Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Na zawsze Różany - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 czerwca 2023
Ebook
39,90 zł
Audiobook
34,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na zawsze Różany - ebook

Piąta i ostatnia część sagi o Różanach. Akcja powieści rozgrywa się współcześnie w Różanach, Izraelu, Stanach Zjednoczonych i Indiach, a retrospekcje przenoszą czytelnika do powojennych Niemiec, Związku Radzieckiego i Krakowa z lat 50. i 60. Zosia znajduje w starym kalendarzu swojej niani nazwiska i adresy ludzi, z którymi Zuzanna kiedyś korespondowała, i postanawia zaprosić ich na swój ślub z Erykiem.
Nie wie, jak wiele wspomnień poruszą te zaproszenia i ile tajemnic dzięki nim się wyjaśni. Nie wie także, że Natalia, którą Eryk odtrącił, poprzysięgła mu zemstę i że nie cofnie się przed niczym.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-9957-4
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ręka z grzebieniem, dwie twarze w lustrze

Są tylko raz, na zawsze. I niekoniecznie w pamięci.

Abyście byli uważni na to, co jest chociaż mija

I w każdej chwili wdzięczni, świętujący wszelkie istnienie.

Ten mały park, zielonawe popiersia z marmuru

W świetle perłowym, w letni drobny deszcz

Niech jak był, kiedy pchnęliście furtkę, zostanie.

I ulica wysokich zliszajonych bram,

Którą ta wasza miłość nagle przemieniła.

Czesław Miłosz, Po wygnaniuROZDZIAŁ 1

Różany, 30 czerwca 2005

Szanowna Pani / Szanowny Panie,

Znalazłam Pani / Pana nazwisko i adres w starym kalendarzu mojej Niani, a właściwie przybranej mamy, Zuzanny Hulewicz. Niania zmarła rok temu i dopiero wtedy zrozumiałam, jak niewiele o niej wiem, choć była mi najbliższa na świecie. Teraz żałuję, że tak rzadko ją pytałam o dzieciństwo i lata szkolne lub o czasy, gdy była nauczycielką. Oczywiście, trochę mi opowiadała, ale o wielu sprawach, na przykład o jej pracy w wiejskiej szkole, dowiedziałam się dopiero teraz, i to przypadkiem.

Zosia machinalnie pogłaskała płócienną okładkę kalendarza niani. Znalazła tylko ten jeden, z 1971 roku. Pani Zuzanna notowała w nim terminy rad pedagogicznych, zebrań i wywiadówek, kilka razy zapisała: „Magiel”, 10 stycznia: „12.30 Abel, twój brat”, 17 lutego: „Pączki dla Danusi”, 2 maja: „Rejs w DKF-ie”, przed Wielkanocą na całej stronie zrobiła listę zakupów, a przed Bożym Narodzeniem, pod nagłówkiem „Kartki”, wypisała imiona, nazwiska i adresy ośmiu osób. O większości Zosia nigdy nie słyszała. Znała tylko jeden adres – plebanii w Różanach, i jedno nazwisko – profesorostwa Brooksów z Londynu. Czy inne adresy były aktualne? Czy ci ludzie w ogóle jeszcze żyją?

Westchnęła. Cóż, trzeba spróbować.

Jestem jedynaczką, moi rodzice już nie żyją i oprócz dziadka nie mam żadnej rodziny.

„Wygląda to jak wstęp do prośby o wsparcie”, pomyślała i skreśliła ostatnie zdanie.

Piszę do Pani / Pana, bo za dwa miesiące, 3 września, wychodzę za mąż. Chciałabym świętować ten dzień wśród ludzi, którzy są mi bliscy i byli bliscy mojej Niani. Czy zechce Pani / Pan przyjąć zaproszenie

„To głupie. Czemu ktoś, kto mnie nie zna, miałby przyjechać na mój ślub, i to z drugiego końca świata?”

Odłożyła podkładkę z kartką, wstała z łóżka i przeciągnęła się.

Jeszcze dwa miesiące i ten pokój przestanie być jej pokojem. Przed wojną był sypialnią niani, która w Różanach spędzała święta i wakacje, a te lakierowane na biało meble z cytrynowego drewna też kiedyś do niej należały i przyjechały z mieszkania na Stradomiu, gdy odzyskali dwór.

Długi łańcuch dziedziczenia. Zosia w spadku po niani dostała najpierw pokój na Stradomiu, potem tę sypialnię, a teraz ciemnozielony pokój na parterze, z kominkiem, podwójnym łóżkiem i oknami wychodzącymi na ogród. Kiedyś był tam gabinet dziadka Zosi, teraz urządzała w nim sypialnię dla siebie i Eryka. Bo jeszcze tylko dwa miesiące i Eryk tu zamieszka, i nie będzie musiał wymykać się przed świtem jak złodziej…

„A kiedyś do mojego pokoju wprowadzi się córeczka… Opowiem jej o niani. O tym, że w nim mieszkała, i jak opiekowała się jej dziadkiem i mną”.

Zosia poczuła ucisk w gardle.

Podeszła do okna i popatrzyła na łąkę, którą kilka lat wcześniej założyła na tle grabowego żywopłotu. Niebieskie dzwonki i bladoróżowe maki były w pełnym rozkwicie, a kępy Lady Leitrim pięknie się rozrosły.

Staw w dole ogrodu błyszczał w słońcu.

„Życie jest za krótkie, żeby rezygnować z najdrobniejszej nawet przyjemności”, usłyszała w głowie głos niani.

Spojrzała na komórkę. Do obiadu u Eryka miała jeszcze godzinę.

Zdjęła sukienkę przez głowę, włożyła kostium kąpielowy, wzięła ręcznik i boso wyszła do ogrodu.

Po niebie płynęły obłoki puchate jak wata cukrowa. Pachniały lipy, jaśmin i róże.

Zosia powoli szła po sprężystej, krótko przystrzyżonej trawie, ciesząc się jej dotykiem, i myślała o tym, jaka jest szczęśliwa. Po wszystkich życiowych zakrętach wreszcie widziała przed sobą prostą drogę. Za dwa miesiące zostanie żoną Eryka, a w lutym, gdy śnieg przykryje ogród i będzie kwitnął tylko stary krzew oczaru…

Krzyknęła, bo nastąpiła na coś miękkiego jak zgniły ziemniak, co jednak poruszyło się pod jej stopą. Odskoczyła i zobaczyła, jak popielaty wąż wpełza między paprocie. Nie bała się zaskrońców, ale serce biło jej szybko i musiała usiąść na trawie.

Nagle przypomniała sobie, jak w ogrodzie botanicznym w Trsteno patrzyła na zaskrońca, który wygrzewał się na wielkim liściu przy basenie z Neptunem, i jak na uwagę Leszka Lackowskiego, że w wężach jest coś fascynującego, powiedziała, że Anioł Śmierci ma wężową twarz.

Ogarnęło ją złe przeczucie. Dotknęła płaskiego jeszcze brzucha. Gdyby coś się stało i temu dziecku, nie przeżyłaby tego.ROZDZIAŁ 2

– Jak było na Madagaskarze? – zapytała Natalia Berg, choć nie była ciekawa odpowiedzi Doroty.

Ta idiotka myślała szablonami, mówiła szablonami i w ogóle używała pięciu słów na krzyż. Jeśli coś jej się podobało, to było „megasuper”, a jeśli nie, to „beznadzieja”. Poza tym znała jeszcze „okej” i „nie ma sprawy” – w końcu pracowała w korporacji.

– Megasuper!

„Powie coś o cudownej plaży i dobrym jedzeniu”.

– Cudowna plaża, megasmaczne jedzenie…

„Uprzejma obsługa i wspaniała atmosfera”.

– …fajna atmosfera i superobsługa…

„Były baseny i codziennie chodziłam na plażę oglądać zachód słońca”.

– …cztery baseny, a największy prawie na plaży. Miałam pokój z widokiem na morze. Zachody słońca są tam niesamowite…

Natalia przestała słuchać.

Kartkowała notatki na temat Eryka, które jej dała Dorota po powrocie ze Szwajcarii. Znała je na pamięć, ale powtarzania nigdy dość.

Plan już kluł się w jej głowie, lecz żeby go zrealizować, musiała załatwić jeszcze jedną sprawę rękami Doroty. Gdy ta nudziara skończy relację składającą się z tak wytartych banałów, że błyszczały jak słońce nad Madagaskarem, na pewno jej podziękuje i to będzie dobry moment…

– Jestem ci niesamowicie wdzięczna. Gdybym mogła ci się…

– Mogłabyś – weszła jej w słowo Natalia.

– Naprawdę!?

Radość w głosie Doroty była niekłamana. Natalia o mało nie parsknęła śmiechem. Naiwna i łatwowierna. Nieszczęścia zawsze chodzą parami.

– Utrzymujesz kontakt z Agnes Hassel, tak jak cię prosiłam?

– Pewnie. Od czasu do czasu mejlujemy.

– To dobrze. Chciałabym, żebyś się dowiedziała, jakie plany na najbliższą przyszłość ma jej brat.

– Eryk?

– A ma innego brata?

– No nie…

W telefonie zaległa cisza.

– Tylko jak to zrobić? – Dorota westchnęła głośno.

„Rusz głową, tłumoku”, pomyślała Natalia, a głośno powiedziała:

– Na pewno znajdziesz jakiś sposób, spryciulko. Może napisz jej o swoim wymyślonym bracie, na przykład że zapomina o całym świecie, gdy w grę wchodzi jego dziewczyna, albo że znów wpadł na jakiś szalony pomysł.

– Okej.

– Napisz jeszcze dziś i od razu do mnie zadzwoń, gdy się czegoś dowiesz.

– Nie ma sprawy.

Telefon Natalii wibrował w kieszeni żakietu. Wyjęła go ukradkiem i zerknęła na wyświetlacz. Dorota. Nareszcie.

Przez chwilę walczyła z sobą, w końcu odrzuciła rozmowę. Szef nie znosił, gdy ktoś wychodził, choćby na minutę, w czasie jego prezentacji.

Siedziała jak na szpilkach i po raz pierwszy, odkąd tu pracowała, czyli od dwóch miesięcy, pozwoliła sobie na nieuwagę podczas zebrania. Myślała o Eryku. O tym, jak ją potraktował w tej prymitywnej chałupie na zapadłej polskiej wsi. Niemal poczuła chłód nocy i zapach wiklinowego płotu, pod którym płakała. Eryk skrzywdził ją bardziej niż kiedyś ojciec, niż von Radunski i Thomas Kross razem wzięci.

– Konkurencja będzie duża, ale to my w niej zwyciężymy. Nie pozwolimy, by Morgan triumfował. – Dyrektor powiódł wzrokiem po pracownikach. – Jakieś propozycje? – spytał.

– Zabić go to za mało. Powinien cierpieć przed śmiercią.

Natalia zorientowała się, że powiedziała to na głos.

Wszystkie głowy zwróciły się w jej stronę, a ona, choć przez chwilę miała ochotę wejść pod stół, wyprostowała się i hardo uniosła brodę.

Szef spojrzał na jej błyszczące gniewem błękitne oczy i zarumienioną twarz.

– No, no, panno Berg, podoba mi się pani bitewny zapał – powiedział z uśmiechem. – Będzie pani szefową zespołu. Proszę swoje słowa przełożyć na konkretny plan. W bardziej poprawnej politycznie formie.

– Cześć, Dorota. Nie mogłam odebrać, miałam spotkanie.

– Tak myślałam, że jesteś jeszcze w pracy.

– No i co? Dowiedziałaś się czegoś?

– Pewnie. – W głosie Doroty było słychać nutę triumfu.

Natalia przez moment się zastanowiła, czy znów jej czegoś nie obiecać. Nie. Co za dużo, to niezdrowo. Madagaskar wystarczy i za tę przysługę.

– Eryk się żeni.

Natalia poczuła się tak, jakby ktoś zdzielił ją kijem. Telefon wypadł jej z ręki.

Żeni się. To było do przewidzenia, a jednak był to jedyny scenariusz, którego nie brała pod uwagę. Dlaczego? Bo nie chciała dopuścić do siebie tej myśli.

Eryk się żeni. Wiadomo z kim.

Przed oczami zawirowały jej czarne i czerwone płatki, poczuła gorzki smak w ustach i przez chwilę myślała, że zemdleje.

Przycisnęła palce do skroni, nisko schyliła głowę i kilka razy głęboko odetchnęła. Potem podniosła telefon z biurka.

– Halo, Dorota? Coś przerwało, powtórz, co mówiłaś.

– Brat Agnes się żeni.

– To słyszałam. Ślub, jak przypuszczam, w Polsce?

– Skąd wiesz?

Natalia się roześmiała. Sama słyszała jak sztucznie, ale Dorota była za głupia, żeby przejrzeć jej grę, i aktorską, i tę ważniejszą, której celem była zemsta.

– Łatwo się domyślić. Ta mała intrygantka złapała go i nie puści.

– Szkoda, prawda? Wolałabym, żebyś to ty go złapała.

Skurcz brzucha i chwilowy brak tchu jak po ciosie w żołądek. Natalia z trudem stłumiła jęk.

– Przepraszam, szef się dobija. Muszę odebrać. Zadzwonię do ciebie później – powiedziała i się rozłączyła.

„Dlaczego to tak boli – pomyślała. – Przecież ja go nienawidzę”.

Kiedy jednak przypomniała sobie, jak zmieniają się jego oczy, gdy zaczyna się uśmiechać, jak kiedyś czule ją objął, gdy wyszli z restauracji, i jak potem się całowali, położyła głowę na biurku i się rozpłakała.

– Dorota? Cześć.

– No cześć. Już po robocie?

– Coś ty. Ale mam chwilę przerwy. Opowiadaj, czego jeszcze się dowiedziałaś.

„Jeśli znów powie, że Eryk się żeni, to ją zabiję”.

Dorota albo usłyszała nacisk na słowo „jeszcze”, albo znudziło się jej powtarzanie tego samego w kółko.

– Poskarżyłam się Agnes, że brat mnie zaniedbuje i że nie lubię jego nowej dziewczyny, na co mi odpisała, że jej bardzo się podoba przyszła bratowa. Podobno jest miła, szczera, bezpośrednia i skromna. Masz pojęcie? Przecież ona mówi o pannie Z. Czy można aż tak nie znać się na ludziach?

„Można. Ty jesteś tego najlepszym przykładem”, pomyślała Natalia.

– A ta jej skromność jak się objawia? – spytała.

– Podobno ślub będzie w wiejskim kościele, wesele u niej w domu, a w podróż poślubną jadą… Nie zgadniesz gdzie.

„Mówi się dokąd, nieuku”.

– Na… – Dorota dramatycznie zawiesiła głos. – Na Słowację! Myślałam, że jest bogaty, ale z tego widać, że raczej nie. A może skąpy, a to jeszcze gorzej.

– Napisała ci, kiedy ten ślub?

Natalia powiedziała to niedbałym tonem, choć słowo „ślub” zostawiło na języku ohydny posmak, jak łyżka tranu, którym w dzieciństwie katowała ją matka.

– Trzeciego września. A wcześniej brat zaprosił Agnes na wycieczkę do Indii. Jadą sami, bez panny Z. Tak że z tą miłością do bratowej chyba trochę przesadziła.

Eryk tuż przed ślubem jedzie do Indii? Tylko z siostrą? Co to może znaczyć?

– Wiesz, kiedy wyjeżdżają?

– Napisała, że w pierwszych dniach sierpnia.

– Na długo?

– Na dwa tygodnie.

Dwa tygodnie w Indiach. W dzikim kraju. To otwierało wiele możliwości.ROZDZIAŁ 3

– Zaprosiłaś ich? Naprawdę? Ludzi, których na oczy nie widziałaś? Na własny ślub?

– Na wesele też.

– Kompletnie oszalałaś.

– Napisałam siedem listów i choć powinnam była się tego spodziewać, rozczarowało mnie jedno…

– Naprawdę masz w związku z tym zaledwie jeden problem? – spytała Marianna tak drwiąco, jak tylko ona umiała.

Zosi teraz jednak nic nie było w stanie wyprowadzić z równowagi, ba, nawet zmieszać, i ciągnęła, jakby nie słysząc:

– …że odpowiedziały mi tylko dwie osoby: pani Maria Fischer z Nowego Jorku i pan Aleksander Bach z Tel Awiwu.

– Tak? I przyjadą? A co na to Eryk?

– Powiedział, że to świetny pomysł.

– Oczywiście. Ten facet kompletnie nie ma charakteru. Ciepłe kluchy. Pantoflarz.

– Wcale nie. I dobrze o tym wiesz. – Zosia się roześmiała.

Jej szczęśliwy śmiech wypełnił werandę.

„Jak srebrne dzwoneczki – pomyślała Marianna. – Kiczowate, ale pasuje do sytuacji, bo to wszystko to czysty kicz: wieczór panieński ze striptizerem i kawalerski z wódką i panienkami, panna młoda biała jak beza, ksiądz opowiadający dyrdymały o świętości więzów małżeńskich, a w duchu pewnie zazdroszczący panu młodemu nocy poślubnej…”

– No i co z tymi niemieckimi Żydami? Przyjadą? – spytała.

– Jakimi Żydami?

– Z Bachem i Fischerem.

Zosia znów się roześmiała.

– Pani Fischer napisała, że jest dawną przyjaciółką niani i że niania kiedyś przyjęła ją pod swój dach.

– Ciekawe.

– No pewnie. Opowie mi o tym, gdy przyjedzie. Bo obiecała przyjechać.

– A Bach? Też przyjedzie? I może jeszcze zagra na organach?

– Napisał, że jest za stary na takie podróże.

– A kim był dla twojej niani? To może być jeszcze ciekawsze.

– No właśnie nie wiem. Napisał dosłownie dwa zdania: że dziękuje za zaproszenie, że ze względu na wiek nie może przyjechać, ale życzy mi wszystkiego najlepszego. Szkoda.

– Że dobrze ci życzy?

Zosia wyjęła poduszkę spod pleców i rzuciła nią w Mariannę.

Marianna ją złapała i uważnie przyjrzała się przyjaciółce.

– Stało się coś, o czym nie wiem? Czy może tak się cieszysz, że Eryk wyjeżdża? Właściwie to czemu cię nie zabiera? Przecież polubiłyście się z Agnes?

Zosia uśmiechnęła się tajemniczo.

Marianna wycelowała w nią palec.

– Przestań stroić miny i gadaj, co się dzieje.

– Jestem w ciąży. Dziesiąty tydzień.

Marianna zaniemówiła. Siedziała z otwartą buzią i gapiła się na Zosię. Potem zerwała się z fotela i uściskała przyjaciółkę.

– Kochana, tak się cieszę!

– A co dopiero ja!

– To dlatego nie jedziecie razem! Ale czemu mi wcześniej nie powiedziałaś? Taka z ciebie przyjaciółka?

– Musiałam się upewnić. Wiesz, rok temu byłam tak nieszczęśliwa, że chciałam umrzeć, a teraz jestem najszczęśliwsza na świecie…

– Ciii! – Marianna położyła palec na ustach. – Jeszcze cię usłyszy jakaś zła czarownica. A nic ich tak nie drażni, jak ludzkie szczęście.

Zosia przypomniała sobie nagle zjawę o wężowych oczach, która w noc Walpurgii chciała zabić Eryka. Wolałaby myśleć, że to jej się przyśniło, lecz w głębi ducha wiedziała, że nie. Przebiegł ją dreszcz.

– Powiedziałabym: tfu, tfu, na psa urok, ale obie lubimy psy – zażartowała niepewnie.

– Psów w to nie mieszajmy. I bez tego mają wystarczająco ciężkie życie. Odczynimy urok, mącąc nieco twój doskonały nastrój. – Marianna z powrotem usiadła na trzcinowym fotelu i założyła nogę na nogę. Pasek zsunął się z jej pięty i czerwony lakierowany sandał zakołysał się na końcach palców. – Więc we wrześniu będziesz w czwartym miesiącu? – spytała i nie czekając na odpowiedź, ciągnęła: – Coś pewnie będzie już widać. A nawet jeśli nie, to ludzie i tak się dowiedzą i zaczną gadać. Nie ukryjesz tego przed naszym proboszczem. Da ci dyspensę na białą suknię i welon?

– Myślałam o tym. – Zosia westchnęła. – Sukienka już kupiona i chyba się w niej zmieszczę, więc choćby z praktycznych względów… – Urwała. – Ale z welonu nici. Muszę wymyślić coś innego.

– Sukienkę włoży się do herbaty i przestanie być biała. W burym każdej matce Polce jest do twarzy. A na głowę proponuję wełnianą czapkę. Mam czerwoną, będzie pasować do sytuacji i do twoich włosów. Przypnie się jakiś kwiatek i po krzyku – powiedziała Marianna zgryźliwym tonem. – Czyś ty oszalała? Żyjemy w średniowieczu czy co? Pójdziesz w tej ślicznej białej sukience i w welonie. Osobiście tego dopilnuję.

– Czego dopilnujesz? – rozległ się głos za ich plecami.

W drzwiach werandy stał Andrzej Androżewski.

Zosia lubiła patrzeć, jak zmienia się twarz Marianny, gdy pojawiał się Androża: rysy jej łagodniały i od razu się uśmiechała.

– Kto ciekawy, nos do kawy – rzuciła Marianna, chyba wyłącznie z przyzwyczajenia, bo bez grama złośliwości. – Przynieś nam coś do picia. Najlepiej whisky. – Urwała. – Albo nie. W lodówce jest dzbanek z mrożoną herbatą.

– O! Zostałaś abstynentką?

– Tak. Pięć minut temu.

– Gratuluję – zaśmiał się, posłał jej całusa i wszedł do domu.

– Mogę mu powiedzieć? – spytała Marianna.

– Sama mu powiem.

– Pewnie, wszystkie przyjemności dla przyszłej mamy. Kiedy?

– Co kiedy?

– Kiedy mu powiesz?

– Powiemy wam jutro przy kolacji. A ty będziesz udawała, że jesteś zaskoczona.

Marianna zrobiła na kolację faszerowane cukinie z zieloną sałatą i młodą fasolką.

– Ta zołza mnie straszyła, że będzie faszerowany łeb świni, a na deser grasica w sosie karmelowym – powiedział Andrzej, czule dotykając dłoni Marianny.

– Musiałam zmienić menu, bo nie dostałam grasicy. Na deser będą racuszki z białego sera i miód. Już podaję.

Marianna wstała od stołu, a za chwilę przyniosła na tacy cztery talerze. Obok racuszków i kleksa gęstej śmietany na każdym leżał kawałek pszczelego plastra.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: