Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na nitce deszczu - ebook

Data wydania:
1 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Na nitce deszczu - ebook

Na nitce deszczu jest kolejnym tomem PIW-owskiej serii „Poeci do kwadratu” w ramach której współcześni poeci wykonując wybór, poprzedzony autorskim wstępem, przybliżają postacie jedne z najważniejszych postaci polskiej literatury. Trzydzieści sześć lat od śmierci Kazimiery Iłłakowiczówny przypominamy postać legendarną, która przez pewien czas była sekretarką marszałka Józefa Piłsudskiego, a niemal przez całe życie od nastoletnich lat była aktywną poetką, również pisarką i tłumaczką.

Wybór dokonany przez Annę Piwkowską oparty jest na przedstawieniu najwybitniejszych utworów poetyckich z najważniejszych tomów wydanych przez tę, jak nazwał ją w dniu pogrzebu krytyk literatury Jarosław Maciejewski „Wielkiej Damy polskiej literatury”.

Spis treści

 

To jedno niech trwa na wieczność

Ikarowe loty [1912]

Bunt młodości

Desolation

Jesień

Dziw

Chora

Zostanie…

Zapomniane modlitwy

*** (Tyle spłynęło, przepadło pieśni)

Ubogi królewicz

Ulewa

Sierota mówi: Przychodzisz płakać…

Półsen

Mroki

Męka

List z wyspy zgubionej

Beztroska

Trzy struny [1917]

Czarna plama

Kochankowie szukają ucieczki w śmierci

Co się stać musi

Chmury

Czy pamiętacie?

Bóg silnych

Niteczki

Jedwabny lśniący sznur

Jak sobie niektóra biedota wyobraża niebo

A ta dudka z zielonej wierzbiny…

O jesieni, jesieni…

Odtrącona modlitwa

Płomienie

Pokusa

Trzy struny

Wieczór

Wiosna

Wyszumiało

Śmierć feniksa [1922]

Znalezienie Lwa

Five o’clock

Jak razem z Lwem poszliśmy na schadzkę

Przechadzka

Śmierć dorożkarza

Łabędzi podwieczorek

Lew przeszkadza

Berceuse

W pustyni

Powieść indiańska

Pożegnanie

Objaśnienie poprzedniego

Sen

Wszystko, co będę miała

Władysław i Euzebia

I jeszcze co będę miała

Ostatnia próba

Dyżur

Nieżyczliwy zwierzchnik

Straż

Dzieci

Połów [1926]

Zmora

Zjawa leśna

W rajskim ogrodzie

Urocznica

Umarła siostrzyczka

Śmierć róż

Szpalery

Straszydlaczek

Rozmowa dwóch straszydeł

Powrót

Połów

Pokój

Niepowrotne

Do Śmierci

Nawiedzona

Licho

Lampa z dziecinnych lat

Intérieur

Gobelin

Anioł w brzozę zmieniony. Pejzaż

Cudo

Obrazy imion wróżebne [1926]

Zofia

Tomasz

Marysia

Magdalena

Jan

Anna

Roman

Paweł

Adam

Michał

Katarzyna

Jerzy

Jadwiga

Izabella

Henryk

Ewa

Barbara

Alina

Alicja

Krzysztof

Kazimiera

Płaczący ptak [1927]

Zjawisko

Zielona bransoletka

Wróg

Wierzę w cuda

*** (W godzinę śmierci niech mi będą policzone)

Tęsknota

Sam na sam

Rozstanie

Powrót

Portrecik

Połów

Po ciężkim śnie pieszczoty

Nieświadomy

*** (Nie wolno powiedzieć)

Kaprys

Jest taki błękit…

*** (Japońskie dziewczęta)

Japońskie dziewczęta

Dziecko

Dziedzictwo

Czarownica

Chore serce

Bóg i milczenie

Z głębi serca [1928]

Tęsknota

Zgrzyty

Do Wilna

Nie dla siebie

Niebo

Śmierć (wariant I)

Zwierciadło nocy [1928]

Złamany jaśmin

Wzruszony smok

Opuszczenie

Letnisko

Księżycowy paw

Gwiazda i robak

Czarne i białe

Błękitna chwila

Popiół i perły [1930]

Zamki na lodzie

Z psami

Wrzosy

Wiara

Upiór

U studni

Tamtejsi

Tamtejsze dzieci

Świętych obcowanie

Starowiery

Służące

Rózia

Puste miejsce

Puste tygodnie

Przechadzka

Pożar torfów

Powołanie

Pociecha

Pewność

Papierowy sklep

Obrachunek

Nieobecność

Niedziela

Nie dla obcych

Nasze dziewczęta

Na ganku

Mowa lipy

Moje rzeki

Mogiła

Miodowe kwitnienie

Miłość

Magdalena

Liście

Liksnieńska kniejka

Kupcy w Krasławiu

Krup

Kradną las

Kolorowe bańki

Inwokacja

Gosposia

Folwark na Sztarnbergu

Dzierżawca sadu

Dwa kościoły

Dwór w Dorotpolu

Dom nasz

Das Sorgenkind

Berberys

Chora

Grasylda

Wolność

Ballady bohaterskie [1934]

Posa — Węgrzyn

Filip — Solski

Nie wiem

Kamienie wileńskie

Słowik litewski [1936]

Upiorek

Umarłym

Sukienki

Słowik litewski

Moja spóźniona recenzja

Grób dubiniecki

Ballada o pierwszej żonie

Cudowny kołacz

Prosty wiersz o Pawle Kochańskim

Wiersze bezlistne [1942]

Zawieszone na nitce deszczu…

Muzyka nad Powiślem

Ojczyzna

Z podróży po Skandynawii

Zamordowana Rumuneczka

Śmierć

Romans

Rozłączenie

Nie będzie…

Po zwycięstwo

Piastunka

O, ludu mój, ludu…

Jabłonie

Chorwatki

Kraska i Europa

Wiersze wybrane [1912–1947]

I znowu, znowu…

Antygono, patronko sióstr

Daleki grób

Poezje 1940–1954 [1954]

Jedyna droga

Bóg w swym niebie dobrze wie

Bóg jest wszędzie

Sowiecki pogrzeb (wariant II)

Anika, Viorika, Fiorika…

Cygan

Garbata Bronka

Każdy Cygan musi mieć swój wiersz osobny

List z Kolozsváru

Mały braciszek w więzieniu

Nad Samoszem Miłość

Bóg jest także z nimi…

Katyński piasek

Miejsce, gdzie padnę

Wilk w klatce

W Nazaret

Szukanie Boga

Silniejsza niż moja niewiara

Wybór wierszy [1956]

Śniło mi się…

Groteska

Piosenka dla Tuwima

List

Najlepiej

Lekkomyślne serce [1959]

W Poznaniu na wygnaniu…

Jesień w Poznaniu

Szeptem [1966]

Źdźbło

Wyznanie

Spraw, żeby dzień…

Przydział

Pod koniec

Poezja

Po co te wiersze…

Ocalenie

Niedojrzałość

Kain i Abel

Job

Jakub i Ezaw

Hagar

Kwaterunki

Odejście w tło

Niechby ta jedna nić…

Utwory rozproszone

Pogrom w Kolozsvárze

Rozstrzelano moje serce

Kalendarium życia i twórczości Kazimiery Iłłakowiczówny

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66272-48-4
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ANNA PIWKOWSKA

TO JEDNO NIECH TRWA NA WIECZNOŚĆ

Kiedy Kazimiera Iłłakowiczówna debiutuje w „Tygodniku Ilustrowanym” wierszem Jabłonie, ma lat szesnaście. Zakładając oczywiście, że urodziła się w roku 1889. Rok jej narodzin to pierwsza z tajemnic, których było w życiu poetki wiele. Chowała się za nimi jak za woalką z tiulu. „A ja miałam woalkę w kwiaty,/wkoło ronda troszeczkę tiulu” – napisze, bardzo kobieco i wzruszająco, w wierszu z tomu Śmierć Feniksa, który ukaże się w roku 1922 i będzie jej trzecim tomem. Niezwykłym i dojrzałym, w którym nie widać już młodopolskiej poetyki i manierycznych zapożyczeń, jakimi debiutantka grzeszy w Ikarowych lotach wydanych w roku 1912. Iłłakowiczówna zachowuje się wówczas tak, jak lubi: przebiera się w kostium. Publikuje swój pierwszy tomik jako K. Iłłakowicz, a podmiotem lirycznym wierszy czyni mężczyznę. Te wiersze, poza mrocznym nastrojem smutku i beznadziei, może nawet nietzscheańskiego buntu, mają już jednak bardzo silny rys religijny, jawnie wyznawaną tęsknotę za wiarą w Boga, widoczną choćby w wierszu Zapomniane modlitwy. Wiara powróci do młodej poetki w czasie pierwszej wojny światowej, gdy będzie pracować jako siostra miłosierdzia. Wtedy właśnie, około 1915 roku, zacznie mówić o sobie „Iłła”. Jak pisze jej biografka Joanna Kuciel-Frydryszak, „drażniło ją, że co druga dziewczyna z Kresów ma na imię tak samo jak ona”. Wyjątkową „Iłłą” pozostanie już do końca życia dla znajomych i przyjaciół, jako „Iłła” będzie znana miłośnikom swojej poezji. Jarosław Iwaszkiewicz w roku 1967 w wierszu Dedykacja napisze: „Iłła i Achmatowa stoją jak dwa drzewa”, porównując polską i rosyjską poetkę, ich drogę poetycką i wielkość.

Wojna, cierpienie umierających, chaos i bezsens, z którymi obcuje na co dzień, wywołują w młodej Iłłakowiczównie wielkie napięcie duchowe. Poetka zapada na tyfus i walczy ze śmiercią. Wtedy, jak wyznaje: „wróciła bezwątpliwa, absolutnie prosta, taka jak w dzieciństwie wiara w Boga”. Do dziecięcej wiary dołącza intelekt. Przez lata „Iłła” czytać będzie pisma św. Jana od Krzyża, św. Teresy z Awili, św. Tomasza à Kempis, Johna Chapmana i oczywiście Biblię. Wątki religijne będą się przewijały przez jej poezję aż do ostatniego wydanego za życia (w roku 1966) autorskiego tomiku Szeptem. Wiara stanie się także najważniejszą sprawą jej duchowej biografii, jakkolwiek zarówno silna i niezależna osobowość poetki, jak wybitny talent poetycki nigdy tej religijnej tonacji nie pozwolą osunąć się w banał. Przez całe życie wiara „Iłły” będzie stawiała trudne pytania i chodziła ciemnymi dolinami zwątpień.

Poetka często wprowadza do swoich wierszy motywy i symbole należące do świata religijnego. Biblia to księga, która uruchamia jej wyobraźnię, pozwala opowiedzieć znane historie we własny sposób, wczuć się w psychologię postaci, oswoić dramaty. Wzruszający jest Job – „nie wiedzieć, kto zacz: koczownik, może nawet Beduin?” – który, gdy Bóg już wszystko mu odebrał, a potem wszystko przywrócił, po tragicznych doświadczeniach, nadal dla niego niepojętych, siedział milczący i, uśmiechając się smutno, „łeb Burka kudłatego głaskał i obracał”. Iłłakowiczówna nie ilustruje Biblii, ale dotyka w krótkiej poetyckiej wizji ludzkie tragedie rozpięte pomiędzy głęboką wiarą a zwątpieniem, zawieszone między tym, co ziemskie, znane i bliskie, a tym, co tajemnicze i nadprzyrodzone. W jej wierszach sacrum jest i piękne, i straszne, ale zawsze niepojęte. Inny, już nie apokryficzny sposób, w jaki Iłłakowiczówna wprowadza do swojej poezji wątki sakralne, to liryka religijno-filozoficzna. Realistyczne obrazowanie poetka łączy z symboliką religijną, a w wielu wierszach przedstawia wizję świata i człowieka głęboko zakorzenioną w sferze mistycznej. Swoje doświadczenia religijne często opisuje jako bezpośrednią relację z Bogiem czy transcendentną rzeczywistością. Jak w wierszu Umarłym:

Wy o formie rozbitej jako światło lotni,
ja – zaklęta w istnienie, w mej jaźni samotna;
wy – przenikliwi, wy – przenikający,
ja – zwarta niby drzewo w kamieniu rosnące;
wy – wszystko i wy – wszędzie, a ja tylko tutaj,
tylko sobą i w sobie niewolnik przykuty.

Nie wahałabym się przed porównaniem niektórych liryków Iłłakowiczówny z Księgą godzin Rilkego, gdzie poeta, nazywając Boga „głęboką ciemnością”, jest jednocześnie przekonany o nierozerwalnej więzi między Bogiem i człowiekiem. Także cały cykl Elegii duinejskich wypełnia mistyczna atmosfera, przeczucie wyjścia z ciała i przenikania się bytów. Podobne doświadczenia czy też przeczucia mistyczne zawarte w liryce Iłłakowiczówny widać szczególnie w tomach z lat dwudziestych i trzydziestych, takich jak Połów, Płaczący ptak czy Popiół i perły. Niewykluczone, że Iłłakowiczówna znała poezję Rilkego. Mogła go czytać w oryginale (wszak świetnie znała niemiecki) bądź już w latach dwudziestych w przekładach Witolda Hulewicza.

Tymczasem debiutanckie Ikarowe loty zostają przez krytykę przyjęte więcej niż przychylnie. Krytyk wileńskiego „Słowa” pisze o „bujnym młodym talencie”, a Czesław Jankowski w „Kurierze Warszawskim” nie waha się przed taką opinią: „więc z mowy poetyckiej polskiej nie wydobyli jeszcze wszystkiego złota ci, co zda się całą już skalę mowy tej przebiegli, od Słowackiego do Konopnickiej?”. Być porównaną do Słowackiego to „nie byle co”, ale młodej poetce z pewnością z różnych względów bliższy jest Mickiewicz. Młodopolską, przepełnioną nastrojami zwątpienia i beznadziei manierę Ikarowych lotów łamie pełen życiowego entuzjazmu poemat Bunt młodości, zestawiany nie bez racji z Odą do młodości Mickiewicza. To „ustawienie się do zdjęcia” z autorem Pana Tadeusza było z pewnością świadome. W żarliwych strofach poematu pobrzmiewa młodzieńcza wiara w możliwość zmiany świata na lepsze. Mickiewiczowskie „młodości! ty nad poziomy wylatuj” mogłoby być mottem tego wczesnego wiersza, uznawanego nawet przez niektórych krytyków za manifest idei socjalistycznych. Młoda Iłłakowiczówna nie jest jednak socjalistką, raczej niezależną studentką-emancypantką, choć i to określenie nie zawsze pasuje do opisów układanych przez jej przyjaciółki z tamtych czasów. Jest osobna, piękna i wyróżnia się rasową urodą. Skromne suknie nosi w wyrafinowany sposób, a otaczająca ją aura tajemnicy, „coś jakby matowa, szklana tafla”, dodaje szczególnego uroku. Tak przynajmniej postrzegają ją koleżanki ze studiów polonistycznych przy Wydziale Filozoficznym w Krakowie. Najwidoczniej nie tylko z ducha, ale i z wychowania Iłłakowiczówna czuła się arystokratką – była przecież wnuczką (choć z nieślubnego łoża) Tomasza Zana, słynnego „Promienistego”, przyjaciela młodości Mickiewicza, i ukochaną wychowanką hrabiny i filantropki Zofii Buyno z Zyberk-Platerów. Oczywiście poetka czuła się arystokratką w sensie czysto metaforycznym. Naznaczona została bowiem nietypowym znamieniem, intrygującą urodą duszy i ciała charakterystyczną dla znanej i dziś rasy odmieńców: była wszak POETKĄ.

Wspomnienie momentu, w którym poczuła się poetką, powróci w wierszu Powołanie z tomu Popiół i perły z roku 1930.

„ Siedzę na białym stole, warkocz mam potargany,/czytam wpatrzonym we mnie „Tygodnik Ilustrowany”,/ Or-Ota i Savitri, i nagle głos mi zawisa…/… I wiem, że sama także muszę zacząć wiersze pisać”. Ten tom jest szczególnym powrotem do ukochanej krainy młodości. Urodzona w Wilnie jako nieślubna córka ubogiej nauczycielki Barbary Iłłakowicz oraz adwokata Klemensa Zana dorastała po śmierci matki w Baltyniu, na terytorium dzisiejszej Łotwy, dawniej Inflant Polskich, które były prowincją w historycznie rozumianej Litwie już od XVI wieku, czyli od czasów panowania Zygmunta Augusta. Dzieciństwo spędzone w tej pięknej krainie nad rzeką Dźwiną na zawsze pozostanie najpiękniejszym wspomnieniem i zapisze się w poezji.

Wiersze z tomu Popiół i perły są wyjątkowym świadectwem dojrzałego już talentu. W całym dwudziestoleciu międzywojennym nikt tak chyba nie pisał. Zaprzyjaźniona ze Skamandrytami, zachwycona poezją Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej Iłłakowiczówna potrafiła podobnie jak oni docenić siłę konkretu w wierszu. W moim odczuciu autorka tomu Szeptem jakby wyprzedza swoją epokę, a jej poetycka metoda bliższa jest raczej poetom amerykańskim, poczynając od mistrza konkretu, opisującego źdźbło trawy Walta Whitmana poprzez tłumaczoną przez Iłłakowiczównę Emily Dickinson aż do poezji Williama Carlosa Williamsa, który pisał nie o ideach, a o rzeczach, po mistrzowsku realizując swoją metodę poetycką w słynnym do dziś wierszu opiewającym urodę czerwonej taczki. Także w tomie „Iłły” pojawiają się rzeczy, a nie idee, konkretni ludzie i sytuacje zamiast abstrakcyjnych opisów emocji. Są więc służba domowa, chłopi, służący, rzeźnik, Rózia, która „uciekła z Moskalem żołnierzem”, Żydzi, kupcy w Krasławiu, konie znane z imienia: Waśka i Orlik, i wózki nad Sztarnberskim Jeziorem, które skrzypiąc, „suchy klekot czynią”. Niezwykła jest prostota tych wierszy o skondensowanej treści, często nawet pozbawionych stroficznej budowy. To niemal filmowe obrazki z tamtego życia zapisane na taśmie pamięci. I podobnie jak Whitman – piewca źdźbła trawy – Iłłakowiczówna zgłębiająca tajemnice przyrody zna nazwy polnych kwiatów, ziół i najdziwniejszych roślin. U schyłku życia, w 1981 roku mówi: „Dla mnie ojczyzną zawsze pozostaną Litwa i Łotwa. Wszystko inne – i Warszawa, i Poznań – było i jest dla mnie zagranicą. Cały mój pejzaż jest stamtąd, z moich stron rodzinnych”. W tomie wspomnień Niewczesne wynurzenia poetka tak opisuje rozpoczęcie tego szczęśliwego, pełnego mądrej, opiekuńczej miłości okresu życia w Baltyniu, a potem w Stanisławowie: „U pani Żabiny cały czas leżała moja fotografia. Tę fotografię zobaczyła moja matka, Zofia, i postanowiła mnie wziąć do siebie. Baltyn leży dziś na Łotwie Sowieckiej, wtedy leżał w guberni witebskiej. Ganek był obszerny, opleciony dzikim winem. Matka moja Zofia siedziała przy herbacie, na ganku, za niskim, koszykarsko plecionym stolikiem, kiedyśmy zajechały. Miała białe włosy i jedno pasmo ciemnorudych, patrzyła na mnie bez uśmiechu”. Patrzyła bez uśmiechu, ale pokochała gorąco tę dziwną, inteligentną, niepokorną dziewczynkę o przejrzystych, szarych oczach. Tom Popiół i perły po latach zostanie dedykowany „Matce Zofii” i będzie także rozrachunkiem czy raczej obrachunkiem z tą wielką matczyną, największą w całym życiu miłością Iłłakowiczówny. W wierszu pod tytułem Obrachunek poetka napisze:

Dobra miłości moja, spokojna miłości,
patrzysz mymi oczami na świat jak na własne rozległe włości,
ufasz, wierzysz, wierzysz ciągle, i na przekór, i znowu…
A ja… Ja stoję nad siecią, która pusta wróciła z połowu,
i przeklinam fale, co z morza zdobyczy żadnej ku brzegom nie wiodą,
i myślę o tym, jak ty i ja – miłości moja – powoli umrzemy z głodu!

Ból, który zadała sobie i swej przybranej matce – buntując się przeciwko jej opiece, żądając wolności i wyjeżdżając wbrew jej woli do Petersburga, gdzie zdała tak zwaną męską maturę z łaciną i greką, a potem wyruszając jeszcze dalej, do Anglii – będzie ją prześladował przez całe życie. Powróci pełna wyrzutów sumienia i, jak stwierdzi, spóźnionej wiedzy o tym, czym była dla niej ta miłość, dopiero wtedy, gdy nieuleczalnie chora hrabina będzie umierała we Fryburgu w roku 1909. Kazimiera wraca i z oddaniem opiekuje się matką Zofią, aby potem pochować ją w Liksnie w Inflantach, gdzie Zofia Buyno się urodziła. Grzech odtrąconej matczynej miłości będzie krzyżem niesionym przez poetkę do końca życia. Po ponad dwudziestu latach w tomie Popiół i perły w wierszu Mogiła powrócą takie słowa:

Na cmentarzu w Liksnie leżysz pośród pól,
brzęczą wkoło kwietne łąki jak calutki ul;

I cicho znów… Lecz ty, o, cherubinie
cmentarzy, gdy nad krajem tym swe loty zniżysz,
zobaczysz, jak na matki mej mogile
w ranach i zmazach cały, ze skrzydłami we krwi i w pyle,
duch mój – samotny bardzo – leży krzyżem.

Poetka nie wybaczy sobie młodzieńczego buntu, choć był on bezpośrednio związany ze wstrząsem, jakiego doznała, gdy hrabina wyjawiła dorastającej dziewczynce tajemnicę, iż jest nieślubnym dzieckiem. Iłłakowiczówna zachowa tę tajemnicę prawie sześćdziesiąt lat. Przeniknie jednak do jej poezji w wierszu Czarna plama. Umieści go w tomiku z 1917 roku zatytułowanym Trzy struny, a w nim takie słowa:

Noszę hańby czarnej znamię
na czole…
Aż się serce z bólu łamie,
gdy na moje patrzą znamię
ludzie. Ja go zmyć nie mogę,
więc w daleką pójdę drogę,
przez pole.

Daleka droga zaprowadzi ją przez studia w Krakowie – gdzie po raz pierwszy spotka Józefa Piłsudskiego – pierwszą wojnę światową i rosyjską rewolucję przeżytą w Petersburgu aż do Warszawy. Jak można wnioskować z fotografii wykonanej w 1919 roku, ciemnowłosa, naburmuszona i zbuntowana dziewczyna z papierosem z roku 1908 przeistoczyła się w wyciszoną i subtelną młodą kobietę o przenikliwym spojrzeniu. W dodatku kobietę bardzo piękną. 15 listopada 1918 roku „Iłła” zostaje młodszym referendarzem w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Znająca kilka języków poetka tłumaczy depesze informujące o narodzinach niepodległej Polski. Niemal w tym samym czasie na Nowym Świecie w kawiarni Pod Pikadorem spotyka się cała, jak powie później Miłosz, „piękna plejada”: Julian Tuwim, Antoni Słonimski, Jarosław Iwaszkiewicz, Jan Lechoń, Kazimierz Wierzyński. „Iłła” chętnie występuje na wieczorach „Skamandra”, ale z ugrupowaniem nigdy na dłużej się nie zwiąże. Już po wojnie, w liście do przebywającego na emigracji Mieczysława Grydzewskiego, założyciela i redaktora „Wiadomości Literackich”, napisze: „Skamander zaczął gryźć różnych seniorów literatury, których ja bardzo czciłam, postanowiłam zatem opuścić ten korsarski statek”. Poetka czyni to jednak dyskretnie, aby nie zaszkodzić ugrupowaniu. Jest osobą o niezależnych poglądach. Żarliwa wielbicielka i współpracowniczka Józefa Piłsudskiego ma przyjaciół także po drugiej stronie barykady, zawsze jednak pozostaje wyczulona na objawy antysemityzmu i nienawidzi nacjonalizmu pod każdą postacią. Tuwim nigdy nie zapomni wiersza pod tytułem Piosenka dla Tuwima, napisanego podczas rozpętanej przeciwko niemu antysemickiej nagonki, w którym „Iłła” nazywa go bratem. Już po wojnie i po powrocie z emigracji autor Kwiatów polskich powie do swojej sekretarki, pożyczając poetce nie byle co, bo służbowe auto, aby mogła przyjrzeć się Warszawie: „a to jest moja siostra Iłła”. Poza tym jednak, mimo że jest hołubiony przez nowe władze, nie udzieli jej znacznego wsparcia. Nie będzie zresztą miała o to żalu, przyzwyczajona do polegania wyłącznie na sobie.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych w odrodzonej Polsce stało się dla Iłłakowiczówny jakby kolejnym domem. Etos pracy urzędniczej zawsze stawiała wyżej niż pracę poetycką. Przynajmniej pozornie. Niezależność była dla niej najważniejsza, a poczucie, że odnajduje się w męskim świecie i potrafi wieść życie godne i samodzielne, dawało jej siłę. Próbowała pokazać, że równouprawnienie kobiet jest możliwe. Jednocześnie należała niewątpliwie do rasy tych poetów, którzy nie chcą, aby ich twórczość stała się zawodem. Była z ducha poetką, a nie zawodową literatką, choć oprócz pisania wierszy zajmowała się eseistyką, tłumaczeniami, pisała wspomnienia. Jej przekład Anny Kareniny Tołstoja do dzisiaj nie ma sobie równych.

Mimo zaangażowania w pracę urzędniczą w latach dwudziestych „Iłła” prowadziła także bujne życie literackie. Występowała chętnie na wieczorach autorskich, gościła na przykład na takim wydarzeniu zorganizowanym przez „Skamandra” 24 kwietnia 1924 roku w Sali Konserwatorium Warszawskiego przy Ordynackiej, razem z Iwaszkiewiczem, Lechoniem, Liebertem, Słonimskim, Tuwimem i Wierzyńskim. Po raz kolejny była tam jedyną kobietą. Wspominała z fantazją: „zapłacić rachunek za kapelusz czy suknię forsą otrzymaną za wiersz było jak piękny podarunek”. Sama była również piękna, elegancka i na pewno także zakochana. Robiła ogromne wrażenie nie tylko na mężczyznach. Maria Dąbrowska zanotowała w Dziennikach: „Jest ona w istocie urocza i pełna poezji. Jest ona rzeczywiście, jak pisał mi kiedyś «Marian», srebrna i chyba jedyna dla mnie niebezpieczna. Zjawiła się tym razem jak panienka z angielskiej ilustracji, w dużym czarnym kapeluszu i piaskowym kostiumie”.

O miłościach Iłłakowiczówny wiemy niewiele. Niezwykle powściągliwa, w swoich wspomnieniach właściwie o nich nie mówi. Czasami łączy się z nią postać arystokraty Rogera Raczyńskiego, syna Edwarda Raczyńskiego, twórcy między innymi galerii obrazów w Rogalinie i brata Edwarda, prezydenta RP na uchodźstwie. Sam Roger Raczyński pracował w MSZ, był wiceministrem rolnictwa, a później ambasadorem w Bukareszcie. Podobno miłość była odwzajemniona, ale biografka Iłłakowiczówny Joanna Kuciel-Frydryszak pisze, że tak naprawdę nie ma dowodów na ich związek. Podobnie jak w przypadku Aleksandra Skrzyńskiego, arystokraty i polityka, z którym poetka czuła się bardzo związana, ale raczej głęboką przyjaźnią. Jak to bywa z miłościami, pozostają tajemnicą duszy i pamięci, jeśli zainteresowani nie chcą stać się bohaterami plotek, skandali, albo – jak bywa dzisiaj – internetowych lub papierowych czasopism.

Miłość przenika jednak do wierszy, są one bowiem zapisem duchowej biografii poetki. Tomem Śmierć Feniksa opublikowanym w 1922 roku zachwyca się zarówno krytyka, jak i przyjaciele poeci. Jarosław Iwaszkiewicz, zestawiając ze sobą Iłłakowiczównę i Achmatową, zwraca uwagę na zupełnie inny sposób opisywania miłości przez obie poetki. Ma oczywiście rację. O wierszach Achmatowej z debiutanckiego tomu Wieczór pisano, że po raz pierwszy miłość przemówiła ustami kobiety, opisując czar mężczyzn i kobiecą fascynację. Wśród poetek z tamtej epoki można by takie zestawienie przeprowadzić między Achmatową a Pawlikowską–Jasnorzewską, oczywiście przy wszystkich różnicach. Porównywanie wierszy miłosnych „Iłły” i Achmatowej jest natomiast zupełnie chybione. Iłłakowiczówna pisze inaczej, nie odsłania swojego lirycznego ja, a o historii uczucia opowiada poprzez stworzoną przez siebie i na swój użytek, niejednokrotnie skomplikowaną symbolikę. Można powiedzieć, że polska poetka jest twarda i nieustępliwa w swoich miłosnych wierszach. Być może była taka także w życiu uczuciowym. Śmierć Feniksa to wiersze w moim przekonaniu nieco surrealistyczne, fantastyczne, przesycone konkretem, ale także alegoryczne. Myślę tutaj o cyklu Lew. Postać znalezionego i zabranego do domu Lwa jest jakby alegorią miłości, jej zwierzęcego, nieokiełznanego żywiołu. Takie wiersze jak Znalezienie lwa, Lew przeszkadza, Łabędzi podwieczorek czy Śmierć dorożkarza można czytać jak swego rodzaju opis miłosnej historii. Aż po wiersz Berceuse, gdzie rozstanie z Lwem wydaje się nieuniknione. Zamykające cykl utwory W pustyni i Pożegnanie to już pożegnanie z miłością, która u poetki także nabiera cech mistycznych. „Cóż tam może być takiego w Saharze,/czego Ci tutaj moja noc nie pokaże?!”, pyta opuszczona przez uczucie liryczna bohaterka. To pytanie można nazwać odwiecznym, tak jak odwieczny jest konflikt miłosny. Z kolei wiersz Pożegnanie to znowu mistyka miłości i konkret, o który Iłłakowiczówna, zgodnie ze swą zasadą twórczą, zaczepia abstrakcyjny temat jak o kotwicę:

POŻEGNANIE

Dobranoc… Nigdy ze sobą nie będziem mówili.
Raz ostatni twej grzywy splątaną pozłotę
W szesnaście twardych, ścisłych warkoczy zaplotę.
Jak Samson będziesz ręką utrefion Dalili

Dobranoc, lwie… Już ciebie śpiewem nie obudzę.
Nie będziesz, wtłoczon między papiery i kurze,
służył za miękki dywan moim stopom w biurze,
znów wszystko będzie nudne, śliskie, szare, cudze,
już nikt nie będzie słuszną wściekłością przejęty
łapał milczkiem tych, których nie lubię, za pięty.

Dobranoc… Byłeś mądry, czujny i milczący,
powiedziałam ci wszystko. Ty w sercu zachowaj,
jak się chowa krzyż chrzestny lub ślubny korowaj
i milcz… A jeśli słowem mnie zdradzisz niechcący –
ja cię wydam – Przysięgnę z rękami obiema
na jasnej Ewangelii, że cię wcale nie ma!

W poezji „Iłły” znajdują odzwierciedlenie także wstrząsające wydarzenia polityczne, między innymi zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza w roku 1922. Gdy w grudniu Narutowicz zwycięża w wyborach, prawicowa prasa przedstawia go jako kandydata Żydów i masonerii. Dochodzi do zamieszek na ulicach. W dniu zabójstwa prezydenta Iłłakowiczówna była w Zachęcie na otwarciu wystawy. Trzy śmiertelne strzały oddał 53-letni Eligiusz Niewiadomski, profesor warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych. W śledztwie zeznał, że pierwotnie miał zamiar zastrzelić Józefa Piłsudskiego, który jednak wycofał się z kandydowania na urząd prezydenta. W czasie zamachu Iłłakowiczówna stała obok prezydenta, który przy niej upadł. Trzymała jego głowę na kolanach, gdy umierał. Przybyły lekarz stwierdził zgon, a poetka zamknęła prezydentowi oczy.

Różnorodność poezji „Iłły” – zarówno tematyczna, jak i formalna – a także skala jej intelektualnych i duchowych poszukiwań zachwycają krytykę literacką. W 1929 roku Kazimierz Czachowski pisze, że Kazimiera Iłłakowiczówna jest najwybitniejszą współczesną polską poetką. Zygmunt Wasilewski uznaje ją za talent większy niż Maria Pawlikowska–Jasnorzewska. Uzasadnia: „ nie zasklepiając się w narcyzowej autoanalizie, aczkolwiek wcale nie odrzucając myśli o swej własnej duszy i nieraz ulegając nastrojom osobistej tęsknoty, umiała na tyle wyjść poza siebie, aby ogarnąć miłosnym spojrzeniem sprawy szersze, ogólne, znaleźć w nich pole duchowych wzruszeń i dać im szczery poetycki wyraz”. To prawda, Iłłakowiczówna ogarnia miłosnym spojrzeniem nie tylko wszystko, co dane jest jej spotkać tu na ziemi, ale także sprawy swej wiary, które w licznych wierszach przybierają formę mistycznych wizji. W tomie Połów pojawia się utwór, który jest rozmową z wyczekiwaną śmiercią, pojmowaną nie jako koniec życia, ale upragnione wybawienie i przejście z jednej rzeczywistości w inną, uwolnioną od zła i materii. Warto dodać, że Iłłakowiczówna ma wówczas 37 lat i jest u szczytu powodzenia życiowego.

O, Śmierci, sługo Boża, wybaw mnie od Zła i Ciała,
Abym w twym ręku jak róża rozkwitła i jaśniała,
Wybaw mnie od bojaźni, wybaw od trosk i trądu,
Daj się wypełnić szczęściem bez męki, bez krzywdy, bez sądu.
Daj doznać pośród ciemności twego nagłego olśnienia.
Niech będzie wreszcie – po czasie!... I niech się nic już nie zmienia.

Jednocześnie w tym samym tomie pojawiają się wiersze o upiorach, zjawach i straszydlakach. W twórczości Iłłakowiczówny świat widzialny przenika się z niewidzialnym, podkreślając romantyczne przekonanie, iż poeta widzi oczami duszy to, co jest zakryte dla oczu. Zarazem wyobraźnia poetki odkrywa dla siebie ścieżki charakterystyczne dla barokowego turpizmu. Wierszy takich jak Rozmowa dwóch straszydeł jest w jej twórczości wiele.

„Gdzie byłeś?”. „Po gzymsach wysokich chodziłem,
o mało się nie zabiłem.
Chodziłem po rynnie,
a tu krew w niej płynie;
zaglądałem do komina
aż w nim trup wisi, co już gnić zaczyna.
”.

Nic dziwnego, że poezja „Iłły” ma nie tylko swoich wielbicieli, ale także zaciekłych krytyków właśnie w kołach religijnych. W roku 1935 poetka udziela wywiadu czasopismu „Prosto z mostu”, mówiąc, że jest przeciwna każdej teorii czy ideologii, która pozwala nienawidzić człowieka, a także deklarując, iż jest bardzo wierzącą katoliczką. „Urok Iłłakowiczówny polega właśnie na tym, że jest trudna do odcyfrowania i pełna pozornych sprzeczności” – pisze recenzent „Prosto z mostu” i dodaje, iż poetka jest „najprawdziwszą dziwożoną, z puszczy litewskiej rodem”, a mimo swej powagi zachowała duszę dziecka. Nic dziwnego, że „dziwożona z puszczy” zostanie zaatakowana przez niektóre środowiska katolickie jako heretyczka i wolnomyślicielka. Atakuje ją między innymi pisarka Herminia Naglerowa, uważając, iż stosunek „Iłły” do religii katolickiej i zasad wiary jest zbyt swobodny i niekonwencjonalny. Jest tak w istocie i to właśnie czyni z Iłłakowiczówny poetkę niezwykłą i ciekawą. Swojej ścieżki religijnej szuka sama, prowadzą ją duchowe przełomy i pogłębiająca się samoświadomość. Nie potrzebuje wspólnoty, nie należy do grona księdza Władysława Korniłowicza, słynnego kapelana Lasek (jak na przykład inny wybitny poeta związany ze Skamandrytami Jerzy Liebert).

W tym samym czasie, mimo ataków na jej poezję, zostaje uhonorowana najważniejszymi nagrodami literackimi. W roku 1930 otrzymuje Nagrodę Literacką imienia Adama Mickiewicza w Wilnie, zaś w 1934 roku Złoty Wawrzyn Akademicki Polskiej Akademii Literatury i Państwową Nagrodę Literacką. Nie jest to nagroda wyłącznie honorowa, poetka odbiera również kwotę siedmiu tysięcy złotych. Zdeponowane w banku pieniądze przepadają, podobnie jak cały świat „Iłły”, w czasie drugiej wojny światowej.

Przed wojną publikuje jeszcze jedną książkę, która znów wywołuje kontrowersje. To Ścieżka obok drogi poświęcona marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu. Wokół relacji Kazimiery Iłłakowiczówny z marszałkiem narasta wiele legend. W niektórych z nich spekuluje się nawet o romansie. Jakby powiedziała sceptyczna i ironiczna rówieśniczka „Iłły” Anna Achmatowa, to jednak tylko „nadzieje ludu”. Prawdą jest, że Piłsudskiego poznaje Iłłakowiczówna jeszcze jako studentka w Krakowie przez swoją siostrę Barbarę, która wynajmowała pokój u marszałka i jego pierwszej żony Marii. Poetka dedykuje mu swój kolejny tomik Trzy struny, pełen patriotycznych uniesień. Już w wolnej Polsce, być może dzięki protekcji marszałka, zostaje przyjęta do pracy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Następnie, latem 1925 roku, wraz z siostrą dostaje niespodziewanie zaproszenie na spotkanie z nim w mieszkaniu jego współpracownika Stanisława Cara. Goście rozmawiają przy herbacie i ciastkach. Po spotkaniu „Iłła” pisze do księżnej Izabelli Potulickiej, z którą się przyjaźni: „Z rzeczy sensacyjnych: byłam z siostrą na herbacie u Marszałka Piłsudskiego, na jego niczym nie sprowokowane zaproszenie. Co za uroczy człowiek!”. „Uroczy człowiek” 12 maja 1926 roku dokonuje „zamachu majowego” i wraca do władzy. Wysyła wiadomość do Iłłakowiczówny, iż chciałby przyjąć ją do pracy na stanowisku osobistej sekretarki ministra spraw wojskowych, bo pełni również taki urząd, poza funkcją premiera i głównego inspektora sił zbrojnych. Poetka chce jednak zostać w MSZ, a sposób, w jaki Piłsudski przekonuje ją do przyjęcia swojej propozycji, obrazowo opisuje w biografii Iłłakowiczówny Joanna Kuciel-Frydryszak. Daje ona jednocześnie wspaniały obraz tych dwóch osobowości: wybitnego polityka i ekscentrycznej poetki. „Robili ci tam krzywdy. Będziesz przy mnie, obok mnie” – przekonuje marszałek. Na to „Iłła”: „Jestem konserwatystką. Poza tym chodzę do kościoła i do spowiedzi. Nie znoszę „Kuriera Porannego”, za to czytuję „Słowo wileńskie”. „Kurier Poranny” był jak wiadomo dziennikiem lewicy, zaś „Słowo” konserwatywnym pismem założonym przez litewskie ziemiaństwo. Marszałek się śmieje, „Iłła” wścieka. W końcu obiecuje zapytać kolegów, co myślą o tym, że będzie robiła karierę u Piłsudskiego po przewrocie. Na to on: „A ty ich zapytaj, to zobaczysz. A pamiętaj, obspraw się trochę zaraz, żebyś porządniej wyglądała, i do roboty! Zgłoś się do Becka, jak już postanowisz”. Iłłakowiczówna postanawia i już 26 czerwca 1926 roku rozpoczyna pracę jako sekretarz osobisty ministra spraw wojskowych z pensją sześćset złotych, czyli na ówczesne warunki bardzo wysoką. Jej obowiązkiem jest czytanie korespondencji (poza tą prywatną), która dociera do państwa Piłsudskich, i odpowiadanie na nią samodzielnie, bez zbędnych konsultacji. Iłłakowiczówna żąda od przełożonych biurka szafkowego, które będzie zasłaniać jej nogi (jest wszak jedyną kobietą w biurze) i przystępuje do pracy. Obowiązki są żmudne i niełatwe. Zanotuje we wspomnieniach: „Nie wiem czy w przyszłości kobiety będą pracowały po biurach, a jeśli będą, to czy będą miały do zwalczenia ze strony kolegów tyle samo instynktownej niechęci do ich obecności przy warsztacie na równi z mężczyznami, co dzisiaj”. Jej stosunek do Piłsudskiego to na pewno połączenie wielkiej sympatii, podziwu, uwielbienia. Będzie pracowała dla niego dziewięć lat, choć niekoniecznie u jego boku. Nie jest osobistym sekretarzem marszałka, nad czym ubolewa, a widuje go rzadko. W tym czasie jej sytuacja towarzyska i materialna bardzo się poprawia, chętnie przyjmuje gości i prowadzi rodzaj literackiego salonu. Czasami podczas rodzących się dyskusji musi bronić swego przełożonego przed brutalnymi opiniami i zajadłą krytyką. Nie tylko utożsamia się ze swoją pracą, która często daje jej szansę niesienia pomocy innym, w tym kolegom po piórze, ale wręcz ma poczucie misji. Nie przestaje tworzyć, choć jako ekscentryczna wielbicielka paradoksów wyznaje, że nie lubi poezji, a nawet więcej: książek w ogóle. Czuje się ważna i potrzebna. W roku 1929 zaczyna wyjeżdżać za granicę z odczytami na tematy polskie i bierze udział w spotkaniach literackich. Podróżuje między innymi po Anglii, Czechach, Szwajcarii, Danii i Austrii. Marszałka zobaczy po raz ostatni w Belwederze na imieninach jego żony Aleksandry, w grudniu 1934 roku. Na jego pogrzeb, który staje się wielką patriotyczną manifestacją, nie dostaje wejściówki i żegna go wśród płaczącego tłumu. O pogrzebie marszałka Piłsudskiego Kazimierz Wierzyński pisze: „Żegnaliśmy z nim naszą historię i naszą miłość”. Po śmierci Piłsudskiego Iłłakowiczówna nadal wyjeżdża z odczytami za granicę. Główny referat, który zawsze przedstawia, ma przybliżać postać marszałka i nosi tytuł: Psychologia wielkości. Wygłasza także w Wielkiej Brytanii odczyt Moi przyjaciele Żydzi. Podnosi kwestię europejskiego antysemityzmu, przeciwstawiając mu zasady wiary chrześcijańskiej. Tekst ukazuje się w Polsce w czasopiśmie „Pion” w tym samym czasie, gdy „Prosto z mostu” staje się jawnie antysemickie. Iłłakowiczówna całkiem jednak współpracy z tym pismem nie zrywa, choć czynią to Bolesław Miciński i Jerzy Andrzejewski. W swoich europejskich wystąpieniach poetka podkreśla, że istnieje także inna Polska, nie tylko ta brutalnie antysemicka. Gromi ją za to pismo młodych katolików „Pro Christo: Wiarą i Czynem”, pisząc, że Iłłakowiczówna „gloryfikuje żydostwo”. Właśnie w roku 1936 w piśmie „Okolica Poetów” „Iłła” publikuje Piosenkę dla Tuwima.

Niedługo już wytrzyma
zima:
powłoka jej jak szyba – cienka…
Więc dlatego w ręku zakwita mi
w takt śniegu, co kłuje, i deszczu, co ćmi,
dla brata mego Tuwima
piosenka…

W roku 1938 wydawnictwo „Rój” ogłasza książkę poetki Ścieżka obok drogi, która jest rodzajem pamiętnika z czasów jej współpracy z marszałkiem. Bardzo subiektywna publikacja spotyka się oczywiście z atakami. Maria Jehanne Wielopolska, która także napisała dwie książki o Piłsudskim, w polemicznej broszurze Pliszka w jaskini lwa miażdży „Iłłę”: „Niechby pisała sobie pamiętniki, jakie piżamy w groszki i bez groszków nosiła, jak polowano w sztabach na jej zbyt odkryte kolana, ale jeżeli owa księżycowa panna Kazia miesza do swoich osobistych sukcesów, kręćków, wdzięczeń i osobistych blag największą i najświętszą dla nas postać Józefa Piłsudskiego , to bez względu na to czy podniesienie przeciw niej oręża wywrze skutek dodatni, czy nie, trzeba go podnieść”. Antoni Słonimski broni „Iłły”, odpowiadając ironicznie w „Wiadomościach Literackich”: „Kazimiera Iłłakowiczówna przechodzi teraz prawdziwą Gehennę Wielopolską. Piękna i głęboka książka Iłłakowiczówny ma swoje drobne śmiesznostki, ma niezręczności, ale od tych niezręczności ucierpiała wyłącznie autorka”. Książka napisana jest faktycznie w tonie ciepłym i lekkim – dedykowana siostrzenicom poetki miała być może za zadanie przybliżyć postać marszałka także młodzieży.

Tymczasem niezależnie od literackich sporów nadciąga wrzesień 1939 roku i wybucha druga wojna światowa. Ścieżka obok drogi zostanie wznowiona dopiero w 1989 roku, już raczej tylko jako ciekawe dopełnienie twórczości wybitnej i sławnej poetki.

Zanim 17 września Iłłakowiczówna, ewakuowana wraz z innymi pracownikami MSZ, przekroczy rumuńską granicę, w Warszawie w ostatnim numerze tygodnika „Prosto z mostu” zdąży się jeszcze ukazać jej przejmujący wiersz Modlitwa za nieprzyjaciół. Warto zaznaczyć, że po doświadczeniach wojennych poetka włączy ten wiersz do wydanego w 1955 roku tomu wierszy religijnych.

Zmiłuj się, Boże, nad Niemcami!...
Panie…
…nad miotanymi szaleństwem i grozą,
Nad zamkniętymi w więzieniach,
Nad czekającymi wybawienia
Za kolczastym drutem obozów…
…Nad niewinnymi i nad ich rodzinami…
Zmiłuj się, Boże, nad Niemcami!...

Nad posłusznie idącymi mrowiem ku przepaści
Zmiłuj się, Boże, i na zgon namaścij

Spuść im Twą miłość, otwórz oczy ślepe…
Chcieliśmy zdziałać to – nie możem sami,
Chcieliśmy sercem, lecz ich serca – wściekłe.
Zmiłuj się, Boże, nad Niemcami!

Myśląc, że jej wygnanie jest tylko kilkutygodniowym zesłaniem, poetka zatrzymuje się w miasteczku Kluż w Rumunii, które w ciągu jednego dnia, 30 sierpnia 1940 roku, zmienia się w węgierski Kolozsvár. Iłłakowiczówna zarabia jako guwernantka, a także krążąc po domach, udziela lekcji języków. Jeszcze niedawno poetka i urzędniczka, dama zmieniająca w zależności od towarzyskich okoliczności suknie i kapelusze, chodzi po mieście w starych butach i płaszczu, aby zarobić przynajmniej na jedzenie. Czuje się samotna i tęskni za Warszawą. W końcu jej sytuacja, zarówno materialna, jak i duchowa nieco się poprawia. Z Biblioteki Polskiej w Budapeszcie otrzymuje propozycję przekładu wierszy wybitnego węgierskiego poety Endrego Adyego. Uczy się języka węgierskiego i wchodzi coraz głębiej w świat zmarłego w 1919 roku poety inspirującego się francuskimi symbolistami, niepokornego, za życia walczącego z węgierskim nacjonalizmem. W Kolozsvárze „Iłła” jest świadkiem wywózek Żydów do Auschwitz. Zagłada dotyka także rodzinę Szwarców, u której wynajmuje pokój. Niedługo potem powstanie stylizowany na psalm wiersz, zatytułowany Pogrom w Kolozsvárze. Czytając go, nie sposób nie wspomnieć innej poetki, Zuzanny Ginczanki, zamordowanej w 1944 roku w Krakowie.

Historia płaczu pełna, straszny psalm Dawida,
miasto wydało zbrodni swoich Żydów.
Powywlekano z domów stuletnich staruchów;
babki mchami porosłe – zaklęte w bezruchu
osłupiały. Niemowląt płacz trąca o bruki

Więc ich wiozą i wiodą oszalałych, trupich,
a już motłoch się wdziera. Co zostało – łupi:
kupcy, oficerowie, damy cienkoskórne,
szef policji i doktor praw, i sam pan burmistrz!
Jeszcze młodym sąsiadom żal oczy zalepia,
a już ciągną na schody żydowski fortepian

Ten trudny czas poetka przeżywa dzięki sile wewnętrznej i niezwykłej umiejętności odnajdywania głębszego sensu w każdej sytuacji. Przyjaźni się ze swoimi uczniami, którzy najchętniej uczą się rosyjskiego, a najmniej chętnie francuskiego. Od 1941 roku Iłłakowiczówna nie czyta polskich gazet ani nie słucha radia, poza listami nie ma żadnych wiadomości z kraju. Niemniej w roku 1943, niedługo po odkryciu przez Niemców w lasach katyńskich ciał kilku tysięcy polskich żołnierzy, pisze Kolędę katyńską. W Katyniu zginęła elita polskiej inteligencji, a zbrodnia została przeprowadzona z przerażającą precyzją. Rosjanie zakłamywali rzeczywistość i przez kilkadziesiąt lat sprawa pozostawała niewyjaśniona. W Polsce Ludowej nie można było o niej nawet wspominać. Iłłakowiczówna z powodów cenzuralnych nie mogła więc włączyć wiersza do żadnego ze swoich zbiorów wydanych po wojnie. Kolęda katyńska wyraża żal i gniew, a także nadzieję, że któregoś dnia zbrodnia zostanie wyjaśniona i upamiętniona.

W październiku 1946 roku Kazimiera Iłłakowiczówna dostaje od Juliana Tuwima polskie gazety: „Tygodnik Powszechny”, „Odrodzenie”, „Kuźnicę”. W końcu poeta wysyła depeszę: „Ogromnie ucieszony wiadomościami przesyłam pani najlepsze życzenia. Książki i pisma wyślę. Proszę zawiadomić, co pani jeszcze potrzeba. Zapewniam wszelką pomoc. Tuwim”. Wydawałoby się, że czytając gazety, „Iłła” zaczyna zdawać sobie sprawę ze zmian zachodzących w Polsce, szczególnie, że Rumunia także znalazła się w orbicie wpływów Związku Radzieckiego. Sprawa wygląda jednak inaczej. Poetka tak bardzo tęskni za ojczyzną, że decyduje się na powrót. Wysyła do kraju swoje wiersze, które publikują zarówno „Odrodzenie” i „Kuźnica”, jak „Tygodnik Powszechny”. Iłłakowiczówna mówi o sobie, że jest polityczną daltonistką. To nieodróżnianie politycznych kolorów i odcieni bardzo utrudni jej odnalezienie się w powojennej Polsce. Ma nadzieję, że w Warszawie spotka chociaż cień swojego dawnego życia. Tym bardziej, że na dworcu witają ją Jarosław Iwaszkiewicz, prezes Związku Literatów Polskich i Juliusz Starzyński, przyszły dyrektor Instytutu Sztuki PAN. Iłłakowiczówna na początku traci nieco poczucie rzeczywistości, czego najlepszym przykładem jest fakt, iż ubiega się o pracę w MSZ, powołując się na swoje przedwojenne kompetencje. Już po kilku miesiącach pobytu w Polsce traci jednak jakiekolwiek złudzenia i pisze do siostry: „Staram się uniezależnić od literatury, bo sądzę, że powoli trudnym się stanie dla bezpartyjnych umieszczanie czegoś w pismach”. W końcu poetka melduje się na stałe w Poznaniu, gdzie w zakładach lniarskich zaproponowano jej posadę sekretarki. Nic z tego jednak nie wychodzi i „Iłła” jest szczerze rozczarowana. Zaczyna zarabiać na życie tak jak w czasie wojny: udzielaniem lekcji języków i tłumaczeniami. Mieszka w niewielkim pokoju, który wynajmuje u rodziny Żyndów na Jeżycach. Nadal też tworzy. Jej wiersze z okresu powojennego często stają się powściągliwym zapisem rzeczywistości. Równie ostrożnie, ale dobitnie i bez zbędnych ozdób poetka zapisuje swoje zmagania duchowe. W wierszu Wilk w klatce zamieszczonym w wyborze z lat 1940–1954 wyznaje:

Nie mogę się wyzwolić, nie mogę się wywyższyć,
Nie mogę od hałasu powrócić do ciszy.
Cisza we mnie skłócona, dusza we mnie zraniona.
Chcę zamilknąć, chcę myśleć Pod Twoją obronę.
A serce się trzepoce, a krew stuka, łomoce.
Był Duch, a teraz w klatce wilk kłapie po nocy.

Iłłakowiczówna, zawsze niezależna i ekscentryczna, zachowuje te cechy także w późniejszych latach życia. Jednych drażni, inni ją podziwiają. W kwietniu 1951 roku oprowadza po Poznaniu Marię Dąbrowską, szykującą się do spotkania autorskiego. Autorka Nocy i dni nieco złośliwie zapisze w dzienniku: „Jest bardzo ekscentryczna. Mówi zawsze co innego niż się oczekuje, wprost uosobienie przekory, dziwaczność niesympatycznego rodzaju, przesadne i bezustanne akcentowanie swojej odrębności od wszystkich . A mimo to wielka poetka”. Jak trudno było „Iłłę” ocenić i uchwycić jej osobowość, świadczy notatka zapisana w dzienniku Dąbrowskiej zaledwie rok później, gdy Iłłakowiczówna składa jej wizytę w Warszawie. Tym razem pisarka dostrzeże w poetce zupełnie inne cechy i być może wspomni tamten moment sprzed lat, kiedy „Iłła” zjawiła się w jej życiu po raz pierwszy, zjawiskowa, niezależna, w piaskowym kostiumie i czarnym kapeluszu. Teraz także Maria Dąbrowska zachwyci się Kazimierą: „Lubię jej powierzchowność, uśmiech, przezroczyste spojrzenie. Bardzo mi się tym razem podobała. Iłła jest dobrą katoliczką w stylu wielkich zakonnic średniowiecza i XVI wieku, którym mistycyzm nie przeszkadzał mieć wielki rozum praktyczny. Właściwie one – np. św. Klara i św. Teresa były pierwszymi emancypantkami”. Porównanie „Iłły” do średniowiecznych mistyczek jest niezwykle trafne. W Poznaniu żyje ona jakby na wygnaniu, odcięta od głównego nurtu życia literackiego, ale także niewiele w gruncie rzeczy się nim interesując. Częsta obecność na mszy, koncercie czy w teatrze jest jej o wiele bardziej potrzebna niż uczestnictwo w wydarzeniach literackich. Inna sprawa, że dopiero z dzisiejszej perspektywy widać, jak bardzo interesujący w polskiej literaturze był tamten okres. Dość przypomnieć, że w roku 1953 ukazuje się w paryskiej „Kulturze” nie tylko Zniewolony umysł Czesława Miłosza, ale także tom wierszy Światło dzienne, a w nim Traktat moralny. Fakt opublikowania poematu w roku 1948 w miesięczniku „Twórczość” staje się przyczyną usunięcia Kazimierza Wyki z funkcji redaktora naczelnego tego pisma. W grudniu roku 1953 umiera w Zakopanem Julian Tuwim, a Witold Gombrowicz w paryskiej „Kulturze” rozpoczyna druk fragmentów Dziennika. W roku 1954 odbywa się hucznie obchodzony w całym kraju jubileusz 40-lecia pracy twórczej Jarosława Iwaszkiewicza, a w roku 1955 w „Nowej Kulturze” ukazuje się Poemat dla dorosłych Adama Ważyka, podejmujący próbę rozrachunku z epoką stalinizmu. „Iłła” tymczasem chodzi na koncerty, uczy języków obcych i pisze wiersze. Jej osobowość, jak wspomniałam, nie tylko drażni, ale także przyciąga. W 1957 roku Iłłakowiczówna przyjaźni się mocno z młodą wówczas poetką Joanną Kulmową i jej mężem. Ta przyjaźń, a właściwie, jak wspomni Kulmowa, może nawet miłość, przetrwa aż do śmierci Iłłakowiczówny. Kulmowie często zabierają ją do swego letniego domu w Strumianach koło Szczecina. Ponoć Iłła wstawała o świcie i jeszcze przed śniadaniem szła przez las na mszę.

W drugiej połowie lat 50. zaczyna być drukowana, doczekuje się nowych tomików poetyckich i wyborów wierszy. Otrzymuje wiele nagród, w tym Nagrodę Państwową I stopnia w roku 1976, a 5 października 1981 roku Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu przyznaje jej tytuł doktora honoris causa. W roku 1958 z okazji Święta Kobiet organizuje się Iłłakowiczównie swego rodzaju niewielki jubileusz. Janina Morawska w przemówieniu na jej cześć wygłasza ważne i trafne słowa: „W sławie i niesławie, w doli i niedoli, w życiu i twórczości zawsze pozostała wierna sobie. Nie ma ani jednego dawnego jej wiersza, który, jak to zdarza się wielu poetom dzisiejszym, należałoby usunąć ze zbioru poezji, nie ma ani jednego kompromisu, ani jednego dnia, który by trzeba było zatrzeć”. Wierna sobie „Iłła” pozostaje także po tragicznych wydarzeniach poznańskiego Czerwca 1956, gdy władza strzela do robotników. W kilka dni później ta „polityczna daltonistka” pisze wiersz Rozstrzelano moje serce w Poznaniu. Nie po raz pierwszy reaguje natychmiast na wydarzenia polityczne. Wystarczy przypomnieć Kolędę katyńską czy wiersz o pogromie Żydów w Kolozsvárze. Widocznie jej polityczny daltonizm zanikał wobec ludzkiej tragedii. Wiersz o wypadkach poznańskich, niedopuszczany do druku przez cenzurę, ukazał się po raz pierwszy w szczecińskim tygodniku „Ziemia i Morze” w czasie Odwilży. Również z powodów cenzuralnych tekst nie wszedł do ostatniego tomiku wierszy Szeptem z roku 1966. Ukazał się dopiero w roku 1981 w „Głosie Wielkopolskim” i w tym samym roku przy zajezdni tramwajowej, którą poetka widziała z okien swego mieszkania na Jeżycach, umieszczono tablicę pamiątkową poświęconą ofiarom Czerwca. Widnieje na niej cytat z wiersza Iłłakowiczówny:

Lecz zbryzgano mózgiem bruk
I bruk się wzdyma powoli.
Krew nie płynie już, już tylko skrzep.
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.

Poetka pod koniec życia cieszy się uznaniem krytyki i miłością czytelników. Dlatego tak szerokim echem odbija się w świecie literackim atak na Iłłakowiczównę przypuszczony przez młodego poetę Stanisława Barańczaka, który w trzecim numerze „Nurtu” z roku 1967 pod winietą „Z nowości literatury dziecięcej” ironicznie pisze o niej jako o poetce dla dzieci: „To pewne, że obok rozwoju estetycznego i intelektualnego – a przecież do takiego rozwoju muszą nieuchronnie powieść te nieskomplikowane zadania, jakie Iłłakowiczówna swoim młodym czytelnikom stawia – autorka Szeptem potrafi zapewnić współczesnemu dziecku coś, o co dzisiaj niezmiernie trudno: spokój nerwów i pogodę ducha. Nie ulega przeto wątpliwości, że niezależnie od takich czy innych założeń Szeptem jest nader wartościową pozycją literatury dla najmłodszych”. W „Tygodniku Kulturalnym” Stefan Lichański pisze o tym samym tomie wierszy, że jest to jedna z tych książek, które – wbrew modom na wszelkie alienacje, frustracje, weltschmerze i pesymizmy – przywracają poczucie sensu istnienia, ukazują ziemię „jako – formułą Saint-Exupery’ego się posłużywszy – «ojczyznę ludzi»”. Trudno się z tym nie zgodzić, czytając wiersze z tego pięknego, refleksyjnego tomu. W „Kulturze” z Barańczakiem polemizuje Maria Rzepińska. Poeta jednak nie ustępuje i nadal wypowiada się o twórczości "Iłły" nieprzychylnie i z ironią. Trudno powiedzieć, dlaczego Stanisław Barańczak, jeden z najważniejszych twórców Nowej Fali, późniejszy wybitny poeta i tłumacz, wybrał sobie blisko osiemdziesięcioletnią poetkę za cel złośliwej krytyki. Jest oczywiste, że młodziutkiego poetę mogła drażnić skrajnie nieawangardowa forma wierszy, które ukazały się w tomie Szeptem. O ileż bardziej wrażliwy okazał się Josif Brodski wobec poezji rówieśniczki „Iłły” Anny Achmatowej. Pisał, że jej wspaniałe wiersze nie potrzebowały jakiejś szczególnie awangardowej formy i niezwykle cenił jej ściszony do szeptu głos. Iłłakowiczówna przyjęła krytykę Barańczaka pobłażliwie – jej zawsze niezależna postawa ściągała na nią rozmaite ataki także w przedwojennej Polsce. Umiała je znosić z godnością i, co najważniejsze, z humorem. W wywiadzie opublikowanym w „Głosie Wielkopolskim” w roku 1981, czyli w wiele lat po krytyce Barańczaka, przypomniała sobie, że tomik Szeptem nie podobał się „pewnemu młodemu poecie”. „Słyszę teraz, że to ktoś bardzo zdolny – dodała. – Rzucili się na tego młodzika różni starzy w mojej obronie, ja natomiast go broniłam. Wiem, że istnieje taktyka młodych napadania na starych dla zwrócenia na siebie uwagi”. W tym samym wywiadzie poetka stwierdziła ze spokojem: „I wszystko się dla mnie kończy”. Powoli traciła wzrok i nie mogła już nawet pisać listów. Do śmierci mieszkała w Poznaniu. Zmarła w środę popielcową 16 lutego 1983 roku, w wieku 94 lat, jeśli wierzyć jej tajemniczej metryce. Pogrzeb odbył się na warszawskich Powązkach. Nad grobem Jarosław Maciejewski, historyk literatury, powiedział: „Zmarła Wielka Dama polskiej literatury. Zmarła ślepa, bezbronna staruszka o niepokornym sercu”.

W tomie Szeptem poetka pisała:

Kiedy trzeba będzie iść
w daleką ciemność,
niechby ta jedna nić
została ze mnie.
Niech oderwie się cała reszta
i spadnie w przepaść
– to jedno niech trwa na wieczność
dźwięczne, choć ślepe.
Bo tym, co za życia żyło
żywe najbardziej
– nieśmiertelna za grobem miłość
nie pogardzi.
„Niechby ta jedna nić…”

(Szeptem)

Nie nam rozstrzygać, czym jest „ta jedna nić”. Może to dźwięczna nić jej poezji misternie splątana z tajemną nicią jej duchowych zmagań.

BIBLIOGRAFIA

Agnieszka Baranowska, Perły i potwory, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1986

Kazimiera Iłłakowiczówna, Wiersze zebrane, t. 1–2, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1971

Joanna Kuciel-Frydryszak, Iłła. Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2017Bunt młodości

Ach dosyć, dosyć obrony!

Od losu nikt nie uciecze…

Ja w piersiach mam jęk i dzwony,

i gwiazdy, i harfy, i miecze!

Bunt wszystek i zawierucha

jak ogień zamknione we mnie;

krew w żyłach szaleństwem bucha,

a usta — milczą nikczemnie!

Już pełne szaleństwa kruże,

ty, gwiazdo moja, poprowadź!

Jak długo zaklętą burzę

w nieszczęsnej piersi mam chować?!

Padają cięte jak kosą,

kwiaty wybrane ogrodu,

płaczkowie w mogiły niosą

synów mojego narodu…

O, bogdaj mi umrzeć było

w dzieciństwie, cicho, pogodnie,

niż teraz, nad tą mogiłą,

buntu rozpalać pochodnię!

Wiem, zginie zdeptany nogą

nasz sztandar, sztandar młodzieńczy,

tłum ręką szorstką i srogą

skroń moją cierniem uwieńczy.

Nie traćmy, nie traćmy ducha!

Nasz sztandar powiewa w górze,

płomień nad gwiazdy wybucha,

pienią się czary i kruże…

Szaleństwa pełne puchary —

do góry serca i głowy!

Łopocą, świszczą sztandary,

zaczęty lot Ikarowy!Desolation

I

Sad nasz stoi spowity żałobą

tam, gdzie niegdyś bywaliśmy z tobą.

I jaśminy bez ruchu uklękłe

są pobladłe, nieme i wylękłe;

bzy szlochają, bratki pragną śmierci

— odkąd dusza rozdarta na ćwierci,

w cztery strony świata rozwłóczona,

na rozdrożach nieznajomych kona.

II

Dom, gdzie niegdyś mieszkaliśmy sami,

oślepłymi spogląda oczami,

w noc wygląda cichą do ogrodu,

drży w noc letnią od mroku i chłodu,

biedną strzechę tuli do jabłoni

i oknami wybitymi dzwoni.

III

Krzyk mój woła na cię bez ustania:

„Czemu miłość — gorsza od konania?!

Czemu usta ustom dają płomień

niegasnących nigdy oszołomień?

Czemu w ogniu tym grozi zatruta

strzała śmierci, ostra jak cykuta?!

Czemu miłość tych, co płoną dla niej,

nieśmiertelnym jadem zgryzot rani

i spogląda twarzą ciemnozłotą

na szaleńców palonych tęsknotą?

Jak Bóg Wojny roznieca zarzewie,

wiecznie kłamie, nic nie chce, nic nie wie?”.Jesień

Opada z klonów wichrem zerwany

uwiędły liść…

Wyjrzałem w pole, idę na łany…

Nie wiem — gdzie iść.

Widzę żurawie kluczem ciągnące,

za ptakiem ptak.

Zachodzi krwawo jesienne słońce

za złoty szlak.

Przyjdą tu burze, przyjdą śnieżyce,

wichury… deszcz…

Nie wiem czy kiedy szczęścia pochwycę

gorący dreszcz!

Wichrem targany, wichrem zerwany

opada liść…

Tęsknotą chory, tęsknotą gnany

nie wiem — gdzie iść!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: