizatorstwa. Wskazują rodzicom wszystkich dzieci droge do prawdziwej, bezwarunkowej miłości.

Justyna Kopińska

Spis treści

OD AUTORA

ZABIJ MNIE

ALDONA

EMILIA

ŻYĆ PO PROSTU

ANNA

MATEUSZ

W IMIĘ OJCA I SYNA

PAWEŁ

MICHAEL, WIKTOR, TYMOTEUSZ

NA SUMIENIU SYRENKI

FELIKS

KATARZYNA

NIE PO POLSKU

JOANNA

KASIA I MACIEK

KOŚCIÓŁ NA GRUPIE

KSIĄDZ PROFESOR ANDRZEJ

EWELINA

POZEW NA RECEPTĘ

DOKTOR AGNIESZKA

MECENAS ANNA

NIEPOPRAWNOŚĆ POLITYCZNA

ANNA I LALKA

MAJA

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8151-563-4
Rozmiar pliku: 3,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORA

Do­wie­dzie­li­śmy się pod ko­niec wrze­śnia 2020 roku. Na­sze dziec­ko za chwi­lę ko­ńczy­ło 20 lat i wła­śnie za­czy­na­ło nowe ży­cie. Tak na­ro­dzi­ła się Wik­to­ria. Choć daw­ny syn wte­dy jesz­cze w nas żył.

Nie wszyst­ko wie­dzie­li­śmy. Nie wszyst­ko ro­zu­mie­li­śmy. Ale mie­li­śmy pew­no­ść, że na­dal będzie­my ko­chać.

Parę ty­go­dni pó­źniej po­sta­no­wi­łem zro­bić do­ku­ment o ro­dzi­cach ta­kich jak my. To był pre­tekst, żeby się wy­ga­dać i na­słu­chać. Żeby w ten spo­sób prze­jść wła­sną te­ra­pię. Wszyst­ko o moim dziec­ku mia­ło pre­mie­rę w TVN24 tuż przed Dniem Wi­dzial­no­ści Osób Trans­płcio­wych, w spe­cjal­nym wy­da­niu ma­ga­zy­nu Czar­no na bia­łym. Chy­ba ni­g­dy wcze­śniej w pol­skiej te­le­wi­zji nie po­wie­dzia­no tak wie­le o pro­ble­mie to­żsa­mo­ści płcio­wej; o tym, jak skom­pli­ko­wa­ne jest ży­cie osób trans, ale ta­kże – co bar­dzo wa­żne – jak wiel­kie jest to wy­zwa­nie dla ich ro­dzin.

Od­zew był ogrom­ny – to, co mia­ło po­móc głów­nie mnie, jak się oka­za­ło, po­mo­gło ta­kże wie­lu in­nym. Ten re­por­taż w nie­jed­nym domu by­wał wstępem do roz­mów, ja­kie z za­wsty­dze­nia i prze­lęk­nie­nia od­kła­da­no na pó­źniej. Lub na ni­g­dy.

Ko­lej­ne ese­me­sy, te­le­fo­ny, ko­men­ta­rze w in­ter­ne­cie tka­ły ob­raz spo­łecz­no­ści – na co dzień ukry­tej, ale tym bar­dziej po­trze­bu­jącej moc­ne­go, pew­ne­go swo­ich ra­cji gło­su, któ­ry po­win­ni usły­szeć wszy­scy. Bo osta­tecz­nie wszy­scy – nasi sąsie­dzi, przy­pad­ko­wi prze­chod­nie, eks­pe­dient­ka w wa­rzyw­nia­ku, li­sto­nosz, po­li­tyk, pani od ma­te­ma­ty­ki, ka­te­che­ta czy po­li­cjant­ka – mają wpływ na ja­ko­ść i po­czu­cie bez­pie­cze­ństwa na­szych dzie­ci i nas – ich bli­skich.

Pro­po­zy­cja na­pi­sa­nia ksi­ążki przy­szła we wła­ści­wym mo­men­cie. Wła­ści­wym dla mnie. Nie pla­no­wa­łem by­cia ak­ty­wi­stą, ale po­wo­li się nim sta­wa­łem. Ko­lej­nym do tego kro­kiem był wy­wiad w dwu­mie­si­ęcz­ni­ku „Re­pli­ka”. Uka­zał się w Dzień Dziec­ka 2021 roku. To w nim pu­blicz­nie opo­wie­dzia­łem o moim dziec­ku, o Wik­to­rii.

Z Wik­to­rią spo­tka­li­śmy się ta­kże tu – w ksi­ążce. Za zgo­dą mo­jej Cór­ki od­da­ję Wam tro­chę in­tym­no­ści – frag­men­ty na­szych wspól­nych roz­mów. O ilu­stra­cje do nich po­pro­si­łem Ma­te­usza – jego hi­sto­ria jest ta­kże częścią tej opo­wie­ści.

Ta ksi­ążka jest o lu­dziach, któ­rzy szu­ka­ją sie­bie i cza­sem błądzą. Jest o pa­ństwie, któ­re w ni­czym nam – oso­bom trans i ich ro­dzi­nom – nie po­ma­ga, ale za to sys­te­mo­wo nas upo­ka­rza. Jest wresz­cie o Ko­ście­le, któ­ry – czy tego chce­my, czy nie – jest w Pol­sce in­sty­tu­cją wa­żną, aspi­ru­jącą do wy­ższych ce­lów, ce­lo­wo jed­nak lub z bez­my­śl­no­ści po­ni­ża­jącą wier­nych ukry­tych za skró­tem LGB­TQ+.

Nie by­ło­by tej ksi­ążki, gdy­by nie moi bo­ha­te­ro­wie. Lu­bię tak o nich my­śleć. Bo­ha­te­ro­wie. Dzi­ęku­ję Wam! Bar­dzo dzi­ęku­ję wszyst­kim moim roz­mów­com. My, ro­dzi­ny trans, za­bie­ra­my głos. To jest moja mi­sja. This is „My trans”.ZABIJ MNIE

Nie wie­dzia­łam, co to jest dys­fo­ria. Nic nie sły­sza­łam o trans. Coś kie­dyś było o gen­der, ale to mó­wi­li po­li­ty­cy, więc też nie za bar­dzo ro­zu­mia­łam, o co cho­dzi. Wszyst­ko, cze­go do­wia­du­jesz się w ja­ki­mś sen­sie o so­bie, jest albo za­sły­sza­ne, albo zna­le­zio­ne w miej­scach typu Por­n­hub – gdzie wi­dzisz dziew­czy­nę z pe­ni­sem i nie ogar­niasz, jak z nią jest.

I to prze­cież prze­kie­ro­wu­je cię na nie­wła­ści­wą ście­żkę...

Tak, to była nie­wła­ści­wa ście­żka...

Bo ten Por­n­hub to jest po pro­stu seks, więc mo­żesz po­my­śleć: hmm, to taki ro­dzaj zbo­cze­nia?

Tak, w zwi­ąz­ku z tym całe ży­cie by­łam prze­ko­na­na, że to jest ro­dzaj zbo­cze­nia, dzi­wac­twa. Że to taki fe­tysz.

Idziesz w te re­jo­ny sek­su­al­no­ści, ero­ty­ki i w zwi­ąz­ku z tym od­da­lasz się od isto­ty spra­wy. Od to­żsa­mo­ści płcio­wej.

Ja­sne, że się od­da­lam. Ale pod ręką nie mam nic, co mnie do niej przy­bli­ży! W szko­le nikt o tym nie uczył. Mam więc tyl­ko taki ro­dzaj „wie­dzy”. I przez pry­zmat tej „wie­dzy” mogę o so­bie my­śleć wła­ści­wie tyl­ko w je­den spo­sób. Źle.

Ale ci­ągle tej wie­dzy szu­ka­łaś...

Tak, ale nie było spo­so­bu, żeby do­jść do tych wła­ści­wych in­for­ma­cji, nie za­li­cza­jąc po dro­dze wszyst­kich in­nych... któ­re po­wo­do­wa­ły, że czu­łam się jak... szma­ta.

ALDONA

Po roz­mo­wie z nią pła­ka­łem. Nie wy­trzy­ma­łem tego, co mó­wi­ła i jak o tym opo­wia­da­ła. Emo­cjo­nal­ny rol­ler­co­aster. Jej ła­god­nie uśmiech­ni­ęta twarz na­gle tęża­ła. Na roz­mo­wę za­pro­si­ła mnie do swo­je­go kra­kow­skie­go miesz­ka­nia. Sie­dzie­li­śmy w po­ko­ju, w któ­rym zda­rza­ło jej się wró­żyć. Na sto­le kar­ty, ma­gicz­ne ka­mie­nie, w po­wie­trzu ka­dzi­de­łka. A w sza­fie tęczo­wa fla­ga z na­pi­sem: „Je­steś moim dziec­kiem. Nie ide­olo­gią. Mama”. Za­pis tej roz­mo­wy jest dość su­ro­wy i jed­no­oso­bo­wy. Uzna­łem, że Al­do­nie nie na­le­ży prze­szka­dzać.

Nie. Syn nie był szczęśli­wy. Ab­so­lut­nie żad­nych przy­ja­ciół. Jed­na je­dy­na ko­le­żan­ka od pod­sta­wów­ki, a i ta wy­je­cha­ła z Pol­ski. Je­dy­ne to­wa­rzy­stwo to te­le­fon, ese­me­sy, ma­ile i gry kom­pu­te­ro­we. W na­szym miesz­ka­niu ni­g­dy przez 19 lat nie było żad­ne­go ko­le­gi. Naj­pierw my­śla­łam, że to taki cha­rak­ter. Czło­wiek skry­ty, in­tro­wer­tycz­ny, ale zna­ko­mi­cie się uczył. Mat­ka do­pa­tru­je się cech nie­zwy­kłych w swo­im dziec­ku, więc wy­da­wał mi się taki po­nad­prze­ci­ęt­ny. Języ­ki, kon­kur­sy. Przed ma­tu­rą bła­gał mnie, żeby nie ta­ńczyć po­lo­ne­za. Wte­dy po­my­śla­łam, że jest ho­mo­sek­su­ali­stą.

Okrop­nym mo­men­tem było bierz­mo­wa­nie. Po­nie­waż ona w ogó­le ni­g­dy nie chcia­ła być w ja­kie­jś gru­pie. Z po­wo­du mo­jej mamy zmu­si­łam ją do bierz­mo­wa­nia. I zro­bi­ła nie­sa­mo­wi­tą rzecz. Mam na­wet zdjęcie. Moja cór­ka ma 1,85 wzro­stu. Za­py­ta­ła, czy ku­pię jej cy­lin­der. Za­mó­wi­ła to so­bie przez in­ter­net, ubra­ła ten cy­lin­der na gło­wę, mia­ła czer­wo­ny kra­wat i nie ści­ągnęła tego cy­lin­dra w koś­cie­le. Mia­ła wte­dy w tym cy­lin­drze chy­ba ze dwa me­try wzro­stu. To był bunt. Nie prze­ciw­ko re­li­gii. Prze­ciw­ko temu, że ja jej ka­za­łam tam być. A ona bła­ga­ła, żeby nie.

Ba­łam się o nią, bo za­sta­na­wia­ła mnie ta sa­mot­no­ść. Po­myś­la­łam so­bie: „Boże, co to będzie za dziw­ny czło­wiek?”. Więc wy­my­śli­łam hi­sto­rię, że będzie bak­te­rio­lo­giem i będzie w za­mkni­ętym in­sty­tu­cie na­uko­wym ba­da­ła bak­te­rię, któ­ra ura­tu­je ludz­ko­ść.

Była dru­ga w nocy, jak we­szłam do po­ko­ju syna. Grał na kom­pu­te­rze. Po­pa­trzy­łam na nie­go i mó­wię: „Ka­rol, mu­szę cię o coś za­py­tać. Po­wiedz mi, czy ty je­steś ho­mo­sek­su­ali­stą?”. On się od­wró­cił i krzyk­nął: „Nie­ee!”. Aha, my­ślę, jest, tra­fio­ny. Dwa ty­go­dnie pó­źniej sie­dzi­my w kuch­ni, pi­je­my kaw­kę i sły­szę: „Mamo, mu­szę ci coś po­wie­dzieć. Ja nie je­stem ho­mo­sek­su­ali­stą. Ja je­stem bi”. „Hmm, to po­wiedz mi coś wi­ęcej o tym «bi»”. I wte­dy ona – te­raz już będę mó­wić „ona” – usia­dła obok mnie i za­częła pła­kać. I po­pro­si­ła, że­by­śmy po­szły do le­ka­rza.

Zna­la­zły­śmy kli­ni­kę w Kra­ko­wie i – nie za­pom­nę tego ni­g­dy – z ga­bi­ne­tu wy­cho­dzi le­karz, pod­cho­dzi do mo­je­go dziec­ka i pyta: „Jak się mam zwra­cać? Dam­sko czy męsko?”. „Dam­sko...” I le­karz wy­ci­ąga rękę do mo­je­go syna i mówi: „Wi­tam pa­nią”. I to był, po­wiem szcze­rze, punkt zwrot­ny mo­je­go ży­cia. Sie­dzia­łam na tym ko­ry­ta­rzu i mó­wi­łam so­bie: „To jest moja cór­ka. To jest moja ko­bie­ta”.

A za­raz po­tem za­częłam tak strasz­nie ry­czeć, bo po­my­śla­łam – dziw­nie krążą te my­śli czło­wie­ka – że ja już jej nie ku­pię ko­ni­ka Pony. Kie­dy ja to nad­ro­bię? Więc tego dnia po­je­cha­łam do skle­pu i ku­pi­łam jej przy­naj­mniej... ró­żo­we skar­pet­ki.

Na­stęp­ne­go dnia (szyb­ko to po­szło) po­pro­si­ła: „Cho­dź ze mną do skle­pu. Chcia­ła­bym mieć dam­skie rze­czy”. I po­szły­śmy. Oczy­wi­ście trud­no mi ją było prze­ko­nać, że musi mieć roz­mia­ry XL, bo jest dużą oso­bą. Ona chcia­ła „eski” i „emki”. Ku­pi­ły­śmy pierw­szą spód­nicz­kę, pierw­szą bluz­kę. Wró­ci­ły­śmy do domu, ale ja nie mo­głam so­bie da­ro­wać. Po­je­cha­łam sama do tego cen­trum han­dlo­we­go i po­szłam do skle­pu z bie­li­zną. Pra­co­wa­ły tam mło­de dziew­czy­ny, po­wie­dzia­łam, że ju­tro przyj­dę z cór­ką. Uprze­dzi­łam, jak jest. Ja­kie one były fan­ta­stycz­ne na­stęp­ne­go dnia! Ta­kie uprzej­me, nic nie dały po so­bie po­znać. Wy­bie­ra­ły biu­sto­no­sze, przy­no­si­ły te wszyst­kie ha­ft­ki, przedłu­że­nia. No, coś pi­ęk­ne­go. Mia­łam dla nich wie­ki sza­cu­nek. Parę dni pó­źniej po­je­cha­łam w de­le­ga­cję i wte­dy ku­pi­łam mo­jej cór­ce pierw­sze si­li­ko­ny. Bar­dzo się cie­szy­ła. I tak... uczy­łam się... mo­jej cór­ki. I tak tro­chę za­ma­zy­wa­łam ob­raz mo­je­go uko­cha­ne­go syna. Syna, z któ­re­go by­łam dum­na, w któ­rym by­łam tak za­ko­cha­na, któ­ry był taki mądry, któ­ry tak im­po­no­wał mi wszyst­kim. Swo­ją uro­dą, swo­imi zdol­no­ścia­mi, po­my­sła­mi... no, a te­raz to było ta­kie tro­chę... brzyd­kie ka­cząt­ko, któ­re na­gle ma te bu­ci­ki, te raj­sto­py, spód­nicz­kę. Mu­sia­łam się tego uczyć.

Dużo gra­ła w gry kom­pu­te­ro­we. Mi­ędzy­na­ro­do­we. Więc ci­ągle w po­ko­ju były echa ró­żnych osób. Sły­sza­łam te gło­sy i my­śla­łam, że może to ró­żni­ca po­ko­leń, że oni tak mają – nie mu­szą się spo­ty­kać na żywo, bo spo­ty­ka­ją się tak. W re­alu to tyl­ko cho­dzi­ła na kon­wen­ty fa­nów gier fan­ta­sty­ki. Po­wie­dzia­ła mi kie­dyś: „Za­wieź mnie tam”. Po­je­cha­ły­śmy, pa­trzę, a tam lu­dzie z baj­ki. Wszy­scy są prze­bra­ni. Pa­mi­ętam, że nie wró­ci­ła wte­dy na noc. Rano przy­szła w ta­kim pi­ęk­nym czar­nym płasz­czu z we­łny. Mia­ła taką ob­ró­żkę na szyi i ta­kie faj­ne uszka. Po­pa­trzy­łam na nią i my­ślę so­bie: „Ona jest za­cza­ro­wa­na”. I to praw­da. Ona była szczęśli­wa. Bo była prze­bra­na.

Mia­ła skal­pel z ta­kim dłu­gim ostrzem, bo lu­bi­ła kle­ić fi­gur­ki z pla­sti­ku. Przy­szła do kuch­ni. Usia­dła przy sto­le, bo zwy­kle tam roz­ma­wia­my. „Mamo, po­patrz. Tym by się do­brze ci­ęło”. Niby ot tak rzu­ci­ła. Ale dwa dni pó­źniej pierw­szy raz zo­ba­czy­łam pi­ża­mę, po­ściel... we krwi. Za­częłam się cór­ce przy­glądać. Na rękach zo­ba­czy­łam zna­ki, zo­ba­czy­łam na no­gach, zo­ba­czy­łam na brzu­chu. Co­raz bar­dziej było to wi­dać... Były ta­kie chwi­le – ja w de­le­ga­cji, ona dzwo­ni o pó­łno­cy, ry­cząc, wrzesz­cząc. „Przy­je­dź po mnie!” „Gdzie je­steś?” „W Kra­ko­wie pod Te­atrem Sło­wac­kie­go”. Sie­dzia­ła na zie­mi po tu­rec­ku i ci­ęła się. A ja nie mo­głam nic zro­bić. Nie mo­głam wró­cić. To było okrop­ne. Wte­dy po­ci­ęła się tak strasz­nie, całe nogi. I po­ka­za­ła mi to. Tego się naj­bar­dziej boję. Do dzi­siaj spraw­dzam jej pi­ża­mę. Nie szpie­gu­ję, ab­so­lut­nie, tyl­ko to łó­żko ob­se­syj­nie spraw­dzam. Zwie­rzy­łam się ko­le­żan­ce: „Ania, ja miesz­kam na czwar­tym pi­ętrze. Nie ma u nas win­dy. Mó­wię, Ania, ja tak idę po tych scho­dach i tak so­bie my­ślę, czy w tym łó­żku zno­wu zo­ba­czę za­rżni­ęte­go kur­cza­ka”. A ona: „Dla­cze­go to tak na­zy­wasz?”. „Bo to było tyle krwi. Tyle krwi. I nie masz na to żad­ne­go wpły­wu”.

Za­częłam po nią je­ździć do pra­cy. Po­ma­ga­ła w ba­rze. Chcia­ła być bar­man­ką. To była pierw­sza, dru­ga w nocy – lu­dzie jesz­cze przy sto­li­kach. Sły­sza­łam, co o niej mó­wi­li. „Po­patrz, ja­kie dzi­wa­dło. Prze­cież ma cyc­ki, a ty mó­wisz, że to jest fa­cet”. Te spoj­rze­nia nie­któ­rych pa­nów... Cze­ka­łam w sa­mo­cho­dzie, by­łam tak strasz­nie zmęczo­na, już so­bie po­my­śla­łam, że usnę, i w ko­ńcu przy­szła. Jesz­cze za­nim otwo­rzy­ła drzwi, pła­ka­ła. Wsia­dła i za­częła wyć. To był wrzask. Na ze­wnątrz noc, ci­sza, a tu taki płacz, szloch. Py­tam ją: „Po­wiedz mi, Emi­lia, co mogę zro­bić, żeby ci po­móc”. I ona wte­dy po­pa­trzy­ła na mnie: „Za­bij mnie...”. Gdy­bym mia­ła broń – ja je­stem emo­cjo­nal­nym czło­wie­kiem – to za­bi­ła­bym ją i sie­bie. Tyl­ko żeby szyb­ko to zro­bić. Żeby to prze­rwać.

Wie pan, kto mi po­wie­dział o tych sło­wach pre­zy­den­ta? Cór­ka do mnie przy­szła. „Czy ty to sły­sza­łaś? On po­wie­dział, że LGBT to nie lu­dzie, to ide­olo­gia!” Lu­dzie nie zda­ją so­bie spra­wy, jak wa­żne są sło­wa pre­zy­den­ta. Nie sądzi­łam, że to ma tak ogrom­ny od­dźwi­ęk i zna­cze­nie w my­ślach, w du­szach, w ży­ciu na­szych trans­płcio­wych dzie­ci. One tego słu­cha­ją. A moja cór­ka ci­ęła się wte­dy re­gu­lar­nie. I to jest tak wa­żne, żeby ich nikt nie po­ni­żał, żeby były za­ak­cep­to­wa­ne. Żeby były rów­ne z nami. Ró­żne, ale rów­ne. I wte­dy ku­pi­łam tęczo­wą fla­gę. Na­pi­sa­łam na niej: „Je­steś moim dziec­kiem, nie ide­olo­gią”.

Ko­ściół? Je­stem z bar­dzo wie­rzącej ro­dzi­ny. Wy­cho­wa­na by­łam przez bar­dzo, bar­dzo ka­to­lic­ką mamę, któ­ra jest wy­znaw­cą pana Ry­dzy­ka. Sama wie­le do­bre­go zro­bi­łam dla Ko­ścio­ła. W Kra­ko­wie, w Ła­giew­ni­kach, tam gdzie jest Mu­zeum Jana Pa­wła II, po­ma­ga­łam za­przy­ja­źnio­nym za­kon­ni­com. Sza­no­wa­łam Ko­ściół, wy­da­wa­ło mi się, że jest in­sty­tu­cją, któ­ra po­ma­ga lu­dziom. I na­wet ro­zu­mia­łam tę moją mamę, któ­ra słu­cha swo­je­go ra­dia, a o dzie­wi­ątej od­ma­wia ró­ża­niec, ku­pu­je so­bie ga­ze­tę – my­ślę, do­brze, niech so­bie mózg roz­wi­ja. Ale jak usły­sza­łam, co mówi ksi­ądz Jędra­szew­ski o tęczo­wej za­ra­zie, to po pro­stu było coś okrop­ne­go. To był dla mnie szok. Tak wiel­ki, że do­ko­na­łam aktu apo­sta­zji. Nie było to ła­twe i to mnie jesz­cze bar­dziej do­bi­ło, jak na­gle z tej do­brej sta­łam się tą złą i do­zna­łam po pro­stu po­gar­dy. Po­trak­to­wa­no mnie, jak­bym była nie­nor­mal­na. Bunt na­stał we mnie tak wiel­ki, że po­że­gna­łam się z tą in­sty­tu­cją, mam na­dzie­ję na za­wsze, przy­pie­częto­wa­łam to ak­tem apo­sta­zji. I czu­ję wiel­ką ulgę. Nie lu­bię być za­kła­ma­na. Nie lu­bię żyć w ta­kim roz­kro­ku. Zresz­tą u mamy w domu bez prze­rwy sły­szę Ra­dio Ma­ry­ja. Moja mama po­tra­fi­ła przy Emil­ce mó­wić o tęczo­wej za­ra­zie. Na­praw­dę trze­ba się wsłu­chać w to i mieć świa­do­mo­ść, jak wiel­ka pły­nie stam­tąd po­gar­da w sto­sun­ku do na­szych dzie­ci, w sto­sun­ku do mnie. Ja się też czu­ję tęczo­wą mamą, ja się z tym uto­żsa­miam. A czu­ję się oplu­ta. Dla mnie to jest oso­bi­sty ból.

Moja mama po trzech la­tach po raz pierw­szy uży­ła wła­ści­wych ko­ńcó­wek. Zro­bi­ła to, pod­pi­su­jąc pre­zen­ty świ­ątecz­ne. Mój syn i cór­ka byli tam na Wi­gi­lii. I opo­wia­da­li mi po­tem, że moja sio­stra, któ­ra jest fa­na­ty­kiem re­li­gij­nym, i moja mama uży­ły wła­ści­wych ko­ńcó­wek, mó­wi­ąc o Emi­lii. „Mamo, bab­cia uży­ła wła­ści­wych ko­ńcó­wek!” Emi­lia była szczęśli­wa. Trzy lata to trwa­ło. I ci­ężko było.

Bar­dzo do­brze pa­mi­ętam moją ci­ążę. Bo w dniu, w któ­rym po­wie­dzia­łam o niej part­ne­ro­wi i za­zna­czy­łam, że jej nie usu­nę, zde­cy­do­wał się ode mnie ode­jść. Był w zwi­ąz­ku ma­łże­ńskim i miał swo­je dzie­ci. Ci­ąża była okrop­na, po­nie­waż nikt o niej nie wie­dział. Nie przy­zna­łam się w pra­cy. Ci­ążę mia­łam za­gro­żo­ną, bo Emil­ka ja­koś się dziw­nie od­kle­ja­ła. Coś złe­go się dzia­ło i le­ża­łam w szpi­ta­lu trzy ty­go­dnie. Sama się utrzy­my­wa­łam w wy­na­jętym miesz­ka­niu, z dziec­kiem, bez ali­men­tów, bo by­łam już po roz­wo­dzie. W tej ci­ąży je­ździ­łam ma­lu­chem i ro­bi­łam z pięć ty­si­ęcy ki­lo­me­trów w mie­si­ącu. Mó­wi­łam do mo­je­go brzusz­ka: „Moja ty có­recz­ko. Będzie wszyst­ko do­brze, my so­bie damy radę”. Moją ob­rącz­kę ślub­ną prze­ro­bi­łam na pie­rścio­nek i mó­wię: „Olim­pia – bo czu­łam, że to będzie Olim­pia – to będzie twój pre­zent”. I to była moja siła. Dla­cze­go tę Olim­pię wy­my­śli­łam? Nie wiem. Nie mia­łam USG, nie mia­łam nic. Ale cały czas w gło­wie mia­łam jed­no – to jest cór­ka. Uro­dzi­łam w ter­mi­nie. I o po­ro­dzie nikt w pra­cy nie wie­dział. Do­pie­ro po dwóch la­tach przez przy­pa­dek się wy­ga­da­łam w pra­cy, że mam syna.

Od pa­ństwa pol­skie­go chcę na pew­no ak­cep­ta­cji i po­twier­dze­nia tego, że są lu­dzie ró­żni, ale rów­ni. Żeby ci lu­dzie, któ­rzy rządzą w tej chwi­li w Pol­sce, mie­li świa­do­mo­ść, że my też tu je­ste­śmy. Że my też tu ży­je­my. Że my tu pła­ci­my po­dat­ki, ci­ężko pra­cu­je­my, że ko­cha­my tak samo te na­sze brzo­zy, Ma­zu­ry, mo­rze, War­sza­wę, Kra­ków, Wro­cław, te wsie prze­cu­dow­ne. Że ten kraj ko­cha­my tak samo jak i oni. Tak samo jak ci, któ­rzy wy­da­ją na moją cór­kę wy­rok, bo moja cór­ka nie może być, kim chce, bo musi sły­szeć, że jest ide­olo­gią, ze­rem, ni­kim? Za­ra­zą tęczo­wą? Że nie może mieć szyb­ciej do­ku­men­tów? Prze­cież Anna Grodz­ka mia­ła taki po­my­sł, żeby w Ło­dzi było jed­no cen­trum, gdzie dzie­ci z ró­żny­mi po­dob­ny­mi pro­ble­ma­mi będą ba­da­ne przez spe­cja­li­stów, przez le­ka­rzy psy­chia­trów, psy­cho­lo­gów, sek­su­olo­gów, i jed­no miej­sce, gdzie będzie się sta­wiać dia­gno­zy. Pierw­sze usta­wy, któ­re pan pre­zy­dent za­we­to­wał, były wła­śnie tymi usta­wa­mi. To jest dla mnie okrop­ne, że się lu­dzi po­ni­ża, że się kla­sy­fi­ku­je na lep­szych i gor­szych. Gor­szy sort. Ja aku­rat nie do­ko­na­łam abor­cji. By­łam sa­mot­ną mat­ką, było mi ci­ężko. I dla­cze­go mi nikt nie po­mo­że? Bo dziec­ko jest tęczo­we? Bo chce być sobą? Że musi pła­cić za leki sto pro­cent? Że nie jest nic re­fun­do­wa­ne? Że ja mu­szę spra­wę mieć w sądzie, że ja go źle skla­sy­fi­ko­wa­łam przy po­ro­dzie. Ja?! Prze­cież to jest nie­nor­mal­ne. I ja ocze­ku­ję od pa­ństwa, żeby dziec­ko nie mu­sia­ło szczuć prze­ciw­ko ro­dzi­com. Żądam, żeby czło­wiek mógł żyć w god­no­ści, żeby był sobą, żeby roz­wi­jał swo­je ta­len­ty. Żeby się re­ali­zo­wał w tym kra­ju. I żeby mógł być sobą za­wsze. Wszędzie.

Nie. Ni­cze­go nie ro­zu­mia­łam. Za­ak­cep­to­wa­łam. Nie mia­łam żad­ne­go bun­tu. Na­to­miast nie mo­głam tego po­jąć. Prze­ra­ża­ła mnie ilo­ść le­ków. Za­trwa­ża­jące było oświad­cze­nie, ja­kie Emi­lia mu­sia­ła pod­pi­sać, że przyj­mu­je do wia­do­mo­ści, iż przez te­ra­pię hor­mo­nal­ną może kró­cej żyć. Je­stem w ta­kim wie­ku, że wiem, co to prze­mi­ja­nie. To było dla mnie bar­dzo ci­ężkie. Nie. Ni­cze­go nie ro­zu­mia­łam. Do dzi­siaj tego nie ro­zu­miem do ko­ńca. Ale wiem, że być sobą to jest naj­wa­żniej­sze. Naj­wa­żniej­sze.

Ma­rzę, żeby Emil­ka była szczęśli­wa. Żeby ko­goś po­ko­cha­ła i ktoś ją po­ko­chał. Żeby się mo­żna było przy­tu­lić, że­bym mo­gła za­py­tać: „Je­steś szczęśli­wa?”. A ona żeby od­po­wie­dzia­ła: „Mamo, tak!”. Ona wte­dy się tak ład­nie śmie­je. Taki uśmiech ma ra­do­sny. Tak, je­stem szczęśli­wa. I żeby była zdro­wa.

EMILIA

Jej mama mia­ła ra­cję: ma ład­ny uśmiech. Na spo­tka­nie z nią po­je­cha­łem do No­wej Huty. Czte­ro­pi­ętro­wy blok. Przy­tul­ne miesz­ka­nie. Za oknem od­głos szli­fier­ki albo ko­siar­ki, więc przez to okno wpa­da­ła zwy­kło­ść dnia. Choć była u sie­bie, czu­ła się tro­chę skrępo­wa­na. A może to ja tak się czu­łem? Tak dużo o niej wie­dzia­łem. A przy­sze­dłem po wi­ęcej...ŻYĆ PO PROSTU

Bądź sobą! – jak ja często sły­sza­łam to w na­szym pi­ęk­nym, pro­gre­syw­nym spo­łe­cze­ństwie. Tyl­ko co to ozna­cza dla oso­by trans­płcio­wej? Bądź sobą w spo­łe­cze­ństwie. Sobą, czy­li kim? Po­zna­waj sie­bie! Ale jak pró­bu­ję sie­bie po­znać, to sie­bie nie­na­wi­dzę. Więc jak mam żyć?! Nic dziw­ne­go, że lu­dzie się za­bi­ja­ją... sko­ro mają po­zna­wać sie­bie...

* * *

Mia­łam trzy pró­by. Jed­na pra­wie sku­tecz­na. Ale nie będą tu o tym opo­wia­da­ła.

ANNA

Jest ko­sme­tycz­ką w Gli­wi­cach. I mamą na­sto­let­nie­go Ma­te­usza. Na­sze pierw­sze spo­tka­nie to roz­mo­wa na­gry­wa­na do re­por­ta­żu. Ka­me­ry usta­wia­my w sa­lo­nie. Miesz­ka­nie ma dwa po­ko­je. W kuch­ni zo­sta­je mąż Anny i tata Ma­te­usza – choć ich wspie­ra, na wy­wiad się nie de­cy­du­je. Ma­te­usz jest w swo­im po­ko­ju za ścia­ną. Frag­men­ty na­szej roz­mo­wy chy­ba sły­szy. Obaj bar­dzo oso­bi­ście po­roz­ma­wia­my kil­ka mie­si­ęcy pó­źniej.

MATEUSZ

Oczy mu się śmia­ły. Cały czas. Za­sko­czył mnie. Spo­dzie­wa­łem się mrocz­nej opo­wie­ści. A on miał w so­bie ja­kąś ja­sno­ść. I pew­no­ść. Choć to nie ozna­cza, że nie miał dra­ma­tycz­nych chwil. Sie­dzie­li­śmy w jego po­ko­ju pod an­tre­so­lą. Tą, na któ­rą wra­ca­jąc do domu, tak bała się spoj­rzeć jego mama... Wo­kół nas mnó­stwo ry­sun­ków. Na ścia­nach. Na biur­ku. Wszyst­kie jego. Ka­wa­łek tego świa­ta tra­fi do tej ksi­ążki. Ma­te­usz, dzi­ęku­ję za ilu­stra­cje...W IMIĘ OJCA I SYNA

Opo­wiem ci. Po­szłam na EKG. Wcho­dzę do ga­bi­ne­tu.

– Dzień do­bry pani – mówi pani.

Po­da­ję do­ku­men­ty.

– A prze­pra­szam. Pan?

– Nie. Pani. Je­stem ko­bie­tą...

– Ale w do­ku­men­tach jest mężczy­zna.

– Je­stem w trak­cie zmia­ny w pa­pie­rach.

– Ma pan ja­kiś do­wód na to?

– Je­stem w trak­cie. Nie mam do­wo­du, że je­stem w trak­cie.

– To ja nie wiem...

– Cze­go pani nie wie?

– Jak się do pana? Pani? Zwra­cać...

– Je­stem oso­bą trans­płcio­wą. Je­stem trans­ko­bie­tą.

– Czy­li po ope­ra­cji?

– Ja­kiej ope­ra­cji?

– No, że był pan mężczy­zną, a te­raz jest pan ko­bie­tą. No wie pan, że zmie­nił pan płeć...

– Płci się nie zmie­nia. Mo­żna ją sko­ry­go­wać.

– Pro­szę mnie nie po­uczać!

– Tyl­ko tłu­ma­czę...

– No, nie wiem... Pro­szę się ro­ze­brać. Od pasa w górę.

– Tu mam się ro­ze­brać? Do­sta­nę coś, żeby przy­sło­nić... pier­si?

– Nie mam ni­cze­go ta­kie­go. A poza tym, prze­cież ja je­stem ko­bie­tą.

– Ale ja się wsty­dzę.

– Pro­szę się ro­ze­brać. Nikt tu nie wej­dzie.

Na do­wód prze­kręca klucz w drzwiach. Roz­bie­ram się. Kła­dę. Robi to ba­da­nie. W pew­nym mo­men­cie, nie wiem jak, do ga­bi­ne­tu wcho­dzi inna pie­lęgniar­ka. Ja leżę pó­łna­ga. Na twa­rzy czer­wo­na. Ze wsty­du spo­co­na.

– Hani nie ma?

– Wy­szła gdzieś. – I do mnie: – Mo­żna się ubrać. Wy­ni­ki będą ju­tro.

– No co ty – wtrąca ta dru­ga. – Ju­tro nie­dzie­la.

– No tak, w po­nie­dzia­łek będą.

I da­lej za­jęte są już tyl­ko sobą. Ubie­ram się. Jak naj­szyb­ciej. Wy­cho­dzę. Wy­bie­gam. Ucie­kam do domu. Pła­czę. Cho­wam się pod po­dusz­kę. Boję się. Dłu­go się boję. I dłu­go po­tem nie wy­cho­dzę. Ni­g­dzie. Ale w po­nie­dzia­łek mu­szę. Po wy­ni­ki. Znów po­ka­żę do­wód. Znów... „Pani? Pan? No, nie wiem”.

PAWEŁ

Ma go­spo­dar­stwo rol­ne, ale chy­ba nie mogę na­pi­sać po pro­stu, że to rol­nik. Zwłasz­cza że miesz­ka w mieś­cie. Był jed­nym z nie­wie­lu oj­ców, któ­rzy zde­cy­do­wa­li się na roz­mo­wę. W jej trak­cie zo­ba­czy­łem jego łzy. Opo­wie­dział mi o tym, co w ży­ciu jego cór­ki mrocz­ne. I o swo­ich ko­lo­ro­wych, kwie­ci­stych ko­szu­lach.

MICHAEL, WIKTOR, TYMOTEUSZ

„No, bar­dzo. Bar­dzo ko­cham” – Pa­weł po­wie­dział to tak na­tu­ral­nie. Ale w hi­sto­riach, któ­re usły­sza­łem, rów­nie na­tu­ral­ne jest nie­mó­wie­nie „ko­cham”. To trzy roz­mo­wy spi­sa­ne tro­chę skró­to­wo. Bo­ha­te­rów prze­pra­szam za ten skrót i ak­cent na... brak mi­ło­ści.NA SUMIENIU SYRENKI

Dwa­dzie­ścia sze­ść stop­ni w cie­niu. A ty w kurt­ce, włócz­ko­wej czap­ce. I w ma­secz­ce, choć w ma­secz­kach na dwo­rze już nie trze­ba. Dla­cze­go?

Bo się boję.

Cze­go?

Lu­dzi. Tego, jak na mnie pa­trzą. Wszy­scy pa­trzą.

Może ktoś, ale...

Wszy­scy. Gdy wy­cho­dzę z domu, wszy­scy pa­trzą.

To jest w two­jej gło­wie...

Nie mam in­nej.

Ale...

Te­raz la­tem w ogó­le nie chcę wy­cho­dzić.

Cza­sem mu­sisz.

Więc gdy mu­szę, naj­pierw spraw­dzam, czy ni­ko­go nie ma na klat­ce. Dziś mu­sia­łeś dłu­żej na mnie cze­kać, bo ktoś stał przy win­dzie. Więc cof­nęłam się do miesz­ka­nia. Po­tem jed­nak wy­szłam, ale ba­łam się, że ktoś tą win­dą będzie je­chał. Gdy­by je­chał, to­bym nie wsia­dła. Tym ra­zem mia­łam szczęście. Ale nie za­wsze mam.

Jak mogę ci po­móc?

Nie mo­żesz.

FELIKS

Szczu­pły, wy­spor­to­wa­ny – dużo bie­ga. Oku­la­ry, za­rost, przy­jem­ny głos. Mężczy­zna po pi­ęćdzie­si­ąt­ce. Pra­ca. Żona. I... na­dal lęk. Choć od jego tran­zy­cji mi­nęło trzy­dzie­ści lat, ci­ągle to ma – strach przed ujaw­nie­niem. Naj­bli­żsi wie­dzą, ale co, gdy do­wie­dzą się dal­si? W jego opo­wie­ści bar­dzo wa­żnym miej­scem jest ga­bi­net le­kar­ski. Naj­go­rzej, gdy wisi w nim krzyż. A le­karz ma coś na su­mie­niu.

KATARZYNA

Jest za­gu­bio­na i tego nie kry­je. Nie ma pew­no­ści, jak jest z jej ma­łym dziec­kiem. Ale ma in­tu­icję, że musi czuj­nie przy nim trwać. Ni­cze­go nie igno­ro­wać, nie za wszyst­kim w ciem­no iść. Opo­wie mi o ce­ki­nach i o śmier­ci, czy­li o tym, cze­go chcia­ło jej dziec­ko.NIE PO POLSKU

Dla­cze­go Wik­to­ria?

Bo ja­koś trze­ba było.

To się za­częło od gier?

W grach kom­pu­te­ro­wych, od­kąd pa­mi­ętam, by­łam ko­bie­cą po­sta­cią. A ją trze­ba było ja­koś na­zwać. Więc na­zwa­łam, daj­my na to, Le­śna Elf­ka Wiki.

I tak zo­sta­ło?

Tak.

Kie­dy pierw­szy raz?

Mia­łam chy­ba z trzy­na­ście lat.

I wte­dy już za­częłaś czuć...

Że coś jest ze mną nie tak? Chy­ba... ale po­sta­cie ko­bie­ce w grach to nie był ja­kiś mój plan. Że oto po­nie­waż czu­ję się ko­bie­tą, to gram ko­bie­tą. Nie, nie wie­dzia­łam tego jesz­cze. Po pro­stu to było dla mnie na­tu­ral­ne. Naj­bar­dziej na­tu­ral­ne, że wy­stępu­ję tam jako Cza­ro­dziej­ka, Łucz­nicz­ka. I je­stem taka smu­kła.

JOANNA

Jej dziec­ko to Sa­scha. Sa­scha ma sie­dem­na­ście lat. Jest oso­bą trans­męską nie­bi­nar­ną. Z Pol­ski do Nie­miec wy­je­cha­li pra­wie całą ro­dzi­ną kil­ka lat temu. Za pra­cą. Miesz­ka­ją w oko­li­cach Ham­bur­ga. Roz­mo­wa z Jo­an­ną jest trud­na. Bo trud­no po­go­dzić się z tym, że w Pol­sce trans­płcio­wym oso­bom nie jest tak jak tam.

KASIA I MACIEK

To była roz­mo­wa inna niż wszyst­kie. Bo nie było w niej trau­my, nie­zgo­dy i zmęcze­nia, czy­li... nie było w niej trans­płcio­wej Pol­ski, w któ­rej zmęcze­nie, nie­zgo­da i trau­ma ro­dzi­ców są po­wszech­ne. Ka­sia i Ma­ciek opo­wie­dzie­li mi o Ka­na­dzie, o któ­rej ma­rzy tak wie­le trans­dzie­ci w na­szym kra­ju. Miesz­ka­ją na przed­mieś­ciach To­ron­to. Są ro­dzi­ca­mi dwój­ki dzie­ci. Młod­szy, Ty­mek, ma trzy­na­ście lat. Czte­ry lata star­sza/y/e Mar­ty jest nie­bi­nar­na/y/e. Tak, trud­no za­pi­sać to po pol­sku. Po pol­sku jest trud­no...KOŚCIÓŁ NA GRUPIE

Po­wie­dzia­łaś, że w wie­ku 13 lat po­czu­łaś, że coś jest nie tak. Czy­li?

To są bar­dzo in­tym­ne spra­wy. Sko­ro to ma być w ksi­ążce, to ci nie po­wiem.

Pró­bu­ję zro­zu­mieć...

To była kwe­stia po­strze­ga­nia swo­je­go cia­ła. Pra­gnień... I cier­pie­nia. Nie mo­głam zro­zu­mieć, że ja chcę być taka, a nie mogę być taka. Czu­ję się ko­bie­tą, a prze­cież wszy­scy wi­dzą, że nią nie je­stem. Mia­łam ta­kie mie­si­ęcz­ne fazy, cze­go nie mo­głeś wie­dzieć, że sta­ra­łam się żyć jak ko­bie­ta. Ale po­tem z tym zry­wa­łam. Mó­wi­łam: dość.

Mio­ta­łaś się.

Czu­łam, że ni­g­dy nie będę w szczęśli­wym zwi­ąz­ku, bo żyję w dwóch świa­tach. Świat pierw­szy: uda­ję chło­pa­ka. Pró­bu­ję się w tym od­na­le­źć, nie lu­bię tego, ale sta­ram się po­lu­bić, bo wiem, że tak trze­ba. Spo­ty­kam się z „ko­le­ga­mi” i uda­ję, że je­stem taka jak oni. I trwa to ja­kiś czas, ale w ko­ńcu nie daję rady. Więc za­my­kam się w po­ko­ju i dłu­go stam­tąd nie wy­cho­dzę. I wte­dy znów po­ja­wia się świat dru­gi: ko­bie­ta. I tak w kó­łko. Mia­łam ogrom­ną wolę wal­ki. Wal­czy­łam, żeby być do­brym chło­pa­kiem. Ci­ągle mi się wy­da­wa­ło, że po pro­stu mu­szę do tego doj­rzeć. Ale na ra­zie było tak, że mó­wi­łam so­bie: „Hej, je­steś bez­na­dziej­na w by­ciu chło­pa­kiem. Mu­sisz się bar­dziej po­sta­rać”.

Przed co­ming outem bar­dzo się sta­ra­łaś... Nie płacz...

To był naj­gor­szy czas w moim ży­ciu.

KSIĄDZ PROFESOR ANDRZEJ

To on ode­zwał się pierw­szy. Gra­tu­lo­wał re­por­ta­żu. Był po­ru­szo­ny. I – co naj­wa­żniej­sze – otwar­ty. Ksi­ądz pro­fe­sor An­drzej Szo­stek to były rek­tor Ka­to­lic­kie­go Uni­wer­sy­te­tu Lu­bel­skie­go. Po­pro­si­łem go o roz­mo­wę, bo w wie­lu tych trans­hi­sto­riach Ko­ściół ma zna­cze­nie. Choć jed­no­cze­śnie nie ma oso­bom trans­płcio­wym ni­cze­go po­zy­tyw­ne­go do za­ofe­ro­wa­nia. Chcia­łem usły­szeć – dla­cze­go?

EWELINA

O ta­kich jak ona mówi się: ko­bie­ta – in­sty­tu­cja. Na Fa­ce­bo­oku pro­wa­dzi gru­pę dla ro­dzi­ców ta­kich jak ja. Po­ma­ga, bo po­ka­zu­je im, że nie są sami. Czy­li dla ro­dzi­ców trans­płcio­wych dzie­ci w Pol­sce robi to, cze­go nie robi dla nich pa­ństwo. Ewe­li­na Ne­go­wet­ti opo­wie mi o naj­trud­niej­szych chwi­lach w gru­pie i o paru mo­men­tach ze swo­je­go ży­cia, któ­re spo­wo­do­wa­ły, że jest tu, gdzie jest.POZEW NA RECEPTĘ

Spe­cja­li­ści... By­łaś u wie­lu.

Nie­któ­rzy byli to­tal­nie nie­przy­dat­ni. Inni byli klu­czo­wi, bo dzi­ęki nim w ogó­le żyję.

Mó­wi­łaś im?

Mó­wi­łam o tym, że nie po­tra­fię pod­ry­wać dziew­czyn. Że nie umiem zbu­do­wać zwi­ąz­ku.

Bo tak było, ale prze­cież nie o to tak na­praw­dę cho­dzi­ło. Czy­li nie roz­ma­wia­li­ście o wszyst­kim?

Mó­wie­nie o wszyst­kim ni­g­dy nie było mó­wie­niem o wszyst­kim. Opo­wia­da­łam coś na­oko­ło. I tak na­oko­ło zaj­mo­wa­li­śmy się te­ra­pią. Czy­li nie zaj­mo­wa­li­śmy się.

Ale psy­chia­trze po­wie­dzia­łaś?

On miał głów­nie za­da­nie, żeby po­móc mi we wsta­wa­niu z łó­żka. By­łam już w ta­kim sta­nie, że wsta­wa­łam o szes­na­stej. I to tyl­ko dla­te­go, że by­łam głod­na i chcia­ło mi się si­kać. Więc on prze­pi­sał mi leki, że­bym za­miast o szes­na­stej wsta­wa­ła o dzie­wi­ątej. Ale po­nie­waż co­raz bar­dziej chcia­łam ko­muś po­wie­dzieć, to po­wie­dzia­łam jemu.

I co?

Wy­słu­chał i po­wie­dział: „Pro­szę pana” – ro­zu­miesz – „Pro­szę pana! To nie jest moja spe­cja­li­za­cja”. Na­wet tego nie wie­dział, jak po­wi­nien się do mnie zwra­cać!

DOKTOR AGNIESZKA

Jest za­jęta. Na­wet bar­dzo. Lu­dzie co­raz częściej po­trze­bu­ją po­mo­cy. Gdy uma­wia­my się na roz­mo­wę on­li­ne, pro­szę, żeby za­re­zer­wo­wa­ła dla mnie go­dzi­nę. Ona śmie­je się, że chy­ba le­piej dwie. I ma ra­cję. Dok­tor Agniesz­ka Ry­no­wiec­ka opo­wie mi o ro­dzi­cach po­zor­nie ak­cep­tu­jących, o ide­al­nych ma­łże­ństwach jed­no­płcio­wych. Ale ta­kże o cmen­ta­rzu z jej pa­cjen­ta­mi.

MECENAS ANNA

Anna Ma­zur­czak jest ad­wo­kat­ką. Po­ma­ga oso­bom LGB­TQ+. Ma za sobą bar­dzo wie­le spraw do­ty­czących usta­le­nia płci me­try­kal­nej. I mnó­stwo pod­ró­ży po sądach w ca­łej Pol­sce. To będzie roz­mo­wa o wy­ższo­ści Ostro­łęki nad War­sza­wą. I o te­ra­pii, bez któ­rej sama nie da­ła­by rady.NIEPOPRAWNOŚĆ POLITYCZNA

Pro­ce­su się bo­isz?

Bar­dzo. W ska­li od je­den do dzie­si­ęć – pra­wie dzie­si­ęć.

Cze­go naj­bar­dziej?

Wszyst­kie­go. Bo wszyst­ko może pó­jść nie tak. Od tego, że nie przyj­mą mo­je­go po­zwu, bo po­wie­dzą, że jest źle na­pi­sa­ny. Albo że po­wo­ła­ją trzech bie­głych i będzie trze­ba za­pła­cić za to pi­ęt­na­ście ty­si­ęcy. Że sędzia będzie zwra­cał się do mnie w ja­kiś nie­przy­jem­ny spo­sób. Będzie ci­ągle mó­wić „pro­szę pana”. Będzie py­tać o sek­su­al­ne rze­czy. Mogę ze­mdleć. Mogę po­wie­dzieć coś, co mi za­szko­dzi, i na­wet nie będę wie­dzia­ła, co to jest, bo nie znam się na tym wszyst­kim. Tak, boję się.

ANNA I LALKA

Anny Grodz­kiej nie trze­ba przed­sta­wiać. I to jest jej naj­wi­ęk­szy pro­blem. Jest zna­na. Ta­kże z daw­ne­go imie­nia i na­zwi­ska. Lu­dzie wie­dzą, że jest trans. Była pierw­szą w Pol­sce i pierw­szą w Eu­ro­pie trans­płcio­wą po­słan­ką. Te­raz jest byłą dzia­łacz­ką i byłą ak­ty­wist­ką. Scho­wa­ła się. Do na­szej roz­mo­wy do­łącza jej przy­ja­ció­łka, kie­dyś dy­rek­tor­ka jej biu­ra po­sel­skie­go, była pre­ze­ska Fun­da­cji Trans-Fu­zja, Lal­ka Po­do­bi­ńska. Roz­ma­wia­my o usta­wie, któ­ra od­mie­ni­ła­by ży­cie osób trans w Pol­sce. O usta­wie, któ­ra przy­nio­sła ogrom­ną ra­do­ść i po­twor­ny za­wód. A wszyst­ko przez po­li­ty­kę.

MAJA

Ma do­sko­na­ły pas­sing. Wy­gląd. Głos. A jed­nak w pew­nym mo­men­cie zde­cy­do­wa­ła, że po­wie świa­tu, jak z nią jest. Zo­sta­ła trans­ak­ty­wist­ką. Mu­sisz się spo­tkać z Mają He­ban – mó­wi­ła mi moja cór­ka. Po­słu­cha­łem. I dla­te­go te­raz wiem, co to jest ter­fizm.Nie za­py­ta­łem cię, jak my­ślisz o przy­szło­ści?

Nie py­taj. Moja przy­szło­ść to jest po­nie­dzia­łek, któ­ry na­stępu­je po nie­dzie­li. Da­le­ko nie wy­bie­gam...

Dla­cze­go?

Bo ka­żde­go dnia spraw­dzam, jak to ze mną jest. Jak lu­dzie mnie od­bie­ra­ją? Ka­żdy dzień to może być cios albo... star­sza pani, któ­ra w par­ku pa­trzy na wie­wiór­ki i pyta mnie: „Ma pani może tro­chę orzesz­ków?”. Albo oj­ciec, któ­ry mówi do syn­ka przed „Żab­ką”: „Prze­suń się z ro­wer­kiem, żeby pani mo­gła prze­jść”. Albo po­li­cjan­ci na mar­szu 11 li­sto­pa­da, któ­rzy ostrze­ga­ją: „Niech pani le­piej przej­dzie na dru­gą stro­nę, bo na­ro­dow­cy idą...”.

Szczęśli­wa je­steś, jak sły­szysz tę „pa­nią”?

Na po­cząt­ku by­łam bar­dzo.

A te­raz już nie? To nie jest tak wa­żne?

Jest. Na­dal jest. Tyl­ko ja je­stem na in­nym eta­pie. Ta „pani” to jest taki sy­gnał kon­tro­l­ny. Czy na­dal jest okej? I ka­żde­go dnia to spraw­dzam. I na ka­żdy dzień mu­szę mieć siłę. Bo ka­żde­go dnia może być albo-albo.

Ju­tro po­nie­dzia­łek...

Czy­li to jest moja przy­szło­ść.

Ko­cham Cię.

Ja Cie­bie też.

O wła­snej nie­zgod­no­ści płcio­wej mówi ro­dzi­nie nie­spe­łna 60 pro­cent osób trans­płcio­wych w Pol­sce.

Trans­płcio­wo­ść swo­ich dzie­ci ak­cep­tu­je 25,6 pro­cent ma­tek i 15,2 pro­cent oj­ców.

Oso­by trans­płcio­we są gru­pą naj­bar­dziej na­ra­żo­ną na sa­mo­bój­stwa – w Pol­sce do­ty­czy to pra­wie 70 pro­cent z nich.

Źró­dło: Fun­da­cja Trans-Fu­zja
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: