Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nareszcie wolna - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 sierpnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Nareszcie wolna - ebook

Amalia Montaigne całe życie przygotowywana była do roli królowej. Pewnego dnia dowiaduje się, że w szpitalu zamieniono ją z inną dziewczynką. Musi ustąpić miejsca prawowitej następczyni tronu. Dostrzega w tej sytuacji jeden plus: nie będzie musiała wychodzić za mąż za żadnego z wybranych dla niej kandydatów. Wyjeżdża na hiszpańską wyspę, gdzie kiedyś spędziła wakacje i zakochała się w Joaquinie Vargasie. Wtedy nie było szans na ich związek, ale teraz byłby możliwy. O ile Joaquin wybaczy jej, że go opuściła…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-9509-3
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Amalia Montaigne zrozumiała, jak bardzo kochała swoje dotychczasowe życie dopiero wtedy, gdy zostało jej odebrane. Przyjęła jednak tę lekcję z pokorą. Urodzona i wychowywana jako księżna koronna Ile d’Montagne, małego wyspiarskiego państwa na morzu Śródziemnym, spędziła dzieciństwo i młodość obserwowana i oceniana przez przyjaciół, wrogów i paparazzich. Taka była cena pójścia w ślady jej wytwornej matki, królowej Esme.

Od zawsze jej głównym zmartwieniem było znalezienie dla siebie małego wycinka egzystencji, który należałby tylko do niej, a nie do księżnej, związanej obowiązkami i konwenansami. Nie osoby publicznej będącej własnością wszystkich, lecz kobiety prowadzącej prawdziwe życie, które nie toczyło się na oczach wszystkich.

Niestety, prawdziwe życie nie było łatwo dostępne dla kogoś z jej pozycją. Jedyna jak dotąd próba na tym polu zakończyła się katastrofą. Z tego, co wiedziała Amalia, jej matka, królowa Esme, zrezygnowała z prawdziwego życia i poświęciła się bez reszty koronie. Esme mówiła wyłącznie o tronie i o dziedzictwie. Jeśli miała jakiekolwiek prywatne przemyślenia, skrzętnie je ukrywała przed córką.

Amalia dawno temu postanowiła, że nie będzie taka jak matka. Oczywiście zamierzała pełnić swoje obowiązki zgodnie z oczekiwaniami, ale też stworzyć miejsce, gdzie będzie mogła być tylko sobą.

Nie udało jej się jeszcze osiągnąć tego celu, a teraz było już bez znaczenia. Prawda wyszła na jaw, szokując cały świat i wywracając jej życie – prawdziwe czy jakiekolwiek inne – do góry nogami.

W szpitalu zamieniono noworodki i prawdziwa księżna Amalia, dziedziczka tronu Ile d’Montagne, trafiła na farmę w Kansas. Dziewczynka, która wychowała się na farmie i w której żyłach płynęła prawdziwie błękitna krew, wyszła później za mąż za przywódcę rebeliantów, którzy od wieków byli w otwartym sporze z rodziną królewską Ile d’Montagne.

Natomiast prawdziwa córka farmerów trafiła na dwór królewski. Amalia nie tylko nie była księżną koronną, przyszłością swojego kraju i dziedziczką po matce. Co gorsza, prawdziwa księżna powróciła, by odzyskać to, co należało do niej. Powróciła wraz zaprzysięgłym wrogiem, a małej wyspie groził przewrót, który zmieniłby rzeczywistość na zawsze.

Nie żeby miało to jakieś znaczenie dla Amalii, która wciąż królowała w nagłówkach plotkarskich mediów. Przypuszczała, że zainteresowanie nią szybko ustanie, a światła fleszy zostaną skierowane na kogoś innego. Imię Amalii będzie powracać jak bumerang raz na dekadę, by na nowo sprzedać stary skandal. Na tym się zapewne skończy. Zwłaszcza wtedy, gdy Delaney Clark, prawdziwa następczyni tronu, zostanie królową. A im bardziej niewidoczna będzie w międzyczasie Amalia, tym większe uda się wzbudzić zainteresowanie czytelników i widzów.

I pomyśleć, że o mały włos nie została królową. Tak będą szeptać, jadąc rankiem do pracy lub stojąc w kolejkach do odprawy na lotniskach.

Zaleta tej sytuacji polegała na tym, że po raz pierwszy w życiu Amalia mogła być, kimkolwiek chciała. Tylko że mając dwadzieścia pięć lat, na razie zupełnie nie miała pomysłu, co ze sobą począć, ponieważ jej przyszłość nie była, tak jak do tej pory, zaplanowana w szczegółach aż do dnia śmierci. Nie miała aktualnie nic do zrobienia poza byciem sobą.

– Gotowa?

Amalia uśmiechnęła się do asystentki, która stała tuż za nią w niedużym holu, z dala od głównego wejścia do pałacu, którego rodzina królewska używała do celów prywatnych. Paparazzi nie mieli tu dostępu. Zarówno Amalia, jak i kobieta robiły dobrą minę do złej gry. Asystentka udawała, że była pretendentka do tronu wymykająca się chyłkiem z pałacu to coś zupełnie normalnego. Amalia zaś symulowała spokój z powodu nagłej zmiany okoliczności.

Ale czy miała inne wyjście? Mogła protestować, krzyczeć i tupać, tylko co by tym zyskała? Litość? Pogardę? Litości nie cierpiała – na szczęście matka nie wpadła na to, by ją okazywać – zaś na pogardę była uodporniona.

Najlepiej było zrobić dobrą minę do złej gry. Starała się zresztą nie myśleć w szczegółach, jakie konsekwencje wiązały się z utratą tytułu, przynajmniej nie tutaj. Nie w miejscu, gdzie się wychowała. Stała spokojnie, z uniesioną głową, wiedząc, że o jej zachowaniu w ostatnich chwilach spędzonych w pałacu będzie się potem mówić.

Złączyła opuszczone dłonie przed sobą i przysunęła język do podniebienia, by nie usztywniać szczęki, gdy będzie rozdawać uprzejme uśmiechy. Często myślała o takich trikach i używała ich, będąc stale na celowniku obiektywów, żeby matka mogła być z niej potem dumna.

Teraz musiała sobie za każdym razem powtarzać, że królowa Esme nie jest jej prawdziwą matką. Nie miało znaczenia, że spędziły ze sobą dwadzieścia pięć lat. Wystarczyło kilka badań krwi, by wymazać ich relację.

Niesamowite, naprawdę. Wręcz trudne do pojęcia.

Zwłaszcza że na początku królowa nie chciała o niczym słyszeć.

Tron Ile d’Montagne nie dostanie się w ręce tych okropnych parweniuszy! Nie za mojego życia!

To wyjątkowo wyrafinowane oszustwo, popierała matkę Amalia.

Pamiętała tę chwilę wyjątkowo dobrze. Obie z matką siedziały przy śniadaniu, jak co rano. Podawano je w prywatnym salonie, żeby Esme mogła do woli wymyślać swoim wrogom, zwykle rebeliantom w górach, ale czasami niedostatecznie czołobitnej prasie europejskiej, a także robić Amalii wykłady na temat strategii poszukiwania odpowiedniego kandydata na męża lub krytykować jej publiczne wyjścia.

Amalia dawno temu nauczyła się, kiedy traktować te wykłady jak konwersację, a kiedy się nie odzywać, słuchając niekończącego się monologu.

„Wyrafinowane” nie jest słowem pasującym do ludzi pokroju Cayetana Arcieriego i tej jego odwiecznej obsesji pozbawienia mnie tronu – fuknęła Esme tamtego dnia.

Ale Cayetano, przywódca rebelii i cierń w boku rodziny królewskiej, dobrze rozegrał to rozdanie. W sekrecie poślubił dziewczynę z farmy, a dopiero potem udzielił wywiadu zaprzyjaźnionej gazecie brytyjskiej, w którym jakby od niechcenia wspomniał, że jego świeżo poślubiona żona jest – cóż za przypadek – zaginioną przed laty córką nikogo innego jak samej królowej Esme.

Esme, która miała problemy z donoszeniem ciąży, została przewieziona do Stanów Zjednoczonych, gdzie znajdował się jedyny na świecie szpital, który specjalizował się w tego rodzaju komplikacjach. Znalazła się tam w tym samym czasie co inna matka – moja prawdziwa matka – co Amalia też ciągle musiała sobie powtarzać. Pielęgniarka, która pomyliła noworodki, oddając prawdziwą księżnę niewłaściwej matce, nie mogła się już bronić. Zmarła wiele lat temu.

Dwoje dzieci podmienionych w szpitalu, powiedział Cayetano spokojnym tonem, który był jego znakiem rozpoznawczym podczas wystąpień w mediach. Któż mógłby się spodziewać podobnych rewelacji?

A ponieważ Cayetano spędził sporą część swojego życia na budowaniu dobrych relacji z mediami, w których kreował się na protagonistę raczej niż czarny charakter, jego rzucona mimochodem uwaga wznieciła prawdziwy pożar.

Nie mogę zrozumieć, co chce osiągnąć tym razem, powiedziała Esme następnego ranka po ukazaniu się wywiadu, stukając znacząco w rozłożony przed nią plik gazet. Takie oskarżenie bardzo łatwo obalić. Cóż za głupiec!

Tamtego wieczora, gdy Amalia została wreszcie sama po długim i męczącym dniu, pomyślała sobie, że to musi być cudowne dorastać na farmie w miejscu takim jak Kansas. Stany znała głównie z _Czarnoksiężnika z Oz_ – filmu, który obejrzała co najmniej sto razy. Stojąc przy oknie, patrzyła na roziskrzoną światłami stolicę Ile d’Montagne z jej błękitnymi dachami i bielonymi budynkami, tworzącymi urokliwy widok w ciągu dnia, i pomyślała wtedy: Czy nie byłoby zabawne, gdyby matka okazała się Złą Czarownicą z Zachodu?

Wtedy nie myślała jeszcze, że opowieści Cayetana mogą być prawdziwe. Jak mogła być kimś innym, kiedy rzesze nauczycieli, asystentek i ministrów dbały o to, by była dokładnie taka, jaka miała być?

Potem przyszły wyniki badań krwi, następnie powtórki tych badań. W prasie spekulowano na ten temat bez przerwy. Amalia domyśliła się w końcu, jaka jest prawda, gdy zauważyła, że królowa odsuwa się od niej. Nagle nie miała czasu na wspólne śniadania. Nieco później Amalia została wysłana na wyjątkowo nieprzyjemne spotkanie z Delaney Clark, dziewczyną z Kansas i niespodziewaną przyszłą królową, by pokazać, że korona przyjmuje do wiadomości nową rzeczywistość. Starała się godnie reprezentować dwór.

Amalia widziała się z Esme jeszcze tylko jeden raz sam na sam. Królowa wezwała ją do oficjalnych komnat, gdzie zgromadzili się dostojnicy państwowi, by złożyć jej hołd, a podwładni otrzymywali reprymendy za wszelkie najdrobniejsze przewinienia. Amalia została przydzielona do tej drugiej grupy i musiała stać w dalszej odległości od matki, jakby nie miały ze sobą nic wspólnego.

Kobieta, którą jeszcze niedawno nazywała matką, nie zrobiła najmniejszego gestu w jej stronę ani nie starała się jej jakoś pocieszyć. Nie była zresztą wylewna także przez poprzednie dwadzieścia pięć lat życia Amalii.

Zawsze będziemy o ciebie dbać, powiedziała Esme sztywno. Może tak wyglądała empatia w jej wydaniu? Nie musisz się o nic martwić, Amalio. Jestem głęboko przekonana, że nic z tego, co się wydarzyło, nie jest twoją winą.

To byłaby najdłuższa intryga na świecie. Zwłaszcza że rozpoczęłam ją, mając zaledwie trzy dni, powiedziała spokojnie.

Dawniej Esme zapewne oburzyłaby się za taki komentarz, dziś uśmiechnęła się nieco sztywno. Amalia nie spodziewała się serdecznych uścisków. Esme nie lubiła, gdy jej dotykano, i wiedzieli o tym nawet goście, których ostrzegano, by zbytnio nie zbliżali się do królowej. Zawsze jednak miała nadzieję, że może się to zmienić.

W każdym razie, ­powiedziała Esme lodowato, zadecydowaliśmy, że najlepiej byłoby, gdybyś usunęła się w cień.

Oczywiście, powiedziała Amalia, bo co innego mogła zrobić? Jak Wasza Królewska Mość sobie życzy.

To był ostatni raz, gdy się widziały. Jej Wysokość zawsze była zbyt zajęta dla ludzi, którzy nie wydawali jej się istotni. Mogła to też być kwestia szoku.

Będąc w łaskawszym nastroju, Amalia uważała, że królowa sama nie wiedziała, co należy zrobić albo powiedzieć. Nikt jej nie przygotował na taką sytuację. Badania krwi jako dowód musiały do głębi wstrząsnąć biedną Esme, która nie zauważyła, że podmieniono jej dziecko, nie dostrzegła, że wychowuje uzurpatorkę, a nie prawdziwą księżniczkę. O wiele więcej mówiło to o niej niż o córce, od której się teraz zdystansowała.

Gazety zapewne widziały to w podobny sposób.

Amalia nie potrzebowała już dwóch dodatkowych numerów obsługiwanych przez urzędników dworskich. Musiał jej wystarczyć jeden prywatny numer, na który zresztą nikt nie dzwonił, bo nikt nie wiedział, do kogo należy. Ludzie wiedzieli tylko tyle, że nie była już księżną.

Była przyzwyczajona do otaczającego ją zawsze wianuszka mężczyzn, z których jeden miał być tym jedynym, zaakceptowanym przez królową. Amalia zawsze uważała ich za nieco irytujących, zdziwiło ją więc, że dostrzegła brak atencji.

Nawet po tym, jak Esme ograniczyła to grono do dwóch kandydatów, Amalia nie poświęcała im więcej uwagi. Obaj byli aż nadgorliwie hojni i zatroskani. Tymczasem żaden nawet się nie odezwał do niej, gdy wybuchła afera.

To mówiło samo za siebie.

A może powinna to potraktować jak prezent, zastanawiała się, zawieszona w próżni, czekając, aż królowa zdecyduje, że może odjechać. Prezent, na który kiedyś będzie patrzyła z wdzięcznością. Zawsze ją nurtowało, jak bardzo ludzie cenią ją samą, a nie tytuły i majątek. Teraz już to wiedziała.

– Jeszcze chwila – powiedziała siedząca obok asystentka, przykładając dłoń do słuchawki umieszczonej w uchu. – Potem będzie pani mogła nareszcie wyjechać.

Zupełnie jakby Amalia wybierała się na urlop, a nie została wydalona z pałacu kuchennymi drzwiami i w niesławie, a fakt, że nie było w tym jej winy, nie miał najmniejszego znaczenia.

Pałac szczegółowo zaplanował jej wyjazd.

Królowa zorganizowała wielkie przyjęcie z okazji powrotu Cayetana Arcieriego i jego żony Delaney, nowej księżnej Ile d’Montagne, z podróży poślubnej. Pierwszy raz od wzniecenia rebelii przedstawiciel rodu Arcierich postawił nogę w pałacu królewskim.

Wobec tak doniosłych wydarzeń nikt nie zwróciłby uwagi na Amalię opuszczającą pałac pod osłoną nocy. I o to właśnie chodziło.

Ostatnie tygodnie Amalia spędziła, patrząc na przygotowania do przeprowadzki. Z tym że w jej przypadku nie była to zwykła przeprowadzka z jednego domu do drugiego. Miała zabrać rzeczy osobiste, a to, co królowa uzna za stosowne jej podarować, miało zostać wyekspediowane do magazynu pod Paryżem. Dlaczego akurat tam, pozostawało tajemnicą.

Amalia, która, planując swoje życie, nie wybiegała myślami poza Ile d’Montagne, musiała nagle zacząć się zastanawiać, gdzie zamieszka i jak zorganizuje sobie życie, którym do tej pory zarządzał cały dwór królewski.

Miała nadzieję, że poradzi sobie z takimi rzeczami jak płacenie rachunków albo w ogóle ich otrzymywanie. Jeśli wyniosła jakąś lekcję z oglądania telewizji przez te wszystkie lata, to taką, że większość ludzi była zajęta opłacaniem rachunków. Wyobrażała sobie, że wkrótce też to będzie robić.

Była eksksiężną z zerowymi umiejętnościami przetrwania na ulicy. Nie miała wątpliwości, że stanie się łatwym łupem dla ludzi, którzy będą chcieli wykorzystać jej naiwność. Ale to nie był problem pałacu. Pałacowi zależało na tym, by Amalia do końca życia zachowywała się przyzwoicie i nie narobiła wstydu swojej byłej matce.

Podczas rozmowy z ministrem wyraziła nawet swoją gorycz z tego powodu. Ale minister, zwykle dość oschły, zaskoczył ją słowami, z których biło autentyczne współczucie.

Zawsze byliśmy pod urokiem pani wdzięku i charakteru, powiedział z zadumą, która starła uśmiech z twarzy Amalii. ­Mam powody sądzić, że niezależnie od tego, co wydarzy się w przyszłości, nie zmieni się pani aż tak bardzo. Na pani miejscu wcale nie traktowałbym tego jako kary. To jak wyjście na wolność.

Dzisiejszego wieczora to ostatnie słowo odbijało się echem w głowie Amalii. Wolność.

Kiwnęła głową w stronę asystentki, gdy wreszcie dostała pozwolenie, by wyruszyć w drogę. Posłała jej taki sam uśmiech, jakiego uczyła się przez lata w lustrze. Spokojny i zrelaksowany. Potem przekroczyła pałacowe progi po raz ostatni i wślizgnęła się do czekającego na nią, niewyróżniającego się niczym samochodu, który miał ją zabrać do przystani, skąd odpłynie jachtem, zostawiając za sobą Ile d’Montagne. Prawdopodobnie na zawsze.

Nie umiała wymyślić teraz ani jednego powodu, dla którego mogłaby tu kiedykolwiek wrócić. Wyspa przypominałaby jej tylko o tym, co niegdyś kochała i co utraciła wskutek podstępu albo zwykłej pomyłki.

Zresztą, może i dobrze, pomyślała, wchodząc na pokład niewielkiego jachtu z załogą złożoną z najbardziej zaufanych ludzi królowej. Pora podnieść żagle i płynąć ku wolności.

Amalia nie była obeznana z koncepcją wolności. Jej nauczyciele wytłumaczyli jej kiedyś, że wolność jest dla innych, tych mniej uprzywilejowanych, a nie dla przyszłej królowej.

I poza jednym wyjątkowym zupełnie latem, była to rzeczywiście prawda.

Amalia nie wyszła na pokład, nie chciała, by ktoś ją zobaczył. Rozczarowałoby to królową. Poza tym nie chciała patrzeć na znikającą w oddali wyspę. Na życie, które nigdy już nie będzie należało do niej. Na wszystko, co tego wieczora bezpowrotnie utraciła.

Zamknęła się w swojej kajucie i zwinęła w kłębek na przygotowanym do spania łóżku.

Tu mogła robić, co chciała. Nikt nie będzie jej robił wyrzutów. Nikt nie przypomni jej o obowiązkach. Już ich przecież nie miała. Miała za to wolność, czymkolwiek ona była.

Nareszcie mogła bez poczucia winy myśleć o tamtym gorącym lecie i o mężczyźnie, który zawrócił jej w głowie.

Joaquin Vargas. Już samo brzmienie imienia i nazwiska wprawiało ją w drżenie.

Miała wtedy dwadzieścia lat. Zawsze trzymana pod kloszem i zawsze pilnowana. Nigdy nie pozostawiano jej samej z obawy, że przez decyzje, jakie mogłaby wtedy podjąć, dwór królewski najadłby się wstydu.

Zbyt wielu nastolatków z europejskich rodów królewskich trafia na pierwsze strony gazet, powiedział jej rzecznik prasowy pałacu, jeszcze zanim osiągnęła wiek nastoletni. Jej Królewska Mość nie życzy sobie, by Ile d’Montagne znalazła się w tych niechlubnych rankingach. Czy jasno się wyrażam, Wasza Wysokość?

Amalia doskonale wiedziała, co jej wolno, a czego nie. Jej przypadkowe zdjęcia w brukowcach oznaczały nie tylko szkody wizerunkowe, ale nawet mogły wywołać zamieszki.

Tamtego lata, gdy skończyła dwadzieścia lat, rebelianci w górach dawali się we znaki monarchii mocniej niż zazwyczaj, a Cayetano cieszył się coraz większą sympatią w mediach. To doprowadzało królową Esme do szaleństwa. Może dlatego zdecydowano, że młoda księżna powinna wyjechać na wakacje, zamiast brać udział w politycznych debatach.

Możesz jechać, jeżeli nie będziesz się rozbijała jachtami po Lazurowym Wybrzeżu jak jakaś hollywoodzka celebrytka.

Amalia nie pamiętała, w jaki sposób znalazła Cap Morat, wyspę u wybrzeży Hiszpanii, która przez wieki była fortecą, potem popadła w ruinę, aż wreszcie kupił ją jakiś miliarder i zmienił w luksusowy hotel gwarantujący gościom prywatność i dyskrecję. Pałac wynajął wszystkie miejsca na lato, tak więc Amalia miała na miejscu do dyspozycji większość pracowników, z których korzystała w pałacu. Wokół wyspy krążyły patrole, ale Amalia miała nieco więcej swobody, niż gdyby na wyspie znajdowali się jeszcze inni goście.

Szybko zaprzyjaźniła się z obsługą, ale najbardziej zainteresował ją właściciel.

Joaquin Vargas. Dziś już nie pamiętała, co wiedziała o nim wtedy, a czego dowiedziała się dopiero później. Był miliarderem. Zaczął od zera, a jednak stał się legendą. Wśród jego najbardziej spektakularnych przedsięwzięć biznesowych była zapomniana od dawna wyspa, na której Amalia spędziła niezapomniane wakacje.

Z ich pierwszego spotkania zapamiętała intensywnie zielone oczy i twarz, która zdawała się wykuta w kamieniu. Mogła przyznać, że zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. W jednej chwili była sobą, jadła śniadanie na patio z widokiem na morze. Na twarzy czuła lekki powiew bryzy. Słyszała śpiew ptaków ukrytych w koronach drzew. Próbowała nacieszyć się chwilową przerwą od pałacowego życia, bo wiedziała, że kolejna taka okazja nieprędko się nadarzy. Myślała też o tym, dlaczego matka tak nalega, by wybrać kandydata na męża dla swojej jedynej córki. A także o tym, że obaj kandydaci, którzy dotarli do finału kwalifikacji, zupełnie jej nie interesowali.

Potem oderwała wzrok od talerza i zobaczyła stojącego naprzeciwko Joaquina. W tym momencie jej życie zmieniło się na zawsze.

Zadrżała nieznacznie, leżąc w kabinie, i owinęła się kaszmirowym pledem. Spróbowała kilku głębszych oddechów, które według jej trenera osobistego miały moc oczyszczającą i wręcz magiczną.

W zaciszu swoich myśli Amalia mogła przyznać, że po tych kilku latach chętnie wróciłaby do znajomości z Joaquinem. Wystarczyłoby, że znów na nią spojrzy, by wzniecić w niej ten sam żar co wtedy. Nic dziwnego, że postanowiła zaszyć się najpierw tutaj.

Tamtego lata nie mieli dla siebie perspektyw. Wakacje dobiegły końca. Nie było szans, by królowa Esme zaakceptowała hiszpańskiego biznesmena bez arystokratycznego tytułu jako odpowiednią partię dla córki, która miała w przyszłości odziedziczyć tron. Nie chciałaby na ten temat nawet rozmawiać.

Amalia spędziła wakacje w raju. I tak było to więcej, niż kiedykolwiek odważyła się pomyśleć. Ona i Joaquin byli w sobie zakochani tak mocno i tak głęboko, że nie opuściłaby go za nic, gdyby była kimś innym, a nie przyszłą królową. Tymczasem musiała zakończyć tę znajomość nagle i w nieprzyjemny sposób, a potem wrócić do swoich obowiązków, zaplanowanego w każdym szczególe życia oraz konkurentów do ręki, których wybrała matka.

Leżąc z zamkniętymi oczami w kajucie jachtu, mogła przenieść się do tamtych szczęśliwych letnich dni pięć lat temu. Udawać, że Joaquin jest jej sekretem, który skrzętnie ukrywała jak cenny klejnot.

Prawda jednak była taka, że wynajęła dla siebie niedużą willę na wyspie pod zmienionym nazwiskiem, by nie ściągnąć na siebie uwagi tabloidów. Nie spodziewała się też powtórki tamtych magicznych dni sprzed pięciu lat. Nie po tym, jak go wtedy zostawiła. Tym razem musiała ukryć się sama – przed całym światem i pozostałymi gośćmi na wyspie – dopóki nie poczuje się na tyle silna, by zrozumieć, co się z nią dzieje i opracować jakiś plan na przyszłość.

Być może przyjdzie taki dzień, że uzna swoją dość nagle odzyskaną wolność za ekscytującą. Do tego czasu zamierzała patrzeć na morze, chronić się przed prasą i spekulacjami oraz uleczyć swoją duszę w jedynym miejscu na świecie, gdzie pozwoliła sobie puścić wodze wyobraźni i myśleć w kategoriach co by było, gdyby.

Może kiedyś odwiedzi swoją prawdziwą matkę, tę, która wychowała prawdziwą księżnę na farmie w Kansas. Ale najpierw musiała pogodzić się z utratą dotychczasowej matki. Wymagającej, trudnej i nieprzystępnej królowej Esme. Żałobę zacznie od jutra.

Dzisiejszego wieczora Amalia zamierzała zasnąć i obudzić się, gdy jacht znajdzie się u wybrzeży Cap Morat.

Wczesnym południem następnego dnia, przyszykowała się i wyszła na pokład, szukając wzrokiem wyspy, która początkowo była niewielkim punktem, by teraz prezentować się w całej okazałości. Mury starej fortecy lśniły w blasku słońca.

Wyspa nie była duża, można ją było obejść podczas półdniowej przechadzki. Już nie mogła się doczekać długich spacerów skalistego wybrzeża strzegącego dostępu z jednej strony i piaszczystej plaży z drugiej. Tego jej było trzeba. Idealne miejsce, by oswoić się z nową rolą kobiety, która pozostawiła za sobą pałacowe życie, by stać się kimś zupełnie nowym. Amalia jeszcze nie wiedziała kim.

Dreszcz przepłynął jej po plecach, gdy o tym myślała, ale zdołała przekonać samą siebie, że to tylko chłodniejszy powiew wiatru.

Wyspa wydawała się pogrążona w szczególnej ciszy, pomyślała, schodząc z jachtu na brzeg. Uśmiechnęła się lekko, poszukując spojrzeniem kogoś z obsługi hotelowej. Choć obsługa mogła być przecież zajęta. Tym razem Amalia nie była jedynym gościem na wyspie.

Niezrażona ruszyła kamienną ścieżką prowadzącą z przystani do głównego wejścia hotelu. Każdy krok budził wspomnienia. Miała wielką chęć zrzucić buty ze stóp i poczuć pod nimi ciepło kamyków nagrzanych słońcem. Nie mogła się doczekać, aż wyjmie wszystkie szpilki z misternie ułożonego koczka i rozpuści włosy. Chciała pływać w morzu, wylegiwać się na słońcu bez zastanawiania się, czy nie zaszkodzi to jej skórze, która zawsze musiała wyglądać perfekcyjnie podczas niekończących się sesji zdjęciowych.

W tym miejscu czas się nie liczył, pomyślała, wchodząc głównym wejściem. Lobby hotelowe było puste i Amalia przystanęła nieco zaskoczona. Musiał być tu przecież jakiś personel. Popatrzyła w prawo, potem w lewo i obróciła się, stopniowo przypominając sobie znajomo wyglądające wnętrza. Kominek w ścianie, fontanna pluskająca pośrodku, wysokie łukowate sklepienie z żyrandolami. Wszystko statyczne i pozbawione życia.

Po kilku chwilach dostrzegła, że od jednej ze ścian oderwał się jakiś cień zmierzający teraz w jej stronę.

Najpierw uznała, że to wyobraźnia płata jej figle, ale sylwetka w ruchu też była znajoma. Rozpoznała ją prawie od razu i zaczerwieniła się z emocji, nie tylko na twarzy. Jej ciało płonęło żarem wspomnień i fantazji, które z nich wyrosły.

Jak we śnie, z którego budziła się, stwierdzając ze smutkiem, że jest w łóżku sama. Zawsze sama. Może dlatego wpatrywała się w niego łakomie, a kiedy wyszedł z cienia, stwierdziła z ulgą, że nadal jest tym Joaquinem, którego zapamiętała.

Wysoki, postawny, z ciałem będącym symfonią muskułów – od szerokich barków aż po wąskie, atletyczne biodra. Miał na sobie elegancko skrojony ciemny garnitur, który i tak nie zdołał przykryć nieco mrocznego uroku, jakim zawsze emanował. Może z powodu kruczoczarnych włosów albo mocno zarysowanej szczęki, która upodobniała go do wojownika. Tak się po prostu nosił i wyglądał, jakby zawsze był gotowy do starcia. Czy to z bandytami, czy z krnąbrnymi księżniczkami.

Przez te kilka lat śledziła jego zdjęcia w mediach. Na wielu był z pięknymi kobietami. Z tego powodu zdarzało jej się nawet płakać. Studiowała jego przystojną twarz na każdym ze zdjęć, poszukując Joaquina, którego poznała tamtego lata. Kochała surowe rysy twarzy, anielsko piękne kości policzkowe i zmysłowe usta.

Nigdy wcześniej nie widziała tego lodowatego żaru, jakim lśniły jego zielone oczy, gdy patrzył na nią, zbliżając się.

W jej snach nigdy tak na nią nie patrzył. Wtedy w jego oczach była tylko namiętność, miłość, zrozumienie.

Wybaczenie.

Gdy był już bardzo blisko, wcale się nie zatrzymał. Wyciągnął rękę i dotknął jej brody, przesuwając ją lekko to w jedną, to w drugą stronę, jakby chciał się upewnić, czy to na pewno ona. Amalia zadrżała pod tak bezpardonowym gestem.

– Już nie tak dumna i wszechwładna… – stwierdził niskim głosem, który przeszył dreszczem jej ciało.

Ten głos, którym uwodził ją tamtego lata, gdy tańczyli w pustych salach balowych, gdy szeptał komplementy, leżąc z nią w łóżku. Odebrał jej dziewictwo, ale dał w zamian o wiele więcej. Uczucie, pożądanie, marzenia.

– Chyba uprzedzałem, co się stanie, jeśli ośmielisz się tu kiedykolwiek wrócić?

– Joaquinie… – szepnęła.

– W takim razie pozwól, że przypomnę. – Zielone oczy jaśniały furią, którą widziała tylko raz, tamtego dnia, gdy się rozstali. Z pewnością nie było to miłe powitanie i na pewno nie takie, jakie sobie wyobrażała. To była zemsta.

– Zniszczyłaś mnie, Amalio. Obiecałem ci, że jeśli kiedykolwiek nadarzy się okazja, odpłacę ci tym samym. I oto jesteś. Wyrzucona z królestwa i poniżona. Wiedziałem, że przyjedziesz właśnie tutaj!

Głos Joaquina dudnił w przestronnym hallu niczym odgłosy szalejącej burzy.

– Joaquinie… – spróbowała ponownie, choć za każdym razem, gdy wypowiadała jego imię, uścisk palców na jej podbródku stawał się silniejszy, przypominając jej, jaką władzę miał nad nią jej były kochanek.

Wzięła głęboki oddech, walcząc z nerwami. Nie była pewna, czy osiągnie spokój, ale sam fakt, że próbowała, mówił bardzo wiele o tym, jak inną była dziś osobą od tamtej dziewczyny sprzed pięciu lat. Była przygotowywana do objęcia obowiązków królowej w przyszłości, a przyszłe królowe nie mogły sobie pozwolić, by ktokolwiek trząsł nimi jak wątłym drzewkiem.

Nawet ktoś taki jak Joaquin Vargas.

Amalia była wdzięczna sobie i Esme za te wszystkie lata, które dawniej wydawały jej się stratą czasu. Nauczyła się je cenić teraz, gdy nie miała już żadnych szans na objęcie tronu. Niezależnie od tego, mogła wykorzystać nauki do obrony przed mężczyzną, który tak bezpardonowo na nią napadł.

– Nie sądziłam, że cię tu spotkam – powiedziała. – Dlatego zarezerwowałam miejsce pod zmienionym nazwiskiem. Chciałam być zwykłym gościem, nikim więcej. Nie tak jak wtedy, gdy byłam tu ostatnim razem …

– Widzę, że z wiekiem nauczyłaś się kłamać – powiedział i zmusił ją do podniesienia głowy. Nawet jeśli Joaquin jej nienawidził, nie widziała żadnej różnicy. Płomień był nadal płomieniem, a ona pragnęła go tak samo mocno jak kiedyś. Jego usta wykrzywione wściekłością były nie mniej ponętne niż dawniej. – Nie martw się jednak, Amalio. Z tym też sobie poradzę – powiedział i zbliżył gwałtownie twarz. Zderzyli się ustami i świat wokół nich przestał wirować.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: